Skocz do zawartości
Nerwica.com

Paniczny lęk przed spotkaniem znajomych


milady

Rekomendowane odpowiedzi

Mam od prawie zawsze paniczny lęk przed spotkaniem znajomych. Mam wrażenie, że zaczęło się to po tym, jak chodziłam z moją mamą na zakupy i kiedy spotykałam kogoś znajomego (żyję w małej dzielnicy, łatwo jest spotkać kogoś z kim się chodzi do szkoły, mieszka nieopodal etc) to moja matka potrafiła mnie strofować za niektóre rzeczy (np. że mówię za cicho cześć albo coś w tym stylu). To pewnie był i czynnik katalizujący. Ale od końca podstawówki bardzo rzadko wychodzę z moją matką na spacery (teraz mam 20), a lęk jak był, tak pozostał. A nawet się nasilił.

Moje lęki opierają się na myśleniu 'będę dziwnie wyglądać jak z daleka z naprzeciwka ktoś będzie szedł, ktoś pomyśli że tragicznie wyglądam , że się nie zmieniłam i dalej jestem sierotką, że będę "musiała" z tym kimś rozmawiać i źle w tej rozmowie wypadnę. Milion rzeczy. Zawsze sobie planuję, czym i o której godzinie pojadę (tak, aby prawdopodobieństwo spotkania kogoś było jak najniższe) gdzie lepiej iść (w tym sklepie raczej nikogo nie spotkam, a w tym drugim już się parę razy nadziewałam na kogoś), i generalnie moje życie w tych gorszych dniach potrafi być wręcz podporządkowane takim ustaleniom. I odpowiednio poziom lęku np. kiedy wychodzę rano jest niższy, kiedy popołudniem - najwyższy. Teraz idę na studia i trzęsę się na myśl, że np. regularnie będę musiała jeździć z kimś znajomym na uczelnię (co jest dosyć prawdopodobne).

W domu czuję się cudownie, zawsze mam takie uczucie wielkiej ulgi, kiedy już wracam z dłuższej "wyprawy" po mieście do domu i uda mi się przebyć całą trasę bez większych kłopotów.

No i do tego obcych też się boję, mniej, ale się boję, ciągle żyję w lęku, że ktoś się do mnie odezwie a ja nie będę potrafiła się zachować (albo wyśmieje mnie jakaś grupka gimnazjalistów, a ja będę tak nieporadna, że nie będę potrafiła się obronić i będzie wstyd - to jest uzasadnione, bo byłam w podstawówce wyśmiewana i trochę w LO i nie potrafiłam reagować + rzeczywiście kilka razy gimbusiarnia mnie zaczepiała, również dlatego że byłam nietypowo ubrana).

 

Jak z tym żyć? Czy ktoś z Was też ma tego typu lęki? Ja jestem umówiona do psychiatry i postanowiłam, że zacznę brać leki (jeśli psychiatra mi przepisze), ale wiadomo, że leczenie chemią nie powinno być jedynym wyjściem i przydałoby się zmieniać psychikę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

milady, Mam podobnie i ostatnio zauważyłam, że to się u mnie nasila. Ja mieszkam w małej wsi i tu też się roi aż od ludzi, których znam ze szkoły. A wielu bardzo nie mam ochoty spotkać. Przez całe wakacje ani razu w naszym sklepie nie byłam z obawy, że kogoś właśnie spotkam. Praktycznie nie wychodzę z domu, w sumie tylko do kościoła w niedzielę, a tak to ciągle siedzę w swoich czterech ścianach. Tak jak ty bez przerwy mam wrażenie, że ludzie oceniają mój wygląd, sposób zachowania. To jest coraz bardziej uciążliwe i mam tego już dosyć. Trzęsie mnie na samą myśl, że od jutra wracam do szkoły i że znowu spotkam tych wszystkich ludzi i jakoś będę musiała wśród nich funkcjonować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja muszę mieć baaaardzo ważny powód, żeby gdziekolwiek wyjść, tym bardziej z rodzicami.

Zawsze jak gdzieś wyjdę, przynajmniej jedna osoba z klasy mnie widzi (dziewczyna) i na kolejny dzień całą klasą komentują jak się ubrałam, a że miałam spódnicę, której nie noszę w domu, poddają mnie ocenie, choć mnie nie widziały, oceniają wygląd mojej matki i inne pierdoły.

Poza tym zupełnie nie umiem reagować na zaczepki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To macie jeszcze gorzej...współczuję, cholera :(.

 

Ja wychodzę tyle ile trzeba, moja rodzina nieustannie mnie męczy o to, wyciąga gdzieś , jakieś triki stosuje, a ja po prostu nie dość, że nie mam gdzie wyjść, nie mam kasy i tak zazwyczaj, znajomych straciłam praktycznie wszystkich, to przede wszystkim - BOJĘ SIĘ, więc spacerki też trochę odpadają ze względu na nieustanny stres. I kółko się zamyka, niestety. Wykręcam się tym, że np. nie chce mi się wyprawiać (mycie włosów, makijaż - czasami mi to sporo zajmuje, mój kochany lęk przed złym wyglądem).

