Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy ktoś z was żałuje, że zaczął się leczyć lekami?


shaam20

Rekomendowane odpowiedzi

Tez zaluje leczenia lekami. U psychiatry po raz pierwszy bylem w wieku 7 lat z powodu codziennych koszmarow. Mialem tak ze przez 2tyg dzien w dzien snilo mi sie to samo. Mialem jakis tam badania psychologiczne i wyszlo ze rozwijam sie calkiem niezle. Potem znowu trafilem do psycha ale tym razem jako 16 latek. Bylem ulegly, wystraszony wiec ulegajac sugestii psychiatry zaczelem brac od razzu z grubej rury anafranil. Zaluje zaluje ze przez te lata glupio wierzylem w farmakologie. W moim przypadku problem tez tkwi w osobowosci...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam żal raczej do lekarzy, rodziców niż do leków.

Zaczęto mnie leczyć nie tą droga co trzeba. Od początku nie nadawałam się na leczenie psychiatryczne lecz przede wszystkim psychologiczne. Zorientowałam się w końcu sama, ale po latach.

Teraz to jest już po ptokach.

2-gi rok toczę walkę na terapii próbując się uwolnić od leków. Może za kilka lat mi się to uda...

 

Właściwie mogłabym się podpisać pod twoim postem. Ja też mam żal do moich rodziców, że zaledwie po kilku razach, kiedy zrobiło mi się słabo na ulicy od razu sami "zdiagnozowali" (nie są lekarzami) u mnie nerwicę i zaprowadzili do psychiatry. Pani doktor zamiast zadać jakiekolwiek "pytania pomocnicze" typu, czy mam jakieś problemy, lub doświadczam stresujących sytuacji, od razu, z grubej rury przywaliła mi xanax trzy razy dziennie, bo "to taki fajny lek nowej generacji". To gówno (przepraszam za wyrażenie) zniszczyło mi wiele lat życia.

Jak tak pomyślę, że moi rodzice wykazali by trochę więcej cierpliwości i wstrzymali się z tym psychiatrą jeszcze, np. miesiąc to może by mi to minęło samoistnie. Ale u mnie w domu był duży nacisk na naukę, dla moich rodziców było nie do pomyślenia żebym zrobiła sobie kilka tygodni wolnego, lub podeszła w sesji do egzaminów, np. w drugim terminie.

Teraz, owszem, mam tytuł naukowy, ale nie mogę im wybaczyć, że ich ambicje były ważniejsze niż długofalowe myślenie o moim zdrowiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od początku nie nadawałam się na leczenie psychiatryczne lecz przede wszystkim psychologiczne. Zorientowałam się w końcu sama, ale po latach.

Teraz to jest już po ptokach.

 

...no cóż u mnie podobnie. Gdybym miała nawet ciężką depresję to i tak by tego nie zauważyli.

nie ma czegoś takiego: - słuchaj widzę, ze masz z czymś problem. Jeśli sobie nie potrafisz poradzić to idź do lekarza itp.

Normalnie brak reakcji. kompletnie nikt mi nie radził. Musiałam sama się zebrać i iść.

Brałam jakieś leki za ciężkie jak dla mnie.

Bardziej potrzebowałam ''rozmowy''. A tu spotykam się z totalna obojętnością.

Chodziłam na terapię grupową.

Potrzebowałam takiej rozmowy w 4 oczy.

Teraz np. biorę te tabletki z ''rożeńca górskiego'' i dobrze się po nich czuję. Czuję się bardziej zaktywizowana. Tak że jak u mnie to działa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od początku nie nadawałam się na leczenie psychiatryczne lecz przede wszystkim psychologiczne. Zorientowałam się w końcu sama, ale po latach.

Teraz to jest już po ptokach.

U mnie identyznie

teraz mam organizm tak wyniszcozny lekami i tak przestawiony mozg...nie odcuzwanie uczuc, nie odczuwanie sennopsci, potwore napiecie, ktore zrobilo mi sie chyba po neuroleptykach i na ktore nic nie pomaga...niw ywzylabym bez bzd bo czuje sie jakby mnie obdzierali ze skory...czesto sie modle, zeby bog skrocil moje cierpienia, i nie z powodu depresji ale z powodu skutkow polekowych jak mysle

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z grubej rury przywaliła mi xanax trzy razy dziennie, bo "to taki fajny lek nowej generacji". To gówno (przepraszam za wyrażenie) zniszczyło mi wiele lat życia

 

Mamma udało Ci się wyjść z benzo ? Ja jestem na etapie odstawienia z ponad 4mg obecnie 0,75 .

