Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja historia, dla szukających ukojenia w śmierci.


Łazarz

Rekomendowane odpowiedzi

Wiola wole tego nie czytac. To byl caly ciag zdarzen.Nie wszystko pamietam.

Z tego co mi mama opowiadala, to bylo ciekawie. Wynajelam mieszkanie w ktorym sie zabarykadowalam, nie wychodzilam z pokoju i nikogo wpuscic nie chcialam, pozniej wyladowalam na toksykologii, gdzie ponoc twierdzilam ze moja rodzina i lekarze spiskuja przeciwko mnie. Wyszlam na zadanie.Pozniej znowu wrocilam do mieszkania i znowu chcialam sie zabic.

Ale jazda.

W przyszlym tyg. ide do psychiatry poprosze o zmiane lekow.

Nie wiem ale ja po prostu nie potrzebuje tego, dobrze sie czuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem na pogrzebie. Widziałem zwłoki, czułem ich zapach. Widziałem płaczących ludzi, chowanie trumny do grobu.

Pomimo wszechogarniającego mnie poczucia żalu, mnie to w ogóle nie ruszyło. Za dużo miałem styczności ze śmiercią, za dużo filmików z nią obejrzałem by wtedy odczuwać smutek. Był to mąż mojej ciotki, znałem go słabo.

Zrozumiałem, że śmierć jest czymś więcej niż utratą życia.

Dopiero na stypie, gdy rozmawiałem przy stole z najbliższą rodziną zmarłego ogarnęło mnie szczere przygnębienie i smutek, cierpiałem razem z nimi. Cierpiałem bo odczuwałem w sposób namacalny ich cierpienie, jakże autentyczne, nieostentacyjne.

Zrozumiałem, że wraz z jego śmiercią umarła w nich cząstka ich samych. Coś się skończyło i to nie wróci.

Śmierć jest zniknięciem z życia innych osób, i widok ich był bardziej powalający niż najgorsze sceny z filmików na których widać umieranie.

Żadne hektolitry krwi czy łamane kości nie byłyby we mnie wywołać takiego stanu, dopiero gdy spędzi się dłuższy czas z ludźmi którzy mają ból w oczach, którzy ukrywają to, dopiero wtedy poczułem prawdziwy żal. I to żal tych ludzi to wywołał, a nie żadne sceny z pogrzebu.

Śmierć w moich oczach nabrała nowego wymiaru, poza fizycznym, istnieje również psychiczny wymiar śmierci, pojawiający się w najbliższym otoczeniu zmarłego.

Życie z czasem odsłania nam coraz to inne aspekty swojego jestestwa, jednakże to od nas zależy ile zdołamy z niego zrozumieć, wyciągnąć wnioski na przyszłość i wywołać refleksje.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz problemów z pamięcią, koncentracją i spostrzegawczością w swojej depresji? Właściwie miałeś, bo z tego co pamiętam pisałeś coś tam wcześniej ,że jak dopadła Cię choroba to obniżył Ci się trochę intelekt, wtedy właśnie praca styków była bardzo osłabiona i były one zablokowane. Antydepresantami właśnie można je odblokować bo pobudzają impulsy elektryczne. Mi właściwie wszystkie objawy depresji już zeszły.Zostały tylko kwestie poznawcze i impotencja, która utrzymuje się już od dwóch lat i chyba będzie do końca. Prowadzę nawet samochód mimo iż mam słaby refleks ,ale lekarz chcę mnie przetrzymać na samej psychoterapii by zobaczyć jak reaguje na nią. No właśnie nazwa bardzo pasuje do takiego drinka hehe. Najlepiej do tzw roztworu czyli czysty spirytus z domieszką red bulla:). Czasem warto trochę tutaj pożartować, bo to Forum przesiąka pesymizmem. Dzisiaj właśnie sobie pofolguje i strzele wieczorem w lokalu jednego Małysza(vódka+red bull). Pijesz Łazarzu jakiś alkohol w trakcie kuracji(nie zakładam jakiś większych ilości ,ale np jedno piwo na dwa tygodnie), albo czy palisz papierosy, bo ja trochę popalam a zaczęło się od miejsca gdzie 100% osób pali a nowi niepalący którzy tam trafiają to po tygodniu są już lokomotywą.Też tam byłeś dlatego jestem ciekaw.I chciałem jeszcze podpytać czy prowadzisz swobodnie auto na tych lekach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Jack,

 

kiedy byłem w depresji, moje zdolności poznawcze drastycznie spadły, to właśnie z tego powodu usiłowałem się wypisać ze świata żywych. Gdy ta depresja przeszła to jak ręką odjął, wszystko wróciło w doskonałym porządku, dzięki lekom już się tak bardzo nie stresuję, a wiadomo, na spokojnego umysł jest żywszy.

