Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Ja tam uważam, że nie ma dobrego sposobu na nerwicę... Przynajmniej tak twierdzę dzisiaj. Mi też ciężko stwierdzić co może mi teraz pomóc. Nie dziwię się, że nie każdy chce chodzić do psychologa na terapię gdyż to wymaga czasu a my chorzy często potrzebujemy pomocy OD ZARAZ !!! Ja jednak wierzę, że jakoś z tego wyjdę i nie poddam się tak łatwo. Na terapii byłam dopiero 3 razy.. Po takim czasie wiadomo, że nie widać jeszcze efektów ale czy to powód, żeby się poddawać? Powiem Wam też, że byłam dzisiaj u psychiatry i on bardziej mnie zawiódł niż moja pani psycholog. Do tej pory brałam mianserynę ale moim zdaniem efekt był raczej marny zwłaszcza, że mój lekarz strasznie cacka się u mnie z doborem leków, wydaje mi się, że uważa mnie za osobę zdrową ale z masą problemów na głowie... Teraz przepisał mi mirtazapinę ale znowu za mało bo tylko 15mg na noc! Czy on do licha oszalał??? Mówiłam mu, że nie śpię i ogólnie zaczęłam i tak brać większą dawkę leku niż mi przepisał a on dalej swoje!! Jestem dzisiaj tak zła, że zanim weszłam na forum znowu stwierdziłam, że świat jest do dupy i ogólnie nie ma mi kto pomóc... No cóż ale nie urodziłam się po to by zamartwiać się jakąś nerwicą! Trzeba wziąć się do kupy! Każda metoda jest dobra na walkę z nerwicą! Ja wszystkim radzę nie przebierać w środkach. Psycholog, psychiatra czy akupunktura - wszystko może pomóc ale najbardziej pomaga WIARA W SIEBIE I WYLECZENIE - bez tego ani rusz!!! Głowa do góry! Nerwica jest uleczalna!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, myslałam i wiem o tym, że psychiatra nie jest jednym rozwiązaniem i na psychiatrze owym się nie skończy. Ja po prostu chcę z tego wyjść, a uważam, że lepiej jest najpierw pójsc do psychiatry, ktory zaleci (lub i nie) leczenie medyczne niz isc do psychologa, posluchac i zostac odeslanym do psychiatry.

Same leki to pójście na łatwiznę. Przeważnie po ich zaprzestaniu dawkowania....lęki wracają, a problemy dalej zostają.

No, ale to Twoje życie, Twoje wybory.

Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, myslałam i wiem o tym, że psychiatra nie jest jednym rozwiązaniem i na psychiatrze owym się nie skończy. Ja po prostu chcę z tego wyjść, a uważam, że lepiej jest najpierw pójsc do psychiatry, ktory zaleci (lub i nie) leczenie medyczne niz isc do psychologa, posluchac i zostac odeslanym do psychiatry.

Same leki to pójście na łatwiznę. Przeważnie po ich zaprzestaniu dawkowania....lęki wracają, a problemy dalej zostają.

No, ale to Twoje życie, Twoje wybory.

Powodzenia.

 

Dokładnie tak!! Trzeba poukładać swoje życie bo lęki tkwią tak na prawdę głębkoko w nas!!! Należy je wypędzić precz! Leki, przynajmniej ja, traktuję raczej jako wspomagacz przy zasypianiu. Organizm w końcu musi się regenerować i uspokajać podczas snu. W ciągu dnia nie powiem - mam ochotę zarzyć większą dawkę leku i pójść spać ale wiem, że to nie wyjście. Trzeba włożyć w pracę nad sobą troszkę wysiłku i będzie OK. Też jestem w rozsypce ale wiem, że do końca życia przecież nie mogę brać leków bo moja wątroba raczej tego nie wytrzyma :) Powodzenia!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bylem dzisiaj u psychiatry... Kazal mi brac tylko depakine na zaburzenia nastrojow. Mam wybuchy zlosci i agresji dlatego to musze brac. Bd mial psychoterapie i zobaczymy jak bd. Niemam juz lekow... Wystarczy poprostu sobie powiedziec ze nic z tego nie bd i juz. Normalnie zyc ;] Mam tylko strach zeby nic nikomu nie zrobic , czasem mam wrazenie ze zaraz komus przyłoze i tego tylko sie boje. Mysle ze bd ok. Psychiatra mi powiedzial ze niemam choroby psychicznej. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak zwykle nie spałam. Całą noc miałam z tym problem. Teraz nie wiem juz do kogo mam zwrócić się o pomoc. Leki ewidentnie mam źle dobrane. Nie usapakaja mnie już nic. Nie mam w nikim oparcia bo nikt łącznie z moim chłopakiem mnie nie rozumie. Dzisiaj mam kryzys. No ale trzeba jakoś żyć dalej, pytanie tylko jak? Niby całe życie przede mną ale ja widze tylko jego koniec. Dzisiaj mam załamnkę w 100%...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No własnie - tu czujemy się normalnie. Trochę dziwne, że nasze własne otoczenie czasami staje się bezradne, nie? No ale jakoś trzeba sobie radzić. Ja też przestałam sie z kimkolwiek dzielić moimi rozterkami i roblemami od kiedy zauważyłam brak zrozumienia u inych. Mojemu chłopakowi siłą rzeczy musze mówić takie rzeczy, żeby wiedział np. dlaczego nie mogę spać i go budzę albo dlaczego nie mam ochoty pójść z nim w danym momencie w jakieś miejsce. Gdybym mu tego nie mówiła w ogóle bym sobie nie radziła. Dzięki mówieniu o tym co czuję trochę się uspokajam. Na początku mówiłam znajomym, że się źle czuję i czy możemy się spotkać ale to okazało się dla nich ciężarem bo w końcu każdy ma swoje problemy. Został mi więc tyko mój chłopak, psychiatra, psycholog i to forum gdzie mogę w każdej chwili coś napisać bez budzenia nikogo w środku nocy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,kurcze mam ten sam problem jezeli chodzi o moich znajomych. Nikt nie potrafil zrozumiec co czuje,dlaczego tak czuje i co mi jest. Niby udawali ze chca zrozumiec a tak na prawde tylko udawali a gdy juz ich to przerastało to w wybuchu zlosci dawali do zrozumienia ze jednak tego nie zrozumieja... Jedyna osoba ktora mnie rozumie to moja mama z tego wzgledu ze to samo przezywa... od kilku lat juz choruje nie wychodzi sama z domu i miala takie objawy jak ja... gdyby nie ona to nie wiem jakbym sobie poradzila... tylko przy niej czuje sie bezpiecznie i przy niej objawy ustepuja.. Połtora roku temu jak zachowrowała i prawie ze umarła.lezala 6 dni na oiomie lekarze nie dawali jej zadnych szans,chcialam umrzec razem z nia.. bez niej nie dawalam rady... objawy nasilaly sie a najgorszym objawem jest dusznosc..brak oddechu. na szczescie mieszkałam wetdy z chlopakiem ktory tak naprawde nie rozumial ale mimo wszytsko probowal mnie wspierac,pomagac mi . Dzis niestety juz go nie ma.. po 4 latach rozstalismy sie,zaczelo sie wzytsko walic i moze to utrudnia mi nadal normlane zycie.. na szczescie mama wyzdrowiala i jest ze mna..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może rzeczywiście macie rację... i tak mam szczęście... inni może go nie mają. Mój chłopak na początku bardziej się angażował, spędzał każdą chwilę ze mną i zawalał swoje obowiązki... z czasem jednak zaczął się irytować i oddalać. Jest przy mnie ale jakby nieobecny. Nie powinnam go bardzo męczyć ale moja choroba jest bezlitosna i czasami nie ma na nią rady.. zwłaszcza, że mam źle dobrane leki i nie radzę sobie z emocjami. On chce się odprężyć przed telewizorem a ja myślę o tym co by tu zrobić, żeby przestać myśleć i boję się chwili kiedy go przy mnie nie będzie. Cieszę się, że go mam ale czasem potrzebuję trochę więcej zrozumienia. Wiadomo, że przy nerwicy często stajemy się egoistami ale to tylko dlatego, że nie potrafimy sobie sami radzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi Drodzy, znów zwracam się w tym wątku, ponieważ moja nerwica chce zabrać mi wszystkie plany i marzenia. Może zacznę w miarę od początku..

