Skocz do zawartości
Nerwica.com

Dezorientacja.


Ślepiec

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.Chciałbym opowiedzieć swoja historie , Tobie , Wam ,lub może nikomu... bo prawdopodobnie

nikt nie będzie chciał marnować czasu na czytanie ,o rozterkach ,problemach i bólu jakiegoś

nieudacznika.

 

Tak więc urodziłem się w 1989 roku, w niedużym miasteczku.Od dziecka byłem nad wyraz dojrzały

i zachowywałem się nieco inaczej niż moji rówieśnicy.Wiele zachowań dla dziecka normalnych

dla mnie nie miało sensu i nie sprawiało mi większej radości.Teraz na to patrząc moge powiedzieć

,że poprostu nie umiałem się cieszyć... z niczego, a przecież miałem w sumie szczęśliwe

dzieciństwo. Dorastałem mieszkając tylko z matką , ojca widziałem może z 8 razy w życiu jedyny kontakt jaki z nim utzymywałem to telefony po pijaku gdy słuchałem jaki to ja i moja matka jesteśmy, po to żeby dostać alimenty bez zbędnych problemów.Byłem jedynakiem,niczego mi w sumie nie brakowało donormalnego funkcjonowania,nie byłem bity powiedziałbym nawet ,że byłem troche rozpuszczany.W szkole z początku nie szło mi zle. W podstawówce prowadziłem beztroskie życie z nauką radziłem sobie całkiem niezle, umiałem zdobywać przyjaciół miałem same piątki, byłem że się tak wyraże normalny.Ale gdzieś w gimnazjum straciłem jakby swoją osobowość zatraciłem samego siebie zaczołem się uczyc coraz gorzej i gorzej nie umiałem się na niczym skupić.

Nie wiem jak to się stało, choć analizowałem te czasy nie raz w swoim życiu próbując znaleść geneze swoich problemów.Stałem sie strasznie nieśmiały w pewnym sensie bałem się kontaktów z innymi ludzmi.

Bałem się tego co o mnie myślą, czy ich interesuje ,czy chcą wogóle spędzić ze mną chodz troche

czasu.Nie wiem skąd brały się u mnie takie myśli byłem przcież nadal młody i nie miałem jescze

żadnych powodów do zmartwień...Stałem się bardzo zamknięty w sobie, byłem zobojętniały na wszystko do niczego nie dążyłem nie miałem ambicji ani żadnych planów.

Często uciekałem w świat fantazji i marzeń, chodz nigdy nie miałem odwagi by je zrealizować

tylko one tak na prawde pozwalały mi dalej żyć.Rówieśnicy szybko wyczuli moja "słabość" zaczeli ze mnie drwić i się naśmiewać, a ja jak najgorszy naiwniak brałem sobie ich krytyke do serca.Oczywiście nie pokazywałem tego po sobie ,bolało mnie to co o mnie mówią to ,że prawie wogóle nie mam przyjaciół,że nie mam się komu zwierzyć ze swoich problemów w obawie przed tym ,że mnie wyśmieja.Bałem się zwykłych czynności takich jak np. pójście do sklepu i kontaktu z ludzmi.Gdy byłem poza domem czułem na sobie wzrok wszystkich ludzi w około, wydawało mi się ,że gdy tylko się odwróce naśmiewaja sie ze mnie i wytykają mnie palcami.

Gdy jakieś dziewczyny mijały mnie na ulicy i akurat któraś z nich sie zaśmiała czułem jakby ktoś wbijał mi sztylet w serce.Chodz przecież mogły rozmawiać o wszystkim i o niczym, wcale nie musiały mówić o mnie.

Tak też czuje się do dziś każdy dzień jest dla mnie cierpieniem, fizycznym i psychicznym.Kłade się do łózka z nadzieją ,że umre we śnie.Żyłem i żyje jak robot. Wstaje robie to co musze

aby tylko po najmniejszej lini oporu,i kłade się spać ze swiadomościa ,że zawsze będe tak żyć.

Chodz przecież próbowałem to zmienić, snułem plany i marzenia o swojej przyszłości, niestey znikały one tak szybko jak się pojawiały.

Powtarzałem sobie ,że to zmienie z dnia na dzień odwlekając swoją "wielką przemiane" i coraz

bardziej wycofując się ze społeczeństwa.Pogrążałem się w swoich kompleksach i samotności.Gdy ukończyłem gimnazjum myślałem ,że wszystko się zmieni, że w pewnym sensie zaczne od nowa z czystą kartą.

Nikt mnie przecież nie znał mogłem być kim chciałem.I tak zrobiłem, przybrałem maskę człowieka którym nie jestem , zmuszałem się do wielu czynności byle tylko dopasować się do innych chodz wcale nie miałem na nie ochoty.

Aż po 2 latach coś we mnie pękło i wróciłem do swojej pierwotnej postaci.Wszyscy się odemnie bardzo szybko odwrócili, nawet ludzie których miałem za prawdziwych przyjaciół.O kontaktach damsko-męskich nie wspomne zbyt byłem nieśmiały żeby zrobić ten pierwszy krok, żeby nawet porozmawiać.Wmawiałem sobie ,że jestem nikim ,nieatrakcyjnym ,nieinteresującym ,nieudacznikiem.Z którym nikt tak na prawde nie chce mieć nic do czynienia.

