Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Sens- dobre jest to w czym Tobie jest dobrze. Tobie a nie reszcie świata.

Sens-społeczeństwo nas nie chce? Ty nie chcesz siebie dla społeczeństwa. To tak działa skarbie.

 

Tłumaczenie cierpień-w tym momencie muszę zacytować słowa -ludzie ludziom zgotowali ten los. Dlaczego tak piszę? Gdyby nie postęp w medycynie, każdy z nas w 100% gryzłby ziemię. ( Aha kilku z nas gniłoby w lochach jakiegoś obskurnego psychiatryka.)

 

Nie trzeba ładnie i składnie, nie trzeba buntowniczo i ponuro...trzeba mieć odwagę by umieć być sobą. Cholerną odwagę której nikt tu z obecnych nie ma. Dlaczego? Ponieważ gdybyśmy mieli tą odwagę nikt z nas nie mówiłby o S

 

S jak...

no właśnie z tym jest problem że obecnie nie do konca wiem co jest dla mnie dobre... bo pewnie jak wam choroba poprzewrcała pewne wartości oraz możliwości.

część zmian pewnie na lepsze (rezygnacja z wyściu szczurów) ale utraciła wiele co było dla mnie ważne

i nie wiem czy znajde coś w zamian

 

i zgadzam się z Tobą że 100 lat temu większość z nas zapewne by nie żyła - po prostu społeczeństwo by nas wyeliminowało w trosce o swoją stabilność

teraz

 

odwagę by być sobą... ładnie powiedziane... fakt z nią też trudno

ale też trudno odnaleźć siebie nawet jak jest się zdrowym...

---

a propo wątku co jest po śmierci słyszałam pogląd - że każdy będzie miał to, w co wierzy :)

jakby tam były / są alternatywne rzeczywistości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie "życia po życiu"

Był ktoś z Was w głębokiej narkozie?

Było to przyjemne czy nieprzyjemne?

Dla mnie była to po prostu całkowita nicość, zupełny brak świadomości własnego bytu oraz upływu czasu.

Taka narkoza mogłaby równie dobrze trwać 100 lat i pozostała by przeze mnie całkowicie niezauważona.

Tak sobie wyobrażam właśnie "życie po życiu" i jestem przekonany że się nie mylę.

Każdy, kto teoretyzuje o życiu pozagrobowym powinien najpierw przejść doświadczenie jakim jest narkoza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jej, czy to ważne co jest po drugiej stronie? Ważne jest bardziej kto w co wierzy. I nie mówię tu tylko o Bogu. Każdy z nas w coś wierzy. Jedni wierzą w kasę inni w beznadziejność życia.

Ja mam swojego anioła struża choć do tej pory nie wiem czy to wysłannik dobra czy zła :D

 

Sens- to o czym pisałam...mam podobne odczucia do Ciebie. Z resztą po 20 latach w korporacji też to rzuciłam ku rozpaczy męża. (Gdzie Ci mężczyźni którzy utrzymywali swe żony i dzieci :D )

 

Kim jestem, co jest dla mnie dobre-to problemy i pytania egzystencjalne większości społeczeństwa. I odpowiedź na te pytania wymaga ogromnej odwagi. tak szczerze-czy nie boisz się nawet w myśli odpowiedzieć sobie na to pytanie? Bo ja tak. Naprawdę niewielu ma taką odwagę.

 

A tak ku pokrzepieniu serc. Pamiętajmy, że gdyby nie takie świry jak my nie powstałoby nic pięknego na tym świecie. żaden obraz, powieść czy rzeźba godna zapamiętania.

I nie mówmy też co jest a co nie jest normalne tylko dlatego że większość baranów beczy tak samo.

Nienormalne jest tylko jedno-gdy zadajemy sobie lub innym ból fizyczny i psychiczny. A patrząc z tej perspektywy większość ludzi jest nienormalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnośnie "życia po życiu"

Każdy, kto teoretyzuje o życiu pozagrobowym powinien najpierw przejść doświadczenie jakim jest narkoza.