 

Rok temu, w grudniu, rzuciłam studia w swoim rodzinnym mieście, na które poszłam z przymusu bądź frustracji. Nie podobało mi się, a że były to studia dzienne, to niczego nie straciłam - prócz czasu. Potem poszłam do pracy i zaplanowałam, że od października wybiorę się na wymarzony kierunek do miasta oddalonego o 30km, na studia zaoczne.

W czerwcu miałam pierwszy atak paniki, od lipca zaczęłam terapię. No i w miarę się poprawiało (terapia psychodynamiczna).

Przyszedł jednak nieszczęsny październik, wczoraj wybrałam się na uczelnie na inaugurację, rano płakałam i lamentowałam, aż w końcu wpakowałam się do tego malutkiego busa i dotarłam.

Dziś taki sam stan jak wczoraj, a trzeba by jakąś decyzję podjąć, czy wpłacić pieniądze za studia i walczyć, męczyć się i tracić zdrowie - przyznam, że wczorajsza walka była dla mnie bardzo ciężka, nie mogę sie na niczym skupić i dłuzej wysiedzieć w jednym miejscu i na wykładzie (2,3 lub 5 godzinnym) pewnie bedzie tak samo. Tylko patrzę, byle uciec do domu.

Lub odpuścić sobie kolejny już rok (2 lata w plecy:(), wyleczyć się i dopiero ponownie zacząć naukę, tak pełną parą.

Czasami sobie myślę, że po prostu nie nadaję się na studia..

 

W przyszłym tyg. planuje wizytę u psychiatry, bo nie potrafię tak dłużej żyć :(

 

Proszę o radę.

 

 

Wydaje mi się, że to jest czasami tak, że nasza podświadomość mówi nam zupełnie coś innego niż to czego naprawdę chcemy. Ja tak miałam z mieszkaniem. Kiedyś mieszkałam ze swoim obecnym chłopakiem przez 3 lata. Nie były to udane lata. W naszym związku się układało ale mieliśmy masę problemów, z którymi sobie nie radziliśmy. Między innymi były to kwestie pieniężne no i mieszkanie, które wynajmowaliśmy było strasznie przytłaczające... Nie mogliśmy już tam dłużej mieszkać. Podjęliśmy decyzje, że na chwilę wracamy do rodziców (czyli mieszkamy osobno). Sytuacja była na tyle dobra, że mój chłopak ma już swoje mieszkanie po dziadkach ale nie mogliśmy się do niego wtedy wprowadzić bo było wynajmowane przez studentów a po drugie było do remontu i nie mieliśmy na to pieniędzy. Teraz mieszkanie nie jest już wynajmowane a pieniądze są... No i nagle zachorowałam na nerwicę. Wydawało mi się, że bardzo chcę tam zamieszkać i ułożyć sobie życie. Pani psycholog powiedziała mi, że najprawdopodobniej podświadomie boję się tego i nie chcę mieszkać znowu tylko z chłopakiem poza domem... Może jakieś przykre doświadczenia zakodowane w pamięci z poprzedniego mieszkania, może strach przed samodzielnością...??? Wydawało mi się, że tego właśnie chcę na dzień dzisiejszy ale chyba coś mi w tym przeszkadza...

Pamiętaj, że leki to nie wszystko! Ja np. mam bardzo źle dobrane bo mój lekarz chyba twierdzi, że jestem zdrowa albo, że mi przejdzie... Muszę radzić sobie więc sama. Chodzę na psychoterapię ale dopiero zaczynam i nie wiem jak to się skończy. Nie ma co pokładać całe soje nadzieje w lekarzy bo oni często w nawale pracy nie angażują się w nasze problemy jak byśmy chcieli i często tak jak u mnie np. źle dobierają leki. Trzeba więc dużo pracować nad sobą. Z trudem mi to przychodzi więc n ie będę się jakoś wymądrzać ale z pewnością radzę sobie lepiej z moimi myślami niż na początku choroby i jestem w 100% przekonana, że najmniej było w tym zasługi lekarzy. Życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Martysieńka lekarz ma ci pomoc w dojściu do zdrowia ale największa prace musisz wykonać ty sama....więc masz racje ale bez osoby lekarza terapeuty nie wiedziałabys jak sobie poradzić ze sobą sa od tego by wskazac droge kierunek...Ciebie czeka sporo pracy by ten kierunek odnależć i iśc nim ku wybranym celom :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siasia, kochana...w natłoku ludzi i tematów. Bardzo łatwo coś przeoczyć. Na początku sama byłam kilka razy zła że nie ma żadnej reakcji. Jakby co zapraszam na priv.

