Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Monika1974, Odpowiedz mi jeszcze na jedno pytanko jak możesz :P

 

Na sylwestra mogę sobie wypić jedno piwko bez alkoholowe ? Czy lepiej nie pić gdyż może ono mi zaszkodzić ?

Przypomnę że biorę lek (Elicea).

Bezalkoholowe piwko nie jest złe ;)

Zgadzam się całkowicie z moim przedmówcą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z tym..ja jestem w ogóle przeciwniczką picia alkoholu przez ludzi niemyślących. Zażywający leki, czy też nie, powinni przede wszystkim myśleć, bo wszystko jest dla ludzi, ale....wiemy jak jest :!::!:

Akurat ja należę do tych, którzy poza kieliszeczkiem likieru, głównie wiśniowego, czasem szampana.nie piją, więc nie mam wątpliwości, problemów z tego powodu.

Kiedy widzę ludzi schorowanych, cierpiących na choroby przewlekłe i nadużywających alkoholu,nie mam dla nich zrozumienia...nie jestem w stanie pojąć tego. To jedyna dziedzina życia, gdzie nawet nie staram się być tolerancyjna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuje ze wszystko mi sie coraz bardziej nasila, jest ciezko z lozka nie chce mi sie w ogole wstawac, trudniej mi sie wyslowic gdy z kims rozmawiam oraz ciagle towarzysza mi przy tym silne zawroty glowy, lek oraz rozdraznienie...

 

Nie wiem co sie dzieje, wszystko zaczelo sie od drugiego tygodnia brania lekow :(

 

Wie moze ktos kiedy nastepuje wlasciwe dzialanie lekow ELICEA lub chociaz kiedy mijaja te objawy ? :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej witaj Marto mam na imie Anka postanowilam napisac do Ciebie bo mysle ze cos fajnego jest w tych Twoich opisac i odpowiedziach.Chodzi o to ze chce abys troche mnie pocieszyl mianowicie zaczelo sie to jakies 2,5 miesiaca temu a tak terz po przemysleniach to mysle ze wczesniej zaczelo sie od snow o tym jak mnie maz opuszcza zdradza i odchodzi do bylej ,potem sen w ktorym ja siedze na lozku bez wlosow i ze niby mam raka masakra po przebudzeniu bedac sama w domu zaczelam sie bac tak ni z tad niz owad wszystko mnie bolalo balam sie ze to moze rak az na sama mysl slabo mi sie zrobilo przeplakalam caly dzien do czasu az zjawil sie maz z pracysiedzialam skulona i nie chcialam nic mu powiedziec co mnie trapi pomyslalby ze glupia jestem albo zwariowalam.Staralam sie chodzic do pracy i zapomniec o tym ale mysli wracaly ,w pracy czesto nachodzilo mnie taka mysl ze cos zlego sie za chwile stanie i ze umre i nikt mi nie pomoze z nikim nie zdaze sie pozegnac cos okropnego.Postanowilam isc do lekarza po 2 tyg a ze w angli jestem to juz lepiej nie mowic.Jakas pielegniarka przepisala mi citalopram 20 mg po nim myslalam dopiero ze nerwica rozkrecila sie na dobre czulam sie tragicznie przez 3 tyg brania z nadzieja ze moze lek zacznie dzialac tak sie nie stalo a ja sie zalamalam :why: powiedzialm mezowi ze jade do polski do lekarza ktory mi pomorze poniewaz 6 lat wstecz mialam podobna sprawe z nerwicaale bylam wtedy w innej sytuacji i wydaje mi sie ze bylo mi latwiej.Ogolnie psychiatra przepisal mi coaxil 3x1 biore go od 2 ty i poprawa jaks tam jest ale fizycznie nie czuje sie jeszcze super mam strasznie spiete miesnie co do psychiki to leki nie minely tzn nie sa tak straszne ale gdy sa to koniec wyobraznia dziala napady leku ustapily ale boje sie kiedy mnie znow dopadnie ograniczam sie i swiadoma jestem tego ale czuje jakbym byla w potrzasku.Na razie jestem w polsce powiedzialm mezowi ze potrzebuje dojsc do siebie bo przy nim zalamuje sie w sense nie chce zeby sie wkurzal ze ciagle cos mi jest itd on nie rozumie tego stara sie ale nie rozumie co ja powinnam zrobic nie mam z kim o tym porozmawiac czuje sie samotna i mam takie mysli ze faktycznie wpedze sie w jakas gorsza chorobe przez ta nerwice i ze juz nigdy z tego nie wyjde :( :( :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aniu, ciekawe, ze ja tez mieszkam w Anglii i ze po jednej tabletce Citalopramu (bo wiecej nie odwazylam sie wziac) moj stan bardzo sie pogorszyl. Dostalam strasznych lekow i zaslablam w pracy, a potem przez 3 dni balam sie wstac z lozka i isc do toalety. Nie biore nic i polegam tylko na psychoterapii, na ktora chodze od 3 miesiecy. Polepsza sie, ale bardzo powoli. Poza tym zaczelam sama cwiczyc joge z DVD i bardzo mi ona pomaga na spiete miesnie. Niestety trzeba to robic regularnie. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haneczka28, ile razy ja przeżywałem to samo co ty. Stojąc przy stanowisku w pracy miałem wizje w których upadałem, dostawałem zawału serca/udaru itd. a potem z minuty na minute było coraz gorzej i tak zazwyczaj do końca dnia. Wciskałem w siebie jakieś leki ziołowe na uspokojenie ale to nic nie dawało. Teraz mam tak codziennie i już nawet specjalnie nie staram się z tym walczyć. Kładę się do łóżka, albo biorę kąpiel i udaję, że nic się nie dzieję. Też jestem na emigracji, a tu ciężko o fachową pomoc dla obcojęzycznych, pozostaje jedynie leczenie w kraju którego pewnie się podejmę, a i tobie to gorąco polecam. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haneczka28 mykaj na terapie..:)

