Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

a jak schodzisz do sensownego poziomu? ja sobie w kółko jak mantre powtarzam jestem zdrowa spokojna bezpieczna jednak nie zawsze to mi w jakimś stopniu pomaga

 

Ja wykonuję ileś rutynowych czynności. Mycie się, wzięcie leków, ubranie, napicie się czegoś ciepłego, śniadanie. Jak koniecznie muszę działać w jakimś dniu to wspomagam się benzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaka1 wiesz co po prostu cały czas się czymś zajmuję, mam dużo zajęć przy maluchu oprócz tego czytam jakieś tam książki nawet romansidła cokolwiek lekkiego, oglądam komedie... staram się nie oglądać wiadomości, interwencji, uwagi itd...

czasem mam gorsze dni ale mam ciężką sytuację w rodzinie i w ogóle sporo problemów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

podziwiam mi się tylko w pracy udaje tak nie mysleć a tak w domu to nawet nie mam ochoty nic robić, przed synami muszę udawać , że wszystko jest ok bo bez sensu, żebym im mówiła o swoich lękach. Na dodatek ja sama z nimi mieszkam bo jestem po rozwodzie. Dzisiaj się mnie mam pytała jak się czuje - i dla niej to jest śmieszne , że ja się boję śmierci i końca świata . Normalnie rewelka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja przebudziłam się o 5 rano dziś w nocy, po koszmarze nocnym (sniły mi się totalne pierdoły) i byłam tak zestresowana,że od razu pobiegłampo Atarax. Ale teraz wmówiłam sobie kolejną rzecz, że Atarax nie działa. I mimo jego zażycia dziś wpadłam w panikę, ale cudem uniknęłam jej punktu kulminacyjnego czyli tych okrutnych duszności. Było mi duszno, ale jakoś udało mi się to uspokoić tak, żeby nie było najgorzej. Zastanawiam się czy brać nadal Atarax. Biorę go od 3 dni a już nagle niby nie działa skoro mam ataki mimo to. Są momenty, w których totalnie nie myślę o dusznosciach, a są chwilę, w których jestem tym sparaliżowana. Najgorsze jest to, że wiem, że od strony fizycznej jestem zdrowa i nic nie ma prawa wywołać tych ataków i że to nerwy, ale to nie wystarcza. Jestem psycholką wstyd mi. Parenaście lat temu miałam lęk przed wymiotami i półtora roku spędziłam na stresie czy zwymiotuję czy nie i oczywiście było mi non stop niedobrze i miałam boleści brzucha. Eh co zrobić...jestem psycholem ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie znam tych lekarstw więc trudno mi coś doradzić - kiedyś brałam lexapro i mi wtedy pomógł- teraz staram się przynajmniej narazie w razie potrzeby brać validol -chcociaż nie wiem czy na tym się skońćzy. Dzisiaj idę na pierwszą psychoterapię zobaczymy jakie będzie moje samopoczucie -mam nadzieję, ze mi pomoże.

 

-- 31 paź 2011, 17:02 --

 

dzisiaj byłam u psychologa i od razu u psychiatry - baby mnie do pionu postawiły - że lęki z końcem świata i śmiercią związane sa z tym, ze w ogóle sobie czasu nie poświęcam tylko dzieciom zamiast wyjśc między ludzi mieć kogoś itd. ma to sens ale niby co ogłoszenie mam dać, że szukam faceta hehehe śmieszne

poleca mi kobieta jedna i druga terapie grupową, żebym miała kontakt z ludźmi 9 listopada mam podjąć decyzje czy się decyduje czy ide na indywidualną

To jest prawda mało gdzie wychodze bo jak mam iść z małżeństwem jakimś to mi głupio a w ogóle to zawsze kasy brakuje i mi szkoda na piwo wydać i kółeczko się zamyka -więc stwierdziłam, że musze kogoś poznać tylko pytanie brzmi gdzie?? hehe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kaka1 może i coś w tym jest bo ja w sumie też siedzę cały czas w domu, z mężem ostatnio nam się nie układa, właśnie się wyniósł do mamusi.. ciągle siedzę z małą sama... mam 23 lata a żyję jak pustelnik:(

Tyle przykrych słów usłyszałam w tym tygodniu od męża że to już chyba koniec między nami...

