Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność...


Saturn

Rekomendowane odpowiedzi

Bardzo bym chciała z kimś o tym porozmawiać... czuje się samotna i nikt mnie nie rozumie... :( czemu ta głupia choroba tak niszczy życie z naprawde wesołej dziewczyny stałam się przybitą osobą... i te lęki to mnie wykończy ja chce być taka jak jeszcze rok temu...:( boje się że zawale szkołe bo nie mam chęci tam chodzić... a w tym roku matura... tragedia... niech ktoś się do mnie odezwie..prosze... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Rybko,

Też jestem tegorocznym maturzystą. Ogólnie smutna sprawa... A myślałaś, z czego ta samotność się bierze? Na pewno matura nie pomaga w jej wyeliminowaniu, bo zazwyczaj siedzimy albo nad książkami albo z myślą żeby wziąć się do nauki, ale tak czy siak sami w domach. Tylko musisz zastanowić się, skąd ta samotność się jeszcze bierze. Bo matura minie, a zastanawiam się, czy samotność razem z nią czy nie. Jakie masz lęki? Naprawdę, mogę Ci już jedno powiedzieć: to jest uleczalne, niezależnie od lęku. Uwierz w to, a będzie lepiej. I postaraj się jeszcze pochodzić i się pouczyć. Ja też mam tej szkoły serdecznie dosyć, ale jakoś jeszcze staram się podołać, bo to już niewiele zostało - raptem miesiąc do matury, a do kompletnego luzu ze 2 miesiące. To już niedużo Rybko. Dasz radę, wierzę w Ciebie. PS. Z czego zdajesz? Pozdrawiam serdecznie :D !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie jestem sama, ale przez nerwicę coraz bardziej przestaję doceniać tego cżłowieka, który jest przy mnie. Trudno mi jest poradzić sobie ze swoim życiem..a związek to przecież dawanie sobie wzajemne bezpieczeństwa, miłości itp. zaczynam wątpić czy ja to w ogóle robię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wesnaa teraz ty jesteś w ciężkiej sytuacji i potrzebujesz bezpieczeństwa i miłości. Na pewno twoja druga połowa to rozumie. Postaraj się z tego wygrzebać i dopiero odwzajemniać to wszystko. Na razie po prostu nie możesz wymagać od siebie za wiele. Musisz dojść do siebie i wyrzucić nerwicę ze swojego życia. Skup się na tym. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobry temat,

W sumie jakoś zawsze czułem się sam; jakoś nigdy nie mogłem tak całkiem do końca utożsamić się z grupą, podświadomie czułem, że to nie mój świat.

Może dlatego bardzo często byłem odrzucany? A to potrafiło nieźle dopiec i budowało mur między mną a resztą świata.

Gdzieś 10 lat temu pojawiła się nerwica i wtedy zacząłem czuć się samotny, cholernie samotny...

Uczucie to potęgowały urazy do ludzi, którzy kiedyś należeli do grona moich znajomych; oczywiście starannie te urazy pielęgnowałem, a one rosły... - do dziś nie kontaktuje z tymi osobami.

Ogólnie obrażanie się zawsze było częścią mego życia - tak reagowałem na złe i niesprawiedliwe traktowanie.

Kiedy tylko pojawił się ktoś, kto mnie zaakceptował to nachalnie i neurotycznie "podlizywałem się "; byłem tak zachłanny na czyjąś przyjaźń, że zaniżałem swoją samoocenę pozwalając się niejednokrotnie upokarzać..

Obecnie z wieloma ludźmi nie rozmawiam; najbardziej przykra jest sytuacja z moją starszą siostrą; ona w swoim cyniźmie perfidnie wykorzystywała moje zmagania z nerwicą, próbując wywoływać we mnie lęk i poczucie winy - po prostu nie mogę jej tego darować...

Niestety, chyba już przywykłem do swojej samotności. Marzę czasem o WIELKIEJ MIŁOŚCI - ale to tylko marzenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faiter, twoja samotność wiąże się z nastawieniem do otaczającego świata.

Kiedy tylko pojawił się ktoś, kto mnie zaakceptował to nachalnie i neurotycznie "podlizywałem się "; byłem tak zachłanny na czyjąś przyjaźń, że zaniżałem swoją samoocenę pozwalając się niejednokrotnie upokarzać..

Po pierwsze: masz mało wiary w swoją wartość.

oczywiście starannie te urazy pielęgnowałem, a one rosły... - do dziś nie kontaktuje z tymi osobami.

Po drugie: zbyt bierzesz do siebie to, co usłyszysz od innych (czasem ktoś głupio żartuje - a jako wrażliwa osoba możesz to źle odebrać).

Niestety, chyba już przywykłem do swojej samotności.

Po trzecie: Każdego dnia masz szansę wiele odmienić.

 

Postaraj się zmienić nastawienie do świata. Wtedy świat zmieni nastawienie do Ciebie. Jeżeli będziesz się zamykać na ludzi - wtedy nikt nie zwróci na Ciebie uwagi. Nikt nie będzie chciał na siłę utrzymywać z Tobą kontaktu albo choćby go nawiązywać. To jest z początku trudne, ale trzeba zacząć wychodzić do ludzi, nawiązywać z nimi kontakty - w szkole, pracy, na uczelni, w najbliższym otoczeniu (sąsiedztwo). Najlepszym wyjściem jest działać na siłę - na przekór temu lękowi, oporowi, ... (nazwij to jak chcesz). Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Piotrek.

 

Faiter, twoja samotność wiąże się z nastawieniem do otaczającego świata.

Możliwe, ale "świat" tyle razy mi dokopał, że nie mam powodu żeby go "lubić".

 

Po pierwsze: masz mało wiary w swoją wartość.

Zdaję sobie z tego sprawę, ale mimo moich starań trudno mi ten stan rzeczy zmienić - "to" tkwi zbyt głęboko...

 

Po drugie: zbyt bierzesz do siebie to, co usłyszysz od innych (czasem ktoś głupio żartuje - a jako wrażliwa osoba możesz to źle odebrać).

jak wyżej

 

Jeżeli będziesz się zamykać na ludzi - wtedy nikt nie zwróci na Ciebie uwagi.

Jak mam "otworzyć się" na ludzi, którzy wyrządzili mi tyle krzywd? Oni żyją sobie szczęśliwie i beztrosko, a JA? Nie potrafię im wybaczyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... Nawet to, co tkwi głęboko - da się zwalczyć. Tylko im głębiej to tkwi, tym dłużej trwa walka. Ale jeśli będziesz starać się pracować nad sobą nieustannie, to gwarantuję poprawę. Ja mam nie pamiętam od kiedy poczucie, że każdy w jakiś sposób chce mnie podejść, oszukać, zaszkodzić. I teraz jest o wiele lepiej. Ale zajęło mi to sporo czasu, żeby to osiągnąć. Prawdę mówiąc nie przesilałem się w pracy nad sobą, ale jakby nie patrzeć szedłem do przodu. Ty też możesz...

Jak mam "otworzyć się" na ludzi, którzy wyrządzili mi tyle krzywd? Oni żyją sobie szczęśliwie i beztrosko, a JA? Nie potrafię im wybaczyć...

Olej te jednostki, które Ci zaszkodziły. Ale nie zamykaj się na wszystkich ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

że jestem ostrożny wobec nie tych co trzeba

Moja sytuacja z dzisiaj: Byłem na wycieczce - w ośrodku daleko położonym od jakiegokolwiek sklepu. No i posiedzieliśmy z kumplami w nocy przy "soczkach wysokoprocentowych". No i rano mnie piekielnie suszyło. Akurat słuchałem mp3, a kolega powiedział coś o wodzie (przedtem marudziłem, że mnie suszy). Nie usłyszałem wyraźnie, ale odebrałem to z góry jako złośliwość (pewnie nabija się, że mnie suszy, a dookoła do picia nic nie ma). I już miałem ochotę mu odpyskować, a patrzę, a on wskazuje mi na butelkę z odrobiną wody, która gdzieś pod stołem się jeszcze uchowała. No i zrobił dobrze, a ja byłem pewny, że chciał źle. No masz.... k***a bym prawie go zjechał za dobry uczynek :? przez swoje podejście. Myślę, że trzeba często nie dawać się tym społecznym emocjom i trzeźwo spojrzeć na wszystko i wszystkich dookoła. Akurat w tej aspołeczności jest tak, że czasem zamykasz się na ludzi (często tych dobrych), a czasem masz dość samotności i szukasz zrozumienia u kogoś i czasem otwierasz się przed kimkolwiek - czasami niewłaściwą osobą. I czasem się możesz przejechać na szczerości, co jeszcze wzmacnia twoją aspołeczność. Więc: więcej trzeźwości w postrzeganiu otoczenia i ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba nie ma takiego topiku ...

 

Czy ktoś z Was czuje lęk przed samotnością? ja to bardzo często mocno go przeżywam. Cięzko znoszę rozstania ...

Czasem panicznie boję się tego, że zostanę na świecie zupełnie sama - może dodatkowo dlatego że jestem jedynaczką, moje rodzeństwo nie żyje. Do tego trudno nawiązuje głębsze relacje z ludźmi więc czasem mi się to wydaje naprawdę realne.

 

Taki wraca mi obraz że zostałam zupełnie sama, chcę krzyczeć, wołać żeby mnie ktoś zauważył ale nie mogę wydobyć z siebie głosu.

 

i taką mam refleksję - kiedy czlowiek nie jest oswojony z samotnością wtedy ma też trudności z przeżywaniem bliskości ... Jak sądzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy tez jej doswiadczcie?Sa takie dni,kiedy wydaje mi sie,ze zyje sama na swiecie.Nie chodzi o lek przed wyjsciem do ludzi czy lek w ogole.Ja po prostu takze w tlumie czuje sie niewazna,zagubiona,odepchnieta.Ani rodzice,ani moj maz mnie nie wspieraja,nie rozumieja.Dla meza jestem "wariatka,ktora musi sie leczyc",dla rodzicow "hipochondrykiem".SAMOTNOSC towarzyszy mi kazdego dnia,ona jest we mnie i nie potrafie od niej uciec...Na zewnatrz wesola i modna,pewna siebie dziewczyna tak naprawde ciagle gram i udaje inna niz jestem,bo jestem zalekniona i niesmiala,mam plany,marzenia ale one nigdy sie nie spelniaja....Ten o wyjsciu z ktregu szalenstwa leku i samotnosci tez nie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszechogarniająca samotność... ja już chyba Kochanie przywykłam. Wręcz cenię sobie ją. Ale masz świętą rację. Rodzina, facet... to tylko ludzie. Nie można od nich wiele oczekiwać, jeśli w ogóle coś można... Nie jesteś aż tak samotna. Wirtualnie - ale chociaż tak - jestem z Tobą. Dla mnie nie jesteś wariatką.

Pozdrawiam cieplutko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniczko, marzenie o wyjściu z choroby (nie nazywaj jej szaleństwem; to nietrafne określenie ;)) może się spełnić. Potrzeba na to trochę czasu. Nie trać więc wiary, bo bardzo się przydaje w walce z nerwicą.

 

Myślę, że wielu ludzi z tego forum doświadcza samotności. Ja też. Wczoraj spotkałam się z koleżanką, z którą chodziłam do szkoły, kiedy mój system nerwowy nie był jeszcze rozstrojony. Wczoraj wybrałyśmy się do kina. Że też właśnie podczas seansu nerwica musiała zaatakować! Czułam się jak posąg-mięśnie miałam napięte. W takim (na szczęście dość lekkim) stanie lękowym wracałam też do domu. Moja koleżanka nic nie mówiła, ale tego napięcia trudno nie zauważyć. Dziś mam z tego powodu doła. Chyba niepotrzebnie. Oddalam się od dawnych, drogich przyjaciół, jednak wierzę, że się podniosę, odbuduję stare znajomości albo nawiążę nowe. Nie wiem, kiedy nadejdzie ta chwila, ale wiara w nią nie pozwala mi się poddać.

