Skocz do zawartości
Nerwica.com

Strach o rodzinę, lęki w nocy i lęki mojej mamy


fyanna

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Piszę tutaj, ponieważ nie jestem w stanie stwierdzić czy mój problem jest poważny i jeśli tak to na ile.

Na wstępie zaznaczę, ze mam 19 lat.

W zasadzie problemy są dwa.

1. Strach w nocy. Mam wyjątkowo bujną wyobraźnię (i to niekoniecznie w znaczeniu tylko negatywnym, ale niestety to też). Jeśli zasypiam gdy mama już poszła spać bardzo trudno mi pohamować wyobraźnię i spokojnie zasnąć. Często gdy mi się to uda to budzę się w nocy bojąc się. Jest lepiej jeśli zasypiam jako pierwsza, po prostu czuję się spokojnie, wyobraźnia tak nie pracuje i w wyniku tego śpię spokojnie długo i zwykle bez budzenia się.

Boję się wszystkiego w zależności od dnia - począwszy od psychopaty w domu, poprzez UFO, jakieś stwory czy, że pod moim łóżkiem leży trup. Jestem w 100% świadoma tego jak irracjonalne to jest. Najczęściej jednak boję się rzeczy zupełnie niemożliwych, a nie tych, które jakoś potencjalnie, niby, nie wiem jak w sumie (vide psychopata), ale mogłyby się przytrafić. Nie oglądam horrorów. Mam strasznie wytężony słuch gdy się boję i byle stuknięcie powoduje znaczne zwiększenie się strachu.

Mój strach często kończy się tak, że śpię z mamą. Mam 19 lat i trochę mnie to nieco dobija, jednak czasem po prostu nie mogę już leżeć i nie móc zasnąć. Co "ciekawe" - nie boję się dopóki nie pozwolę sobie się bać, że tak powiem. Dopóki myślę o jakichś pierdołach albo jestem zajęta czymś konkretnym nic a nic się nie dzieje. Jednak boję się, że zacznę się bać i nie mogę powstrzymać chociażby tak drobnych rzeczy jak pojawienia mi się przed oczami jakiegoś obrazu mojego strachu. I później już jest długi niepokój przeradzający się w strach.

Co zrobić? Jak sobie z tym poradzić?!

 

2. Boję się o siebie i mamę. O mojego ojca w zasadzie trochę też, jednak z mamą zawsze byłam bliżej, z nią teraz mieszkam i to o nią tak bardzo się boję.

Jeśli chodzi o mojego ojca, którego również bardzo kocham i z którym nie jestem w żadnym konflikcie, a w zasadzie jesteśmy i tak bardzo blisko, nie obawiam się niczego poza zwykłymi, ludzkimi strachami, ale lekkimi i naturalnymi (czy znajdzie pracę, czy ułoży sobie życie etc.). Wydaje mi się, że w tym wypadku jest to zupełnie zdrowe.

Trudno mi opisać ten strach. Jestem świadoma tego jak mało prawdopodobne jest, że coś się jej (lub mi - bo tego się obawiam właściwie na równi) stanie w wypadku samochodowym lub kolejowym itp., jednak... Właściwie nie mam żadnego codziennego strachu, poza takim ogarniającym mnie gdy zaczynamy coś planować. Gdy planujemy np. finanse na najbliższe kilka miesięcy i cieszymy się, ze starczy nam na wszystko co trzeba i nawet trochę ekstra fajnych rzeczy. Wtedy łapie mnie taka okropna myśl, trochę jakbym była obserwatorem z zewnątrz "tak się teraz cieszą, a tak naprawdę nie będzie/nie jest im dane doczekać do tego upragnionego wyjazdu". Widzę te szczęśliwe twarze i boję się, że cieszą się na coś do czego nie dotrwają. Tak naprawdę jest to ściśle związane z planami, chociaż zdarza mi się strach w zwykłych sytuacjach. Nie jest on jednak wielki. Czasem jeśli siedzę w domu kilka dni i nie wychodzę (bo nie ma takiej potrzeby) to potrafi mi przemknąć przez myśl, że coś się stanie, ale myśl mija jak tylko wyjdę i okazuje się, że nie ma się czego bać.