 

-- 30 gru 2011, 12:42 --

 

Dlaczego byś miala z tego nie wyjsc?ja dzieki terapii nawet bez lekow radze sobie dobrze..mam napady leku..doraznie leki biore w razie napadu...terapia daje mi mozliwosc rozwoju, pracy nad soba... Swiadomosci skad biora sie leki i jak nad nimi zapanować...Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

 

Ja "walczę" z nerwicą od 2004 roku, czyli już dość długo.

Na początku jak pojawiły się ataki lęku nie wychodziłam z domu, bałam się zostać sama. Bałam się że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże, że karetka nie zdąży dojechać..strach zawładną moim życiem. Zrobiłam wszystkie możliwe badania łącznie z ekg, holterem itp. Byłam nawet na terapii grupowej, która nic mi nie dała.

Jedyną pomocą były rozmowy z moją ciocią, która jest pielęgniarką...przegadałyśmy wiele nocy. godzin...

Niestety nerwica cały czas mi towarzyszy...ale potrafię z nią żyć, myślę że ją oswoiłam. Można powiedzieć że w miarę "normalnie" żyję..boje się niestety nowych miejsc, nie podróżuję..żeby pomoc zdążyła dojechać..ehhhh

Ale pracuję, wyszłam za mąż i daję radę. Myślę pozytywnie, a jak mam atak to dzwonię do kogoś bliskiego chwilę porozmawiać...i przechodzi :)

Mam zamiar iść na hipnoterapię. Może to pomoże poznać przyczyny mojego lęku. A jeśli nie to może dowiem się coś ciekawego.

Marzę o tym by było tak jak kiedyś, gdzie nie istniał lęk i strach, gdzie żyłam normalnie i nie myślałam co chwilę o tym kiedy zacznie się atak paniki, sama się na niego nakręcając. Jednak nie tracę nadziei że uda mi się wygrać :)

Tego Wam i sobie życzę :)

 

K.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj znowu doznalam tego paskudnego uczucia w zoladku znanego prawie kazdemu "nerwicowemu". Cos na zasadzie -"cos jest nie tak". I lek. Paniczny lek, ze to wszystko powroci. Pare sekund w strachu i mysli klebiace sie "a co jezeli...". W koncu obudzilam sie z tego pieprzonego letargu i powiedzialam sobie DOSC!!! DOSC!!!! DOSC!!!! Wrocilam do domu i narazie funkcjonuje. Jest ok. Bedzie ok. Musi byc ok. To tylko umysl robi mi psikusy. Umiem nad nim zapanowac.

 

Pozdrawiam wszystkich walczacych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczynam sie troche martwić , wczoraj czułem sie juz jako tako, a nawet lepiej. Dzisiaj pomimo porannego joggingu jest gorzej niż zle. I tak co drugi dzień , raz dobrze a raz fatalnie i to tak ze bez benzo nie da rady, pocieszam sie jedynie, ze to mogą byś skutki uboczne Bioxetinu i , ze w końcu to minie bo biorę dopiero dwa tygodnie. Póki co ciągły lek i zupełny brak apetytu. Do tego zupełnie wybilem sie z normalnego rytmu dnia , chodzę spać o 4 rano, zasypiam o 5-6 a budze sie o 11-12. Czy to normalne ? Bo ostatnio przechodzilem to o wiele lepiej, fakt zmulilo mnie czasami do spania w ciagu dnia z dwa razy rozbolala mnie głowa , teraz to depresja połączona z lekiem i derealizacja. Proszę o pomoc jeśli ktoś miał podobnie, czy to musi tak wyglądać ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica lękowa, a może...?