 

Myślę że powinnaś iść na studia i połączyć leczenie z nauką. Z czasem nauka zastąpi ci te natrętne myśli. Zaprzyjaźnisz się z grupą znajomych i zacznie się czas imprez studenckich. Będzie dobrze, zobaczysz. Zaryzykuj.

 

Trzymam kciuki ;-) BARDZO

Poniosło mnie, czekałam na odzew w czasie kryzysu, a takowego nie dostałam..

 

Obawiam się, że leki będą miały skutki uboczne, że nie będę mogła skupić się na nauce i poznawaniu nowych ludzi. Choć kiedy bardzo się boję w sytuacji stresowej dla mnie, to łyknęłabym byle co, byle bym była zdrowa. Choć do leków przekonana nie jestem.

 

Wydaje mi się, że to jest czasami tak, że nasza podświadomość mówi nam zupełnie coś innego niż to czego naprawdę chcemy. Ja tak miałam z mieszkaniem. Kiedyś mieszkałam ze swoim obecnym chłopakiem przez 3 lata. Nie były to udane lata. W naszym związku się układało ale mieliśmy masę problemów, z którymi sobie nie radziliśmy. Między innymi były to kwestie pieniężne no i mieszkanie, które wynajmowaliśmy było strasznie przytłaczające... Nie mogliśmy już tam dłużej mieszkać. Podjęliśmy decyzje, że na chwilę wracamy do rodziców (czyli mieszkamy osobno). Sytuacja była na tyle dobra, że mój chłopak ma już swoje mieszkanie po dziadkach ale nie mogliśmy się do niego wtedy wprowadzić bo było wynajmowane przez studentów a po drugie było do remontu i nie mieliśmy na to pieniędzy. Teraz mieszkanie nie jest już wynajmowane a pieniądze są... No i nagle zachorowałam na nerwicę. Wydawało mi się, że bardzo chcę tam zamieszkać i ułożyć sobie życie. Pani psycholog powiedziała mi, że najprawdopodobniej podświadomie boję się tego i nie chcę mieszkać znowu tylko z chłopakiem poza domem... Może jakieś przykre doświadczenia zakodowane w pamięci z poprzedniego mieszkania, może strach przed samodzielnością...??? Wydawało mi się, że tego właśnie chcę na dzień dzisiejszy ale chyba coś mi w tym przeszkadza...

Pamiętaj, że leki to nie wszystko! Ja np. mam bardzo źle dobrane bo mój lekarz chyba twierdzi, że jestem zdrowa albo, że mi przejdzie... Muszę radzić sobie więc sama. Chodzę na psychoterapię ale dopiero zaczynam i nie wiem jak to się skończy. Nie ma co pokładać całe soje nadzieje w lekarzy bo oni często w nawale pracy nie angażują się w nasze problemy jak byśmy chcieli i często tak jak u mnie np. źle dobierają leki. Trzeba więc dużo pracować nad sobą. Z trudem mi to przychodzi więc n ie będę się jakoś wymądrzać ale z pewnością radzę sobie lepiej z moimi myślami niż na początku choroby i jestem w 100% przekonana, że najmniej było w tym zasługi lekarzy. Życzę powodzenia!

 

Myślisz, że podświadomość mówi mi - studiuj, a wcale tego nie chce? Chcę, tylko obawiam się tego..

 

Ja chodzę na terapię prywatnie i do lekarza też zamierzam wybrać się prywatnie, bo nie chcę, żeby ten z NFZ przepisał mi coś na "odwal się". Po lekach pogorszyło Ci się?? Jak długo chodzisz na terapie do psychologa??

 

 

 

Jutro pierwszy zjazd, w kółko o tym myślę, choć mam tylko 2,5h wykładu plus jazda 30km w obie strony.. Postanowiłam, że zawalczę.

Choć wiecie, co najbardziej mnie boli? Że tak bardzo sie staram, a to gówno nadal we mnie siedzi :cry: Ale uważam, że jest lepiej niż na samym początku.

 

Jutro z pewnością napiszę, jak dałam sobie radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej jeszcze raz proszę o wsparcie...

pisałam niedawno ale kurczę ja już sama nie wiem może ja już mam jakąś straszną chorobę psychiczną:(

 

z nerwicą od jakiś 4 lat z przerwami. Miałam całą masę lekarzy i leków. Ale po kolei. Pewnej nocy jakieś 4 lata temu obudziłam się ze strasznym lękiem że mam zawał, że coś się dzieje z moim sercem.. od tamtej pory panicznie bałam się o swoje zdrowie.. Podczas największego wtedy ataku paniki kiedy to wylądowałam na izbie przyjęć czułam okropne pieczenie całego ciała i miałam wrażenie że zaraz zemdleje, gorąco, zawroty głowy i wszystko co najgorsze. na SORze zmierzyli mi tylko ciśnienie-prawidłowe i odesłali do domu lub do szpitala psychiatrycznego bo nie mogli mi pomóc. To był jedyny raz kiedy pojechałam na pogotowie. Leczyłam się u psychiatry i wyszłam przynajmniej tak mi się wydawało że już wszystko dobrze więc odstawiłam leki. Po jakimś czasie wszystko wróciło znowu leczenie i poprawa i znowu odstawiłam i tak w koło macieju...

Mój stan zawsze pogarszał się koło grudnia i na wiosnę. W zeszłym roku zdecydowałam się na dziecko i stało się zaszłam w ciążę... Leków nie brałam aż do 4 miesiąca kiedy się znowu pogorszyło.. Wtedy już nie miałam lęków o swoje zdrowie, bałam się że zrobię coś mężowi, że nie będę kochała dziecka, było mi tak obojętne chociaż jeszcze go nie było na świecie.. Lekarka dała mi leki najbezpieczniejsze w ciąży, poprawiło się do 8 miesiąca i znowu gorzej... Panicznie bałam się że wszystkich pozabijam ale jakoś wytrwałam, w lipcu przyszła na świat moja córeczka no i z dnia na dzień mój stan się pogarszał.. Miałam do wyboru karmić małą piersią lub brać leki, udało mi się ją pokarmić zaledwie 3 tygodnie... Wróciłam do dawki jaką brałam w ciąży ale nie było poprawy wręcz było coraz gorzej, od dwóch tygodni biorę dawkę sprzed ciąży i może i jest lepiej bo czasem mam dobre dni ale nadal są te złe:( Najgorsze w tym wszystkim jest to że teraz nie boję się o swoje zdrowie ale o koniec świata, boję się śmierci, boję się że nie ma Boga, boję się co będzie potem, przeraża mnie świat, przeraża mnie że nie widzę sensu w życiu, boję się że zwariuję i sobie coś zrobię:( Czy ktoś z Was też ma takie lęki? Ciągle mi wszystkich szkoda, boje się o córeczkę...