Zgodzę się z Tobą, warto niekiedy rozruszać to mroczne towarzystwo :P tylko nie za bardzo bo mroczna część mojego charakteru nie miałaby się za dobrze :D .

Czy piję? Psychiczny też nie kaktus, pić musi, raz w tygodniu czy na dwa jakieś 2-3 browary max w knajpie, ale nie biorę wtedy leków na noc, lepiej nie ryzykować, ostatnio nawet wychyliłem 3 kieliszki wódki, wolałbym jednak tego nie praktykować, czasem po prostu trzeba.

Czy palę? Trochę sobie popalam, jak mam pieniądze to paczka dziennie, najśmieszniejsze jest to, że wpadłem w nałóg w psychiatryku, kiedy jeszcze byłem w głębokiej depresji, byłem na maxa powalony-ale paliłem, tam mnóstwo osób paliło, no i mnie zarazili :P Zresztą gdy nie byłem w stanie podjąć jakiejkolwiek aktywności umysłowej to oprócz bezmyślnego chodzenia po korytarzach w te i z powrotem niczym Korzeniowski jedyną interesującą czynnością było właśnie jaranie.

Jeśli chodzi o moją sprawność psychofizyczną to póki co nie narzekam, zawsze miałem dobry refleks, żongluję, często łapę coś w locie zanim spadnie czy jakiś unik itp.

Z potencją również miałem problem, te leki są niczym kastracja chemiczna, gdy mi zmniejszyli dawkę to było już lepiej, zacząłem brać salfazin (cynk i żelazo) i znów wszystko gra. Polecam.

 

-- 29 kwi 2012, 15:34 --

 

Dzisiaj przeżyłem pewne doświadczenie. Zaskoczyło mnie jak bardzo niszczące potrafią być słowa kobiety wobec której żywiłem ciepłe uczucia, jedno dwa zdania mają moc sztyletu wbitego w klatkę piersiową i głowę jednocześnie. Niczym uderzony obuchem w łeb się stałem. Ach to odrzucenie, a potem całkowite wymazanie ze świadomości, życie bywa złe, mimo wiosny i ładnej pogody, po świecie ciągle chadzają chochliki co lubią mieszać ludziom w głowach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie ,że możesz się napić %. Mi lekarze bezwzględnie zabronili spożywania alkoholu w depresji. Nawet teraz jak odstawiłem leki to też nie mogę, bo albo nastrój będzie się poprawiał i się uzależnię albo alkohol nasili działanie depresji.Oczywiście od czasu do czasu łamię ten zakaz. W psychiatryku palą wszyscy to fakt. Tam nie ma co robić przez cały dzień. Sam to przepraktykowałem tzw. psychologia tłumu, ale papierosy odstawiłem na razie 9 dzień nie palę. Za to wpadłem w inny nałóg tzw. napoje energetyczne. Tobie też w sumie radzę rzucić palenie,bo po co marnować te 330 zł w miesiącu. Można te pieniądze przeznaczyć na bardziej praktyczne zakupy. Zazdroszczę Ci tej sprawności psychofizycznej. Ja jej bardzo potrzebuje. Czuje się bez niej jak jakiś ograniczony umysłowo. Wszystko zapominam, gubię, nie zauważam. Próbuje też czytać książki ,ale szybko się męczę i się zawieszam. Fajnie ,że leki Ci uregulowały kwestie poznawcze, bo podobno te objawy znikają na samym końcu w depresji. Kobietami się nie przejmuj. Nie będzie ta, to będzie inna. Wysoki poziom intelektu masz, więc potrafisz zaintrygować płeć przeciwną. Wiadomo ,że odrzucenie to jest ból dodatkowo w depresji trzeba go liczyć razy 2 albo większy iloczyn. W sumie czasem się już nawet cieszę z tej impotencji, bo kompletnie przestałem się interesować kobietami i wisi mi to czy jestem sam czy nie.Bycie singlem nie stanowi dla mnie żadnego problemu wręcz przeciwnie, jest dla mnie dużym udogodnieniem i wygodą,bo to byłaby teraz tylko dodatkowa dawka kłopotów a i tak jest ich już dużo. Jeszcze a propo szpitala to spotkałem wczoraj jednego gościa w Parku, który ze mną leżał. Był uzależniony od zakładów bukmacherskich i maszyn hazardowych, które stoją w barach. Przegrał ok 150 tys zł za nim trafił do szpitala.Po wyjściu nałóg był zaleczony. Niestety od dwóch miesięcy dalej gra i pogłębił swoje długi. Mieszka w ośrodku dla bezdomnych.Tak jak go słuchałem to pomyślałem, że nie jest ze mną jeszcze tak najgorzej.To był jedyny pozytywny moment dnia. Takie małe barbarzyństwo:).Pis joł Eldoka na wolno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh, jak to nasz wieszcz pisał ,, kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto!''

