Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Choć z nim to problem teraz. Wyjechał do Danii nie wiem co bedzie dalej. Jesteśmy ze sobą rok, tylko albo aż. Rok bardzo intensywny. Zakończyłam wcześniejszy prawie 4 letni związek dla Niego... Mam nadzieje, że bedzie dobrze, ale sie tak boje nie chce go stracić. Mogłabym żyć bez Niego ale nie chce!! każda księzniczka ma księcia a ja zawsze szukalam rycerza i Go znalazłam... mam nadzieje... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tzw przyjaciele totalnie mnie zignorowali "przesadzasz!" powiedzieli

heh moi nie powiedzieli NIC. Nie prosiłam o pomoc - i jak sie przekonałam słusznie. Nawet się nie zainteresowali czy żyję jak znikłam z oczu. A teraz każdy chce żeby im się "kłaniać" na ulicy a jak tego nie zrobię to wielkie halo.

 

 

tzw przyjaciele totalnie mnie zignorowali "przesadzasz!" powiedzieli

heh moi nie powiedzieli NIC. Nie prosiłam o pomoc - i jak sie przekonałam słusznie. Nawet się nie zainteresowali czy żyję jak znikłam z oczu. A teraz każdy chce żeby im się "kłaniać" na ulicy a jak tego nie zrobię to wielkie halo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie tak ja nie prosiłam o pomoc.. własnie znilnełam na 4 miesiące a oni nic zignorowali a jak rodzice podstepem mnie do nich zawiezli starałam sie rozmawiac i na pytanie dlaczego sie nie odzywam odpowiedziałam : bo ciągle jestem smutna i slaba , usłyszałam przepraszam, po prostu poszłam sobie .......

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Nie opisujesz dokladnie w czym jest problem. W czym? Odbieram to tak, jakbyś nie byla zadowolona ze swojego codziennego życia ale może się mylę. Napisz konkretnie co Ci przeszkadza, pozdrawiam

 

