Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja/historia/objawy


neurosis78

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich, jestem tutaj nowa i odczuwam potrzebę wyżalenia się. Może dzięki temu poczuję się nieco lepiej;) Moja historia moze zostac opisana mianem "jak z telenowel". Od dwóch miesięcy czuję się okropnie - typowe objawy depresji : apatia, niska samoocena, a wręcz nienawidzę własnej osoby, nie potrafię się z niczego cieszyć, jestem nadpobudliwa, moi bliscy nie potrafią się ze mną porozumieć, a to ich wsparcia teraz potrzebuję, a najgorsze jest to że czuję się wykorzystana i nikt nigdy się mną tak nie bawił jak on. Trzeba przyznać, że manipulowanie ludźmi i wywoływanie w nich uczuć jakich oczekuje opanował do perfekcji... Wszystko zaczęło się zimą. Na początku niewinne spotkania, nic nie wskazywało na zmianę charakteru znajomości. Lecz podczas jednego takiego spotkania, zamiast herbatki polał się alkohol, na który niestety nie można zwalić całej winy i wydarzenia tego wieczoru niestety następnego dnia wywołały ogromne wyżuty sumienia. Bo przecież to nie mogło się wydarzyć! Nie miało prawa do tego dojść! Jednak mimo obietnic i ustaleń 2 dni później powtórka. ( na szczęście nie poszłam z nim do łóżka, jak można to zrozumieć ) . Nasz romans był naszą, tylko naszą tajemnicą. Trwał 1,5 miesiąca i to o te 1,5 miesiąca za długo... Przez spotkania zaczęły się kłamstwa, poszukiwania odpowiedniego alibi na dany dzień. Zaniedbałam naukę , ponieważ czas rezerwowałam dla niego. Nikt nie mógł się o nas dowiedzieć, powiedziałam jedynie najbliższej przyjaciółce, bo skrywając to przed nią chyba bym oszalała. Gdyby doweidział się o tym ktoś inny, ja miałabym zepsutą reputację w mieście, a on i tak by wyjechał i po jakimś czasie wszyscy by o nim zapomnieli. Należy tu dodać, że co jest istotne w tej historii, jest on księdzem... i instytucja kościoła postarałaby się aby to uciszyć. Po 1,5 miesiąca postanowiłam to zakończyć. Już nie miałam sił wciąż kłamać i "wkręcać" coraz nowe historyjki. Męczyła mnie ta cała konspiracja. I jestem dziś dumna ze swej decyzji. Jednak skutki tego romansu odczuwam do dziś, a to juz 2,5 miesiąca. Nie mogę sobie wybaczyć, że byłam tak naiwna, wierząc mu w te wszystkie zapewnienia o uczuciach do mnie. Czy go kochałam? Nie, nie kochałam go. Kochałam jego wyobrażenie które sobie sama stworzyłam. Dopiero teraz po upływie tego czasu uświadomiłam sobie jak bardzo mną manipulował, a ja mu ślepo ufałam. Teraz alienuje się od społeczeństwa, "wyżywam" się na znajomych, podziwiam ich za cierpliwość. Czuję się strasznie samotna, nie potrafię się na niczym skupić. Zbliża się koniec roku szkolnego, a mimo poświęconych kilku dobrych godzin na naukę, nic mi nie wychodzi. Uwierzyłam w to , że jestem totalną porażka, chciałabym się odciąć od tego miasta i środowiska, ale jak narazie to niemożliwe. Najgorsze jest to że muszę go spotykać na szkolnych korytarzach o raz na lekcjach... A na dodatek przez niego moja wiara zupełnie podupadła. a samą jego osobę znienawidziłam. Może się wydawać, że po prostu mam doła po nieszcęśliwej miłości, ale to był tylko impuls do stanu w którym jestem. Oj nawet nie wiecie jak mi lepiej, że wyrzuciłam to wszystko z siebie.. Nareszcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Roza,wiesz co ??obrona siebie to jest tez to,aby nie pozwolic siebie krzywdzic.Ja do tej pory tez kwiczalam w kacie z bezradnosci i nie wiedzialam co mam zrobic.Tzn.mowilam mojemu partnerowi ze mnie boli to co sie dzieje. Ale teraz doszlo do takiego momentu ze nie pozwole sobie na to!!A najlepsze jest to ze ostatnio on zmiekl,zrobil sie milszy!Bardziej wyrozumialy!!Naprawde!!Gdy go zapytalam dlaczego??Powiedzial ze bylo tak zle, ze musial cos zrobic.Szkoda ze nie byl taki od poczatku ,tylko mi krwi napsul.Ja nie wiem co zrobie,nie wiem na ile on sie zmienil ,czy tylko na chwile czy tylko tak sobie,bo zmiane widze troche ,pod pewnymi wzgledami .Zreszta nie przeprowadzil rozmowy ze mna na ten temat,i nie mam tak do konca zaufania.No bo z jakiego powodu miala bym je miec ,tak od razu. Nie chce sie narazac na rany znowu,no bo z jakiej paki!!Ciekawe jak to sie potoczy dalej ,bo ja jestem gotowa sie przeprowadzic!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moze i masz racje piotr...lepiej 10 lat w szczesciu niz 100 przeplakac..ja mam niecale 24 lata i chyba od 16 roku zycia depresje...zaczelo sie od anoreksji z bulimia razem,a potem bylo juz coraz gorzej.ciagle uczucie samotnosci i poszukiwania na sile kogos,kto moglby mnie kochac niszczylo mnie coraz bardziej..robilam rzeczy,ktorych sie teraz bardzo wstydze...tabletki pomagaly mi na krotko,potem depresja wracala ze zdwojona sila..raz probowalam sie zabic,ale nic z tego nie wyszlo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 próby s za sobą 'jedna ironiczna bo jak mnie zawieźli na pogotowie lekarz stwierdził że to pewnie ogórek stanął mi na żołądku pomimo że zahaftowałam mu gabinet...