Nie chcę go widzieć, nie chcę z nim rozmawiać, chcę żyć w spokoju!!!

Mąż mi dokucza ojciec alkoholik sieje awantury już nie wytrzymam!!!!!

 

-- 31 paź 2011, 19:51 --

 

Wiecie co wszystko mnie boli każda kosteczka, każdy mięsień, czuję się jak staruszka;/ nic mi się nie chce, na nic nie mam siły...

myślicie że to przez nerwice? jestem taka zmęczona... w ogóle zauważyłam że byle klepnięcie sprawia mi ból... nie wiem albo jestem na coś chora albo przez tą nerwicę mam tak napięte mięśnie i jestem tak wrazliwa że wszystko boli;/ ahhhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy strach przed mgłą , nocą to również objawy nerwicy lękowej ??

 

-- 31 paź 2011, 20:18 --

 

i te nieustanne uczucie....zwariuje , nic mi już nie pomoże !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! i dokąd uciekać !!?? czy może skończyć tą nierówna grę.......????????????????????????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chocovanilla mi się wydaje, ze coś w tym jest - też siedze sama jak pustelnik jedynie do pracy chodze albo ktoś do mnie przyjdzie. Jak mam iść do kogoś, gdzie same pary to mi jakoś głupio - wszyscy sie soba zajmują a ja sama wiec wole w domu zostać. Tak do knajpy czy coś też mało wychodzę bo tu znowu szkoda kasy nie jest latwo samemu wychowywać dwójkę dzieci z jednej pensji + alimenty - starcza na naprawdę skromne życie a ciiuchy chłopakom muszę kupić więc te często odpuszczam i tak w kółko.

Jak tak myślę to ta terapia grupowa w moim przypadku może być rzeczywiiście zbawienna bo będe między ludźmi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlaczego większość jadąc w środkach komunikacji (metro, tramwaj czy cokolwiek innego...) tak normalnie funkcjonują??!!!

chyba jestem nienormalna! w większych skupiskach ludzi po prostu czuję (nie zawsze tak jest, zależy to chyba od mojego nastawienia i poziomu pewności siebie) jak tracę grunt pod nogami. Siedzę w tym metrze, ludzi przybywa na każdej stacji w kierunku do centrum.. przez drogę 15 minut było spoko zaledwie 10 minut - mówiłam w myślach, że czuję się dobrze, nic mi nie grozi, nie wzbudzam jakiegoś zainteresowania. Ale im bliżej centrum, im więcej ludzi wsiadało, tym te moje dobre myśli zostały wyparte przez LĘKI!!! siedziałam i chciałam umrzeć! próbowałam sobie pomyśleć, dlaczego moje ciało zaczyna się dziwnie zachowywać: raptownie zrobiło się duszno, ostrość wzroku jakby na chwile przygasła, siedziałam i nogi mi się ugięły... zaczęłam myśleć, czy jestem jakas inna? gorsza od tych wszystkich ludzi? bałam się...kompromitacji? ośmieszenia? zaczelam skupiać się na oddechu i odpędzać lęk od siebie... pomogło. Wysiadłam i moja pewność siebie wzrosła.

po prostu nienawidze takich dni, kiedy czuje jak z pewnej siebie osoby robi się ofiara, beznadzieja...

nie potrafie racjonalnie sobie tego wytłumaczyć...

pomimo, że odniosłam dziś kilka małych sukcesów, porażka w metrze zwyciężyła

kiedy jestem sama w domu wszystko jest ok - zero lęków, niepokoju, dziwnych myśli... może jestem zbyt skupiona na sobie???

 

pozdrawiam znerwicowanych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam

Jestem nowa.

