Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

pisanko...

opisujesz pogląd na siebie, który miałaś, a który ja mam w tej chwili..

przyznam, że trochę mnie nastraszyłaś...

Na razie nie traktuje siebie jako chorej... tak mi się wydaje... jestem zagubiona...

problem leczenia jakiegokolwiek jest duży. Nie jestem jeszcze niezależna od nikogo...

zawsze bedę musiała się pilowac z jedzeniem!!! żeby nie przytyć... Mam problemy zdrowotne i lekarz zabronił mi ćwiczyć.. jakakolwiek aktywność powoduje ból...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maleństwo, nie traktujesz siebie jako chorej, ale zaczniesz w momencie gdy choroba nie pozwoli Ci swobodnie funkcjonować, gdy poczujesz, że Ci ona przeszkadza, i gdy zacznie wymykać Ci się to spod kontroli. wtedy zaczniesz się bać o siebie.. przynajmniej ja tak miałam i wiele osób chorych. ta choroba jest bardziej przebiegła niż wiele innych chorób. atakuje tak niewinnie, tak delikatnie, i ma silną strategie działania by mogła jak najdłużej się utrzymać w nas. nie daj się Maleństwo! nie będziesz musiała pilnować się zawsze... tylko zacznij walczyć o swoje życie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się. Lepiej podjąć leczenie już teraz kiedy masz świadomość, że coś jest nie tak niż później kiedy będziesz tak pochłonięta przez ed, że trzeba Cię będzie siłą zaciągać do szpitala.

 

A z tego co pisałaś wcześniej, to objawy są naprawdę niepokojące. I w sumie nieważne czy to anoreksja, bulimia czy anoreksja bulimiczna - wszystko jest tak paskudne i przerażające, że nie warto w to brnąć. Ale pewnie sama dobrze o tym wiesz. Tak czy inaczej zachęcam do zdecydowania się na leczenie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

self_therapy

Jestem zależna od wielu osób, które nie wiedza o moim problemie i nie sa tez w stanie go zrozumieć... sama nie dam rady przejść przez leczenie, a na wsparcie "bliskich" nie mam co liczyć. Nie maja pojęcia czym są ED.

Nie szukam tutaj pomocy, czy pokierowania... chciałam tylko usłyszeć, że ktoś mnie rozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiele osób Cię tutaj rozumie! a co do osób od których jesteś zależna (rodzice?) , to może powinnaś porozmawiać z nimi? ja chorowałam jak byłam bardzo nieletnia, potrzebowałam pomocy, ale wszystko ukrywałam przed rodzicami, szukałam pomocy anonimowo, bo bałam się ich reakcji. oni oczywiście podejrzewali, że coś jest nie tak, ale bałam się, że dowiedzą się o wszystkim o czym nie chciałam by wiedzieli, więc ukrywałam to tak długo jak się dało. w końcu jak karetka zabrała mnie ze szkoły i ratownicy zobaczyli, że to chyba jakaś choroba psychiczna wezwali psychiatrę i musiałam wtedy porozmawiać z rodzicami. gdybym wcześniej wiedziała, że to tak będzie wyglądać to bym od razu im powiedziała. bo okazało się, że podeszli z dużym zrozumieniem i wsparciem. gdyby nie pomoc rodziców wtedy to nie skończyłabym pewnie leczenia. to było dla nich bardzo bolesne, zwłaszcza dla mamy, bo ona mnie pilnowała, była ze mną, tata musiał pracować, więc siłą rzeczy nie był cały czas przy mnie. ale mimo, że nienawidziłam ich kiedyś, bo uważałam, że to ich wina, to teraz jestem im wdzięczna za pomoc, wsparcie, którym darzą mnie do tej pory. o kimkolwiek Maleństwo piszesz, spróbuj porozmawiać. tutaj chodzi o Twoje życie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moniqe33, Leczysz się?