Pocieszeniem jest to, że jak wychodzę z kimś (znajomym, nie rodziną - przy rodzinie się nasila), to poziom stresu często był niższy. Ale to nie rozwiązuje problemu.

Ale jak jestem sama to boję się iść 150 m do sklepu.

 

Ale musimy sobie z tym dziewczyny poradzić, bo tak się nie da żyć.. Leczycie się?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech fobiki :) Czy macie takie akcje zawsze czy tylko w określonych sytuacjach? Ja tak robię tzn. odwracam głowę i przyspieszam gdy widzę grupę moich rówieśników. Na przykład idę i obok grupa kolegów z rocznika ok. 10 gra w karty. Oni "siema etc.", ja odruchowo mam dzika. Odruchowo bo przez wiele lat takie grupki mnie zaczepiały i wyzywały i dla mnie to jest tak normalne jak mruganie powiekami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja trochę to opanowałem chyba dzięki terapii .

Zmieniłem trochę swój wygląd np nowa fryzura naprawdę dużo zmienia .

Wychodząc patrzę w lustro i myśl jest tylko jedna - zaje-iście wyglądasz .

Ważne jest to co o sobie myślimy , jak idziemy i naprawdę niektórzy pseudo koledzy sami rzucali do mnie cześć .

Oczywiście czasem też myślę że inni śmieją się ze mnie choć pewnie tak nie jest .

Im mniej wychodzicie tym jest coraz gorzej .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pieprzyć znajomych i te konwenanse. Co ich tak naprawdę obchodzimy? Nic a nic i vice versa. Machnąć "cześć" dla zbytków i iść dalej, albo jak kto woli zrobić zwrot w innym kierunku i dupy sobie nimi nie zawracać. Kiedyś też się bardziej tym przejmowałem, ale obecnie wyznaję to co napisałem i akurat z tym jest mi dobrze. Ledwie z garstką jestem w stanie pogadać trochę, resztę ignoruję albo traktuję z takim chłodem i dystansem, że nawet nie próbują mnie wciągnąć w gadki-szmatki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

los_historicos, Kiedyś gdy się mnie zaczęli czepiać w szkole próbowałam się bronić. Raz takiemu chłopakowi co mnie zaczepiał powiedziałam, że mnie nie rusza to co on o mnie myśli. Efekt był taki, że on i moi ,drodzy' koledzy z klasy latali za mną przez następny tydzień i się darli ,,Mnie to nie rusza wiesz?''. A później co im się przypomniało to zaczynali. Teraz nawet nie próbuję się bronić przed docinkami tylko staram się to jakoś przeczekać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lola Rose, podobne akcje przeżyłam w szkole podstawowej , im bardziej się bronilam tymbardziej oni się nade mną pastwili , też wykorzystywali jakieś pojedyncze słówka i żyć nie dawali . Szkołę podstawową wspominam jako istne piekielko . Teraz ci sami oprawcy próbują być mili mówiąc mi część na ulicy :-\

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, u mnie ten problem trochę się zabliźnił, ale częściowo nadal jest aktualny.

 

Znajomi to grupa najbardziej oceniająca, również jesteśmy tak wychowani, że dla nas jej opinia jest najważniejsza. Do szóstego roku życia z rodzicami, a potem zerówka i grupa rówieśnicza. I tak prawie do końca studiów, bądź szkoły średniej. Starsi patrzą z góry, a młodsi mają za dziecinne sprawy, żeby się z nimi kolegować.

 

Trudno się dziwić, że w sytuacji, gdy jesteśmy opuszczeni przez resztę społeczeństwa, a naszą rodzimą grupą są rówieśnicy, powstają patologiczne zjawiska. Bardziej wrażliwe osoby biorą tą autokratyczną zasadę jako zagrożenie. Dla mnie przyczyną jest zanik autorytetu wśród starszych oraz utracenie ciągłości pokoleń w postindustrialnym społeczeństwie.

 

