Skocz do zawartości
Nerwica.com

czego się boimy? Lęk przed.................


mysia

Jaki jest Twój lęk?  

208 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Jaki jest Twój lęk?

    • boję się śmierci
      49
    • ..zdrady
      9
    • przed bliskością- nie umiem okazywać uczuć
      17
    • dotyczący obrazu własnej osoby (związane z niską samooceną
      35
    • lęk przed nieznanym otoczeniem
      18
    • lęk przed chorobą i cierpieniem
      65
    • lęk przed przemocą w domu
      1
    • lęk przed niezaspokojeniem potrzeby akceptacji, osamotnienie w rodzinie
      6
    • lęk moralny ; lęk przed superego czyli własnym sumieniem; poczucie winy, wstyd;
      22
    • lęk anankasytczny; związany z poczuciem przymusu wykonywania czynności, pod wewnętrzną groźbą kary za ich niewykonanie;
      6


Rekomendowane odpowiedzi

Oczywiście, że czułem pewne brzemię noszone na moich barkach, ale nie był to ciężar ze strony rodziców, ale raczej wobec nich. Pewien rodzaj zobowiązania.

 

Każdy rodzic chce, aby dziecko było jak najlepiej przygotowane do życia i albo osiąga to poprzez namacalny napór albo poprzez motywację, czyli popularną zasadę kija i marchewki, a ambicja to nieowyobrażalna siła napędowa.

 

Żal mi jedynie tego, że daleko jest mi do człowieka jakim do bycia zostałem predestynowany początkowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

żeby to poukładac nie potrzeba żadnej przeklętej psychoterapii.Sam do tego dojdziesz , zamiast klękać przed psycholem

 

Ja na szczescie miałem swój własny rozum i do rad rodziców odnosiłem sie z dystansem , dzis na tym korzystam.Zamiast zastanawiac sie co inni o mnie myslą skupiam sie na sobie i powoli realizuje co mam do zrealizowania.Opiniami innych sie nie najem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na szczescie miałem swój własny rozum i do rad rodziców odnosiłem sie z dystansem , dzis na tym korzystam.

 

Mnie chodzi raczej o to, że mam jakby pretensję do siebie, iż mając pokazane pewne opcje życiowe, wybrałem te niezbyt korzystne dla mnie. I mając wiele rzeczy podanych na talerzu, nie korzystałem z nich.

 

Moje lęki związne są głównie z przyszłościa, natomiast część dotycząca dziecinstwa jest najbardziej dogłebnie opisana, po poprostu ją potrafię zrelacjonować. Nie ma tam żadnej pretensji do stylu mojego wychowania. Jest jedynie wdzięczność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że Twoje obecne życie Ci nie odpowiada i nie masz za wiele nadziei że w przyszłości się polepszy, Z kolei - ponieważ miałeś, jak to sam oceniasz, w młodości cały wachlarz możliwości do wyboru, z których mogłeś wybrać tylko cześć, masz teraz do siebie pretensje, że wybrałeś nie to co trzeba, i teraz ponosisz tego smutne konsekwencje. Dodatkowo masz poczucie winy że zawiodłeś rodziców, którzy w Ciebie zainwestowali, a ty okazałeś się "nietrafioną" inwestycją. I w ogóle - masz poczucie winy wobec społeczeństwa, bo w planach miałeś odgrywać jakąś ważną społecznie rolę - np. być ordynatorem kliniki kardiologicznej albo szefem prokuratury czy sędzią - słowem miałeś być kimś. Rozumiewm, że to wszysko jest dla Ciebie problemem, nawet jeżli to wszystko sobie tylko wmówiłeś, a rzeczywistośc jest inna.

Ale czy to znaczy że masz nerwicę? Napisz czemu myślisz, że masz nerwicę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że marmarc bardzo dobrze ujął, to co leży mi na sercu.

 

Uważam, że praca naukowa jest właśnie spłata pewnego zobowiązania wobec społeczeństwa, wtedy praca ma sens. Ludzkość rozwinęła różne dziedziny, aby chronić życie, podnosić jego komfort, zaspokająć potrzeby wyższe.

