Skocz do zawartości
Nerwica.com

Borderline - zaburzenie osobowości


Gość snaefridur

Rekomendowane odpowiedzi

fakt- są zmiany w zapisie EEG. ja mam czynność napadową, ale nie ma co panikować! na to są leki! poproś lekarza o skierowanie na EEG i dowiesz się czy u Ciebie też coś takie wystpąpiło.

zresztą zobacz- w gruncie rzeczy taka diagnoza to już tylko stwierdzenie faktu, bo z chorobą żyłbyś juz jakiś czas. więc nie ma się co załamywać. a sam wyroków nie wydawaj, nie lekarz lepiej potwierdzi lub obali Twoje przypuszczenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do Was wszystkich prosbe, czy wymienione ponizej przeze mnie cechy charakteru i zachowania mojej przyjaciółki, byłej dziewczyny świadcza o tym, ze jest ona osoba z borderline, a moze jest to cos zupelnie innego?

 

Już kiedyś wypunktowałem to wszystko w innym watku lecz teraz odswiezam temat.

 

- kiedy była mała jej rodzice bili ją i obrzucali wulgarnym słownictwem

 

- ojciec zdradzał matkę i ów to dziecko wiedziało o tym, będąc światkiem awantur w domu

 

- często śpi przy otwartych drzwiach (można mówić o klaustrofobii)

 

- czasami będąc jeszcze z nią opowiadała mi że jest pewna, że w jej domu są duchy

 

- kiedyś wydawało jej się, że spotkała swojego anioła. Zapytałem się co ma na myśli. Odpowiedziała- nie wiem, poczułam się wtedy jakbym rozmawiała z moim aniołem

 

- często miała miejsce taka sytuacja, że jednego dnia było bardzo miło i fajnie nam się spędzało razem czas, była uległa i chętnie robiła to o co ja poprosiłem. Następnego dnia natomiast robiła awantury i prawiła mi jakies morały obojętnie na jakie tematy dotyczące mojej osoby. Tak jakby nie pamiętała o tym wcześniejszym dniu, spedzonym w bardzo miłej atmosferze

 

- parę razy wydawało mi się, że jestem, rozmawiam w danym momencie nie z nią, osobą dorosła, tylko z nią jako dzieckiem. Doprawcy używała słownictwa jak dziecko i mówiła tonem dziecka. Pytała się dlaczego latarnie świecą w noc; prowadząc kiedyś samochód zwróciłem jej uwagę żeby bardziej się koncentrowała na jeździe, zrobiła się z tego awantura, po czym po jakiś 5 minutach zaczęła mówić jak dziecko- że nie mogę się z nią kłócić, bo mogłaby spowodować wypadek itp, itd. Spacerując kiedys ulicą zobaczyła umarłego ptaka na ulicy, podbiegła do niego, przykucnęła i zaczęła się mnie pytać co mu się stało, dlaczego nie żyje? We wszystkich tych sytuacjach tak jak wspomniałem wcześniej używała słów jak dziecko i zachowywała się tak

 

- opowiadała mi kiedyś o swojej psychoterapii, na którą chodziła, ponieważ siedząc czasami sama w pokoju wydawało jej się, że przychodzi do niej ona, jako mała dziewczynka i z nią rozmawia. Po hipnozie te "wizje" zniknęły

 

- ma zdolnośc do przyswajania wiedzy (mówi biegle w języku angielskim i bardzo dobrze w hiszpańskim)

 

- czasami mi opowiadała, że kiedy jest sama wyobraża sobie, że jest znaną piosenkarką lub tancerką i lubi te fantazje

 

- nie przywiązuje znaczenia do ubioru i wyglądu, wychodząc na zakupy jest w stanie wyglądac jak strach na wróble

 

- jest bardzo dużą materialistką

 

- czasami przebywając w tłumie ludzi, jadąc autobusem albo będąc na kolacji w restauracji bardzo nachalnie przygląda się ludziom, szukając z nimi kontaktu. Aż czasami wychodziłem z siebie.