 

Serdecznie was witam jako nowy użytkownik forum, mam nadzieję, że wasze doświadczenie (niestety, niemiłe, no chyba - co to kto lubi :P) pomoże mi w przybliżeniu się o krok do rozwiązania zagadki. Dla tych, którzy chcą uniknąć czytania mojego 'krótkiego życiorysu' polecam przeczytać ostatnie dwa akapity!

 

Wiem, wiem, że powinienem udać się do lekarza, ale moje spectrum objawowe w swojej obszerności uniemożliwia mi zrozumienie co tak naprawdę dzieje się wewnątrz mnie.

 

Urodziłem się w rodzinie, w której z samego początku nie było zbyt dużo miłości. Moi rodzice stwierdzili, iż byłem, że tak powiem 'kleikiem' na ich rozpadający się związek. Nadmienię także, że mam brata, o 8 lat starszego, u którego tak jak w moim wieku (20lat) stwierdzono nerwicę maniakalno-kompulsywną. Jako, że rozwód moich rodziców miał miejsce, kiedy miałem ok. 3 - 4 lata, mało pamiętam, jednak pewne "urywki" typu policja w domu, przypadki przemocy zostały w mojej pamięci. Nigdy jednak nie uważałem, że miały jakikolwiek wpływ na moje przyszłe życie. Potem przez 2 lata wychowywała mnie niańka, i generalnie po rozwodzie moich rodziców, gdy już chodziłem do szkoły byłem 'oczkiem w głowie' mojej mamy. Zawsze otrzymywałem od niej wystarczająco, albo nazbyt dużo miłości (może dlatego, jestem teraz tak delikatny jako mężczyzna - przyjaciółki mówią, że nawet kobiecy). Mój brat zawsze zazdrościł mi tego, że on nigdy nie doznał takiej uwagi od rodziców, mimo swobód, których w tym samym wieku ja nie zaznałem.

 

W wieku 14 lat zaczęła się moja przygoda z marihuaną, i tak jak mówiły mi osoby z bliskiego otoczenia, że z piątku i soboty zrobi się piątek-sobota-niedziela-poniedziałek itd. Rok później paliłem już regularnie, ale nie uważałem (i do dziś nie uważam, że palenie marihuany jest złe, choć ujawnia pewne cechy słabej psychiki, do czego dojdziemy później), że jest to czymś złym. Oczywiście w tym czasie przeszedłem okres pierwszej miłości i tuż przed rozpoczęciem liceum poznałem dziewczynę, z którą byłem 3 lata. I jestem do dziś, choć nie wiadomo czy do jutra....

 

Muszę powiedzieć, że generalnie z natury jestem pesymistą i czarne myśli towarzyszą mi od dawien dawna. Także jakiś dziwny blok przed nowościami w życiu, bo przecież tak jak jest - jest dobrze. Często też myślałem o chorobach, oczywiście urojonych, bo gdy było mi ciężko po prostu chciałem uciec od tego wszystkiego, a przecież samobójstwo jest zbyt dużym wyzwaniem, więc wolałem skonać np. na raka otoczony ludźmi, czując, że jestem dla kogoś ważny. Ale to były tylko epizody, i szybko te myśli mijały. Dziś już się nie pojawią, może dlatego, że czuje już swój problem.

 

