Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam podobnie właśnie. Od zawsze mam problemy z agresją, mam ochotę krzyczeć, bić, tupać, skakać... :/ kiedyś jak nie mogłam się opanować to waliłam pięściami w ściany, krzyczałam i ryczałam :( teraz bardziej panuje nad sobą, bądź co bądź biorę leki, które chyba działają jako tako. kilka miesięcy temu jeszcze trenowałam boks, to mi bardzo pomagało. i chyba wrócę na treningi jak wyzdrowieję, a jak odbiję się od dołka finansowego to kupię worek do mieszkania i będę ćwiczyć w domu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej..

Mam taki problem. Cierpię na bulimię od prawie dwóch lat. Mam 175cm wzrostu. Zaczęłam się 'odchudzać' ważąc 112 kg. Obecnie ważę 70kg, najniższa waga, jaką osiągnęłam, to 60 kg. W sumie 52 kilogramy.. Udało się schudnąć, ale potwornie żałuję, że wzięłam się za to w taki sposób. I tu przybliżę trochę moją sytuację, która jest dla mnie bynajmniej dziwna. Usiłuję znaleźć podobne przypadki w internecie, ale bez skutku.

1 lipce 2010 roku przestałam jeść. Postanowiłam, że nie będę jadła ile wytrzymam. Po trzech dniach weszłam na wagę i co widzę? Minus trzy kilogramy. Dało mi to porządnego kopa do działania - skoro mogłam nie jeść 3 dni, to mogę pogłodzić się dłużej. Przez tydzień jechałam na samej wodzie i kawie. Schudłam 7 kg. Po tygodniu zjadłam sałatkę, a raczej próbowałam zjeść. Żołądek bardzo mi się skurczył, zdołałam przegryźć tylko kilka kęsów. Potem znów to samo.. głód, głód, głód, woda i kawa. Schudłam w ten sposób 20 kg w miesiąc.

Znajomi mówili 'świetnie wyglądasz!', 'matko, jak schudłaś!', co dawało mi jeszcze większą motywację. Zaczęłam obsesyjnie myśleć o jedzeniu, a raczej o niejedzeniu, wadze. To stało się moim priorytetem i przyćmiło wszystko, co mnie otaczało..

Potem zaczęłam jeść normalnie. Nie było jojo. Przytyłam może ze 2 kg. I znów to samo - kolejna głodówka. Ta druga trwała tylko 5 dni. Nic nie jadłam przez 5 dni, po czym złamałam się i zjadłam CAŁĄ ZAWARTOŚĆ SWOJEJ LODÓWKI. Wszystko, łącznie z gołąbkami, chociaż nie jadam mięsa i mi nie smakuje. Tylko po to, żeby to ZJEŚĆ. WSZYSTKO. Wtedy pierwszy raz sprowokowałam wymioty, poczucie winy i te sprawy. Przez tydzień ŻARŁAM jak szalona. Po tygodniu jakoś się ogarnęłam i znów przestałam jeść na kilka tygodni..

Najgorszą głodówkę przeszłam w zeszłe wakacje. Nie jadłam NIC od 1 lipca do 7 sierpnia. W sumie 5 tygodni. Ważyłam 60 kg, ale i tak wyglądałam jak trup. Byłam blada a pod oczami zarysowały mi się purpurowe cienie. Nie byłam w stanie nic zrobić - leżałam w łóżku i umierałam. W pewnym momencie postanowiłam, że KONIEC, nie mogę tak dłużej, bo naprawdę umrę. Przez 5 tygodni nie miałam nic w ustach. Poprosiłam mamę, żeby zrobiła dietetyczne zakupy - postanowiłam, że będę się zdrowo odżywiać. Zjadłam 3 różyczki kalafiora - zwróciłam je. Nawet nie sprowokowałam wymiotów, po prostu mój organizm był tak odzwyczajony od jedzenia, nie przyswoił go. Jakoś - metodą prób i błędów - udało mi się wrócić do jedzenia, przytyłam, poczułam bezsilność, zaczęłam żreć. W październiku kolejne 3 tygodnie głodu. Potem znów żarcie. W listopadzie kolejne 3 tygodnie. Znów żarcie. Moja waga waha się od 60 do 75 kg, potrafię przytyć 10 kg w tydzień..