 

Co dotematu postu - ŻAŁUJE I TO BARDZO ! Wydawało mi się że pomogą w karierze ( i coś udało się w tej materii zrobić ) . Jednak teraz po 10 latach widzę , że zmarnowałem ten czas .

Uważajcie z benzo , to straszne g..wno , psychiatrę też wybierajcie rozsądnie. Mnie prowadził ,, wysokiej klasy specialista z renomowanej kliniki" oprócz cen za wizytę i pełnego dostępu do recept NIC MI NIE POMÓGŁ !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam cały wątek i utwierdziłam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam nie dając się namówić na leki. Swego czasu miałam epizody depresyjne i moja terapeutka upierała się, że powinnam zacząć brać jakieś leki, ale ja byłam przekonana, że to zły pomysł i nałam rację. Uważałam, że leki nie rozwiążą problemów i że dam radę wygrzebać się z tego sama. I dałam :mrgreen: Nie twierdzę, że w każdym przypadku leki są zbędne, ale mam wrażenie, że psychiatrzy czy terapeuci idą na łatwiznę, zalecając swoim pacjentom ich branie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żałuję i nie żałuję. Przez większość czasu wydaje mi się jednak, że było to najlepsze wyjście z sytuacji w jakiej się znalazłam. Przede wszystkim muszę przyznać, że leki (a właściwie citalopram, bo tylko ten lek brałam) pomogły mi bardzo. Bardzo tęsknię za sobą z marca, kiedy to po pół roku na citcie (połączonym z terapią) wreszcie czułam się jak człowiek. Niestety uwierzyłam za bardzo swoim sukcesom na kozetce i dobremu samopoczuciu i zrezygnowałam z piguł w maju. Dwa miesiące było fajnie, nie miałam nawet żadnych poważnych objawów odstawienia (brałam 30mg). Kończy się niestety lipiec i kończy się moja dobra passa, a że nie mam już psychoterapeuty na wyposażeniu to uciekam w ramiona citu. Wiem, że te same efekty bez niego prawdopodobnie osiągnęłabym samą terapią, jednak po znacznie dłuższym czasie, a ja go niestety nie mam. Poza tym, mój tryb życia nie pozwala mi na regularną terapię. Czasami dociera do mnie jednak, że nic się tak naprawdę nie zmienia wokół mnie, nie robię postępów, nie walczę z lękami, one same znikają. I wtedy boję się co będzie gdy mi citu w szufladzie braknie. Bo świat wciąż ten sam tylko mój mózg oszukany. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko powiedzieć. Z jednej strony nie żałuję, bo jak patrzę wstecz to, cholera, ciężko było i pewnie zawaliłbym studia itp. Z drugiej strony wpadłem w pułapkę, bo zamiast od razu iść na psychoterapię, co chwila stwierdzałem, że na pogorszenie nastroju/zwiększenie objawów pomoże inny lek, tudzież większa dawka obecnego. I tak trwałem w takim przekonaniu przez ponad 6 lat... Byłem na lekach - było źle, a bez nich nie wyobrażałem sobie swojego życia, co tłumaczę uzależnieniem psychicznym. Do tego unikałem zetknięcia się z przyczynami swoich zaburzeń, z rozprawieniem się z nimi. Na to leki nie pomogą i żałuję, że byłem tak łatwowierny i naiwny te 6 lat temu, bo być może przeszedłszy terapię byłbym teraz w o wiele lepszym stanie, a tak to słyszę ciągle, że u mnie terapia to teraz może potrwać z 4-6 lat...

 

Obecnie, jestem bez leków. Brałem wenlafaksynę w najmniejszej dawce, 37,5mg ER, przez ostatnie prawie 3 lata i odstawiłem w maju tego roku. Często mam myśli, żeby wrócić do antydepresantów, ale co chwila upewniam się w przekonaniu, że tak po prostu nie może być i nic mi to nie da, prócz jeszcze większego stępienia uczuć i huśtawek nastroju, co w moim przypadku jest niewskazane. Jedyne na co się teraz zgodzę to jakiś stabilizator nastroju, a 95% nadziei pokładam w terapii, choćbym miał na nią na kolanach chodzić.

