Skocz do zawartości
Nerwica.com

Choleryzm ojca. Problemu ciąg dalszy.. ; )


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich, jest to mój drugi temat na tym forum i przejdę od razu do rzeczy. post845415.html -- > to było moim problemem jeszcze ponad miesiąc temu, jednak postanowiłem podjąc pewne kroki, spakowałem się wtedy i wyszedłem z torbą z domu. Ojciec powiedział wtedy, że jeżeli wyjdę to już nie będę jego synem ( powiedział to w nerwach, zapewne ;p ), tak też oczywiście zrobiłem i chcąc zmian w życiu wyniosłem się do kolegi. Dzwonił jeszcze tego samego wieczoru i próbował mnie zwerbować na siłę z powrotem. Szantażem, bo oczywiście nie zgadzałem się.Groził że przyjdzie do domu kolegi i zrobi awanturę, wyzywał, darł się itd. W końcu, w strachu przed narobieniem problemów koledze i jego rodzinie, wróciłem do domu. Rozmowa oczywiście była nieprzyjemna bo na tle nerwowym ale po czasie 4 godzin doszliśmy do porozumienia ( oczywiście było to pozorne o czym mam zamiar napisać w tym wątku). Ja zrozumiałem że mam robić to co on ode mnie wymaga i o co mnie prosi, w zamian za co nie będzie miał powodów do nerwów i będziemy żyli po spokojnemu. W ten sposób postawiłem swój pierwszy poważniejszy krok w kwestii porozumienia z ojcem w życiu. Przez pierwszy miesiąc było naprawdę ok, dogadywaliśmy się,a ja starałem się robić wszystko to o co mnie prosił. Sytuacja ucieczki z domu bardzo mi pomogła i wcześniejszy strach przed ojcem się zredukował a moje wcześniej, tłumione od lat bóle i żale "zresetowały się", przez co mogłem zacząć ze spokojnym, wyzerowanym "ja" nadrabianie życia w społeczeństwie. Były to jedne z najlepszych i przełomowych tygodni w życiu, koszmar z ojcem trwający od wieków się skończył, ja z człowieka nienawidzącego świata i będącego chamskim dla ludzi zmieniłem podejście na takie, gdzie nauczyłem się aby ludzi szanować i spędzać z nimi czas; szybko nauczyłem się kontaktów z płcią przeciwną a nawet udało mi się umówić na spotkanie ; ). Dosłownie każdego dnia chciałem krzyczeć ze szczęścia, że coś co pozornie wydawało się już stracone i niemożliwe, teraz się dzieje a ojciec już nie sprawia że czuję się jak "wykastrowany" i wiecznie upokarzany przez jego psychiczne zachowanie chłopaszek bez pewności siebie w społeczeństwie i na ogół. Oczywiście było za pięknie..

 

I znów się zaczęło. Wcześniej jak tylko zaczynała się robić spięta atmosfera, ja dzięki wyzbyciu się do ojca uprzedzenia, spokojnie z nim rozmawiałem mówiąc z góry co myślę. I tak dochodziło do zagaszania w zarodku wszelkich nerwowych sytuacji. Jednak ojciec znowu zaczął się czepiać o rzeczy błache i tym razem doszedłem do wniosku że jego impulsywność nie na tyle jest spowodowana tym że nie robię tego o co prosi, tylko zwyczajnie tym, że jest typowym CHOLERYKIEM. Skąd to wiem? Bo ja wyciągnąłem wnioski i jednocześnie uznałem że sprawdzę czy moje zaniedbywanie jego próśb było prawdziwym powodem, poprzez robienie tego co chciał ( bo tym usprawiedliwiał swoje wieczne nerwy). I co? I gówn* prawda ;p.

