Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

pracoholizm...........uważaj, by nie popaść w niego
Nie wierzę w pracoholizm. Słyszałem już taki zaarzut, ale jakoś tego sobie nie wyobrażam. A na pewno nie w takim stopniu jak np. Japończycy. Poza tym boję się jednej rzeczy. Mianowicie, ze gdy wyślą mnie na te dwa tygodnie, to po zakończeniu nie będę w stanie się zebrać i wrócić aktywnie do pracy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczur, wydaje mi się, że gdybasz. Nie masz się czym zamartwiać to wyszukujesz problemów "na przyszłość". Nastaw się pozytywnie do urlopu i do późniejszego powrotu do pracy. Pomyśl, będziesz wypoczęty, znudzony odpoczywaniem i z zapałem weźmiesz się do pracy (sama nie wierzę w to co piszę :shock: ). Bo ja mam podobny problem. Ja? Pracoholiczka? Ha Ha Ha.

Ale stres tak dał mi w dupę, że mój organizm zmusił mnie do zwolnienia tempa. I wracam do siebie. A praca nie zając, nie ucieknie (niestety :D ).

Zastanawia mnie jeszcze jedno, a mianowicie przed czym uciekasz w pracę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Smuteczku12 trzymaj się wszystko się jakos ułozy wiem jak się czujesz wiem ze to przykre i b trudno pozbyc się wiary nawet jak ta kochana osoba rani ale nie daj sie

moze pownnas porozmawiac z rodzicami powiedziec o swoich kłopotach nie wiem jakie masz relacje z nimi albo z kims np z dobra kolezanka albo kims z kims kto Cię wesprze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem tu poraz pierwszy. Moja historia jest długa i bardzo zagmatwana. Nie wiem, czy potrzebuje, żeby ktoś przeczytał, coś doradził, czy po prostu chce się wyżalić... Mój problem dotyczy mojego ojca. Jest bardzo ambitny, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, nie nawidzi ludzi słabych, którzy czasem załamują ręce...nie uznaje żadnych słabości, nie jest czuły... Liczą się dla niego suche fakty i pieniądze. Nie akceptuje moich wyborów i nie liczy się z moim zdaniem...Zawsze uważa, że jeśli on pokieruje moim życiem, wyjdzie mi to na lepsze. Kiedy tylko wypowiem się na jakiś temat, co sądzę, co myślę, powstaje awantura... Dostaje napadu szału, wrzeszczy nie opamiętany...prawie dochodzi do rękoczynów. Zawsze mnie wtedy wyzywa, "gnoi", miesza z błotem.

Kiedyś pozwoliłąm mu wejść z buciorami w moje życie...teraz jestem szantażowana. Ma firmę, ja wniej pracuje... Podjęłam w związku z tym decyzję o studiach(drogich). Zdaję sobie sprawę, że gdybym odeszła stąd, musiałabym rzucić studia...Pensję dostosowaną mam tak, zeby mi starczało. Nigdzie indziej nie zaronie tyle... Przy kłótniach szantażuje mnie, ze obetnie mi pensję, zabierze samochód, który dostałam na 18-tkę, odłączy prąd w moim pokoju, albo rozniesie w strzępy cały pokój, który wyszykowałyśmy z maą za moje pieniadze. Wiem, ze jest do tego zdolny...

Zostałam zmuszona do wylotu za granicę... Gdy się opierałam, robił mi takie awantury, że przez wiele miesięcy w domu panowała śmiertelna amtosfera. Zawsze wtedy robi mnie winną bółów głowy mamy, tego, że płacze... Chce, zebym to ja czuła sie winna. Wylot miał spowodować rozstanie z moim chłopakiem... Myślał, że nie wytrzymamy prby czasu... Przegrał!!! A ja znalazłam pracę...i wyremontowałam wyzej wspominany pokój, który stał od lat zalany wodą z rury, którą kiedyś w złości rozwalił na piętrze...

Nie akceptuje mojego chłopaka... Bo nie jest przedsiębiorczy... Nie stać go na otworzenie własnego biznesu, pracuje fizycznie zarabiajac marne 2,5 tys. zł. (Sam ojciec ma firmę, która przynosi duze zyski). Wmawia mi, że to nie starczy na utrzymanie rodziny, że miłość to bujda i że skończy się, kiedy przyjdą na głowę dzieci i problemy finansowe... Wyzywa go od frajerów, od nieudaczników, bo nie ma nawet kawałka swojej działki...