 

Moja rada do użytkowników tego forum, którzy dopiero zaczęli lub chcą zacząć leczenie antydepresantami jest następująca: uważajcie i nie pokładajcie całej swojej nadziei w lekach. Wiem, że jest ciężko poradzić sobie z różnymi objawami, zaczynając od somatycznych po czysto psychiczne. Leki mogą pomóc chwilowo, ale po jakimś czasie(może to być miesiąc, rok czy parę lat) te objawy wracają, czasami jeszcze bardziej nasilone. Proszę Was dlatego abyście otworzyli się na psychoterapię, bo każdy problem ma jakąś psychologiczną przyczynę. Mówię tu głównie o osobach z nerwicami i zaburzeniami osobowości. Oczywiście, ludzie cierpiący na schizofrenie czy CHAD nie mają wyboru, ale nawet wtedy nie ma konieczności zażywania antydepresantów. Z różnych publikacji medycznych wiem, że często wystarczy dobrze dobrany stabilizator i/lub neuroleptyk.

 

Tak czy inaczej, decyzja czy brać czy nie brać jest indywidualna. Ja tylko podzieliłem się swoim zdaniem. I życzę sobie samemu i Wam wytrwałości w życiu bez antydepresantów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ala1983, dziękuję :smile: Jest zajebiście ciężko chwilami, bo wtedy myślisz o tym, że na leku mimo wszystko było lepiej, ale potem dochodzi do Ciebie, że i tak nie było tak 'super', bo te problemy co chwila wracały mimo wszystko. Poza tym wcale nie musi być 'super'. Ma być normalnie. A co znaczy normalnie, to już każdy z nas jakąś swoją teorię na ten temat ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak jak w temacie, czy ktoś z was żałuje że zaczęło brać leki?

 

Nie żałuję, bez leków byłoby dużo gorzej. Jak dla mnie trafiony lek po prostu przywraca człowieczeństwo, po SSRI czuję się wreszcie jak wiele lat temu, przed zaostrzeniem depresji. I problemy wynikające z brania leków naprawdę nie wydają mi się przy tym efekcie poważne.

 

Lekarstwa są jak ule inwalidzkie po wypadku - pozwalają "żyć" tzn. kuśtykać po świecie.

Nie żałuję, że zacząłem brać - żałuję, że nie wykorzystałem czasu poprawy,

jaki miałem by odstawić te "kule inwalidzkie" i chodzić normalnie.

 

I tak z proszku na proszek - ciągle coś zatruwa mój mózg.

Ostatnio miałem okres poprawy i sam zmniejszyłem dawkę lekarstwa "mniejsza o nazwę" o połowę

tzn. lekarz upierał się, żebym brał chociaż połówkę. Ale to dotyczy proszków na rano i na wieczór.

Doraźnie mam brać dodatkowo na napady lękowe cloranxen. - nie zażyłem go od pół roku.

Zamierzam odstawiać po kolei lekarstwa pod kontrolą lekarza, żeby uniknąć efektu odstawiennego.

Bo lekarstwa są szkodliwe bardziej niż podejrzewamy.

Czy ciekawiło Was dlaczego w ulotkach lekarstw nerwowych w skutkach niepożądanych

wymienione są dokładnie te dolegliwości, na które te lekarstwa nam przepisano?

Ale nie będę rozwijał wątku szkodliwości brania lekarstw,

bo jakiś np. schizofrenik po moim poście mógłby przestać się leczyć byłbym odpowiedzialny za to

Leki to zło konieczne. Tzn konieczne w ostrych stanach,

Intensywna psychoterapia jest równie skuteczna (w badaniach mózgu PET)

IMO w przyszłości większość dzisiejszych "lekarstw" uznana zostanie za szkodliwe.

Ale czy my tego dożyjemy?

-pozdrawiam serdecznie - nomorewords43

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SSRI to dla mnie jakieś kompletne nieporozumienie. Gdy zażyłem po raz pierwszy Luxetę (25mg) po 3 dniach miałem takie myśli samobójcze, że po prostu sam siebie się bałem. Wylądowałem w szpitalu. Później zdarzył mi się Seronil, w dawce chyba 20mg przez jakieś 5 miesięcy i było niby ok, ale nie podobało mi się jak bardzo drażliwym, kłótliwym i obraźliwym człowiekiem się stałem po tym leku. Tak jakbym był ponad wszystkimi. Straszne, bo NIGDY wcześniej w taki sposób się nie zachowywałem.