 

- sen traktuje bardzo poważnie, jeżeli ją ktoś obudzi potrafi być bardzo niemiła

 

- ma niezwykły dar do manipulowania innymi ludźmi

 

- powiedziła mi kiedyś, że nie jest w stanie zaufać nikomu

 

- ciężko jest jej zrezygnować z czegoś dla kogoś

 

- czasami potrafi być bardzo nachalana, wprost uwielbia być w centrum zainteresowania

 

- będąc ze mną często musiałem się nasłuchiwać niemiłych słów na mój temat, czułem że jest czesto ze mnie niezadowolona

 

- jest indywidualistką, prawie wszystkie sprawy załatwia sama

 

- jest również egocentrykiem

 

- lubi czuć się lepsza od innych osób, chce stac jakby nad nimi dlatego mówi często niemiłe słowa innym ludziom

 

- zmiany nastroju

 

- co jest dziwne pomaga innym ludziom, np pozycza im pieniądze

 

- nie jest w stanie związać się z żadnym mężczyzną na jakiś dłuższy okres czasu

 

- bardzo duża ilość mężczyzn, z którymi uprawiała seks (często osób przypadkowych)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewne cechy wskazuja na to, ze moze miec to zaburzenie. Ale trudno przesadzac tak z gory, musialby to zdjagnozowac jednak fachowic.

W kazdym razie, z opisywanych przez ciebie symptomow nie jest z nia najlepiej i moim zdaniem wymaga to kontaktu z psychiatra.

Sam mozsz sobie porownac to chocby z tym.

http://bpd.szybkanauka.net/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pierwszy raz o borderline dowiedzialam sie na zajeciach z zakresu doradztwa zawodowego osob niepelnosprawnych. Poruszone byly miedzy innymi problemy ludzi z wszelkimi zaburzeniami psychicznymi. Gdy omawialismy zaburzenia osobowosci w 100% borderline pasowal do mnie. Zawsze mialam wahania nastrojow, nie umialam "poprawnie" nawiazywac kontaktów z ludzmi, prowadzilam dosc ryzykowne zycie, a przede wszystkim nie umialam sprawiedliwie ocenic siebie samej. Nikt jednak tego nie stwierdzil u mnie "naukowo". Aktualnie lecze sie z powodu depresji. Wydaje mi sie wiec ze niektore zaburzenia na pewno sa ze soba powiazane.

 

[ Dodano: Sob Lut 17, 2007 5:01 pm ]

pierwszy raz o borderline dowiedzialam sie na zajeciach z zakresu doradztwa zawodowego osob niepelnosprawnych. Poruszone byly miedzy innymi problemy ludzi z wszelkimi zaburzeniami psychicznymi. Gdy omawialismy zaburzenia osobowosci w 100% borderline pasowal do mnie. Zawsze mialam wahania nastrojow, nie umialam "poprawnie" nawiazywac kontaktów z ludzmi, prowadzilam dosc ryzykowne zycie, a przede wszystkim nie umialam sprawiedliwie ocenic siebie samej. Nikt jednak tego nie stwierdzil u mnie "naukowo". Aktualnie lecze sie z powodu depresji. Wydaje mi sie wiec ze niektore zaburzenia na pewno sa ze soba powiazane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem po prostu w szoku jak przeczytałem ten temat. Praktycznie wszystko to do mnie pasuje!

 

- paniczny lęk przed porzuceniem przekładający się na strach przed bliskością,

- intensywność i niestabilność relacji z innymi ludźmi,

- początkowa szybka idealizacja człowieka a później jak się okaże że ma wady to tak samo szybkie jego odzucenie,

- mimo sukcesów na pierwszym roku studiów uważałem że są one nic nie warte i zaniżałem swoją ocenę,

- moje dzieciństwo było koszmarem

- już po kilku zdaniach potrafię bezbłędnie wyczuć drugą osobę, przez co bardzo łatwo mam możliwość manipulowania tą osobą (teraz na szczęście już tego nie robię...),

- popadam w huśtawki nastrojowe,

- piekielna pustka wewnętrzna,

- podejrzliwość w stosunku do innych osób,

 

Szczególnie te punkty wystepują u mniej w bardzo ostrej formie. Ale inne przez was wymienione też są w większym bądź mniejszym stopniu.

 

"Mizer" - jak czytałem co piszesz to stwierdzam że u mnie jest bardzo podobnie! Staram się z tym walczyć sam, ale chyba coś mi nie wychodzi :(

 

Nie mam tego zdiagnozowanego, ale to chyba to bo czuje się jak o tym czytam jakbym zaglądał do wnętrza mojej własnej duszy i widział te objawy namacalnie.

 

Co robić? Chyba trzeba się udać do psychologa? Są na to jakieś leki?

 

P.S. Naszczęście nie ma u mnie agresji.