Po tym co napisałam pewnie myślicie że mój stan jest tragiczny.. mnie też przerażają te myśli, te lęki ale dziwne jest w tym wszystkim to że kiedyś bałam się sama w domu zostać, nigdzie nie wychodziłam, płakałam a teraz ja robię wszystko, wychodzę z domu co prawda rzadko kiedy mam konieczność być sama, jem normalnie tzn mam apetyt bo moja dieta nigdy nie była dobra a zwykle jak się źle czułam to nie mogłam nic przełknąć, śpię normalnie..

Ponad to mam śpiączkę, wcale nie mogę zwlec się z łóżka nawet w południe... Mam okropne sny po czym boję się czy to sen czy to rzeczywistość, boję się że zwariuję i zrobię to co mi się śni... itd

W każdym razie jest inaczej niż zawsze.. Nie wiem czy ja z tego wyjdę, bardzo mi z tym źle:( co myślicie?? Czy też tak mieliście??

Bardzo na was liczę... Nie chcę wam się narzucać... Jak macie mnie dość możecie nawet nakrzyczeć na mnie byle by ktoś coś napisał... Proszę....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siasia, kochana...w natłoku ludzi i tematów. Bardzo łatwo coś przeoczyć. Na początku sama byłam kilka razy zła że nie ma żadnej reakcji. Jakby co zapraszam na priv.

 

Myślę że powinnaś iść na studia i połączyć leczenie z nauką. Z czasem nauka zastąpi ci te natrętne myśli. Zaprzyjaźnisz się z grupą znajomych i zacznie się czas imprez studenckich. Będzie dobrze, zobaczysz. Zaryzykuj.

 

Trzymam kciuki ;-) BARDZO

Poniosło mnie, czekałam na odzew w czasie kryzysu, a takowego nie dostałam..

 

Obawiam się, że leki będą miały skutki uboczne, że nie będę mogła skupić się na nauce i poznawaniu nowych ludzi. Choć kiedy bardzo się boję w sytuacji stresowej dla mnie, to łyknęłabym byle co, byle bym była zdrowa. Choć do leków przekonana nie jestem.

 

Wydaje mi się, że to jest czasami tak, że nasza podświadomość mówi nam zupełnie coś innego niż to czego naprawdę chcemy. Ja tak miałam z mieszkaniem. Kiedyś mieszkałam ze swoim obecnym chłopakiem przez 3 lata. Nie były to udane lata. W naszym związku się układało ale mieliśmy masę problemów, z którymi sobie nie radziliśmy. Między innymi były to kwestie pieniężne no i mieszkanie, które wynajmowaliśmy było strasznie przytłaczające... Nie mogliśmy już tam dłużej mieszkać. Podjęliśmy decyzje, że na chwilę wracamy do rodziców (czyli mieszkamy osobno). Sytuacja była na tyle dobra, że mój chłopak ma już swoje mieszkanie po dziadkach ale nie mogliśmy się do niego wtedy wprowadzić bo było wynajmowane przez studentów a po drugie było do remontu i nie mieliśmy na to pieniędzy. Teraz mieszkanie nie jest już wynajmowane a pieniądze są... No i nagle zachorowałam na nerwicę. Wydawało mi się, że bardzo chcę tam zamieszkać i ułożyć sobie życie. Pani psycholog powiedziała mi, że najprawdopodobniej podświadomie boję się tego i nie chcę mieszkać znowu tylko z chłopakiem poza domem... Może jakieś przykre doświadczenia zakodowane w pamięci z poprzedniego mieszkania, może strach przed samodzielnością...??? Wydawało mi się, że tego właśnie chcę na dzień dzisiejszy ale chyba coś mi w tym przeszkadza...

Pamiętaj, że leki to nie wszystko! Ja np. mam bardzo źle dobrane bo mój lekarz chyba twierdzi, że jestem zdrowa albo, że mi przejdzie... Muszę radzić sobie więc sama. Chodzę na psychoterapię ale dopiero zaczynam i nie wiem jak to się skończy. Nie ma co pokładać całe soje nadzieje w lekarzy bo oni często w nawale pracy nie angażują się w nasze problemy jak byśmy chcieli i często tak jak u mnie np. źle dobierają leki. Trzeba więc dużo pracować nad sobą. Z trudem mi to przychodzi więc n ie będę się jakoś wymądrzać ale z pewnością radzę sobie lepiej z moimi myślami niż na początku choroby i jestem w 100% przekonana, że najmniej było w tym zasługi lekarzy. Życzę powodzenia!

 

Myślisz, że podświadomość mówi mi - studiuj, a wcale tego nie chce? Chcę, tylko obawiam się tego..

 

Ja chodzę na terapię prywatnie i do lekarza też zamierzam wybrać się prywatnie, bo nie chcę, żeby ten z NFZ przepisał mi coś na "odwal się". Po lekach pogorszyło Ci się?? Jak długo chodzisz na terapie do psychologa??

 

 

 

Jutro pierwszy zjazd, w kółko o tym myślę, choć mam tylko 2,5h wykładu plus jazda 30km w obie strony.. Postanowiłam, że zawalczę.

Choć wiecie, co najbardziej mnie boli? Że tak bardzo sie staram, a to gówno nadal we mnie siedzi :cry: Ale uważam, że jest lepiej niż na samym początku.

 

Jutro z pewnością napiszę, jak dałam sobie radę.