I to mnie właśnie zastanawia.. Podobno człowiek może przetrwać bez jedzenia 3 tygodnie.. Ja nie jadłam 5 tygodni i czułam, że mogę wytrwać jeszcze dłużej.. Czy ktoś z was zna podobny przypadek? Czy ktoś z was nie jadł przez dłuższy okres czasu? I nie mówię tu o liściu sałaty dziennie - mówię o kompletnym niespożywaniu jakichkolwiek pokarmów.. Nie jem ósmy dzień.. Czuję się, jak jakaś schizofreniczka.. Pomocy. Nie umiem się z tego wyrwać..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim, ZJEDZ COŚ.Choćby jogurt. No i cóż mogę poradzić? Tylko lekarz (psychiatra) i psycholog. Koniecznie, jeśli chcesz przeżyć...

 

-- 26 kwi 2012, 06:58 --

 

Polecam wątrek: Zrzucamy zbędne kilogramy. Zobacz, ile jemy i chudniemy. Najlepiej chudnąć kilogram na tydzień.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GregoryHouse, to przeczytaj to jeszcze kilka razy, nie dodając nigdzie NIE! aczkolwiek świetnie Cię rozumiem, ech... trzeba nad sobą pracować :(...

 

pisanka, ja bym w tenisa pograła albo choćby na siłownie pochodziła, ale finanse właśnie nie za bardzo na to pozwalają, ech... ja tłumie w sobie za dużo i ogólnie jestem spokojna, ale jak to ze mnie wychodzi to zwykle reaguje wymiotami żeby się rozładować (mimo że to już dawno przestało pomagać...), ale czasami mam ochotę wybić okno, rozwalić lustro, żeby było szkło, żebym się skaleczyła... wiem, to nienormalne ale tak strasznie dużo we mnie tej złości, że czasami myślę że w końcu zwariuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, zgłoś się do specjalisty!