Jestem tu bo od pewnego czasu panicznie sie boje. Kaka1 mam podobne obawy i chyba podobne przyczyny jestem sama z 2 ka dzieci, jedno 2 drogie 4 lata, mąż kierowca. Zaczeło sie chyba dawno zawsze panikowałam ale odkąd sie przeprowadziłam i siedze sama sie nasiliło. Mam różne bółe i lęki ale najbardziej sie boje że umre w nocy a jak dzieci wstaną nikogo z nimi nie będzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja z kolei w dzień nawet dobrze funkcjonuję, niestety wieczorem jak kładę się do łóżka zaczyna się koszmar.

pali mnie strasznie w klatce mam kołatania serca napady wręcz paniki duszności klucia itd. na przemian z dreszczami nie spię do porannych godzin tylko się męczę a jak już zasnę to rano nie umie się obudzić. W dzień jestem prawie nieprzytomna i najgorsze jest to, że nawet bardzo zmęczona nie potrafie zasnąć o normalnej godzinie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Jestem tutaj nowa i cieszę się,że trafiłam na to forum. Zrozumiałam,że nie jestem sama,nie jestem ta gorsza... Ja na razie ciężko radzę sobie z atakami, ostatnio dopadają mnie w miejscach publicznych- szkoła, sklep... Kiedy jestem w szkole,wyjmuję tel., włączam internet i czytam Wasze wypowiedzi. To mi jakoś pomaga. Odwraca uwagę. Pierwszy atak miałam 7ms.temu. Myślałam,że umieram. Dusiłam się,w gardle miałam globus. Serce wyskakiwało mi z piersi. Wpadłam w panikę. Prosiłam,żeby ktoś zawiózł mnie do szpitala. Prosiłam chłopaka-myślał,że udaję. Rodziców nie prosiłam, bo spali pijani... Moją siostrę dopadło wcześniej niż mnie,więc wiedziała, z ,,czym to się je"... Następnego dnia pojechałam do psychiatry. Rozmawiałam z psychoterapeutką- miałam wrażenie,że mało obchodzi ją to,co czuję,więc na tej jednej wizycie się zkończyło. Dostałam leki. Przez pierwszy tydzień było tragicznie. Zero apetytu, zmęczenie, bolała mnie każda część ciała. Umarł tata mojego chłopaka. Zostawiłam Go...Byłam za słaba... Zaczęło być lepiej. Odstawiłam leki, zaczęłam realizować plany, przytyłam 7kg. Po 3 ms.wróciliśmy do siebie. Ale w tym czasie za dużo się wydarzyło. On próbował ułożyć sobie życie,ja też. I znów wróciły ataki... Miałam wrażenie,że to Jego obecość je wyzwala. Wmawiałam sobie,że jestem za mało warta,zeby ze mną był, na siłę wszystko psułam w obawie,że teraz to On mnie zostawi, przygotowywałam sie na najgorsze. Teraz jednak te ataki mają inny charakter. Już nie ma ,,globusa", zmniejszyły się też lęki przed zachorowaniem na raka. Ale został paniczny lęk. W mojej głowie rodzi się dziwny mechanizm, nie ma ataku,i nagle jest-tak,jakbym sama go wywoływała. Czasem już się z nim budzę. Mój żołądek jest ściśnięty,zapach jedzenia mnie odrzuca,mam wrazenie,ze zemdleję. Nie wiem,kiedy sie kończy. Nagle zachciewa mi się jeść, rozluźniam się. Biegunka utrzymuje się już od ok.1,5ms.,delikatny stres i sedesik:/

Mój chłopak zrozumiał moją chorobę. Kiedy czuję,że jest blisko, głaszcze mnie po głowie,mówi dobre słowa, przedstawia wizje wspólnego życia. To ja działam destrukcyjnie. Niszczę wszystko i wszystkich...