 

Nie ważne czy na NFZ czy prywatnie - to zależy od lekarza jak Cię pokieruje. Ja trafiłam na pana, który właśnie dał mi leki na "odwal się"... Najpierw w ogóle poszłam do lekarza pierwszego kontaktu bo nie wiedziałam co mi jest i ogólnie po skierowanie do psychiatry. Przepisano mi tylko leki na uspokojenie (hydroxyzynę) ale one pomagały tylko trochę i na krótko. Potem trafiłam do psychiatry. Po wysłuchaniu mnie stwierdził chyba, że mój stan nie jest jakiś ciężki i polecił dalsze branie hydroxyzyny. No i oczywiście 100 zł za wizytę... Oczywiście szybko do niego trafiłam z powrotem. Przepisał mi lerivon. Czyli już zaczęłam jechać na antydepresantach. Kolejna 100 zł za wizytę. Okazało się, że dawka jaką mi przepisał była za mała bo tylko 10mg na dzień i ewentualnie 30mg na noc... Po pierwszej tabletce mi się poprawiło ale mój stan szybko wrócił. Budziłam się w nocy. Po tygodniu doszło uczucie depersonalizacji - jakby ktoś mnie postawił obok, jakbym to nie była ja. Byłam zła bo mój chłopak mnie nie rozumiał a ja nawet nie rozumiałam samej siebie, świat był dziwny po tych lekach, nie mogłam się ogarnąć. Znowu trafiłam do psychiatry (kolejne 100 zł), tym razem zmiana leku i mimo iż mój stan był nawet chwilami gorszy niż na początku lekarz patrzył na mnie jak na młodą dziewczynę z problemami, które po prostu musi sobie poukładać i będzie git, wyjdzie z tego bez leków. Nawet dał mi do zrozumienia, że wystarczy, że sobie zrobię dziecko, o które się starałam zanim zachorowałam i moje problemy egzystencjalne, jak to nazwał, zniknął. Ja mam lęk przed śmiercią moją lub bliskich i myślę o niej non stop bez możliwości relaksu i ukierunkowanie moich myśli w jakimś pozytywnym kierunku. Nie jem, nie śpię, cały czas smucę się rzeczami nawet bardzo błahymi np. takimi, że dzień się już skończył, że coś np wczoraj robiłam a dzisiaj jest już kolejny dzień i to co robiłam wczoraj to już przeszłość. Smuci mnie to bardzo - mam ochotę wyć i płakać i nie mogę dojść do siebie. Może to wydawać się głupie ale czemu wydaje się to głupie psychiatrze? Może po prostu za dużo widział (jest ordynatorem szpitala psychiatrycznego) ale to nie zmienia faktu, że przyszłam do niego po pomoc. Przepisał mi mirtozapinę ale znowu w najmniejszej dawce. Śmiałam się nawet, że to dawka jak dla pieska na sylwestra, żeby nie bał się petard. Lek jest chyba trochę lepszy od poprzedniego. Biorę go dopiero 5 dzień i z pewnością lepiej sypiam (chociaż budzę się czasami) i nie mam uczucia depersonalizacji. Szybciej mnie rozluźnia. Niestety dawka jest za mała. Powiedział, że mam brać jedną tabletkę 15mg na noc... Biorę dwie tabletki a jeżeli się budzę to kolejną. Rano biorę dwie... Po południu często też ze dwie. Trochę lepiej się czuję ale i tak zmieniam w przyszłym tygodniu psychiatrę bo mam dosyć troszkę tego pana! Co do psychologa to jest tak, że też musi chcieć zaangażować się w to co robi i nie ważne czy jest na NFZ czy nie. Ja chodzę prywatnie bo poleciła mi koleżanka bardzo fajną panią psycholog. Mam wrażenie, że z całego tego zamieszania, które w okół mnie teraz się dzieje ona jako jedyna mnie rozumie. Jak rozmawiam z chłopakiem często on nawet już nie komentuje tego co mówię tylko słucha a potem i tak rozmawiamy o czymś innym bo najwyraźniej ten temat go męczy. Po wizycie u psychologa czuję się odprężona bo mogę się wygadać a psycholog słucha, komentuje, próbuje zrozumieć i również wytłumaczyć dlaczego tak się czuję i dlaczego tak się zachowuję. Dopiero zaczęłam terapię byłam jakieś 4 razy chyba ale za każdym razem wychodzę z gabinetu w lepszym nastroju. Czasami to uczucie utrzymuje się dłużej czasami krócej a czasami wychodzę zawiedziona bo np rozmowa zaczęła toczyć się inaczej niż chciałam bo pani chciała się dowiedzieć czegoś innego o mnie niż chciałam jej przekazać. Nawet teraz w złym stanie psychicznym wyobrażam sobie moją panią psycholog i to, że mówię jej w jakim stanie się właśnie znajduję. To pomaga. Najbardziej boje się siedzieć w domu sama więc wyobrażenie, że z nią rozmawiam rozluźnia. Dużo jeszcze pracy przede mną...

Życzę powodzenia w doborze lekarzy!!!!!!!!

 

-- 15 paź 2011, 10:18 --

 

hej jeszcze raz proszę o wsparcie...

pisałam niedawno ale kurczę ja już sama nie wiem może ja już mam jakąś straszną chorobę psychiczną:(

 

z nerwicą od jakiś 4 lat z przerwami. Miałam całą masę lekarzy i leków. Ale po kolei. Pewnej nocy jakieś 4 lata temu obudziłam się ze strasznym lękiem że mam zawał, że coś się dzieje z moim sercem.. od tamtej pory panicznie bałam się o swoje zdrowie.. Podczas największego wtedy ataku paniki kiedy to wylądowałam na izbie przyjęć czułam okropne pieczenie całego ciała i miałam wrażenie że zaraz zemdleje, gorąco, zawroty głowy i wszystko co najgorsze. na SORze zmierzyli mi tylko ciśnienie-prawidłowe i odesłali do domu lub do szpitala psychiatrycznego bo nie mogli mi pomóc. To był jedyny raz kiedy pojechałam na pogotowie. Leczyłam się u psychiatry i wyszłam przynajmniej tak mi się wydawało że już wszystko dobrze więc odstawiłam leki. Po jakimś czasie wszystko wróciło znowu leczenie i poprawa i znowu odstawiłam i tak w koło macieju...