Byłam w narkozie, niczym się dla mnie nie różniła od zwyczajnego snu z intensywnymi marzeniami sennymi, które dość dobrze pamiętałam. Ich treść nie była dla mnie w żaden sposób znacząca czy nadzwyczajna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Juz wyroslem z teoleogicznych rozmow. Jestem ateista ale znam wielu ludzi mocno wierzacych z ktorymi sie bardzo dobrze dogaduje.

Unikam sporow i dyskusji bo one i tak nie doprowadza do konsensusu. Jakis czas temu przeczytalem ciekawe stwierdzenie, ze ateista powinien zyc tak jakby Bog byl nawet jesli wie/nie wierzy, ze Boga nie ma. I tak staram sie zyc.

W zasadzie tez brak wiary w zycie poza grobowe mocno odpychal mnie od myslenia o samobojstwie.

Zbyt cenne bo jedyne, nawet jesli popieprzone, jest to co mam czyli siebie i swoje zycie.

I kiedy jestem w przyzwoitej formie a takiej teraz jestem glupota wydaje mi sie z tego (z zycia) rezygnowac.

Wiem tez, ze w dole inaczej na to sie patrzy i powyzsze argumenty mozna rozbic o kant d...

Ale pewna prawda obiektywna jednak istnieje. Dla mnie taka, ze zycie tutaj to wszystko co mam.

A to, ze nie jestem super, ze innym moze lepiej (innym zas gorzej) od jakiegos czasu zaczalem miec gdzies.

I jest mi z tym lepiej. Moze to kwestia wieku i dojrzalosci. Pisalem tez wczesniej, ze paradoksalnie diagnoza dala mi ten luz, ze niektore rzeczy moge odpuscic a o inne powalcze choc z wiekszym trudem. Np. ostatnia sprawa kiedy cos stracilem nie dlatego, ze bylem leniem ale dlatego, ze mialem depresje o ktorej nawet nie wiedzialem. Sorry trudno. Zdolowalo mnie to na jakis czas ale przeszlosci nie zmienie. (Choc nie raz pewnie nad tym sie pouzalam-a znajac chad pouzalam sie nad soba-oczywiscie nieslusznie)

I wiecie co najbardziej mi pomoglo. To, ze zaczalem wychodzic do ludzi. Nie zebym byl odludkiem ale nowi ludzie, sytuacje pokazaly, ze mimo metliku w glowie mozna znowu funkcjonowac. Zaczelo sie na nowo krecic zycie. Ale pierwsze kroki (po tym jak opuscily mnie leki i fobia spoleczna) musialem zrobic sam. Przemoc sie zeby z trzesacymi sie lapami jak jakis alkoholik umowic sie na spotkanie chocby z kobieta. Walczyc, ze wszystkim chorymi myslami w okresach hipomanii/depresji. Udac sie za granice na wazne spotkanie, kiedy jeszcze miesiac wczesniej malo co nie wyladowalem w szpitalu.

Postanowilem sobie, ze bede wszystko walil i jedna z zasad jaka przyjalem to robic co sie da na odwrot niz dotychczas robilem.

Druga rzecz to mimo problemow aby to wdrozyc jak najmniej przejmowac sie soba, swoim zdrowiem fizycznym itp.

Trzecie to dopuscic do siebie ze nie jewstem mistrzem swiata a czasami bede wrecz nieudacznikiem.

Wiem, ze w stosunku do Was moj przypadek nie zaczal sie nagle, nie jest az tak ciezki i udalo mi sie chyba trafic w leki.

Z tego powodu nie traktujcie tego co powyzej jako jakies rady itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

S jak..., moge spokojnie odbic Twoj argument. Bylem pare minut w stanie smierci klinicznej i powiem tyle, ze po drugiej stronie jest tylko czern i nieistnienie, zadnego Boga, swiatelek, cudownosci i innych pierdow. Po prostu NICOSC. Potwierdzaja to jeszcze 3 znane mi osoby, ktore przeszly to samo.