 

Słowem: musimy chronić się wzajemnie, aby przetrwać.

 

Skąd wiem, że mam nerwicę:

*bo lekarz tak zdiagnozował

*mam nieuzasadnione lęki

*trzęsą mi się ręce, czasem mięśnie robią mimowolne skurcze

*brak koncentracji, rozbieganie myśli, głowa pełna myśli

*permanentne złe samopoczucie, pomimo wykluczenia wszelkich dolegliwości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MarionetaDeTrapo- mam podobne odczucia.

 

Widzę w przyszłości kreskę i jeden wielki napis- META.

 

Ostatnio powiedziałam mamie, że ja nie wyobrażam sobie męki całymi dniami w podrzędnej pracy (bo naukę zawalam przez nerwicę) tylko po to, abym mogła co jeść, gdzie spać, aby żyć.

A gdzie sens życia?

Po co mam iść gdzieś, zacisnąć zęby, bo to 'do czegoś prowadzi', wracać z pieniędzmi, które potrzebne mi są do trzymania życia i tak... ciągle.

 

Bo stać mnie na wiele, bardzo, ale ja nie wykorzystam tego potencjału. Nerwica- owszem. Ale ja boję się też, że nie będę mogła siebie już odnaleźć, że zawsze czegoś mi będzie brakowało.

 

A moja mama skwitowała, że takie zycie jest normalne, jak każdy człowiek, że ona, że tata są zadowoleni i tak chcieli zyć, a ja być może wymagam za wiele. Jak tu dopiero wytłumaczyć, o co chodzi? ;)

 

btw. Ślicznie piszesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DeTrapo: Myślę, że trafność mojej oceny Twojego przypadku może wynikać z pewnych podobieństw między nami.

Choć ja na pewno nie jestem takim jak Ty arystokratą, raczej zubożała szlachta skrzyżowana z chłopstwem, ale dużo takiego myślenia we mnie było (i jest). Tyle że ja zwalam winę na fobię społeczną, która mi miała uniemożliwić rozwinięcie skrzydeł i zrobienie "kariery"...

Rozwiązaniem nie jest na pewno całkowita bierność i bezczynność, ale trzeba też pamiętać, że się wyżej pępka nie podskoczy, a życie w zawiści i zazdrosci w stosunku do tych, którym się "udało", życie w rozgoryczeniu i żalu do siebie, innych, do losu, choroby czy przeznaczenia, też do niczego nie prowadzi, a tylko pogarsza nasz stan, i uniemożliwia albo utrudnia osiągnięcie tego, co osiągnąć byśmy mogli.

Żal mi jedynie tego, że daleko jest mi do człowieka jakim do bycia zostałem predestynowany początkowo.

myślę, że takie myślenie do niczego dobrego Cię nie zaprowadzi... Jaśnie Panie Hrabio de Trapo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem,że wielu z was może się śmiać,bo to co napiszę naprawdę wydaje się śmieszne i zastanawiam się skąd to się u mnie w ogóle wzięło,ale nie panuję nad swoimi dziwnymi myślami i odczuciami,tak mi się po prostu dzieje :(

no dobra,z nadzieją,że mnie nie wyśmiejecie: od jakiegoś czasu mam wrażenie,że opętał mnie szatan,trochę na ten temat czytałam ,a ponieważ mam skłonności do "samonakręcania się" i jakby przyjmowania wszystkiego do siebie,więc cały czas coraz bardziej zaczynam wierzyć w swoje paranoje,czy ja jestem normalna? czy muszę się leczyć? bardzo się boję,że te paranoje nigdy nie miną :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Kinga ! :-)