P.S.2. Dzięki za tę stronkę http://bpd.szybkanauka.net/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

 

z trudnoscia mi sie teraz bedzie opisywalo to wszystko co siedzi we mnie i co jest we mnie zlego :/ byc moze moj opis bedzie tez teraz chaotyczny tak jak wszystko czego sie dotykam od jakis 3mies., robie... tak naprawde mysle ze zawsze mialem nature pesymistyczna,introwertyczna i chyba rzadko tak naprawde bylem naprawde szczesliwy... choc inni moze uwazaja ze jestem pewny siebie to jest to byla to zawsze tylko otoczka, bo tak naprawde mam pelno kompleksow i wizualnych i zwiazanych z intelektem. na studia poszedlem bez przekonania , glownie za namowa ojca (nota bene ktory rozwalil nasza rodzine przez alko, ale nie chce tego wspominac za bardzo - bo byly to jednak pewne ucieczki i leki czy nie przyjdzie pijany i nie bedzie klotni z mama), jednak czulem sie w pewien sposob od niego zalezny.

Pracuje w banku, jednak po paru miesiacach zaczalem bardzo zle sie czuc, glownie z powodu braku motywacji/nerwow jakie przyspozyla mi tam praca. Zle rowniez odnajdywalem sie w tam pracujacym - 'starszym pokoleniu', ktore mialo inne tematy , problemy ktore lubili poruszac w rozmowach.

Tak naprawde uswiadamiam sobie ze bardzo duzo rzeczy mnie denerwowalo/denerwuje - lacznie z moja dziewczyna , na ktora wsciekalem sie bez powodu, naprawde! Wszystko to co zlego uczynilem tak wspanialej dziewczynie nie daje mi spokoju. 'Rozeszla sie ' ze mna i wcale sie jej nie dziwie, bo bylem strasznie podly dla niej, a byla to wspaniala osoba tak naprawde, tylko ja bylem tak zaaferowany soba, swoimi problemami ze nie dostrzegalem jej problemow. Mysle tez ze bylem zly poniewaz tak ciezko mi wszystko przychodzilem i cala zlosc na nia przelewalem. Wsciekalem sie o to ze nie daje mi spac o polnocy, gdy zasnalem pod wieczor , kiedy ja musze rano wstac do pracy, zamiast odprowadzic ja do auta . Bylem okrutny i wiem o tym.

Teraz tak naprawde po analizie mojej osobowosci, dostrzegam tak naprawde ze nie czulem ze nie jestem jej godzien, nie potrafie jej dac tyle czulosci , ktora ona mi dawala, wiem i udowadniala to nie raz prezentami , czulymi , pieknymi kartkami . jednak ja nigdy nie podjalem z nia tego tematu, byc moze jezeli bym powiedzial jej ze mam kompleksy i czuje sie gorszy od niej, inaczej by sie to potoczylo. D. byla bardzo o mnie zazdrosna, miala duzy temperament w lozku i ... nawet moze zbyt duzy, co mnie jakos podswiadomie odsuwalo od niej, bo nie lubie jakos wulgarnego seksu.... ja zawsze zylem jakby wspomnieniami i niespelniona miloscia mojej ex , z ktora b duzo mnie laczylo i byla ze mna nawet w strasznych chwilach kiedy mialem depresje. Nie raz w momencie kiedy znalazla jakis sms od mojej kolezanki- robila mi sceny, a ja nie widzac w tym nic zlego mowilem juz glupoty ze byc moze ktos inny mnie bardziej kocha. Bylem tak glupi ze az mi trudno w to uwierzyc co moglem wyrzucic w nerwach ze swojego gardla.

Mam straszne wyrzuty sumienia, ktore nie pozwalaja mi normalnie egzystowac.

 

Tak naprawde moj problem jest bardzo zlozony, ale najgorsze wlasnie zaczelo sie po rozstaniu, gdy ja stracilem. Przestalo mi calkowicie na czymkolwiek zalezec, na pracy w banku tym bardziej, poza tym nie moge sie na niczym skupic , w pracy ledwo robie straszne bledy, az sam boje sie ze powiem, zrobie cos glupiego.To nakreca mnie niesamowicie gdyz robie sie wtedy nerwowy i boje sie ze to ktos zobaczy i zrobie z siebie wariata. Sni mi sie, widze ja wszedzie i boje sie ze gdzies ja na ulicy zobacze, bo wiem ze ma o mnie straszne zdanie. W sumie jej sie nie dziwie, ale od tego wszystkiego czuje ze wpadlem w jakas paranoje/nerwice/depresje. Nie moge sie niczym zajac, bo zaraz sobie mysle ze i tak temu nie podolam i tak mnie to nie interesuje, a poza tym mysle ze ona by to zrobila lepiej , szybko sprawnie, bez problemu. Byla silna osobowoscia , dziewczyna bardzo bystra, inteligentna, oczytana,piekna.