 

Najbardziej martwi mnie to, że obecnie na SSRI (Zotral 50mg) jest od 2 lat moja siostra i widzę w niej, że pokłada w tym leku swoje nadzieje na długi okres czasu. Nie wiem co robić. Czuje się w miarę dobrze, więc nie chcę dawać jej żadnych rad odnośnie odstawiania, żeby nie doszło do jakiejś tragedii, ale coraz bardziej popycham ją w stronę terapii, bo u niej tak jak u mnie, całe to 'gówno' ma swoją przyczynę w naszej przeszłości i wierzę, że możemy się jakoś z tym uporać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żałuje tego że zacząłem leczenie z "grubej rury" tzn.od leków psychotropowych a nie od naturalnych antydepresantów typu różaniec górski czy dziurawiec.

Może nie tyle żałuje co mam obawy.

Brałem Asentrę 50mg przez 1.5 roku. Teraz odstawiam, obecnie etap 25mg(pół tabletki) co 48h. Zawroty głowy mineły, ale dziś miałem strasznego doła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żałuję jednego leku, przez który spędzałam całe dnie w łóżku. I żałuję, że nikt mi nie powiedział wtedy że to może być od leku i że może trzeba go odstawić i brałam to g..pół roku przez co totalnie zasiedziałam się w domu i teraz bardzo ciężko jest z tego wyjść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie żałuję że zaczęłam się leczyć lekami, dzięki nim mogłam normalnie funkcjonować, żałuję jednak że tak późno trafiłam na odpowiedni zestaw leków, szkoda że musiał męczyć jakieś okropne skutki uboczne, że utyłam 10kg, żałuję że zwlekałam z wizytą u psychiatry kiedy to mnie odsyłano z pogotowia z klinicznego oddziału ratunkowego, żałuję że tak późno zareagowałam na to co się ze mną działo, że osiągnęłam apogeum niestanu i wtedy kiedy stwierdziłam że gorzej już być nie może zaczęłam brać leki. Byłam głupia i ślepa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem wasze posty i stoję na rozdrożu . Jeszcze nie tak dawno stałem przed jedną drogą ( nie brania leków) ale za dużo piłem albo brałem leki na coś innego które nie uzależniają i mają malutki wpływ na układ nerwowy. Nie dawno spróbowałem po 5 latach męki (bromazepam)

w dawce 4,5 mg . Pomogło owszem, bałem się okropnie skutków ubocznych ale nie miałem żadnych. Teraz nie wiem co robić, bo nie chce się uzależnić z drugiej strony alkohol tym bardziej mnie nie wyleczy. Ktoś powiedział, że lepiej ćpać pod opieką lekarza niż na własną rękę.

Myślę, że większość z Was wzięła leki na początku z przekonania, że ma być lepiej ale nie zawsze wszystko się układa, to prawda leki nie rozwiążą naszych problemów, nie zmienią naszej osobowości , ale jak ktoś tu napisał, trzeba wykorzystać czas poprawy i coś zmienić w swoim życiu, poukładać, zmienić pracę czy znaleźć spokojną stabilizację w życiu, wybrać się na psychoteriapie. Ale żyjemy w takich czasach gdzie mamy dostęp do środków o których moglibyśmy pomarzyć 30 czy 50 lat temu. Nawet zdrowy człowiek jak nie będzie się pilnował i starał żeby jego życie jakoś wyglądało też może potem mówić sobie kurde zmarnowałem sobie 10 lat życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie bałam się przyjmowania leków, ale w rezultacie wyszło na to że muszę, bo nie dam rady inaczej funkcjonować. Na chwilę obecną widzę same plusy, malutki minusik dla Zomirenu bo drętwieje po nim język i dziwne uczucie przełyku. Tak czy inaczej przespałam minioną noc, zero ucisku w klatce piersiowej, mogę oddychać, mogę żyć! Mam nadzieję że pozostałe leki nie wywołają innych niedogodności, ufam pani doktor, i wierzę że mnie z tego wyciągnie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×