To co opisujesz to anoreksja bulimiczna. To że przeżyłaś te 5 tygodni to może tylko to, że miałaś szczęście. Ja znałam osobę, która głodziła się latami, nie jadła nic, ale lądowała na oddziałach, karmili ją kroplówkami (które sobie wyrywała..), ale nie rób tak. Może sobie myślisz jak można mieć anoreksję ważąc 70kg, a jednak, można. Koniecznie zacznij coś z sobą robić bo każdego dnia zabijasz kawałeczek siebie i jak będziesz chciała kiedyś to naprawić, może się okazać że już za późno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dokładnie u mnie jest to samo! ja od dawna na szczęście nie wymiotuję, ale tez mam tak, zeby cos sobie zrobic, zbic cos, uderzyc, zwykle wtedy uciekam w jedzenie i zajadam. jak z czymś sobie nie radzę to zaczynam jeść i oczywiście wtedy przeżywam, że za dużo, że przytyje itd. teraz np mam bardzo stresujący okres to co chwile co jem. na szczescie praca mi pomaga, bo moge sie skupic na czyms innym i robic swoje, ale jak jestem w domu i w dodatku SAMA to masakra. dlatego staram sie zeby moj narzeczony byl zwykle przy mnie, bo wtedy mnie pilnuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja niby nie przytyłam i miałam spokój, ale ostatnio zaczęłam nagrywać swojego psa jak wychodzę z domu ( bo ma lęk separacyjny i patrzę co robi) i potem odtwarzam i widzę siebie jak wychodzę i jestem tak koszmarnie gruba mimo, że nie ważę jakoś super dużo że się załamałam..:( nigdy nie będę wyglądać tak jakbym chciała..choćbym nie wiem co robiła zawsze będę wyglądać źle...zawsze zawsze...ostatnio ciągle sobie wyobrażam że jestem chuda, że wszyscy mi mówią jak schudłam :105: :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak właśnie się czuję.. Nie sklasyfikowałabym TEGO, jako bulimia, ale anoreksja bulimiczna również, bo przecież BMI mam w normie. Nie potrafię z tego wyjść. Każdy kolejny dzień niejedzenia sprawia, że czuję się lepiej, jednocześnie przecząc samej sobie. Bo zawroty głowy się nasilają, ręce drżą coraz intensywniej. Każdy dzień uświadamia mi, że do niczego to nie prowadzi, ale brnę w to, sama nie wiem czemu. Chyba po prostu jest mi tak wygodnie. Przyzwyczaiłam się do tego i nie wyobrażam sobie innego życia. Nie mogę zjeść jogurtu - doskonale wiem, że gdy wezmę cokolwiek do ust, odrazu rzucę się na jedzenie i pochłonę wszystko. Dlatego tak bardzo staram się przeżyć bez jedzenia następny dzień.. Jest mi przykro, że jestem skazana na to do końca życia. Nawet jeśli z tego wyjdę i unormuję w jakiś sposób moje odżywianie i tak do końca życia obsesyjnie będę myśleć o kaloriach. Nie będę mogła jeść, jak normalny człowiek. Mam takie okresy 'zdrowego jedzenia', które trwają zwykle przez okres do dwóch tygodni - surówka rano, tuńczyk w sosie własnym na obiad, jabłko na kolację. Normalny człowiek schudłby na takim jedzeniu bardzo szybko i bardzo dużo. Ja podczas takiej 'diety' tyję.. To przerażające.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, w Stanach funkcjonuje taki termin jak EDNOS, myślę, że pod to można by Cię podciągnąć: zaburzenie odżywiania obejmujące tak szeroki wachlarz zachowań, ze nie da się go zamknąć w jednym terminie.

 

Odważyłam się zważyć, przytyłam !!! ale najlepsze jest to, że kompletnie I don't give a fuck

:yeah::yeah::yeah:

Jestem taaaaka happy, zaraz idę na piwo :D:D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, nie można tak mysleć, to po prostu jedna z odmian. Ja też jestem coś na pograniczu any i mii i przy okazji strasznego objadania się... a jak na razie czuję, że zaczynam z tego wychodzić :mrgreen:

Czas płynie i wszystko się zmienia, zobaczysz kiedyś będziesz się jeszcze śmiała z tego, że wydawało Ci się, że Twó stan nigdy się nie poprawii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz, to jest kwestia tego, co mamy w głowie. I wyboru. Ty zdezydowałaś - chcesz z tego wyjść, chcesz zacząć normalnie żyć. Ja nie umiem, tak bardzo się do tego przyzwyczaiłam, że nie wyobrażam sobie innego życia. Jednak lęk przed przytyciem jest silniejszy.. W perspektywie mam powrót do tych 112 kg. Panicznie boję się tłuszczu..

Ale Tobie z całego serca gratuluje. Jeśli jesteś już na dobrej drodze - trwaj w tym. Chyba wszyscy tu trzymamy kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, ale Ty masz na to takie same szanse jak ja czy ktokowliek inny... i tu juznawet nie chodzi o tycie czy przybieranie na wdze, ale o czucie się dobrze we własne skórze, z własnym ciałem i nie zastanawiajac się trzy dni ile jedno ciastko mogło mieć kalorii...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku nie ma jednego ciastka. W moim przypadku jest wszystko, albo nic. Spokojnie potrafię pochłonąć KILOGRAM białych Michałków z Wawelu, zagryzając cebularzem, itd, itd. To się nie kończy. Wtedy żrę przez cały dzień. Nie pamiętam, kiedy jadłam ostatnio normalny obiad. Nie pamiętam, jak było przed tym całym odchudzaniem. Byłam taką szczęśliwą, pewną siebie, przebojową kulką. Zamknęłam się w sobie i zerwałam więzi ze znajomymi. To strasznie męczy.

