Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja historia


faiter

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Po miesiącach wahań postanowiłem w końcu przezwyciężyć swój lęk i zalogować się na forum. Tak jak w przypadku większości odwiedzających to forum zmagam się z depresją i nerwicą lękową. Trwa to już dość długo; pierwsze poważne symptomy pojawiły się 10 lat temu. Akurat zaczynałem studia i wtedy właśnie wpadłem w poważny dołek, dołek z którego do dziś nie mogę się wydostać, dołek, który zaważył na całym moim późniejszym życiu... Ale po kolei: od dziecka zawsze byłem "nadwrażliwcem" - łatwo można było mnie zranić, sam za to byłem wesołym lecz zalęknionym dzieckiem, wpływ na to miała "krzykliwa" matka i apodyktyczny ojciec. Matka od dziecka wpajała mi poczucie winy, a ojciec zrównywał do poziomu "wiadra". Rówieśnicy zawsze uważali mnie za mięczaka, a ja zawsze starałem się im pokazać, że wcale taki nie jestem. Żeby nabrać pewności siebie i zwalczyć swoje lęki zacząłem uczęszczać na treningi sztuk walki; całkiem dobrze mi szło, jednak lęki i brak pewności siebie nadal pozostawały. Następnym sposobem na brak odwagi miała być kulturystyka; i znów oprócz dość dobrych wyników fizycznych, w mojej psychice nie zmieniło się nic. Aby poprawić swoją wydolność zacząłem brać sterydy - zapłaciłem za to kłopotami zdrowotnymi i rozchwianiem psychicznym(ataki agresji). Zawsze należałem do grona najlepszych uczniów: tak było w podstawówce, w szkole średniej i tak w zamierzeniu miało być na studiach... Wtedy właśnie zaczęły się moje kłopoty ze zdrowiem (sterydy) i w rezultacie nie zaliczyłem roku i pogrążyłem się w mrokach depresji... Odsunąłem się od znajomych, stany lękowe jeszcze bardziej się nasiliły, prawie przestałem wychodzić z domu. Byłem tylko ja, mój pokój i Bóg, którego obwiniałem za wszystko co mi się przytrafiło. To był 1997 rok. Apogeum moich stanów depresyjno - lękowych to rok 1998(prawie wymazałem go z pamięci). Z odrętwienia wyrwał mnie bilet do wojska; potraktowałem to jako tragedię, ale w rezultacie wojsko postawiło mnie na nogi. W 2000 roku zakończyłem służbę i postanowiłem, że od tego momentu zacznę nowe "zdrowe" życie. Znalazłem pracę i na nowo zacząłem studia. Przez rok było prawie ok. stany depresyjne były dość łagodne, lęki nie nawiedzały mnie tak często. Wtedy właśnie stałem się obiektem mobbingu w pracy: oczernianie mnie, ostracyzm, dodatkowe obowiązki itp. Oczywiście wtedy jeszcze nie wiedziałem że to "mobbing", nie dawałem się: zachowywałem kamienną twarz i grałem twardziela doprowadzając do pasji moich "prześladowców". Wytrzymałem rok- pod koniec musiałem przyjmować środki uspokajające. W rezultacie wylądowałem na bezrobociu, dobrze że pozostały mi studia. Przez 3 lata byłem bezrobotny, nawet zbytnio nie szukałem pracy jakby podświadomie bojąc się "powtórki z rozrywki". W międzyczasie zaczęły się p"prześladowania" mojej osoby w moim miejscu zamieszkania. Próbowano mnie zastraszyć, zaszczuć. Odrzucony przez dawnych znajomych, teraz stałem się obiektem ich "ataków". Oczywiście znów nie dawałem po sobie poznać i znów toczyłem z nimi "walkę"; głównie w sposób niewerbalny, zmagając się jednocześnie z coraz częstszymi i dłuższymi stanami depresyjnymi. Doszło do tego, że bałem się wychodzić z domu, żeby nie zostać "zaczepionym", żyłem w ciągłym lęku. Tak było jeszcze 2 lata temu, w międzyczasie zacząłem czytać książki z zakresu psychologi i ezoteryki. Stopniowo zacząłem wracać do życia "społecznego" przechowując jednocześnie głęboką urazę za wszystkie doznane krzywdy. Sytuacja powoli zaczęła się odwracać - moi najwięksi prześladowcy, mimo, że ciągle budzą we mnie lęk sami stali się ofiarami - boją się mnie i w sumie do tego cały czas zmierzałem, żeby na chwilę postawić ich w roli "ofiary", żeby zaczęli się bać tak jak ja... To jest stan obecny. Ciągle jeszcze nie załatwiłem wszystkich "spraw", nie skończyłem jeszcze studiów - "bałem się" obronić dyplom, staram się otwierać na ludzi, staram się zmieniać podejście do moich rodziców (ciągle mną pomiatają). Nigdy nie byłem w związku, nigdy nikogo nie kochałem - zbudowałem wokół siebie mur, który miał mnie chronić przed "złymi"ludźmi. Czasem nie chce mi się żyć, czasem myślę, że jestem nikim. Chciałbym już skończyć te zmagania ze światem, zmagania ze samym sobą - chciałbym odpocząć. Najlepsze lata "przeciekły" mi przez palce, od 10 lat jestem ciągle w tym samym punkcie życiowym i sam już nie wiem czego chcę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Różo.