coś w tym jest :P .

Nie ma co się oszukiwać, jest we mnie pustka, pewna forma samotności, tym bardziej mi się to powiększyło gdy poskładali mnie jakoś do całości, wtedy do mnie dotarło, że nasze dni są policzone, pojedyncza wędrówka przez życie jest dla mnie coraz cięższa, mam wrażenie, że kąt nachylenia pokonywania odległości jest coraz większy. Jeśli nie znajdę asekuracji w towarzyszce życia to chyba grozi mi odpadnięcie od ściany.

ehh, życie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh, to zależy, zależy na jaką górę (trasę) wchodzisz, są takie co można wejść bez asekuracji, ale też bywają takie, że bez liny wejście jest niemożliwe bo mięśnie nie mogą cały czas pracować, nie ma też w okolicy półki skalnej na której by można usiąść by odpocząć.

Ale to kwestia punktu widzenia Cudaczko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Życie niestety mamy tylko jedno, nikt nie wie jak długie. Szkoda czasu na utrudnianie go sobie.

Ja tyle razy dostałam kopa, ze bardzo uodporniłam się od ludzi. Do nikogo nie przywiązuje się, w razie czego łatwiej jest przełknąć porażkę. Tłumaczę sobie, że może dobrze, przynajmniej pozbyłam sie ze swojego życia kogoś, kto tylko czas mi zajmował, a nie zasługiwał na to.

 

A że to życie potrafi być raz cudowne,raz podłe, musimy być silni.

 

Często zastanawiam sie nad smiercią, jak to jest jak gaśnie we mnie wszystko, chyba wiem, to jak sen bez filmu,jak sen którego nie pamiętasz,jak nic ci sie nie śni,po prostu cię nie ma.

 

Tylko że nic już sie nie zobaczy, na nic nie mamy wpływu, omija nas tyle rzeczy, nie dotyczą nas już,nie ma nic.

 

Nie dopuszczę do tego by tak było. Mimo tylu problemów,braku sił codziennie, chce widzieć co jest za oknem,chce widziec jak moje córeczki cieszą sie pierwszą miłością, jak wkładają obrączki na palec,jak maja dzieci, chce jechać w góry,usiąć na zielonej polanie, albo położyć sie i patrzec w niebo,zapomniec o wszystkim.

Nie wyobrażam sobie nie móc tego mieć.

Bardzo boje sie smierci,chcę umrzeć jak najpóźniej, kurcze tyle przede mną jeszcze jest, tyle ze sama wytrwac nie dam rady.

Nie wolno sie poddawać !!!!

 

Śmierć to pustka,nicość, nie ma nas...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o.n.a,,

 

ciekawie napisany post, głębokie przemyślenia dotyczące przemijania i śmierci.

Jeśli chodzi o mnie, to niestety przywiązuję się do ludzi, bywało, że przez to życie dawało mi w kość.

Zazwyczaj to płeć piękna sieje w mej pustce owoce zniszczenia, istna tortura kochana.

Co do śmierci to... raczej tak przed nią nie uciekam, raczej traktuję ją jako przyjaciółkę, która może mnie wyciągnąć z sali w trakcie lekcji gdy będę uważał je za zbyt męczące.