 

Nie przejmuj się brakiem zrozumienia ze strony rodziny. Bethi ma rację-to tylko (zdrowi) ludzie. Trzeba im wszystko tłumaczyć aż im serce zmięknie. Przecież na pewno cię kochają. Bądź cierpliwa!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że wielu ludzi z tego forum doświadcza samotności.

 

swieta racja...to juz chyba uroki tej choroby, nikt "zdrowy" nas nie zrozumie.... a "chorych" tylko na takim forum mozna spotkac, niestety ja rowniez odtyracilam przez chorobe prawie wszystkich znajomych, a milosc heh....moze jak wyzdrowieje....po co ograqniczac kogos swoja choroba,

a poza tym w domku mam dwa kotki wiec az tak samotna sie nie czuje, mam z kim pogadac :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"chorych" tylko na takim forum mozna spotkac

 

Nie tylko na forum internetowym. ;) Czasami widuje osoby chore na nerwicę np. na ulicy czy w jakiejś instytucji. Niedawno pojechałam do Warszawy, żeby załatwić sprawę w banku. Kiedy czekałam, stanęła niedaleko mnie kobieta, która na 100% choruje na tę przypadłość. Nogi jej intensywnie drżały, a to wyraźnie ją peszyło. Ja też na początku się wstydziłam. Teraz, jeśli ktoś nachalnie i nieprzyjaźnie się na mnie gapi, posyłam mu takie spojrzenie, że chyba go ciarki przechodzą. W każdym razie przestaje. Sa, sa... :mrgreen: Wiem-straszna jestem, ale to jeden moich z nielicznych sposobów obrony.

 

Ja znalazłam miłość, kiedy byłam już chora. Jesteśmy ze sobą prawie rok i nawet nigdy się porządnie nie pokłóciliśmy. Jednak nasz związek chyba się rozpadnie. Nie z powodu nerwicy, ale odległości. Od kilku miesięcy dzieli nas kilkaset kilometrów. Chyba pęknie mi serce, jeśli się rozstaniemy. Mimo wszystko nie żałuję, że go spotkałam.

 

Jakże ci zazdroszczę tych kotków, Vampirku82! :D Strasznie chciałabym mieć w swoim otoczeniu zwierzaki. Niestety nie będzie to łatwe do zrealizowania. Planuję wynająć pokój w Warszawie. Dość mam już dojazdów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Otaczają mnie ludzie. Maaasa ludzi. A ja czuję sie taka samotna. Oni się starają. Niektórzy być może wychodzą z siebie, żeby mnie "zadowolić". Ludzie kochani, czy Wy nie rozumiecie, że mi już nic nie pomoże. Dlaczego po prostu nie mogą mnie zostawić w spokoju. Pozwolić ułożyć sobie "życie" według mojego planu. Dlaczego nikt tego nie rozumie???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam takie szczescie, ze moj ukochany sam kiedys leczył sie na nerwice i mnie rozumie,wspiera, pociesza, sam jeszcze czasem ma, bo wrocila w mniejszym nasileniu po kilku latach.Kiedy leczyl sie pol roku pramolanem i przeszlo na kilka lat.

Gdy pierwszy raz zaczelo mnie dusic tak bez powodu, nagle, myslalam ze umre zaraz, a On powiedzial:,,Masz zwyczajnie nerwice'',Opowiedzial mi wtedy wszystko co sam przechodzil, dzieki temu bylo i jest mi latwiej.

Wspolczuje wam, ze Was nikt nie rozumie z bliskich.

Moi rodzice w sumie nazywaja mnie tez ,,hipcio'' od slowa hipochondryk, tata się smieje, a mi wcale nie do smiechu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×