Ostatnio spiskował za moimi plecami z jakimś kolesiem, który miał przywozić mi całymi tirami kwiaty, kiedy u mnie będzie chłopak... Chce go za wszelką cenę sprowokować, żeby odszedł... Na szczęście On nie daje sie, ale boje się... Martwię, że w końcu nie wytrzyma, a wtedy ja umrę... Jestem z nim 4 lata... Za 2 po cichu planujemy ślub. Nie umiem bez niego żyć, jest moim jedynym wsparciem...

W pracy to samo... chce, zebym była wszechwiedząca... Pragnie mnie wykorzystywać dla swoich celów, dlatego chciałby, zebym posiadła wiedzę z każdego zakresu...i znajomości... które on wykorzysta do zdobycia jeszcze większej sumy pieniedzy. Nie rozumie, że nie jestem w stanie, że nie jestem encyklopedią, albo po prostu, zwyczajnie w świecie, nie chce tego robić!!! Kolejna kłótnia i wpieranie mi, ze jestem wyrodną córką, bo nie przyjmuje teho, co on mi tak chojnie ofiarowuje... A może ja po prostu nie chcę???!!! Moze to nie jest to, czego pragnę... Ale jak już wcześniej pisałam, jestem od niego uzależniona... Finansowo, nie miałabym nawet gdzie się wyprowadzić... Bo gdybym odeszła z domu, straciłabym pracę...i studia...i za co opłacać wtedy nowo wynajęte mieszkanie???

Na każdym kroku pilnuje się, żeby tylko mu nie podpaść... Jestem już wyczerpana, na skraju wytrzymałości...I rzeczywiście ma wyrzuty sumienia, że przez te awantury cierpi moja mama i siostra...

Gdy go unikam, wścieka się, atakuje mnie, że traktuje go jak zero, nie szanuje...i, że skoo ja nie szanuje jego, to on mnie też nie bedzie... Zaczynają sie wyzwiska, że nioe doceniam tego, co dla mnie robi, kolejne szantarze...obrażanie mojego chłopaka, znajomych...jak byłam młodsza zakazy ogladania telewizji, spotykania się ze znajomymi, bomuważał, że towarzystwo jest nie dla mnie...

Załuje, że zgodziłam sie na pracę u niego, że jestem taka zależna... Że pokazałam, ze umiem i że jestem zdolna... Teraz to wykorzystuje, a ja nie umiem walczyć... Czuje, że nigdy nie wybrnę z tej sytuacji... Tak jest od ok. 6 klasy szkoły podstawowej... Ja już nie daję rady.......:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kimkolwiek jesteś...Dziękuję. Odkładam odejście od wielu lat... Dziś mam 23 lata i czuję się coraz bardzie przekonana, że mogę. Boje się jednak... Ograniczeń w widzeniach z rodzina, o amtosferę, która zapanuje... Zawsze odkładam decyzję, do poważnej kolejnej kłótni... Czasem myślę sobie, że jakby mi przywalił, to wkońcu bym się otrząsnęłai wtedy wkońcu bez zastanowienia odeszła z domu! :( Mam cykora...racja. Chyba najwyższy czas porozmawiać o tym z jakimś psychologiem... Sama nie daje sobie rady, mozę wkońcu ktoś z zewnątrz, postronny, otworzy mi oczy:(

Dziękuję za opinie...są dla mnie cenne. Serdecznie pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz Agato jaki ten świat jest dziwny i śmieszny, ty masz tak ja mam odwrotnie (moze nie do konca), nie mam rodzicow od dziecka, nigdy nie mialem nikogo na kogo moglbym liczyc , na kim moglbym polegac. Do wszystkiego dochodzilem sam. Teraz mam zone, mam corke....i trudna sytuacje finansowa, ktora mnie poprostu z dnia na dzien wyniszcza psychicznie. Dla niektorych to sa pewnie smieszne pieniadze ale mnie to meczy ze nie moge mojemu dziecku, mojej zonie zapewnic normalnego zycia bo caly czas sie ciagna zamna jakies dlugi, ktore bylem zmuszony zeby zaciagnac na kupno mieszkania. LEkarz juz stwierdzil u mnie nerwice kaze mi sie oszczedzac......czesto mam dosc takiego zycia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Smuteczek12 Starsznie mi przykro ze tak cierpisz przeciez nie zasluzyłas na takie traktowanie zasługujesz na szczęscię i wydaje misie ze powinnas powiedzięc ze to koniec i moze wtedy cos do niego trafi sama juz nie wiem albo poprostu ni eodzywaj się zniknij na kilka dni niech on się postara iech się pomartwi albo podenerwuje sama juz nie wiem co Ci poradzić. Bo jestes młoda masz zycie przed soba a takie męki ciepisz przez kogos kto nie jest wart Ciebie wiem ze wiesz napewno rozum swoje a serce swoje znam ten bol. To moze jakaś koleznka sama nie wiem... ktoś zaufany w kazdym razie... Trzymaj się cieplutko i iwedz ze rozumiem to co przechodzisz :cry:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Agata, witaj na forum.

