Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Z tego co wiem to właśnie anorektyczki są zadowolone ze swojej straty wagi i mówią że są szczęśliwe że ważą coraz mniej. I cały czas coś im się u siebie nie podoba, a nawet jak zgłaszają się na leczenie to kombinują żeby nie schudnąć. Zupełnie do nich nie dociera jak się mówi o zagrożeniu czy o tym że ta "spasłość" jest wyimaginowana.

Obiektywnie 48kg przy 167cm. to jest wychudzenie. Jeszcze pamiętam przykład dziewczyny, która się odchudzała bo miała "za grube" kolana. W jakimś filmie dokumentalnym widziałem wypowiedź dziewczyny, która próbowała wyjść z anoreksji po kilku wizytach w szpitalu. Opowiadała jak z tym walczy. Wydawała się wewnątrz trochę zrozpaczona, ale zwróciłem na to uwagę dopiero jak zobaczyłem w napisach, że zginęła niedługo później.

Tak jak u otyłych głód jest cały czas włączony, tak o anorektyczek jest na odwrót. Trzeba dużo woli żeby działać wbrew tym sygnałom, a jak się jeszcze człowiek dobrze czuje ze swoją kościstą sylwetką...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cholera, a ja ostatnio zauważyłam u siebie chore myślenie.. Zazdroszczę anorektyczkom siły woli, bo ja ta nie umiem. ( jak mówiłam, CHORE myślenie, absolutnie nie popieram anoreksji [ przynajmniej u innych ludzi], trzeba z nią walczyć! ) Ale wczoraj zjadłam 5 posiłków, wszystko było dobrze, po czym wieczorem poszłam zrobić sobie herbaty... I zjadłam resztę szparagowej zupy z garnka, z makaronem. I oczywiście skończyło się wizytą w łazience.. Ale ok, stwierdziłam że zaczynam od nowa. Dzisiaj. Zjadłam dziś pół dużego jogurtu, jabłko, wypiłam 2 marwity ( powinnam zjeść jeszcze jeden mały jogurt albo ciemną bułkę zamiast jednego marwitu, ale akurat dziś się nie wyrobiłam.) Pora na obiad, mama zrobiła makaron z truskawkami, tak wiosennie... Po 3 talerzu przestałam sobie wmawiać, że "ten kolejny talerz to zamiast kolacji". Wtedy w sumie bez skrupułów zjadłam jeszcze pół dużego jogurtu, 5 truskawek, 2 bułki, pół rogalika, i poszłam do sklepu po 3 duże bułki z serem. Kończę drugą. Boże, co jest ze mną nie tak?:( I tak wiem jak skończy się ta chwila słabości.. Przynajmniej będę miała mniejsze wyrzuty sumienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja już dziś po wizycie w toalecie, ale chociaż bez takich wyrzutów sumienia, że znów tle zjadłam..

 

nube, nie, nie myślałam, bo właściwie wymiotować po jedzeniu zaczęłam bardzo niedawno. I to nie jest tak, że wymiotuję po każdym posiłku, nie.

Tylko, jeśli przekroczę moje 5 posiłków dziennie, albo zjem podczas nich za dużo. Ale zaczynam się bać tego, że coraz częściej zdarzają mi się napady, podczas których nie mogę się opanować i jem, jem, jem, mimo że czuję, że jestem już najedzona, albo wręcz zaczyna mi być niedobrze/boli mnie brzuch. Zaczęłam nawet przemycać jedzenie z kuchni do pokoju tak, żeby mama nie widziała, ile jem, bo oficjalnie jestem na diecie ( tzn. nie skrytykowałaby mnie, gdyby zobaczyła, że jem np. wafelka, ale od roku do zeszłego tygodnia - ale wrócę do tego od jutra! - nie jadłam słodyczy, nie piłam coli itd [ miałam misję, żeby wprowadzić sobie zdrowe nawyki żywieniowe i nauczyć się jeść w taki sposób, żeby zachować w przyszłości ładną sylwetkę, hahaha -.- ] i ostatnio wprowadziłam sobie dodatkowo dietę. Nie chcę po prostu, żeby moja rodzina widziała, że nie mam jednak takiej silnej woli, jaką chcę mieć. ) I w ogóle chyba przegapiłam moment, kiedy straciłam takie zdrowe podejście do jedzenia, żałuję tego ( no bo takie ilości, jakie dziś pochłonęłam, a potem wyrzuciłam z żołądka, chyba naprawdę nie są normalne? :() Właściwie to myślałam, żeby porozmawiać z psychologiem szkolnym, ale wiem, że i tak tego nie zrobię. Poza tym boję się, że psychologowi uda się mnie namówić, żebym nie wymiotowała, ale wciąż będę miała te napady jedzenia i przytyję jeszcze bardzie ( w tej chwili ważę 54,5 kg w wieku 15 lat :( Było mniej, ale zaczęłam jeść... )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zazdroszczę anorektyczkom siły woli, bo ja ta nie umiem. .

