Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność w depresji...


lublinianka

Rekomendowane odpowiedzi

myslenie o tym ze chcialabys odejsc jest bezsensowne..uwierz mi na slowo..przechodzilam przez to juz co ty! i samotnosc tez mnie dobija...ale na to nic nie moge poradzic :!: moge tylko bardziej poglebiac swoj bezsens albo wlaczyc ....wybor nalezy do ciebie :!: Jesli chodzi o twoj zwiazek z przyjacielem online byl chory....nie powinnas zaprzatac sobie nim glowy....zacznij zmieniac bieg swojego zycia....chociaz probuj :!:;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Cię... Czytając twój temat to do połowy to tak jakbym słyszała siebie. "Samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa", ktoś tak napisał, może to i prawda, ja tez jestem samotna, ale mam wielu przyjaciół. Udaję przed nimi kogoś innego, nie chce psuc im dobrego samopoczucia. Głównie mam dołek przez swoją samoocenę, nienawidze swojej osoby, nie chce patrzec w lustro, boje się odbicia. Z miłościa, lepiej nie było, byłam z kimś to przestałam czuć, przez dołek i odeszłam, zraniłam go ale żyję w nadziei że kiedyś w miłości mi sie ułoży. Tnąc tnę się dalej, ale tam gdzie nie widać, bo jak na rekach rodzice zauważyli to awanture zrobili, nie umiem przestać a tak bardzo chcę, nikt nie ejst w stanie mi pomóc... Przepraszam ze sie tak rozpisuję ale tu są osoby które to rozumieją... Nie jesteś samotna, masz chodzby ludzi z tego forum...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Durnedziecko nawet gdy kogos masz przy sobie czujesz jednak pustke bo nie zawsze realne osoby sa w stanie zastapic ci tych wymarzonych iealnych ludzi...ja zyje bezsensem..zyje z nadzieja ze moje marzenia stana sie realne...i choc jest mi bardzo ciezko jak tobie staram sie choc troche podniesc gdy caly swiat przygniata mnie do piachu...ja tez malo kiedy spogladam w lustro(ale co da mi ucieczka od swojego odbicia jesli wiem ze zyje w tym ciele...ze ta brzydka dla mnie twarz widza codziennie tys. ludzi),tak ze sie cielam...ale w koncu przestalam..jakie efekty osiagne robiac na swoich rece szramy :?: (ludzie beda ode mnie uciekac jeszcze bardziej widzac smutek na dziewczecej twarzyczce i pelno blizn ktore symbolizuja bol ktory siadl mi na psychike bardziej niz innym...wiesz co ludzie o mnie pomysla patrzac na te blizny :?: "ze jestem slaba i nienormalna"...Codziennie dobijam sama siebie ze nie mozliwe jest znalezienie mojego idealu...jestem skazana na samotnosc..(chociaz ty myslisz inaczej...to dobrze :!: ) pametaj ze zawsze jestesmy przy tobie...ale to tez nie daje pieknych emocji do konca..nigdy nie bedziesz w stanie uslyszec od nas cieplych slow w realu czy nigdy nie bedziemy w stanie cie przytulic... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znalazłam to forum przypadkowo, mam problem, a raczej moja koleżanka.

Chcialabym jej jakoś pomóc, bo nie umiem patrzeć na to bezczynnie.

W jej oczach widzę smutek, dopiero teraz prawdziwy i głęboki.

Może opowiem?

