Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy to są objawy nerwicy?-WĄTEK ZBIORCZY


mysia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam... nie wiem w zasadzie co mi dolega... Główny problem który zainspirował mnie do stworzenia tego wątku to trzęsące się ręce... Odkąd pamiętam, trzęsły mi się ręce... ale tylko trochę i to nie jest dla mnie problemem, jednakże od jakiegoś czasu mam cholernie irytującą dolegliwość... mianowicie trzęsą mi się one przy spożywaniu posiłków czy przenoszeniu szklanek talerzy itp... czasami nasila się to tak bardzo, że po prostu nie mogę nic podnieść, bo bym to wypuścił. Gdy jestem sam, problemu nie ma, gdy jestem z kimś to jest bardzo ciężko... w zasadzie powinienem rezygnować ze wszystkich posiłków z innymi ludźmi, bo to trzęsienie się dłoni jest po prostu nie do zniesienia... jeszcze ze 2 lata temu, nie miałem tego problemu... nie wiem czemu on się pojawił. Już nawet wśród rodziny czuję się źle, nie mówiąc o ludziach obcych... Gdy idę coś z kimś zjeść, to nigdy nie biorę nic płynnego, bo wiem jak się to skończy, w przypadku posiłków niepłynnych jeszcze jakoś panuję nad widelcami... ale czasami też nie jest najlepiej... Chciał bym się od tego uwolnić, bo mam i tak skąpe życie towarzyskie, a co dopiero jak zrezygnuję z niego całkowicie... zresztą to trzęsienie rąk występuje także w innych dziedzinach. Nie mogę np. grać normalnie na gitarze gdy ktoś obcy na mnie patrzy, no nie jestem po prostu w stanie, bo dłonie mi się trzęsą. Nie wspomnę o wystąpieniach publicznych których z racji studiów miałem sporo... (aczkolwiek z tym problemem chyba jako tako się uporałem, byłem kilka razy u terapeuty w tej sprawie z jakieś 2 lata temu i może trochę mi to pomogło).

Myślę, że to wszystko ma związek z tym, że ogólnie czuję duży stres gdy mam iść do ludzi których nie znam... bardzo ciężko odnaleźć mi się wśród nowych ludzi, czuję się przy nich zestresowany i nieswój (tylko to też jest sprawa dziwna... bo z jednej strony jestem w stanie bez problemu nawiązać kontakt z kimś obcym gdy tego nie zaplanowałem i nie wiedziałem, że do tego dojdzie np. gdy tankuję na stacji, czy ktoś o coś zapyta na ulicy, lub też z ekspedientką w sklepie). Może wpływ na to ma też chyba nie zbyt wielka pewność siebie i kompletny brak doświadczeń z kobietami (nie mówię o rozmowach koleżeńskich). Dodam, że mam 22 lata. Mam tego wszystkiego dosyć, mam wyjście albo zamknąć się w czterech ścianach i zrezygnować ze wszystkiego albo... no właśnie i tu nie wiem co robić, bo z jednej strony lubię spotykać się z ludźmi, wymieniać doświadczenia i poglądy... z drugiej jednak się tego boję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Majcher, znam ten problem.U mnie oprócz dłoni to jest całe ciało.W szpitalu musieli mi podać tabletkę do ust i w ten sam sposób wodę do popicia bo mi "chodzą" ręce,nie przesadzam,na pół metra.Pamiętam też,że przy nakładaniu obiadu cała brukselka,garnek,wylądowała na podłodze,wiadomo,brukselka to "kulki"więc łatwo się potoczyły :mrgreen: .

Mi bardzo pomogły leki:spamilian na lęki i mirtor na fobie społeczną,a wcześniej brałam propranolol który jest bardziej typowy na taką dolegliwość i nic.

Do tej pory zdarzają mi się "ataki"i cały czas dygoczą mi lekko ręce,ale nie skupiam się na tym tak bardzo.Przy lęku przed trzęsącymi się rękoma trzęsą się jeszcze bardzie.Zauważyłeś? Samemu można się tak "nakręcać".

Myślę,ze powinieneś się udać do psychiatry,aby otrzymać pomoc "tak na szybko" i zacząć z powrotem korzystać z terapii.Tylko dzięki terapii masz szanse na pozbycie się problemu na stałe,albo zminimalizowania dolegliwości.

Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też znam gościa , który tak się własnie trzęsie czesto jak zaczyna sie denerwować w knajpie czy przy ludziach , albo jak che grać na gitarze, ale przy mnie jakoś dawał radę chociaz zdarzało mu sie, łapałam go czasem za rekę i przedewszystkim przestań przejmowac i próbowłam uspokoić, ale wygładał jakby nie chciał mojej pomocy wtedy, jakby sie trochę tego wstydził a z drugiej strony tego potrzebował, oczywiście nie powiedział co mu jest , ja sie musiałam domyśląc a po drugie czułam sie bardzo niepewnie w takiej sytuacji, ponieważ nie wiedziałam czy mam pokazywać ze widze te ataki i chce mu pomoc czy raczej udawać ze nie zauwazam tych napadów, to było bardzo destrukcyjne dla mojej psychiki a tik bardzo chciałam mu pomóc, tęsknię za nim cały czas, moja niepeweność i postępowanie wynikało z tego,że mi nie powiedział o tych atakach i chorobie więc myślałam ,ze nie byłam pewna czy chce bym to zauważyła i jeszcze inne objawy, byłam taka wszystkiego niepewna z powodu braku szczerości z jego strony, chcialabym bardzo z nim porozmawić w 4 oczy

 

Wyluzuj sie pomyśl o czyms przyjemnym i moze atak sie zmiejszy, nie myśl wogóle o ataku ,że nadchodzi tylko bardzo intensywnie o czyms innym to pomaga, i przedewszystkim przestań się przejmowąc innymi luźmi ja dzisiaj w autobusie czułam takie podenerwowanie ze zaczęłam głeboko oddychać i jakaś baba zacżęła sie patrzeć a ja zaczęłam oddychać jeszcze głośniej wtedy , ale miała minę, powodzenia , tulam

 

-- 05 paź 2011, 01:49 --

 

A zachowywałam sie tak bo włąsnie nie chciałam zranić jego uczuć, kzdy musi bbyć empatyczny i patrzeć również na siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 32 lata i dziwne stany lękowe. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło. Gdy kończyłam przedszkole zmarła moja ukochana babcia a w tedy raczej nie chodziło się z dzieckiem do psychologa.

Nasilenie objawów nastąpiło jak zaczęłam chodzić do szkoły zasadniczej. W pierwszej klasie miało miejsce dość nieprzyjemne zdarzenie. Byłam ofiarą mobbingu. Nikomu nic nie powiedziałam (nie miałam komu się zwierzyć). Przestałam chodzić do szkoły i zwaliłam rok. Zaczęłam wszystko od nowa i niby było ok, ale w wakacje wracając od koleżanki do domu zrobiło mi się duszno, słabo, czułam się tak jakbym nie mogła oddychać. Z trudem doszłam do domu. Ręce mi zdrętwiały, czułam się coraz gorzej, nie mogłam ustać na nogach i mama wezwała pogotowie. Powiedzieli, że to na tle nerwowy o EKG niczego nie wykazało. Powiedzieli też, że powinnam iść do psychologa. Mama obiecała, ze mnie zawsze ale w rezultacie nic z tego nie wyszło. Chodziłam do lekarza pierwszego kontaktu przepisał mi masę leków ale nie pomogły. I tak żyłam (jeśli o można nazwać życiem), było raz lepiej raz gorzej. