Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia adaptacyjne F43.2


inez3

Rekomendowane odpowiedzi

odnalazlam swoj wypis z terapii i powiem szczerze, ze albo tego nie widzialam wczesniej albo tego nie przeczytalam, ale w w "rozpoznani" mam wpisane właśnie zaburzenia adaptacyjne F43.2. Poszukalam troche w necie i o to co znalazlam:

 

"Zaburzenia adaptacyjne występują pod wpływem sytuacji, które nie przekraczają granic zwykłego ludzkiego doświadczenia, ale stanowią duże i ważne zmiany w życiu. Do najbardziej typowych wydarzeń rodzących trudności adaptacyjne należą: utrata rodziców lub współmałżonka, emigracja, rozpoczęcie nauki w szkole, przejście na emeryturę, urodzenie dziecka, czyli takie, które wymuszają duże zmiany w życiu, w planach życiowych lub w znacznym stopniu zmieniają społeczne otoczenie. Wśród objawów należy wymienić przede wszystkim obniżenie nastroju, poczucie bezradności, napięcie emocjonalne, przygnębienie, lęk, niekiedy także zaburzenia zachowania. Objawy w znacznym stopniu utrudniają lub uniemożliwiają prawidłowe pełnienie funkcji społecznych, a nawet wykonywanie codziennych czynności."

 

Mam pytanie, czy ktos z was kiedys cos slyszal na ten temat??

 

---- EDIT ----

 

heh, w zaleceniach na tym wypisie mam napisane: terapia indywiduana zorientowana analitycznie... a ja nie poszlam od razu nigdzie, bo dobrze sie czulam... dopiero jak mialam naawrot trafilam do psychologa... moj bład, ze tego nie doczytalam :/

 

---- EDIT ----

 

terapie grupowa skonczylam w 2005 roku, potem w 2006 nawrot... yhh, moze gdybym poszla od razu dalej na terapie by minelo i nie byloby nawrotu??

 

---- EDIT ----

 

hihi, chyba nikt nie ma pojecia na temat tego zaburzenia :smile: no trudno...

 

---- EDIT ----

 

na prawde nikt nic nie wie na ten temat?? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wg mnie jak ktoś jest nieśmiały, ma osobowość unikającą, fobie społeczną itp to można go zakwalifikować pod te "problemy adaptacyjne". wszystko zależy od nasilenia objawów. W ogóle np. prof. Aleksandrowicz uważa, że o tym czy ktoś się wyleczył z nerwicy czy nie można się przekonać dopiero jak w jego życiu pojawią się trudności - czy wrócą objawy czy nie.

To jak kto podchodzi do nowych wyzwań i w ogóle zmian (czyli jak się adaptuje do nowych warunków) też zależy od jego samooceny itp. Myślę że wszystko to jakby różne strony tego samego medalu. Jak zwał - tak zwał.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popełniłam ten sam błąd inez3 - wyszłam ze szpitala i czułam się fantastycznie - jakby mi ktoś skrzydła przypiął i po roku zaczęłam szybko spadać w dół. Nie kontynuowałam terapii i teraz - co gorsza, trudno mi podjąć ponownie leczenie. Dwa latka mijają a ja nadal spadam - raz szybciej, raz wolniej, ale systematycznie w dół i nadal nie podjęłam leczenia. Ostatnio zaszła w moim życiu dość drastyczna i zdecydowanie zbyt pochopna zmiana i w nowej sytuacji nie potrafię się odnaleźć, choć warunki ku temu sprzyjają. Być może to to, o czym piszesz ale poza obecną sytuacją nie spotkałam się z tym problemem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaburzenia adaptacyjne występują pod wpływem sytuacji, które nie przekraczają granic zwykłego ludzkiego doświadczenia, ale stanowią duże i ważne zmiany w życiu. Do najbardziej typowych wydarzeń rodzących trudności adaptacyjne należą: utrata rodziców lub współmałżonka, emigracja, rozpoczęcie nauki w szkole, przejście na emeryturę, urodzenie dziecka, czyli takie, które wymuszają duże zmiany w życiu, w planach życiowych lub w znacznym stopniu zmieniają społeczne otoczenie. Wśród objawów należy wymienić przede wszystkim obniżenie nastroju, poczucie bezradności, napięcie emocjonalne, przygnębienie, lęk, niekiedy także zaburzenia zachowania. Objawy w znacznym stopniu utrudniają lub uniemożliwiają prawidłowe pełnienie funkcji społecznych, a nawet wykonywanie codziennych czynności."

Po dokladnym przeczytaniu i następnie przeanalizowaniu mojego życia stwierdzam z całkowitą pewnością,że owe zaburzenie posiadam.Zawsze miałem problemy z adaptacją gdziekolwiek,co wiązało sie zawsze z lękiem i obniżeniem nastroju,a podstawowym przykładem tego dla mnie jest każda zmiana jaką przeszłem w życiu i moje samopoczucie oraz zachowanie w okresie zmian..

