Skocz do zawartości
Nerwica.com

MASOCHIZM


whisper

Rekomendowane odpowiedzi

Na początek: cześć, dawno mnie tu nie było...

 

Wróciłam po długim czasie nieobecności, kiedy bardziej żyłam, ale jednak nie dosięgnęłam korzenia, nie zbadałam go, nie zaakceptowałam i nie potrafiłam transformować. Dlatego zostałam wrzucona w sam środek rany. Teraz. Zmieniłam tylko przedmioty, techniki w większości pozostały te same.

 

Co odkrywam u podstaw? Lęk i wstyd. Lęk przed wszelakimi zmianami, przed oceną, odrzuceniem, brakiem akceptacji. Wstyd przed pokazaniem siebie, takiej jaką w rzeczywistości jestem, a nie wykreowaną na potrzeby innych (żeby przypadkiem nie zostać odrzuconą). Pragnienie, aby ktoś się mną opiekował, zajmował - generalnie nie branie odpowiedzialności za własne życie, co z takim szumem głosiłam przez czas, kiedy jeszcze funkcjonowałam społecznie. Na ten moment wykreowałam sobie prawie idealną samotność, prawie, bo jednak kilkoro ludzi się mną jeszcze interesuje, reszta była na potrzeby chwili. Większości nawet nie lubiłam. Obecnie żyję głównie w mojej głowie i zadaję sobie ból poprzez snucie bardziej lub mniej odrealnionych wizji związanych z moim upadkiem albo powodzeniem, ale bolesnych, bo nierealnych, żyjących tylko w moich myślach. Robię wszystko, aby nie działać, najprostsze czynności, zaczynam analizować, kalkulować jeszcze przed wykonaniem, więc zanim cokolwiek zrobię już jest to bardzo obrzydzone. Jestem tym zmęczona, ale widzę, że po prostu nie chcę albo sabotuję siebie samą.

 

Zdaję sobie sprawę, że wyjście jest proste, ale nie łatwe... Wystarczy przestać żyć we własnych myślach, odczuwać, ale nie przedłużać tego stanu dalszymi wyobrażeniami, akceptować siebie i rzeczywistość. Miewam przebłyski - zmiana jakościowa jest kolosalna. Życie toczy się tam na zewnątrz, choćby nie wiem jak piękne fantazje pozostaną tylko fantazjami. Życie zaś niesie ze sobą doświadczenie. Myśli to teoria, działanie to praktyka, tej praktyki mi brakuję i boję się jej, bo boję się zmiany idąc za myślą, że to, co znane jest bezpieczne, a nowe już nie. Mówi to osoba, która sądziła, że lubi zmiany i to, co nowe... Wygodnie jest tu siedzieć, ale to żałosne. Jestem szczera w tym, co piszę. To moja refleksja, może ktoś z was też będzie mieć odwagę, aby przyznać, że depresja to wybór (i konsekwentne realizowanie pewnego schematu), ale decyzję zawsze można zmienić. Nasze problemy są wyimaginowane, co oznacza, że ich po prostu nie ma. Jasne, pobudki są różne, ale skutek jest bardzo podobny, jeśli nie taki sam. To moja próba, przedstawienia siebie bez autocenzury, tego co czuję teraz, bez prób przypodobania się. Odczuwam lęk - tak. A co jeśli zostanę skrytykowana? No właśnie, co? Jeśli przyjmę to za prawdę ostateczną o mnie to, cóż, pewnie będzie kiepsko. Gdzie tu racjonalizm? Osoba, która ocenia mnie po jednym zachowaniu, a ja sama przyznaję jej do tego prawo i przyklaskuję... Hm. Wybaczcie chaos wypowiedzi i wiele wątków, w razie czego postaram się rozwinąć, ale samo napisanie tego, to dla mnie jakieś tam przełamanie się w działaniu, a nie tylko myślenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby głębiej się nad tym zastanowić o czym piszesz to faktycznie... masz rację, mam podobnie czasami. Depresja... wyimaginowanie sobie problemów , w które coraz bardziej się zagłębiamy , albo inaczej ... wymyślanie sobie problemów i schematów , ale według mnie wynika to z niskiej samooceny. Przynajmniej u mnie tak jest... jest wiele chwil , które są idealne , ale zaraz po tym przychodzą myśli ,że i tak jesteś beznadziejny i nikt nie może Cię takim pokochać , więc w ogóle się nie starasz przedstawić siebie w dobrym świetle . To wszystko składa się w całość i zaczynamy nienawidzić samego siebie. A skoro sami siebie uważamy za nic nie wartych to co dopiero osoby postronne , które w ogóle nas nie znają a nasze zalety , które nam wydają się , że jesteśmy coś warci są im obce . Kółko się zamyka jeśli ktoś jest nieśmiały , Heh paradoksalnie te słowa przypisuję swojej osobie . Dlaczego paradoksalnie? Bo ja mam mega niską samoocenę a inni uważają mnie za zupełnie innego człowieka : otwartego , wygadanego , łatwo nawiązującego kontakty , wręcz "bajeranta" , w ogóle same zalety a to się kłóci z tym co mam w głowie , przeciwieństwo moich myśli , czasami wręcz wprost mówią , że mam niską samoocenę. Ale widocznie jestem za słaby psychicznie aby uwierzyć , że jest inaczej. Chyba nigdy to się nie zmieni ...