No widzisz wiesz, że to tylko nakręcanie :-) . . . Jesteś normalna w 100% albo i więcej Denerwują Ciebie te myśli o opętaniu i wiesz, że to jakas totalna bzdura Nie martw się to minie napewno Fakt jest to strasznie męczące i urabia nas tak, że nczęsto zaczynamy w siebie wątpić tzn. czy nam juz coś czasem nie odbiło ale zawsze mamy nad tym kontrole i to Ty możesz zapanowac nad swoimi myślami bo przeciez jestes ich panem i stwórcą ;-) Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kinga cokolwiek się dzieje w Twojej glowie powiedz temu stanowczo STOP. Sama twierdzisz, że to nakręcanie się. Więc już się nie nakręcaj. Dobre pytanie padlo, jakie są objawy, że tak pomyślalaś? Skoro piszesz o szatanie to znaczy że wierzysz też w Boga.Pomodlij się i poproś Boga, żeby zabral od Ciebie te wszystkie czarne myśli. I oddaj się w jego ręce, zaufaj mu, to Ci pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama też miała takie lęki po lekturze pewnej książki o egzorcyzmach. Powiem Ci, że ja też czasami mam takie myśli i wtedy cały czas się modlę , bo to wydaje mi się wtedy najskuteczniejsze - ale potem gdy to minie zdaję sobie sprawę, że to nie problem wiary, tylko emocji. To nerwica sprawia że dopadają nas takie natrętne myśli... Najważniejsze to nie zapominać o tym, że to tylko 'nakręcanie się', a będzie dobrze.

Trzymaj się! (PS i najlepiej unikaj książek i filmów o takich treściach - wiem z własnego doświadczenia!)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kingo imienniczko :) doskonale wiem co czujesz, mnie ta myśl prześladowała przez rok i nadal jej się boje. łatwo powiedzieć stop, nie da się, bo to samo przychodzi jak i odchodzi, ale ile strachu się na jemy wiemy tylko my. Przy każdym ataku modliłam się, tylko, że w moich myślach nie brzmiałam ja we własnej osobie. Mówiłam potworne rzeczy na Boga, choć tak nie twierdziłam. Bałam się spać przez dwa miesiące bo śniły mi się koszmary, że jestem w piekle, widziałam diabła, prześladowały mnie w tych snach demony. Brzmi to jak tandetna opowieść fantasy, ale to naprawdę jest strasznie uczucie. Nie oglądałam już żadnych horrorów, nie zajmuję się magią. Co mogę Ci poradzić...módl się i słuchaj muzyki to pomaga. Wyjdź na spacer i odetchnij świeżym powietrzem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytalam wszystkie posty tego tematu...i poczulam sie na tym forum jak w domu,a raczej o wiele lepiej :) bo w moim otoczeniu tylko ja mam ciagle leki ,same kompleksy.Kiedy rozmawiam z nieznanymi ludzmi,od ktorych bije pewnosc siebie,nie potrafie wykrztusic zdania i zachowuje sie jak idiotka.Z tymi wszystkimi lekami czuje sie jak w wiezieniu,ktore sama sobie zbudowalam,ale nie potrafie wylamac tych krat i normalnie zyc.Ja boje sie wyjsc an ulice,zeby nie spotkac osob ktore mnie nie lubia,bo wtedy jeszcze bardziej zamykam sie w sobie.Mam nadzieje ze nam wszystkim powoli uda sie pozbyc tego wszystkiego co nas ogranicza...musimy w to wierzyc :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mizer,

rozumiem Cię bardzo dobrze, jeżeli chodzi o znaczenie pracy w życiu człowieka. Pracujemy mimimum 8 godz. dziennie, to połowa czasu, jaki pozostał nam po odjęciu snu.

 

W końcu nie po to uczymy się 5 lat, czasami ciężko, przypłacając to nieprzespanymi nocami, workami lęków i stresów, aby później pracować za stawkę minimalną, a właściciele sklepików na reprezentacyjnej ulicy miasta czy w centrum handlowym szczycą się do jakiegoś pismaka z awansu, że ich personel ma wykształcenie wyższe i włada perfekt angielskim etc.

 

Jest to poprostu marnowanie potencjału ludzkiego, choć biorąc pod uwagę rozrodczość i mnogość wszystkich tych prywatnych szkółek szumnie zwanych wyższymi, taki obraz, gdzie przy wykonywaniu najprostszych czynności produkcyjnych, usługowych wymagane będzie mgr przed nazwiskiem, nie wpisze się w kanon bajek futurystycznych.

