Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresja a związki/miłość/rozstanie


Rekomendowane odpowiedzi

Natalia, pewnie, że pije...a napewno pił...zawsze był lekko trunkowy...czasem wściekam się na depresję, że tak mi komplikuje życie...ale gdyby nie ona nie poznałabym reakcji moich partnerów na problemy...kolejny wziął nogi za pas...po raz kolejny potwierdza się truizm, że przyjaciół poznaje się w biedzie...

A mój były/obecny cóż...on myślał że jestem typem który na słowa kocham Cie pomerda ogonkiem i będzie to dla niego pełnia szczęścia...a to tylko słowa...co po nich jak nie mają pokrycia w czynach...może jak bym miała 20 lat to by mi to wystarczyło...ale 3 dekadę życia mam za soba i trochę więcej wymagam od faceta...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Tobą ! ja mam 18 lat ale naprawde Cie rozumiem bo nie ma tu nic skomplikowanego , faceci najczęsciej okazują się tchurzami i nawet z najmniejszym problemem nie umieją sobie dać radya w tedy wódka ich zaspokaja:( wiem troche o tym bo mój ojciec to alkoholik. ja dziś rozmawiałam i tak jakby pogodziłam się ze swoim facetem ale i tak najważniejszego tematu jak dla mnie niechciał tak dokładnie omówić nie zapytał jak się czuje itd w tej mojej agorafobi. a mówił mi że chce mnie zrozumieć tylko że nie wiem jak skoro nawet nie pyta jak przeżywam to wszystko ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam...

 

Mam na imię Mariusz, mam pewien problem.

 

Jestem po sześcioletnim związku, a właściwie w fazie jego reanimacji. Postaram się nakreślić wygląd mojego związku aby łatwiej było mi zadać pytania końcowe...

 

Sześć lat temu poznałem moją dziewczyne, zakochaliśmy się. Początkowo było pięknie, miłość, zawodowo też bez powodów do narzekań... aż w końcu... no właśnie... powineła mi się noga wpadłem w długi, zacząłem zapierniczać na budowie żeby z nich wyjść... zaczeło robić się niemiło... Jej mama zaczęła się wtrącać... buntować ją przeciw mnie... jak to nie przyniosło skutku to robiła jej jazdy na mój temat typu: "po co Ci facet który pracuje na budowie, nie dość że mało płacą to pewnie piją" takie awantury miała codziennie. Chcąc nie chcąc zaczęło się to odbijać na naszym związku... ten stres, klimaty i wszystko... pare miesięcy temu się rozpadło, a my staliśmy się kłębkiem nerwów... teraz chcemy to odbudować... ale obydwoje staliśmy się nadpobudliwi, agresywni, a życie przestało mieć sens... ciężko nam rozmawiać itp... Chcę ją namówić na wizyte u psychiatry,/psychologa... ale ona nie chce o tym słyszeć, a ja widze że dzieją się z nami, z naszą psychiką niedobre rzeczy i sami nie damy sobie z tym rady... Jeśli ktoś z was był w podobnej sytuacji i nie chodzi mi tu o powody, a raczej wynikową... jeśli ktoś może mi podpowiedzieć jak ją przekonać do wizyty u specjalisty... będę wdzięczny

 

Pozdrawiam i z góry dziękuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj!

Nie wątpie, że przez te sześć lat obydwoje mogliście wysiąść psychicznie... Twoja dziewczyna chociażby tym, że staneła przed trudnym wyborem - posłuchać matki czy być nadal z Tobą. To napewno rodzi w głowie mnóstwo wewnętrznych konfliktów.

To przykre, że nie chce skorzystać z żadnej pomocy... a czy ty byłeś już u jakiegoś specjalisty? myśle że psycholog był by tu wskazany.

ale wiem co to znaczy kiedy jedna strona nie chce walczyć. Mój chłopak cierpi na depresje... wiele razy załamuje się i nie potrafi sie postawić na nogi... kiedy wspominam o tym, że dobry lekarz mu pomoże, to tweirdzi że sam sobie poradzi. i na tym kończy sie rozmowa. Staram się więc robić wszystko żeby był szczęśliwy i nie dawać mu powodów do złości i smutku (chociaż też nie jestem aniołem... mam swoje nastroje).

Próbuj ją namawiać na wizyte u lekarza... jeśli naprawde jest jej to potrzebne.może w końcu sie uda.