Dzięki, że zainteresowałaś się moją osobą. Zdaje sobie sprawę, że moja "opowieść" nie była zbyt składna, ale trudno streścić 10 lat życia... I tak wiele istotnych rzeczy pominąłem.

Czy jestem "silny"? Podobno. Wielką cenę zapłaciłem za swoją SIŁĘ... To nie jest tego warte, uwierz mi.

Nie leczę się w tradycyjnym słowa tego rozumieniu. Ratuje się czymś co nazwałbym "auto - psychoterapią" opartą głównie na wiedzy zaczerpniętej z artykułów i książek. Do tego trochę ziółek typu: dziurawiec, melisa i to wszystko.

Boję się wizyty u psychiatry, boję się psychotropów.

Mam za to silną potrzebę podzielenia się z kimś moimi przeżyciami; po latach chciałbym się w końcu odblokować...

Ogólnie żyję z dnia na dzień; raz lepiej, raz gorzej - taka mała wegetacja... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faiter,wierzę ci,że boisz się psychologów,ale czasami warto spojrzeć na siebie oczami innych.Z boku lepiej widać ;) 10 lat to kawał czasu,jeśli czujesz,że stoisz w martwym punkcie,pomogłoby ci spojrzenie kogoś z zewnątrz.Pisz do nas i czytaj,może dostaniesz jakieś wskazówki,które ci pomogą zrobić krok do przodu.To też w pewnym sensie taka psychoterapia.Trzymaj się cieplutko i pamiętaj-nie jesteś sam.Tu znajdziesz zrozumienie,a to już bardzo wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj faiter! Jesteś wartościowym człowiekim, tak jak pozostali na forum. Trud w tym że trzeba to w sobie odnaleść. Ja zmagam się z tym obecnie!

Psychoterapia u psychologa pomaga to odkryć w sobie, leczy bez leków (psychotropów)! więc nie bój się tego!

 

Pozdrawiam! miło cię poznać!

 

 

"... zmiany dokonują się dzięki wysiłkowi..."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj faiter!

Tak sobie trochę poczytałem i nasunęła mi się taka oto myśl:

 

"Czuć się kochanym dodaje więcej siły, niż czuć się silnym" (Johann Wolfgang von Goethe)

 

-ja kiedyś byłem bardzo silny, z różnymi murami ochronymi i innymi tego typu paskudztwami. Teraz wiem, że ta ciągła budowa owych murów na dłuższą metę nie ma sensu i lepiej po prostu otworzyć się na ludzi, a jak z czymś się nie zgadzasz po prostu mówić o tym otwarcie a nie toczyć niewerbalne "walki" z całym światem. Coś o tych "walkach" wiem... strasznie dużo siły kosztują i nie przynoszą na dłuższą metę pozytywnych rezultatów.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faiter,wierzę ci,że boisz się psychologów,ale czasami warto spojrzeć na siebie oczami innych.Z boku lepiej widać Wink 10 lat to kawał czasu,jeśli czujesz,że stoisz w martwym punkcie,pomogłoby ci spojrzenie kogoś z zewnątrz.Pisz do nas i czytaj,może dostaniesz jakieś wskazówki,które ci pomogą zrobić krok do przodu.To też w pewnym sensie taka psychoterapia.Trzymaj się cieplutko i pamiętaj-nie jesteś sam.Tu znajdziesz zrozumienie,a to już bardzo wiele.

 

Dokładnie, kawał czasu... Przepełnia mnie żal z powodu "zmarnowanych" lat.

Aby się ruszyć, muszę - jak mawia Rocky: "opróżnić piwnicę" ;)

 

Dzięki za słowa wsparcia; będę TUTAJ często zaglądał. :)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:46 pm ]

Witaj faiter! Jesteś wartościowym człowiekim, tak jak pozostali na forum. Trud w tym że trzeba to w sobie odnaleść. Ja zmagam się z tym obecnie!