Znowu zaczęły się krzyki z byle powodu, natomiast o sile takiej jakbym miał zostać ojcem ;p. Na początku pomyślałem, " ok ma gorsze dni, przeczekamy zobaczymy". Oczywiście sprawdziły się moje przypuszczenia i tak jak przez pierwszy miesiąc panował nad sobą ( bynajmniej takie odniosłem wrażenie, a obserwowałem uważnie bo sprawa była dla mnie wysokiej rangi) to tak ponownie zaczął swoje psychiczne wydzieranie się i oczywiście coraz częściej i częściej, mówiąc krótko.. wszystko wracało do starej codzienności. Znowu zaczął się we mnie wzmagać bunt i wściekłość , że ojciec działa po staremu i ma w dupi* to co mówiłem, a powiedziałem mu bardzo wyraźnie tamtego dnia co zwiałem, że jest człowiekiem cholernie nerwowym, męczy mnie to i nie da się z nim rozmawiać bo czepia się o wszystko. Mało tego. Pewnego dnia jak znowu się darł o jakieś byle co i ja nie chcąc powrotu do koszmaru sprzed 2 miesięcy od razu powiedziałem co myślę, wspominając dokładnie tymi słowami " myślałem że się dogadaliśmy" , to uderzył w najczulszy punkt. Powiedział wtedy w nerwach "dogadaliśmy, że co? że ja już będę Cie głaskał po główce i wgl nie krzyczał? jak będzie trzeba to Ci jeszcze wpieprze. " Ten wieczór mnie dosłownie zabił. Przez 4 dni dochodziłem do siebie nie wychodząc praktycznie z domu, mając opuszczone na maksa rolety w pokoju. Dobrze wiedział że to mnie boli najbardziej . Zachowuje się tak, jakby wgl nie zrozumiał dlaczego ja to zrobiłem i uciekłem z domu. Odebrał to jako czyn, przez który chciałem sobie wymusić gówniarską wolność na zasadzie aby mnie wgl nie pilnowano. Zaznaczam że przywołuje jego prawdopodobny odbiór sprawy, nie to czym się kierowałem ;p. Nie dotarło do niego to, że ja to zrobiłem w objawie buntu na jego toksyczne traktowanie mnie, chcąc zmian z jego strony a nie "zielonego światła" na wszystko i robienia co mi się podoba.. Nie jestem człowiekiem głupim, dobrze wiem że rodzice muszą wymagać i trzymać w ryzach a co więcej zgadzam się z ich wymogami i widzę w nich słuszność, Tu natomiast zawsze chodziło o jego nieproporcjonalne reakcje do sytuacji, o to że nie daje mi tej swobody młodzieńczej co mają niektórzy ( i nie, nie chodzi mi tu o codzienne chlanie z koleżkami na ławce, tylko o typowe rzeczy jak wyjazdy ze znajomymi, ogniska, innego rodzaju zabawy i korzystanie z młodości). Nie dociera do niego, że ja to wszystko rozumiem, wiem że ma dobre zamiary itd, uważa mnie pewnie za gówniarza któremu chodzi tylko o zabawę w życiu i zupełnie źle zinterpretował mój bunt 2 miesiące temu.. Mam swój rozsądek i wiem jakie są granice, natomiast charakter ojca nie pozwala mi na rzeczy normalne dla człowieka w moim wieku. Dzień w dzień siedzę i słyszę o tym jak ludzie wyjeżdżają ze znajomymi, rodzice nie robią im AŻ TAKICH PROBLEMÓW ( wiadomo, rodzice jak rodzice zawsze muszą trochę pomyszkować, dać kazanie, nie oczekujmy cudów ; ), ale inni rodzice robią to w sposób spokojny! w taki, że nie niszczą psychicznie swoich dzieciaków). Za każdym razem idę do ojca z nadzieją, że normalnie go zapytam o normalną rzecz, czy mogę np gdzieś jechać, a on normalnie jak każdy rodzic da mi pouczenie w sposób SPOKOJNY i pozwoli. Niestety zawsze jest to samo, nerwy, krzyki, wypytywanie o rzeczy wgl nie związane z przykładowym wyjściem/wyjazdem bo ojciec to typ który się nakręca jak już zaczyna. Przykładowo pytam go spokojnie czy mogę jechać nad morze z kimś to on zaczyna się denerwować z niewidomych przyczyn. pyta czy zrobiłem to, tamto i czepia się o szereg innych rzeczy wliczając w to stare sprawy, tak jakby bolało go moje szczęście albo denerwowało to że jestem młody i chcę spędzić młodość jak przystało na człowieka w moim wieku. Mam czasem wrażenie że wymaga ode mnie dorosłości po całej linii i wścieka się na fakt, że robię inaczej. Zazwyczaj pozwala mi wtedy na to o co proszę ale swoim zachowaniem i awanturą jaką musi do tego zrobić mimo że mogłoby się obejść bez nerwów a ja bym zrozumiał tak samo jego przekaz, sprawia, że dalej czuję się jak upokorzona łajza życiowa, psuje mi połowę wyjazdu bo tyle o tym rozmyślam i dochodzi do tego ta świadomość że ludzie z którymi jestem lub ogólnie inni, nie muszą przechodzić czegoś takiego i też są ludźmi dobrze wychowanymi, których rodzice przekazują te same wartości w sposób inny, nie wpływający na ich psychikę. I można wychowywać dziecko w taki sposób żeby jednocześnie się bawiło w sposób normalny i było inteligentne i rozsądne? Można, dlatego ja często sobie zadaje pytanie za co mam tak a nie inaczej i mimo wszelkich starań nie mogę tego zmienić. I tak już na przestrzeni ostatnich wydarzeń i miesięcy nauczyłem się wielu rzeczy i zmieniłem podejście. Jestem w dalszym ciągu człowiekiem dla ludzi pokojowo nastawionym a z problemami z ojcem radzę sobie lepiej, z tym że człowiek ma tego typowo dosyć, chce mieć upragnionego spokoju i NORMALNOŚCI. A że należę do ludzi którzy akceptowanie jakiegoś zła stawiają na ostatnim miejscu a pierw chcą to zło zlikwidować, nie mogę zbytnio z tym się pogodzić i bardziej kieruję się tokiem myślenia " co mogę jeszcze zrobić by osiągnąć cel" niż "jakoś przeboleję". I tak próg mojej cierpliwość bardzo się zawyżył i nie przekładam tak problemu ojca na życie codzienne, staram się nauczyć zmieniać punkt patrzenia a nie widzenia, dostrzegać w tym jakieś pozytywy, żyć bez nerwów uśmiechniętym i wierzyć że ma to jakiś wyższy cel niż ciągle tylko widzieć to w szarych barwach. Jednak jak napisałem wcześniej, jeżeli jest możliwość aby było lepiej, a szło nawet dobrze przez pewien okres czasu co dało wiary, to dlaczego by całkowicie nie uporać się z problemem i próbować dalej. A pewność że to w ojcu leży problem mam teraz praktycznie 100% bo jak już napisałem, sprawdziłem to przez te 2 miesiące niwelując najlepiej jak potrafiłem "źródło" jego nerwów, czyli swoje pozorne "nie spełnianie próśb", oraz przemawiają za tym inne fakty wokół mnie, patrząc jak żyją inni i jakich mają rodziców, nie wspominając już o poparciu moich tez ze strony matki i niektórych członków rodziny odnośnie ojca..

 

Także dziękuję za przeczytanie mojego problemu i liczę że napiszecie tutaj jak Wy to widzicie i co byście robili dalej.

Pozdrawiam

Starkiller ; )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×