Przejdźmy do meritum. Otóż z dziewczyną, którą jestem wszystko szło w porządku, przynajmniej tak mi się wydawało. Oczywiście tłem dla wszystkich wydarzeń opowiadanych (tj. 3 lata wstecz) jest marihuana, kilka razy dziennie. Dlatego, bądź co bądź ataki szału poprzez nerwy są usprawiedliwione, bo przecież gdy się denerwowałem, paliłem i już było ok. A gdy nie palilem - bum, wybuch złości, ból łba i łzy, żeby w końcu ulżyło. W czerwcu 2011 owa niewiasta oznajmiła mi, że mnie nie kocha. Oczywiście załamałem się, bo byłem w nią wpatrzony jak w obrazek, wybrałem to samo miasto do studiowania co ona, wszystko robiłem pod nią i była dla mnie całym światem. Załamałem się i wpadłem w (lubię to tak nazywać) 'okresowy alkoholizm', bo przecież ciężko przyjąć, że coś jest inaczej, bo ktoś tak chciał - ciach i nie ma. Wolałem znieczulać się, i tak po 1,5 miesiąca w końcu gdy odstawiłem butelkę byłem już w pełni świadom, że jest inaczej i pogodziłem się z tym. Jednak w sierpniu owa dziewczyna znów powiedziała mi, że mnie kocha no i jakoś się tak stało, że do siebie wróciliśmy. O tyle o ile w czerwcu było fatalnie, tym razem układało nam się wspaniale i wszystko było na naprwadę dobrej drodze. Pod koniec sierpnia ona musiała wyjechać na studia, a ja wraz z rodzicami na urlop za granicę. Nasze kontakty ograniczyły się do facebook'a i sms'ów. Mimo to czułem się stabilnie. Za granicą miałem być przez 4 tygodnie, więc ma niewiasta pisała mi sprawozdania z tego co robi. I wszystko było ok, gdy w końcu przestała do mnie pisać, odpowiadać na moje wiadomości. Nawet rozmowy przez komunikator ograniczyły się do oschłych wymian zdań. Jako, że od czerwca przestałem jej ufać, podglądałem jej bloga, w którym opisywała swoje myśli, bo przecież będąc z osobą nieobliczalną lepiej być krok do przodu, by móc ją utwierdzić w tym, że wszystko jest dobrze. Jednak nie było. Owa dziewczyna zdradziła mnie z moim kumplem z klasy. Oczywiście dowiedzialem się o tym juz po powrocie, gdyż jej notatka była zbyt zawila zeby cokolwiek wnioskować. Jednak zacząłem nastawiać się na to, że coś się stało.

 

Gdy wróciłem z wakacji, spotkałem się z nią, zaczęła okłamywać mnie, że po prostu przestała mnie kochać i w końcu wydusiłem z niej prawdę. Tego samego dnia stwierdziłem, że nachlać się i zjarać to już nie wyjście, że potrzebuje się bardziej znieczulić. No i sięgnąłem po amfetaminę. To była decyzja naprawdę fatalna w skutkach. Na następny dzień przeprowadzałem się wraz z rodzicami do nowego mieszkania na studiach, nowi ludzie, jednak generalnie było mi wszystko obojętne. Przez dobre dwa tygodnie czułem się jak w alternatywnej rzeczywistości. Nic mnie nie cieszyło, nie chciałem jeść, miałem kłopoty z wypróżnianiem i nawet gdy paliłem trawkę mój stan się nie polepszał. Muzyka przestała mnie urzekać, sztuka, piękno, nowe rzeczy przestały być dla mnie rewelacją, stały się obojętne. Problemy innych ludzi spływały po mnie jak po rynnie. Od czasu do czasu zdarzało mi się popłakać, czasem cały ranek potrafiłem korespondować z mamą, że chcę wrócić, że mam dosyć życia, że chcę się zabić, wrócić do domu, bo przecież tam było tak błogo i beztrosko. Czułem, że życie, którym żyje jest nie moje, że wybrałem kierunek studiów ze względu na presję rodziców, to że chciałem być w jednym mieście z ukochaną, a to wszystko w jeden dzień straciło sens. Spadło mi libido. Do zera. Jako jurny młodzieniec zdolny do kilku razy dziennie nagle mając przed sobą piękną koleżankę nie czułem po prostu nic. Po czasie wszystko powróciło do 'teoretycznej normy'. Zszedłem się z dziewczyną, pomimo zdrady, która do dziś mnie boli, jednak wyparłem ją gdzieś głęboko w podświadomość.

 

A teraz objawy, które pomimo wszystko mi zostały.