Zaczęło się od miłości nieodwzajemnionej, co pewnie jest przyczyną. Po imprezie dziewczyna chłopaka w którym Koleżanka jest zakochana, przyczepiła się i zaczęła truć Jej życie. Koleżanki przyjaciółka ją zostawiła dla innej, znalazła nowe towarzystwo, to zapewne kolejny powód no i wymagający rodzice, nie widzą tego, co się z Nią dzieje. Koleżanka schudła, niknie w oczach, wygląda źle, ospale, jak trup można rzec. Nie, nie ma anoreksji. Nie odzywa się prawie. W domu cały czas siedzi przed telewizorem, albo się uczy, nie wychodzi do ludzi. Do szkoły chodzi, bo musi. Jest taka już piąty miesiąc, ale dopiero teraz widać takie jakieś "zdziczenie". Bardzo zamknięta w sobie, z nikim nie chce rozmawiać, jest jakby w innym świecie. To olbrzymia zmiana, jeszcze rok temu tryskała energią, śmiała się, wygłupiała, miała najbardziej zwariowane pomysły. Po prostu nie ta osoba. Strasznie mnie ugodzilo jej spojrzenie, a że mam naturę pomocnika, chcę coś z tym zrobić, nie mam tylko pojęcia jak. Logiczne, że odrazu nie powie mi wszystkiego. Jest jej ciężko, rozumiem ją, bo sama przeszłam załamanie nerwowe, ale się wygrzebałam. Nie wiem tylko jakie argumenty mogłyby na nią podzialać. Rodzice Jej są zapracowani, nie widzą, tego co się z Nią dzieje. Koleżanka ma 15 lat, ja zaś 16. Bardzo proszę o pomoc/wskazówki

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pinacolada dobry człowieku, bądź przy niej. Z czasem się otworzy. Wówczas rozmawiaj z nią o jej problemach a nawet delikatnie namawiaj na wizytę u lekarza (choćby psychologa szkolnego) jeśli uznasz, że nie same sobie z tym nie poradzicie. Twoja koleżanka ma powody aby czuć się paskudnie.

A najlepiej przyślij ją do nas :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam! mam prosbe-chcialabym sie dowiedziec czy wiecie moze ile kosztuje wizyta u psychologa- prywatnie jak sie idzie. Bylam juz raz u psychologa rok temu, dostalam skierowanie od lekarza rodzinnego, teraz jednak chcialabym pojsc prywatnie bo nie chce zeby sie ktos dowiedzial a moim lekarzem rodzinnym jest moja ciocia:/ wole nie mieszac w to wszystko rodziny, nie chce ich juz wiecje martwic, a po drugie mysle ze oni nie potrafia zrozumiec tego co ja czuje bo caly czas przed nimi udaje ze jest wszystko dobrze. I jeszcze jedno- nie znam sie tak dobrze na sposobach leczenia depresji dlatego zastanawiam sie czy jest jakas mozliwosc aby sie jej pozbyc bez stosowania lekarstw? chociaz i tak jakos nie moge uwierzyc ze jakas tam tabletka mialaby spowodowac, ze poczucie sie lepiej pod wzgledme psychicznym,ze przestane sie o wszystko obwiniac,rozmyslac o przeszlosci, ktorej nie mozna juz naprawic ani o bylym chlopaku ktorego zarazem kocham i nienawidze...;/

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:00 pm ]

a faktycznie, przyznaje, ze nie zwrocilam uwagi na "oferty", to dlatego, ze jeszcze sie nie zapoznalam z tym forum za dobrze ale dzieki za wyjasnienie, poprawie sie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumie was wszystkich o czym tu piszecie. o samotnosci o utracie kontaktow z ludzmi z przyjaciolmi. Ja mam to samo. Zazywam te glupie leki juz od wrzesnia 2006 i jestem na tzw hustawce.raz jest lepiej raz gorzej. teraz wlasnie mam to - gorzej.mam meza i synka 7-letniego i rodzine ktora wie o wszystkim ale ja czuje sie nie rozumiana bo ciagle pytaja dlaczego sie tak czujesz przeciez masz nas. przyjaciolki sie ode mnie oddalily jak do depresji doszla mi jeszcze padaczka i jak miesiac bylam w szpitalu na oddziele psychiatrycznym.plakac mi sie chce i nic w domu nie zrobione bo probuje przespac te zle dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja sobie dzisiaj nie moge ze sobą poradzić. Poł dnia przespałam. Najchętniej dalej bym spała żeby nie myśleć już o niczym. ALe juz mi sie nie chce spać:( Dlatego niszczę swoje ciało. To chyba autoagresja. Juz nie bede pisala co robię ale juz nie moge tego zniesc. Pani psycholog zaproponowała mi żebym załozyla sobie na rękę gumkę i za każdym razem w takiej sytuacji mam "pstryknąć" nią tak żeby zabolało. Żebym porządnie czuła. Testuję nową metodę. A co do samotności to wiadomo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam to mój 1 post, wiec bedzie dlugi