 

trzymam kciuki i pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Mariuszu:)-współczuję Ci że taka sytuacja się wykluła z tak naprawdę dobrze zapowiadającego się związku.Życie bywa brutalne i jakoś trzeba czasem ratować swoj status materialny w taki lub inny sposób-u Ciebie odbyło się to na kosztem sytuacji rodzinnej w której się znalezłeś.Wiem doskonale jak ciężko jest odbudować coś co straciliśmy a tym bardziej kiedy ktoś się do tego przyczynił(w tym wypadku -mama Twojej partnerki)hmmm..myślę że najrozsądniej będzie w Twoim wypadku kiedy sam wybierzesz się do psychologa a ten z pewnoscią pomoże Ci podjąć decyzję i podpowie jak namówić dziewczynę by też zasięgnęła porady specjalisty.Widać że ją kochasz i chcesz na wszelkie sposoby uratować Wasz zwiazek ale jeśli ona nie będzie chciała iść do lekarza to niestety nie zmusisz jej a nacisk może pogorszyć całą sytuację.Maruisz-znajdz dobrego psychologa a z pewnością po kilku wizytach sam lepiej zrozumiesz co się dzieje i będziesz miał jasność sytuacji by pomóc swojej dziewczynie-bo choć jej tam nie będzie to psycholog podpowie jak z nią rozmawiać i co zrobić.Są gabinety w przychodniach więc nie musisz za to płacić:)Pozdrawiam Cie cieplutko i 3mam kciuki by Ci się udało poskładać to co się lekko rozsypało :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiele dałabym, żeby namówić mojego chłopaka na wizytę u specjalisty. Zawsze mi tylko obiecuje lub mówi: no masz racje, trzeba coś z tym zrobić. Ale na gadaniu się kończy. Nie, to nie on jest chory, to ja od dawna. Ale on coraz gorzej radzi sobie z moją chorobą. Właściwie to sam łapie depresje. Tyle się napatrzał i odczuł na własnej skórze...

A kiedyś sam nie na siłę ciągnął do psychiatry. Parę razy był ze mną w gabinecie...

Nie wiem, jak go przekonać. Nawet go już prosiłam. Ale on wciąż tylko obiecuje.

I nasz związek się rozpada. Jak to napisałeś Mariuszu, jesteśmy strzępkami nerwów, wrakami człowieka bo wiele przeszliśmy i pomimo że bardzo się kochamy i zależy nam na sobie czarno widzę naszą przyszłość.

Twoja dziewczyna po prostu się boi. Staraj się z nią jak najwięcej rozmawiać na temat wizyty u specjalisty i delikatnie przekonywać że to dla waszego dobra. A w tym czasie sam zacznij terapię. Psycholog na pewno pomoże Ci a gdy ona zacznie zauważać zmianę w Tobie na lepsze, że radzisz sobie coraz lepiej, myślę że sama zapragnie pomóc sobie i wam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć

 

w sumie ciezko mi sie teraz skupic i napisac sensownie w jakim stanie sie znajduje. ciezko mi pracowac, skupic uwage i wogole cokolwiek zrobic. musze przyznac ze pare lat temu (2002) bylem leczony w szpitalu na zespol depresyjny. Czuje jednak ze teraz jest duzo gorzej ze mna i obawiam sie ze to nie tylko depresja. wszystko uswiadomilem sobie gdy rozpatruje swoj ostatni zwiazek z dziewczyna. dla nikogo jak dla niej nie bylem okrutny i mysle ze wtedy juz zaczynala sie jakas psychoza. Zawsze mialem problemy z okazywaniem tego co czuje . jestem na pewno typem introwertyka, troche depresyjnego , ktory wstydzi sie okazywac co czuje dobrego. a jedynie pokazuje swoje zle oblicze. tak naprawde to boje sie i wstydze do kogos przytulic choc tak bardzo tego potrzebuje....

Na poczatku zwiazku bylo w miare ok i bylismy naprawde szczesliwi razem, ale po pewnym czasie zaczalem byc dla niej bez powodu strasznie przykry, glownie slownie. Poczatkiem chyba bylo to ze zaczela mnie kontrolowac , sprawdzac smsy i czytac gg czym czulem sie kontrolowany . byc moze to wzbudzilo we mnie jakis stopien nerwow i leku. bylem nawet agresywny, gdy nie chciala wyjsc ode mnie z domu, strasznie ja poszarpalem , gdy sprawdzala mi smsy. Nie byl to przeciez powod do takiego stanu. sam siebie nie poznaje, jednak czuje ze to we mnie siedzi i nadal chyba nie jestem soba. czuje sie tak jakbym sie zmienil i moja osobowosc. kochala mnie , robila dla mnie wiele rzeczy, pomagala w wielu rzeczach a ja bywalem dla niej tak przykry. W sumie to czuje ze myslalem wtedy o sobie i bylem egocentryczny, skupiony na wlasnych przezyciach i o tym jak bardzo cierpie, ze nie moge sie cieszyc zyciem tak jak inni . chyba troche stresy w pracy zaczely mi siadac na psychice i to tez moglo po czesci zawazyc na mojej psyche. nigdy nie bylem pewny siebie, ale wstydzilem sie jej o tym powiedziec.