Mój stan zawsze pogarszał się koło grudnia i na wiosnę. W zeszłym roku zdecydowałam się na dziecko i stało się zaszłam w ciążę... Leków nie brałam aż do 4 miesiąca kiedy się znowu pogorszyło.. Wtedy już nie miałam lęków o swoje zdrowie, bałam się że zrobię coś mężowi, że nie będę kochała dziecka, było mi tak obojętne chociaż jeszcze go nie było na świecie.. Lekarka dała mi leki najbezpieczniejsze w ciąży, poprawiło się do 8 miesiąca i znowu gorzej... Panicznie bałam się że wszystkich pozabijam ale jakoś wytrwałam, w lipcu przyszła na świat moja córeczka no i z dnia na dzień mój stan się pogarszał.. Miałam do wyboru karmić małą piersią lub brać leki, udało mi się ją pokarmić zaledwie 3 tygodnie... Wróciłam do dawki jaką brałam w ciąży ale nie było poprawy wręcz było coraz gorzej, od dwóch tygodni biorę dawkę sprzed ciąży i może i jest lepiej bo czasem mam dobre dni ale nadal są te złe:( Najgorsze w tym wszystkim jest to że teraz nie boję się o swoje zdrowie ale o koniec świata, boję się śmierci, boję się że nie ma Boga, boję się co będzie potem, przeraża mnie świat, przeraża mnie że nie widzę sensu w życiu, boję się że zwariuję i sobie coś zrobię:( Czy ktoś z Was też ma takie lęki? Ciągle mi wszystkich szkoda, boje się o córeczkę...

Po tym co napisałam pewnie myślicie że mój stan jest tragiczny.. mnie też przerażają te myśli, te lęki ale dziwne jest w tym wszystkim to że kiedyś bałam się sama w domu zostać, nigdzie nie wychodziłam, płakałam a teraz ja robię wszystko, wychodzę z domu co prawda rzadko kiedy mam konieczność być sama, jem normalnie tzn mam apetyt bo moja dieta nigdy nie była dobra a zwykle jak się źle czułam to nie mogłam nic przełknąć, śpię normalnie..

Ponad to mam śpiączkę, wcale nie mogę zwlec się z łóżka nawet w południe... Mam okropne sny po czym boję się czy to sen czy to rzeczywistość, boję się że zwariuję i zrobię to co mi się śni... itd

W każdym razie jest inaczej niż zawsze.. Nie wiem czy ja z tego wyjdę, bardzo mi z tym źle:( co myślicie?? Czy też tak mieliście??

Bardzo na was liczę... Nie chcę wam się narzucać... Jak macie mnie dość możecie nawet nakrzyczeć na mnie byle by ktoś coś napisał... Proszę....

 

 

Prawdę mówiąc troszkę mnie przestraszyłaś... Ja dopiero od niedawna choruję ale za to bardzo intensywnie! Właśnie przed chwilą miałam atak paniki. Ledwo co doszłam do siebie. Nie wiem jak sobie radzić. Mam to samo co Ty. Tylko, że ja nie jem, nie mogę spać, nie mogę usiedzieć na miejscu. Cały czas mam to przemijanie w głowie. Wszędzie widzę śmierć a nie życie. Chciałam mieć dziecko ale mój stan jest na tyle poważny, że nie mogę go mieć. Hormony mam do dupy i hemoglobina niska strasznie ale to od nie jedzenia. Lekarz źle mi dobrał leki więc sobie nie radzę tak jak powinnam... Nie wiem gdzie mam szukać pomocy. Życie straciło sens. Jeszcze nie zdążyłam pogodzić się z tym, że jestem chora więc przestraszyłaś mnie pisząc, że to u Ciebie tak długo trwa!!!! Ja chcę się wyleczyć!!!! A tu ani lekarz nie potrafi mi pomóc ani otoczenie. Lekarz myśli, że mi przejdzie bo jestem młoda i mam masę problemów na głowie a otoczenie nie rozumie i złości ich mój stan. Chcę już żyć normalnie ale nie wiem jak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kochana nie bój się ja się źle leczyłam... jak tylko było mi lepiej to odstawialam leki a to trzeba przynajmniej pół roku do roku pobrac... jak było źle to czekałam aż będzie bardzo xle żeby zacząc się leczyc zamiast od razu.... Kochana damy radę razem co?? nie bój się ja wczoraj miałam mega lęk rano i złe sny a dzisiaj męczą mnie mdłości już zwracałam i się boję... a co jak jestem znowu w ciąży?? Jak ja dam radę?? mam nadzieje że to tylko choroba żołądkowa albo nerwica... Kurde przecież uważaliśmy ja nie wiem...boję się bardzo... mąż bardzo chce drugie ale ja nie dam rady...

Pisz tu ja postaram Ci zawsze odpisac...

Dziękuję że zauważyłaś mój post...