Ostatnio pojechałam na krótkie zakupy po farby do włosów. Tydzień wcześniej zaplanowałam zmianę fryzury i się tym niezmiernie cieszyłam, wiedziała o tym mama, tata, który akurat przyjechał w odwiedziny. Nie mogłam się doczekać dnia gdy zmienię fryzurę. Pojechałam więc wtedy po te farby i gdy wracałam naszła mnie myśl/takie wyobrażenie, że coś mi się stanie i zostanę znaleziona z tymi farbami i będzie taki niezwykły smutek w stylu "tak się cieszyła, czekała cały tydzień, pojechała po te rzeczy i zdarzył się wypadek". W tym wypadku akurat nie był to zbytni strach, jednak na takim schemacie opierają się moje obawy i jest to bardzo nieprzyjemne.

Do tego dochodzi pewna obawa, że gdy wyobrażam sobie coś czego się boję (czego oczywiście unikam, bo nie ma się co nakręcać), to że to się stanie przez to jak intensywnie o tym myślę.

 

Nadmieniam - nie są to bardzo intensywne strachy, myślę, że na chwilę obecną dużo bardziej boję się, że mi się to rozwinie niż samych wypadków itp., chociaż zdarza mi się bać.

Nie zmienia to faktu, że strach o mamę potrafi być bardzo uciążliwy.

Czy jest możliwe, że mi się to nie rozwinie i nie będę potrzebowała leczenia? Jak zapobiec rozwinięciu się lęków?

 

Moje obawy odnośnie rozwinięcia się u mnie lęku wynikają prawdopodobnie po części z tego, że moja mama cierpi na takie lęki. Jej sytuacja życiowa jest ogólnie bardzo ciężka, jest po depresji i jej nawrocie, po bardzo nieudanym małżeństwie, które wyssało z niej resztki radości (bardzo, bardzo trudno jest jej się z czegokolwiek realnie cieszyć). Do tego niedawno się dowiedziałam, że jej życie wygląda teraz tak źle (niechęć do wyjścia gdziekolwiek, niemożność czerpania radości z wyjścia do kina itp) właśnie przez lęki.

Jak byłam mała i chodziłam do szkoły to mama miała lęki bardzo nasilone. Bardzo bała się o mnie do tego stopnia, że miała myśli typu "przecież mogę na nią czekać pod salą aż skończy lekcje. Ba! Mogę czekać nawet w sali". Wtedy poszła do psychiatry, bo nie chciała niszczyć mi życia. Dostała Tranxene, po którym była bardzo śpiąca, ale lęki mijały. Później odstawiła lek i lęki wracały, ale nie były zbyt silne, radziła sobie z nimi. Teraz znowu jest źle. Gdy idziemy do kina, potrafi się bać, że ktoś podłożył bombę etc. Nie dostaje jakiejś jawnej paniki, po prostu o tym myśli, bardzo się boi i nie może przez to w żaden sposób odczuć radości. Strach potrafi ją prawie sparaliżować w pracy, tak, że nie może pracować.

Wiem, że mama jest po kilku nieudanych terapiach - trafiła na koszmarnych terapeutów, wręcz konowałów. Nie stać jej na drogie leczenie i wiem, ze ma do niego na pewno bardzo, bardzo dużą niechęć.

Poprosiłam ją, żeby poszła do psychiatry i się zgodziła. Pytanie tylko czy jest szansa, że dostanie jakieś skuteczne leki zmniejszające jej strach? Jak mówię, na terapię pewnie nie pójdzie, wiem, ze rozmowa to klucz do sukcesu i dobrze byłoby ją przekonać, niemniej jednak znam ją i jej życie i wiem, że jest to praktycznie niewykonalne. Pytam więc właśnie czy jest szansa na poprawę tylko dzięki farmaceutykom? Nie mówię o zupełnym wyleczeniu, ale o odciążeniu jej trochę i umożliwieniu jakiegoś oddechu, funkcjonowania bez paraliżującego strachu dzień w dzień, 24/7.

 

Dodam, że znając sytuację mamy trudno mi się przekonać do pójścia do terapeuty.

 

Z góry bardzo dziękuję za pomoc.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×