Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak radzic sobie z niedowiarkami?


rushia

Rekomendowane odpowiedzi

Prawda jest taka, ze w nasz nerwice wierza tylko te osoby, ktorym nie wydaje sie ze chcemy je na cos naciagnac, oszukac czy sie od czegos wymigac. Nie za bardzo sobie z tym radze jak pewnie wiekszosc. Na kazda uwage reaguje placzem, a przynajmniej jednodniowym smutkiem. Na serie uwag reaguje depresja az ktos mnie nie pocieszy lub placzem tak straszliwym ze robie sie nieprzewidywalna. Jestem, niejednokrotnie wrecz agresywna (na codzien jestem wcieleniem spokoju i delikatnosci) w stosunku do osob ktore smia watpic w moja prawdomownosc. Musze wyrzucic z sobie to, co mowia mi inni.

-mama uwaza (to ja najczesciej dotyka moja agresja), ze jak sie tak stresuje to powinnam brac magnez, robi mi sie slabo i chce mi sie spac poniewaz za malo pracuje i sie lenie. Ona rzekomo tak jak ja nie moze sie skoncentrowac wiec rzekomo jest to calkowicie normalne. Nie potrafie sie uczyc bo za malo sie ucze, a na czytaniu ona tez nie potrafii sie skupic (moja niemoznosc skupienia sie polega na tym ze spojrze rozmywa mi sie, stresuje sie coraz bardziej i z rozpaczy nad tym co sie ze mna dzieje zaczynam beczec). Twierdzi ze ona tez sie stresuje wiec tez ma nerwice. A w ogole to za duzo o tym czytam i od czytania dostaje objawow takich o jakich czytam! mowi ze mam nie mowic o wszystkim ludziom bo to wstyd

-tata podziela zdanie mamy. Dodatkowo uwazaja, przede wszystkim on, ze zmyslam zeby wymigac sie od pracy, nauki, wszystkiego czego sie da. Moje zachowania sa idiotyczne, placz niepowazny. Plakanie jest dla mnie wzbronione bo trzeba w koncu dorosnac.

-rozmawialam kiedys z babcia, ktorej zaczelam wyplakiwac sie ze mam narwice i rodzice nie rozumieja. Poniewaz zaczela gadac glupie rzeczy powiedzialam zeby nie zniewazala moich problemow, bo nie wie widocznie czym jest nerwica, na co ona "wiem, to jest tak ze np siedzisz u kogos i cos ukradniesz, wtedy trzesa ci sie rece tak ze od razu po tobie widac"

 

Wszyscy twierdza, ze maja nerwice bo sie czesto denerwuja, nikt nie rozumie co to wlasciwie jest. Wszyscy moi "zwierzchnicy" np rodzice uwazaja ze udaje dla wlasnych korzysci, ze moja odpowiedzia i wytlumaczeniem jest zawsze nerwica, ze moze jeszcze nic nie powinnam robic. Wymagaja ode mnie tyle co od starszych siostr, a ja nigdy im nie dorownam bo nawet prawie mdleje jak sie zmecze w pracy (weekendowej u rodzicow). Maja ode mnie wysokie wymagania co do szkoly, kiedy ja nie moge wziac do reki ksiazki juz nie mowiac o tym ze mam marny kontakt z rzeczywistoscia i ciagle sie czuje jakbym tydzien nie spala. Mowia ze jak wychodze z domu jestem normalna a jak mam sie uczyc to od razu mam nerwice. Oczywiscie nie jest to prawda. Czesto jest mi lepiej przy znajomych lepiej ale ze tak powiem.. szalu ni ma. Rodzice maja obsesje na punkcie tego zebym chodzila do szkoly lecz ja czesto wagaruje bo nie potrafie wysiedziec w szkole, poprostu sobie ide lecz bywalo tak zle ze wychodzilam placzac i szlam do siostry ledwo docierajac na miejsce. U niej bylo juz ok. Powiedzialam wychowawczyni ze czesto mnie nie ma bo mam ta chorobe bo juz nie wiedzialam jak sie tlumaczyc, zrozumiala, lecz jesli napomknie o tym moim rodzicom nie zdziwie sie jak zabija mnie za "glupie wymowki nawet w zywe oczy wychowawczyni" i przykaza jej dzwonic do nich kiedy mnie nie bedzie.