Byla po prostu wymarzona dziewczyna, ja jednak nie widzialem / nie chcialem widziec tego. Czulem ze jestem cos winien mojej 'ex', ktora byla przy mnie i choc wiedzialem ze nic z tegonie bedzie nigdy (z ex), to to zbudowalo jakis mur/bariere w stosunku do D.

Nie umiem sobie poradzic z tym ile zlego wyrzadzilem osobie, ktora jest tak wspaniala, jak bardzo bylem w st. do niej nieczuly, ile razy przeze mnie plakala. Wiem ze jestem okropnym egoista, chce to zmienic w moim nastepnym zwiazku, jednak chcialbym bardzo moc normalnie egzystowac, bo jak narazie mysle tylko o bezsensie mojego zycia, o tym ze jedynie samobojstwo byloby dowodem tego jak bardzo ja kocham i jednoczesnie jak bardzo zaluje swoich bledow. D. mnie zablokowala, powiedziala zebym sie od niej 'odpier...' gdy po raz kolejny ja przepraszalem. Strasznie sie z tym zle czuje, ona jest wszedzie , mysli mam jakby natretne, nawet kiedy cos robie, to 'przylatuje' do mnie ona. Czy to jest normalne ze po 3miesiacach od rozstania ja ciagle jestem w tym samym miejscu ? ( mimo ze chodzilismy 'tylko 9mies') ?

Stracilem rachube i czasu, i pieniedzy i godzin ktore uplywaja, nie moge w pracy wykonac najprostszych zajec. Nawet ten tekst czuje ze zle mi sie tak naprawde pisze , bo chcialbym tyle przekazac, ... tak wiele jest we mnie mysli o niej, o tym co zlego zrobilem, leku ze cos zlego sie ze mna dzieje. Nie moge spac za bardzo , budze sie o 5. Wszystkie zle slowa ktore wypowiedziala pod moim adresem i to ze sie ze mnie nasmiewala (slusznie raczej) trzesa mna. Tak samo chce uciec od obsesyjnych mysli o niej, o tym jaka jest cudowna osoba, jak bardzo ja kocham i jak wiele zrobilem zlego.... to nie pozwala mi normalnie funkcjonowac. w kontaktach z innymi zrobilem sie oziebly, mrukiem , zaczalem sie zloscic na obcych ludzi, ktorzy sa bogu ducha winni, jednak ja bym najchetniej zapadl sie pod ziemie, czuje tak jakbym nie byl godzien ich widziec, gdyz jestem okrutnym czlowiekiem...

 

Prosze Was o jakas pomoc, musze jakos o niej zapomniec, by moc wzglednie normalnie funkcjonowac... spac, pracowac, robic cokolwiek....

Czuje sie tak jakbym czasami tracil przytomnosc, nie moge zajac sie swoimi dawnymi hobby, czy nawet pojsc w miejsca w ktore chcialbym pojsc, poniewaz ona mi sie z tym kojarzy.... to jest straszne - prosze pomozcie, bo doszlo do tego ze boje sie wyjsc gdziekolwiek - nawet do pracy, bo ona mi sie z tym miejscem kojarzy i wszystko przypomina....

 

Dla lepszego zrozumienia 'czestotliwosci' i absurdu mojego zniewolenia jej osoba , podam w przyblizeiu ze mysli o niej, mniej wiecej przelatuja w mojej glowie co kilka sekund. Nie moge nawet ogladac tv czy filmow - widzac milych ludzi, wspolczujacych- bo przypominaja mi sie wszystkie zle rzeczy jakich sie dopuscilem , czyli agresywnej klotni z nia .

Nie potrafie normalnie egzystowac, prosze pomozcie mi przynajmniej w jakiejs 'diagnozie' mojego problemu.Jak moge uniknac takiej obsesji na jej punkcie / swojej podlosci/marnosci i przywrocic sie do w miare normalnej egzystencji ? Przepraszam Was za malo skladna opowiesc ale sam juz nie wiem co po kolei napisac, tak duzo jest tego wszystkiego czego sie boje/ z czym mam problem, ze moze poczekam na potencjalne pytania od Was jesli bedziecie chcieli czegos wiedziec.