Przez pewien czas była dosyć blisko mnie i chyba wiem, że raczej zawsze w razie czego mogę na nią liczyć, wierna towarzyszka życia.

Strach przed nią jest naturalny, w końcu taki jest instynkt samozachowawczy, jest niczym simlock w telefonie, ale można go zdjąć, a wtedy możemy swobodnie korzystać z karty operatora śmierci.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o.n.a,

wszystko pięknie ładnie na tej zielonej polanie ... tylko że czasami nic Cię nie cieszy, niezależnie gdzie i z kim jesteś, wszędzie i zawsze czujesz przygnębienie, a czasami potworna pustkę. Wtedy niebycie, nieistnienie jest perspektywą totalnej ulgi. Zapadasz się w ciemność i wreszcie upragniony koniec.

 

A co do asekuracji w zyciu, Łazarz, drogi Kolego, podejrzewam, że wiesz dobrze o co mi sie rozchodzi. Jeśli zechcesz się na kimś oprzeć, Twoja równowaga będzie zależeć od tej osoby. A wtedy prędzej czy później nadejdzie upadek.

Ale rezygnować z tego oparcia jest b trudno... kusząca i nęcąca perspektywa, ze ktoś pomaga Ci w życiowych trudach, wspiera, że można kogoś obdarzyć zaufaniem i przez chwile nie czuć się samotnym...... tylko kompletnym. Nawet jeśli to tylko na jakiś czas... bo nic nie trwa wiecznie.

 

Na tym kończę swoje optymistyczne rozważania w ten piękny wiosenny wieczór :mrgreen: .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem wczoraj to samo co ty Łazarzu.Mianowicie chęć dostania w***rdol od bandy dresów. Po prostu od tak całkowicie za darmo i dodatkowo chciałem być tak pobity,że wylądowałbym w szpitalu i wszyscy naciskaliby mnie ,żebym zeznawał przeciw nim a ja jeszcze nie dość ,że nie wskazałbym palcem to obciążyłbym zeznaniami siebie w 100%. Ta cała złość i nienawiść która we mnie narasta to kieruje ją do siebie zamiast do innych. Dzisiaj również czułem podniecenie jak kolega ośmieszył mnie publicznie przed innymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No Jack,

 

chyba jest to męski odpowiednik autoagresji wobec kobiecej żyletki, bycie pobitym przez bandę dresów.

A co, niech każdy ma własne narzędzia autodestrukcji! :P

 

Doskonale Cię rozumiem, w stanach gdy człowiek ma ochotę popełnić s. to chociaż pewną formą półśrodka (coś jak setka wódki zamiast 0,7) jest zwykłe dostanie wpierdol, jakby to nie było chodzi tu głównie o zadanie sobie cierpienia, forma auto-ukarania się, danie upustu swoim toksycznym, negatywnym emocjom.

 

I tak.. leżąc nosem z którego płynie stróżka krwi, limem pod okiem, złamanym żebrem, obitymi trzewiami- leżymy z ulgą, uśmiechamy się, czujemy jakbyśmy dopiero co opuścili gabinet psychoterapeuty- pytanie- kiedy pójdziemy na następną wizytę?, i - czy taka terapia kiedyś się skończy? - myślę, że tak, 6 stóp pod ziemią.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kończąc już wspominałem o moich relacjach z bogiem, nienawidzę go, uważam go za sadystę, który z lubością się nade mną znęcał, przeżyłem największe piekło mego życia,

 

Myślę, że nie powinieneś obwiniać Boga o depresję. Rozumiem, że masz do Niego ogromny żal za to, co przeżyłeś tutaj. Ja jestem w trakcie leczenia z depresji, w którą wpadłam z własnej winy, ponieważ odrzuciłam Boga, nie chciałam zgodzić się z wyzwaniem jakie mi dał. Ale wiem, że żadne doświadczenie nie idzie na marne, bo dzięki temu co się stało i nadal dzieje nauczyłam sie wiele.

Może to właśnie Bóg zesłał ci tą lekarkę? Pomyśl w ten sposób. Wspominałes o ciąży i ślubie siostry - dzięki niemu poszedłeś do lekarza. Może to właśnie On pokierował tak ludźmi aby cie uratować.