Zaburzenia trawienia, ból w podbrzuszu (jelita), duszności, nagłe lęki, nagła utrata sensu, która mija po ok. kwadransie. Ból pod lewą łopatką, przez pewien czas hemoroidy, które bardzo szybko minęły. Ból w klatce piersiowej, szczególnie na kacu, wtedy jestem bliski omdlenia, jest mi bardzo ciepło, wręcz gorąco. Oczywiście stałym elementem jest tik nogi (skacząca noga podczas siedzenia). Do tego doszło drżenie mięśni, które nie tyle mnie przeraża co nadzwyczajniej wkurwia. Ból żołądka, ostatnio tak silny, że nie mogłem zasnać. Marihuana już niestety mi nie pomaga. Po jej zażyciu nie odczuwam przyjemności, błogości, czuje się zwyczajnie, po prostu robię głupie rzeczy, co wcale mnie nie rozbawia, nawet na trzeźwo ciężko mnie już rozśmieszyć. Straciłem możliwość rozumienia ludzkich uczuć, nie jestem w stanie odczuwać takich uczuć jak pragnienie drugiej osoby, ciekawość, podziw dla sztuki. Muzyka wciąż jest tłem i utwory, które kiedyś wywoływały ciarki na moim ciele wydają mi się denne. A to źle, gdyż jestem muzykiem. Nie czuje się w stanie depresyjnym, nie czuje się cały czas przygnębiony, nie rozpaczam, nie uważam, że jest beznadziejnie, po prostu czuje, że coś jest nie tak. Często miewam też huśtawki nastrojów, złość bez przyczyny, czy nagła radość i debilne zachowanie to akurat jest na porządku dziennym. Ostatnio pod wpływem marihuany poczułem, iż wychodzę z ciała. Percepcja została całkowicie zaburzona, czułem pogoń myśli, że nie jestem sobą tylko siedzę obok samego siebie. Od tego czasu palilem kilka razy, lecz nigdy tak dużo i stan ten już się nie powtórzył. Pragnę nadmienić, że od czasu gdy paliłem codziennie kilka razy mój stosunek do tego specyfiku się zmienił, i palę max raz w tygodniu,nieduże ilości, oczywiscie z akompaniamentem alkoholu. Trawa teraz ani mi nie pomaga, ani nie szkodzi. A i zapomniałem też, że strasznie często drapię się po głowie, skubię skórki z palców, wygryzam suche usta, unikam ludzkich spojrzeń.

 

Wydaje mi się, że mój dotychczasowy świat się zawalił, a cała złość, którą miałem w sobie po zdradzie zamiast ujść ze mnie, zaczęła niszczyć mnie od środka. Stąd pojawia się moje pytanie, co mi jest? Co sądzicie? Czy to aby choroba psychiczna, czy może dzieje się ze mną coś gorszego (czyt. nowotwór?). A i nie kadźcie za to, że napisałem taki esej, ale to pierwszy raz kiedy opowiadam tą historię z detalami... Nie proszę także o fachową diagnozę, po prostu jestem ciekaw czy jest ktoś, kto ma podobne objawy i podobną historię, w której po prostu coś w nim/niej "pękło".

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Jestem nowy na forum - Nerwica lękowa a kariera zawodowa.

Poniżej opiszę moją historię która męczy mnie od ponad roku - proszę o pomoc i wsparcie, czy wyjdę z tego?

 

Zaczeło się rok temu od zawrotów głowy rano, trwało to jakieś 2 tygodnie i diagnoza była prosta zniesienie lordozy szyjnej, zalecono ćwiczenia. Po dwóch tygodniach ustąpiło. Od stycznia do końca maja był spokój. W pracy przeżywałem sporo stresów , przedemną otworzyły się drzwi do awansu. Po pół roku spokoju w dniu rozmowy na temat awansu nawiedziły mnie silne zawroty głowy, i praktycznie od pół roku towarzyszą mi cały czas. Zrobiono mi komplet badań . tomografie,rezonans itd, wyszło że mam delikatnie uszkodzony błędnik , asymetryczność. Jednak wraz z awansem było coraz gorzej. Przeprowadziłem się do Francji i tutaj dopiero się zaczeło, dodam że zostałem Głównym Specjalistą na Świat od spraw technicznych w koncernie, a mam 27 lat. Bardzo dużo podróżuję i dodam że boję się latać. Także psychiatra stwierdził u mnie nerwicę lękową. Od 3 miesięcy biorę Fevarin 75mg i chyba jest lepiej, rzadziej mam ataki lęku, chociaż nawiedzają mnie one w różnych momentach - spotkanie z przyszłą teściową, ale także wyjście na imprezę. Objawiają się one właśnie zawrotami głowy , czasem ściskiem w klatce piersiowej. Zawroty i ta niepewność stania na nogach towarzyszą mi właściwie cały czas. Nie mam problemów z prowadzeniem samochodu. W weekendy jest w miarę ok, ale podczas podróży bez 0,5mg Xanaxu doraźnie baardzo ciężko mi funkcjonować gdyż mi się zaczyna kręcić w głowie. Jestem troche neurotykiem i hipohondrykiem - w takim sensie że bardzo dbam o swoje zdrowie i nawet coddziennie potrafię mierzyć sobie temperaturę. Od roku nie piję alkoholu, zawsze miałem bardzo słabą głowę, a alkohol powoduje właśnie zawroty co przysparza mnie o ataki lęku.