 

pozdrawiam Was wszystkich baaaardzo cieplo i zycze jak najmniej dolow, problemow ze swoja psychika ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

antoine,czytając twoją wypowiedź,narzuciło mi się kilka spostrzeżeń.Po pierwsze,chyba powinieneś zmienić pracę.Pracowałam w banku i wiem,że to człowieka bardzo zmienia-na niekorzyść.Podejrzewam,że jesteś w związku z tą pracą pod olbrzymią presją otoczenia.Nie wiem jak to wyglada u ciebie,u mnie to był typowy wyścig szczurów,zjadanie się nawzajem za każdą złotówkę,pochwałę,premię.Tak jakby k..a wartość człowieka polegała tylko na kasie i "zasługach"u szefa.Do tej pory jak o tym pomyslę,to robi mi się niedobrze.Pomęczyłam się tam kilka lat i podziękowałam.

Po drugie-myślę,że konflikt z D.musisz rozwiązać raz na zawsze,przeprosić ją ale tak od serca,bez rozpatrywania i usprawiedliwiania się.Przyznać się,że to była twoja wina,że rzeczywiście ją skrzywdziłeś i nie ma usprawiedliwienia na twoje zachowanie.Myślę,że po takim podejściu,ona zdecyduje,czy warto z toba jeszcze utrzymywać kontakty,a ty oswobodzisz się od tego natręctwa,bo sprawa będzie już czysta.Podobny rachunek sumienia powinieneś zrobić ze swoją ex.Nie mozna tak ciagnąć za soba przeszłych zaszłości,bo to do niczego nie doprowadzi,a będziesz kręcił się tylko w kółko.

Czy masz depresję,nerwicę,czy zaburzenia osobowości,to musi stwierdzić już fachowiec,myslę,że wizyta u psychologa nie zaszkodziłaby ci,a na pewno pomogła w ogarnięciu problemu.Ale tak na moje oko-nie jest z tobą tak źle,co najwyżej jesteś na drodze do depresji czy innych zaburzeń,jednak tak jak ci dobrze radzę-rozlicz się jek najszybciej z przeszłością i dobrze przemyśl teraźniejszość,a na pewno "odetchniesz"z ulga.Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Róża,

dzięki wielkie za odpowiedz. kazda wskazowka jest dla mnie wazna, bo juz sam nie wiem jak ogarnac to wszystko i uzyskac 'wzgledny' spokoj.

Dzisiaj zapodalem sobie xanax , zeby spac normalnie i powiem szczerze ze sen w koncu byl spokojny, gorzej bylo ze wstaniem ale przynajmniej nie snilo mi sie nic zlego co budziloby niepokoj.

Z D. jest o tyle zle ze wlasnie po tym jak po raz 2 chcialem ja przeprosic i wyslac kwiaty to zadzwonila do mnie po chwili i powiedziala zebym 'sie odpier' i ze jak jeszcze bede do niej dzwonil to znajdzie na to sposob :>

Sprawa jest wiec raczej nie do zalagodzenia i mnie to tym bardziej doluje.

nie raz mysle zeby zmienic prace, moze nawet wyjechac ale po chwili mysle ze to nie bedzie rozwiazanie, bo na razie to na niczym sie nie umiem skupic i tylko by sie moje problemy poglebily, no chyba ze poszedlbym do jakiejs pracy fizycznej -- wtedy moze bym nie musial za duzo myslec i uwazac na to co robie , wiec jakos by wychodzilo ; )

Tak naprawde jest we mnie wiele sprzecznosci, pracuje jako informatyk w systemie centralnym, nie w oddziale, i jest tu pelno ludzi ale tak naprawde nie jestem pochloniety ta praca, zle sie tu czuje, poruszane sa tu kwestie jakies biznesowe, ktore sa mi zupelnie obce i chyba nie za bardzo mnie interesuja. Praca informatyka to raczej praca samotnicza a tak naprawde potrzebuje kontaktu z ludzmi i lubie przebywac w normalnym towarzystwie, teraz tutaj wszyscy mnie zaczeli denerwowac , juz sam nie wiem czemu tak jest, wiem z jednej strony ze nie zyczyli mi zle, ale jak tylko wchodze w mury tej pracy to ogarnia mnie gniew i wole juz sie nie odzywac do nikogo. Czuje sie cholernie samotny, bo niby probuja mnie rozerwac znajomi, ale tak naprawde teraz wiem ze tylko D. czulem sie dobrze i bylo mi dobrze. Gdybym nie krecil sie wokol mojej 'ex' i zatrzymujac sie popatrzyl na terazniejszosc mysle ze wszystko potoczyloby sie inaczej. ale nie ma co tego rozpamietywac. teraz musze jedynie jakos wzglednie doprowadzic sie do stanu 'normalnosci', chyba ze ten stan juz pozostanie albo taki juz jestem....

