Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem z mamą, nie daję rady.


Rekomendowane odpowiedzi

Moja mama zwariowała. Kiedyś, to była normalna, fajna – mama. Obecnie wszystko przewróciło się do góry nogami. Zaczynając od tego, że ubiera się jak dziecko z gimnazjum – buty na koturnach, jakieś wiejskie tuniki, leginsy albo krótkie spodenki… Dodam, że jest dyrektorką w szkole, w małej miejscowości gdzie wszyscy nas znają i ma 47 lat. Nie mam nic do tego żeby ubierać się na luzie w odpowiednich momentach, ale można robić to z klasą, a ona robi to z kiczem na bardzo dużą skalę. Chciałaby zapewne wrócić do czasów swojej młodości, ale to tylko ukazuje jak bardzo jej się przewróciło w głowie. Kiedy ktoś zwróci jej uwagę, to krzyczy, wpada w szał i tak nie daje to żadnych rezultatów, ona uważa że zwracamy jej uwagę, bo jej zazdrościmy, a my tylko chcielibyśmy żeby ona była normalna. To nie jest największy problem. Od zawsze nie układało jej się z tatą, nasze dzieciństwo wyglądało tak, że albo się kłócili i nie odzywali tygodniami, albo rozmawiali ze sobą, a my tylko czekaliśmy na ten moment kiedy dojdzie do kłótni i potem będzie trochę czasu spokoju. Obecnie rodzice nie rozmawiają ze sobą od kilku lat, a mieszkają razem – najgorzej, że razem z nami… Moja mama sfiksowała na maks. Opowiada, że pisze maile z jakimiś ludźmi z Włoch. Którzy są bogaczami (taki odpowiednik naszych Kulczyków). Oni wysyłają jej zdjęcia – zdjęcia wyglądają jak z gazet, ale ona nie widzi w tym nic dziwnego. Cala ich rodzina nie ma jednego wspólnego zdjęcia. Moja mama twierdzi, że to dlatego że zawsze jedno robi zdjęcie drugiemu. Ktoś zwyczajnie ją wkręca, od kilku lat ! ona w to wierzy ! Mimo, że z rodzeństwem mówimy jej, że to ściema. Problem się pogłębia, bo ona ma coś na punkcie pieniędzy, to już nawet nie o to chodzi, że nie daje nam ani grosza, a zarabia około 4 tysięcy miesięcznie. Chodzi o to, że chowa przed nami chleb, jajka, pastę do zębów, papier toaletowy. To trwa już od lat. Bardzo mi ciężko z tym psychicznie. Jak można robić takie rzeczy własnym dzieciom. Często przez to płaczę. Kupujemy sobie z rodzeństwem sami jedzenie. Nie wszystko – wiadomo. My pytamy, czy możebny coś sobie wziąć. We własnym domu. Bo potem jest awantura, że ktoś coś wziął. Klnie na nas, wyzywa nas. Ja to nagrywam, mam tego nagrania. Robie zdjęcia temu schowanemu jedzeniu w jej pokoju. Jak kiedyś zapytałam czemu ma schowane jajka w szafce, to powiedziała, że zapomniała wynieść  żal. A w całej wytłaczance nie było 5 jajek. Po prostu brała sobie. Znam rodziców, którym jest ciężko, nie mają pieniędzy. Wtedy rozumiem, że dzieci muszą przejąć część obowiązków. Zresztą wszyscy sobie dobrze radzimy, ale żeby chować jedzenie? Papier toaletowy? Moja siostra w zasłonce, w łazience znalazła ostatnio pastę do zębów. Czy to się komuś mieści w głowie? Kupuje ciasta, lody koleżankom, sąsiadkom, a nas tak traktuje. Obecnie muszę powiedzieć, że jej nienawidzę. Jak można tak traktować własne dzieci, które nigdy nie sprawiały kłopotów. Mieliśmy zawsze świadectwa z paskiem. Na studiach chodziłam w podartych dżinsach. Były przetarte, bo nie dawała mi na ciuchy. Sama ma kilka szaf ubrań. Które założy prze tydzień, a potem rzuca – już nigdy ich potem nie zakłada. Myślę, że miesięcznie na ciuchy, buty wydaje około tysiąca złotych. Ma okropny bałagan, w pokoju, w szafach. Wszędzie. Nic nie może nigdy znaleźć, a wtedy wpada w szal i płaczę i robi aferę na cały dom, jaka ona jest biedna ile ma na głowie, jaka jest nieszczęśliwa. Jak z siostrą gdzieś idziemy – na imprezę, na wesele – nie może tego znieść, robi nam aferę, że teraz akurat trzeba sprzątać, że nic nas nie interesuje, że ona tak nie chodziła. Krzyczy, a my przez to płaczemy. Jedyny jej obowiązek, to kupowanie jedzenia. My ze wszystkim innym sami się utrzymujemy. Nigdy nie dała nam na wakacje, nigdy nie dała na ciuchy. Chodziliśmy ubrani jak wieśniaki, podczas gdy nasza matka, na każdą, podkreślam KAŻDĄ imprezę, wyjście, początek roku, koniec roku – musi mieć nowe ubranie. Rozumiecie to? Ja jej nigdy nie pomogę, nie będę się nią opiekować jak będzie stara. Nienawidzę jej. Ona nie rozumie rodzicielstwa, nie rozumie że kiedyś będzie stara, że będzie potrzebować opieki. Rodziny. Ona wierzy tylko w obcych ludzi. Wszyscy są fajni, tylko nie my. Dużo osiągnęliśmy, a ona się tym chwali obcym jakby to było dzięki niej. Jak kiedyś siostra poprosiła o 200 złotych na książki – dała jej (siostra studiuje medycynę), to potem mama krzyczała, że ją okrada i kłamie i to nie na książki było. Mnie nie raz posądzała o kradzież, że biorę jej pieniądze z portfela, że jej giną, a ona się nie kontroluje w wydatkach. Kupuje tabuny gazet. Idiotycznych. Wydaję na to kupę kasy. Kupuje dużo rzeczy, bo ktoś ma a potem nawet ich nie używa. Kupiła wypiekacz do chleba, który od roku stoi nierozpieczętowany, maszynę do czyszczenia, której też nie używa. Ma kompleksy, że ktoś coś ma. Robi sobie milion zdjęć. Milion. Podbiera moje i siostry ciuchy – robi sobie w nich zdjęcia i wstawia na portale internetowe. Nie mam siły. Pomóżcie mi. Co ja mam robić? Jak żyć, nie mogę tego znieść. Czy ktoś ma podobny problem. Ja mam nerwicę, sama wpadam w szał przez to. Rodzeństwo mówi, żeby się nie odzywać, ale jak można nie reagować na to wszystko? Mówią żeby nic jej nie mówić, że to i tak nic nie da. Mimo, że jestem najstarsza, to ja najbardziej to przezywam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiecie to? Ja jej nigdy nie pomogę, nie będę się nią opiekować jak będzie stara. Nienawidzę jej. Ona nie rozumie rodzicielstwa