Pogrążłem się coraz bardziej, w klasie maturalnej zaczołem mieć myśli samobójcze.Chciałem żeby ktoś tak po prostu podszedł do mnie i mnie uścisną, bez większego powodu. To przecież nie jest tak wiele, a jednak pozostaje moim największym marzeniem.Chciałbym żeby jakaś dziewczyna poprostu podeszła do mnie i przejechała delikatnie palcami po mojej twarzy.Brakuje mi bliskości , chodz nie jestem w stanie sam się na nią zdobyć jest we mnie jakaś blokada która nie pozwala mi na jakąkolwiek spontaniczność.

Teraz żyje tak dalej codziennie myśląc o śmierci, ale jednocześnie bojąc się jej, bojąc sie bólu fizycznego Wychodzi na to ,że jestem jebanym tchórzem który nie portafi chodz raz w życiu zrobić tego słusznego kroku.

Gdybym mógł zmienił bym całą swoją przeszłość.Kiedyś pewna osoba zapytała mnie ,do jakiego momentu w swoim życiu chciałbym wrócić i przeżyć go jeszcze raz...Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie chodz miną rok a myśle o nim codziennie.Niczym się nie interesuje ,nie mam nawet hobby, wegetuje z dnia na dzień.Czuje ,że jestem tylko ciężarem dla swojej rodziny i nie powinienem ich obciążać kosztami utrzymania takiego warzywa.

Ostatnio zauważyłem ,że brak we mnie empatii , jakiegokolwiek powiązania z innymi ludzmi. Nie umiem się z nimi dogadać , jestem bardzo agresywny ,łatwo mnie wyprowadzić z równowagi wściekam się o byle co.

 

Nie wiem co mam już ze sobą zrobić, co jest ze mną nie tak i pomijam tutaj cechy fizyczne i cechy charakteru których zresztą też nie moge w sobie zaakceptować. Nie wiem czy mam "problem" czy sam go sobie tworze bo wygląda na to ,że mam tendencje do narzekania i użalania się nad sobą. Zastanawiałem się na pójściem do psychiatry ale nieswojo się z tym czuje, boję się tego... nie mam ochoty spędzić kilku miesięcy na oddziale zamknietym ,boję się usłyszeć ,że na przykład jestem chory na schizofrenie lub ,że jestem po prostu hmm... dupowaty ?.

Boję się konsekwencji takiej wizyty, nie wiem co powinienem zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo smutne jest to co piszesz, to że nie spotkałeś osób, które pomogłyby Ci dostrzec w Tobie tę wartość, którą w sobie nosisz, ale której nie dostrzegasz. Ja też zawsze byłam inna. Nie przeżywam szczęścia i radości. Nie potrafię się cieszyć.

 

Nie ma co się bać, terapeuta może Ci pomóc. Do szpitala raczej nie trafisz ; ) przynajmniej nie wbrew swojej woli, bo nie jesteś niepoczytalny.

Terapia pomoże Ci dostrzec sedno problemu, być może brak ojca? pozwoli dostrzec mechanizmy, które skutecznie blokują Ci kontakty z ludźmi, pozwoli znaleźć źródło złości i braku poczucia wartości.

 

Tymczasem pisz tutaj, z własnego doświadczenia wiem, że zrozumienie osób, którzy mają podobne doświadczenia, bardzo pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pójście do psychiatry czy psychologa to najlepsze wyjście. Na pewno nie jesteś "dupowaty", po prostu w pewnym momencie się pogubiłeś. Jeśli będziesz wiedział, co Ci jest, wtedy będziesz mógł to leczyć. Jeśli wiesz, że sam się z tego nie podniesiesz, pozwól sobie pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm...iść do psychologa nie zaszkodzi.

Brak ojca - może być przyczyną twoich problemów.

Do pewnego momentu żyłeś nieświadomie czyli było o.k. a później ''okres dorastania'' i później coś się zaczęło dziać.

Trzeba jednak coś z tym zrobić. Bo jak będziesz stał w miejscu to problemy mogą tak się nagromadzić, że później już naprawdę na ''oddział zamknięty''.

