Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Keji, też tak miałam... ale odkąd terapeuta mi powiedział, że nakładam maski, to chyba się ich powoli pozbywam. ludzie zaczynają wierzyć, baaa... widzieć, że ja mam problemy. uwierz mi, jest wtedy jeszcze gorzej. czujesz się, jakbyś wypadła z roli... a przecież aktor jest od tego, by grac. ja porzuciłam swój scenariusz, chociaż czasem do mnie powraca. ale już nie tak często. zastanawiam się, czy znów do tego nie wrócić... tak byłoby łatwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już dużej nie mogę udawać z drugiej strony, już przestaję być taka jak kiedyś. Ale znowu nie chcę, żeby to poszło w drugą stronę i bym bała się wyjść do ludzi, bo zaleję się łzami albo coś :roll:

 

Jestem tak spanikowana i przestraszona przed kolejnym rokiem szkolnym, że bardziej się nie da. Niedobrze mi, trzęsę się, awanturuję ze wszystkimi, dręczą mnie różne myśli, znowu nienawidzę siebie do cna, jestem tak cholernie załamana, że moje życie obraca się wyłącznie dookoła nerwicy, że mam już dosyć, chciałabym wysiąść z tego pociągu... Nawet te momenty, kiedy jest trochę lepiej, kiedy jakoś się ustawię do pionu, są wciąż przykre. Czy jest coś gorszego niż ciągłe poczucie winy i wstyd, że się jest jakim jest? Nie mogę się cieszyć, każde wyjście z domu to problem, o wszystko trzeba walczyć i znosić ciągłe fale bezsensownych, upierdliwych myśli. Kontakty z ludźmi to mordęga. Jestem taka zmęczona, to życie boli, choć jest takie puste. Wyluzować mogę tylko jak śpię, o ile nie dręczą mnie koszmary. Tak się boję tej nerwicy, mam ją za taki ciężar, że non stop muszę o niej myśleć, bo daje mi to fałszywe poczucie kontroli. Skoro byłam taka od zawsze, to w pewnym stopniu zawsze taka pozostanę i nie wiem, czy umiem to zaakceptować i żyć wolno. Idę jutro do fryzjera ściąć włosy i nawet to mnie przeraża :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, ja przy największym przybiciu przestałam chodzić do szkoły. Nie było problemem to osiągnąć bo fizycznie wyglądałam na chorą (ospa, potem przeziębienia, osłabienia) i nikt mi nie robił wyrzutów (no może, koleżaneczki). I to był największy błąd.

Obcowanie ze społeczeństwem daje większe poczucie kontroli. Olanie nerwicy jest trudne, bardzo. Ale da się w pewnym stopniu. I do tego trzeba dążyć, bo w pewnym stopniu ją pokonujesz. Musisz być świadoma tego, że jesteś zdenerwowana podświadomie co przerzuca kontrole nad Twoim funkcjonowaniem.

Nie można przestawać walczyć, wiem, że trudne, że takie gadanie, że pierdziele jak ciocia. Ale mi to pomogło.

Jeszcze pytanko, ile masz lat?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najzabawniejsze, że jak dochodzi do tego fobia społeczna, to ludzie bardzo dobrze widzą, że coś nie gra i w sumie nawet to udawanie średnio wychodzi. Siedemnaście, pierwsze objawy już w przedszkolu, najgorsza forma od sześciu-pięciu lat, więc to duża część mojego życia. Ja byłam blisko, drugie klasy są dla mnie zawsze najgorsze i najbardziej stresujące. Najpierw gimnazjum, teraz liceum. Ale przecież zawsze taka dobra dziewczynka była, co to nie marudziła, zaparła się w sobie i wszystko przetrwała, nieważne jak ją mocno po dupie kopali :roll: Wiem, że trzeba walczyć, bo ciągle to robię, od jednego załamania do drugiego, tylko brakuje mi czegoś, dla czego mogłabym walczyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Keji, Keji, ja do pierwszej średniej idę o.O

Fobia społeczna, wiem, niefajna.

Kiedyś się prawie zryczałam ze strachu na środku korytarza.

Dasz radę, musisz. Młode my, tyle życia przed nami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby dużo lat przed nami, ale jakoś tego nie widzę. Jedyny co się zmieni na pewno, to że będą wychodzić nowe karty graficzne i bardziej zaawansowane gry komputerowe ;P To jedyny wskaźnik ewolucji jaki zauważam w swoim codziennym życiu. W tym widzę jakiś sens, szkoda, że moje życie tak nie ewoluuje. Gdyby tak było mógł bym udowodnić sens istnienia moich zaburzeń. Niektórzy wierzą, że kryzysy są po to by nas uczynić lepszymi, ja na swoim przykładzie i innych zaczynam to podważać. Szkoda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Że niby depresje i nerwice mają motywować do zmian, bo wszak alarmują, że coś jest nie tak. Ale wydaje mi się, że to mało konstruktywny mechanizm, bo jest zbyt rozszalały i mam wrażenie, że nieraz zbyt wiele od zwykłych ludzi wymagający. Albo my jako gatunek wciąż jesteśmy za głupi :P

No niestety pod kołdrą nie jest lepiej, nigdzie nie jest dobrze. Szkoda, bo nie raz przydałby się odpoczynek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakieś specyfiki na pewno oferują ulgę :) ,ale mam taką zasadę że wole się nie pakować w żadne tajemnicze substancje. Może to i dobrze. Jedyne co mnie ciekawi i co popchnęło mnie do jednorazowego skorzystania z substancji typu "szczęście mierzone w miligramach" to sprawdzenie czy jest możliwe żeby być szczęśliwym, dosłownie: tak uwierzyłem że los człowieka to pasmo to nieszczęść, że nie chce mi się wierzyć, że przez chwilę można pomyśleć: "fajnie że żyje", albo w ogóle nie kwestionować sensowności życia. (To drugie lepsze.)

 

Czysta ciekawość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też siedzę sam w domu i nie mam z kim pogadać, nie jesteś sama. Jeśli cokolwiek to zmienia.

Od tego siedzenia samemu już mi niedobrze, ale nie lepsze jest gdy masz ludzi którzy na ciebie źle działają i cie nie rozumieją, sam nie wiem co gorsze. (Temat do głębszej analizy).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to jakaś sprawdzona metoda?

Parę osób z okolicy może by się znalazło, jestem z regionu konińskiego.

Byłem dwa razy w szpitalu, wiem jak wygląda zlot ludzi z problemami, na swój sposób sympatycznie. Tyle że ja cierpię na symptom, "wszystko przemija, nic nie jest trwałe" stąd takie doraźne spotkania średnio podniosłyby mnie na duchu, szukam czegoś trwałego. Parafrazując: skały na której domu nic nie ruszy. Ktoś już o tym wspominał, ale jakoś tych rad nie potrafiłem zastosować i dałem sobie spokój. Na prawdę, nie wiem co robię źle w swoim życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monk.2000, wiesz jak to jest z rzeczami trwałymi - najpierw muszą w ogóle się w życiu pojawić. Nigdy nie wiesz, co będzie trwałe, a co przeminie... U nas zloty się przyjęły, jesteśmy całkiem nieźle zgraną ekipą, więc chyba podchodzi to u nas pod "trwałe". Ale od czegoś przecież trzeba zacząć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×