Doskonale rozumiem - mieszkając w domu rodzinnym także nienawidziłam swoich rodziców. Wyprowadziłam się około pół roku temu i nagle okazauje się, że na odległość nie są tacy straszni (nasze wzajemne zainteresowanie sobą polega co prawda wyłacznie na monitorowanie tego, czy żyjemy, ale przynajmniej nie ma awantur).

Problem chowania wszystkiego też nie jest mi obcy. Było mi strasznie przykro, że mamusia chowa przede mna kawę, cukier, podpaski, komsetyki... Jakbym niby wszystko jej zabierała? Kiedyś zrobiłam sobie trzy kanapki (!) i słyszę później "już chleb wjeb*ła".

Strasznie męczyła mnie ta sytuacja. Teraz przyjeżdżam do domu raz na miesiąc (i to tylko przez wzgląd na brata) i jest nawet miła.

Masz możliwość odseparowania się od matki i zamieszkania osobno?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie rozumiem jak udając inteligentną osobę, tak można się zachowywać. Myślę, że w przeciągu roku wyprowadzę się z domu, ale problem nie zniknie, ja bym chciała sprawić, że ona zobaczy to wszystko co robi, że się zawstydzi, że zrozumie. Nie da się z nią porozmawiać, ja zaczynam o swoim problemie, a ona zaczyna opowiadać o sobie oczywiście o tym, że ona ma tak samo. jest narcyzem, jest zadufana w sobie, jest zakompleksiona. Wszystko musi kręcić się wkoło niej. Skąd to się bierze, takie traktowanie najbliższej rodziny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie chyba nie lubią czytać takich rzeczy, ale i tak to napiszę. Twoja matka jako matka jest nieudolna. Może zwyczajnie zbzikowała. Jeśli nie sądzisz, że jest jakiś sposób na zaprowadzenie jej do specjalisty, to możesz tylko i wyłącznie się usamodzielnić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skąd to się bierze, takie traktowanie najbliższej rodziny?