 

Bardzo bliski mi temat, ponieważ u mnie depresja istanieje tylko jako wynik samotności. Dobra teraz wypracowanie :D :

 

Mógłbym sie rozpisywać na temat dzieciństwa itd, ma ono myśle spory udział w całej sprawie, ogranicze sie jednak do stwierdzenia ze mialem w domu czesto cos jak psychiczny obóz koncentracyjny. Rezultat->nieśmiałość, brak wiary w siebie i czarne mysli. Mam też silną chęć walki z wpływami przeszłosci. Wychodzi nie najgożej, działam mniej wiecej jak normalny człowiek, a kiedyś np nie bylem w stanie kupić sobie czegoś w sklepie, czy isc do fryzjera i to w wieku 18 wtedy lat.

Jesli chodzi o mój głowny problem samotność. W dzieciństwie nie byłem wogóle samotny, mialem 1 super przyjaciela, zawsze trzymaliśmy sie razem itd. Zle zaczeło się robić od początku LO, z przyjacielem sie juz tak czesto nie widywałem, a coraz bardziej brakowało mi dzieczyny, poprostu uczucią bycia kochanym i kochania kogoś, czegoś czego chyba nie doswiadczyłem do tej pory. Dziewczyny z otoczenia zauważały mnie i chciały mnie bliżej poznać itd a ja sie ich wrecz bałem, nie wiedzialem jak sie zachować i zawsze padał tekst "on jest jakiś dziwny". Chodziłem ubrany jak menel, krepowałem sie w grupie, bałem poznać nikogo nowego. Byłem chudym zgarbionym pryszczatym dziwnym gosciem, dziwiło mnie ze dziewczyny interesują sie mną. Jednak nie bylo az tak zle pomimo ze mnie ciągle cisnelo w srodku bycie samym, mialem kolegów.

 

Na studjach zaczełem wielką kampanie pod tytułem "lepszy ja",a jednocześnie koledzy sie wykruszali, z roku na rok, ja bylem mniej wypaczonym człowiekiem, samotność jednak narastała. 10 lat pracy nad sobą, dziesiątki ksiązeki mp3 o "samopomocy" :), różne cwiczenia, pchanie sie stale w trudne sytuacje społeczne. No i wynik, radze sobie w spoleczeństwie, nieśmiałość prawie 0,jestem dobry w pracy w tym co robie, w kazdej grupie odrazu nawiazuje znajomosci ze wszytkimi. Pomimo to mam kilku tylko spoko ludzi których za czesto nie widze, ale to jest jeszcze ok.

Teraz jesli chodzi o dziewczyny: lata siłowni, opalania sie, biegania, roweru, cale lata na czatach, gg i co tam popadnie, zrobily ze mnie całkiem innego człowieka. Teraz wystarczy mi tylko numer tele od znajomego do samotnej kobity i juz sie spotykamy. Dziewczyny znajomych bardzo mnie lubią, podobno podobam sie im fizycznie i psychicznie. Dodatkowo interesuje sie praktycznie wszytkim od fizyki kwantowej przez mechanike,sport, ksiązki,aż do tańca. Zmieniłem sie w człowieka maksymalistycznego.