leki ah te specyfiki jest tak żeby brać leki na depresje musze brać coś na serce bo mam straszne podprogowe spadki ciśnienia

więc wszystko jest super antagonistyczne:)

na mnie trż chyba nie ma możliwości rozwiązania depresji nie wiem czy ktoś mi pomoże

w śmierci widzę rozwiązanie gdy myślę o niej nie płaczę czuję spokoj

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Nie wiem od czego zacząć… Sam fakt że tutaj pisze utwierdza mnie w przekonaniu że jest zemną źle :( Naprawdę nie wiem kiedy się to zaczęło... Świat stracił kolory. Nie potrafię się odnaleźć pośród ludzi. Nie umiem się już szczerze śmiać i być szczęśliwym. Wszystko widzę w czarnych kolorach. Nie mam na nic siły i ochoty. Trudno jest mi się zmusić do czegokolwiek… Nic nie ma sensu. Uważam że ja i moje życie jest nic nie warte. Nikomu na mnie nie zależy :( Nie ufam już ludziom. Boje się że ktoś znów mnie w jakiś sposób zdradzi i wbije nóż w plecy. Wciąż mam czarne myśli i patrzę na wszystko negatywnie. Mam wrażenie że każdy jest przeciwko mnie i mnie okłamuje. Chyba neguje wszystko to czego nie rozumiem. Nie wiem co robić. Jedyne co mnie pociesza to chwile które mogę spędzić z ukochaną dziewczyną, którą straciłem przez swoje głupie zachowanie i chyba można to tak nazwać – „chorobę”. Jedyne co mi potrafi dać szczęście to tylko jej uśmiech, dotyk… Dręczy mnie wszystko. Poczucie winy i wogule. Zacząłem pić i palić… Nienawidzę siebie :( Czuję się beznadziejnie. Chciałbym już to skończyć. Przestać czuć to przygnębienie, smutek i rozpacz. Przestać cierpieć :( Jest mi źle we własnym ciele. Chciałem się przełamać i „oczyścić” ale stoi przede mną jakby jakaś niewidzialna bariera. Nie mam chyba na to siły… Chciałbym umrzeć. To chyba jedyna szczęśliwa rzecz jaka mnie jeszcze w tym życiu spotka :( Moje życie jest beznadziejne… Tak samo jak ja… Dobija mnie jeszcze fakt że jestem kompletnie sam. Nie mogę robić rzeczy które lubię, spędzać czasu z ludźmi których lubię albo kocham. Zresztą i tak oni mają mnie gdzieś. Raczej im się nie dziwie. Nie mam nic sensownego do zaoferowania a czas spędzony zemną jest raczej czasem zmarnowanym więc… Chciałbym coś z tym wszystkim zrobić, ale czuję się jak w więzieniu. Mam problem z koncentracją i wyrażaniem swoich uczuć. Przewaliłem prawie cały rok szkoły. Nie potrafiłem się zmusić do pójścia przez co prawie nie zdałem. Ciężko jest mi to wszystko ogarnąć i opisać… Sorry że się tak wyżalam ale naprawdę potwornie się czuje :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