I jeszcze na dodatek jak nagle znajduje się w zupelnie nowej dla mnie sytuacji-mam ogromną panike,nie umiem sobie niczego wytł€maczyć,niczego nie potrafie dobrze zrobić i wychodze wtedy na idiote wedlug ludzi z reala..W ogóle nienawidze i boje sie zmian.......i właśnie dlatego nie jestem w stanie zmienić swojego życia......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no, ale ja nie jestem niesmiala ani nie mam fobii spolecznej. niemam problemow z aklimatyzacja np. w nowej pracy itd. dlatego za bardzo nie wiem o co chodzi... ogolnie mam w jakims sensie twardy charakter, potrafie soie poradzic w wielu sytuacjach, ale boje sie zlego samopoczucia gdzies poza bezpiecznym miejscem... pani psycholog mi powidziala, ze ja np. nie lubie byc do czegos zmuszana, niekoniecznie doslownie, bo to ja musze miec kontrole...

 

Pstryk, to podejmuj, ja zaczynam od stycznia, bo niestety moja pani psycholog nie ma teraz terminow. nie zostawiaj tego tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

inez3, mamy bardzo podobne charakterki. Nawet go lubię ;) Tyle że zmiany są nie do zniesienia - a raczej nieprzewidywalność ich skutków... A potrzeba kontrolowania staje się obsesją. I dlatego trzeba się tym zając bo z czasem robi się coraz bardziej gorąco - też nie miałam fobii teraz już mam, dlatego tak ciężko mi pójść do lekarza bo mam problem z wyjściem z domu... A trzeba będzie bo robi się niebezpiecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pstryk, to smigaj do lekarza i to szybko. jakbysmy mieszkaly w jednym miejscu to bym cie zabrala :smile: ja czekam do stycznia i zabieram sie ostro za terapie. musze sie w koncu pozbyc tego perfekcjonizmu (tam gdzie go nie powinno byc) i potrzeby kontrolowania wszystkiego dookola... co do zmian? nie wiem w sumie jak to ze mna jest... czasami to co zaplanowane mnie przeraza, bo obmyslam wszystkie mozliwe "zakonczenia" badz scenariusze. juz sama nie wiem jak to ze mna jest. wczoraj rozmawialam z mama jak to bylo jak bylam mala czy np. balam sie isc pierwszy raz do przedszkola. nie, nie balam sie, jak mi mama powiedziala, ze po mnie wroci i nie bede musiala spac (nigdy mi sie nie chcialo) to nie bylo problemu. do szkoly podstawowej tez nie mialam problemu isc, ba nawet pocieszalam jedna kolezanke, ktora strasznie plakala :smile: na wszystkie wyjazdy szkolne chcialam jezdzic, lubilam, jedyne czego sie balam to choroba lokomocyjna, a zazwyczaj jezdzilo sie autokarem, ale jak z niego wysiadalam nie mialam zadnych problemow. co do relacji z innymi dziecmi - na pocxzatlu tam gdzie mieszkalam nie bylo podworka, wiec nie bawilam sie z innymi na powietrzu. bylam tez bardzo uparta, jak mi cos nie pasowalo to nie bylo sily zeby mnie przekonac i tak, bedac u moich kolezanek nie chcialam wychodzic z nimi na podworko i bawic sie z innymi dziecmi, nie wiem czy sie wstydzilam czy co, czy nie umialam sie bawic, nie pamietam./ potem sie przeprowadzilam i podworko juz bylo, nowe dzieci itp. i zaczelam szlajac sie z nmi, bawic w rozne zabawy itd. moja mama moj problem z wyjazdami wiazala na poczatklu z strachem przed choroba lokomocyjna. np. na wyjazd juz w liceum tez nie chcialam jechac, wlasnie dlatego, ze trzeba jezdzic autokarem. to byl pierwszy wyjazd gdzie sie zle czulam. nie moglam spac itd. do tego wszyscy chcieli imprezowac (jak to w liceum), a mi to przeszkadzalo, alkohol kojarzyl mi sie z tym, ze bede sie po nim zle czula itd... dziwne... no coz, moj tata byl/jest niepijacym alkoholikiem, nie bylo u mnie lania itd., ale atmosfera rozna, lacznie z wyrzucaniem walizki mu za drzwi... wracajac do tematu wyjazdu - przeszlo jak wrocilam do domu... potem juz 3 klasa i mega stres zwiazany z historia, tu sie wlasnie zaczelo... niew iem czy to wynik ambicji przerosnietych czy co, ale na lekcjach historii cala sie trzeslam, bylo mi slabo, niedobrze, choc umialam pewnie i na 7... jak w koncu sama sie zglosilam do odpowiedzi - przeszlo... no i potem juz 1 rok studiow, wyjazd na obozn - najgorszy okres mojego zycia, wtedy nerwica zaczela sie na dobre, rok trwalo (mniej wiecej) kiedy moj stan sie jako tako unormowal...