Bardzo wciągnęła mnie Twoja historia. Jest mi szczególnie bliska - choć tak inna... byłam ofiarą niespełnionych ambicji i chorych skłonności.

Z tą różnicą, że ja dałam się totalnie mu opanować. Dziesięć lat mam wycięte z życiorysu. Aby mnie kochał byłam w stanie zrobić wszystko. Jakkolwiek ja o mały włos nie straciłam życia, on w kulminacyjnym momencie wyparł się mnie.

Dżejem wyjęła mi słowa z ust. Dokładnie to samo chciałabym Ci napisać. Dodaj również, że w wyniku poniżeń zaczynasz wątpić w swoje siły. I to mnie martwi. Musisz Kochanie podjąć decyzję: masz dobre warunki. Twój chłopak Cię kocha, wspiera a to jest najważniejsze. Poza tym on pracuje, a i Ty znajdziesz pracę inną niż u Twojego taty. Nad czym się zastanawiać. Odetnij tą pępowinę, bo zaczyna gnić.

Opowiem Ci moje Happy End. Wracając z psychiatryka nie miałam pewności, czy w domu nie powymieniali już zamków. Okazało się, że nie. Dwa miesiące nieobecności zmieniło nie tylko moje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, potrzebuje trochę ponarzekać.

Wczoraj wróciłam z wyjazdu na którym miałam się świetnie bawić ale okazało się zupełnie inaczej, to była totalna porażka, najgorszy tydzień w moim życiu. Koleżanki na początek mnie olały a nastawienie miałam dobre wszystko miało być fajnie takie oderwanie od rzeczywistości w środku sesji. Jednak wyszło zupełnie inaczej nie potrafiłam się bawić, śmiać, cieszyć odtrąciły mnie na początek a później nie mogłam się pozbierać było tylko gorzej i gorzej... jednego dnia wstałam od stolika przy śniadaniu i poszłam z płaczem do pokoju totalnie się rozkleiłam, jedna drobnostka a wytrąciła mnie zupełnie z równowagi nie mogłam się pozbierać, wogóle przez cały wyjazd byłam taka, nie umiałam śmiać się, żartować nic nie umiałam, widoki piękne a mnie to nie cieszyło nic mnie nie cieszyło chciałam żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło.. no i nie wytrzymałam wróciłam wcześniej to był koszmar. Najgorsze jest to że myślałam że po powrocie do domu poczuje się lepiej ale czuje się tak samo. Nie chce mi się z nikim rozmawiać, nie chce niczego słuchać nic mnie to nie interesuje właściwie to nie wiem czy coś mnie jeszcze interesuje. Taka okazja na świetną zabawę na poznanie nowych ludzi a tu totalna klapa nie miałam nawet o czym rozmawiac z tymi ludzmi, nie mogłam wyrzucić z głowy tego że jestem chora. Czułam się tam zupełnie nie potrzebna i bezwartościowa, nie miałam im nic do powiedzenia więc milczałam i milczałam a oni się odsuwali dalej i dalej... i zostałam sama jak zwykle to tylko pogorszyło mój stan. Jestem juz w domu ale to wszystko we mnie żyje, zmarnowałam taką szansę. A teraz wszyscy wypytują się jak było a ja nie mam ochoty z nikim gadać to było piekło ale przecież nie mogę powiedzieć prawdy odsune od siebie ludzi z którymi przebywam na codzień, kłamać też nie mam siły, ciągle jestem smutna a na dworze świeci słońce a ja mam dosyć nie chce patrzyć na tych wesołych ludzi nic już nie chce... czuje tylko ból żal do siebie i do innych, nie wiem czemu tak sie stało czy to przez leki(esprital- biorę od trzech tygodni) wszystko jest mi obojętne na wszystkich się wściekam jestem nie do zniesienia :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