masz duży problem i potrzeba ci będzie czasu żeby to ogarnąć , ale dasz radę , wyjdziesz z tego przygnębienia i marazmu, myślę że lekarz też by ci pomógł-powinieneś się zgłosić nawet do przychodni , tam cię pokierują dalej, i nie myśl że twoje życie jest stracone i bez sensu już na zawsze- to chwilowe,przejściowe, taki etap w zyciu z którego trzeba sie wygrzebać, wielu z nas to przechodzi , raz jest lepiej raz gorzej jak w przysłowiu raz na wozie raz pod wozem ,ale walczymy, upadamy i podnosimy się, i z tobą też tak musi być -przyjdą jeszcze piękne dni-trzymaj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Mr.G, wiem co czujesz, bo kiedyś mialam podobnie. Spokojnie, z tego się wychodzi, stanąleś w krytycznym punkcie i dobrze, bo teraz już będzie tylko lepiej. Widać w Twoje życie wplątal się chaos, sam w sobie przechodzisz burzliwy okres. Musisz sobie to wszystko poukladać. To trochę potrwa, więc idz malymi kroczkami do przodu. Może dobrzeby bylo żebyś poszedl do psychologa- pomóglby Ci to wszystko uporządkować.

 

Postanowiłem sobie że wyjdę z tego i nic mnie nie powstrzyma. Mam nadzieje że mi się uda...

Super że tak myślisz. Z takim nastawieniem nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Powodzenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mr.G tak wiele na raz, aż ciarki przechodzą. Jak Ty funkcjonujesz na co dzień? Dlaczego dziewczyna Cię zostawiła?

Naprawdę, aż zimno mi się zrobiło, gdy to czytałam. Na samą myśl, że mój chłopak mógłby mnie opuścić wtedy, gdy byłam w krytycznym punkcie chce mi się płakać, bo wiem, że na 100% bym się zabiła. To może dziwnie zabrzmi w tej sytuacji, ale podziwiam Cię za siłę. Skoro tyle już zniosłeś mam nadzieję, że się nie poddasz.

Czy jest szansa żeby dziewczyna do Ciebie wróciła? Przepraszam, jeśli zadaje zbyt bolesne pytania - wówczas zignoruj je. A Ty? Czy się leczysz? Byłeś u lekarza?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U lekarza jeszcze nie... Chcę się wybrać ale trochę się jakby boje... Z tego co czytałem to nie boli ale jakoś jednak. Jak przetrwałem? To trochę dziwnie ale zacząłem śpiewać. To zabrzmi głupio lecz mimo że nie miałem na nic siły, ledwo się podnosiłem z łóżka zawsze miałem ochote wyśpiewywać to co mnie boli... Piosenki pomogły mi przetrwać :( Straciłem dziewczynę bo w pewnym momencie zacząłem się dziwnie zachowywać. Ona nie wiedziała co mi jest, sam bałem się do tego wszystkiego przyznać. Szansa może jest, niby coś mówiła że poprostu chce odzyskać do mnie zaufanie, że możemy jeszcze być razem. Był moment że w to wierzyłem... Teraz? Teraz nie wiem... Chciałbym się z nią zobaczyć, porozmawiać. Są wakacje, wszyscy gdzieś wyjeżdżają więc jest ciężko.. Kocham ją i to wiara w to że jeśli się pozbieram i będę znów mógł być z nią, że naprawie to co zniszczyła między nami choroba daje mi siłę aby z tym wszystkim walczyć... Najgorzej że jestem teraz z tym wszystkim sam. Nie mam raczej takich prawdziwych przyjaciół abym mogł na kogoś liczyć i jakoś musze sobie radzić z tym sam. Nikt raczej w moim otoczeniu, z tych wszystkich moich znajomych mnie nie rozumie. Nie wiem co będzie dalej. Czasami upadam, jest ciężko, ciężko o tym mówić ale wciąż wierze :( Chyba jestem poprostu naiwnym idiotą który wierzy że jutro, za rok albo 20lat będzie lepiej i może będę trochę szczęśliwy. Jakoś się z tym pogodziłem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie porzucenie mnie przez dziewczyne było przyczynkiem do powstania u mnie nerwicy jak domniemywam bardzo istotnym przycznkiem. Ja chłopie czuje sie prawdopodbnie bardzo podobnie do ciebie czuje sie zagubiony i świat wydaje mi sie obco mimo że wiele osób mnie wspiera ale może jakoś z tego wyjde