 

chodzę do psychiatry

jeśli mowa o jakiejś psychoterapii to chodzę na taką grupę do ośrodka profilaktyki społecznej, ale znalazłam sie tam raczej nie z powodu ED tylko koleżanki mnie zachęciły jak się przeprowadziłam-można poznac nowe osby , a na grupie popracowac nad różnymi sprawami :)

czasem mam indywidualne z psycholog która prowadzi naszą grupę.

 

Moja ostatnia psychoterapia zakończyła sie po 1,5 roku stwierdzeniem psychola , ze nic tu nie zdziała

 

-- 03 lut 2012, 23:07 --

 

teraz jestem im wdzięczna za pomoc, wsparcie, którym darzą mnie do tej pory.

 

kiedyś nienawidziłam moich rodziców za to, że chcą mi pomóc, dziś jestem im wdzięczna za ta troskę, chodź moja psychika jest masakrycznie do dupy, chyba jak nigdy dotąd, to dzięki ich starania nie leże teraz pod kroplówkami a moje zdrowie (odpukać w niemalowane) trzyma się całkiem całkiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co to są za grupy w ośrodku profilaktyki społecznej? to ma jakiś cel integracyjny, czy to są jakieś inne psychoterapie? bo brzmi w sumie ciekawie :D

 

co do rodziców, to czasami mam wyrzuty sumienia, że kiedyś ich tak traktowałam. mama codziennie płakała, tata się wściekał, byli bezradni. od jednego szpitala, do drugiego, od jednego ośrodka do drugiego i tak w kółko. ja się od nich odwróciłam, wyprowadziłam z domu, a oni cierpieli i mimo to dalej mi pomagali.. teraz mam z nimi super relacje, wpadam co niedzielę na obiad, gadamy, jeździmy na zakupy, bardzo ich kocham i wiem, że oni mnie też, ale mam cały czas to poczucie winy, że zgotowałam im takie piekło.. dziwie się, że nie kopnęli mnie w dupę :/

podczas leczenia nie miałam przez nich życia, ale jestem im wdzięczna za to, że mnie wspierają cały czas i, że zawsze mogę na nich liczyć. chciałabym móc im się jakoś odwdzięczyć, ale nie wiem jak. nie potrafię też z nimi o tym porozmawiać, nie wiem czy oni chcą pamiętać ten koszmar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisanko - tutaj sprawa może wyglądać inaczej.

Nie każdy ma wyrozumiałych rodziców.

U mnie było tak, że jak wszystko w życiu mi wychodziło wówczas rodzice szczycili się osiągnięciami córki.

Jednak - co jest niestety autentyczne i bardzo smutne - nigdy nie interesowali się co u mnie się dzieje.

Nie wiedzieli na którym roku studiowałam w danej chwili, gdzie pracuję z kim się spotykam i czy mam znajomych.

Jak coś mi nie wychodziło to oczywiście moja wina.

W wieku dorastania gdy popadałam w depresję - zamiast ze zrozumieniem - spotykałam się z krzykiem z ich strony, totalnym brakiem zrozumienia, kpinami.

Podczas ostatniego nawrotu - z którego udało mi się wyjść o własnych siłach - rodzice mówili, że choruję na głupotę. Robili cały czas pod górkę.

W nocy, gdy chciałam nawet coś zjeść - ojciec robił awantury, że jest późna godzina i o tej porze się śpi...i gasił światło. Wszystko oczywiście z krzykami z jego strony.

Żałuję, że kiedyś gdy byłam silniejsza po prostu się nie wyprowadziłam. Później stawałam się coraz słabsza, coraz bardziej uwikłana w tę chorą rodzinę.

Nie wszyscy mają niestety normalnych rodziców.