 

Jak radzic sobie z niedowiarkami? Jak zyc z ta choroba jesli swiat jej nie rozumie? Jak sobie radzicie?

 

[Dodane po edycji:]

 

Mysle ze mimo wszystko moje oceny nie sa takie zle. Oni poprostu chcieliby same piatki. Po ostatniej wywiadowce kiedy tlumaczyla sie nerwica tak mnie katowali slowami godzinami i zdawali sie mnie tak nienawidzic ze miesiac wracalam do siebie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiscie ze nie jestem. Zawsze rodzice rozmawiali z nimi a nie ze mna bo byly starsze i bardziej do pogadania, mnie nikt nigdy nie sluchal, ja bylam dla nich tylko wiecznie nieszczesliwym placzacym dzieckiem ktore wymysla sobie problemy i nie chce z nimi gadac. Jak nie chcialam to sie nie prosili. A pasek na swiadectwie mialy nawet w liceum. Teraz koncza studia i sa jednymi z najlepszych nie bedac w ogole sztywnymi kujonicami. Jedna wyszla za najbardziej znanego otoczonego szacunkiem lekarza w moim miescie (jest ode mnie 5 lat starsza) ktory jest od niej kilkanascie lat starszy, ma slicznego synka (w ktorym moja mama jest zakochana na zaboj. Ja tez go uwielbiam ale mama codziennie dzwoni do siostry i dopytuje o niego i wlasciwie codziennie sie z nim widzi, siostra jest tu codziennie przez co bardzo zzyly sie z mama. Druga siostra (4 lata ode mnie starsza) niedawno sie wyprowadzila, mieszka ze swoim tez duzo starszym, zamoznym facetem. Rodzice ja uwielbiaja bo ma smykalke do interesow. Cala rodzina jest dojrzala, bogata i zzyta ze soba. Ja stoje z boku. Nie mam wynikow w nauce, nie robie nic specjalnego, nie udzielam sie, nawet nie zzylam sie z klasa, nie mam pieniedzy, chodze w trampkach, moi faceci nigdy nie mieli tez o czym z nimi rozmawiac, bo chociaz obecny jest w wieku moich siostr to one wydaja sie duzo starsze. Poprostu jestem nikim i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Denerwuje mnie kiedy ludzie mowia ze maja nerwice bo sa zestresowani. Nigdy nie powiem ze ktos "ma downa", bo osoby chore lub majace z tym stycznosc odbieraja to tak, jak my kiedy slyszymy jak ktos mowi "az nerwicy dostalem" nie majac o tym pojecia! I kiedy to slysze chce mi sie plakac bo widac ze ludzie mysla, ze nerwica jest wtedy kiedy sie bardzo denerwuja wiec nie rozumieja co my przechodzimy.. Myslicie, ze gdybym zrobila liste objawow z opisem i dala rodzicom zastanowiliby sie chociaz nad tym? Czy byliby w stanie to zrozumiec? Kiedy mialam lepszy okres, wlasciwie zdrowy to sama nie potrafilam wyobrazic sobie uczuc ktore minely, chociaz to wszystko przeszlam. Jesli dla mnie to wydawalo sie tak nierealne i nieobrazalne to jak oni maja zrozumiec? Powiedzcie swoje rady na funkcjonowanie w swiecie w ktorym inni tyle wymagaja.. I opisujcie jak wyglada to u was!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak słusznie zauważyłaś, trudno się spodziewać, by ludzie zrozumieli pewne stany psychiczne innych. I bardzo trafnie zauważyłaś, że jak Ty sama nie potrafiłaś się wczuć w siebie samą z okresu kłopotów psychicznych, po ich ustąpieniu, tak jeszcze trudniej jest innym osobom zrozumieć Cię. Dlatego - nie wymagaj od innych zbyt wiele. Czasem jest tak, że choćbyś wiele i jak najmądrzej mówiła, to pewnych rzeczy nie przekażesz. Pora to zrozumieć. Myślę, że trochę się uspokoisz, będziesz miała lepsze samopoczucie, jak przestaniesz starać się osiągnąć rzeczy trudnej lub niemożliwej do osiągnięcia - spowodowania, by inni zrozumieli Twój stan. Jednakże nie namawiam do rezygnacji z prób, lecz miej na uwadze, że próby mogą się nie powieść.