A po takiej uczcie składającej się z kilku tysięcy kalorii wymiotuję. Czując, że wymiotuję własnym życie, że to się ze mnie ulatnia. Kompletny brak sił. To wykańcza najbardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, chodzisz do lekarza? Obok tego forum to jeden z najlepszych sposobów na poprawę swojego stanu, przynajmniej dla mnie.

Rozumiem Twoje obżeranie się, ostatnio wsunęłam 5000 kcal w godzinę w McDonaldzie a potem się nienawidziłam. Ale to mija, przychodzą i dobre chwile.

Moim najwięszym motywatorem do wyzdrowienia był moment, gdy straciłam przytomność i wylądowałam w szpitalu, dopiero wtedy do mnie dotarło, że serio jestem chora. Nie życzę Ci tego, ale może i u Ciebie nastąpi taki moment, jakiś cyngiel do powiedzenia sobie "dosyć tego, chcę naprawić swoje życie" zasługujesz na to, jesteś tego warta i dasz radę to zrobić, jeśli znajdziesz ku temu powód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam. Nie ma czegoś takiego. Jak już zaczynam się nakręcać, jednocześnie popadając w straszliwe nerwy, bo próbuję nad sobą zapanować, nie jestem w stanie nic zrobić. Mam wrażenie, że wychodzę z własnego ciała i wbrew mojej woli idę do tej zasranej lodówki. A potem już nie ma odwrotu. Jeden kęs i wszystko. Jak najszybciej, jak najwięcej. To jest potworne.. W szczególności, że bardzo dobrze wiem, że to wcale mnie nie uszczęśliwi. Wiem, jak będę się czuła po takim obżarstwie. A najdziwniejsze jest to, że podczas głodzenia się w ogóle nie odczuwam głodu, burczy mi tylko w brzuchu. Wiadomo - organizm się domaga - ale ja łaknienia nie odczuwam. I wbrew temu i tak żrę, w zasadzie nie zdając sobie sprawy dlaczego.

Co do leczenia. Byłam u psychiatry. Skierowanie do szpitala, konieczna hospitalizacja w trybie pilnym. Poszłam na 2tygodniowy okres próbny.. Zakwalifikowałam się na półroczną terapię indywidualną. Ale jest kolejka.. Mają odzywać się dopiero w czerwcu (byłam tam pod koniec listopada). Ale wraz z oczekiwaniem na terapię coraz bardziej zastanawiam się czy chcę tam iść i coś z tym zrobić. Z upływem czasu tracę nadzieję, że z tego wyjdę. I z każdym dniem jestem coraz słabsza.. coraz bardziej przystosowując się do sposobu, w jaki żyję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm.. o niejedzeniu myślę non stop. Cały czas sprawdzam, czy nie wystaje mi ze spodni jakaś fałdka, czy coś. Chęć podchłonięcia wszystkiego pojawia się nagle, gdy nic na to nie wskazuje. Jak grom z jasnego nieba..

Nakręcam się cały czas bo widzę pamiątki po mojej otyłości. Poluzowana skóra na ramionach, na udach, łydkach, brzuchu.. Nie potrafię siebie zaakceptować. Stare rozstępy.. Jestem taka 'zwiędła'. W dodatku mam mnóstwo blizn. Przez anemię i niedobory mam słabą krzepliwość krwi. Rany mi się nie goją, nawet zwykłe ugryzienie od komara zostawia siną bliznę.. Nie chcę już tak. Nie mam siły na siebie patrzeć. Cały czas mam do siebie pretensję że się tak spasłam w przeszłości, czego skutki będą mi wierne do końca życia..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, ja nie jadłam nic po cztery dni po czym rzucałam się na jedzenie i tak w kółko.Czułam,sama po sobie,że straciłam kontrolę na jedzeniem,że jedzenie jest moim wrogiem i głównym sprawcą moich problemów.Marzyłam,żeby zamiast jedzenia były tabletki.Odkładałam ewentualne samobójstwo na czas aż schudnę bo taka gruba to wstyd umierać.Byłam w fatalnym stanie..Szpital mi pomógł.Fakt,że potem była czysta bulimia i dalsze ed,ale było znacznie lepiej.Pamiętam ten horror gdy miałam 14-15 lat,a wszystko się obracało wokół jedzenia.Nie dziwię się,że zwariowałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie wiem, co przeżywałaś. Tylko u mnie trwa to tygodniami i na dobrą sprawę zastanawiam się, dlaczego jeszcze żyję.