Boję się uzależnienia od Fevarinu i Xanaxu, dlatego biorę dorażnie Persen - choć chyba wcale nie pomaga ?

Dodam że te moje zawroty to jest bardziej coś takiego jakby mi nogi uciekały i traciłbym równowagę. Sam się nakręcam tym uszkodzeniem błędnika i nie wiem czy to błędnik, czy nerwica czy stres wpływa na błędnik. Powiedzcie , wyjdę z tego ? Mieliście podobne obiawy ? Nie wiem ile jeszcze pociągnę w nowej pracy, z tymi lotami, nowymi miejscami itd.

 

 

Pozdrowienia z Shangaiu

 

-- 13 sty 2012, 07:09 --

 

Witam wszystkich,

 

Ja "walczę" z nerwicą od 2004 roku, czyli już dość długo.

Na początku jak pojawiły się ataki lęku nie wychodziłam z domu, bałam się zostać sama. Bałam się że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże, że karetka nie zdąży dojechać..strach zawładną moim życiem. Zrobiłam wszystkie możliwe badania łącznie z ekg, holterem itp. Byłam nawet na terapii grupowej, która nic mi nie dała.

Jedyną pomocą były rozmowy z moją ciocią, która jest pielęgniarką...przegadałyśmy wiele nocy. godzin...

Niestety nerwica cały czas mi towarzyszy...ale potrafię z nią żyć, myślę że ją oswoiłam. Można powiedzieć że w miarę "normalnie" żyję..boje się niestety nowych miejsc, nie podróżuję..żeby pomoc zdążyła dojechać..ehhhh

Ale pracuję, wyszłam za mąż i daję radę. Myślę pozytywnie, a jak mam atak to dzwonię do kogoś bliskiego chwilę porozmawiać...i przechodzi :)

Mam zamiar iść na hipnoterapię. Może to pomoże poznać przyczyny mojego lęku. A jeśli nie to może dowiem się coś ciekawego.

Marzę o tym by było tak jak kiedyś, gdzie nie istniał lęk i strach, gdzie żyłam normalnie i nie myślałam co chwilę o tym kiedy zacznie się atak paniki, sama się na niego nakręcając. Jednak nie tracę nadziei że uda mi się wygrać :)

Tego Wam i sobie życzę :)

 

K.

Uda Ci się napewno, czego Ci i sobie życzę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiscie ze z tego wyjdziesz,troche spraw nazbieralo sie u Ciebie i za bardzo sie stresujesz,ale to normalne.

zaroty glowy i miekkie nogi to typowy objaw leku.Radze Tobie isc do psychologa porozmawiac.Nie koncentrowac sie zbytnio na sobie,to bardzo trudne jednak mozliwe.Glowa do gory poszukaj tez wsparcia u swojej kobiety zebys nie czul sie samotny;o)) :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za słowa otuchy :)

Z psychologiem jest taki problem , że generalnie podróżuję po całym świecie, raz w miesiącu specjalnie przylatuję do Polski do mojego psychiatry - co ciekawe przed wizytą u niego strasznie się stresuję, a po jestem zrelaksowany.

Co do mojej lubej - rzuciła dla mnie pracę w Polsce i przeprowadziła do Francji, choć i tak się rzadko widujemy.

 

Pozdrowienia z Honk-kongu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cichywidz, Myślę, że nikt tu z nas nie wystawi Ci diagnozy. Mogą to być tylko przypuszczenia.

Diagnozuje psychiatra/terapeuta.

Jako, ze Twoje relacje z rodzicami dają wg mnie wiele do życzenia- rozwód, wychowywanie przez nadopiekuńczą matkę, możesz dziś funkcjonować w utartych schematach, które niekoniecznie Ci służą. Jesteś ich nieświadomy, dlatego dobrze byłoby wybrać się na terapię.

Myślę, że nie radziłeś sobie z frustracją. Świadczy o tym Twoja skłonność do używek-narkotyków.

Masz trudności, które musisz sobie uświadomić i przepracować pod okiem dobrego terapeuty.

Ewidentnie nie dajesz sobie rady ze złością.

A objawy, o których piszesz pod koniec postu są niepokojące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie

Opowiem wam krótko swoją historię. Najpierw coś o mnie. Mam 36 lat, wolny zawód (dobrze płatny). Kochająca narzeczona (w tym roku się hajtnę), półroczna córka. Zero długów, własne mieszkanie, samochód... żyć nie umierać jak to mówią. A mimo wszystko w środku we mnie był pełen kocioł nienawistnych myśli, żądnych zemsty, dyszących złością i wizją szlachtowanych gardeł.