Byla kobieta nadzwyczaj seksowna i inteligentna. nie mialem wielkiego temperamentu i sam sie teraz dziwie czemu nie mialem potrzeby na sex, byc moze dlatego ze czulem zlosc na nia za to ze mnie kontroluje, a moze ze juz zaczynala sie depresja ... a tak naprawde to przeciez byl wyraz jej milosci. od pewnego momentu w sumie caly czas przesiadywalem przed komputerem , nie robiac nic szczegolnego tylko bladzac po stronach. Bylem tak zmeczony ze dzien konczylem w lozku o 22-23. i bylem caly czas senny, zmeczony, nie robiac kompletnie za wiele. Przez caly nas zwiazek jak widze bylem malo zywy, przestalo mi sie chciec cokolwiek robic , a to dlatego ze chyba juz wtedy zaczynala sie u mnie depresja, lecz sam tego nie zauwazylem.

Byc moze sam balem sie jej czesto udowodnic ze ja tak strasznie kocham, bo ona byla dla mnie za dobra. Ciesze sie ze ode mnie odeszla i zycze jej naprawde szczescia, niestety ona chyba juz wie ze kiedys mialem depresje i nie bedzie juz okazji jakkolwiek z nia porozmawiac , bo tez bym chyba nie chcial z psycholem gadac.

jestem obecnie w nienajciekawszej formie. od pol roku odczuwam depresje, stale lek, chyba przed tym ze ludzie beda mnie wytykac palcami, albo byc moze nawet nasle kogos roslejszego na mnie za tamte krzywdy . w sumie nie dziwilbym jej sie. sam siebie nie poznaje. nie wiem co moglo mi sie przytrafic, dlaczego nie wyznalem jej ze ja kocham. strasznie przestalem wierzyc w swoje umiejetnosci, w pracy nie moge sie skupic na najprostszych zadaniach, czuje ze wszystko zawalam. W kontaktach z innymi ludzmi nie moge znalezc wspolnych tematow ostatnio, nic mnie nie cieszy, bo wiem ze ja kocham nadal, z drugiej strony nie moge Mam tez objawy wegetatywnie nerwicowe typu , kolatanie serca, klucha w gardle, bol brzucha... czuje zapach taki trudny do sprecyzowania, na pewno nie pachnie nic tak jak kiedys - ladnie, jest to wstretne. Chyba caly czas czuje sie troche jakby odrealniony, nie moge sie na niczym skupic, wszystko mi wylatuje z glowy, zapominam jaki jest dzien, nie moge faktow z rozmowy zapamietac, wszystko mi ucieka. chcialem zmienic prace na bardziej rozwijajaca ale teraz to widze ze zawalilbym wszystko. mimo wszystkiego powinienem sie cieszyc ze swieci slonce itd, a ja czuje sie okropnie, mysle tylko o tym co zrobilem i jaki bylem okropny dla takiej osoby, nie daje mi to spokoju, nie raz mysle o samobojstwie bo mnie nic nie cieszy... - nie moge nikomu spojrzec w twarz ze bylem taki podly i jestem nic nie wart... zaczalem znow brac anafranil od paru dni, to chyba moje drugie podejscie do niego od pol roku , tamto podejscie i jego skutki uboczne mnie dobily bo musialem pracowac a lek mnie calkowicie rozwalil i czulem sie strasznie wylekniony.

Teraz czuje ze mam depresje, ale tak naprawde to uswiadomilem sobie dopiero pod koniec zwiazku ze mialem u siebie cos z psychozy / schizofrenii...

w depresji czlowiek rowniez chyba nie za bardzo potrafi okazywac uczucia , tak teraz tez czuje....

... tak naprawde zycze sobie szybkiego zejscia z tego swiata bo nie jestem kompletnie nic wart i wiem ze na nic dobrego nie zasluguje

nawet najgorszy czlowiek, jest lepszy niz ja dla niej bylem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Antoine, wiem dokładnie jak się czujesz, mój przypadek jest prawie taki sam.

Jeśli chciałbyś z tego wyjść to myślę że na początek musisz się wybrać do psychiatry po dobrze dobrane leki. Oczywiście nie cofną czasu (jakże byśmy tego pragnęli!), ale chociaż dadzą wytchnienie i poprawią biochemię mózgu.

 

Mariusz, imienniku, dziewczyny mają rację, masz o co walczyć i walcz! A jesli zabraknie pomysłów to wydrukuj stąd kilka wątków i daj swojej dziewczynie do przeczytania - niech sama zobaczy jak może być kiepsko jeśli w pore nie zacznie się ratować. Życzę powodzenie, trzymam kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zaczalem brac anafranil, ale troche nie wierze ze cokolwiek pomoga,

bardzo dziwnie sie czuje , czuje jakbym byl malym chlopcem, zapominam gdzie klade rozne rzeczy, wogole mam taka przycmiona orientacje tego co robie, czy to jest typowe dla depresji ?

wogole nie chce mi sie NIC, kompletnie, nie moge sie skupic na najprostszych zadaniach, czuje ze mnie kompletnie przerastaja, zeby zrobic cokolwiek kolo siebie, zmuszam sie do tego strasznie, nie mowiac o tym ze nie prawie nic nie jem - tzn. zmuszam sie do jedzenia...