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem coś na ten temat, gdy mój teraz już były chłopak był przy mnie, zycie wyglądało lepiej, wszystko było takie proste i poukładane, a teraz jest jak jest. Muszę żyć, bo mam nadzieję, że rano poczuję się lepiej, że będę szczęśliwa i radosna, że stanie się coś nie powtarzalnego co odmieni moje życie. Złudna nadzieja? Może to prawda, ale marzenia mają jednak sens, pozwalają przenieść się w całkiem inny Świat. Teraz siedzę, w domu brak mi najważniejszego przyjaciół. W życiu bardzo pomaga fakt bycia potrzebnym, lubianym, poprostu kochanym. Dlatego Mr. G nie załamuj się, jak widzisz, jest wielu ludzi którzy mają podobne problemy jak Ty. Może nie będę pisała, że należy cieszyć się życiem, bo w chwilach przygnębienia brzmią one bardzo prosto i nie dają rezultatów, ale proszę Cię o jedno, nie poddawaj się, nie trać nadzieji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za te słowa otuchy i wogule za wszystko :). Staram się teraz to wszystko jakoś poukładać. Mam nadzieje że mi oraz innym też się uda i może kiedyś wszyscy będziemy mogli być wolni... Mam nadzieje że nie upadnę znów i nie będę wam tutaj coś bredził o samobójstwie i tym podobnym. Spróbuję się wybrać jeszcze do lekarza, ale raczej ktoś musiałby mnie nieźle kopnąć w tyłek żebym się jakoś zmobilizował... W każdym razie się postaram...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehh... Też macie takie coś że mimo że ktoś wam coś mówi i wogule to i tak myślicie że jest inaczej? Np. ktoś mówi że zależy mu na Tobie, albo że tęskni a wy i tak myślicie ej dobra on to mówi tak sobie żeby mnie pocieszyć, albo żebym się odczepił no poprostu tak sobie... Coś w tym stylu :/ Albo jak ktoś nie odbiera telefonów czy coś to myślicie że was olewa albo specjalnie coś udaje i potem kłamie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sadze ze jest sposób lepszy nawet niż lekarz

zresztą ja im nie ufam

czasem zdarza się tak że w życiu zapetlamy się w dziwne historie z ludźmi

potem załuje sie tego i owego

czasem jednak osoby deklarujące swoje oddanie są takimi tylko trzeba brać pod uwagę poprawkę na to że skoro ja nie wierzę sensownie to normalne staje się że nie potrafię uwierzyć w to jak innym na nas zależy

 

chyba że to osoba która kiedyś zawiodła to kipsko

 

generalnie chyba ratunek jest w nas czasem trzeba bynajmniej mi poudawać że nie mam tej całej deprechy (jestem w trakcie :D)

obecnie jest mi miłość obojętna

spokój to jest coś

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem pewna czy to do końca odpowiednie miejsce na tan temat.

Do końca nie wiem co chcę napisac.

Jestem w kropce i chyba o tym to będzie.

Mam 19 lat, powinnam być po maturze a nie jestem bo przez glupie i nudne już dla mnie ataki paniki nie byłam w stanie chodzić do szkoly.

Planowalam zacząć od września ale nadal paraliżuje mnie na samą myśl.Chodzę jeszcze na terapię, ale tam też nawalam. Myślę, pójdę do pracy ale to oznacza przerwanie terapii i bardzo rzadkie spotkania z Ukochanym (mieszkamy od siebie ok.250 km).W domu mam sajgon, bo niektórzy ludzienie potrafią znieść prawdy i przyznać się do błędu.

A psycholog na to wszystko," Tak jest pani w bardzo specyficznej sytuacji".

Tyle sama potrafię zauważyć.

Pomocy, w ktora stronę mam iść?!

Czuję jak wariuję. Przyszłość mnie przeraża i nie wiem zupelnie co mam robić.

Smutne jest także to, ze nikt nie jest w stanie mni na to odpowiedzieć.

...

Pa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cała historia zaczęła się w marcu, gdy razem z moją dziewczyną zarezerwowaliśmy bilety do Anglii na czerwiec w celu zarobku. Oboje się cieszyliśmy, byliśmy podekscytowani że to nowy kraj, nowy obyczaj, zupełnie coś nowego-raj. Jestem z nią 4 wspaniałe lata, kochaliśmy się niezmiernie, przynajmniej przed wyjazdem, nie byliśmy w stanie spędzić dnia bez siebie. W międzyczasie mieliśmy oboje matury, która się zakończyła się jakimś tam powodzeniem. Nadszedł dzień wyjazdu, przylecieliśmy do miasta, na początku wszystko było jak dawniej, szukaliśmy pracy-po miesiącu ją dostaliśmy(lipiec)-jeszcze w tej samej firmie, tylko w innych oddziałach. Mieszkaliśmy u jej ciotki, poza ciotka była tam również jej córka. Z początku wszystko było w porządku, lecz jakieś 2tyg. temu wszystko zaczęło sie psuć.