 

W 2008 roku we wrześniu zostałem zwolniony z pracy. Coś okropnego. Wyrzucony po 4 latach pełnego oddania się firmie, rzucony jak za przeproszeniem pierdolona zużyta szmata do kubła na zużyte rzeczy w którym leżą brudne majty i skarpety. Fatalne uczucie. Przez miesiąc nie kumałem co jest grane, smutki zalewałem alkoholem, ale nie że piłem do nieprzytomności, po prostu sobie popijałem wieczorami żeby mi zaszumiało wesoło w głowie, grałem w gry, słuchałem muzyki i w ten sposób się wyluzowywałem. Po 1,5 miesiąca puknąłem się w głowę i zacząłem szukać pracy. Po 5 miesiącach od zwolnienia, w dniu 1 marca 2009 roku poszedłem do nowej pracy. Brak mi słów żeby to opisać, trafiłem po raz pierwszy w życiu na wampira, toksycznego skurwiela pracodawcę (jeden ze wspólników, znane nazwisko, jakbym powiedział kto to jest to byście od razu skojarzyli nazwisko, świnia jakich mało - to nie tylko moje zdanie). Wytrzymałem tam 4 miesiące, od razu stamtąd uciekłem w lipcu 2009 i poczułem wolność. W tym czasie w mojej głowie się urodziło, że muszę tym wszystkim świniom pokazać kim jestem. Zdałem z bardzo dobrym wynikiem egzaminy zawodowe, zostałem wpisany na listę osób uprawnionych i założyłem własną działalność gospodarczą, którą prowadzę do dnia dzisiejszego. Razem z moim kolegą coraz poważniej zastanawiamy się nad założeniem spółki żeby jeszcze bardziej zmaksymalizować efekty. To czego mojemu koledzę nie mówię i klientom to fakt, że kieruję się zemstą, chcę się zemścić na moim byłym pracodawcy (Warszawa w tej branży jest mała, na 100% go spotkam) i na tym ćwoku z drugiej pracy, chcę im pokazać kto kogo ustawia po kątach.

 

Teraz przejdę do tego co się działo dalej. Ten wstęp miał na celu pokazanie jak silny konflikt i nieuporządkowane myśli powodują rozpieprzanie głowy i rodzą nerwicę. W maju 2011 roku dostałem bardzo silnych zawrotów głowy, które mi towarzyszyły do końca czerwca. Byłem dosłownie na skraju szaleństwa, robiłem sobie badania podstawowe, echo serca, ekg (wszystkie badania ok.). Mierzyłem sobie ciśnienie, które w okresie ataków paniki (zawroty, suchość w ustach, wrażenie omdlewania, wrażenie bliskiego zawału/udaru, pełna depersonalizacja, tachykardia i inne) było bardzo wysokie, ale potem spadało do normalnego poziomu. W lipcu wyjechałem z Warszawy do domu rodzinnego i tam ogromna ulga. Codziennie robiłem po 20-25 km na rowerze, zero alkoholu, zero papierosów (wtedy rzuciłem) czułem się DOSKONALE. Urodziła mi się córka. We wrześniu wróciłem do Warszawy z dziewczyną i dzieckiem. Od tamtego czasu do dnia dzisiejszego miałem tylko dwa ataki. Panuję nad nimi w ten sposób że wiem, że nic mi nie grozi, że to tylko moja głowa jest matką tych sytuacji. Pomogło mi czytanie mnóstwa anglojęzycznych stron w temacie lęków i ataków paniki. Dzięki temu nad tym panuję, chociaż często czuję gulę w żołądku i niepokój (zwłaszcza rano) to jednak szybko udaje mi się to spacyfikować. Nadal jednak do końca nie wytępiłem zmory która mnie dopadła, chociaż nie jest już aż tak dokuczliwa jak pół roku temu. Nigdy nie byłem ani na psychoterapii, ani nie brałem żadnych leków. Jeśli jednak to wróci, to nie będę się wahał żeby z tego skorzystać bo wiem jak to może spowodować, że życie codzienne jest maksymalnie podłe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

Dzisiaj mija 37 dzien odkad zazywam tabletki (Elicea 10mg). Lecz problem tkwi w tym, ze zapomnialem dzis kompletnie o tej 37 tabletce ktora kazdego dnia zazywam o 12 po poludniu...

 

Nie wiem co teraz zrobic... :zonk:

 

Czy ja wziasc teraz, czy dopiero jutro nowa?