 

mam siebie dosyc i chcialbym wlasnej smierci , powstrzymuje mnie jedynie mysl o moich bliskich i byc moze jakas iskierka wiary ze cos mi sie poprawi , bo kiedys pare lat temu przezylem cos podobnego ...

 

pozdrawiam bardzo cieplo i dziekuje Wam za wsparcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Antoine, jakbym słyszał siebie, nawet ten kawałek o bliskich i epizodzie sprzed kilku lat jest taki sam.

Typowe dla depresji jest przytłumienie, poczytaj o tym, o serotoninie i noradrenalinie. Objawy dokłądnie takie jak opisujesz.

Może byc tak że ten konkretny lek u Ciebie nie działa, może być tak, że nie minęło jeszcze dość czasu (a antydepresanty działają po około 4-6 tygodniach, pierwsze 2 są podobno zazwyczaj koszmarne, gorsze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześc wsztystkim moja historia sie zazyna a wlasciwie konczy w styczzniu.Zawsze bylam obowiazkowa i jak sie nauczylam to bylo wsio ok mialm czsa na wsdzytsko ale to tez dlatego ze mieskalam w domu z rodzina.Mialam duzo znajomych ale tak sie ich poznaawalo prze inne osoby.Rodzice namawialai mei na rozne kursy i je robilam i pozniej zawse bylam z tego zadwowolona choc zawsze brakowalo mi tylko prawdziwej milości.Troche zaazdroscilaam ludzia ze ja odnajduja ale przynajmniej maialam ta satysfakcje ze maialm dobre peny bylam system,atyczna i moglalam zawsze wszedzie wyjsc.Ludzie zawsze mnei za to podziwiali.Zawsze maialm dolki male ze nie mama drugirj polowy .Ale tez zawsze nei zachwycalam sie byle kim.W końcu kilka razy poznalam kogos kto mi sie wydawaal tm jedynym.Tylko wtedy stawalam sie taak jaka naprawde chciaalm bardziej towarzysk tbilam to co naprawde chciaalam a nei na pokaz.Po tsylwestrze w tym roku Wstyztko mi upadlo.We wrzesniu wyjechalam na studia do krakowa i teraz tu ejstem i poniewaz maialm fajnych znajomych z liceum noi nadzieje ze w koncu z tym chlopakiem mi wyjdzie bo duzo slyszlam od innych ze tak jest .Teraz nie mam sily na nic .On zainteresowal sie moja kolezanka ktorej nie chcialm zapraszac na pocztaku maialmjeszce dume i nei okazywla tego jak mi zle.Pozniej wszystkio we mnie peknelo.Zainteresowal sie mna inny chlpak ktory znal mnie z zczasow świetności wakacyjnej kiedy myslaklam z e swiat do mnie nalezy bo czualm sie doceniona.Pozniej tak naprawde nie maialm sily na nic.Bylo coraz gorzej .Zaczelo o obwinaianai sie.Rodzice wzieli mnie jak bylam w domu do psychiatry .Juz zaczelo sie ze nei cchialam wracaac do Krakowa bo tu nikogo nei maiaalm.Ludzie wydawai mi sie beznadziejni boz nikim sie tak naprawde nei trzymalam.Porobily sie grupki a ja niby rodzicom mowie ze oni mnie uwazaja za ciamajde bo mówie o swoim samopoxczuciu.Byłam u psyhciatry przesiala mi lexapro ale ja ca;y czsa chce obudzic si szczesliwa.Nie chcce za kazdym razem wracac tu do krakowa.Poniewaz zaczelam rozpaczac rodzice zaczeli wszystko za mnei robic.Nie potrafie sie teraz ubrac, zdecydiwac co zapakowac, jak sie budze to chciwle przezd zajeciaami tak zeby nei zdarzyc bo minelo tyle czasu.Stracilam kontakt ze wszytstkimi oprocz 3 przyjaciol ktorzy mnie wspierajaa.Ale ca;y czsa wchodze na gadu i czyatam opisy znajomych to nie dobija ze oni zyja a ja spie.Jka tylko cos mi nei wychodi o klade sie spac Myale tylko caly zcsa o sobie.Nie moge wykonywac zalecen psycholog co d koncentracji bo alebo chcialam czuje sie zdrowa i jak wszyyscy mowia ze siem ucza itp. tyo ja mwoie tlko to mi zosatalo wiec musze.Ale nagle w przyplywaie emocji siadam i siedze do 22 myslac o sobie a i nei wiem jak mi czsa przeplywa meidzy palcami.Wczesniej byal jesze na siebie zla jak czegos nie zbilam teraz wszystko mi obojetne. Tyelko pozie wstyd mi sic d psychologa pwoiedziec ze nic nei zrobilam.Rodzice mi mowia ze amam isc do psychoatry albo mi zalaltwia to pojde a sama tak jakbym bala sie wychodzic.resztye dpisze dalej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

GosiaaaWitaj

 

Uff..przebrnęłam...:)

Tyelko pozie wstyd mi sic d psychologa pwoiedziec ze nic nei zrobilam

 

Nie powinno Ci być wstyd iść do psychologa...Sam psychiatra nie zdziała tyle co właśnie rozmowa z psychologiem..Nie wstydź się rozmawiać!Psycholog jest właśnie od tego aby Ci pomóc i skorzystaj z tego bo naprawdę warto.Dużo piszesz o rodzicach i wywnioskowałam z tego że bardzo im zależy na Tobie i chcą Ci pomóc za wszelką cenę,więc przyjmij tą pomoc a zobaczysz że z każdym tygodniem będzie coraz lepiej.