Jesteś młodym człowiekiem może to jest odpowiedni czas na ''zmianę''.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie spodziewałem się ,że ktoś poświęci swój czas żeby to przeczytać dziękuje wam za to.Zastanawiam się tylko czy psycholog czy też psychiatra mogą mi wogóle pomóc. Problem mam sam z sobą ni mogę fizycznie się zmienić , charakteru też nie zmienie więc w sumie w jaki sposób może mi pomóc specjalista.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to i ja mam podobne problemy... jak z tego wyjść,diabli wiedzą, sam też się zastanawiam...stojąc w miejscu.

może spróbuj specjalisty...

charakter da się zmienić,choć wyplenienie w sobie wielu cech, to skomplikowany proces,trwający wiele lat,żmudny,powolny...

czasem jednak życie zmusza do zmian...

powodzenia tak czy siak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ślepiec, Witaj, nie chcę mówić, że po przeczytaniu twojego wpisu poczułem się jakbym spojrzał w lustro bo to niemożliwe ale w większości rozumiem twój ból. Myślę (może się mylę) , że brak więzi z ojcem i "nadrabianie" tych więzi przez matkę jest główną przyczyną niskiej samooceny u młodych chłopaków. Jak coś się stanie, zaczną się naśmiewać, to nie pójdzie z ojcem, który zainscenizuje i rozwiąże problemu po męsku tylko poleci do mamusi wypłacze się w sukienkę, mamusia przytuli, pogłaszcze zapewniając, że on dla niej jest największym skarbem na świecie i u niej nie musi się o nic martwić, robiąc ze swojej ukochanej kapustki tylko większy kapuśniaczek.

 

Tak poza tym nie wiem jak ci doradzić bo w sumie sam tutaj jestem żółtodziobem. Możliwe, że na psychoterapii dasz radę ponazywać swoje emocje i rozróżnić które emocje powinieneś kierować na siebie a które na poszczególne osoby (nie wiem jak to ładniej ująć). Ja sam niczym nie potrafię się na dłużej niczym zainteresować, prawdopodobnie wynika to właśnie z tego że mam jakby to powiedzieć "za dużo w pupce" i w końcu wszystko po czasie zaczyna mnie frustrować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiałem się na pójściem do psychiatry ale nieswojo się z tym czuje, boję się tego... nie mam ochoty spędzić kilku miesięcy na oddziale zamknietym ,boję się usłyszeć ,że na przykład jestem chory na schizofrenie lub ,że jestem po prostu hmm... dupowaty ?.

To Ci nie grozi :) W opisie nie ma nic co by wskazywalo na chorobe psychiczna a i wtedy psychiatrzy nie zamykaja w szpitalach ;)

 

Moim zdaniem psychiatre mozesz sobie odpuscic. Poszukalabym psychologa. Uwazasz , ze miales normalny dom i szczesliwe dziecinstwo bo innego nie znasz. Mysle ze na terapii wyjdzie duzo spraw ktore rzuca nowe swiatlo na zrodlo Twoich problemow.

 

Problem mam sam z sobą ni mogę fizycznie się zmienić , charakteru też nie zmienie więc w sumie w jaki sposób może mi pomóc specjalista.

 

Nie musisz ogarniac w jaki sposob..od tego sa specjalisci zeby wiedziec jak. Ty masz tylko wspolpracowac. I nikt nie bedzie Ci zmienial charakteru..raczej postrzeganie siebie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ślepiec, to normalne, każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu boi się pierwszego spotkania. To jest pewna konfrontacja z prawdą, odkrycie wszystkich słabości przed drugą osobą. Jednak ta osoba chcę pomóc. Po to jest. Ja też to strasznie przeżyłam, ale teraz już nabrałam zaufania do terapeutki i wręcz czekam na każdą wizytę, bo ona pozwala mi się wygadać, zrzucić te rzeczy z siebie, uzyskać obiektywną opinię itd.

Trzymam kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postanowiłem napisac mały "update" do obecnego stanu rzeczy.Byłem u psychologa ale po 3 wizycie zrezygnowałem bo nic mi to nie dawało żadnych odpowiedzi , rozwiązań , ulgi, chyba tylko frustracje.

Nie wiem co robić... boje się tego co przyniesię przyszłośc , wydaje mi się ,że czeka mnie tylko więcej bólu. Nie widze już sensu w jakichkolwiek czynnościach nawet tych codziennych jak pójscie na uczelnie czy spotykanie się z ludzmi. Psycholog powiedział mi że musze sobie wyznaczyć jakiś cel i do niego dążyć , hah tak zrobiłem i osiągnołem to czego wcześniej myślałem ,że nie dam rady zrobić , ale co mi to dało ? Nic.

Wręcz pogorszyło to sytuacje bo uświadomiłem sobie ,że niektórych rzeczy nie moge zmienic chocbym codzien stawał na głowie i wypruwał sobie flaki.

Zastanawiam się tylko co będzie dalej ... wręcz się tego boje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem, w pewnym sensie dalej jestem i zapewne będę w podobnej sytuacji co ty. Psycholog jak każdy lekarz może być gorszy i lepszy, tak jak dentysta. Warto spróbować wizyty u innego psychologa. Z Twojej opowieści potrafię sam wiele przypisać sobie. Skończyło się to wszystko na depresji. Nie jestem żadnym specjalistą w tym zakresie, ale z własnego doświadczenia powiedzieć mogę, że wizyta u psychiatry całkowicie by nie zaszkodziła, a nawet mogłaby być zalążkiem do rozwiania tych wszystkich problemów, z którymi się zmagałeś i nadal zmagasz. Ja sam skończyłem w końcu na tabsach i wiem, że bez nich byłbym teraz totalnym wrakiem i w sumie nie żałuje, że poddałem się leczeniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×