Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Zeszłoroczne miss polski i sprananatinal w Płocku.

 

-- 14 maja 2012, 02:24 --

 

Tahela, ale to mi nie pasuje. przyciągają się przeciwieństwa. Ja jestem mało spontaniczny, a Ona bardzo.

 

-- 14 maja 2012, 02:28 --

 

Zresztą nie ważne. Mam swój obiekt pożądania, i żadna gadka tego nie zmieni. Nadzieja matką głupich, ale lepiej ją mieć, niż być sierotą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SamotnyIZły,

a moze ty jestes po prostu zazdrosny i zawistny o ot ze on wyrwał jakąś tam lalę a ty nie, nie tedy droga bo zadrosc niszczy ,

to sie nie staraj zeby sie wydawało ,e nie masz depresji widac i trudno, taki jesteś i tyle , jak sie masz komuś spodobac to i tak sie spodobasz i depresja nie bedzie przeszkadzać a tak grasz udajesz i jestes sztucznny a ludzie łapia cztucznosć, na szczerosc zawsze jest w cenie jednak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem co jestem wart. Jestem uczciwy, pracowity, romantyczny, szczery, w miarę asertywny, itd itp. Nie mam żadnych wrogów. Nie znam osoby, która by za mną nie przepadała. I co z tego ??? Nadal jestem sam.

 

-- 14 maja 2012, 02:53 --

 

Musiałem pojęczeć. Przepraszam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...to i ja pojęczę.

Niecały miesiąc temu zwiał mi kot. Nie, nie tylko taki kot co pomruczy na kolanach i przyjdzie się połasić kiedy to ON ma na to ochotę. Nie czułam nigdy takiej więzi ze zwierzęciem jak z nim...

No i znalazł się. Leżał na skarpie przy rzece, z dala od ulic....z przetrąconym kręgosłupem. Prawie wiem który sąsiad mu to zrobił. Nie wiem tylko dlaczego.

Cóż, pochowałam, przepłakałam przez pierwsze dni każdą naszą kocią porę (wspólne codzienne rytuały o stałych godzinach) i - myślałam ze kilka dni wystarczy. Niestety.

Od więc prawie miesiąca chodzę jak w transie. Kocich por już niby mniej ale jak mnie dopadną to chodzę po ścianach wyjąc jak bóbr. Nie potrafię pracować, zarabiać...od rana do wieczora jak bym młotkiem w łeb dostała. Empatia mnie skrajna wykańcza. Widzę jak gdzieś pełznie w stronę domu, jak cierpi, jak dopełznąć nie może. Jak się boi i pewnie żałuje że uciekł. Paranoja.

Dodam że mam prawie 40 lat. Może nie byłam nigdy do końca normalna ale teraz do to już świr na bank. Wstyd mi, bo wiem ze ludzie tracą ludzi w gorszych okolicznościach a ja za kotem.... Piję codziennie wieczorem bo innym sposobem nie potrafię zabić tej empatii. Jestem zmęczona jak dawno i nie umiem z siebie takiej wyjść, stanąć obok i spojrzeć na wszystko z dystansem.

Przytulcie bo zwariowałam :(((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Adika, to normalne po stracie czegoś/kogoś, co było Ci tak bardzo bliskie. Rozumiem co czujesz. Skoro przez tyle czasu Cię to trzyma, to powinnaś odważyć się kolejnego zwierzęcia. Wiem, że to ciężkie, bo wydaje się, że tamten był niezastąpiony, ale i każde zwierze i każdy człowiek mają w sobie coś niezastąpionego. Spróbuj, chyba że wolisz jeszcze poczekać. Ale skoro tu tyle trwa? x]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

adika, trochę mnie niepokoi to ze pijesz codziennie wieczorem. To może przerodzic się w nalog, masz tego świadomość? Myśle ze powinnas przede wszystkim zapisać się do psychologa, bo taki stan może zrujnowac Ci życie. Wiem ze strata zwierzęcia może boleć. Trzymaj się, kotek na pewno patrzy na Ciebie z góry i bawi się teraz w swoim kocim niebie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odzew. Tak - to picie to nie za bardzo... ale od lat jestem "za pan brat" z alkoholem i skłamałabym mówiąc, że to przez kota. Teraz się wzmogło. Właśnie do psychologa się udałam pół roku temu w celu "wyprostowania" nieco nawyków. Byłam na 3 wizytach. Zrezygnowałam bo odniosłam wrażenie, że pani jest znudzona moją historią. Niczego ale to niczego nie wzniosła w moją walkę. Widocznie nie każdy nadaje się do wykonywania tego zawodu. Toteż doszłam do wniosku że muszę sama. Skutki są różne. Dodam że innego psychologa w okolicy nie znalazłam a na prywatne mnie nie stać.

