Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przyczyny nerwicy


didado1

Rekomendowane odpowiedzi

oj tak na pewno coś w tym jest.

Ja jestem taka 'kloszardka', ktorej mama nie zapisala do przedszkola, ktora bardzo pozno wyszla na ulice bawic sie z dziecmi,... powtarzano mi, ze nie wolno na nikogo krzyczec, trzeba byc dobrym dla innych. Nikt nie powiedzial mi, ze nie moge pozwolic by dzieci w szkole wysmiewaly mnie i krzywdzily... Nie wiedzialam, ze mozna krzyknac: "Dosc!"

Rodzice chronili mnie przed stycznoscia ze smiercia - nie zabierali mnie na pogrzeby... gdy jako nastolatka pierwszy raz zobaczylam na wlasne oczy trumne poculam, ze robi mi sie slabo... nigdy nie zapomne tego dziwnego uczucia...

Przynajmniej wiem, jakich bledow unikac w wychowywaniu dzieci (choc nie wiem czy moje obietnice na cos sie zdadza- ponoc jestesmy skazani na powielanie danych nam wzorow wychowania... :/

pozdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ja też jestem takim kloszardem :)Jak nie rodzice to pilnowali mnie dziadkowie.Trochę ich rozumiem,dziadkowie sami nie mieli już rodziców w wieku 3-4 lat więc może dlatego "za bardzo" mnie pilnowali.I też zawsze słyszałem-bądź dobry, pomagaj, ustępuj, nie bij się itp...to doprowadziło do zguby

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się i ze smutkiem przyznaję swoja przynależśność do kloszardów. Od najmłodszych lat ochraniany i wyręczany prawie we wszystkim przez matkę, nawet wobec moich jawnych sprzeciwów, ponadto "opuszczony" przez tatę, który niezbyt poradził sobie z przeciągnięciem mnie na tę "męską", odważniejszą stronę życia, mam dziś kłopoty. Czytałem gdzieś, że jednym z najbardziej patogennych zachowań rodzicielskich jest matczyna nadopiekuńczość wobec syna. Wiem po sobie jak trudno jest odseparować się później od rodziców i stać się zdrowym emocjonalnie człekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się.....byłem pod kloszem...kiedyś chyba przed stódniówką byłem na solarium i tam zamykałem taki wielki klosz....nie wiem czy dokładnie o to chodzi....aaa i jeszcze jak sobie trwałą robiłem to fryzjerka mi na głowe taki klosz nałozyła..... A o koszu jeszcze moge powiedzieć...słowo podobne przecież.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja bym to podzieliła na dwie grupy tzw. jak to nazwałeś pod kloszem i tych puszczonych na szeroką wodę jedni mieli za dużo opieki, a inni za mało :twisted:

 

czy każdy musi dostac po dupie :?: takie jest życie i to należy zaakceptowac tak uważam :roll: w każdym bądz razie równowaga we wszystkim jak najbardziej wskazana :!:

 

 

jestem z tych pod kloszem :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytałem gdzieś, że jednym z najbardziej patogennych zachowań rodzicielskich jest matczyna nadopiekuńczość wobec syna. Wiem po sobie jak trudno jest odseparować się później od rodziców i stać się zdrowym emocjonalnie człekiem.

 