I tu sedno sprawy, 10 lat pracy w nadzei zwalczenia mojego problemu który nie daje mi żyć, braku kochanej osoby, i nic! Kiedyś byly w moim otoczeniu samotne kobitki, teraz nie ma żadnej, a poznawane przez znajomych lub net są osobami kóre stale są same ponieważ bawią sie chłopakami, robią z nich frajerów, biorą co sie da a potem nawet bez słowa kończą jak z zepsutym TV. Traktują mnie jak nie człowieka, gożej niż przedmiot. Spotykałem sie dłużej z okolo 5-6, i wszytkie takie same, tylko brać i bawić sie człowiekiem. W kanjpach jestem spławiany, zresztą jak każdy z tego co widze, na 1 laske przypada 4-7 gosci (policzyłem).Np wczoraj osoba którą poznawałem przez 3 miesiace i juz bylo tak niby super, smski wspólne plany na wakacje poszla na browca, jakis dresiarz sie do niej przywalil i juz nie odpowiada na nic, koniec, zostalem wywalony na smietnik jak zepsuta zabawka.

Straciłem całą nadzieje, pomóżcie prosze! zmusiłem sie do cieżkiej pracy przez całe lata a i tak nic z tego, poprostu poczucie bezradnosci prawie mnie zabija, odchodze od zmysłow, przestalem sie uśmiechać, ledwo wytrzymuje kolejne dni... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuje za miłe słowo

 

nie chodzi o tą jedną, ja walcze juz o bycie człowiekiem od 12 lat, w połowie tego okresu straciłem nadzieje a i tak walczyłem.

Problem w tym ze sam nie wiem co robić.

 

Przedtem miałem jakiś cel, _NADZIEJE_ np, jak byłem chudy to luz 3 lata pakerni i ciskam żelazem aż miło. Brak energi? ok 2 lata biegania 2x w tygodniu, po sprawie (mogłem biegac 1-2 min max, teraz moge ile chce, godzinami). Trudność w nawiązaniu kontaktów? nie ma sprawy,z 20 ksiażek i lata spotkań z ludzmi , jest ok. Obchodzenie sie z kobietami? rozmowy po necie 7 lat, w realu z każda znajomą/laską kumpla itd jaka sie nawinie, lubią mnie i jestem interesujący tak mówią. A co do wymagań to chyba żadnych nie miałem, co do wygladu i wnetrza.

 

Tyle wysiłku i nic, i nadal bym wałczył jak bym wiedzial jak, ale co ja moge wiecej zrobić? mysle o wyjezdzie z tego przeklętego miasta. Aż boje sie myśleć ze w innym miejscu moze byc to samo. Zresztą własnie zwolniłem sie z pracy zeby miec wiecej czasu, mam 27,5 lat, niedługo 30 (dobrze ze chociasz wygladam na 25) a pomino ciąglej walki z przeciwnościami, nie miałem tego co ma za free przecietny nastolatek.

 

Teraz jest taki stan ze jedyne co moge to siąść i płakać jak dzieciak bo juz wiecej nic nie jestem w stanie zrobić zeby pomóc losowi, a losuje juz 12lat wiec na sam los bym nie liczył. Co robić? Może jakieś elektrowstrząsy wypalą mi muzg i bede szcześliwy z kromki chleba

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lgtx rozumiem Cie, bo też mam problemy ze znalezieniem kogoś wartościowego. Nie chce tak jak ty jakiegos pustego chlopaka bez zainteresowan, wartosci i idei. Musi to byc ktos wyjatkowy... Mam nadzieje, ze spełnią sie Twoje marzenia :)

 