Tak na prawdę to nie jest siła woli, kiedyś myślałam, że jak będę anorektyczką to zawsze będę chuda, bo wpadnę w jadłowstręt. a to tak nie działa, to pieprzy wszystko, cały metabolizm, apetyt i w efekcie je się jeszcze więcej, albo tyje jedząc normalnie.

Zaryzykuj może z tym psychologiem... W prawdzie na tych szkolnych pedagogach można się przejechać... ale pogadaj z rodzicami, powinnaś sprobować psychoterapii, póki nie jest zbyt późno, jesteś bardzo młoda

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, ja już dziś po wizycie w toalecie, ale chociaż bez takich wyrzutów sumienia, że znów tle zjadłam..

 

nube, nie, nie myślałam, bo właściwie wymiotować po jedzeniu zaczęłam bardzo niedawno. I to nie jest tak, że wymiotuję po każdym posiłku, nie.

Tylko, jeśli przekroczę moje 5 posiłków dziennie, albo zjem podczas nich za dużo. Ale zaczynam się bać tego, że coraz częściej zdarzają mi się napady, podczas których nie mogę się opanować i jem, jem, jem, mimo że czuję, że jestem już najedzona, albo wręcz zaczyna mi być niedobrze/boli mnie brzuch. Zaczęłam nawet przemycać jedzenie z kuchni do pokoju tak, żeby mama nie widziała, ile jem, bo oficjalnie jestem na diecie ( tzn. nie skrytykowałaby mnie, gdyby zobaczyła, że jem np. wafelka, ale od roku do zeszłego tygodnia - ale wrócę do tego od jutra! - nie jadłam słodyczy, nie piłam coli itd [ miałam misję, żeby wprowadzić sobie zdrowe nawyki żywieniowe i nauczyć się jeść w taki sposób, żeby zachować w przyszłości ładną sylwetkę, hahaha -.- ] i ostatnio wprowadziłam sobie dodatkowo dietę. Nie chcę po prostu, żeby moja rodzina widziała, że nie mam jednak takiej silnej woli, jaką chcę mieć. ) I w ogóle chyba przegapiłam moment, kiedy straciłam takie zdrowe podejście do jedzenia, żałuję tego ( no bo takie ilości, jakie dziś pochłonęłam, a potem wyrzuciłam z żołądka, chyba naprawdę nie są normalne? :() Właściwie to myślałam, żeby porozmawiać z psychologiem szkolnym, ale wiem, że i tak tego nie zrobię. Poza tym boję się, że psychologowi uda się mnie namówić, żebym nie wymiotowała, ale wciąż będę miała te napady jedzenia i przytyję jeszcze bardzie ( w tej chwili ważę 54,5 kg w wieku 15 lat :( Było mniej, ale zaczęłam jeść... )

 

Snejana dobrze napisała - tkwienie w chorobie to nie jest kwesta silnej woli, wręcz przeciwnie.

 

Frappe, myślisz, że Twoja rodzina postrzega jedzenie/niejedzenie jako silną lub słabą wolę? A nie Ty? Jem mało - jestem silna, lepiej się ze sobą czuję, mogę osiągnąć więcej, ludzie patrzą na mnie z uznaniem. Jem więcej - jestem słaba, obrzydliwa, nie osiągnę zbyt wiele, bo przytyję.

Jedzenie to TYLKO jedzenie. Jeśli chcesz czysto biologicznej czynności, przypisywać aż takie znaczenie w swoim życiu i sprawić, że będzie ono jedną wielką dietą lub napadami z wiadomym zakończeniem, to tak, bez sensu iść do psychologa. To zrujnowałoby cały plan. :?