Stała się całkiem innym człowiekiem, obojętna na jakiekolwiek uczucia z mojej strony, zimna, miała mnie gdzieś, wolała towarzystwo ciotki, kuzynki, nowych znajomości z pracy? Mnie odstawiła na bok. Ja tam nie miałem nikogo, byłem sam, praca mnie wykańczała psychicznie i fizycznie. Jej się tam spodobało, nawet myślała o nie podjęciu studiów i zostania tam na dłuższy czas niż wakacje. Powiedziałem jej, że wyjeżdżam bo nie jestem w stanie wytrzymać dłużej w tym kraju, w tym otoczeniu i obojętności z jej strony i nie zależało mi już na żadnych pieniądzach. Na początku mówiła, że nie jest szczęśliwa z tego powodu że wyjeżdżam, ale to nie chodziło o miłość, tylko że co ona zrobi sama beze mnie, jak to ona sobie poradzi(ale przeciez ma tam rodzine), będzie musiała płacić cały pokój, zamiast połowy...Lecz z drugiej strony mówiła że taka przerwa ponadmiesięczna dobrze wpłynie na nasz związek. Dowiedziałem się jeszcze, że zaczęła smsować z jakimś kolegą z pracy-mówiła że to nic takiego i że to tylko kolega z pracy, i tłumaczyła mi się czy juz nie moze miec zadnych przyjaciół? i że tylko mnie Kocha, sama mi mówiła, że on wykazuje inicjatywe, lecz nie da mu żadnego znaku. Wróciłem do kraju 5dni temu, nie widziałem jej juz tydzien-ja wariuje, caly czas o niej mysle, tesknie. Mamy kontakt telefoniczny, mowie jej ze nie jestem w stanie zyc bez niej lecz ona mowi mi ze mnie rozumie, ale co z tego jak tam dalej chce byc?Tlumaczy sie ze ma dlugi u mnie i u rodziny, ze musi splacic, troche zarobic i wroci w polowie wrzesnia. Przed moim wyjazdem mowila ze moze wroci jeszcze szybciej bo nie poradzi sobie beze mnie, jak już mowilem mija tydzien, a ona tam siedzi i jest taka sama jak przed wyjazdem - zimna... Ja nie jestem w stanie zyc, jak przyjechalem do domu to sie rozplakalem matce na kolanach. Nie moge spac, bo caly czas mysle co ona tam robii, ze ja zostawilem sama, jeszcze z podejrzeniem o zdrade?Spie po 5h, wstaje o 5 rano, nie mam co ze soba zrobic, mam rozne omamy, halucynacje o najgorsze rzeczy ktore sie moga przydazyc, zaczalem codziennie chodzic do koscila i sie modlic. Mam mysli samobojcze. Moze wybiore sie do psychologa, przyjaciol nie mam, mam kolegow... z ktorymi nie pogadam na taki temat, bo mnie wysmieja. A ja siedze teraz z malutka nadzieja ze faktycznie wroci we wrzesniu i bedziemy znowu razem szczesliwi, lecz mam tez wieksze obawy ze tam zostanie na dluzej i znajdzie sobie kogos nowego... To jest moja pierwsza dziewczyna-mam w niej kazdego kogobym chcial miec-znamy sie oboje na wylot i swoje rodziny, byly plany na slub i wspolne dalsze zycie, lecz teraz nie jestem tego pewny czy ona tego dalej chce. Pisze tutaj o tym, bo poprostu nie mam z kim o tym porozmawiac, ona to wszystko wie, i mowie jej codziennie przez telefon ze nie daje rady, a ona dalej to samo... Moze i jest lepiej z mojej strony, bo nie moge bez niej zyc niz, lecz ona jest ciagle taka sama - zimna. Jak pisalem mam zamiar sie wybrac do jakiegos terapeuty, psychologa? Z tego co czytalem na serwisach internetowych to mam objawy depresjii. Najgorsze sa poranki, wtedy jest najgorzej...Z pod nog mi znika swiat

prosze o jakiekolwiek slowo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×