Trzymaj się! A jeśli o chłopaków chodzi to pół światu tego kwiatu :D i zobaczysz,ze przyjdzie odpowiedni moment i znajdziesz tego jedynego i najważniejszego,czego Ci z całego serca życzę.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja juz nie chodze do psychologa bo jakos mi nie pomaga, chyba lepiej pogadac z ludzmi ktorzy to sami przechodza. Psycholog pomoze chyba tylko wskazac droge dla poprawy zachowania, natomiast jezeli czujesz sie samotny i beznadziejnie uwazam ze lepiej porozmawiac z osobami ktorzy sami tego doswiadczaja...

 

Mi osobiscie nie zalezy mi kompletnie na niczym, chcialbym zeby cos mnie rozjechalo albo potracilo, co nieomal ostatnio sie wydarzylo , zupelnie nie swiadomie :) ale odratowala mnie jakas dziewczyna na przystanku tramwajowym :) Bylem ciagle w jakims dziwnym otepieniu i to trwa caly czas tej depresji, czy cholera wie jak to nazwac ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie

 

Jestem typem, który wszystko za wszystkich przeprasza. I nie miałam z tym większych problemów, dopóki nie poczułam potrzeby bycia z kimś. Od tej pory wszystko zaczęło się, paradoksalnie walić; może ktoś zna to uczucie, gdy młody człowiek doświadcza pierwszych, rozwalających się związków i, niczym po wyjściu ze skorupy, pragnie więcej, więcej, więcej. Ja wyszłam i trochę żałuję.

 

Zaczęłam swoje niepowodzenia na tym gruncie zwalać na swój wygląd, co doprowadziło do anoreksji. Gdy pojawił się ktoś, kto był gotowy ze mną być, objawy zaczęły ustępować, zostawił mnie jednak i wszystko wróciło. Nie otrzymałam w dzieciństwie stabilizacji i spokoju, paranoidalnie mocno chcę kochać i być kochaną, nienawidzę swojego ciała, bo wydaje mi się, że to wszystko przez nie, nienawidzę siebie, bo stale czuję się winna, poświęcam się, a nikt wszak nie chce mieć świadomości, że osoba bliska zrezygnowała ze wszystkiego by z nim być; to rodzi strach i wyrzuty sumienia...

 

I tak wygląda to zaklęte koło. Czuję się rozwalona na kawałki, jestem w strasznym stanie. Nie wiem, co robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neniadt Z uwagą przeczytałem Twój post. Zaklęte koło. Ja dodał bym jeszcze... koło, które toczy się w przepaść. Kiedyś poznałem dziewczynę, która z uporem maniaka obgryzała paznokcie. Powiedziała mi, że daję jej siłę. Wystarczyły 2 tygodnie i zmieniła się diametralnie. Uwaga, cel, dążenie, fascynacja, która pochłania Cię bez reszty /dokładnie w tej kolejności/. Jest to jakieś antidotum. jednak dalej to tylko półśrodek. Jesteś skazana na drugą osobę ? To prawda, że "takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego". Myślę jednak, że każdy powinien uporać się sam choć przynajmniej dla mnie jest to bardzo trudne. Uczucie, w którym czujesz się sama dotyczy wszystkich nawet, jeśli zaprzeczają prawda jest inna. Ja coraz bardziej wtapiam się we własną głębię, straciłem przyjaciół na własne życzenie. To tak jakbym się cofał - tylko dokąd ? Co do ciała, zwróciłem na to uwagę. Próbowałem jakoś to przezwyciężyć ale co zrobie zdjęcie to kasuje. Kuriozalny brak akceptacji a otoczenie twierdzi inaczej.

Odnośnie stabilizacji wiesz w czym,, to mam akurat podobnie...

Zbyt łatwo "znajduję" kobiety lecz w środku pustka. Z jednej strony mój brak akceptacji a z drugiej jej za dużo od osób postronnych. Czuję się jak ... brak słów, po prostu brak słów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

.......zaczęłam swoje niepowodzenia na tym gruncie zwalać na swój wygląd, co doprowadziło do anoreksji........

.......nienawidzę swojego ciała, bo wydaje mi się, że to wszystko przez nie...

Nie wiem, co robić.