 

Rozumiem, że uwagi najbliższych mogą Cię ranić. Jednakże pamiętaj o tym, co napisałem wyżej - oni po prostu do końca mogą nie rozumieć, co czujesz. Jeśli ktoś nie był nigdy bardzo bardzo głodny, to nie zrozumie ludzi, którzy byli więźniami obozów koncentracyjnych i piszą o głodzie. Po prostu nie przeżył tego uczucia i żadne obrazy, porównania, tego nie zastąpią. Podobnie jest z niektórymi innymi stanami psychicznymi i uczuciami. Zatem - pamiętaj o tym, że Twoi bliscy może po prostu nie przeżywali tego, co Ty i nie potrafią Cię dlatego zrozumieć. I ani nie jest to ich wina, ani Twoja.

 

A jeśli chodzi o Twoje samopoczucie. Polecam Ci zapisanie się na jakiś sport, który byś uprawiała regularnie, kilka razy w tygodniu. To polepsza samopoczucie, uspokaja, odpręża, poprawia koncentrację. Dodatkowo polecałbym Ci, byś się rozejrzała za jakąś PASJONUJĄCĄ książką. Dla jednych to będą horrory, dla innych kryminały, fantastyka, a dla jeszcze innych sentymentalne romanse. Znajdź sobie takie lektury, które mogłabyś jak to się mówi, połykać. Wielu ludziom kilkugodzinne czytanie czegoś pasjonującego działa cuda z psychiką - relaksuje, odpręża, poprawia koncentrację i dodaje energii życiowej. Zachęcam więc do włożenia wysiłku w znalezienie takich lektur. (wydaje mi się, że jesteś nastolatką, więc spróbuj Chmielewską, może Ci się spodoba)

 

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi rodzice też długo nie wierzyli, ale teraz wierzą. Potrzebowali dwóch lat, aby zrozumieć.