czy jestem zadowolona ze swojego życia?? dobre pytanie, z kierunku na którym studiuje to niejestem, ale od niedawno zajełam się jogą i na nowo fotografią, tylko jakoś ludzi brak w moim życiu takich bliskich, niezawsze mam z kim, wyskoczyć na piwo, albo siękomuś wyżalić, dodatkowym problemem jest to że mam trudności w nawiązywaniu znajomości bo jestem nieśmiała chociaż i tak mniej niż kiedyś, ale cały czas pracuje nad tym, teraz będę zmieniała stancje i nawet niemam jej z kim wynająć, w tym problem, tak na marginesie chciałabym ci odpisać na twój poprzedni post, ale nawet niewiem co ci doradzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley to w sumie bardzo złożony problem. Przedstawię swoją hipotezę na to. Moim zdaniem trzyma się kupy. Spotkałaś chamskich i bezczelnych ludzi. I problem zaczął się od tego, że wpakowałaś całe 6 mld osób do jednego worka - wszyscy są źli. I powoli od przekonania przeszło to w nastawienie, a potem w działanie. I w ten sposób szukałaś w każdej osobie na siłę tego złego człowieka. Często ludzi mogli być życzliwi, a ty odbierałaś to w swój sposób. I działanie polegało na tym, że odpychałaś od siebie tych ludzi, a czasem może raniłaś. Nieświadomie. To było ponad Tobą. Niestety ci ludzie o tym nie wiedzieli. I tu się zaczyna 2 faza takiej sytuacji - odwet. Zranieni i odepchnięci ludzie zaczęli się na Tobie mścić. To spowodowało pogłębienie Twojego przekonania o tym, że ludzie są źli, a co za tym poszło - też działania. Akcja równa się reakcji. Takie coś samo się napędza, bo Ty i ci ludzie zagłębiacie się w swoich przekonaniach i działaniach. Jednak na szczęście (w nieszczęściu) jedna rzecz może to zatrzymać - izolacja. I widocznie tak się z Tobą stało. Z drugiej strony izolacja jest czymś okropnym, bo odpycha Cię od ludzi i zarazem samotność niszczy Ciebie. Jedyne, co w niej dobrego - że ustają wzajemne ataki. I powoli, gdy doskwiera samotność, zaczynasz sobie z czasem uświadamiać, że jednak tych ludzi potrzebujesz. I plus dla Ciebie - zaszłaś dalej - w twoim poście pojawiły się słowa, że też są dobrzy ludzie. Prawda jest taka, że gdyby ten dobry był białym, a ten zły czarnym, to cała ludzkość mieści się w odcieniach szarości. Czarni i biali nie istnieją. Musisz sobie to uświadomić. PS. teraz mi przyszło na myśl - niech nikomu nie przychodzą do głowy skojarzenia z kolorami skóry bo nie to miałem na myśli (osoby z dodatnim poziomem IQ zrozumieją i nie będą prawić głupich żartów ;) ). Wracając do tematu - musisz otworzyć się do ludzi. W takim stopniu, aby utrzymywać z nimi kontakty, ale nie zwierzać się tym ludziom. Zasada ograniczonego zaufania. Nie zwierzaj się nowo poznanym ludziom, gdy ich lepiej poznasz - zaczniecie się sobie zwierzać z wielu tajemnic. Ale to dopiero z czasem. I nigdy nie ma gwarancji, że taka osoba w pewnym momencie nie zrani. Nie będę koloryzować niczego. Jesteś inteligentną osobą, co widać po twoich postach. Więc napiszę Ci to tak jak jest naprawdę - i mam nadzieję, że zrozumiesz. Z ludźmi czasem jest dobrze, czasem źle. Ale bez ludzi to katorga i nie życie. Dlatego trzeba mieć znajomych, przyjaciół, miłość - bez nich nie da się żyć. Czasem potrafią zranić przyjaciele, czasem ta jedyna miłość. To ostatnie boli najgorzej. Ale to nie znaczy, że masz unikać kontaktu z ludźmi. Oni są potrzebni. A jeśli zrani przyjaciel - nie jest warty przyjaźni - i nie jest jedyną osobą, której mogłabyś powierzyć swoje tajemnice. Tak samo z miłością. Trochę barwy czarnej się teraz rzuciło. Jest jeszcze biel. To nie jest cud, że można natrafić na szczerą, wieczną przyjaźń lub miłość. To jest jedna wielka niewiadoma. Istnieje ryzyko. Ale warto zaryzykować nawet zranienie dla szukania tej prawdziwej przyjaźni i tej prawdziwej miłości. Trzeba po prostu obserwować ludzi i patrzeć, którzy są godni zaufania a którzy nie. Czasem są ludzie, którzy "wśród tandety lśnią jak diament". Dla takich ludzi warto żyć i ich szukać. Na zakończenie powiem, że mimo przedstawienia tematu w wątpliwym świetle jestem w 100% przekonany, że w kontaktach z ludźmi warto ponosić ryzyko i otworzyć się wobec ludzi. Osoby otwarte są lubiane. Mnie samego wiele osób zraniło, ale jeszcze więcej dało mi wiele wspaniałych chwil, znajomość, przyjaźń. Miłości jeszcze w swoim życiu nie miałem. I gdybym zrobił zestawienie tych dobrych i tych złych, to zdecydowanie powiedziałbym i dałbym sobie uciąć za to rękę, że warto żyć wśród ludzi. Pozdrawiam Cię serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley, podpisuję się pod słowami Piotrka i wtrącam jeszcze swoje trzy grosze... :] Mój fumfel zwykł mawiać, że są ludzie i parapety. :) Są tacy, co po prostu, dla własnej satysfakcji, kompleksów i zazdrości (to, o czym pisałaś), bezinteresownie innym dowalą, oplują, kopną. I tych - za przeproszeniem - miej w dupie. Naprawdę. Gdy ktoś chce zepsuć Ci humor, gdy złośliwie coś kłapie, pomyśl sobie: czy mnie to tak naprawdę obchodzi? I bądź ponad tym. Ach, oczywiście, że to nie jest łatwe. Ja też sobie obiecuję, że nie dam się sprowokować, że nie będę się przejmować, że jakiś osioł nie zasługuje na to, żebym przeżywała jego wywody, a i tak czasem tama pęka - i uhuhuhu. :)