Nie, nie byłeś "po drugiej stronie". Śmierć kliniczna nie równa się śmierci właściwej. Z logicznego punktu widzenia nie można doświadczyć "nieistnienia". "Nicość" jest jedynie abstraktem. Doświadczyłeś "czerni" co oznacza, że poszczególne obszary Twojego mózgu stawały się coraz mniej aktywne, wyłączały się, ale jeżeli jesteś świadomy (nie można być świadomym i doświadczać będąc martwym) faktu "doświadczenia czerni, nicości", to znaczy, że ciągle żyłeś, a jedynie każda poszczególna komórka Twojego mózgu zwolniła obroty i powoli "odpływała" na resztkach zapasów tlenu. Abstrahując już od tego z jakich powodów doświadczyłeś stanu śmierci klinicznej ( nie wiem czegoś się nawdupiał ... :P), z Twoich postów, które są logiczne i inteligentne, jasno wynika, że nie doznałeś żadnych poważnych uszkodzeń mózgu, także "Bogu niech będą dzięki" itd. :D Rozumiem, że miałes nadzieję na to, żeby zobaczyć "Boga, swiatełka, cudownosci i inne pierdy", ale najwidoczniej w Twoim mózgu nie doszło do niekontrolowanych wystrzałów poziomu neuroprzekaźników, więc obeszło się bez tych barwnych, mistycznych wizji i doświadczyłeś jedynie "ciemności" ;)

 

Odnośnie "życia po życiu"

Był ktoś z Was w głębokiej narkozie?

Było to przyjemne czy nieprzyjemne?

Dla mnie była to po prostu całkowita nicość, zupełny brak świadomości własnego bytu oraz upływu czasu.

Taka narkoza mogłaby równie dobrze trwać 100 lat i pozostała by przeze mnie całkowicie niezauważona.

Tak sobie wyobrażam właśnie "życie po życiu" i jestem przekonany że się nie mylę.

Każdy, kto teoretyzuje o życiu pozagrobowym powinien najpierw przejść doświadczenie jakim jest narkoza.

Intel dobrze prawi. Co prawda nigdy nie byłem w narkozie, ale wyobrażam sobie smierć na zasadzie fazy głębokiego snu bez śnienia z obnizoną aktywnością mózgu. Wtedy też niczego nie doświadczamy, nie ma świadomości, nas, naszych konstruktów osobowych, poczucia czasu itd. Minuta może być całym milenium, a i tak nie robi to już nam najmniejszej różnicy.

 

A tak ku pokrzepieniu serc. Pamiętajmy, że gdyby nie takie świry jak my nie powstałoby nic pięknego na tym świecie. żaden obraz, powieść czy rzeźba godna zapamiętania.

I nie mówmy też co jest a co nie jest normalne tylko dlatego że większość baranów beczy tak samo.

Typowe dla ego i ludzkiego konstruktu osobowego. Wywyższamy się jako Ci "wyjątkowi", deprecjonując przy tym większość, jako tych gorszych, głupszych, mniej wrazliwych, mniej inteligentnych itd. O ile wiele osób z zaburzeniami psychicznymi była artystycznie uzdolniona i tworzyła dzieła "wielkie", większa część chorych niczego nie osiągnęła, była przeciętna, delikwenci kończyli jako bezdomni pijacy, narkomani i samobójcy. Ludzie bez zaburzeń psychicznych również tworzyli rzeczy "wielkie" i obraz, powieść, rzeźba jednego schizofrenika, czy drugiego CHADowca są jedynie kroplą w morzu, zwanym SZTUKĄ ;)

 

Dlaczego tyle cudzysłowi ? Bo "wyjątkowość", "wielkość", "piękno", "dobro" itd. to tylko abstrakty zależne od indywidualnych zmysłów estetycznych, systemów moralnych, konstruktów osobowych i mają całkowicie subiektywny charakter. Oczywiście większość ludzi ma bardzo zbieżne zmysły estetyczne, moralne, podobne schematy osobowe, więc mogą dzięki temu powstawać kanony sztuki, kodeksy moralne, normy i zasady społeczne itd. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sens,

w końcu smierć to jedyna rzecz, jakiej możemy byc pewni ;) można jej poswięcic trochę uwagi :twisted: .

Śmierci i podatków moje drogie Panie, śmierci i podatków ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abstrahując już od tego z jakich powodów doświadczyłeś stanu śmierci klinicznej ( nie wiem czegoś się nawdupiał ... :P)

 

Niczego. To byl zwyczajny, nieciekawy wypadek samochodowy.