A reszta ludzi jak ma z tym problem to niech spada... mam ich w dupie szczerze mówiąc :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie też tak jest. Mam ogólnie nieciekawą sytuację w domu, jakoś nie potrafię sobie tego wszystkiego poukładać. Zero koncentracji, nad książką potrafię spędzić pięć minut co najwyżej, a muszę skończyć znienawidzone studia, bo tak chcą wszyscy inni. Jestem całkiem rozbita w środku dosłownie, tylko się trzęsę i w ogóle nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam coś takiego jak spokój. Jak coś robię, to zawsze muszę myśleć czy na pewno robię daną czynność w odpowiedni sposób. Bo zawsze od małego tylko słyszałam, a to nie tak, a to nie tym nożem, a to trzeba inaczej, a ja jestem starsza mam więcej doświadczenia. A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie mam prawa się denerwować, mieć złego humoru, płakać. Bo słyszę tylko jak im ciężko, co oni mają powiedzieć, że jaka to ja jestem egoistka. Ale na dziesięć pretensji 8 przemilczam, ale na 9 czy 10 już wybuchnę. Dziś też obudziły mnie rano pretensje, że położyłam bluzkę nie na miejsce, że na wannie zostawiłam butelkę z perfumami, a jak spadnie, to nie daj boże wannę obije. I tak jest non stop. Od zawsze. Nie dość, że obudziłam się z myślą, jak przetrwać do końca dnia, jak sobie poradzić z sesją, bo kompletnie nie umiem z tym kierunkiem sobie radzić. Wiecie filologia polska, mnóstwo ksiażek i to jeszcze beznadziejnych, tak, że żeby jedno zdanie zrozumieć trzeba 10 razy czytać. Jak siedzę nad książką to tylko słyszę ciągle jakieś uwagi, jakieś pretensje. Moi znajomi z którymi się naprawdę rzadko spotylam myślą o mnie, że ja jestem bardzo spokojna, może i jestem bo nigdy nie krzyczę na ludzi nigdy nie zwracam im uwagi, nie chcę żeby się czuli tak jak ja. Z jednej strony to naprawdę rozumiem moich dziadków oni nie mają lekko, utrzymują nas, bo mój tata nie pracuje, ale ja też się staram w miarę jakoś sobie dorabiać, idę do byle jakich prac, głównie kebaby, ale tam to zwykle się kończy tylko wykorzystywaniem pracownika, albo zapłacą dużo mniej niż trzeba, albo w ogóle nie zapłacą. muszę też jakoś poradzić sobie ze studiami, dobrnęłam do czwartego roku nie wiem jakim cudem, w sumie to tylko dlatego, że musiałam, dla nich, na te studia też poszłam bo oni tak chcieli i myślałam, że jak będę robiła tak jak chcą to będzie w końcu spokój. Nieprawda, zawsze jest powód, już nie wiem, czy ja jestem taka beznadziejna, że nic nie umiem robić dobrze. Dziś znów wybuchłam rano i znów usłyszałam pretensje jaka ze mnie egoistka, jak ja mogę tak się zachowywać, im jest ciężej, oni mają większe kłopoty, to ja próbwałam wytłumaczyć, że mi naprawdę jest trudno, bo teraz mam te egzaminy. U nas wszystkie ustne, a to jeszcze gorzej, wiecie jak to jest na ustnych, jak się człowiek czuje. A babcia, "tylko wy macie nerwy, co ja mam powiedzieć" i zawsze tak słyszę. Ze znajomymi wychodziłam naprawdę rzadko, ale po każdym wyjściu już były pretensje, że studia zawalę, w sumie to się nie dziwię tym pretensjom, bo na studiach naprawdę mi ciężko idzie. Na trzecim roku wzięłam dziekankę, oczywiście w tajemnicy, jak wszystko wyszło, to oczywiście się dowiedziałam jaka ze mnie egoistka, jak ja tak mogę. Jak wróciłam po dziekance, to kompletnie nie mogłam się znaleźć na uczelni. Unikałam zajęć, bo jak wchodziłam na uczelnię to serce waliło mi jak młotem cała się trzęsłam, nogi jak z waty, zamieniałam się w automat. Tak mam do dzisiaj, i non stop, nie tylko na uczelni. W ogóle to zawsze tak miałam, ale nie do tego stopnia. Nie chodziłam na zajęcia, znaczy chodziłam, ale tylko raz na jakiś czas. Potem w sesji nie poszłam po wszystkie wpisy bo zwyczajnie się bałam, co powiedzą wykładowcy, bo nie chodziłam na zajęcia i w ogóle, sporo przedmiotów zaliczyłam, a z trzech miałam warunki, przez ten brak wpisów. Jak się babcia dowiedziała to też była wielka awantura i w w sumie to się jej nie dziwię, bo przecież im zależy żebym to skończyła. Moje pójście na polonistykę wymyślila moja ciocia, która wiedziała, że lubię książki, że jestem dobra z humanistycznych,a ona pracuje tam na wydziale i oczywiście nakręciła dziadków żebym tam poszła, jak ja nie chciałam, bo ja wiedziałam jak będzie. Wszyscy mogą pomyśleć, że jak mam ciotkę na wydziale to lajcik, ale nie prawda, to jest sto razy gorsze. Bo to jak szpieg, zaraz wszystkiego się dowie i o wszystkim powie. nigdy jej o nic nie prosiłam, żeby mi pomogła, zawsze radzę sobie sama. Ja kocham swoich