 

Mam 23 lata, 5letniego syna i rodziców alkoholików. Nie wierzę w wyzdrowienie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magda88,cześć cudnie,że Twój chłopak rozumie Twoją chorobę..to wiele,że kogoś takiego masz u boku.Jesteś pełnowartościowym człowiekiem..tylko sama tego nie czujesz,ale to nie znaczy,że tak nie jest. Polecam psychoterapie lęki mają swoje źródło..warto do niego dotrzeć,przepracować problemy.Spojrzeć na siebie,świat w inny sposób:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć Noopiii. Dziękuję za odpowiedź.

Z moim chłopakiem różnie bywa. Jesteśmy razem 5 lat, każdego roku mamy przerwy. Choć czuję Jego miłość nie czuję stabilizacji, czasem zastanawiam się, co On robi nie tak,ale On właściwie zawsze jest w porządku. Ja mam taki dar pieprzenia. Trafiłam wczoraj na stronę DDA. Mam rodziców alkoholików. Dopiero teraz mówię to głośno. Oni nie widzą problemu. Nie piją razem. A później się biją... Ja i moje dziecko na to patrzymy. Bojestem za słaba,żeby powiedzieć,, dość",żeby szukać innego lokum. Choć planujemy w niedługim czasie wspólne mieszkanie z chłopakiem, to nie będzie żadne rozwiązanie,bo On mieszka 2 domy dalej... Kto tego nie przeżył nie wie, co czuje dziecko,którego mama po pijanemu łyka garść tabletek, kiedy przyjeżdża policja,pogotowie:( Zawsze żyłam w panicznym strachu. Ale dawałam radę. Świadectwa z paskiem, nie piłam. Paradoks-później zadałam się z niewłaściwym gościem który chciał dzidziusia. Bił mnie niemiłosiernie. Miałam tylko 17 lat. Urodziłam,wygoniłam go. Zdałam maturę, poszłam na studia. Trzymałam się. Kolejny związek. Dużo płaczu,zazdrości,rozstań. Nie byłam i nie jestem dojrzała emocjonalnie,mam wrażenie,że mój rozwój zatrzymał się na tych 17 latach. Moje dziecko jest przekochane. I pełne agresji. czerpie wzorce.

Zauważyłam,że czasem, w czasie ataku dużo daje mi wylewanie tego na papier. Staram się radzić sobie bez tabletek. Czasem tylko jakieś uspokajacze na serducho. tak żyje człowiek z nerwicą,prawda? Od ataku do ataku. Ja się uczę z nią żyć, bo mieszkając na wsi,gdzie do najbliższego miasta jest 50 km nie widzę szans na terapię. Wierzę tylko w to,że kiedy będę już miała swoją rodzinę, będzie lepiej...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej magda88... jak czytam Twoje posty to tyle mamy wspólnego że ho ho...

ja też mam 23 lata, 5 lat jestem z obecnym już mężem, mam 4 miesięczną córeczkę, mam ojca alkoholika... z mężem się często kłócę też się rozstajemy tyle że wracamy szybko tzn po dwóch dniach bo mam lęki albo on źle się czuje... Mąż często mnie wspiera ale czasem mam wrażenie że mam lęki także przez niego... właściwie to nerwica pojawiła się po 5 miesiącach odkąd zaczeliśmy byc razem... czuję się gorzej nic nie jem, czuję się lepiej pożeram wszystko i też tyję... Mąż jakoś tak w dziwny sposób wywiera na mnie pewną presję... staram się jak mogę ale on zawsze cos musi mi dowalic;/ poza tym zachowuje sie jak trzylatek... ja przy nim nie mam poczucia bezpieczenstwa... czuje sie bardziej jak jego matka niz zona... biorę leki i jest różnie... uważam że psychoterapia jest mi bardzo potrzebna bo ja najzwyczajniej w swiecie nie umiem byc dorosla... zyje schematami jakie mi narzucil moj ojciec... wiem że zyc ze mna to ogromne wyzwanie... nie dosc ze leki to jeszcze jak to moj mąż mowi terroryzuje go... wszystko niszcze... niszcze to na czym zalezy mi najbardziej na swiecie... ja jestem bardzo ograniczona przez nerwice, nigdzie nie wychodze sie rozerwac, potracilam znajomych za to mąż to taka latawica że tak powiem... i to glownie powoduje napiecia miedzy nami...