Mam pytanie odnośnie biegania - ja nie przebiegnę więcej niż 4 minuty. Ile powinnam cwiczyc tygodniowo, zeby uzyskac takie rezultaty jak ty? I ile czasu mi to zajmie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na co tu narzekać? Niby mam wszystko. Ale ciągle czegoś mi brakuje. Czegoś, czego nie potrafię nazwać. Czuję się niewidzialna. Ludzie przechodzą obok jakby mnie nie było. Mój chłopak? Leżę w nocy i patrzę na niego i próbuję odnaleźć tamte uczucia. Gdzie one się podziały? Znajomi? Nie czuję się szczęśliwa w ich towarzystwie. Otacza mnie jakaś bańka! Mój głos nie dociera do nikogo. Czuję się samotna. Dlaczego tak się dzieje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do biegania to jest swietna sprawa! pakernia jest ok puki sie nie zrobi najmniejszej przerwy, wtedy sa spadki to jest dolujace, zobaczyć sie po pol roku w lustrze z wygladem jak przed roczną pracą na siłce

 

bieganie- zupelnie co innego, po zimie przerwy kondycja nie tylko sie utrzymuje ale troszke rosnie (stawy sie regeneruja może), kazdy bieg to krok do przodu, zadnych w tył, kazdy bieg cos daje, widze to bo badam sobie parametry kardio.

 

ja zaczynałem od 1-2 min, mysle ze kazdy z deprechą może sie tak lepiej poczuć, bo zawsze byłem na w-f na koncu stawki, 0 kondycji, na wycieczkach rowerowych kilometry za ludzmi stale na mnie musieli czekać, myslem ze jestem taki porypany i skazany na to, ale biegalem, 1x w tygodniu, ile moglem, az stanelem zwykle po 2-3 min, i tak z 2-3 razy, potem moglem cale 5 min, i tu mi sie zatrzymalo na miesiac, biegalem juz 2x w tygodniu, 5 min zdychanie i potem znowu 5 min i do domu, tempo bardzo wolne ledwo trucht.

jak przekroczylem bariere 5 min to odrazu na 15, gdy człowiek jest w stanie bez przerwy nawet najwolniej 15 minut, to 45 min to tylko kwestia woli. Bardzo polecam bieganie, idealna temperatura do biegania to 19-21 stopni, ponizej 18 nie polecam, ja zawsze rano biegalem, czesciej niz co 2 dzien nie ma sensu bo nogi wysiadają, stawy itd 2x na tydzien jest ok a nawet raz

 

co do problemu głownego

różnimy sie tym ze mi wystaczy ktoś kto bedzie odwzajemnial to co ja daje, tylko i chyba aż tyle. ....a nie , jeszcze jedno , zeby rozumiał zdania złożone, bo były sytuacje ze musiałem rownoważnikami zdań mówić a odpowiedz była w wyrazach dzwiekonśladowczych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich.jestem tu pierwszy raz..nie moge juz dluzej wytrzymac musze sie komus wygadac..czuje ze z dnia na dzien moja depresja robi sie coraz wieksza..dobija mnie to ze moje zycie nie wyglada tak jak chcialbym zeby wygladalo..miec prace do ktorej chodzi sie z przyjemnoscia,glod zycia,osobe ktora rozumie cie w pol zdania..tymczasem nie mam nikogo kto potrafilby mnie zrozumiec..wstaje ran"zmeczony" zniechecony i zastanawiam sie czy jest jeszcze jakas szansa ze zaczne byc szczesliwy ze zaczne chciec zyc..draznia mnie ludzie..sa jak wilki..wszystkim o cos chodzi,wszyscy czegos chca..czesto zastanawiam sie czy bog naprawde istnieje..bo jesli spojrzec w historie swiata to jest w niej tyle okrucienstwa,zaklamania, i zla ze zaczynam miec watpliwosci czy ktos naprawde zasluguje na zycie wieczne i raj..a wlasnie jak to jest z ta wiara..jet tyle sprzecznosci -odbieranie sobie zycia podobno jest grzechem a czy chrystus nie powiedzial do judasza ze bedzie z nim siedzial u boku ojca swego?a przeciez on sie powiesil..i nie rozumiem tego calego poswiecenia..jesli chrystus byl bogiem to wiedzial ze po smierci takze nim bedzie..wiec czy to mozna nazwac poswieceniem za cala ludzkosc..?jak mam wierzyc w cos co moze sie okazac tylko kolejna demagogia..kolejnym blefem prowadzacym do sprawowania wladzy i przyjmowania korzysci..jak mozna zabijac innych w imie slowa bozego?pisze o tym bo zawsze staralem sie byc dobrym czlowiekiem..czuje sie okropnie,boje sie ze po smierci nie ma nic wiecej ..nie wychodze z domu bo nieche spotykac tej masy ludzi z falszywym usmieszkiem pytajacych "co u ciebie stary"..nie osiagnalem zbyt wiele i czuje sie upokorzony faktem ze nie mam skonczonych studiow,wlasnego domu,dobrej pracy i wyrobionej pozycji..chcialbym byc niewidzialny..tak naprawde to chialbym zeby moje zycie sie skonczylo..czy ktos ma podobne przemyslenia?moze ktos wie jak mam sobie z tym poradzic?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze powinnam przestać chcieć? ....