dziadków i bardzo ich szanuję, bo naprawdę wiem ile dla mnie zrobili, że im też jest ciężko, ale też chciałabym, żeby mnie zrozumieli choć czasami, choć trochę, a nie tylko uważali mnie za egoistkę. I ciągłe poczucie winy, bo ciągle nie ma pieniędzy, a ja jeszcze palę, ale to mi jakoś pomaga choć trochę trzymać się w kupie. Jak nie palę to się rozlatuję na kawałki tylko płaczę, nie jestem w stanie nic zrobić. A przecież muszę się jakoś trzymać, bo muszę być w domu spokojna, czasem jak już nie jestem w stanie trzymać swoich nerwów na wodzy to nawet nieświadomie zamknę mocniej szafkę, albo drzwi, to już słyszę pretensje, że jak ja tak mogę, albo jak mi wypadnie coś z rąk, to też od razu "te ręce takie macie" i tak jest ze wszystkim, odkąd pamiętam. Pół roku temu zakończyłam toksyczny związek i jeszcze sobie nie mogę darować, że byłam taka głupia, że tak zaufałam, że tyle z siebie dałam. W wakacje pracowałam całe wakacje, a mój ex narzeczony akurat miał problem z pracą, to go utrzymywałam, cała kasa poszła na jego kredyty i utrzymanie, przeprowadziłam się do niego żeby mu pomóc, byliśmy zaręczeni, więc uznałam to za swój obowiązek. ja wracając z pracy po 9 godzinach w czterdziestu stopniach musiałam wszystko zrobić, bo on nawet łózka nie posłał po sobie nie mówiąc o czymkolwiek innym. Nieraz specjalnie mi docinał, chyba żeby wyładować swoją frustrację, a ja byłam spokojna, dusiłam wszystko w sobie. Pamiętam raz była taka sytuacja kiedy pierwszy raz w życiu byłam zdolna do wyładowania takiej złości, nawet się sama tego po soebie nie spodziewałam. Miały być imieniny jego taty na drugi dzień. Obiecałam, że zrobię tort, a on zawiezie swojemu tacie na drugi dzień. Przyszłam z pracy o 21 jeszcze biegałam po zakupy do tego tortu, zaczęłam go robić, ale on już co chwial się wtrącał, ja oczywiście przemilczałam wszystko. Do momentu kiedy już upiekłam biszkopt, ładnie wyrósł, zrobiłam masę, moim zdaniem była dobra, ale może tylko tak mi się wydawało, już sama nie wiem, ale chyba jednak była dobra. On przyszedł i powiedział, że chce przełożyć i udekorować po swojemu. Ja położyłam się do łóżka, ale jak tylko wyszłam z łazienki, położyłam się, to usłyszałam z kuchni jego słowa "hujowa ta masa". Obudził się we mnie automat, poszłam wzięłam to ciasto i razem z talerzem rozwaliłam o podłogę w kuchni. On popatrzył na mnie, a potem powiedział, że mu ciężko a ja głupia zaczęłam go przepraszać i pocieszac. Stałam się dla niego służącą, byłam w tym związku jeszcze do końca roku, ale w końcu za dużo się stało, tak że już zupełnie zwątpiłam, że da się coś zmienić, że rozmowy coś pomogą, bo wcześniej, delikatnie mu tłumaczyłam, że musimy coś zrobić z nami. Ja jednak nie chciałam żebym w małżeństwie była służącą, której mąż nawet nie szanuję, więc zerwałam zaręczyny. Wiem, że dobrze zrobiłam, ale boli mnie że tak jest w moim, życiu, że ja nie umiem inaczej, zawsze się staram dać ludziom z siebie wszystko, tylko dlatego wszyscy to wykorzystują, dlaczego im bardziej się staram tym bardziej mi się obrywa. Przepraszam, że tyle napisałam i za błędy, ale trochę ciężko mi się skupić. Nikomu nie mogę tego powiedzieć, a tu nikt mnie nie zna, jest trochę łatwiej, tak bardzo bym chciała, żeby ktoś mnie zrozumiał, NIE ŻAŁOWAŁ, TYLKO ZROZUMIAŁ. Nienawidzę litości, ale zrozumienia potrzebuje czasem każdy. Pozdrawiam was wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taaaaaa, ludzie którzy nie przeszli tego , z czym my się zmagamy codziennie, nigdy w życiu nie zrozumieją nas :( u mnie w domu jest tak, ze rodzice mnie wspierają, szczególnie tata, mama niby rozumie ale jak ostatnio mówiłam że kazdemu polecam chodzić do psychologa, bo cudownie działą taka psychoterapia to powiedziała ze nie jest głupia zeby tam chodzić... potem przepraszałą, że niby nie to ma na mysli ale ja i tak wiem ,ze tego nikt nie rozumie, tak samo jak to jest w tym przysłowiu " bogaty biednego nie zrozumie jak i najedzony głodnego"..... ja po prostu nie mówię o tym nikomu, jakoś zawsze znajduję rozsądne wymówki dlaczego nie chcę czegoś robić, bo ludzie niby rozumieją a potem i tak swoje myśla.... Pozdrawiam wszystkich!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja też nikomu nie mówię, nawet, że idę do psychiatry nikt nie wie i się nie dowie, nawet kiedy zacznę się leczyć, a jak nie jestem w stanie się z kimś się spotkać, mam milion fajnych wymówek ;) więc wszyscy myślą, że jest wszystko ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rober6666 napisał(a):