 

Chodze juz na psychoterapie , ale nie wiem juz sam czy to co mi mowi moja psycholog to nie jest zbytnie schlebianie mi a ja w to nie wierze i mysle ze jestem tak naprawde straszny : nie umiem sobie poradzic i z tym uczuciem, stracilem sprawnosc intelektu, chodze jak nacpany i nie wiem co ludzie mowia do mnie a ja czuje sie ograniczony w swoich wypowiedziach i boje sie nie raz cos powiedziec...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 10:23 am ]

czy to normalne ze moje kontakty z innymi zrobily sie od tego rozstania strasznie wyjalowione i przestalo mnie cokolwiek cieszyc? nie mam ochoty rozmawiac z innymi za bardzo, wole juz byc sam kiedy widze ze oni potrafia sie cieszyc, normalnie czyms sie interesuja , ja nie potrafie .

Kiedys mialem zainteresowania : muzyka, lubilem bardzo kino i to glownie bardziej dramatyczne (almodovar, von trier, offowe ), teraz nie moge bo kojarzy mi sie z D. , gdyz z nia ogladalem i analizowalem jakies filmiki , przy niej gralem i to jej w sumie tez sie podobalo , chciala mi kupic plyty itd, teraz kiedy spojrze na jakakolwiek kinematografie, mysle ze jestem jej niegodzien, a poza tym zaraz powstaje skojarzenie z D. że to ona pokazala mi czesc ich fajnych, ona je ogladala, ze byla taka wspaniala, romantyczna, wrazliwa, poza tym kazde wspomnienie o niej tak cholernie boli ze robie sie zly... nie wiem juz sam co robic...

Czuje ze wariuje przez to wszystko, przez nia, przez te ciagle mysli o niej, przez to jaki bylem podly, nie moge czyms sie cieszyc, bo zaraz mi sie ona przypomina i to ze to ona towarzyszyla mi w tym. Bank rowniez bardzo mi przypomina mi jej osoba, byla b. dumna ze tutaj pracuje. Analogicznie byc moze to rowniez powoduje moj dysonans i chec zmiany miejsca pracy...

 

Zle jest rowniez to ze zaczalem strasznie negatywnie patrzec na dziewczyny, wszystkie mnie irytuja... D. urosla u mnie do rangi idealu i taka dla mnie zawsze zostanie niestety... bez niej nie jest warte cokolwiek...

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 2:36 pm ]

caly czas walcze ze soba i przed tym zeby walnac sobie w leb, mam dosyc siebie i tego co zrobilem, i tego co czuje ... strasze - wszystko co najgorsze i czego nie moge zmienic...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...hej...jestem nowa...to znaczy,nowa z tym problemem,a jeszcze inaczej-dopiero zrozumialam co mi jest....to...to...trudne... :cry: ...bo jak dalej zyc...znosic zycie i jeszcze walczyc...walczyc...z ciaglymi wymaganiami...bo one musza byc...bo jestem zona,matka...czlowiekiem w srod innych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikoreta, zdaję sobię sprawę, że trudno Ci, ale życie potrafi być piękne. Cholera, a może wcale nie jest, ale trzeba w to wierzyć. Jedyne co nam pozostaje to wiara w lepsze, a musi być lepiej, nie może być już gorzej, bo gorzej oznacza piekło a my mamy jeszcze wiele do zrobienia. Pomyśl, że zostałaś wybrana, że to może nagroda a nie kara? Czasami tak próbuję myśleć i wtedy jest lepiej. Pozdrawiam, trzymaj się ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o! to co tu piszecie jest niesamowite.

Czytałam raz (szczególnie objawy) i nie mogłam uwierzyć. Poprosiłam przyjaciółkę żeby to przeczytała i ona też się zaskoczyła.

Dowiedziałam się czegoś nowego o sobie!

Dzięki jesteście kochani!

Może dotąd leczyłam nie to co trzeba...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...dzieki...tak to wiele poczytac o...sobie...zawsze uwazalam ze jestem jakas...chora...kazde slowo boli,wszyscy szydza ,ze taka wrazliwa na swoim punkcie...itp...chora -tak,inna-tak,ale nie sama...dziekuje...