 

no właśnie nie da sie, czasami zazdroszcze chłopaczką spod klatki, mają chyba wszytko co mi potrzeba, kolesi, laski, imprezy.. a teraz nawet prace za 5k na lape na budwowie, wogle duzo zadroszcze innym ludzią ze bez wysilku mają, za free, a ja walką nie moge wydrzeć

 

p.s.

ciekawe ile osób z tego wątku ma typ osobowosci 6, ja mam, ty chyba tez

http://similarminds.com/advtest.html tu jest full pro test

http://www.enneagram.pl/ tu niedokladny po polsku moze wyjsc 4 zmiast 6 , tam jest tez opis typów osobowsci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność czuję wtedy, gdy idę z mężem, tym samym od 13 lat, niby trzymamy się za ręce, a tak naprawdę - odczuwam ciągły brak bliskości, patrzę na namiętnie całujące się pary, bądź niemłodego już pana który chociażby czule odgarnia kosmyk włosów - niemłodej już pani - i myślę - boże, czy to mąż???I pocieszam się że są to kochankowie. Jak ja tęsknię za taką czułością w gestach... :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność czuję wtedy, gdy idę z mężem, tym samym od 13 lat, niby trzymamy się za ręce, a tak naprawdę - odczuwam ciągły brak bliskości

i tu jest problem, polecam ksiązke wirus samotności, a zrozumiesz w czym rzecz, co to zaczy bliskość itd. bo brakuje ci bliskości a nie fascynacji i poczatku miłość jaki obserwujesz ogladając zakochanych młodych.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:49 pm ]

mam czasami takie wrazenie ze moje zycie jest jak w tym filmie truman show. Totalnie sztuczne i sterowane przez jakas złośliwą osobe :) eghh :roll::roll::roll:

ja tez czasem, ide a ludzie sie albo do mnie uśmiechają albo patrzą jak na trędowatego, prawda jest taka ze albo sie do nich smieje albo mam te charakterystyczne depresyjne oczy, raz uslyszłałem "zostaw go on ma jakiś problem" ludzie to widzą, boje sie ze mi sie smutek wyryje na twarzy
czuje sie okropnie,boje sie ze po smierci nie ma nic wiecej
na razie jeszcze kopiesz i wieżgasz wiec moze pomyśl co robić by było lepiej tu i teraz, samo pytanie jest poza mozliwościami człowieka, jedyne co to mozesz sie mocno zdołować ponieważ negatywne odpowiedzi rodzą sie w depresji, a zdrowi ludzie twierdzą ze jednak cos jest po. wiec czy jest sens o tym mysleć? sprawa cie na razie nie dotyczy. Wiekszość fizyków twierdzi ze cos jest, polowa filozofów, znaczna wiekszość normalnych ludzi. ty nie zostaniesz inaczej potraktowany wiec moze niech oni myślą za ciebie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeśli ktoś jest sam, zawsze jest samotny. ale ktoś, kto jest samotny, wcale nie znaczy, że jest sam. można być samotnym w tłumie.