 

Jest tu temat gdzie mozna zamiescic swoje zdjecie, w twoim przypadku to chyba calosciowe by musialo byc ;) . Zrob to a otrzymasz napewno wiele cieplych komentarzy ktore podniosa cie na duchu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiedziałam przed ślubem o tym,że jestem chora.Zawsze byłam zamknieta w sobie i nadwrażliwa,co zresztą było powodem braku akceptacji ze strony rodziny.W związkach miałam zawsze problemy,coś się zaczynało i równie szybko i bez powodu, nagle kończyło.Męża spotkałam przypadkiem i może dlatego,że jest ode mnie młodszy,zafascynowałam go swoim zachowaniem.To były naprawdę cudowne i niepowtarzalne chwile.Przez kilka lat po ślubie,bylismy bardzo szczęśliwą parą.Ale potem wszystko się popsuło.Przeszłam piekło.Nie dziwię mu się jednak.Z taką osobą na pewno trudno żyć.Wymagał ode mnie rzeczy niemożliwych.Chciał żebym była bardzo zaradna,przebojowa.Może sam nie dawał sobie rady z wyzwaniami życia i dlatego całą winą obarczał mnie?Nie wiem.A ja leciałam w dół coraz bardziej i mocniej.Czuję się winna z powodu tych zmarnowanych lat.Naprawdę starałam się sprostać jego wymaganiom.Jednak nie udało się.Chyba już zawsze będę ciężarem dla bliskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wymagał ode mnie rzeczy niemożliwych.Chciał żebym była bardzo zaradna,przebojowa.Może sam nie dawał sobie rady z wyzwaniami życia i dlatego całą winą obarczał mnie?

 

Ja podobno bylem taki dla swojej ex dziewczyny. Chyba za późno sie zorientowałem ze tak było bo zawsze mialem wrazenie ze rozposcieram nad nia taki ochronny parasol bo skoro ja juz jestem "nie teges" to chcialem ja chronić , pomagac , motywowac , probować wskazac droge. A okazalo sie ze jestem chyba tyranem tyle z tego dobrego wyszlo. Na dzisiejszy dzien moge powiedziec ze zaden czlowiek nic nie musi ! kompletnie nic ! Kazdy ma swój rozum i powinien sie nim kierowac tak jak czuje. Nie mozna nakazac byc takim czy takim bo taka osoba zacznie sie "kisic w sosie" tej drugiej osoby. Nie ma tez prawa nikt robic z nas a my z nikogo swojego podobienstwa, realizowac swoich wyimaginowanych wyobrazen. Bo tak naprawde NIKT NIE MUSI NIC !

 

Btw cos za bardzo sie tutaj widze ze zaczynam udzielac na forum , nie wiem czy to nie jakis nałog probowac pomagac komus nie mogac pomoc sobie samemu.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam zdjęć całej mojej postaci, a2d2. Nie mogę na siebie patrzeć. Jedyne, które jestem w stanie znieść, jest z lipca ubiegłego roku, gdy byłam w punkcie kulminacyjnym choroby...

 

Misza, znam to. Mam skłonność do oschłego traktowania innych, robię wiele, by po prostu mnie znienawidzili. Tak będzie dla nich łatwiej, lepiej; nie mamy prawa nikogo skazywać na tę mękę. A kontinuum obracalności koła ma przyśpieszenie a, wyrażane w m/s^2. I ciągle rośnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie nie wiem czy dla was wszystkich specjalista jest dobrym rozwiazaniem...twierdze tak bo sama bylam pare miesiecy temu u psychologa..wygadalam sie.. tematem byly mysli samobojcze i moj zwiazek w ktorym jestem od 1.5 roku...ta wizyta jakby to pwoiedziec porobila mi tylko dziury w mozgu..przez lkilka dni bylam nie do zycia..wygadanie sie jakiejs babie nic mi nie dalo..to bylo okropne siedzialam plaklam i w sumie sama sobie wszystko tlumaczylam..nie wiem moze tak tylko w moim przypadku to odczulam...ale jesli sa jakies inne rozwiazania to korzystajcie z nich..doktor nie zawsze pomoze..tylko moze jeszcze pogorszyc sytuacje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kasiora3105,no to szkoda,że tak szybko zrezygnowałaś.To co odczułaś,to normalna reakcja na początku psychoterapii.Właśnie jest ciężko,nieraz człowiek już by wolał swoją chorobę niż to leczenie.Ale potem pomału wszystko zaczyna się układać i jest już dobrze.Nie rezygnujcie,nie warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was wszystkich... ostatnio podczas mojej kolejnego buszowania po internecie znalazlam to forum...

jezeli nie macie ochoty na czytanie tego co tutaj wypisze, nie czytajcie...

 

od pewnego czasu moj swiat to jedna wielka ruina...

byłam z wspaniałym mężczyzna 3 lata...

nigdy nie wierzyłam, ze może spotkac az cos tak fantastycznego. jestem przecietna dziewczyna, niczym sie z tlumu nie wyrozniajaca... on mnie jednak zauwazyl i pozwoili uwierzyc w siebie i w to ze swiat nei jest taki zly.