Wiem, że czas leczenia był bardzo ciężki, ale dzięki temu poznałeś (jak sam wspominałeś) wielu ludzi, na pewno zmieniłeś stosunek do wielu spraw. Ale najważniejsze jest to, że jest już z tobą w porządku!! :)

 

Ja mimo wszystko dziękuje Bogu za to co mam, bo wiem, że to co mnie spotkało miało na celu uświadomienie mi, że nie zawsze byłam w porządku wobec innych, teraz to sie zmieniło. Wiem, że jak wyzdrowieję, będę silniejsza. Ty też jesteś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może to właśnie Bóg zesłał ci tą lekarkę?

 

 

...gdyby wcześniej nie zsyłał choroby to nie musiałby potem zsyłać lekarki....

 

To tak jakbym komuś wybił zęby , a potem w swej łaskawości dał namiary na dobrego dentystę.Czy byłbym uznany za miłosiernego ?

 

Ja jestem w trakcie leczenia z depresji, w którą wpadłam z własnej winy, ponieważ odrzuciłam Boga

 

Czyli każdy ateista prędzej czy później MUSI zachorować i zachoruje na depresję?

Argumentacja godna radio maryja.

 

Ale najważniejsze jest to, że jest już z tobą w porządku!! :)

 

Czy życie na psychotropach to jest według Ciebie "wszystko w porządku" ?

 

Wiem, że jak wyzdrowieję, będę silniejsza.

 

Z chorób psychicznych się "zdrowieje"

Nie wiesz o tym?

Chyba , że masz depresję sezonową albo hipochondryczną.

 

Mamy z Bogiem na pieńku.

Gdybym nadal wierzył że istnieje ,to z pewnością dziełem mojego życia stałoby się odciągnięcie od Niego jak największej liczby "owieczek"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...gdyby wcześniej nie zsyłał choroby to nie musiałby potem zsyłać lekarki....

 

Jeśli na każde niepowodzenie, upadek, przeciwność itp. będziesz patrzył jak na karę, to zawsze kogoś trzeba będzie obarczyć winą za nią, najlepiej Boga.

 

Czyli każdy ateista prędzej czy później MUSI zachorować i zachoruje na depresję?

Argumentacja godna radio maryja.

 

Ja nie powiedziałam, że musi. Taki był mój przypadek. Jesli człowiek jest autentycznie wierzący, widzi sens w życiu, ja go nie widziałam.

 

Czy życie na psychotropach to jest według Ciebie "wszystko w porządku" ?

 

W porównaniu do tego, co było wcześniej, dla mnie jest w porządku. Chodzi mi głównie o działania w kierunku leczenia się, o chęć i siły.

 

Z chorób psychicznych się "zdrowieje"

Nie wiesz o tym?

Chyba , że masz depresję sezonową albo hipochondryczną.

 

Tak, zdrowieje się, chociaż to nie grypa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aboaterica

Dziękuję za podjęcie dyskusji na argumenty. Zwłaszcza że są tu na forum osoby twierdzące "nie bo nie" lub "tak bo tak"

Dyskusja z takimi personami urąga mojej inteligencji.

Jeśli na każde niepowodzenie, upadek, przeciwność itp. będziesz patrzył jak na karę, to zawsze kogoś trzeba będzie obarczyć winą za nią, najlepiej Boga

 

Lecz skoro za niezasłużone niepowodzenia nie mogę obwiniać Boga , to z jakiej racji ewentualne zwycięstwa czy powodzenia mogę przypisywać Jego zasłudze ?

 

Albo jest Dobrem i interesuje Go mój los albo nie.

Z Bogiem to jest tak :

-albo chce ,ale nie może być dobry, co przeczy Jego Boskości

-albo może ,ale nie chce, co przeczy Jego niekończonej dobroci.

-albo nie chce i nie może , co pozostawiam już bez komentarza.

 

 

Aha. Piszę " Bóg " z dużych liter , ponieważ żyję w kraju chrześcijańskim i w takiej kulturze dorastałem, więc moja do Niego niechęć nie może być manifestowana poprzez obrażanie uczuć religijnych innych.