Psychoterapia u psychologa pomaga to odkryć w sobie, leczy bez leków (psychotropów)! więc nie bój się tego!

Elo zwycięzco!

 

Z tym psychologiem to może i dobry pomysł, gorzej z realizacją... Nie jest łatwo "normalnym" trybem dostać się do kogoś takiego. Przynajmniej tam gdzie mieszkam.

 

P.S: Zazdroszczę Tobie optymizmu; no, ale jak ktoś ma "taki" nick... ;)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:11 pm ]

"Czuć się kochanym dodaje więcej siły, niż czuć się silnym" (Johann Wolfgang von Goethe)

 

-ja kiedyś byłem bardzo silny, z różnymi murami ochronymi i innymi tego typu paskudztwami. Teraz wiem, że ta ciągła budowa owych murów na dłuższą metę nie ma sensu i lepiej po prostu otworzyć się na ludzi, a jak z czymś się nie zgadzasz po prostu mówić o tym otwarcie a nie toczyć niewerbalne "walki" z całym światem. Coś o tych "walkach" wiem... strasznie dużo siły kosztują i nie przynoszą na dłuższą metę pozytywnych rezultatów.

Witaj C©złowiek'u!

 

Świetna sentencja! - gdzie się do niej dokopałeś?

 

Masz w 100% rację, tyle że te "mury" to swego rodzaju wyuczony przez lata "nawyk". Myślę też, że poprzez moją postawę "twardziela" prowokowałem podświadomie ludzi do ataków na mnie... Może chciałem się "sprawdzić"?

Problem w tym, że kiedy otwieram się na innych to z głębi mojego jestestwa wychodzą stare, przez lata tłumione lęki - oj, jest tego trochę...

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj faiter. Z tyloma przeciwnościami dałeś sobie radę to i teraz sobie poradzisz. Otwierasz się na ludzi - to bardzo ważne. Jesteś wartośćiowym człowiekiem i pomalutku poukładasz swój świat. Już zacząłeś to robić. Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj faiter. Z tyloma przeciwnościami dałeś sobie radę to i teraz sobie poradzisz. Otwierasz się na ludzi - to bardzo ważne. Jesteś wartośćiowym człowiekiem i pomalutku poukładasz swój świat. Już zacząłeś to robić. Powodzenia.

Witaj Gracjo.

Dzięki za słowa wsparcia; są one tym cenniejsze bo pochodzą od osoby z "doświadczeniem życiowym".

Od zawsze byłem ekstrawertykiem, tylko pewne wydarzenia w moim życiu zmusiły mnie do "defensywy". Zaczynam tę cechę w sobie na nowo odbudowywać :smile:

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, już teraz nie pamiętam gdzie dokładnie tą myśl Goethego znalazłem - w każdym razie na pewno gdzieś w Necie ;)

 

Tak, można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju nawyk - a jak wiadomo z nawykami bardzo trudno się walczy, szczególnie jak są bardzo silnie i głęboko zakorzenione w psychice - ale ja wciąż próbuje i wierze, że w końcu uda mi się moje problemy w ten czy inny sposób rozwiązać.

 

A tak przy okazji to teraz czytam książke pt."Kobiecość w mężczyźnie" - jak dla mnie jest porażająco przekonywująca i jak jej nie czytałaś to szczerze ci ją polecam, oraz innym forumowiczom ;) - czas na pewno nie będzie zmarnowany!

 

Pozdrawiam! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich

Urzekła mnie Twoja historia faiter.

Ja również byłam mobbingowana w pracy (przez okres 2 lat), dzisiaj po prawie dwóch latach leczenia zastanawiam się co dalej....

Leczenie zaczęłam psychoterapią grupową, potem psychiatra, 2x po pól roku świadczeń rehabilitacyjnych w międzyczasie sanatorium, doszły objawy psychosomatczne: atopowe zapalenie skóry następnie astma oskrzelowa - czuję się jak wrak człowieka........ chaciaż jestem w lepszym stanie niz na początku leczenia, nie wiem co dalej.........

W czerwcu kończą mi się świadczenia rehabilitacyjne, z pracy nie zwolniono mnie chociaż wg kodeksu pracy już dawno mieli takie prawo.... no cóż chyba za bardzo rozdmuchałam sprawę mobbingu. Pozdrawiam wszystkich, ja również będę zaglądała na to forum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×