 

wyobraźcie sobie, że mam wspaniałych znajomych, kumpli, koleżanki, cudownych rodziców.. na uczelni, na imprezie, gdzie są ludzie czuję się o wiele lepiej, śmieję się i wariuję jak dziecko...

 

ale przychodzę do domu i mam wrażenie, że wszyscy tak naprawde mają mnie w dupie, że sama jestem do dupy. czuję taką przerażającą pustkę i samotność... czasem mam też wrażenie, że jestem uzależniona od obecności innych ludzi. że jeśli są dookoła mnie ludzie, to czuję się bezpieczniejsza... ale po cichutku wierzę, że to sie kiedys skonczy :))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam tak samo jak ty, jak sa ludzie to jest poprostu normalnie, po 10 minutach nieobecnosci juz jest zle, moze nie myslimy ze oni sa z nami duchowo gdy ich nie ma, ze o nas myślą, ze dla nich cos znaczymy, lub poprostu próbujemy sobie nimi zastąpić kochaną osobe..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale przychodzę do domu i mam wrażenie, że wszyscy tak naprawde mają mnie w dupie, że sama jestem do dupy. czuję taką przerażającą pustkę i samotność... czasem mam też wrażenie, że jestem uzależniona od obecności innych ludzi. że jeśli są dookoła mnie ludzie, to czuję się bezpieczniejsza... ale po cichutku wierzę, że to sie kiedys skonczy :))

 

ja tez mam taką nadzieję ze wszytkie zle stany smutek cierpienie bol samotnosc ze to nie będzie wiecznie trwało :( podobno nic nie trwa wiecznie wiec pozostaje mi dołączyć się do Ciebie i również uwierzyć ze to sie skonczy... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak ja tęsknię za taką czułością w gestach...

 

jeju, mam tak samo - już - po czterech latach "bycia parą". Jeszcze nawet nie jesteśmy małżeństwem.

Dlaczego nie mogę się cieszyć tym co mam, a nie ciągle wymagać wymagać wymagać. Jestem jakimś potworem czy co? A może nie nadaję się do współżycia. A może to jego wina? Bo mnie nie rozumie, bo nawet nie próbuje?

Co mnie w ogóle przy nim trzyma? Być może to ostatni dzwonek przed popełnieniem błędu i zniszczeniem życia sobie i jemu. Kocham go? Tak, bardzo, mimo wszystko. I co z tego? W czym to jest przydatne na co dzień? Gdy jego nie cieszą moje sukcesy, bo bardziej odpowiadało mu gdy byłam bezradna i totalnie zależna od niego. Gdy nie mam w nim wsparcia. Ani zrozumienia.

Jeju, dlaczego nie mogę cieszyć się tym co mam? Wtedy byłoby wszystko takie proste i wspaniałe. Co z nami będzie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność czuję wtedy, gdy idę z mężem, tym samym od 13 lat, niby trzymamy się za ręce, a tak naprawdę - odczuwam ciągły brak bliskości, patrzę na namiętnie całujące się pary, bądź niemłodego już pana który chociażby czule odgarnia kosmyk włosów - niemłodej już pani - i myślę - boże, czy to mąż???I

 

samotność samemu jest okropna, ale prawdziwe problemy zaczynają się, gdy się zaczyna byc z kimś - powiedziała moja koleżanka świeżo po znalezieniu faceta jej życia. Mi tak też się wydaje. Oni oczywiście się rozstali.

PS. Nie chcę Cię dołować, ale kiedy mój facet po raz pierwszy po seksie zamiast mnie przytulić usiadł na kanapoie i włączył telewizor, wiedziałam że to koniec i tak było.

Mam nadzieję, że w Twoim przypadku będzie inaczej, małżeństwo to w końcu cos więcej niż wolny związek. Sorry za tego dołującego posta. pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×