Ale są też ludzie, o których warto walczyć. Są tacy, do których trzeba iść, krop po kroku, po szkle, po kamieniach, po żwirze i po rozpalonym piasku. Pod górkę i przez ciemny las. Człowiek zwierzęciem stadnym jest. :) I tak, jak napisał Piotrek, nikt nie jest czarny, albo biały. Ja zawsze wierzyłam, chciałam wierzyć, że świat jest właśnie taki, dwubiegunowy. Że jest dobro i zło i nic poza tym. I skreślałam ludzi i odrzucałam i wartościowałam ostro... zbyt ostro. Dopiero kiedy w sobie zauważyłam i czerń i biel i pomarańcz i ciapki, zrozumiałam, że wszystko zależy od chwili, od okoliczności, od splotu wydarzeń, emocji... Wiele twarzy... a może wiele masek, zakładanych na różne okazje. Chyba najważniejsze jest to, żeby pod tymi wszystkimi maskami odkryć prawdziwego człowieka, tą iskrę dobroci w nim i tego się trzymać... Sama wiesz, jak można się w sobie pogubić. Dla mnie szokiem była konstatacja, że inni - tak jak ja - mogą się pogubić, mogą być nieszczęśliwi, nie radzić sobie i oceniać mnie tak, jak ja ich. Że nie ja jestem epicentrum świata (buuu... ;]). I że trzeba wyciągnąć do nich dłoń i samemu nie wzdragać się przed ujęciem czyjejś dłoni i iść do siebie.

Krótki wniosek: od tych "toksycznych" zwiewaj w podskokach. I nie miej wyrzutów sumienia. Ale znajdź, odszukaj na powrót tych kochanych i naucz się im wybaczać i wybaczać sobie. Jeszcze nieraz przyjdzie nam, Tobie, mnie, zaciskać zęby, ale w coś, w kogoś trzeba wierzyć i ocalić w swoim sercu...

 

Człowiek człowiekowi wilkiem

Człowiek człowiekowi strykiem

Lecz ty się nie daj zgnębić

Lecz ty się nie daj spętlić

 

Człowiek człowiekowi szpadą

Człowiek człowiekowi zdradą

Lecz ty się nie daj zgładzić

Lecz ty się nie daj zdradzić

 

Człowiek człowiekowi pumą

Człowiek człowiekowi dżumą

Lecz ty się nie daj pumie

Lecz ty się nie daj dżumie

 

Człowiek człowiekowi łomem

Człowiek człowiekowi gromem

Lecz ty się nie daj zgłuszyć

Lecz ty się nie daj skruszyć

 

Człowiek człowiekowi wilkiem

Lecz ty się nie daj zwalczyć

Człowiek człowiekowi bliźnim

Z bliźnim się możesz zabliżnić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chcę mi się płakać, nie chce mi sę cierpieć, nie mam ochoty przespać reszty życia albo przeryczeć w poduszkę.

Nie wiem skąd we mnie tyle woli walki.

To jakby przeżarcie się smutkiem, wiecznym dołem, poprostu mam dość.

to jest nawet mile, dopuki nie uświadomię sobię, ze nadal nie wiem co mnie ukoi.

Nie wiem czego chcę, co mam ze sobą zrobić, jak zacząć nową lepszą przyszłość.

Wiem, ze te pozytywne emocje pojawiły się we mnie, po rozmowie z najlepszym facetem jakiego znam, z moim facetem.

Teraz nic mnie nie powstzryma w byciu szczęśliwą, silną, kiedy tylko odnajdę drogę ku temu.

Mam nadzieję, że to mi nie minie, ze uda mi się w końcu wywalczyć coś dla siebie, ze nie poddam się. Zbyt wiele razy w swoim krótkim życiu upadałam, teraz chcę wstać.

Mamy pewnie nigdy nie zadowolę i coraz mniej mi na tym zależy.

Ale marzę, by Tomasz był ze mnie dumny.