 

Prosze niech ktos mi pomoze, bo boje sie ze wiaza sie z tym jakies konsekwencje... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam jestem tu naowa i ciesze sie se wlasnie tu trafilam.mi moja nerwica lekowa zaczela sie 2 lata temu po smierci meza brata przezylam to strasznie bylam wtedy swieza mamusia moj synek mial niecale 4 miesiace.zaczelam miec takie ataki strachu ze cos mi sie stanie ze napewno bede miec zawal bo lecze sie na nadcisnienie wsumie mozna powiedziec ze jest ksiazkowe ale leki biore slabe i male dawki ale biore,tk wiec sie tym wszystkim przejelam ze nie moglam noramlnie funkcjonowac zajmowac sie dzieckiem bolalo mnie w klatce piersiowej brzyuch i najgorasze zawroty glowy nogi jak z waty-gumy ojj masakra dostalam sie do psyhiatry stwierdil nerwice lekowa dal keki i zalecil terapie psychologoiczxna zaczelam brac leki troche sie poprawilo i chodzilam na terapie ale bardzo krotko poniewaz praca mi na to ie pozwalala.tak wiecnradzilam sobie sama z lekami bywaly dni bardzo ciezkie poprostu kazdy bol ktory mi sie kojazy z zawalem mostek,serce,reka cisnienoe podwyzszone konczyylo sie ogromnym strachemburaczkowa twarza i lodowatymi rekami nawet plakalam nieraz tak sie zlke i SlABO czulam,tak wiec nadszedl okres ze napady strachu-leku pojawialy sie adko raz n miesiac lkub dwa i trwaly 3,4,5 dni strasznirev tylam po lekachwiec poszlam do lekarza zeby zapytac czy moge odstawic oczywiscie robilam to bardzo pomalu tak wiec zeszlam z rexetinu i od 5 stycznia 2012 jestem bez lekow dostalam dorazniev afobam i uzylam go juz 2 razyponiewaz tak sie zle czulam ze az nw nocy musialam jechac do przychodni na ekg oczywiscie wyszlo ksiakowe wiec sie uspokoilam wtedy .ale czulam sie okropnie jak bym zaraz zaslabnac miala iwtedy same czarne mysli ze karetka nie dojedzie ze cos tam ehh bardzo ciezko mi jest w te okropne dni kiedy kek niewiadomo skad przychodzzi,zastanawiam sie czy to moze byc skutek odstawienia lekow wkoncu bralam je 2 lata.BARDZO PROSZE POMOZCIE MI BO JEST MI BARDZO CIEZKO MOJE GG 9518686 NAPISZCIE AA MAM 25 LAT ZAPOMNIALAM WAM NAPISAC ZASTABNAWIAM SIE CZY ABY NIE POWROCIC DO TERAPI PSYCHOLOGICZNEJ pstychiatra mi powiedziala ze jest mi nie potrzebna ona i leki tylko psychoterapia co myslicie czekam na gg

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

problemy nerwicowe mam od dziecka, jednak nikt nigdy nie zdiagnozował tego konkretnie, ponieważ miałam problemy z zaburzeniami odżywiania, z uzależnieniami, depresją, a to wszystko wynikało z nerwicy lękowej, którą zdiagnozowano mi nie dawno. wiele czasu spędziłam na terapiach uzależnień, zajęciach terapeutycznych dla ED itd. poradziłam sobie z tymi problemami, jestem trzeźwa od ponad 5 lat, problemów z odżywianiem nie mam od jakiś 3. po terapii odzyskałam trochę pewności siebie, skończyłam szkołę, zaczęłam pracować, zrobiłam się bardziej przebojowa i chętna do czegokolwiek. związałam się z facetem, który zniszczył mi życie (typowy wampir emocjonalny) i wszystko wróciło. po 4 latach udało mi się zakonczyć ten związek (obecnie mija rok od rozstania) i ataki nerwicy lękowej się nasilały coraz bardziej. Teraz ciężko jest mi funkcjonować w społeczeństwie, mam problemy, żeby pojechać do szkoły i wysiedzieć na zajęciach, obecnie szukam pracy i boję się zacząć nową. Za tydzień mam rozmowę o pracę i obsesyjnie o tym myślę i się przerażam. w sobotę chcę iść na wystawę niewidzialną (www.niewidzialna.pl) gdzie przez godzinę idzie się po ciemku i myślę o tym od kilku dni i boję się ataku w czasie wystawy, ale z drugiej strony tak bardzo chcę to zobaczyć :/ od 4 dni biorę leki, mam nadzieję, że pomogą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×