 

 

p.s. ...dziekuje za slowa...Justynok26

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikoreta, nie traktuj tego w kategoriach choroby, ja przynajmniej staram się tak robić. Taka już jestem i koniec, to moja osobowość, to mój osobisty urok, a jeżeli ktoś tego nie akceptuje? Trudno się mówi, nie zasługuje widocznie na moją znajomość, przychylność itd. To prawda, nie jesteś sama, takich jak my wokół są setki a może i tysiące, ale nie każdy potrafi powiedzieć: Tak, mam depresje, nerwicę, zaburzenia osobowości, tak mam je i nie wstydzę się tego. Wiele razy płakałam bo raniły mnie słowa innych, ale już się nauczyłam, że trzeba być twardym. Więc bądź twarda i nie poddawaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

...tak,ale to nie takie proste...zawsze uwazalam sie za gorsza....bo przeciez majac ok 8 i dorastajac w trybie natychmiastowym,nie moglam czuc sie inaczej...molestowanie...modne slowo...ukarac-kazdy krzyczy,ale kare ponosi dziecko...ja nikomu nie powiedzialam,trwalo to ok 8 lat,w kazde wakacje...dwa miesiace...ale wiesz,najgorsze bylo uswiadomic sobie,ze "pozwalalam" na to,bo czulam ze ktos mnie kocha,interesuje sie...bylam dla kogos wazna...okropne,jak kazdy nawet z najgorszej sytuacji wyciaga cos pozytywnego dla siebie...to zmienilo mnie...cicha,spokojna,jakajaca sie,czytajaca,bezproblemowa...tak-super dziecko...potem przelom-ladna nastolatka...ladna kobieta...i mezczyzni...wiesz co lubie?...lubie patrzec jak chca...jak nigdy nie dostana...prowokuje,czasem swiadomie,czasem nie...ale nienawidze tego...nie wiem czy zrozumiesz,ale mozna nienawidziec siebie...maz , dzieci...a ja bym to zostawila...dusze sie...dusze sie ze soba...ale kocham ich,bardzo...i dusze sie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bry!

"Znamy się mało... więc może ja bym powiedział(a) parę słów o sobie - najpierw..." ;)

Od dwóch lat 'nie wiem, co się ze mną dzieje.' Są dwie 'ja': jedna, taka 'wyjściowa', to (pal licho nieskromność) odwieczna dusza towarzystwa, roześmiana, z tabunami pomysłów galopującymi przez głowę. Lubię ludzi i wiem, jak ich oczarować, jak zjednać sobie sympatię, wyciągać ich za uszy z melancholii. Myślę, że nie zbywa mi też na inteligencji. ;) Jestem oczytana, mam naprawdę rozległą wiedzę w dziedzinach, które mnie interesują. Nie chcę absolutnie, żeby ktoś pomyślał, że się tu przechwalam, popisuję, czy podnoszę prymitywnie samoocenę. Chcę tylko powiedzieć, że przez otoczenie odbierana jestem jako osoba, której wszystko się udaje 'po prostu' i którą można postawić za wzór. Takoż zresztą było zawsze w podstawówce i liceum: nauka sprawiała mi satysfakcję, nauczyciele wychwalali, a żadne przedstawienie czy inna akcja 'ku czci' nie mogła się obyć beze mnie. Typ aktywistki, ale nigdy nie narzekałam na brak przyjaciół, bo unikałam kujońskich i lizusowskich zachowań. :] I tak jest do dziś.

Ale jest też druga "ja". Skrzętnie skrywana, o której chcę powiedzieć właśnie tutaj. I Wy i ja anonimowi - dlatego pewnie łatwiej, ale i dlatego, że po prostu mam już dość. Że sobie nie radzę i chcę to zmienić... Więc druga "ja" - w pozycji horyzontalnej na kanapie, śmiertelnie smutna, znudzona, wypalona. Wewnętrzna pustka. Niemożność przejścia od planów do czynów. Wiedziałam, że to nie depresja, bo ten stan mijał, a ja rzucałam się pełna wigoru w czytanie, granie na gitarze, spotkania z ludźmi, przenosiłam góry i zwyczajnie cieszyłam się życiem. Do następnego takiego napadu. Niestabilny obraz siebie i tego, co chcę robić. A więc zmiany studiów, szybkie zniechęcenie, uporczywa myśl, ze może tak naprawdę jestem guzik warta, a z drugiej strony określone pasje i pragnienia i akceptacja i zwyczajnie lubienie samej siebie. Agresja. Niekontrolowane wybuchy zupełnie absurdalnego gniewu z śmiesznych powodów. Potrafię wybaczać innym, bo wiem, ze ja też nieraz się potykam i szczerze wierzę, że każdy jest z natury dobry i tylko czasem coś mu się myli. I tak przechodzę do porządku nad historiami sporego kalibru, ale wyolbrzymiam bzdury. A wtedy potrafię krzyczeć, przeklinać, nienawidzić i zadawać precyzyjnie ból. Po prostu wiem, gdzie i w co uderzać - oczywiście werbalnie - żeby najbardziej bolało... I najgorsze jest to, że ja w rzeczywistości wiem, że moje zachowanie jest absurdalne, że robię źle, ale n i e p o t r a f i ę tego kontrolować. Ja - dobra mówi 'zamknij dziób', a ja - zła może się wykłócać do upadłego. Cierpią na tym moi bliscy, a szczególnie mój mężczyzna (i tu kolejna 'perełka' - oczywiście nie jestem w sztampowym związku, ale akurat z tym nie ma problemu, bom zwyczajnie szczęśliwa i niezmiennie zakochana :]). Bywa, że jestem piekielnie zaborcza. Nie cały czas, ale mam napady lęku, że odejdzie, a ja sobie z tym nie poradzę. Nie mam powodów, by się tego obawiać, ale boję się rozstań, nawet na chwilę, bo wydaje mi się, że on mnie wtedy przestanie kochać. Ot tak. Oczywiście wiem, że to jest tak niedorzeczne, że aż śmieszne. Że właśnie takie zachowanie może być zabójcze, że to bezsensie etc... i co? I nic.