Martysienka a jestes moze z lubelskiego?? Wiesz co 5309401 to mój nr gg... Odezwij się, chętnie z Tobą porozmawiam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ważne czy na NFZ czy prywatnie - to zależy od lekarza jak Cię pokieruje. Ja trafiłam na pana, który właśnie dał mi leki na "odwal się"... Najpierw w ogóle poszłam do lekarza pierwszego kontaktu bo nie wiedziałam co mi jest i ogólnie po skierowanie do psychiatry. Przepisano mi tylko leki na uspokojenie (hydroxyzynę) ale one pomagały tylko trochę i na krótko. Potem trafiłam do psychiatry. Po wysłuchaniu mnie stwierdził chyba, że mój stan nie jest jakiś ciężki i polecił dalsze branie hydroxyzyny. No i oczywiście 100 zł za wizytę... Oczywiście szybko do niego trafiłam z powrotem. Przepisał mi lerivon. Czyli już zaczęłam jechać na antydepresantach. Kolejna 100 zł za wizytę. Okazało się, że dawka jaką mi przepisał była za mała bo tylko 10mg na dzień i ewentualnie 30mg na noc... Po pierwszej tabletce mi się poprawiło ale mój stan szybko wrócił. Budziłam się w nocy. Po tygodniu doszło uczucie depersonalizacji - jakby ktoś mnie postawił obok, jakbym to nie była ja. Byłam zła bo mój chłopak mnie nie rozumiał a ja nawet nie rozumiałam samej siebie, świat był dziwny po tych lekach, nie mogłam się ogarnąć. Znowu trafiłam do psychiatry (kolejne 100 zł), tym razem zmiana leku i mimo iż mój stan był nawet chwilami gorszy niż na początku lekarz patrzył na mnie jak na młodą dziewczynę z problemami, które po prostu musi sobie poukładać i będzie git, wyjdzie z tego bez leków. Nawet dał mi do zrozumienia, że wystarczy, że sobie zrobię dziecko, o które się starałam zanim zachorowałam i moje problemy egzystencjalne, jak to nazwał, zniknął. Ja mam lęk przed śmiercią moją lub bliskich i myślę o niej non stop bez możliwości relaksu i ukierunkowanie moich myśli w jakimś pozytywnym kierunku. Nie jem, nie śpię, cały czas smucę się rzeczami nawet bardzo błahymi np. takimi, że dzień się już skończył, że coś np wczoraj robiłam a dzisiaj jest już kolejny dzień i to co robiłam wczoraj to już przeszłość. Smuci mnie to bardzo - mam ochotę wyć i płakać i nie mogę dojść do siebie. Może to wydawać się głupie ale czemu wydaje się to głupie psychiatrze? Może po prostu za dużo widział (jest ordynatorem szpitala psychiatrycznego) ale to nie zmienia faktu, że przyszłam do niego po pomoc. Przepisał mi mirtozapinę ale znowu w najmniejszej dawce. Śmiałam się nawet, że to dawka jak dla pieska na sylwestra, żeby nie bał się petard. Lek jest chyba trochę lepszy od poprzedniego. Biorę go dopiero 5 dzień i z pewnością lepiej sypiam (chociaż budzę się czasami) i nie mam uczucia depersonalizacji. Szybciej mnie rozluźnia. Niestety dawka jest za mała. Powiedział, że mam brać jedną tabletkę 15mg na noc... Biorę dwie tabletki a jeżeli się budzę to kolejną. Rano biorę dwie... Po południu często też ze dwie. Trochę lepiej się czuję ale i tak zmieniam w przyszłym tygodniu psychiatrę bo mam dosyć troszkę tego pana! Co do psychologa to jest tak, że też musi chcieć zaangażować się w to co robi i nie ważne czy jest na NFZ czy nie. Ja chodzę prywatnie bo poleciła mi koleżanka bardzo fajną panią psycholog. Mam wrażenie, że z całego tego zamieszania, które w okół mnie teraz się dzieje ona jako jedyna mnie rozumie. Jak rozmawiam z chłopakiem często on nawet już nie komentuje tego co mówię tylko słucha a potem i tak rozmawiamy o czymś innym bo najwyraźniej ten temat go męczy. Po wizycie u psychologa czuję się odprężona bo mogę się wygadać a psycholog słucha, komentuje, próbuje zrozumieć i również wytłumaczyć dlaczego tak się czuję i dlaczego tak się zachowuję. Dopiero zaczęłam terapię byłam jakieś 4 razy chyba ale za każdym razem wychodzę z gabinetu w lepszym nastroju. Czasami to uczucie utrzymuje się dłużej czasami krócej a czasami wychodzę zawiedziona bo np rozmowa zaczęła toczyć się inaczej niż chciałam bo pani chciała się dowiedzieć czegoś innego o mnie niż chciałam jej przekazać. Nawet teraz w złym stanie psychicznym wyobrażam sobie moją panią psycholog i to, że mówię jej w jakim stanie się właśnie znajduję. To pomaga. Najbardziej boje się siedzieć w domu sama więc wyobrażenie, że z nią rozmawiam rozluźnia. Dużo jeszcze pracy przede mną...

Życzę powodzenia w doborze lekarzy!!!!!!!!

Właśnie boję się leków, że zaczną mi się jakieś dziwne jazdy. Też obawiam się o życie, ale bardziej moich bliskich, niż swoje i gdy dzwoni telefon, a np. mama go odbiera i przez chwilę słucha w milczeniu, to mam wrażenie, że coś się stało z siostrą lub tatą.

 

Co do psychologa, aż wstyd się przyznać, ale w akcie desperacji poszłam do psychologa.. z gazety. :oops: Było ogłoszenie, jak później okazało się, psycholożka pracuje w poradni psychologicznej. Z wizytami u niej bez rewelacji. Zastanawiam się, czy nie zapisać się do psychologa z NFZ, chodziłabym i chociaż miała za darmo. Jak na razie na terapie uczęszczam ponad 3 miesiace.

 

 

 

Dziewczyny, miałam dziś zjazd na uczelni - rano nie było źle, poszłam na stacje, postałam przy autobusie, który odjechał, a ja nie miałam odwagi do niego wsiąść. Nie wiem, czy te studia są warte tego stresu. Wolałabym wyleczyć się i dopiero coś zacząć, może znów za rok.. :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kochana nie bój się ja się źle leczyłam... jak tylko było mi lepiej to odstawialam leki a to trzeba przynajmniej pół roku do roku pobrac... jak było źle to czekałam aż będzie bardzo xle żeby zacząc się leczyc zamiast od razu.... Kochana damy radę razem co?? nie bój się ja wczoraj miałam mega lęk rano i złe sny a dzisiaj męczą mnie mdłości już zwracałam i się boję... a co jak jestem znowu w ciąży?? Jak ja dam radę?? mam nadzieje że to tylko choroba żołądkowa albo nerwica... Kurde przecież uważaliśmy ja nie wiem...boję się bardzo... mąż bardzo chce drugie ale ja nie dam rady...

Pisz tu ja postaram Ci zawsze odpisac...

Dziękuję że zauważyłaś mój post...

Martysienka a jestes moze z lubelskiego?? Wiesz co 5309401 to mój nr gg... Odezwij się, chętnie z Tobą porozmawiam...

Jestem z Wrocławia. Musimy dać jakoś radę!!!! Mnie spotkały dzisiaj same nieszczęścia... Miałam taki atak lęku, że nie dawałam już rady!!!! Wyobraźcie sobie, że musiałam pojechać do szpitala na izbę przyjęć, żeby mi szybko dali coś na uspokojenie... Mój lekarz bardzo się zdziwił jak do niego zadzwoniłam i powiedziałam, że leki nie działają, i że mi bardzo podskoczyło ciśnienie... Wysłał mnie na izbę przyjęć a wcześniej dawał mi do zrozumienia, że to moja wina bo przedawkowałam najwyraźniej... Ach... Ten dzień był straszny!!!! Nie wiem jak wytrzymam noc!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Martysieńka nie załamuj się ja też swojego czasu wylądowałam na izbie przyjęć tylko że mnie stamtąd odesłali z kwitkiem. Nie mogli mi pomóc, kazali jechać do szpitala psychiatrycznego... ja chciałam tam jechac ale rodzina nie chciała, zaciągneli mnie wtedy do domu, położyłam się wyczerpana na brzuchu tak mocno go przyciskając jak tylko mogłam i tak spałam do rana. Rano nie pamiętałam nocy ale pamiętałam lęk z dnia poprzedniego... to był jeden taki raz... od tamtej pory jakoś radzę sobie z lękami...