 

Trzymajcie kciuki, ok?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Martusia :D 3mamy kciuki. Ty już najważniejsze zrobiłaś. Z taką motywacją odnaleźć dobrą drogę to już niewiele. A w ogóle z taką dawką optymizmu... ten post powinien się znaleźć w krokach do wolności i świecić przykładem ;) Chęć walki o swoje szczęście to nie dziwny stan, to świetny stan. Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Martusiu pięknie napisane..i oby wszyscy mieli takie podejście to byłoby świetnie..ale pracyjemy nad tym..musimy sie zbiorowo zarażać optymizmem i chęcią walki. Nie wiem tylko co Shadow zrobi bo będzie musiał zmienić nazwe z forum "nerwica" na forum "cudownie ocaleni"..mnie sie podoba ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale pracyjemy nad tym..musimy sie zbiorowo zarażać optymizmem i chęcią walki
i ja pragne się zarażać, gdyz jestem przekonana, jak tylko znajdę żródło , ktore chce mnie ściągnąć w kont, dół, nicość to optymizm wyciąga mnie na powierzchnię i owiele jaśniej dostrzegam problem. Zaczynam podejmować walkę z nim, ale zawsze z świadomością by nikogo nie skrzywdzić. Nie jest to łatwe, ale już kilka razy udalo mi sie stanąć twarzą w twarz z bólem, a nikt wokól mnie nawet nie zauważyl co się ze mną dzieje. Najtrudniejsze moje postanowienie jakie sobie dałam, nikomu już nie dam satysfakcji patrząc na moje słabości.O nie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest fatalnie... Moje życie leglo w gruzach, zawalilam je na każdym froncie. Przeszlam przez taką beznadzieję, że nie mogę się teraz pozbierać. Chcę zacząc wszystko od nowa ale nie moge bo wszystko mi się kojarzy z moją przeszlością. To wszystko zostawilo na mnie taki odcisk, taki uraz, że nie wiem, czym możliwe jest żebym zaczęla normalnie żyć. Już wszystko jest nienormalne. Co mi to da jak zacznę wszystko zmieniać? Jak wewnątrz jest co innego. Wnętrze jest totalnie zrujnowane ;( Nie mam sily żeby z tym żyć. Każdy dzień jest pelen bólu. To nie jest życie. Ja nie żyję, ja się tylko z tym wszystkim zmagam. Myśl o tym, że nadejdzie taka chwila, w której poczuję, że wszystko się ulożylo i zmienilo jest taka odlegla...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley,ja niedawno też mówiłam,że nie żyję,tylko się meczę.Teraz jest o wiele lepiej.Z tobą też tak bedzie,tylko pracuj nadal nad sobą i spróbuj zrobić tak jak ja-przepłakałam cały dzień rozliczając się z przeszłością,powspominałam wszystko i wszystkich,do których miałam żal,pozwoliłam sobie na taką totalną żałobę nad swoją przeszłością-i wybaczyłam,tak dogłębnie i raz na zawsze.Nawet nie wiesz,jaką ulgę mi to sprawiło,jakby otworzyło się przede mną okno na nowy świat.Od tego zaczęło się moje zwycięstwo nad chorobą.Spróbuj,to chyba jedyne wyjście.