 

Chyba, że tak. Wybacz, ale z racji tematyki forum jakoś mi się tak skojarzyło ;) No ale nie ma takiego wypadku samochodowego, który pokonałby "wszechmocnego" Amona :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc tak .. piszę znowu z racji tego ,że w piątek zapewne udam się do tego nieszczęsnego szpitala ;d

I mam tu kilka pytań (wgl dziękuję za wcześniejsze odpowiedzi,polepszyło mi nastrój to,że nic na siłę tam nie dostanę xd) ale tak,przejdźmy do pytań.

1. Czy idąc do szpitala psychiatrycznego ze skierowaniem przyjmą mnie od razu ? Bo dzwoniłam tam i sekretarka mówiła coś,że mam przyjść z tym skierowaniem na izbę przyjęć i o jakieś rozmowie wstępnej wspomniała więc mam wątpliwości..

2. Idę tylko na diagnozę ,którą mają potwierdzić bądź wykluczyć i mam pytanko - czy ja muszę tam zostać tak długo jak oni będą mi kazać ? Bo problem jest taki ,że z racji tego,iż mam bardzo ważny wyjazd 6 sierpnia mogę być w tym szpitalu góra 2 tygodnie. Ten wyjazd jest istotny bo dotyczy mojego prawka które będę mieć za darmo także nie chcę zmarnować takiej okazji.

 

No to chyba wszystko o co chciałam spytać. Tak wgl czy są tu jakieś osoby ,które były leczone bądź wiedzą coś na temat kliniki psychiatrycznej w Bydgoszczy na ulicy Kurpińskiego ? Tam właśnie jadę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1. Czy idąc do szpitala psychiatrycznego ze skierowaniem przyjmą mnie od razu ? Bo dzwoniłam tam i sekretarka mówiła coś,że mam przyjść z tym skierowaniem na izbę przyjęć i o jakieś rozmowie wstępnej wspomniała więc mam wątpliwości..

 

Zależy co jest napisane w skierowaniu.

Mnie przyjmowali za każdym razem od razu.Lecz ja miałem zawsze wypisane albo "myśli samobójcze" albo zaostrzenie fazy depresyjnej w CHAD"

 

 

2. Idę tylko na diagnozę ,którą mają potwierdzić bądź wykluczyć i mam pytanko - czy ja muszę tam zostać tak długo jak oni będą mi kazać ? Bo problem jest taki ,że z racji tego,iż mam bardzo ważny wyjazd 6 sierpnia mogę być w tym szpitalu góra 2 tygodnie. Ten wyjazd jest istotny bo dotyczy mojego prawka które będę mieć za darmo także nie chcę zmarnować takiej okazji.

 

Na jak długo wyjeżdzasz w związku z tym prawkiem?

Z mojego doświadczenia wynikającego z kilkukrotnego pobytu w "domu wariatów" :D wynika że raczej nie ma szans na pobyt dwutygodniowy, chyba że wypiszesz się na żadanie, ale nie oto w tym wszystkim przecież chodzi.

Nie widziałem, aby ktokolwiek był krócej w szpitalu niż 4 tygodnie.

 

Może lepiej załatwić to prawko i dopiero wtedy ze spokojną głową udać się na diagnozowanie?

 

To tylko moje doświadczenia i spostrzeżenia.

Nie sugeruj sie nimi w 100%

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czekałam na przyjęcie cztery tygodnie. Intel ma rację. Nikłe szanse że będziesz tam mniej niż cztery tygodnie. Najlepiej wszystko pozałatwiać i iść. Ja też byłam tylko na diagnozie i trzymali mnie ok 7 tyg.

 

A tak na marginesie-

Czy ktoś tu z obecnych przypomni mi po co brać leki? Bo jakoś nie mogę przytoczyć żadnych mądrych argumentów. No bo właściwie po co?