musze tu sobie pojeczec bo zwariuje :( mam dzis fatalny dzien, egzamin mialam i babeczka dowalila takimi zadaniami ze nie wiedzialam jak sie odnalezc, kurde juz nie mam sily sie uczyc tego, tak bardzo chcialabym juz odpoczac:/ ale ona musiala nam dowalic:( ja piernicze taki blachy powod chyba a mnie to tak dobija:( mam taka slaba psychike, nie umiem sobie poradzic z porazka, chcialabym nad tym panowac a czuje taki bezsens, beznadzieje :( nie wiem co ze soba zrobic, najchetniej bym zniknela...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie miałam ochoty się uśmiechać ale widziałam że oni źle się czuli z tym że ja taka jestem, jak wyjeżdżałam to przeprosiłam je za wszystko one też mnie przeprosiły ale to ja czułam sie tak naprawde winna temu wszystkiemu,że w pewnym sensie popsułam ten wyjazd. Jeżeli chodzi o udawanie przed mamą to też chce jej tego oszczędzić żeby się nie martwiła, tylko nie wiem czy to zniose nie mam ochoty nikogo widzieć ani z nikim rozmawiać a ciągle natykam się na kogoś z rodziny ale inaczej się nie da... mama nie do końca mnie rozumnie mówie jej że jest źle ale do niej to nie dociera wymyśla mi jakieś zajecia a ja naprawde na nic nie mam siły ani ochoty, nie rozumie mnie a ja nie mam siły jej tłumaczyć. Powiedziałam jej o depresji ale o ciągłych myślach samobójczych nie, nie powiedziałam przed leczeniem i nie powiem teraz, te myśli na chwile ustaly a teraz wróciły i dlatego sie boje, nie mam siły na to wszystko a mama ciągle powtarza ten rok pasuje skończyć -studia, ja wiem że trzeba ale co robić jak sie nie ma na to siły?

nie chce wracać na uczelnie i widzieć spojrzenia tych ludzi którzy z pewnością będą teraz mnie unikać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam potrzebę pojęczeć...

 

Czytałam Was przez ostatnie dwa dni, nie mogąc sama coś od siebie dodać...biorę zamiennik Seronilu i czuję sie jak na początku kuracji...taka bez sił, bez apetytu i w ogóle...mdli mnie.

 

Agata21 przypomniała mi sytuację z mojego domu - tez ojciec despota, tez wszystko musiało być idealnie, bo inaczej było wyzywanie, gnębienie psychiczne, a co najgorsze, ja nie potrafię go za to do końca znienawidzić, i chyba podświadomie chciałabym, aby mnie w końcu zaakceptował...wrrr

 

I udało mi sie jakoś uniezależnić, wyjechać daleko, radzić samej. Łatwo nie było, jednak nadzieja trzymała mnie i parła na przód. Mam plany na przyszłość, chęć zmian, nowe nadzieje i marzenia. Smutno jest mi tylko, że nie mam komu ofiarować tych wszystkich ciepłych uczuć, które nosze teraz w sobie, jednak wierzę, że jest na tym świecie mężczyzna, którego pokocham z wzajemnością :)

 

Kurcze...nie dajmy się zwariować!...nie dajmy się zdominować!...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 7:24 pm ]

Wrócę wkrótce by po pomagać trochę ;)...bo teraz trochę za bardzo opadam z sił... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

smutna48 jeszcze raz dziękuje za wsparcie tylko Ty mnie rozumiesz...może masz rację żeby powiedzieć koniec ale czasami gdy sobie postanowię że to w końcu zrobię i już stoję przed nim wtedy on się tak zaczyna na mnie patrzeć że nic nie mogę z siebie wydusić i już nie potrafię mu tego powiedzieć. Może to już błąd ale ja go naprawdę kocham i z każdym nowym dniem myślę sobie że w końcu się zmieni i zauważy moją miłość i wreszcie usłyszę od niego słowa "kocham Cię" ale to tylko marzenia które nigdy się nie spełnią :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko ja nie potrafię za bardzo go kocham, on wie co do niego czuje i to wykorzystuje, bardzo dobrze zna moją psychikę i manipuluje mną jak chce a ja nie potrafię się sprzeciwić chociaż mam już tego wszystkiego dość...ale masz rację to drań, najpierw mówił że kocha a później tak mocno zranił...muszę się w końcu postawić i powiedzieć nie i mam nadzieje że teraz mi się uda, chociaż w głębi czuje coś innego :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm, to może przelej to co tu piszesz na papier i wyślij do niego. Napisz w liście co czujesz, jak się czujesz i jak sobie z tym nie radzisz. A potem zobaczymy jaki będzie jego krok. Rozumie Twoje rozterki - różnica jest tylko taka, że mój chłopak wręcz wmawiał mi, że mnie kocha a potem robił mi różne chamstwa... Na początku wszystko mu wybaczałam, ale z czasem było coraz gorzej. To potwornie boli gdy Ty kogoś kochasz a on to wykorzystuje :? Wiele razy zbierałam się mu powiedzieć wynocha, parę razy mi się udało ale prędzej czy później wymiękałam i wracaliśmy do siebie i wszystko zaczynało się od początku. On też mnie świetnie znał, znał moje słabości i je wykorzystywał a ja umierałam z bólu. Okropne.