 

Nikt mi nie wmówi, że moje cale dzieciństwo które było piekłem spowodowanym alkoholizmem ojca , oraz nagroda w postaci choroby psychicznej w wieku dorosłym uniemożliwiająca mi normalne zycie i przyczyniająca się do całkowitego upadku jest częścią jakiegoś Boskiego planu, mającego mnie "wzmocnić" duchowo czy mentalnie !!

 

A pomimo domowej degrengolady byłym bardzo grzeczny, dobrze się uczyłem, byłem nawet ministrantem modlącym się o spokojną noc ..........bezskutecznie.

Czym zasłużył sobie 10 latek na taki los?

Skoro życie jest darem od Boga , to tym chętniej się zabiję. Dzięki temu w jedyny znany mi sposób pokrzyżuję Mu plany :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lecz skoro za niezasłużone niepowodzenia nie mogę obwiniać Boga , to z jakiej racji ewentualne zwycięstwa czy powodzenia mogę przypisywać Jego zasłudze ?

 

Mnie chodzi jedynie o to, abyś zastanowił się, dlaczego Bóg zesłał ci te przeszkody, może chciał, abyś zastanowił sie, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej. Nie może powiedzieć do ciebie bezpośrednio, to używa znaków. Taki Boski język migowy ;)

 

Nikt mi nie wmówi, że moje cale dzieciństwo które było piekłem spowodowanym alkoholizmem ojca , oraz nagroda w postaci choroby psychicznej w wieku dorosłym uniemożliwiająca mi normalne zycie i przyczyniająca się do całkowitego upadku jest częścią jakiegoś Boskiego planu, mającego mnie "wzmocnić" duchowo czy mentalnie !!

 

A pomimo domowej degrengolady byłym bardzo grzeczny, dobrze się uczyłem, byłem nawet ministrantem modlącym się o spokojną noc ..........bezskutecznie.

Czym zasłużył sobie 10 latek na taki los?

 

Gdyby życie każdego człowieka było pasmem tylko i wyłącznie sukcesów, to myślę, że ten świat byłby jeszcze gorszy niż jest. Gdyby takiego "człowieka sukcesu" ( ;> ) spotkała jakaś porażka, drobiazg, to odrazu powaliłaby go na kolana. Każdy ma jakiś krzyż, każdy przeżywa własną droge krzyżową, ale myślę, że domyślasz się po co to wszystko (nie chce byś znów zarzucił mi kontakty z RM ;>)

Ja też nie miałam łatwego dzieciństwa, ojciec bił mnie i mamę, więc też przeżyłam piekło. Poza tym byliśmy biedni, bardzo biedni. Dlatego staram się z wszystkich sił iść na wymarzone studia i znaleźć pracę, aby moje dzieci (jesli takowe bedę mieć) nie przeżyły tego co ja. Wyciągnęłam wnioski i jeśli tylko dam radę, to nie pozwolę aby inni przeżyli to, co ja.

 

Skoro życie jest darem od Boga , to tym chętniej się zabiję. Dzięki temu w jedyny znany mi sposób pokrzyżuję Mu plany :D

Chyba, że On wygra i Ci na to nie pozwoli, to by było dopiero złośliwe z Jego strony ;)

 

-- 06 maja 2012, 19:19 --

 

 

Ja też nie miałam łatwego dzieciństwa, ojciec bił mnie i mamę, więc też przeżyłam piekło. Poza tym byliśmy biedni, bardzo biedni.

 

A propos tej wypowiedzi. Nie moge winić Boga za błędy mojego ojca, w końcu człowiek jest obdarzony wolną wolą. Jemu to bedzie 'policzone', dlatego staram się mu wybaczyć. Robię to przede wszystkim dla siebie, bo wiem, że ciągły żal zatrułby mnie samą i moje życie byłoby jeszcze gorsze.

 

-- 06 maja 2012, 19:21 --

 

O źle zacytowałam, ale nie dam rady już tego zmienić.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj aboaterica,

 

na początek chciałbym Cię powitać w skromnych progach naszego tematu.

 

Jak widzę z wysokim zrozumieniem przeczytałaś mój otwierający post.

Może to właśnie Bóg zesłał ci tą lekarkę? Pomyśl w ten sposób. Wspominałes o ciąży i ślubie siostry - dzięki niemu poszedłeś do lekarza. Może to właśnie On pokierował tak ludźmi aby cie uratować.