Ja do swoich czuję wstręt, złość, wstyd, i wszystkie inne złe uczucia, które niestety, ale kierowałam wcześniej do siebie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tzn z moimi też nigdy nie było kolorowo.. jak wyszło, że brałam narkotyki i miałam anoreksje, to tata też robił mi awantury. moj tata jest cholerykiem, więc nie było problemu wyprowadzić go z równowagi.. mama ciągle płakała, miała depresję, i obwiniała siebie za cały ten burdel, więc to też mi nie ułatwiało zadania. dopiero potem na terapii rodzinnej wyszło, że tata tak reagował, bo on po prostu nie rozumiał tego problemu, chciał dobrze, a wychodziło gorzej, mama czula się bezradna i winna za moje problemy, przez co ja czułam się winna, że przeze mnie mama ma depresje itd. więc to też nie było tak, że oni nagle dostali objawienia i zaczęli mnie wspierać, ratować i w ogóle. bo zanim relacje nam się poprawiły i oni zaczęli się zachowywać nazwijmy to normalnie to minęło kilka lat. tak naprawdę mam z nimi dobre relacje od jakiegoś 1,5 roku, a wcześniej 6-7 lat walczyłam by jakoś móc funkcjonować i ich uspokajać. ale jak się w końcu to udało, to mam naprawdę fajnych rodziców teraz :) może to też kwestia tego, że po prostu się postarzali.. albo zrozumieli w końcu, że to nie jest głupia choroba, tylko choroba jak każda inna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

self_therapy

Jestem zależna od wielu osób, które nie wiedza o moim problemie i nie sa tez w stanie go zrozumieć... sama nie dam rady przejść przez leczenie, a na wsparcie "bliskich" nie mam co liczyć. Nie maja pojęcia czym są ED.

Nie szukam tutaj pomocy, czy pokierowania... chciałam tylko usłyszeć, że ktoś mnie rozumie.

 

Myślę, że większość osób piszących w tym temacie Cię rozumie. To nawoływanie do szukania przez Ciebie pomocy wiąże się z tym, że wiemy co to znaczy przechodzić przez piekło ED, czego absolutnie nikomu nie życzę. To może trochę na zasadzie, że z perspektywy czasu zrobiłabym wszystko żeby tego uniknąć. Szukałabym pomocy na własną rękę, poszła do psychologa na NFZ, powiedziałabym swoim przyjaciołom że mam problem. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę, że trwając w chorobie rzeczywistość wygląda trochę inaczej i ciężko wykonać ten pierwszy krok bez obwiniania siebie oraz przypisywania sobie samych najgorszych cech.

 

Dość ciężko wyjść z ED samemu. Pamiętam, że ja nawet miałam etap fascynacji chorobą. Narzekałam, że już dłużej nie chcę tak żyć ale to były tylko pozory. Rozmawiałam tylko z osobami chorymi co tworzyło bardziej kółko wzajemnej adoracji niż prawdziwą chęć walki z chorobą. Dopiero potem dochodzi się do wniosku, że to takie głupie. No ale jak wiadomo każdy ma swoje tempo, w którym decyduje się na zmierzenie się z ED - nie z objawami fizycznymi ale prawdziwym źródłem choroby.

 

Wierzę, że będzie dobrze!:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chyba każdy przechodzi ten etap fascynacji chorobą. ja też ten etap przechodziłam. z jednej strony cierpiałam, było mi źle itd, a z drugiej chciałam poznawać coraz więcej chorych osób, szukałam for, czy gron pro-ed, pro-ana, niby sięgając po pomoc, ale sama nazwa mówi za siebie do czego były te grona ;> tworzyło się całe grupy wsparcia, które tak naprawdę nas wpędzały w to od nowa. poza tym fajnie było dowiadywać się od innych o nowych dietach, czy metodach na schudnięcie. to jest straszny etap, bo okłamujemy samych siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a co to są za grupy w ośrodku profilaktyki społecznej? to ma jakiś cel integracyjny, czy to są jakieś inne psychoterapie? bo brzmi w sumie ciekawie :D

 

 

 

http://www.praesterno.pl to strona fundacji :)

 

Ja dla moich rodziców bardzo długo byłam panną z paranoja która wymyśliła sobie nie jedzenie, rujnuje im i sobie zycie... krzykiem zmuszali do jedzenia, pilnowali, dawali kary... Tata niestety nadal tak to postrzega, a to ,ze jem i wymiotuje jest juz dla niego nie do pojęcia..