Co do leków i dawkowania to kiedyś źle zrozumiałam lekarza i chodziłam przez pare dni jak nacpana a przez resztę dzieki Bogu zapomniałam o jednej dawce... słuchajcie uważnie...

Ja jestem z Lublina a pytałam dlatego że ja też byłam u lekarza który też brał 100zł za wizytę i też jest ordynatorem i tak z ciekawości czy nie jesteś stąd;p a szkoda...

Pozdrawiam!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam jakiś kryzys, już było lepiej a jest gorzej i nie wiem czy to przez leki czy co? Ciągle je zmieniam i w sumie żadnego nie brałam dłużej niż dwa tygodnie. Przez ten chaos nie mogę normalnie funkcjonować. Nie mogłam dzisiaj jechać autobusem. Nie cieszy mnie nawet fakt, że mój remont mieszkania posuwa się do przodu, niedługo się wyprowadzam. Może mnie to przeraża??? Nie wiem już co mam brać i do kogo się zwrócić o pomoc :( Najbardziej boję się niedzieli... Nie mogę nawet zwrócić się do jakiegoś lekarza i w ogóle w niedzielę nic się nie dzieje, wszyscy odpoczywaja i maja gdzieś moje problemy :( Życie stało się koszmarem nie do zniesienia. Zaczynam mieć coraz mniej sposobów na ucieczkę od moch myśli. Dobrze, że czasem mogę coś tu napisać... A no i ten cały doxepin jakoś słabo na mnie działa bo cały czas jestem cała w nerwach. No i jak się tu nie załamać? Psycholog tylko raz w tygodniu a to chyba za mało bo a mam cały czas potrzebę wyładowania się poprzez rozmawianie o problemie. Odsuwanie go i duszenie w sobie powoduje u mnie jeszcze większe zdenerwowanie. Czy w ogóle kiedyś wyzdrowieję?????? Chyba dawno już nie miałam takiego kryzysu jak dzisiaj :(((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam.Jestem tu po raz pierwszy.Zaczeło się to pół roku temu.Robiło mi się słabo potem dołączyło kolatanie serca {puls 160}.Bóle serca,głowy,bóle w klatce piersiowej i kręgosłupa.Wiele razy wzywałam pogotowie podstawowe badania +ekg i wszystko dobre.Zaliczyłam wielu kardiologów usg serca ekg wysiłkowe holter i poza przyspieszonym pulsem nic więcej.Tomograf głowy też ok.Wszyscy lekarze do których trafiłam oznajmiali że to nerwicowe.Zaliczyłam więc wielu psychiatrów.teraz leczę się u J.Pobochy przepisał mi Fluanxol.Biorę go krótko więc nie wiem jak zadziała.Objawy mam nadal bóle przygnębienie,zniechęcenie itd.Do tego doszło ciągle uczucie zimna aż mnie trzęsie w środku mam zimne ręce.Jak myślicie czy to wszystko nerwicowe?Czy ktoś z was też tak ma?Bardzo proszę odpiszcie. Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chcialabym opisac moja historię ..potrzebuje pomocy

Witam jestem tu nowa. już od 1,5 roku nie potrafię normalnie żyć. cały czas wszystkim się przejmuje aż za bardzo. Zaczęło się to gdy mój syn trafił do szpitala po ataku drgawek spowodowanych wysoką gorączką. trafił tam nie przytomny. To był dla mnie ogromny stres. I wtedy zaczęły się pojawiać bóle głowy kołatanie serca pocenie się ( nawet przy zmywaniu naczyń byłam cała mokra) oraz inne dolegliwości. Długo nie wiedziałam co się ze mną dzieję aż w końcu poszłam do lekarza i po przebadaniu oraz zrobieniu EKG i powiedział mi ze mam nerwice bo wszystkie badania wyszły bardzo dobrze.

i to tak trwało i trwało. Ale od jakiegoś czasu mam konflikt z moimi sąsiadami i od tamtej pory jeszcze problem ze sobą się jakby pogłębił. Zwłaszcza po tym jak zalałam ich mieszkanie. Jest mi bardzo z tym źle ponieważ nie cierpię konfliktów wolę rozmawiać żeby rozwiązywać problemy. Od tamtej pory boję się wychodzić z domu a jeśli wychodzę to 100 razy sprawdzam czy wszystko jest w porządku czy woda po zakręcona w kuchni i łazience czy gaz jest zakręcony. czasem nawet wracam się z przystanku żeby to jeszcze raz sprawdzić normalnie jakaś paranoja.

Cały czas mam jakieś dziwne przeczucia ze coś złego się stanie a wcale tak nie jest. cały czas się czegoś boję chociaż nie wiem nawet czego.

To wszystko męczy mnie strasznie psychicznie czasem już tylko całymi dniami płaczę bo nie umiem sobie z tym poradzić nawet teraz jak piszę to lecą mi łzy. martwię się czy toi nie odbije się na moim dziecku bo widzi mnie cały czas smutną :( zresztą wszyscy mi już to mówią ze mam smutne oczy nawet jak się śmieje.

Nie mogę się skupić na niczym co robię, zaczęłam mówić bardzo chaotycznie (i nawet pisać), codziennie coś mnie boli... masakra jakaś.

boję się opinii ludzi na swój temat ze ludzie będą gadać. Dążę do jakiegoś ideału który siedzi mi gdzieś w głowie i nie nadążam żeby choć trochę go dogonić ... czasem już myślę że kompletnie zwariowałam

 

-- 17 paź 2011, 17:37 --

 

a najgorsze jest to że wydaje mi się że moi najbliżsi mnie nie rozumieją. czuje się jakbym była z tym wszystkim sama:(

 

-- 17 paź 2011, 17:43 --

 

zwłaszcza ze opisywałam swój problem na innych forach i zawsze jestem olewana nikomu nie mogę się z tego zwierzyć co czuję bo i tak nikt nie chce mnie wysłuchać :(

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Celcia nie martw się, na 99% to nerwicowe co prawda ja tak nie miałam nie wiem co gorsze w zasadzie ale moja babcia miała identyczne objawy jak Ty do tego doszły jej natrętne myśli, zdecydowała się położyc do szpitala bo nie dawała rady i całkowicie wyszła z tego... Teraz jest odważniejsza od nie jednego chłopa ;) trzeba trafic na odpowiednie leki a dalej juz z górki.

Nie wiem jak to z psychoterapia, ona nigdy jej nie miala.

Pozdrawiam:) 3maj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×