W rzeczy samej, w moim przypadku nic dodać nic ująć.. Ale to mój przypadek, a każdy jest inny, objawy natomiast często podobne..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez jestem kloszardem. Wiecznie bylem "osłaniany" przed złem i porażkami których mogłem doznać próbując robić coś po swojemu. Ojciec zawsze wyręczał mnie we wszystkim bo uważał że sobie nie poradzę a ja utwierdzałem się w przekonaniu że nie mogę nić robić bo pewnie jestem beznadziejny i nic mi nie wyjdzie. Zerówka którą prowadziła moja matka, podstawówka pod okiem jej znajomych, zero możliwości rozwinięcia skrzydeł, zero możliwość podjęcia odpowiedzialności za swoje życie i ponoszenie porażek na których mógłbym się uczyć i wyciągać wnioski albo nabierać samodzielności. Zawsze zakazy, które były łatwiejsze niż troska że mogę sobie nie poradzić i coś sobie zrobić, bo tak było łatwiej według moich rodziców, a ja byłem młody i uczony od małego że nie mogę się sprzeciwić bo pewnie to co zrobię i to co myślę będzie złe. Po jakimś czasie zacząłem podświadomie unikać problemów, uciekać przed nimi albo popełniałem błędy z łatwością bo wiedziałem że zawsze będzie ktoś kto za mnie je naprawi i nie miałem uporu żeby pokonywać problemy samemu. Wszystko przed czym zostałem pozostawiony sam mnie przerasta, przeraża i powoduje strach przed tym że jestem nikim i że każdy jest lepszy odemnie. Teraz nie jestem w stanie określić siebie, czego chce i co mam zamiar robić, nie potrafie sam podjęć decyzji co począć z moim żcyiem bo nikt mnie tego nie nauczył. Wstyd i poniżenie tym wszystkim powoduje że uciekam w jakies chore fantazję, kreują sobie swoje zycie w głowie ale niczego nie potrafię wcielić w życie. Teraz wszystko odwróciło się przeciwko mnie, nadopiekuńczość i klosz zmienił się w wyrzuty czemu sobie nie radze, dlaczego nie potrafię żyć samodzielnym życiem i nikt nie potrafi zrozumieć że ja chcę tylko nie potrafię !!!!! Zaczynam popadać w paranoję, patrze w lustrze i widze obcego faceta który nie jest tym kto siedzi w środku, ten którego znają moi znajomi nie jest tym "prawdziwym mną", POMOCY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mam do nich pretensji, dla nich rodzina jest najważniejsza i tylko to sie dla nich liczy. Niestety ich nadopiekunczosc nie skonczyła sie wtedy kiedy powinna i nie chodzi mi o szukanie winnych tylko o to jak z tym teraz walczyc ? Jak to zmienic ? Jak zacząć wierzyc w sieibie i w to ze mozna podejmować decyzje i sie ich nie bać ? Brzmi żałośnie ale to trawi człowieka od środka i z każdym dniem sie nasila bo czas płynie cały czas i jest go coraz mniej na myslenie i trzeba działać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obserwuję forum już naprawdę dłuuuugo. Zjawiłam się na nim mając takie same kłopoty jak każdy z Was. Ale dzisiaj jestem już zdrową i szczęśliwą kobietą! Jak tego dokonałam? Ciężką pracą i kontrolą nad sobą:

-psychoterapia! Z doświadczenia widzę, że jest niezbędnym elementem leczenia. Pomaga zmienić w nas, to co zaprowadziło nas do nerwicy, czyli nasz zły sposób myślenia.

-książki,książki,książki-lęk bierze się z niewiedzy!Jeśli nie wiemy jak sobie z nim radzić, jak go powstrzymywać te objawy się nasilają! Wystarczy poczytać, co to takiego, dowiedzieć się jak nawiecej o nim o wydaje się niegroźny dla nas! Sama świadomość, że nie może nam nic zrobić już powoduje, że nie mamy lęków!

-wiara w siebie, pozytywne nastawienie do życia-jeśli zmienimy stosunek do świata i uwierzymy, że jesteśmy bezpieczni na tym świecie i nic nie może nam zrobić krzywdy, to przestaniemy się bać. Wiem, że strach dotyczy też samego siebie, nie ufamy sobie w nerwicy, bo sami nie jesteśmy pewni, czy ona nam nic nie zrobi, czy sami sobie nic nie zrobimy.! Ale to tylko iluzja, wierzcie mi! Nie może nam nic zrobić :) :smile:

Miałam straszne napady paniki, i nie widziałam końca tej choroby. Dzisiaj jestem zdrową kobietą! Bez leków poradziłam sobie z tym świństwem. Każdemu, kto powie, że jest to nie możliwe niech poda mi choć jeden sensowny argument na to, że faktycznie to jest nie możliwe! Czy ktoś umarł na nerwicę? NIE! Niektórzy umierają tylko sami decydując kiedy, bo mają juz jej dosyć! Ale nerwica, to wytwór naszej wyobraźni! Jeśli nadamy jej ogromne znaczenie w życiu, to takowe będzie miała. Spróbujcie choć jeden dzień o niej nie myśleć. Kiedy się pojawi spróbujcie dzwonić do koleżanki, lub innego znajomego, by się czymś zająć. Zobaczycie jak łatwo ją oszukać. Jesli myślicie o niej non stop, to jak ona ma Was opuścić :smile: ?

Nie wiem jak dotrzeć do Was, abyście uwierzyli mi, że mówię prawdę. Jak sprawić abyście uwierzyli w siebie. Wtedy byłoby nas mniej tutaj! Przysięgam....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja wlasnie zdiagnozowalem u siebie derealizacje czyli ten dziwny stan ktory meczy mnie od roku z przerwami i gdy chodzilem do lekarza najpierw neurologa pozniej okulisty nie potrafilem okreslic tego co czuje teraz juz wiem co to jest i zaczynam walke :))))

 

narazie pora roku moze nie za bardzo sprzyja ale co tam bedzie dobrze chyba zastosuje jakas psychoterapie bo po przeczytaniu postow widze ze to pomaga

P.S.