z tego wszystkiego, jak tak sobie mysle, nawet moja mama powiedziala, ze nigdy jakichs wiekszych problemow z kontaktami z innymi nie mialam, nie lubilam siedziec na miejscu i jak bylismy umoich dziadkow na wsi to zawsze ciagnelam rodzine zebysmy pojechali na jakas wycieczke cos pozwiedzac i zawsze to lubilam.

tak, bylam zwiazana z rodzicami - jedynaczka. troche pod kloszem, troche kontrolowana, nie musialam nigdy byc najlepsza, ale pamietam jak w podstawowce moj tata wyrywal mi kartki w zeszycie, bo brzydko pisalam, a musialo byc ladnie, mialam srednie oceny, ale bylam ambvitna. jak czegos nie umialam, to rzucalam ksiazkami, po czym po 5 minutach siadalam i chociazby uczylam sie na pamiec zeby cos wogole napisac... od 4 klasy podstawowki jezdzilam do szkoly sama, autobusem... uczylam sie jezykow, bylam w tym dobra... zawsze sie jednak czulam brzydsza i gorsza od innych dziewczyn, ktore mialy chlopakow, sympatie itd. apogeum to bylo lliceum - zazdroscilam kolezance, ze miala grupe znajomych, faceta, wakacje z nimi itd. mialam znajomych, ale nie byla to taka paczka.. ja uwazalam, ze jestem beznadziejna, niefajna, brzydka, nieatrakcyjna itd. potem zaczelam chodzic na imprezki, prawie co tydzien do klubow. swietnie sie bawilam, poznawalam roznych ludzi, facetow rowniez :P, ale zazwyczaj byly to znajomosci imprezowe... ludzie uwazali mnie za osobe pewna siebie, towarzyska itd., mi tylko przeszkadzalo i przeszkadza to, ze boje sie zlego samopoczucia, bo ono psuje mi wszystkoe. kiedy mnie mdli i cala sie trzese nie moge skupic sie na niczym innym, zamykam sie w sobie. gdyby nie to, to bym byla chyba najszczesliwsza osoba na swiecie. wreszcie moglabym pojechac tam gdzie chce, pozwiedzac swiat, zobaczyc to wszystko o czym marze...

ło, ale sie rozpisalam... moglabym jeszcze duzo napisac, ale moze innym razem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To co piszesz jest też częścią mojej historii. Od siebie dodam, że chadzam własnymi ścieżkami, nie boję się samotności - ba cenię sobie ją, jestem wyszczekana i nie mam problemów z poznawaniem ludków - to mi łatwo przychodziło, jestem bardzo otwarta w kontaktach i szczera do bólu... i kurna jak byłam chora na anoreksję to wszystko mi przychodziło dużo łatwiej niż teraz... Nie czaję tego. Chyba mnie ambicje zżarły ;) Powiem Ci, że dzięki tym naszym charakterkom mamy co wspominać bo wiele ciekawych rzeczy przeżyłyśmy - nom ja przynajmniej wyszumiałam się do bólu... ale jakby płomień we mnie zgasł...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no dokladnie, bo powiem ci, ze jak dobrze sie czuje to moglabym gory przenosic. wszytsko jest normalnie: smutek, radosc, zlosc itd. a w sytuacji kiedy zle sie czuje to wszytsko odczuwam inaczej... jak jest ok to nie mam zadnych barier przed wyjsciem gdzies, na impreze (inaczej, boje sie, ze w klubie bedzie duszno i w zwiazku z tym bede sie zle czula), na zakupy, na kawe gdzies itd. sama decyduje czy chce czy nie, a tak do decyduja za mnie nerwy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To samo mam ja dzieje mi sie to od dlugo ego czasu jestem na psychotropach. Za wszystko decyduja moje nerwy nie potrafie nad nimi panowac. Mi sie wydaje ze to przez to ze przyjechalem do USA z rodzina I nie moglem sie w tym kraju zaklimatyzowac bo nowi ludzie inny swiat Inna Kultura inny jezyk wszystko mnie doslownie przerastalo. Teraz czuje caly czas leki stres depresje. Cos mi sie wydaje ze te leki bede bral do konca zycia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też mam zdiagnozowane problemy zaburzenia adaptacyjne. U mnie przeszkadza to głównie w pracy, jak co roku muszę się odnajdywać w nowym miejscu, wśród tłumu obcych ludzi. To jest przerażające! Zupełnie nie potrafię funkcjonować w takim środowisku :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×