 

A tak serio, żaden psycholog nie ma mocy, aby namówić Cię do zaprzestania praktykowania objawów. I tego nie zrobi. Sama musisz chcieć. Nie sprawi (a już na pewno nie po jednej rozmowie), że nagle zaczniesz odżywiać się prawidłowo a napady znikną. Psycholog może popracować z Tobą nad tym, dlaczego uciekasz w chorobę i do czego jest Ci ona potrzebna. Bo argument, że restrykcyjna dieta i wymioty są potrzebne do osiągnięcia ładnej sylwetki, to taki bardzo powierzchowny i słaby argument. No i co da ta sylwetka, gdy fizycznie zaczniesz się sypać, najogólniej rzecz ujmując. :roll:

Poza tym podczas terapii mogłabyś się nauczyć, jak radzić sobie z emocjami w inny sposób niż reagowanie w destrukcyjny sposób. A chyba jednak chciałabyś pozbyć się objawów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube, hm, masz rację, jedzenie to tylko jedzenie i chciałabym, żeby tak dla mnie było. Tzn., tak dla mnie naprawdę jest, póki nagle coś mi nie strzeli do głowy i nie zacznę jeść więcej niż przez zeszłe 3 dni -.- Ale faktycznie prawdą jest też, że mam zamiar zdrowo się odżywiać przez całe życie, niemniej przez "zdrowo się odżywiać" rozumiem właśnie zdrowe podejście do jedzenia - nie chcę kiedyś siedzieć w Boże Narodzenie z notatniczkiem i kalkulatorem do liczenia kalorii Ale uważam, że otyłość jest jedną ze straszniejszych chorób naszych czasów i nie wyobrażam siebie jako szczęśliwej osoby, będąc strasznie grubą, naprawdę.

 

Tak, wiem, że powinnam porozmawiać z rodzicami. Szczególnie, że mam z nimi dobry kontakt ( mhm, może fakt, że im o tym nie powiedziałam, świadczy o czymś innym, ale naprawdę mam fajną, zżytą rodzinę) i mama jest psychologiem. Haha, śmiejcie się, psycholog w rodzinie i chcę łazić po jakichś szkolnych specjalistach Ale właśnie to nie jest takie łatwe, boję się, że moja mama od razu sięgnie po jakieś restrykcyjne środki.. boję się takiej kontroli, tego, że będą na mnie patrzeć za każdym razem, kiedy będę chciała zjeść obiad.. No i znów, moim największym problemem są te napady, gdyby ich nie było, nie byłoby wymiotowania.. Oczywiście, będąc w moim wieku dużo się słyszy o problemach z odżywianiem. W tym roku nawet robiłam z koleżankami projekt o anoreksji, bulimii i autyźmie plus zespole Aspergera ( chciałyśmy przybliżyć istotę tych zaburzeń klasie, mnie jako osobie otwartej i łatwo nawiązującej kontakty przypadło przeprowadzenie wywiadów z psychologami, rozmawiałam z dwoma, obie rozmowy długie i szalenie interesujące i myślę, że całkiem sporo się dowiedziałam, sumując to i szukanie wiadomości z innych źródeł informacji.) Tylko że to naprawdę inaczej wygląda ze strony "skoncentrujmy się teraz na tych zaburzeniach, których istota jest bardzo ciekawa", a inaczej z mojego pkt widzenia. Bo teoretycznie powinnam mieć takie problemy w związku ze stresem, który być może ukrywam i muszę jakoś odreagować, albo brakiem akceptacji wśród rówieśników, problemami w szkole lub w domu itp. Ale ja naprawdę jestem zadowolona z mojego życia, mam szczęśliwą rodzinę, uczę się dobrze, czuję się lubiana i akceptowana, lubię to, że często bywam w centrum uwagi, no już taki mam charakter, więc chyba trudno uznać, że tak naprawdę mnie to przytłacza... I nie wiem o co chodzi z tym, że czasem po prostu chcę jednego, a robię zupełnie coś innego.

 

Oczywiście, że zdaję sb sprawę, że moje zachowanie nie jest do końca zdrowe, ale przede wszystkich chciałabym pozbyć się tych napadów ( w tej chwili jestem prawie zupełnie pewna, ze jakoś sobie z tym sama poradzę, ale w sumie za każdym razem sądzę " że to był ost raz"), wtedy nie musiałabym wymiotować.