Po utracie dziadka nie wierzylam ze odzyskam sile na nowo. a dziadek byl dla mnie najwazniejszy...

poznalam Go... zaczelismy byc ze soba i bylo nam naprawde fantastycznie.

byl dla mnie wszystkim. zawsze moglam w nim znalezc oparcie kiedy bylo trzeba. w miedzyczasie zmarla moja babcia. byl obok mnie dzielnie przez caly czas. nie pozwolil mi sie zalamywac, podtrzymywal na duchu...

zawsze mi powtarzal ze jestem dla niego wszystkim... okazwyal mi wiele milosci...

nadszedl dla mnie czas matury... potem studia. dostalam sie na studia w Anglii ... dla nas to oznaczalo rozlake... jednak przekonywal mnie ze mam jechac bo to dla naszego wspolnego dobra... wiec pojechalam... rozlaka bolala, ale przetrwalismy... dolaczyl do mnie pare miesiecy pozniej... zamieszkalismy razem, potem juz samodzielnie wynajelsimy mieszkanie.. tylko dla naszej dwojki.... bylo wspaniale, aczkowliek zaczelismy sie zachowywac jak stare malzenstwo.zabraklo tej iskierki pomiedzy nami...

zdradzilam go... nie wiem co wtedy mna pokierowalo, nie wiem dlaczego to zrobilam.. moze w odwecie za ta meczarnie z jego byla dziewczyna... kiedy nie dawala nam a w szczegolnosci jemu spokoju.. przypominajac sie o sobie ....

pare miesiecy pozniej... dowiedzial sie o zdradzie.. przeczytal moje smsy i... ze slow: "bede w stanie Ci wybaczyc nawet zdrade bo Cie tak mocno kocham" pozostalo... pobicie... trafilam do szpitala zatruta tabletkami... chcial odejsc a je bez niego sobie zycia nie wyobrazalam... polknelam doslownie wszystko co bylo w szufladzie z lekami... bardzo zrozumialam jak go kocham...

od tamtej pory nadal mieszkalismy razem... a jednak co bylo nie tak... mimo ze sie zapewnialismy ze sie kochamy, nadal jendo drugiemu wypominalo bledy... jedno drugiemu staralo sie udowodnic swoja racje...

pobil mnie pare razy ale potrafilam to zniesc... kochalam go... pewnego dnia moje emocje siegnely zenitu - zadzwonilam po policje... aresztowali go na pare godzin. kiedy go widzialam wychodzacego z odmu w kajdankach, poczulam sie podle... jak moglam kazac aresztowac tak bliska mi osobe??

on zaczal kontaktowac sie ze swoja byla dziewczyna. z ta ktora tak nam zatruwala zycie...

mimo tego jeszcze w dniu w kotrym sie wyprowadzalismy aby zamieszkac osobno i od siebie odpoczac mowil ze nie chce abysmy sie rozstali. ze nie bedzie juz nikogo szukal bo ma mnie, bo znalazl...

 

a teraz?? po wyprowadzce niby mielsimy kontakt ale on zawsze sie wykrecil czyms... mimo tego spedzilismy ze soba pare dni... i bylo dobrze. zapewnial ze ma jeszcze wobec mnie uczucia.... a ja tak bardzo chcialam sie od tamtego czasu zmienic na lepsze. na taka jaka oczekiwal ze bede. sluchalam go caly czas, nie klocilam sie, ustepowalam... robilam wszystko aby tylko odbudowac to co zburzylam.

pewnego dnia oswiadczyl mi ze to koniec... i wtedy sie wszystko zaczelo

 

nie bylam w stanie wstac z lozka, zrobic sobie herbate, isc do pracy nie mowiac juz o pisaniu prac zaliczeniowych... postanowilam wyjechac do polski bo mialam juz dosc bycia w samotnosci, rzucilam prace i studia...

probowalam z nim rozmawiac, ale tylko potrafil na mnie krzyczec... mimo ze delikatnie probowalam tlumaczyc, ze rozumiem swoj blad i chce to naprawic...

 

w dniu kiedy mu powiedzialam, ze wyjezdzam do polski - plakal... pytal sie czy bede z nim w kontakcie, czy zostaniemy przyjaciolmi...

 

wrocilam do polski... obawialm sie czy nie jestem w ciazy,okazalo sie ze poronilam. dobilo mnie to jeszcze bardziej... niestety on mi nie uwierzyl. mowil ze sie tylko osmieszam tym co mowie, ze mam przestac klamac...

od tamtej pory zrobil sie dla mnie oschly, bezuczuciowy, mimo ze chcial abysmy zostali przyjaciolmi. na kazdym kroku uderzal w moje czule punkty - a to ze nie jestem tak szczupla jak paulina, a to ze nie jestem tak ladna ... ona jest pod kazdym wzgledem lepsza i perfekcyjna... dlaczego nie potrafil zauwazyc zadnego szczesliwego dnia w przeciagu 3 lat kiedy go o to zapytalam? dlaczego ja mu wiele razy wybaczalam... w kazdym jednym zdaniu utwierdzal mnie ze jestem beznadziejna...