 

Rzeczywiście, bardzo trafnie ujęłaś swoje spostrzeżenia, masz rację w pewnym sensie, tak, przez pewien czas zastanawiałem się czy to aby nie interwencja boska o którą wcześniej tak bardzo się modliłem. Zastanawiałem się wtedy czy to za pomocą boga czyli przez ślub siostry poszedłem do lekarza; że trafiłem na odpowiednią lekarkę, która przekonała mnie do hospitalizacji- a potem dzięki kompetentnemu zespołowi psychiatrów zostałem zaleczony.

Uwierz mi, myślałem o tym sporo, nawet w tym otwierającym poście napisałem, że gdyby nie ten ślub, a potem perswazja lekarki to na pewno już robaczki przerobiłyby moje ciało na ser szwajcarski.

Kiedy jest ,,już po wszystkim'' może nasuwać się taka myśl, ale kiedy to jeszcze trwało to raczej nie było mi do śmiechu bo nadziei wówczas już nie było.

I czy to zbieg okoliczności, kiedy w 12 miesiącu mojej choroby powiedziałem dość, dość mam lizania dupy panu buckowi, kiedy wziąłem różaniec, który nosiłem ze sobą od roku codziennie klepiąc zdrowaśki i wywaliłem do kosza o dziwo w parę tygodni później depresja ,,ustąpiła''?

Jak przez pryzmat mojego ówczesnego katolickiego myślenia zinterpretowałbym tą sytuację?

Że to była pewna forma catharsis, oczyszczenia relacji z jahwe, że wreszcie pokazałem prawdziwą twarz, że przez całe życie modliłem się do niego bo chciałem uzyskać jakąś korzyść, że zachowywałem się w sposób dobry tylko dlatego bo myślałem, że mam w tym interes, bo jak nie to będzie kara lub nie uzyskam profitów.

1Kiedy wreszcie wykrzyczałem co tak naprawę nosiłem w sercu, ,,boże, ku.rwa mać, nienawidzę cię za to co mi zrobiłeś, mam cię gdzieś, nie będę cię o nic więcej prosić, dosyć tego żebrania, nie będę więcej twoim sługusem oczekującym wynagrodzenia'',2 pomyślałem później, że może właśnie dzięki temu ,,wyzdrowiałem'' że wreszcie wyłożyłem kawę na ławę, że bóg doskonale wiedział, że go oszukuję, że jestem zakłamańcem,3że może docenił tą szczerość, i zniósł tą karę za te oszukaństwa, bo wolał mnie nienawidzącego mnie ale szczerego, zgodnego z moim sumieniem niż tchórzliwego koniunkturalnego hipokrytę?

Tak przez pewien czas myślałem, dotarło do mnie jednak, że kiedy ktoś chce uparcie(nawyk wierzących) się w czymś doszukać transcendentalnego sensu to go znajdzie, a nawet jeśli nie potwierdzają temu fakty- to tym gorzej dla faktów.

Do głowy przyszła mi pewna zasada, nazywa się Brzytwą Ockhama –,, zasada, zgodnie z którą w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty, wybierając takie wyjaśnienia, które opierają się na jak najmniejszej liczbie założeń i pojęć''.

Czyli nie wymyślając najprzeróżniejszych teorii trzeba spojrzeć na to prosto, żyję dzięki możliwościom medycyny, a dokładniej- psychiatrii. Poszedłem po pomoc nie dlatego, że palec boży pokierował moją siostrą ku zamążpójściu bym z konieczności pojawienia się na jej weselu poszedł do psychiatrii(wzięła ślub bo po prostu nadszedł na to czas); to nie archanioł Gabriel natchnął moją lekarkę do przekonania mnie do hospitalizacji tylko jej wysokie kompetencje. Nie zabiłem się nie dlatego, że wiara trzymała mnie przy życiu tylko dlatego, że nie pozwolił mi na to ,,jeszcze'' głęboko zakorzeniony we mnie instynkt naturalny.

Bo posługując się argumentami na których nie ma dowodów to równie dobrze mógłbym Cię przekonywać, że to zębowa wróżka, siedmiu krasnoludków i jednorożec zaaranżowali przebieg wydarzeń dzięki którym doszedłem do siebie, wystarczy tylko te wszelkie tezy z wyrazem ,,bóg'' zastąpić ,,siedmiu krasnolódków czy Dziadek Mróz''.