 

Opisujesz prozę życia, pogoń nie tyle za pieniędzmi, co za środkami. Mając 10-15 lat mamy marzenia, w których wyobrażamy sobie, że możemy zostać kimkolwiek, w dowolny sposób modelujemy naszą przyszłość. Bieg czasu, każdy rok, każda decyzja - świadoma lub mniej- wydziera nam z tej skrzętnie zgranej układanki kolejny puzel. Ot, taki banał życia...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:02 pm ]

marmarc,

Twoje końcowe słowa sprawiły, że wiele myślałem o swoim życiu i w końcu doszedłem, do jakże oczywistego i światłego wniosku, że pomimo tylu zmarnowanych okazji, podeptania tego wachlarza możliwości, mam i tak wiele lepszy punkt startowy niż niektórzy. Dlatego też nie powinienem mieć aż tak wielu powodów do narzekań.

 

Nie uważam się natomiast za osobę lepszą od innych, arystokrację - jak to ująłeś. Wręcz przeciwnie - często odczuwań niespełnienie, wewnętrzną nieporadność, gorycz porażki realnej bądź urojonej.

 

Moją przewagą jest to jedynie, że mam szczęście. Nie urodziłem się w wielodzietnej rodzinie, gdzieś w zaniedbanym śródmieściu, w pewnym sensie wygrałem genetyczną loterię oraz posiadając tę skłonność do czepiania się różnych rzeczy, w sposób przypadkowy i nieświadomy, które w niedługim okresie przynoszą mi dość wymierne korzyści materialne.

 

Oczywiście obciążony jestem pewną stygmą, jestem nadwrażliwcem i często stawiam przed sobą moralne dylematy, czasem antygońskie czasem prozaiczne. Zadaję sobię pytanie czy jest to właściwe postępowanie czy nie robię nikomu krzywdy, czy nie przyjdzie taki czas, że będę tego posunięcia żałować. To dość cięzki bagaż.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy nerwicowiec może się uzależnic od swojego poczucia lęku? Ja chyba tak mam... kiedy lęk przechodzi, czuję, że czegoś mi brakuje, czuję w środku taka pustkę która mnie doprowadza na skraj wytrzymałości psychicznej. Mam wtedy napad agresji, ale nie potrafię z siebie jej wyrzucić. Mam ochote sobie cos zrobić, byleby tylko tego nie czuć....

Dodam, że leczyłam sie przez jakis czas farmakologicznie ale bez większych skutków. Widuje sie z psychologiem raz w tygodniu.