 

Sejana - zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę to do wyleczenia anoreksji potrzeba naprawdę silnej woli, że to walka, która dla niektórych odbywa się wciąż na nowo, dzień po dniu, i że ze skutkami choroby trzeba zmagać się bardzo długo. To znaczy - tak naprawdę nie wiem, bo nie przeżywałam nigdy tego co Ty, mogę tylko próbować sobie to wyobrazić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Frappe jak tak czytam co piszesz, to czuję się jakbym widziała siebie w wieku 15 lat. Też wtedy chorowałam na zaburzenia odżywiania i wiele innych chorób. Jednak jest to okres w którym problemy żywieniowe pojawiają się bardzo często, ponieważ dziewczynki próbują stać się szczupłe itd. Pamiętaj, że jesteś w okresie dojrzewania i Twój organizm dopiero się kształtuję. Waga w tym wieku się zmienia, regulujesz sobie cykl miesiączkowy itd. Dziewczyno, idź do psychologa zrób coś z tym, bo jak ja byłam w Twoim wieku i chorowałam to nikt mi nie pomógł i teraz mam 22 lata, poważne infekcje i choroby układu pokarmowego, mam specjalne lekarskie diety, schudnąć nie mogę, brakuje mi sił, żeby uprawiać sporty i dopiero mam problemy z ładnym wyglądem, a wszystko dlatego, że wyniszczyłam sobie organizm właśnie w Twoim wieku! Miałam zanik miesiączki po pewnym czasie (mimo, że 2-3 lata wcześniej dopiero mi się pierwszy raz pojawiła), mam poważne zaburzenia endokrynologiczne i problemy z sercem. A wszystko to właśnie dlatego, że nie powiedziałam nikomu, że mam problem, bo bałam się, że ktoś zabroni mi wymiotować, wpakują mnie do szpitala albo coś innego. W efekcie wyszło znacznie gorzej, bo dostałam napadu histerii na balu gimnazjalnym i zemdlałam, zabrała mnie karetka i wszyscy potem wytykali mnie paluchami mówiąc, że jestem wariatką. A tak jak Ty byłam aktywną osobą, lubianą, często będącą w centrum uwagi, organizowałam wyjazdy klasowe, przedstawienia szkolne, zawsze byłam przewodniczącą klasy i szkoły, wszyscy mnie znali, a koleżanki z klasy chciały się ubierać jak ja,i wszyscy chcieli się ze mną przyjaźnić. A ta szkolna "popularność" wpędziła mnie w skrajną depresję, bo jak okazało się, że jednak jestem "wariatką" to już obraz super szkolnej gwiazdy zniknął. I okazało się, że jestem nikim. A ja potrzebowałam po prostu pomocy.

Dlatego dziewczyno, bierz życie w swoje ręce i bądź dalej szczęśliwa i zadowolona! Twoja mama jest psychologiem? świetnie! Wykorzystaj to! Ona chce dla Ciebie na pewno jak najlepiej! Powiedz jej o wszystkim, zrozumie. I nie będzie stosować metod, które miałyby utrudnić Ci funkcjonowanie. Zabroni wymiotować? i dobrze. Nie zniszczysz sobie układu pokarmowego tak jak ja. W zamiar jednak umów się z nią, że pomoże Ci ułożyć łagodną dietkę, która wzmocni Twój organizm i uzupełni go o niezbędne witaminy, które w Twoim wieku są naprawdę koniecznie, bo cały czas się rozwijasz! Nie bój się, że będziesz tyć, bo tak nie jest. Odżywiaj się NORMALNIE, ale zdrowo i wszystko będzie ok. A za 2-3 lata Twój organizm się ustabilizuje i wahania wagi nie będą już straszne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanko, dziękuję za takiego motywującego posta :)