A wiesz, że kiedyś się też nad tym zastanawiałam? Jednak zmęczona tęgą rozkminą porzuciłam temat, bo i tak nie byłam w stanie wyciągnąć żadnych racjonalnych wniosków, a wszelkie próby reformacji mamusi okazały się po prostu porażką, gdyż ona wcale nie chciała się zmieniać - straciłam jedynie mnóstwo czasu i energii, a efektów żadnych (poza tymi negatywnymi, bo na każdy mój argument podczas próby nawiązania konwersacji matka reagowała frustracja i krzykiem).

Twoja mama, na pewno srogo rozczarowana swoim życiem, próbuje coś nadrobić i odzyskać zabierajac się do tego, że tak powiem, od dupy strony. Temat dla psychologa, ale przypuszczam, że nawet nie ma sensu jej tego sugerować.

Kiedy się wyprowadzisz, problem rzeczywiście nie zniknie, ale nie będzie Cię aż tak bardzo dotykał, co pozwoli nieco bardziej obiektywnie spojrzeć na sprawę, nabrać dystansu i uspokoić emocje.

A jaki kontakt macie z tatą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie chyba nie lubią czytać takich rzeczy, ale i tak to napiszę. Twoja matka jako matka jest nieudolna. Może zwyczajnie zbzikowała. Jeśli nie sądzisz, że jest jakiś sposób na zaprowadzenie jej do specjalisty, to możesz tylko i wyłącznie się usamodzielnić.

Moja matka jest w tym samym wieku co matka autorki postu. Juz na sam dźwięk słów "psycholog", "terapeuta", "psychiatra" reaguje alergicznie. Zasugerowanie wizyty u specjalisty zaowocuje tutaj co najwyżej wrzaskiem, obrazą i płaczem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie chyba nie lubią czytać takich rzeczy, ale i tak to napiszę. Twoja matka jako matka jest nieudolna. Może zwyczajnie zbzikowała. Jeśli nie sądzisz, że jest jakiś sposób na zaprowadzenie jej do specjalisty, to możesz tylko i wyłącznie się usamodzielnić.

Moja matka jest w tym samym wieku co matka autorki postu. Juz na sam dźwięk słów "psycholog", "terapeuta", "psychiatra" reaguje alergicznie. Zasugerowanie wizyty u specjalisty zaowocuje tutaj co najwyżej wrzaskiem, obrazą i płaczem.

 

Sam nie wierzyłem w taką możliwość, kiedy o tym pisałem, dlatego od razu założyłem, że autorka nie uważa, by mogło do tego dojść. Nie lubię też pisać swoich wywodów w cudzych tematach założonych przez ludzi ze szczątką nadzieji, ale czy jedynym wyjściem nie jest zostawiać wszystkich w tyle, nawet bliskich i zajmować się tylko i wyłącznie własną dupą? Są sytuacje bez wyjścia albo sytuacje, które wyssały by nas z życia, gdybyśmy próbowali je rozwiązać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tatą jest ok. Każdy ma swoje przywary, ale gdyby jego nie było to byśmy wylądowali w rynsztoku. Nie mówię, że jest idealny. Też mnie denerwuje. On umie przyznać się do błędu - w większości. Stara się zmieć jak mu coś powiemy. Nie mam z nim większych problemów. Rodzice oboje mają problem z pieniędzmi, u nas w domu w większości o to były kłótnie. Tata opłaca wszystkie rachunki, większość większych wydatków spoczywa na jego głowie. A mama tylko jedzenie i 80 złotych za internet. Ona teraz chowa nawet proszek do prania.Ona wiecznie chce żebym robiła jej fryzury makijaże, ale nic w zamian. A jeśli mi się nie chce czasem wstać, albo ja po nią nie zejdę żeby zrobić jej fryzurę, to wielka obraza majestatu. Chyba jedynym rozwiązaniem będzie się nie odzywać. Zamierzam jej wygarnąć wszystko raz na spokojnie, na koniec powiem żeby więcej ode mnie nic nie chciała i się nie odzywała więcej, mam jej dosyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona nie widzi problemu w sobie, ona jest cudowna. Wszyscy dookoła są źli, wszyscy ją skrzywdzili. Ona na całym świcie jest jedyną sprawiedliwą. Ślub wzięła, bo babcia chciała pozbyć jej się z domu, opowiada o babci że chowała pączki przed nimi jak byli mali, że im nic nie dawała. Że chowała jedzenie przed nimi. Ona nie widzi, że robi to samo. Ja jej to powiedziałam kiedyś i nic to nie dało. Tata jest zły, my jesteśmy źli. My nie przyjaźnimy się z jej rodziną, tylko z taty, a jej rodzina to pasmo nieudaczników. Oni się do nas odzywają tylko jak coś chcą. Co więcej ona sama ma ich w dupie, ale potrafi dostrzec, że my spotykamy się z rodziną ojca. Bo oni serio są tylko naszą rodziną, oni są fajni, oni niczego od nas nie chcą. Powiedziałam jej, że powinna się leczyć. Wpadła w szał. Powiedziałam jej, że jest zakupoholiczką. Powiedziała, że nie prawda, potem stwierdziła, że musi sobie jakoś wynagrodzić swoje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sam nie wierzyłem w taką możliwość, kiedy o tym pisałem, dlatego od razu założyłem, że autorka nie uważa, by mogło do tego dojść. Nie lubię też pisać swoich wywodów w cudzych tematach założonych przez ludzi ze szczątką nadzieji, ale czy jedynym wyjściem nie jest zostawiać wszystkich w tyle, nawet bliskich i zajmować się tylko i wyłącznie własną dupą? [/color]Są sytuacje bez wyjścia albo sytuacje, które wyssały by nas z życia, gdybyśmy próbowali je rozwiązać.