Trudno mi coś poradzić, sam ukrywam się w domu zamiast studiować, bo na studiach jako "słabszemu" również zbierały się baty. Ktoś musi być kozłem ofiarnym, wybiera się tych którzy się nie obronią, lub odstają od reszty. Bronić się potrafię, teraz już tak, ale wciąż się odróżniam, więc i tak nie uniknę policzków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie tak samo , podstawówka była chyba najlepsza jeśli chodzi o fobię , wszystko się zmieniło jak zacząłem szkołę średnią i do dziś większość zostało , jak wychodzę z psem , to jak bym mógł to bym frunął aby nikogo nie spotkać , a pies jest duży i grubas ,to idzie sobie powoli do tego jest ro labrador i oczywiście do każdego musi podchodzić i się łasić , jak już spotka kogoś to nie dość że mam problem z samym wyjściem to jeszcze ludzie mnie podpytują i wtedy pale cegłe zaczynam zachowywać się jak nienormalny.... do znajomych też tak mam ale to bardziej teraz wstyd że nie mam czym się pochwalić i rozmawiać , najgorzej z kościołem czasem mam chęć iść ale nie mogę bo jak już wejdę to czuję na sobie spojrzenia wszystkich , nagle zaczyna mnie coś swędzieć a to się pocę i już mam myśłi że widać albo czuć , i w efekcie jak idę w święta do koscioła to jak za karę się czuję ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN właściwie zaczęła mi się jak kończyłam podstawówkę pamiętam swoją pierwszą myśl natrętną. Miałam 15 lat. Kompletnie nie mogłam się dogadać... Nie da się tego opisać... Dwie znajome na krzyż. Mnie się wydaje, ze to była moja wina bo gdyby nie NN ... i żyła jak każda nastolatka.Przełom nastąpił w szkole średniej. I teraz jak patrzę na koleżanki ze szkoły to żal czuję i gorycz dlaczego one są zdrowe. No to sie wyrzygałam emocjonalnie od razu lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja już staram się nie mieć żalu do nikogo , też tak szukałem winnych rodziców znajomych sam siebie że to kara za moje wybryki , staram się też nie porównywać do innych a to najtrudniej czasem sobie czytam Dezyderate , ale to różnie jak z fobią wiem że to moje wymysły ale one biorą i tak górę , w teorii mam wszystko w 1 paluszku ale ni jak idzie na przełożenie tego w praktyce jak biorą górę emocje ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba prawie każdy z nas jest takim ćpunem rozwojowym (gdzieś w Coachingu był nawet taki artykuł) i wie jak działają te wszystkie mechanizmy, ale nic to nie zmienia, bo same uświadomienie sobie to za mało.. To siedzi głębiej. Ja ciągle z tym walczę, ale wystarczy że mam gorszy dzień/rodzina uprzykrza mi wyjątkowo życie albo nawet zrobię sobie w danym dniu nieładnie makijaż (nieestetycznie, a do estetyki przywiązuję sporą wagę) to moja pewność siebie leci na łeb na szyję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lola Rose, jeśli bedziesz miała w klasie zupełnie nowe osoby, to możesz w końcu zapomnieć o dokuczaniu, wyrobisz sobie inną opinię.

zaburzony, porównywanie się to jedna z gorszych rzeczy w naszym przypadku, ale zgodzisz się ze mną, że czasem robimy to samoistnie. Teoretycznie wiem, że to moja choroba sprawia, że unikam ludzi, izoluje się, lecz właśnie w starciu z nimi, zaczynają działać te chore mechanizmy "obronne" i logika w niczym nie pomaga.

 

milady, ja bym nawet rzekła, że to swego rodzaju upośledzenie rozwojowe, które stale wpływa na nasze funkcjonowanie w społeczeństwie.

Z makijażem mam bardzo podobnie, ale nie tylko z tym, bo np. z ubiorem też.

 

khaleesi, poprostu trzeba rozważyć, że choroba sprawia, że jestes jaka jesteś, a gdyby nie ona, żyłabyś jak Twoje koleżanki. Nie możesz się winić za to, że jesteś chora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też myślałam, że jak pójdę do nowej klasy, to będzie inaczej. No i było, przez pierwsze dwa miesiące. Potem znowu zamknęłam się w skorupie, ludzie uznali mnie za dziwną (no, nawet taki kolega jak mi składał życzenia, to mi to powiedział "nie zmieniaj się, bądź zawsze taka dziwna jak jesteś" :D), i w ogóle. Potem polazłam na hipnozę i było cudownie przez miesiąc, ale nie zdążyłam już nic zbudować, bo ludzie już potworzyli grupki (choć i tak do mnie gadali, co u mnie słychać, to był szok, naprawdę). Niestety podejrzewam że po miesiącu "zniweczyłam" efekt i znów zaczęłam być no-lifem.

Mam wrażenie, że tutaj potrzeba czegoś więcej, nie wiem.. U mnie to była chyba kwestia "samoprogramowania się", wyciągnęłam znów chore, fobiczne wnioski z mało istotnych zdarzeń i w efekcie znowu zamknęłam się w skorupie, przeświadczona, że nikt mnie nie lubi. A tak nie można. Nie popełniajcie tego błędu..

 

A z dzisiaj - spotkałam znajomą. Było kuriozalnie, to znaczy: ona swoje kpiące cześć, ja swoje nieśmiałe cześć. I tyle. I czego człowiek się tak boi.. Ech.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też myślałam, że jak pójdę do nowej klasy, to będzie inaczej. No i było, przez pierwsze dwa miesiące. Potem znowu zamknęłam się w skorupie, ludzie uznali mnie za dziwną

U mnie tak samo. I nieźle już się czułam jako ta 'lepsza wersja', ale ponieważ i w gimnazjum, i w liceum zaczęli się intensywnie 'integrować', a ja na integracje nie chodziłam, tak zaczęli mnie zlewać, więc mogłam wrócić - stara ja.

choć i tak do mnie gadali, co u mnie słychać, to był szok, naprawdę

Do mnie nie. No chyba że jako wstęp po jakieś rozwiązanie zadania. :pirate:

O wakacjach chyba nie będę wspominać, bo to już totalna masakra - całkiem nikt o mnie nie pamiętał. trudno. a gdybym nagle stała się piękna, sławna i bogata, no to wiadomo co by było XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×