 

Jeszcze raz chciałem pogratulować Ci Twojej spostrzegawczości bo wychwyciłeś umiejętnie procesy które miały przebieg głęboko wewnątrz mojej istoty szarej, a to nie jest takie proste :P

Chętnie wdam się z Tobą w dalszą polemikę, czy to na ten czy inne tematy.

Szanuję Twoją wiarę i światopogląd masz do niego święte prawo.

 

Intel,

 

my to się rozumiemy :P czasem to nawet nie muszę odpowiadać na posty bo już nie pierwszy raz się zdarzyło, że uprzedzałeś mnie w tym co chciałem napisać :P

 

Pozdrawiam serdecznie

 

P.S. Bo już zaczynał rdzewieć ten temat! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łazarz, dziękuję za szacunek do mojej wiary. W końcu ty sam wierzysz w "mojego" Boga.

Piszesz, że po odrzuceniu modlitw, po zaprzestaniu proszenia - ozdrowiałeś. I stwierdziłeś, że odrzucasz Boga. Okej, Twoja decyzja, Twoja wolna wola.

Ale wiesz... Poza Tobą, wolną wolę ma także Bóg. Jak wspomniałeś znał powody Twoich gorliwych modlitw, ale niestety (bez urazy dla Ciebie) - pustych. Na chwilę postaw się na Jego miejscu. Wyobraźmy sobie taka sytuację:

Poznajesz jakąś osobę, chcesz się z nią zaprzyjaźnić. Ta druga osoba wykazuje zainteresowanie. Ale okazuje się, że osoba ta rozmawia z Tobą, spotyka się itp. tylko dlatego, bo chce np. pożyczyć od Ciebie kasę. No i dowiadujesz się o tym, no i wiadomo, wkurzasz się, jesteś zawiedziony itp. I ja osobiście będąc w takiej sytuacji wolałabym wiedzieć prawdę. No i Ty przyznałeś się do tego przed Bogiem, uświadomiłeś sobie sam, jaki jest powód kontynuowania relacji z Bogiem.

No i moim zdaniem to był ruch Boga, abyś zrozumiał sens więzi z Bogiem. Nie rozumiem, dlaczego tak wielu ludzi traktuje Boga jak jakiś przedmiot, bez uczuć, nie myślącego, a jednocześnie mogącego wszystko. Tak, Bóg może wszystko, ale jest także jak człowiek - ma serce i rozum. Ciesze się, że mimo wszystko traktujesz Go jak kogoś, kto potrafi myśleć i czuć. Ale wracając... Niestety, po poznaniu sensu więzi/relacji z Bogiem, często zamiast jej naprawiać, odsuwamy się od Boga, bo nie zrobił On tak jak my byśmy tego chcieli. Też kiedyś obwiniałam Boga o to, że nie spełnił moich próśb, ale teraz wiem, że zrobił inaczej, bo tak miało potoczyć się moje życie.

Już od Niego nie żądam, ale mówię: "Boże, jeśli tylko chcesz, spraw...", bo przecież nikt nie lubi jak jest się do czegoś zmuszonym.

 

 

Nie lubię takiego ''prostego" myślenia. Dla mnie ono nie istnieje. Wierzę w przeznaczenie, wierzę w to, że na swojej drodze spotykamy ludzi nieprzypadkowo i, że każdy coś wnosi do naszego życia. Więc wybacz, nie wierzę w te proste teorie.

 

Poza tym, czyż nie piękna jest ta myśl, że ktoś jest zawsze przy Tobie, mimo niedoskonałości, wad? I nawet jeśli robi coś przeciwko nam, to i tak nadal jest naszym Przyjacielem/Mistrzem/Ojcem; przecież On wie lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aboaterica,

intryguje mnie skąd masz te info dotyczące Boga ? że ma serce, rozum, wolną wolę, że jest jak człowiek .... Możesz wyjasnić skąd ta pewność w tym zawiłym temacie ?

 

No w końcu człowiek jest stworzony na podobieństwo Boga. Nie wydaje mi się, aby Doskonałość jaką jest Bóg był pustym przedmiotem. To by troche zaprzeczało Jego doskonałości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×