Czy wy tez tak macie...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie. Mam 25 lata i juz sobie nie radze. Na codzien uchodze za osobe bardzo wesolą i mocno stąpającą po ziemi. O tym jak jest naprawde nie wie nikt. Moim problemem są dziwne lęki przed zmianami, przyszłością, wyjazdami. Nigdy nie miałam chłopaka bo sie boje, ale nie wiem czego. Gdy byłam gdzies zapraszana łatwo umiałam sie z tego wykręcić bo kłamstwo to moja mocna strona:(. Trwa to jakieś 10 lat z tym że świadoma tego jestem od jakiś 5lat. Innym moim poważnym problemem jest chyba......uzależnianie sie od innych ludzi:( Mam przyjaciolke, zawsze bylysmy w miare blisko, ale gdy wyszla za mąż(dość nieoczekiwanie szybko) coś mnie odpycha( ta zmiana chyba) , już nie czuje potrzeby bliskiego kontaktu z nią itp..., niestety często za wszystko się obwiniam i to jeszcze bardziej potęguje lęk. Kolejnym moim problemem są wyjazdy....... Mam bardzo wazny wyjazd na wakacjach który będzie trwał prawie miesiąc, bardzo bym chciała pojechać ale wiem że jak zbliży się termin wyjazdu będe miała dziwne uciski w głowie, lęk przed czymś czego nie rozumiem itp.......- Wiem że tak będzie bo nie wyjeżdzam nigdzie od 10 lat....od cholernej kolonii od której wszystko się zaczeło. Czuje , że jest coraz gorzej.........., byłam ostatnio u psychologa, ale chyba nie trafionego:( Zapytałam mnie czego od niej oczekuje i że musze jej dać czas bo ona musi przemyśleć czy jest w stanie mi pomóc:( Boże poczułam się jak nienormalna:(:( Na szczęscie jest blisko mnie koleżanka która poleciła mi swojego psychologa, wizyta dopiero w maju i boje sie ze nie zdaze do wakacji... Bardzo bym chciala wyjechac ale boje sie ze znowu sie wycofam:( Coraz mniej wierze że uda mi się z tego wyjść, ale zrobie wszystko co w mojej mocy aby się tak stało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do psychologów, ja byłem u 5. Byli poprostu beznadziejni, chodziłem do nich i nic. Dopiero 6 psycholog widać z zamiłowaniem do zawodu pokazał mi którędy mam iść. Nie można unikać, bo to potęguje lęk. Ja się balem z domu sam wychodzić że coś mi się stanie, jak już wyszedłem na sąsiednią ulice to serce mi tak waliło że powietrza złapać nie mogę, a wyjazd samemu PKP do wawy był poprostu nierelany. Teraz to się zmieniło bo wiem, że moje wszyskie problemy to nerwica i staram się z nią walczyć.

 

Poprostu nie można unikać takich sytuacji. Nawet jak coś Ci jest to muszisz to przetrwać. Unikanie potęguje później lęk. Objawy nerwicowe nie są groźne dla życia więc, czy zemdlejesz, czy coś będzie Cię bolało, czy będzie Ci slabo poprostu staraj sie to olewać. Wiem, że to bardzo trudno, czasem sam sobie z tym ledwo daje rade, ale poprostu trzeba.

 

Jak pojedziesz na ten wyjazd i wrócisz to powinnać poczuć się lepiej, że Ci się udało. Poprostu nie wykręcaj się z tego. Dużo mi uświadomila książka "Terapia Lęku" ale autora nie pamiętam, jak gdzieś znajde to napisze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wycofuj się. Ja niewyobrażałem sobię podróży pociągiem, a muszę jeździć, bo jestem na zaocznych studiach. Właśnie to, że muszę mnie zmobilizowało i jeżdżę. Pewnie, że czasem się denerwuję, że się pocę, ale staram się to opanowywać, przejdę się czasem po korytarzu i jakoś to leci.

 

Pocieszę Cię, że nawet udało mi się z Gdańska dojechać do Wilna. Jeśli uwierzysz w siebie na pewno się uda. Usiądziesz koło kogoś miłego, pogadacie, czas Ci zleci. Dla pewności poproś u psychologa niech Ci jakieś lajtowe leki na uspokojenie da. Może nie będziesz musiała ich wcale brać, ale podświadomie będziesz wiedziała, że pomoc jest blisko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz tylko to nie do konca wiąże się z tym, że ja się boje jeździć autobusem czy pociągiem, wręcz odwrotnie lubie to , tu chodzi o to , że ja się boję nowego miejsca, tego że będzie mi się dłużyło , że nie dam rady wytrzymać miesiąca a wiem , że wcześniej nie mogę wrócić, bo taki mam bilet. Ale to nie tylko o ten wyjad chodzi, skutecznie ten lęk uniemożliwia mi wyjazdy od 10 lat:(. I to nawet jak wyjazd miał trwać tylko tydzień to ja się wycofywałam, najgorsze jest to , że z początku myślałam że dam rade i płaciłam za wyjazd a potem tydzień przed : ucisk w głowie, kołotnie serca,napady płaczu i w końcu wymyślałam jakąś wymówkęi nie jechałam nigdzie.:( Wiem , że to był błąd bo jeszcze bardziej to pogłębiałam, ale teraz bardzo mi ależy na tym żeby się udało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×