Hm, pewnie i tak w końcu będę musiała coś z tym zrobić. Ale na razie dziś mamy nowy dzień i, jak co dnia, zaczynam go z misją: od dziś koniec! Ale może w końcu mi wyjdzie? Nie będę w ogóle wchodzić do kuchni, i będę się starała nie być sama w domu. Rodzice wychodzą dzisiaj gdzieś, więc zaproszę kilku znajomych i nie ma opcji, nie zjem nic! Poza tym, powiedziałam o wszystkim moim najlepszym przyjaciołom. Tzn., przyjaciółce powiedziałam już jakiś czas temu ( chyba troszkę ją okłamałam, że to było tylko raz, ale to dlatego, że trochę się przeraziła i myślę, że zaczęłaby panikować, i zrobiła akcję że powie komuś dorosłemu - tak dla mojego dobra. ) Ale obiecałam jej, że jak tylko cokolwiek znów się będzie działo, to jej powiem. Na razie tego nie robiłam, ale za to ostatnio powiedziałam wszystko mojemu przyjacielowi, który zapowiedział mi poważną rozmowę w 4 oczy. Mówienie im tego było strasznie trudne i nie wiem, czy to był dobry plan, ale może przynajmniej nie będzie tak, że będą mnie namawiali do jedzenia.. I poza tym, kiedy tak z Wami rozmawiam, to czuję, że chyba jednak faktycznie potrzebuję się komuś wygadać. A kto jest do tego lepszy od najlepszych przyjaciół?

 

Aha, i zaczęłam zapisywać, co i ile jem. Sprawdzało się to do wczoraj ( ha ha ha, jeden dzień -.- Z tym ze przed tym tygodniem jakoś było lepiej i nie miałam aż tak często tych "napadów"), ale może wrócę do tego. W sumie to przez to bardziej trzymałam się mojej diety, oprócz tych chwil, kiedy jadłam, co było pod ręką. Sądzicie, że to może pomóc? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie pomoże ustalanie sobie dnia tak, żeby cały kręcił się wokoł jedzenia. Nie pomożesz sobie jeżeli będziesz zapisywać co jesz, ile jesz, liczyć kalorie itd. Wtedy całe Twoje życie będzie kręciło się wokół jedzenia, a Twoje myśli nie będą krążyły wokół innych rzeczy. Jeżeli chcesz z tym walczyć to prędzej ustal sobie listę zdrowych produktów, które jesz i nie myśl ciągle o tym. Znajdź sobie zajęcia, które lubisz, nie wiem lubisz sport, grać w koszykówkę, umawiaj się często z przyjaciółmi na boisku na kosza, sport poprawi Twoją kondycje i pomoże Ci zadbać o zdrowy, ładny wygląd. Zamiast katować się głodówkami, które NA PEWNO potem przerodzą się w NAPAD JEDZENIA i to jest PEWNE NA 100%!!! zacznij sobie szukać zajęć, które odciągną Twoje myśli od jedzenia. Sport, zajęcia taneczne, joga, kółka zainteresowania, długie spacery z przyjaciółmi, zajęcia śpiewu czy czym tam się interesujesz..warto zacząć poznawać nowe rzeczy i szukać innych zainteresowań, które pozwolą Ci zadbać o dobre samopoczucie i ładny wygląd. To działa. Ja od kilku lat jestem zaleczona i się nie odchudzam, jednak to jest choroba bardzo przebiegła i często wraca, więc jak tylko nachodzą mnie głupie myśli zaczynam szukać sobie zajęcia. Przede wszystkim zdrowy tryb odżywiania wszedł mi w NAWYK i nie jest dla mnie DIETĄ, tylko zdrowym trybem odżywiania. Uprawianie sportów weszło mi też w nawyk, codziennie wieczorem gimnastyka, pilates, chodzę na siłownie i fitness a jak jest ładna pogoda znajdę czas, żeby umówić się ze znajomymi na rowery, czy pograć w siatkówkę albo kosza na boisku. Dzięki temu mam ładne ciało, mimo, że nie mam figury modelki, bo jestem niska (mam 155cm wzrostu) i mam krągłości tam gdzie trzeba. ale mam jędrne, ładne ciało, i mimo, że gdzieniegdzie mam więcej to jest to moja zaleta, ponieważ dzięki temu mam powodzenie u facetów, i zawsze ktoś rzuci, że mam fajny tyłek :-) tak, więc nie myśl o chudnięciu tylko o zadbaniu o jakość swojego ciała i o dobre samopoczucie. Bo to jest klucz do sukcesu! Myślałam, że jak schudnę to będę atrakcyjniejsza. Prawda leży po drugiej stronie - jak schudłam te swoje wymarzone kilka(naście) kg to nagle wszyscy się ode mnie odsunęli. Byłam przygnębiona, brakowało mi sił, życia, nie chciałam się spotykać z ludźmi. Znajomi mieli dosyć spotykania się ze mną, bo tak się martwili o moje zdrowie, że się poddali, bo ich starania w niczym nie pomagały. W efekcie każdy bał się kontaktu ze mną, bo widział, że coś jest nie tak, a nie wiedział co dokładnie. więc oprócz radości życia, straciłam przyjaciół i opinie "fajnej dziewczyny". Zastanów się więc, czy warto? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uwielbiam sport, dodatkowo codziennie przynajmniej 45 minut biegam A co do zdrowego odżywiania i listy produktów.. tak u mnie było, cały zeszły rok, jadłam w sumie wtedy, kiedy miałam ochotę, ale że nie łączyłam węglowodanów i białek, a jedynymi dozwolonymi przekąskami były różne suszone owoce, nie tyłam. Nie wiem w którym momencie to mi uciekło, a własnie minąłby dokładny rok bez słodyczy, coli, białego pieczywa itd.