W szpitalu, na obserwacji, powiedziano mi, że tak naprawdę celem w moim postępowaniu nie jest schudnięcie. Uznali, że to rodzaj autodestrukcji, bo karzę się za to, co wydarzyło się w moim życiu, na co tak naprawdę nie miałam wpływu (rozwód rodziców, ogólne cierpienie na świecie, itd itd). Ale ja po prostu chcę schudnąć.. Dalej chcę. Zawsze mówię sobie JESZCZE 5 KG, JESZCZE TYLKO 5KG, a jak schudnę to 5 kg to znów sobie mówię: jeszcze tylko 5.. bez sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

overpowered, ja miałam w tym czasie nadwagę tzn. po głodówkach waga była w normie,ale po dłuższych napadach dochodziło do lekkiej nadwagi.Wahania były z tygodnia na tydzień po 7 kg.Pamiątką jest to,że jestem usiana w rozstępach.

Trafiłam na oddział po próbie s .Miałam nadzieję,że tam nauczę się z powrotem jeść,ale tam dziewczyny chudsze ode mnie się głodziły to jak ja miałam niby jeść.Kolejne głodówki.W szpitalu schudłam 10 kg,po szpitalu jeszcze więcej.Byłam zadowolona.Psycholog była pewna że mam anoreksje,ja żeby jej nie "zawieść" starałam się utrzymać wagę i tak wpakowałam się w czystą bumę.Wymiotowałam po wszystkim co znalazło się w moich ustach.Trwało to ponad dwa lata.Po czym poznałam psycholog która miała znaczną nadwagę i akceptowała siebie.Dzięki Niej zrozumiałam,że nie ma przymusu,że jeśli ktoś jest gruby nie ma obowiązku odchudzania się i może siebie akceptować.Kupowałam również Shape i czytałam o zdrowym odżywianiu.Zaczęłam zdrowieć.Wymiotowałam coraz rzadziej.Odzyskiwałam kontrolę.Miałam napady,że się odchudzałam,ale mijało,aż w końcu nie minęło.Często miałam wyrzuty,że wymuszam wymioty,wyrzucam jedzenie,że się głodzę a inni nie mają co jeść naprawdę,xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxChudłam dalej.Kolejna próba s i szpital,oraz diagnoza anoreksja.Minęły dwa lata od tego czasu.

 

 

Przepraszam,że tak o sobie.Może nie powinnam :oops:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powinnaś. Bardzo się z tego cieszę. Nie mam w swoim towarzystwie nikogo, z kim mogłabym podzielić się moim problemem. Dzięki temu możemy porównywać różne przypadki, odnosić się do nich. Cieszę się, że znalazłam się na tym forum. Czuję, że mnie rozumiecie i chcecie dobrze. Wśród moich znajomych nikt nie rozumie.. Bo trzeba przez to przejść, żeby zrozumieć.. Ciężko się z tym żyje, bardzo ciężko. Sama jestem po próbie. Wylądowałam w szpitalu na etapie -20kg, ale wciąż ważyłam koło 90.. Anorektyczki strasznie mnie motywowały i wpędziły w kolejną głodówkę.. Dokładnie ta sama sytuacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×