Matsu,życzę zdrówka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

HEJ.NIEWIEM OD CZEGO MAM ZACZĄĆ.ALE MOŻE OD POCZĄTKU.MAM NAIMIE MONIKA 31 LAT.OD 10 LAT JESTEM W ZWIĄZKU MAŁŻEŃSKIM.DZIECIŃSTWOMAIAŁAM NIECIEKAWE.NIE MAM RODZEŃSTWA A OJCIEC BYŁ I JEST ALKOHOLIKIEM ALE ON SIĘ DO TEGO NIE PRZYZNAJE.CIĄGŁE AWANTURY UCIEKANIE Z DOMU BO OJCIEC PIJANY ROBI AWANTURE I TRZEBA BYŁO ZEJŚĆ MU Z DROGI.JAK NIE PIŁ TO WSZYSTKO BYŁO OKEY.MAJĄC 21 LAT WYSZŁAM ZA MĄŻ.MAM DOBREGO MĘŻA.PO ŚLUBIE ZAMIESZKALISMY U MOICH RODZICÓW.MYŚLAŁAM ŻE OJCIEC SIĘ ZMIENI ALE MYLIŁAM SIĘ.NADAL BYŁY AWANTURY UBLIZAŁ MOJEJ MAMIE I PIŁ NAWET DOCHODZIŁO DO RĘKOCZYNÓW.RAZ NAWET WEZWAŁAM POLICJE I ZAMKNĘŁAM GO.PO TRZECH LATACH ZASZŁAM WCIĄŻE URODZIŁAM ZDROWEGO I ŚLICZNEGO SYNKA.JAK SKOŃCZYŁ 1,5 ROKU WYPROWADZILIŚMY SIĘ NA WYNAJEM BO ATMOSFERA BYŁA JUZ NIE DO WYTRZYMANIA.MÓJ MĄŻ CO ROKU WYJEŻDZA DO PRACY DO NIEMIC,ŻEBY BYŁO NAM LEPIEJ(CHODZI O KASE WIADOMO JEST CIĘŻKO).MÓJ MĄŻ PRZEZ TO CO NAPATRZYŁ SIĘ JAK MIESZKALIŚMY Z MONIMI RODZICAMI ZNIENAWIDZIŁ MOJEGO OJCA ZA TE AWANTURY I PICIE.NIGDY NIE INGEROWAŁ BO PO CO JAK ZA DZIEŃ DWA BYŁO JUŻ WSZYSTKO DOBRZE.ROK TEMU KUPILIŚMY Z MĘŻEM JUŻ WŁASNE MIESZKANIE,TAK ŻE MAMY SWÓJ KĄT.MAMA MOJA ZAWSZE MI POMAGAŁA BYŁA DLA MNIE JAK PRZYJACIÓŁKA ZAWSZE MOGŁAM SIĘ JEJ WYŻALIĆ I OPOWIEDZIĆ O TYM CO MNIE DRĘCZY.ONA TEZ JEST SCHOROWANĄ OSOBĄ I TO WŁAŚNIE PRZEZ OJCA.MÓJ MĄŻ WINNI MOJEGO OJCA ZA TO ŻE MIAŁAM TAKIE ŻYCIE I POPADAM TERAZ CZESTO W STANY DEPRESYJNE ,CZĘSTO SIĘ ZAŁAMUJE I MOCNO PRZEJMUJE KAŻDYM NIEPOWODZENIEM.OD JAKIEGOŚ CZASU PRZESTAŁAM ODWIEDZAC MOICH RODZICÓW ROBIE TO ALE NIE CZĘSTO.MÓJ MĄŻ JAK OJCIEC JEST WYPITY TO NIE CHODZI WCALE.JA ZRESZTA TEŻ.MOJA MAM MA O TO DO MNIE PRETENSJE.OPIEKUJE SIE MOIM SYNKIEM BO JA PRACUJE. TERAZ POWIEDZIAŁA MI ŻE MAM ZNALEŻĆ SOBIE OPIEKUNKE ALBO JEJ PŁACIĆ ZA OPIEKE,I W NICZYM JUŻ NIE MAM LICZYĆ NA JEJ POMOC.GDZIE POPEŁNIŁAM BŁĄD?JEST TAKIE POWIEDZENIE:RODZICÓW MA SIĘ JEDNYCH A MĘŻÓW MOŻNA MIEĆ STU. A CO Z MOIMI PRZEŻYCIAMI Z DZIECIŃSTWA PZRECIEŻ JESTEM DZIECKIEM ALKOHOLIKA

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Róża myślę, że masz racje. Nie mogę zacząć od nowa jak nie zmierzę się z przeszlością. Bo niby już analizowalam wszystko i zdalam sobie z tego sprawę, ale to się ciągle za mną ciągnie, ciągle tym żyję. Muszę wreszcie zrobić sobie taki dzień- jutro i tak nie idę do budy, to mam okazję. To na pewno jest mi ptrzebne i myślę, że to zakończy w pewnym sensie to szamotanie się z przeszlością. Dzięki :)

Mońka przykro mi, że tak wygląda Twoja sytuacja rodzinna. Piszesz, że teraz często wpadasz w stany zalamania i depresji- nic dziwnego, skoro masz powody. Ale zawsze w takiej sytuacji pomyśl sobie, że Ty masz rodzinę, w której czujesz się bezpiecznie i dobrze i w której jets dużo milości. Masz dobrego męża i kochane dziecko :) To jest Twój azyl w którym odnajdziesz spokój i szczęście. Jeśli chodzi o ojca- może by spróbować zaprowadzić go na leczenie? Odnośnie mamy- piszesz, że zawsze byla Twoją przyjaciólką. To bardzo cenne i na pewno nie chcesz tego stracić. Porozmawiaj z nią o tym. Powiedz szczerze co czujesz. Może ona poczula się samotna, bo ostatnio rzadziej tam chodzisz, zrozum ją jest niespokojna przez Twojego tatę. Musicie się nawzajem wspierać. oby wszystko sie poukladalo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę zacząc wszystko od nowa