Z ust mi to wyjąłeś. Tzw. walka z wiatrakami - nie można zmusić matki, żeby stała się matką, skoro sama tego nie chce (btw. moja zawsze miała pretensje, że mówię "matka" zamiast "mama"; powiedziałam jej kiedyś: Zachowuj się jak mama, to będę mówić do ciebie per "mamuś"). I po raz kolejny nasuwa się wniosek, że czasem pewne rzeczy dla własnego komforu psychicznego trzeba zaakcetować takimi, jakie są.

Dziewczyna123 - Dobry pomysł z tym wygarnięciem jej swoich "ale". Tragicznych stosunków między Wami i tak juz się bardziej popsuć nie da, a może chociaż sie obrazi, przestanie Cię wykorzystywać do robienia fryzur, zamilknie i zacznie traktowac Cię jak powietrze (to trochę boli, wiem po sobie, ale przynajmniej człowiek nie musi sie w tej sytuacji gimnatykować dla jej satysfakcji).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona nie ma honoru, na bank zaraz zacznie się odzywać, udawać że nic się nie stało albo przyjdzie i będzie mówić przepraszam, a po tygodniu znów zacznie robić to samo. Myślała, że może ktoś był w takiej sytuacji i udało się temu zaradzić. Boję się, że będę taka sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednego jestem pewien: Każdy, kto ma sprawiających problemy rodziców uważa, że może się do nich upodobnić, chociaż tak naprawdę w głębi wie, że ma najlepsze powody i dowody, żeby takimi rodzicami się nie stać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ona nie ma honoru, na bank zaraz zacznie się odzywać, udawać że nic się nie stało albo przyjdzie i będzie mówić przepraszam, a po tygodniu znów zacznie robić to samo. Myślała, że może ktoś był w takiej sytuacji i udało się temu zaradzić. Boję się, że będę taka sama.

Ło, to i tak, że zna słowo "przepraszam" - w słowniku mojej takowe nie istnieje.

Też zawsze obstawałam przy stanowisku "gdybym miała być taka jak ona, wolałabym się już dzisiaj powiesić". Na chwilę obecną wiem, że chociaż dużo cech po niej odziedziczyłam - no, tego przeskoczyć się nie da - i nawet wizualnie podobna do niej jestem, posiadam też cechy , których ona nigdy nie miała i miec nie będzie (wrażliwość, odrobina empatii, ugodowość etc,)

W każdym razie wywalenie z siebie tego wszystkie może przynieść Ci ulgę. Może, nie musi, ale ja bym chyba zaryzykowała.

 

Jednego jestem pewien: Każdy, kto ma sprawiających problemy rodziców uważa, że może się do nich upodobnić, chociaż tak naprawdę w głębi wie, że ma najlepsze powody i dowody, żeby takimi rodzicami się nie stać.

Tutaj można podyskutować o powielaniu negatywnych wzorców - jeden z ulubionych tematów psychoterapeutów ;)

Osobiście zgadzam się z Tobą odnośnie dowodów i powodów. Ja tam bym chciała dać swojemu dziecko to, czego sama nie miałam i nie sądzę, bym aż tak zmieniła nastawienie do tego przyszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby robić to, co nam kiedyś robił ktoś inny, trzeba być po prostu beznadziejnym/złym/źle wychowanym/słabym człowiekiem. Ja na przykład postanowiłem, że nigdy nie wplątam się w żaden związek, nie będę miał potomstwa, tłumię w sobie uczucia. Lepsze to, niż zdradzać, męczyć się z drugą osobą mimo wypalenia relacji czy najgorsze, odwalać dramat na oczach swoich dzieci. Trzeba umieć wyciągać wnioski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby robić to, co nam kiedyś robił ktoś inny, trzeba być po prostu beznadziejnym/złym/źle wychowanym/słabym człowiekiem. Ja na przykład postanowiłem, że nigdy nie wplątam się w żaden związek, nie będę miał potomstwa, tłumię w sobie uczucia. Lepsze to, niż zdradzać, męczyć się z drugą osobą mimo wypalenia relacji czy najgorsze, odwalać dramat na oczach swoich dzieci. Trzeba umieć wyciągać wnioski.