Niee, nie chcę być wieszakiem, zresztą mam duży biust, czego nie przeskoczę, ale nawet nie chcę, na szczęście mam tez przynajmniej talię. Matko, mogłabym w sumie mieć naprawdę ładną figurę, po co ja jem? Gdyby nie ten brzuch, który widzę, jak siedzę, to by było dobrze.. Brzucha właściwie wcale nie powinno być, a u mnie trochę jest:(

Ale schudnę, jak będę chciała, o ile zacznie być tak, jak było kiedyś. Tzn, jeśli będę szła po zieloną herbatę i nie wyjdę z 5 bułkami, paczką ciastek, 4 jogurtami i czekoladą w żołądku -.- ( cholera, czekoladą. Do zeszłego tygodnia nie jadłam żadnych niezdrowych produktów, nigdy.) Ale doszło dziś do mnie, ze chyba warto spróbować pójść do psychologa szkolnego, bo znów punktacja wygląda tak - ja : 0, jedzenie:1, więc wizyta w łazience też już była..

 

Ale to dlatego, że się uczę, kończy się rok, a jak siedzę sama, to ciągle mi myśli uciekają.

 

P.S. Pisanko, bardzo dziękuję za zaangazowanie i rady, tak samo zresztą Wam, nube i Snejano. Przyrzekam że będę się starała do nich stosować W takim razie, wyrywam stronę z notatnika, może zacznę tam sobie pisać, kocham pisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Koniecznie idź do psychologa, zobaczysz, że na pewno Ci to pomoże i pozwoli czuć się dobrze ze sobą :)

a tym czasem pamiętaj, że może lepiej czasem pogadać na forum, zawsze trafi się ktoś kto spróbuje pomóc zauważyć pewne sprawy, w pamiętniku chyba nie koniecznie tak jest? :P

 

tak czy siak zdrowiej dziewczyno, bo jesteś młoda, na pewno bardzo ładna, zazdroszczę dużych piersi, ja jestem prawie płaska i tego też nie dało się przeskoczyć ;) pokaż się innym i zaakceptuj się taka jaka jesteś, bo są ludzie, którzy w życiu by nie zauważyli nawet tej zapewne niewielkiej fałdki na brzuchu PRZY SIADANIU ;> (pewnie to po prostu skóra,a nie tłuszcz- każdy jak siada to mu się zwija ;)) ludzie kochają Cię za wnętrze, a nie za to czy będziesz miała fałdkę mniej lub więcej. Jedzenie jest niezbędne do życia, a żeby żyć trzeba jeść. Nie zapominaj o tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale doszło dziś do mnie, ze chyba warto spróbować pójść do psychologa szkolnego.