 

Mama po swojej terapii trochę mnie zrozumiała i nasze relacje bardzo sie poprawiły , nie widzi juz we mnie tylko choroby

ale jest to jednak przykrzykre , ze w naszych relacjach to jest najwazniejsze, większość rozmów schodzi na temat czy ona je i wymiotuje.

 

wszyscy lekarze z jakimi miałam kontakt uważali, ze podłoze problemu lezy w rodzinie, że musimy razem rozmawiać itd..

tylko początkowa te próby kontaku opierały się na rozmowach o jedzeniu-kłótnie i moje kolejne wybryki, gdy z mama udało nam się choc trche oderwać od ED nasze kontakty od razu się poprawiły :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisanko - tutaj sprawa może wyglądać inaczej.

Nie każdy ma wyrozumiałych rodziców.

U mnie było tak, że jak wszystko w życiu mi wychodziło wówczas rodzice szczycili się osiągnięciami córki.

Jednak - co jest niestety autentyczne i bardzo smutne - nigdy nie interesowali się co u mnie się dzieje.

Nie wiedzieli na którym roku studiowałam w danej chwili, gdzie pracuję z kim się spotykam i czy mam znajomych.

Jak coś mi nie wychodziło to oczywiście moja wina.

W wieku dorastania gdy popadałam w depresję - zamiast ze zrozumieniem - spotykałam się z krzykiem z ich strony, totalnym brakiem zrozumienia, kpinami.

Podczas ostatniego nawrotu - z którego udało mi się wyjść o własnych siłach - rodzice mówili, że choruję na głupotę. Robili cały czas pod górkę.

W nocy, gdy chciałam nawet coś zjeść - ojciec robił awantury, że jest późna godzina i o tej porze się śpi...i gasił światło. Wszystko oczywiście z krzykami z jego strony.

Żałuję, że kiedyś gdy byłam silniejsza po prostu się nie wyprowadziłam. Później stawałam się coraz słabsza, coraz bardziej uwikłana w tę chorą rodzinę.

Nie wszyscy mają niestety normalnych rodziców.

Ja do swoich czuję wstręt, złość, wstyd, i wszystkie inne złe uczucia, które niestety, ale kierowałam wcześniej do siebie....

 

 

no tak najlepiej jechać stale na koniku "to wina rodziców" -,-

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisanko - tutaj sprawa może wyglądać inaczej.

Nie każdy ma wyrozumiałych rodziców.

U mnie było tak, że jak wszystko w życiu mi wychodziło wówczas rodzice szczycili się osiągnięciami córki.

Jednak - co jest niestety autentyczne i bardzo smutne - nigdy nie interesowali się co u mnie się dzieje.

Nie wiedzieli na którym roku studiowałam w danej chwili, gdzie pracuję z kim się spotykam i czy mam znajomych.

Jak coś mi nie wychodziło to oczywiście moja wina.

W wieku dorastania gdy popadałam w depresję - zamiast ze zrozumieniem - spotykałam się z krzykiem z ich strony, totalnym brakiem zrozumienia, kpinami.

Podczas ostatniego nawrotu - z którego udało mi się wyjść o własnych siłach - rodzice mówili, że choruję na głupotę. Robili cały czas pod górkę.

W nocy, gdy chciałam nawet coś zjeść - ojciec robił awantury, że jest późna godzina i o tej porze się śpi...i gasił światło. Wszystko oczywiście z krzykami z jego strony.

Żałuję, że kiedyś gdy byłam silniejsza po prostu się nie wyprowadziłam. Później stawałam się coraz słabsza, coraz bardziej uwikłana w tę chorą rodzinę.