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magdo....przeczytałam Twój post ze smutkiem i podziwem...dla Ciebie!!!! Jesteś bardzo dzielną osobą, wierzę więc, że uwolnisz swoje dziecko od tego koszmaru alkoholowego. Ono najbardziej chłonie cały ten klimat, emocje. Jeśli tylko masz jakąś szansę, by uciec z tego "piekła"..zrób to, dla Was!!!

Szkoda życia...może znajdziecie jakieś rozwiązanie i we troje zamieszkacie w spokojnym i szczęśliwym miejscu??? Życzę Wam tego z całego serca!!!!

 

Spróbuj tej relaksacji ....http://www.djoles.pl/mp3/pobierz/813301,ewa-foley-louise-l-hay-medytacja.html ...może spodoba Ci się.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magda88,imponujesz mi swą siłą,determinacją.Masz rację nikt nie wie co przeżywasz..poza Tobą..chroń dziecko,siebie..wyprowadzenie się w takiej sytuacji dwa domy dalej to już wiele,nie będziecie w tym tkwili non stop.Szkoda tej terapii to jednak dużo daje..póki co pisz tutaj jest tu ekspert można się poradzić..szukaj pomocy gdzie się da pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje Wam wszystkim,dobrze wiedzieć,że nie tkwi się samemu w tym bagienku:/ Teraz jest ok, miałam dzisiaj tylko małe problemy z oddychaniem( po papierosie),ale odwróciłam uwagę i przeszło.

Wiecie, co mnie w sobie denerwuje? Porównywanie się do innych. Mam pracę, ale to praca u taty. Skończyłam szkołę, ale to szkoła prywatna. Moje dziecko ma wszystko(oprócz pełnej rodziny),ale bez materoialnej pomocy rodziców żebrałabym może... Ale wiem,że stać mnie na więcej! Mogłabym iść na dobrą uczelnię, pracować w fajnym miejscu ale....nie chce mi się. Jestem zupełnie bierna. Potrzebuję całkowitej stabilizacji,zmiany mnie przerażają:/

chocovanilla- rzeczywiście mamytroszkę wspólnego. Potrafię wszystko wypomnieć mojemu facetowi, każdą poznaną dziewczynę wałkuję rok. Podziwiam Go,że jeszcze to wytrzymuje... Ale czuję,że nie potrafię inaczej. Że jeśli będę to w sobie tłumiła, to zwariuję. Więc to ja przeważnie inicjuję wszystkie kłótnie... Wyzywam Go, wyganiam z domu, raz uderzyłam w twarz...:/ Oj,ale On też nie jest święty:) Gdyby było inaczej,czułabym się pewniej.

Nasze zadanie-jak mantrę powtarzać:,, Jestem zdrowa, jestem wartościowa". Może w końcu pomoże:)

Pozdrawiam Was wszystkich chorowitki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przez ostatnie dni się nie odzywałam bo w piatek nagle zmarł mój tata. Był to dla mnie szok. Te moje lęki z końcem świata a tu nagle śmierć taty. Dzisiaj idę do pani psycholog i chyba rzeczywiście zapiszę na tą psychoterapię grupową.

Jest mi bardzo ciężko bo moja mam została teraz sama i bardzo się o Nią boje. Na szczeście mieszkam blisko. Nie wiem jak mam sobie z tym wszystkim radzić i pomóc mamie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawdę mówiąc ja nie sprostałam zadaniu. Jak świnia zostawiłam mojego chłopaka po śmierci Jego Taty... Nie ma chyba gotowej recepty,jak radzić sobie w takich sytuacjach. Każdy inaczej przeżywa swój ból... Ja jestem typem płaczka. Płacz pomaga mi się oczyścić. Napewno nie jest dobra stagnacja, stan zawieszenia,nic nierobienie. Pomagaj sobie tym,co sprawia Ci przyjemność. Każdy ból staje się kiedyś coraz lżejszy...

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×