I to jest bardzo pozytywny i mądry wniosek, super! :great: Jeśli możesz sobie pomóc, to chyba warto spróbować? Trzymam kciuki za postanowienie oraz za twórcze pisanie o znacznie ciekawszych tematach niż jedzenie. ;)

Frappe, a czy Ty za bardzo nie ograniczasz się w ciągu dnia, jeśli chodzi o dietę? Może napady są w dużej mierze spowodowane drastycznym obcinaniem kcal i organizm zwyczajnie się przed tym broni? Tym bardziej, że sporo ćwiczysz, jak wspomniałaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nube Nie, nie, naprawdę, to raczej nie przez dietę. Np. jadłam w ciągu dnia 2 kromki ciemnego chleba, mały jogurt, na obiad coś normalnego, typu zupa, sałatka albo czasami nawet makaron, to było normalne jedzenie, później np. sałatkę z banana i jabłka, i na końcu dnia jogurt z muesli. Także o tym nie ma mowy :)

 

Pisanko, nie chodziło mi o pisanie pamiętnika, na to brakuje mi systematyczności ;) Myślałam raczej o opowiadaniach itd, lubię to - choć czasem brak regularności przeszkadza :lol: )

 

Dziś miałam 3 napady, więc 3 wizyty w łazience ( hm, a na początku wymiotowałam tylko jak zjadłam 6 posiłek, albo jak któryś z tych 5 był za duży. Teraz nie mam już " normalnych" 5 posiłków.. ) Nie za dobrze, ale byle do poniedziałku. Postanowiłam się ogarnąć, porozmawiałam z przyjaciółmi, powiedzieli że zaciągną mnie siłą do tego psychologa.. Zobaczymy. Ale dziękuję za wsparcie! ;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bretta, lepiej już?

 

Chciałam się pochwalić ;) Poszłam ( czytaj: zostałam siłą zaciągnięta przez przyjaciółkę :roll: ) do psycholog szkolnej. Spędziłam u niej długą przerwę, potem poszłam na 45 min po lekcjach. Ustaliłyśmy, że będę do niej przychodzić co tydzień. I... podobało mi się:) Jak weszłam i zaczęłam mówić, tak aż do końca nie przestawałam. Ale jednak, nerwówka była ;> Głos mi drżał, dostałam jeszcze większego słowotoku niż zazwyczaj.. Hm, wiem, że nie przestanę tak nagle, dziś też mi się nie udało, ale mimo to , będe do niej chodzić. (Choć kiedy mi powiedziała, że trochę się może pospotykamy, pogadamy, pozna mnie, coś jej porysuję, to poczułam się dziwnie xD). Ale skoro poczułam zawiedzenie, że pora już iść, to to chyba dobrze świadczy, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Frappe, super, że poszłaś! Nawet jeśli zostałaś tam zaciągnięta ;), bo koniec końców, wyszłaś stamtąd zadowolona i pozytywnie naładowana.

Jeśli tylko psycholog wzbudziła w Tobie zaufanie, jesteś gotowa do niej chodzić i nastawiona na pracę nad sobą podczas cotygodniowych spotkań, to naprawdę ogromny sukces w kierunku zdrowienia! Trzymam za Ciebie kciuki! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wsparcie! :)

I cóż, też mam nadzieję, że będzie dobrze. Zaczęłam przyzwyczajać się do tego, co robię, i chyba zaczęłam to lubić - jeść, kiedy chcę i co chcę, nareszcie. Ale to nie jest rozwiązanie na dłużej.

Dziś wspólnie z psycholog uświadomiłam sobie, że długa droga przede mną, ale warto spróbować. Co prawda pierwszą rzeczą, którą zrobilam w domu, był bieg po mojej trasie kuchnia - łazienka, ale oczekiwanie, że po jednej rozmowie coś się zmieni, byłoby cholernie naiwne, tak myślę. Czekam na następny poniedziałek!

 

I naprawdę świetnie móc porozmawiać / popisać z osobami, które tak motywują, mimo że nawet mnie nie znacie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy z nas przechodzi lub przechodził to samo, może nie wszyscy w ten sam sposób, ale gdzieś ten punkt wspólny chociażby w chorobie jest. Pamiętam jak ja byłam w Twojej sytuacji i też trafiłam na obce osoby na jakimś forum, które przekazywały mi swoje rady, dawały wsparcie, przekazywały swoje doświadczenia i opowiadały swoje historie, bardzo mi to pomogło podjąć decyzję o leczeniu i do teraz mam ogromne wsparcie u wielu osób. Niekoniecznie znajomych. Kiedyś pewnie Ty będziesz tą, która da wsparcie kolejnym młodym osobom w uświadomieniu sobie czym jest ta choroba :) szczęścia dziewczyno!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×