Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Kiya, ale jak z tych kupek nie wychodzi za dużo, to wiesz.. :roll:

byle do wypłaty i bylem ten tablet sprzedała.

 

-- 07 sty 2012, 22:00 --

 

malibu, przekroczone limity..ehh.. czekam aż mi komornik zapuka do drzwi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominika92, a kto nie chce?na tym forum wszyscy...

 

Dan: Everybody wants to be happy.

Larry: Depressives don't. They want to be unhappy to confirm they're depressed. If they were happy they couldn't be depressed anymore. They'd have to go out into the world and live, which can be depressing.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paradoksy, film, do którego raczej nigdy nie wrócę, zbyt bliski, zbyt znaczący... :?

 

-- 08 sty 2012, 22:24 --

 

Chociaż przyznam się, że ostatnio nabieram ochoty... Chociażby po to, żeby sprawdzić, czy znów będzie działał na mnie tak, jak wtedy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

no właśnie muszę się wyżalić bo może nie jest ze mną aż tak źle? Tzn czuję, że może powinnam iść do psychologa (kiedyś chodziłam, ale wtedy miałam powód wiecie taki namacalny i nie podważalny - rozwód rodziców. W końcu rzadko, które dziecko sobie z tym radzi, więc jest to wytłumaczalne, a teraz pójdę i co powiem? Czuje, że mam depresję? Dlatego zacznę może od was i wy mi doradzicie? Od jakiegoś czasu, w sumie zaczęło się to chyba kiedy odeszłam z ostatniej pracy, to było jakoś w październiku...Nagle z natłoku zajęć jaki dotąd miałam, z masą ludzi z którą miałam do tej pory do czynienia, zostałam sama...Cisza, ja, ja i ja...Próbowałam oczywiście wyrywać się z domu i nie siedzieć w nim, ale znajomych ubyło...Dlaczego? Otóz w lipcu większość z nas, a właściwie cała grupa poobraniała się na studiach (w tym ja) i prawie codziennie gdzieś się spotykali. Niestety były to pory dość wczesne, koło 12,11 a ja byłam wtedy w pracy. Na początku pisali, dzwonili, a ja po pracy (choć bywało to często koło 22) wpadałam do nich, a raczej do garstki z nich, którzy od tej 11 mieli jeszcze siłę...W końcu przestali pisać i dzwonić. I nie dziwcie się proszę godzinami mojej pracy, bo to był gorący okres. W końcu udało mi sie znaleźć nową pracę i od grudnia myślałam, że wszystko minie. Niestety...Praca, która na początku mnie cieszyła teraz stała się dość nudnym obowiązkiem. W ten weekend odnowiłam nawet kontakt ze znajomą z liceum, ale wierzcie mi, że poszłam tam na siłę i w sumie ona przyprowadziła swojego faceta (mojego kumpla, którego lubię, ale wolałam pogadać z nią a nie dzielić się z kimś innym...Więc musiałam radośnie się uśmiechać kiedy tylko oni się do sieie kleili i pytali co z moimi sercowymi sprawami...A z nimi kiepsko, bo od ostatniego toksycznego związku stronie od facetów jak mogę. Aaaaa...do tego naprawdę potrzebuję kontaktów z ludźmi bo oni dodają mi siły, chęci do życia, jakiś kolorów...a jak siedzę w domu np przez cały weekend to później mam natrętne myśli w stylu co będzie po śmierci i że kiedyś umrę. No cud, miód i orzeszki. Miałam również przyjaciółkę, która mieszka teraz dość daleko i nasze kontakty są dość ograniczone, a nasze ostatnie spotakania na żywo to mój szereg pytań co u niej, ona rzadko pyta co u mnie...Mam nawet wrażenie, że gdybym nie rzpoczynała nowych tematów to byłaby martwa cisza..co zresztą już doświadczyłam podczas spotkań z nią. Ostatnio też kumpela X chciała się spotakać ze mną i kumpelą Y. Wszystkie 3 się znamy. Przy okazji ta X chciała się spotkać z Y i wysłuchać jej rad, jako że Y jest od nas starsza...(chociaż moim zdaniem wiem nie ma wpływu na doświadczenie, ale X może tak uważać) Miałam nas umówić we 3,. Y rzadko ma czas, więc jako motywator powiedziałam jej, że X chce się jej poradzić. Miałyśmy gdzieś wyskoczyć w piątek. A tu po południu Y mi pisze, że X wpadnie do niej na herbatę pogadać, bo ona po południu musi iść na urodziny jakieś, a X też gdzieś wybywa...Ejjj poczułam się strasznie. Jakaś ominięta, nie brana pod uwagę, oczywiście przyjęłam do wiadomości ale się nie odezwałam. Brak aserytywności to mój problem. Zapisałam się w zeszłym tyg do szkoły tańca i chodzę tam prawie codziennie. Na początku było super, ale zauważyłam że każdy przychodzi tam ze znajomym, a ja sama jak ten palec...Ale chodzę coż mam zrobić. Wszystko mnie dobija, sama nie wiem za co się zbrać, nie widzę żadnego sensu w tym co robię i po robię. Do tego dochodzi jeszcze jedna paranoja, że jak gdzieś wyjdę z domu na dłużej to moja mama (bo mieszkam z mamą) będzie sama i będzie jej smutno. Choć wielokrotnie mówiła mi, że nie będzie jej przykro...Ale ja przecież wiem lepiej...Czy jestem bardzo pokręcona? Pozdrawiam forumowiczów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie skończyłem 2 strony magisterki w 3 dni - w pierwszy się zbierałem, w drugi przygotowałem materiały a w 3 pisałem. Prędkość godna podziwu. Jestem na siebie zły i mam ochotę walnąć wszystko w kąt a jutro do pracy na 8 godzin - i gdzieś tą wściekłość trzeba będzie wyładować - mam ochotę się wyrzygać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

phi, popierwsze radzę założyć własny wątek. Uwaga będzie skierowana na Ciebie. A po drugie idź do psychologa i tak - powiedz, że sądzisz iż masz depresje. Nie wyśmieje Cię, obiecuje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam żal do siebie, że nadal jestem niwyleczona. Mam żal, że leki znowu nie działają. Mam żal, że jestem trudnym przypadkiem-lekoopornym. Mam żal do własnego ojca, przez którego najprawdopodobnie wpadłam w depresję i lęki, bo spaskudził mi dzieciństwo. Mam żal ,że tak żle toleruję leki. Mam żal, że męczę się już 10 lat z chorobą. Jestem wściekła, że to ona ma nade mną kontrolę, a nie ja nad nią. Mam w końcu żal do boga, że nie sprawi cudu dla mnie. Bo chyba odpokutowałam wszystkie grzeszki...tu na ziemi. W każdym bądż razie nikt przeze mnie nie płakał. Nie mam żalu do mojego psychiatry, bo dosłownie robi wszystko, by mi pomóc. Szkoda, że...nie jest cudotwórcą. Niedługo czeka mnie wizyta psychiatryczna, a co ten mój lekarz teraz zastosuje. Nie wiem. Znowu branie, czekanie...i może kolejne rozczarowanie. Błędne koło, a czas płynie nieubłaganie. W końcu kiedyś znajdę się pod ścianą...bez wyjścia. Ponura perspektywa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×