Założyłeś, że zdradzałbyś żonę i męczył w małżeństwie? Dlaczego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Założyłem, że miłość oślepia ludzi i zanim otworzą oczy, narobią sobie dzieci i obowiązków związanych z ich wychowaniem oraz zapewnieniem im świętego spokoju. Jaką mam pewność, że ta świetna, inteligentna, piękna kobieta, z którą doskonale się rozumiem nie okaże się być dla mnie nudna, a wręcz irytująca po latach? Człowiek nie jest tak naprawdę przystosowany do bycia z jedną osobą, ale ja jako dziecko nie wyobrażam sobie, by mój np. mój ojciec miał kogoś oprócz mojej matki. Lepiej sobie odpuścić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie użalając się, nie spodziewam się dożyć starości. Dzieci potrzebne są po to, żeby mieć hajs, kiedy jest się już na emeryturze. Ta kwestia jest załatwiona. Związek zaś nie rozwiązałby żadnego z moich problemów, przy których samotność jest dosyć trywialną sprawą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się Tobą; nigdy nie myślałam o posiadaniu dziecka jako o zabezpieczeniu materialnym na stare lata; może to nieco idealistyczne podejście, ale chciałabym zostawić tutaj coś po sobie - wartości wpojone ewentualnemu potomstwu.

Z drugiej strony to bardzo samolubne podejście, bo "chyba więcej szczęścia mają nie ci co się rodzą, a ci co umierają" i powołanie na świat nowego życia dla własnego spełnienia to poniekąd egoizm. Mimo wszystko chciałabym kiedyś w przyszłości mieć bejbusia, którego kochałabym nad życie i który mnie obdarzyłby bezwarunkową miłością.

Jeśli zaś o związek chodzi... Człowiek to w zasadzie stworzenie stadne - nie żyje w pojedynkę. Fakt samotności przeraża mnie przede wszytsim w tej kwestii, że nie potrafię (i boję się) żyć sama dla siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi moi rodzice raczej nie wpoili rodzicielstwa. Mimo, że skończyłam już studia, to ani nie marzę o ślubie, ani o dziecku. Tak się na to napatrzyłam, że też nie wierzę w to wszystko. Jestem w związku już 7 lat, a wizja małżeństwa mnie przeraża. Chory dom może na zawsze spaprać psychikę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się Tobą; nigdy nie myślałam o posiadaniu dziecka jako o zabezpieczeniu materialnym na stare lata; może to nieco idealistyczne podejście, ale chciałabym zostawić tutaj coś po sobie - wartości wpojone ewentualnemu potomstwu.

Z drugiej strony to bardzo samolubne podejście, bo "chyba więcej szczęścia mają nie ci co się rodzą, a ci co umierają" i powołanie na świat nowego życia dla własnego spełnienia to poniekąd egoizm. Mimo wszystko chciałabym kiedyś w przyszłości mieć bejbusia, którego kochałabym nad życie i który mnie obdarzyłby bezwarunkową miłością.

Jeśli zaś o związek chodzi... Człowiek to w zasadzie stworzenie stadne - nie żyje w pojedynkę. Fakt samotności przeraża mnie przede wszytsim w tej kwestii, że nie potrafię (i boję się) żyć sama dla siebie.

 

Owszem, sprowadzanie ludzi na świat to egoizm. Zsyłasz na ten świat dziecko, bo tak chcesz, nie masz możliwości pytać go o zdanie (wiem, śmiesznie jest się w ogóle nad tym zastanawiać). Bardzo często skazujesz potomstwo na cierpienie. Patrzy jak sama cierpisz, patrzy jak umierasz, patrzy jak świat cierpi, cierpi ono samo. Ostatecznie wszystko jest i tak owiane bezsensem i żadna wartość nie ma znaczenia. Prawda sama się nie broni, a na to, co reprezentujesz większość świata się wysra, bo jest w większości, choćby nie wiadomo jak bardzo nie mieli racji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×