 

Myśl o tym, że nadejdzie taka chwila, w której poczuję, że wszystko się ulożylo i zmienilo jest taka odlegla...
i dlatego przeszłość należy pozostawić za sobą. Znam to uczucie życie przeszłością, wiem jak boli.Tego bólu nie można opisać. Kochana ashleey dokładnie tak sobie postanowiłam
Chcę zacząc wszystko od nowa
i wiesz ten ogromny ból był tak nie do zniesienia pragnieniem moim z całej sił było dążenie do uczucia ,żeby się wszystko ułożyło.Pracuje bardzo ciężko na to uczucie,pisząc, pisząc,bo ja tak naprawdę mam tylko to forum. Lecz chcę Ci powiedzieć czuję w środku jak rany zaczynają się goić. Przeszłości nie wymarzę z pamięci lecz już tak mocno nie boli. Ale wiem że na przyszłość to my zawsze możemy dokonywać korekt które nie będą zadawać ran. Gdyż będziemy wiedzieli co mamy mijać jak ognia. I ty to wiesz.Wszystko wymaga czasu obie jesteśmy tego świadome.Pa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od pewnego czasu czuje że jest dużo gorzej, zaczynam tracić wszystko to co jeszcze miałam... resztki siebie... do nie dawna... chociaż cierpiałam i cierpię na depresje chociaż moje marzenia dawały mi satysfakcje i szczęście... chociaż nigdy żadne sie nie spelnily to chociaz moje pragnienia coś znaczyly.. teraz juz przestaje czuć.... czuje ze moje serce robi sie jak lod... depresja pozbawia mnie czlowieczenstwa... wszystko zaczyna byc mi coraz bardziej obojetne... nic nie ma dla mnie znaczenia, wszystko nad czym pracowalam latami teraz juz traci wartosc... przestaje mnie cieszyc... przychodze do domu... i nic nie czuje... poza jakims dretwym bolem... ktory ciezko opisac... jest taki beznadziejny... to bol psychiczny... czuje ze nic nie mam... a to co mialam w srodku i moglam kogos tym obdarowac tez umiera....nie ma mnie, znikam... a najgorsze ze chyba i tak to nie ma dla nikogo znaczenia.... czuje sie poprostu nijak... czuje beznadziejnosc.... to mnie wykancza... wiem ze to wszystko co napisalam brzmi dziwnie... ale juz nie moge wytrzymac... BLAGAM.... NIECH KTOS MI POMOZE.............. nie potrafie tak dalej zyc.... czuje sie jakby mnie bylo, bezwartosciowa... beznadziejna... i czuje wielka pustke...

Juz nikomu sie nie zale... bo wiem ze kazdy ma juz dosyc sluchania od kilku lat tego jak beznadziejnie sie czuje.... juz nie mam sily sie zwierzac moim znajoimym... zreszta oni nie rozumieją.... to co pisze to moje ogromne wolanie o pomoc..........................;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana Katharsis! Te uczucia, które opisujesz nie są mi obce, są mi bardzo blizkie, sama przez to przechodzilam. Nie jesteś sama. Już z tego wychodzę. Chcialabym Ci pomóc, ale nie opisujesz co spowodowalo, że tak teraz wygląda sytuacja, więc opisz dlaczego tak wyszlo. To jest bardzo ważne. Nie poddawaj się, z każdej sytuacji jest wyjście, trzymaj się ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashley... to sie zaczeło od zmiany szkoły.... nie mogłam sie odnalesć... później doszło do tego że nawet przestałam do niej chodzić... miałam ok 200 godzin nie usprawiedliwionych... aż w końcu nie zdałam... a teraz do dzisiaj sie tego wstydze i nie potrafie sie z tym pogodzić;( zawsze sie boje ze ktos mnie spyta do ktorej chodze koasy... i odrazu pomyśli sobie ze jestem głupia..................... chyba to najmocniej odcisnęło piętno w mojej psychice;( do dzisiaj sie nie potrafie z tym pogodzić... nic nie ma dla mnie sensu, i czuje sie strasznie... potrzebuje pomocy a nie wiem jak mam sobie pomoc.....;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×