Do tego całego obrazka dołożyć muszę totalny brak kontroli nad finansami. Pieniążki mi się rozpełzają na wszystkie strony, samoistnie, a najgorsze, że to nie przynosi mi satysfakcji. Nie jestem materialistką, ale poczynione zakupy mnie nie cieszą, wręcz przeciwnie. Mam poczucie winy. Jestem ryzykantką i lubię szokować, lubię iść pod prąd i bulwersować. Powtarzam sobie, że "co ludzie myślą, to nieistotne" i akurat te cechy traktuję jako mój urok i już. Ale to wszystko poskładane razem tworzy naprawdę żałosną całość, którą zakopuję gdzieś głęboko. Ona jednak jest, płycej niż mi się wydaje.

I jest mi z tym bardzo źle. Z obsesyjnością, z rozedrganiem. Kryzys bywa chwilowy, ale jego skutki - długofalowe. Ciężko mi się zmobilizować do działania, choć wiem, że powinnam, że będzie mi wtedy lepiej. Ciężko strzelić w łeb tą drugą siebie i kazać się jej zamknąć.

Nie wiedziałam, co się dzieje. To było najgorsze, bo nie umiałam przewidzieć z której strony mnie samej przyjdzie cios. Informacja o borderline była jak katharsis. Łzy i jednocześnie wielka ulga. już wiem, czego się trzymać... Łykam magnez i środki 'dopieszczające' mój hipokamp - działa. :] Nie myślę o sobie źle. Podzieliłam się z Rodzicami i Onym swoim problemem. Wiedzą, że trzeba mi czasem zakładać kaftanik samokochający. ;]

Wydaje mi się, że to jest to. Więc proszę o Waszą obiektywną ocenę, z boku. Czy dobrze kombinuję? I... potrzebuję zwyczajnie wsparcia. :) Świadomości, żem nie sama, a wespół w zespół będzie nam łatwiej, prawda?

Kocham życie i jestem zafascynowana światem. Mam wiele marzeń i planów i wiarę, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko tego chcemy. Nie chcę się nad sobą użalać. Lecz jednocześnie boję się tej drugiej 'ja'. Muszę ją oswoić. Muszę nauczyć się z nią żyć i nie dać się zniszczyć. Oczywiście, że się uda... :) Oczywiście - nie będzie łatwo. Ale łatwo jest dla cieniaków, nie dla mnie, da?! :)

 

„Już od dawna wiedziałem, że łatwo można oszaleć. Nietrudno. Nie myślałem jednak, że tak straszliwie łatwo. Z czasem zacząłem coraz lepiej się na tym znać. Tak, że teraz mogę postawić zagadkę: jaka jest najłatwiejsza rzecz na świecie? Oszaleć! I druga zagadka: jaka jest najtrudniejsza rzecz na świecie? Nie oszaleć!" (Edward Stachura)

 

POMOŻECIE??? :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy dobrze kombinuję?
Muszę ją oswoić. Muszę nauczyć się z nią żyć i nie dać się zniszczyć.

Co do borderline nie piszę nic, bo się zupełnie nie znam :P ale poza tym dobrze kombinujesz. Przez chwilę miałem mgnienie, czy ten post znalazł się we właściwym subforum. Bo z taką dawką wiary, optymizmu, samozaparcia i chęci pracy nad sobą nadajesz się do "Kroków do wolności". Nie no... jesteś wielka i nie muszę pisać, że mam nadzieję, że sobie poradzisz. Ty na pewno sobie poradzisz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×