Ktoś mi podpowiedział, żebym mu napisała co się dzieje, szczerze wszystko co mi w duszy leży. Pomyślałam, a co mi tam, nie mam nic do stracenia. Wtedy już nie wierzyłam, że to cokolwiek naprawi pomiędzy nami. Chciałam tylko, żeby odszedł, dał mi święty spokój. Nawet próbowałam go szantażować, że jak mnie nie zostawi, to się zabiję.

List wysłałam pocztą i unikałam go. Minął tydzień i gdy zadzwonił prosząc o spotkanie, miał zupełnie inny głos. Do dziś wspomina, jak czytał mój list, czuł jakby go wiadrem zimnej wody oblano, dano mu w mordę, nagle zrobił się taaaaaki malutki i zrozumiał....

Jesteśmy nadal razem i jest coraz lepiej :D

Tak czy siak w Twojej sytuacji warto spróbować wszystkiego.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj w klubie jesli chodzi o zmeczenie sesją... mi juz ta nauka uszami wychodzi i tez wydaje mi sie, ze to najgorsza sesja jaka dotąd przeżylam... Tak bardzo chciałabym juz odpoczac... Nie martw sie, już niedługo skończysz sesje, bedzie dobrze, zdasz kobyłe i odetchniesz ;) damy rade :) 3maj sie :D Pozdrawiam :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie! Jakiś czas się nie odzywałem, ale to nie znaczy, że coś się poprawiło. Czytam Wasze wpisy i widzę, że wielu z Was strasznie pochłania sesja egzaminacyjna. Fajnie, że macie zapał do nauki i dążycie do samorozwoju, bo ja osobiście to mam na wszystko wyjeb..e. Mam wrażenie, że jest już za późno na to by się rozwijać w jakimkolwiek kierunku. Poprostu już nie wiem co w życiu jest ważne. Nie wiem czy warto o cokolwiek walczyć. Chciałbym żeby spadł mi na głowę meteoryt i żeby to się wreszcie skończyło, ale chyba prędzej trafiłbym szóstkę w dużego lotka. O co chodzi w życiu? Co robić i po co? Nie widzę sensu. Miałem piękne dzieciństwo i to by mi w sumie wystarczyło, bo będąc dzieckiem przeżyłem piękne chwile. Czy to, że jeszcze tu jestem oznacza, że coś mnie jeszcze czeka, że jeszcze mam coś do zrobienia? Skaładam wszystko w ręce opatrzności, jeśli taka istnieje, bo sam nie umiem pokierować swoim życiem. Chciałbym móc się zamienić miejscami z innym młodym człowiekiem, który zginął w wypadku samochodowym, a który miał konkretny plan na życie i to życie kochał. Dlaczego on, a nie ja? Pytanie tylko, czy oddałbym w ten sposób swoje życie gdyby mnie o tym wcześniej powiadomiono i gdybym miał wybierać między sobą a nim? Boję się, że wybrałbym paradoksalnie to drugie... ... Sorry za moje popieprzone dywagacje, sam nie wiem o co mi chodzi teraz. Jestem w końcu chory, no nie? Wolno mi, heh. Tak poważnie, mam czasem niezłe jazdy i bywa, że boję się, że grozi mi schizofrenia, ale może moje lęki są pezpodstawne. Poprostu czasem podczas snu mam niezłe schizy. Jakiś miesiąc temu podczas snu wydało mi się, że coś chodzi po mojej nodze i pędzi w kierunku, mmm... mojego tyłka. Zerwałem się z łóżka jak dziki i stałem nagi na środku pokoju chyba z dziesięć minut i nie wiedziałem co robić. Bałem się dotknąć pościeli. Byłem naprawdę przerażony, bo to było bardzo realne odczucie, byłem pewien, że coś tam jest. Wyobraźcie sobie ten obraz: koleś stoi nagi i trzęsąc się ze strachu wyczulonym wzrokiem obserwuje łóżko, czy aby zaraz coś z niego nie wyskoczy. To nie jest żart. Dawno się tak nie bałem. Nie wiem co o tym sądzić, może to stres, nie wiem, mam nadzieję, że nie odchodzę od zmysłów. Dobra, chyba dosyć tych wyznań jak na jeden raz. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×