Nowy kotek? Przerabiałam. W rozpaczy nie raz szukałam w schroniskach, żeby zadośćuczynić... Raz nawet już miałam jechać po kolejny "egzemplarz". Ale nie. Jakiś rozsądek (nie wiem czy zdrowy) nakazuje sobie odpuścić. I tak się szarpię z myślami miedzy bogiem a prawdą. Mam mało stabilną sytuację materialną i mieszkaniową (o emocjonalnej nie wspomnę). Nie wiem co ze mną będzie a już co by było ze mną i kotem. To jednak odpowiedzialność. Ja już nie mam siły na odpowiedzialność. Kompletna niemożność dokonywania wyborów. Każdy jawi się jako niesłuszny. Może to wcale nie o kota tak do końca chodzi. Może po prostu coś we mnie pękło przy tej okazji. Pękło ....za te wszystkie ostatnie lata kiedy trzymałam się usilnie wszystkiego żeby przetrwać. A teraz się puściłam z tym całym moim ukrywanym żalem i smutkiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, zdaje się, że mówisz o przyjaźni? :3' Tylko wiesz, że gdyby to była prawdziwa przyjaźń, to nie byłoby czegoś takiego jak "ktoś lepszy", nie? ;]' Jeżeli tamta osoba się od Ciebie odwróciła, to raczej znaczy, że to z nią jest coś nie w porządku? Hmm?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak, o kolejną 'przyjaciółkę'. Co prawda, nie rozmawialiśmy ze sobą od jakiegoś czasu, ale tłumaczyłam to sobie jej zabieganiem, natomiast ona znakomicie bawi się w towarzystwie nowych-starych znajomych. Nigdy nie byłam o nich zazdrosna, ale teraz po prostu mnie wkur*ia, że z nimi spędza cały swój czas, a do mnie nawet nie chce odpisać smsa czy wiadomość na gadu.

15 sierpnia ubiegłego roku dziewczyna, która była dla mnie jak siostra, wyznała mi (nagle, wszystko było ok), że znalazła sobie lepszą przyjaciółkę, a ja mogę być jej 'numerem dwa'. Kto by się zgodził na takie coś? Na bycie wersją 'na wszelki wypadek'? Zerwałam z nią kontakt (chociaż na urodziny, święta itd się narzucałam i pisałam), myślałam, że sobie wszystko ułożę.

Jednak nie, od tego sierpnia jestem na dnie, zaczęłam się ciąć przez kogoś, kto kiedyś trzymał mnie przy życiu...

 

W ramach 'wymiany na lepszy model' potraktowały mnie tak cztery osoby, które były mi bliskie. To nie jest przypadek, może to ze mną coś jest nie tak? Z pewnością!

tyle, że ja się staram...

 

-- 14 maja 2012, 19:41 --

 

dodam jeszcze, że za tą dziewczyną od 'numeru dwa' ostatnio strasznie tęsknię. Pomimo tego, że często byłam przez nią wykorzystywana, nie liczyła się z moimi lękami, tęsknię. Przez czas naszej przyjaźni byłam jakoś szczęśliwa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Abbey, nie jest z Tobą nic nie tak. Ja miałam same takie "przyjaciółeczki" też płakałam, rozpaczałam...ale teraz zrozumiałam, że to nigdy nie była moja wina, bo ja ZAWSZE dawałam z siebie wszystko i zawsze byłam na każde ich zawołanie. Jedna mi wywinęła taki numer po 6 latach przyjaźni..Ale to nie była wcale moja wina. to nie z nami jest coś nie tak, tylko z nimi. Aktualnie nie mam żadnej przyjaciółki, nawet bliższej koleżanki, chyba wolę tak niż takie jak miałam ,fałszywe i właśnie takie które wykorzystywały to że jestem dobra. Nie warto robić sobie przez takie osoby krzywdę, to nie Ty tu jesteś dnem. Jak będziesz chciała pogadać to napisz, akurat w tym mam szerokie doświadczenie..ale już jakoś...pogodziłam się z tym i wierzę, że kiedyś znajdę wartościową przyjaciółkę, która nie będzie mnie traktować jak zabawkę..choć pewnie po tym wszystkim ciężko będzie mi zaufać i tak łatwo się już nie otworzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominika92, dzięki...

cholera, niemiłosiernie się starałam. Ona teraz robi mi na złość i chwali się swoimi znajomościami.

Nie umiem żyć bez ludzi, dziwnie tak w środowisku (w moim wypadku) szkolnym nie mieć do kogo japy otworzyć. A jak traktują mnie rodzice, często się żalę... Żadnej rozmowy, nic...

Moje życie polega na milczeniu, a milczenie w moim mniemaniu to śmierć. Śmierć duszy, a gdy ona umiera, trudno jest tu bytować...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×