Nie wszyscy mają niestety normalnych rodziców.

Ja do swoich czuję wstręt, złość, wstyd, i wszystkie inne złe uczucia, które niestety, ale kierowałam wcześniej do siebie....

 

 

no tak najlepiej jechać stale na koniku "to wina rodziców" -,-

 

madziak12341, wydaje mi się, że nie masz prawa w ten sposób komentować mojej wypowiedzi.

Zaburzenia odżywiania mają różne przyczyny - w moim przypadku wynikają z okropnego dzieciństwa, z tego, że moi rodzice nie dość, że nigdy mnie nie wspierali to zgotowali mi taki bajzel.

 

Dlatego ich za to winię.

 

Dodam, że nigdy nie miałam fascynacji światem modelek czy dietami cud.

Proszę więc, byś podchodziła z ostrożnością do swoich wypowiedzi, gdy chcesz kogoś skomentować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Justice84, ja sie z Toba zgadzam. zawsze byłam przeciwniczką oskarżania rodziców o całe zło jakie mnie dziś dotyczy, ale uświadamiając sobie źródła własnych problemów musze przyznać, że - niestety - ale w zdrowym domu raczej nie spotyka się chorych dzieci. tak samo reklama majtek na chudej modelce nie wywołuje anoreksji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z rodzicami to jest tak, że nie trzeba żyć w patologicznej rodzinie, wśród alkoholików i narkomanów, żeby dzieci miały zaburzenia psychiczne w przyszłości. Ja wychowałam się w rodzinie nazwijmy to zdrowej, mam teraz bardzo fajnych rodziców, świetnie się z nimi dogaduje, ale w moim dzieciństwie mieliśmy zupełnie inne problemy, które wpłynęły na moją psychikę. Poza tym, nikt nie jest idealny, nie oszukujmy się te 20, 30 lat temu nie mówiło się tak głośno o tym jak wychowywać dzieci, nie było tylu dostępnych materiałów i programów telewizyjnych. Matki wychowywały nas na bazie swojej wiedzy od babć, cioć i własnej intuicji. Nie każdy musi od razu wiedzieć jak wychować dziecko, żeby nie miało w przyszłości depresji.

Dzisiaj np. czytałam książkę o psychopatach, i była wzmianka o tym, czy wychowanie ma wpływ na psychopatię w dorosłym życiu. Otóż, czynnik środowiskowy oczywiście ma wpływ, osoby z rodzin dysfunkcyjnych są bardziej narażone na choroby psychiczne, ale nie jest powiedziane, że na pewno będą chore w przyszłości, jednak dzieci ze zdrowych rodzin mogą tak samo okazać się osobami z zaburzeniami psychicznymi OD TAK, albo np. od tego, że w okresie do 2 roku życia, nie odczuwały matczynej bliskości i miłości. Tylko gdzie jest ta granica, że jest dla dziecka OK? Dla jednego ciągłe noszenie na rękach przez matkę i bawienie się z nim jest wystarczające, a dla innego nie. Tak samo ile czasu ojciec musi spędzać z małym dzieckiem, żeby nie cierpiało na syndrom anty-ojca?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kropka1905 a robiłaś może jakieś badania: gastroskopię lub kolonoskopię?

Możliwe, że cierpisz na jakieś zaburzenia jelitowe.

Ja mam zespół jelita nadwrażliwego i podobnie jak u Ciebie mam problem z utrzymaniem jedzenia w sobie.

W ostatnim czasie udaje mi się utrzymywać jedzenie co zawdzięczam głownie mniejszej ilości stresu, częstymi posiłkami.

Jednocześnie - w przypadku natrafienia na trudne emocje podczas jedzenia - staram się je analizować.

Pracuję też nad samoakceptacją - szczególnie w sferze własnej fizyczności.

To pomaga w zwalczaniu problemów "anorektycznych".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×