 

masz bardzo silny charakter jezeli udalo ci sie wyjsc z tego bez leków

u mnie najbardziej nasila sie ten stan gdy jestem w pracy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

więrzę ci, że wyszłaś bez leków

Jak sprawić abyście uwierzyli w siebie
z tym właśnie nie każdy sobie daje radę
Jesli myślicie o niej non stop, to jak ona ma Was opuścić

o i z tym się zgadzam - ale znów nie każdy sam daje rade

 

z drugiej strony praca nad sobą to wysiłek ciężki... a jak mam napad lęku (w pracy najczęściej) to zarzucam pigułę i po wszystkiemu- wygodnie, szybko i skutecznie (na jakiś czas)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się że ci się udało ale musisz wiedzieć że w nerwicy ludzie są w różnych stanach ja nie mogłam mówić z wyczerpania , bo nie spałam rok czasu, nie miałam nawet sił iść się wysikać,a moja nerwica nie powstała na skutek złego podejscia do zycia lecz na skutek pewnych przeżyć, w moim przypadku rada że mam sama walczyć i po prostu wierzyc w wyleczenie była chybiona bo mój stan przez to bardzo się pogorszył, ja np musiałam brać leki, dzięki którym też jestem już zdrowa w 90% i szczęśliwa, odstawiłam juz większość z nich i nerwica nie wróciła, ja wiem ,że chcesz podnieść ludzi na duchu, dodać im sił, ale nie w każdym przypadku jest to dobra rada czasem leki są konieczne bo z chorymi nie ma np w ogóle kontaktu albo lęk jest tak silny,że nie pozwala na pracę z terapeutą, ja bym proponowała zeby każdy najpierw poszedł do DOBREGO lekarza, który stwierdzi czy ma sobie radzić o własnych siłach czy konieczne są inne sposoby, a ja Tobie naprawdę gratuluje ,żę Ci się udało, dobrze że o tym piszesz i rozumiem twoje intencje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie w każdym przypadku jest to dobra rada czasem leki są konieczne bo z chorymi nie ma np w ogóle kontaktu albo lęk jest tak silny,że nie pozwala na pracę z terapeutą, ja bym proponowała zeby każdy najpierw poszedł do DOBREGO lekarza, .

Weroniko,

zgadzam się w 100% z Tobą, że leki są czasem niezbędnym krokiem do tego, by móc przejść do tych porad o których pisałam!

Moją intencją było pokazanie, że nerwica jest uleczalna. Tak jak można zmieniać poglądy, tak samo można zmieniać sposób myślenia! Jednak jeśli człowiek nie może normalnie funkcjonować, leki są konieczne!. PRACA NAD SOBĄ I SAMOKONTROLA SIEBIE JEST BRAMĄ DO ZWYCIĘSTWA!.

 

[ Dodano: Sro Sty 31, 2007 3:33 pm ]

jakie ksiazki czytalas?

lektur jest mnóstwo, trzeba znaleźć te, które do nas przemawiają. Ja np. czytam Murphy'ego oraz Normana Peale. Jednak piszą o uzdrowieniu w bardzo duchowy i religijny sposób. Akurat ja jestem osobą wierzącą, więc ich poglądy do mnie trafiały. Jednak każdy musi znaleźć "swojego" autora.

:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja np. do końca nie byłem świadomy skąd się u mnie wzięło to wszystko, a dałem rade i jestem zdrowy.

chce zebys opowiedzial , jak tego dokonales... samo powiedzenie "jestem zdrowy" to dla mnie jakies nierealne odlegle i niemozliwe. ja sobie ubzduralam ze jak nawet sie wylecze to tak jak alkoholik chociaz niepije cale zycie nim bedzie , to to samo bedzie ze mna chociaz niebede miala skutkow i niebede czula dolegliwosci nerwicy to cale zycie bede .......jak to sie mowi? nerwusem?? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często zastanawiam się skąd tak naprawdę ta nerwica się pojawiła, dlaczego tak nagle... Czy to możliwe żeby ten lęk pojawił się dlatego, że jestem "uzależniona" od moich rodziców i nie mogę rozpocząć samodzielnego życia, pomimo że bardzo tego chcę? Jestem osobą niepełnosprawną i moi rodzice są bardzo zatroskani o mnie i cały czas się o mnie martwią, wciąż powtarzają, że nie dam sobie bez nich rady. Kiedy już chciałam zacząć nowy etap życia, tzn. studia i wtedy spadała na mnie ta nerwica. Czy to możliwe? Jak przestać bać się ludzi i otworzyć się na nich? Bo z tym też mam problem. Jak nauczyć się akceptacji samej siebie? Proszę o rady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×