 

wiem ze zrobil mi wiele zlego, ale ja go nadal kocham. a im bardziej chce zapomniec tym bardziej nie moge. wszystko dookola kojarzy mi sie z nim. kazde miesjce, kazda rzecz, kazde slowo...pragne normalnego z nim kontaktu, on jednak zablokowal mnie na gg. twierdzi ze teraz kocha tamta. ze wedlug niej jestem zerem...

od paru dni nie wychodze z domu. nie mam ochoty na nic, nie chce mi sie jesc. nie mam ochoty wrocic i dokonczyc studiow, choc zostal mi tylko rok. swiat stracil dla mnie sens... w moim zyciu brak juz ambicji i jakichkolwiek planow, bo wszytskie jakie mialam byly naszymi wspolnymi planami... a teraz?? dzis spedzilam caly dzien siedzac na kanapie... i placzac.. nie mam ochoty zyc. najlepiej mi wtedy kiedy spie - bo nie pamietam nie mysle i nie czuje. najlepiej jakby juz tak zostalo na zawsze. nie potrafie cieszyc sie zyciem tak jak kiesyd, nie ma ono juz dla mnie zadnego znaczenia. nie potrafie podrzec zdjec i wyrzucic rzeczy z nim zwiazancyh bo wiem ze jak to zrobie to jeszcze bardziej bedzie mnie bolalo.

on tylko mi powtarza, ze jestem psychiczna.

nie wiem co mam z soba zrobic... nie mam nawet ochoty na usmiech... godznami potrafie gapic sie w jeden punkt. mam bole serca, glowa mnie bolec woogle nie przestaje i czuje sie juz nikomu nie potrzebna. nie radze sobie sama z soba... moi przyjaciele sa zajeci... kazde z nich ma poukladane zycie osobiste, i nei maja zbyt duzo czasu aby mnie wysluchac... nie mam dla kogo zyc.... moj siwat popadl w ruine i juz nawet nie mam ochoty budowac wszystkiego na nowo... na tych ceglach i tak sa juz wyryte wspomnienia... zarowno te dobre jak i zle...

 

czy to jest depresja? co ja mam z soba zrobic? zlikwidowac sie? nie potrafie podeptac mojego uczucia do niego, nie potrafie przekreslic tego wszystkiego co bylo w jeden dzien... gleboko wierze ze on do mnie jeszcze wroci... a z drugiej strony po mojej glowie chodza same czarne mysli... ciagle widze ja i jego... takie cos nie przydarzy mi sie juz wiecej... nie wierze w nic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dużo trudnych chwil musiałaś przejść. Nie wiem co mogę Tobie powiedzieć. Przez to, że byłaś poniżana przez tak długi czas, straciłaś pewność siebie. Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, z racji, że nigdy nikogo nie kochałam. Wierzę, że może to być trudne, ale najlepiej schował głęboko wszystkie pamiątki, jeśli nie masz odwagi wyrzucić. Nie reaguj w żaden sposób na myśli o nim. To tylko Twoje myśli. Ignoruj je. Nie przepędzaj, nie pomnażaj. Nie wiem czy me słowa coś dadzą, ale choć spróbuj, spojrzeć na wszystko z innej strony. On był zły. Zasługujesz na kogoś więcej. Podle Ciebie wykorzystywał i bawił się Twoimi emocjami. Nie wpływał na Ciebie dobrze. Powodował, że przestawałaś znać swoją wartość. Wiem, że teraz w samotności jest Tobie trudno. Ale masz jeszcze sporo przed sobą. To nie był jedyny mężczyzna na świecie. Możesz spotkać kogoś jeszcze. Kogoś lepszego. Kto Ciebie naprawdę doceni. Tę nadzieję którą masz, przerzuć na wiarę w spotkanie innego człowieka. To może być ciężkie, ale spróbuj. Postaraj się zamknąć ten rozdział. Potraktuj to jako pewne doświadzczenia. Pozwól odejść przeszłości. Pomyśl o dzisiaj i jutro. Szczęście i bezpieczeństwo możesz poczuć u boku kogoś innego. A i samotność jest korzystniejsza, niż życie w związku który ma wyniszczać. Poza partnerem, jest jeszcze rodzina, przyjaciele którzy pomimo tego, że mają własne życie czasem znajdą czas na spotkanie. Są także obcy ludzie, tacy jak my tu na forum. Nie jesteś sama. Wsparcie możesz znaleźć także u psychologa lub lekarza. Warto poszukać u nich pomocy. Ja będę trzymać za Ciebie kciuki, by wszystko się powiodło i szczęśliwie ułożyło. To może być trudna droga. Ale dasz radę ją przejść. Trzymaj się ciepło. Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×