Najpierw siedzę w dole i nie mam siły ruszyć palcem, później gdy już jesteś na dnie po woli wyrównywanie nastroju-już jest świadomość zawalenia 1000 spraw i ciągła niemożność ruszenia się z domu. Wrażliwość emocjonalna sięga zenitu, wszystko wyostrzone bardziej niż powinno. Pojawia się złość że powinnam bo nikt tego za mnie nie zrobi. Myślenie jak to zagłuszyć. ( W tym momencie co poniektórzy męzczyźni mają super- uchlać się co nie Intel? :D ) Ten czas trwa najdłużej. Później dzień, dwa dobrze i biegiem nadrabianie zaległości bo a nuż jutro nie da rady. Następnie im dłużej i im było lepiej z samopoczuciem tym większa zapłata za te kilka dni właściwego funkcjonowania. W ciągu dnia lecisz znowu w dół i tak dalej i tak dalej.

 

Bez leków szybciej i łatwiej było z doła wychodzić. Reasumując z lekami nie lepiej.

 

-- 19 lip 2012, 08:20 --

 

Typowe dla ego i ludzkiego konstruktu osobowego.

 

Owszem i dotyczy to 100% ludzkiej populacji :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A to może tak ... Byłam na wizycie prywatnej u psychiatry i wypisała mi to skierowanie. Czyli mogę poprosić o nowe np. na wrzesień ? (bo w sierpniu już nie bardzo) I czy będę musiała za to zapłacić tak jak przy normalnej wizycie ? Sorry ze tak glupio wypytuje ale pierwszy raz jestem w takiej sytuacji ,nigdy nie bylam w szpitalu psychiatrycznym,to dla mnie nowosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Straciłem całkowicie uczucia !!

Trochę mnie to martwi, ale bez przesady.

Od dłuższego czasu KOMPLETNIE NICZEGO nie czuje np do Żony.

Jest mi całkowicie obojętna.

Kompletnie mnie nie wzrusza jak się czuje, jakie ma problemy , czy mnie kocha, czy też leci na frajerków z zakładu pracy.

NIC-ZERO

Inna sprawa , że przez cale nasze małżeństwo zawsze miała do mnie jakiś problem. Zawsze postawa roszczeniowa.

Czy było dobrze czy źle-zawsze miała problem mniej lub bardziej wydumany.

Teraz, kiedy mam na głowie prokurature okręgową takie klimaty jakie ma moja Żona kompletnie mnie nie interesują.

Najgorsze jednak jest to, że absolutnie niczego do niej nie czuję.Jest ,czy Jej nie ma , lub nie będzie-kompletnie mnie to nie interesuje i nie wzrusza.

 

Jestem bezuczuciowym Golemem. Nawet Twór doktora Frankensteina miał chyba więcej człowieczeństwa w sobie niz ja..........

Nie jest mi z tym dobrze.........ale źle też nie.

Przygotowalem już papiery rozwodowe.............

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A tak na marginesie-

Czy ktoś tu z obecnych przypomni mi po co brać leki? Bo jakoś nie mogę przytoczyć żadnych mądrych argumentów. No bo właściwie po co?

 

Bez leków szybciej i łatwiej było z doła wychodzić. Reasumując z lekami nie lepiej.

 

 

jesteś pewna że lepiej i szybciej? :shock::roll:

 

no ja też nie wiem na ile mi leki pomagaja

od jakiś 2 tygodni mniej mną rzuca

ciekawe na ile to się utrzyma....

 

a za tydzien mam EEG - mam sprawdzić jak działa na mnie lamotrigina

zobaczymy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Intel

U mnie to bylo tak, ze z jednej strony moje subdepresje rozwalaly zwiazek (zamkniecie w sobie, brak zainteresowania) a z jej wlasnie taka pozycja roszczeniowa, jej problemy jej sprawy. To ja caly czas musialem byc twardy i zaradny.

Nie jestem w stanie ocenic co mniej lub bardziej choc znajomi twierdza, ze jednak nie dbala o mnie w zwiazku. Taki nakrecajacy sie dol. Faktem niestety jest tez to, ze wtedy nie znalem diagnozy chad.

Bedzie trudno ale ocen na ile Twoje odczucia to chad (jak sie zmieniaja w dobrej kondycji), leki a rzeczywistosc i fakty.

Po czasie wiem, ze zakonczenie mojego zwiazku to bylo wyzwolenie. A nowo spotkane osoby pokazaly mi jak rozne sa kobiety i jakiej kobiety naprawde potrzebuje.

Bynajmniej nie spiesz sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×