Nie zgadzam się z tym ,że inni maja większe problemy....GÓWN.O PRAWDA

maja problemy ,z ktorymi posiadając silna wole i konsekwencje w działaniu mozna sie uporać.Takie problemy to nie problemy.To tylko przeciwności losu zwane życiem , z ktorymi trzeba sobie poradzic.

Wiem co mowię. Jak byłem zdrowy, to prowadziłem niebezpieczne zycie na krawędzi prawa, na krawędzi długiego wyroku i wtedy takich "problemów" bylo cała masa. Lecz miałem ogromne zasoby siły i optymizmu , ktore pomagały mi te "problemy" niwelować, sprowadzac do poziomu błahostek.....

MY mamy teraz prawdziwy, poważny PROBLEM-brak sił,zero koncentracji, choroba, poczucie beznadziejności, wypalenie emocjonalne, odrealnienie. W takim stanie nawet pójście po chleb jest problemem większym niz wywinięcie sie prokuratorowi...

Zgadzam się z tym i próbowałam mu mniej więcej w ten sposób wytłumaczyć, jak to jest z nerwicą. Wszystko zależy od podejścia do życia. Jest wielu ludzi, którzy maja sporo problemów, a mimo to potrafią cieszyć się życiem, trochę ponarzekają (albo i nie) i sobie spokojnie żyją. Z chorymi jest tak, że właśnie tego podejścia nie potrafią zmienić, są blokowani przez własny umysł. I to jest prawdziwy problem, a nie jakieś tam, jak to określił Robert, przeciwności losu.

 

Moja matka jest jedyna osoba, ktora wie o mojej nn (oczywiscie nie liczac forum). Gdyby zrozumiala, to co napisaliscie tutaj, to bylbym naprawde happy. Bo to prawda swieta jak cholera. Ona calkowicie nie rozumie tego problemu i mysli, ze on sam przejdzie, a wystarczy silna wola. Pff...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×