Myślę ,że większość tak ma. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, niska samoocena ma w tym udział, ale z czego się ona bierze? Z myśli na swój temat, często zupełnie nieadekwatnych do rzeczywistości, nawykowych. Stąd do kreacji własnej, negatywnej rzeczywistości jest już tylko krok. Tak, jak piszesz o tych idealnych chwilach, po których przychodzą negatywne myśli - nawykowe. Moim nawykiem stało się pragnienie zniszczenia siebie, nie śmierci, ale właśnie zniszczenia, upadku. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że moje działanie jest bardzo ograniczone i wycofane ze względu na chęć siedzenia we własnej głowie i poniechanie aktywności... To trudne, trudno zmienić schematy myślenia na inne, wzorce postępowania. Błędne koło. Zresztą dokładnie opisałeś jak to działa. Szkoda, że wraz z moją wiedzą o tym, jak to funkcjonuje nie idzie zmiana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chmm, niską samoocenę, czarniwidztwo, chęć autodestrukcji dopatrywałbym się nie w jak większość myśli w psychice lecz bardziej w wymiarze somatycznym, pomyślmy, jeśli w mózgu jest niedobór serotoniny czy innego strategicznego neuroprzekaźnika to choćbyśmy nie wiem jak bardzo się motywowali i poddawali psychoterapii to i tak nic tego nie wyjdzie.

Tym bardziej trafne wydaje mi się tu powiedzenie ,, w zdrowym ciele, zdrowy duch''.

Zadbajmy najpierw o nasze ciała, a ,,duch'' znów może zacząć przeżywać swoją świetność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To wiadomo nie od dziś , problem w tym jak z tego wyjść... ja sięgnąłem po kodeinę i mi pomogła , ale muszę już ją brać co najmniej raz na dwa dni a i tolerancja rośnie. Mam podobnie jak whisper , chęć zniszczenia siebie.... nie wiem skąd mi się to wzięło , ale jak jest źle to pocieszam się , że jak bd gorzej to... stop , już nie mam takich myśli jak biorę kodę. Ale to jest bez sensu , zaraz wpadnę w coś gorszego a po co mi to? Właśnie , gdybym cały czas tak myślał i panował nad tym to nie było by problemu , nie potrafię wyjść z tego błędnego koła. Może gdybym miał opacie w innej osobie to powoli zmieniał bym siebie , ehh to strasznie trudne :/ Kolejny powód by nienawidzić samego siebie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Łazarz, to działa w obie strony, różnie u różnych ludzi. Biorę paroksetynę, staram się zdrowo odżywiać, ruszać, biegać, ale mój stan psychiczny mocno wpływa na funkcjonowanie mojego organizmu, pogarsza jego odporność, potęguje napięcie mięśniowe. Inna sprawa, że nigdy nie byłam zbyt systematyczna.

 

Negatywnyy, próbowałeś szukać pomocy? Terapia, odwyk?

Używki zawsze były dla mnie mocno związane z socjalem, teraz prawie nie korzystam ze wspomagaczy, bo i ludzi omijam, ale ostatni rok był bardzo mocno alkoholowy, myślę, że byłam blisko uzależnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×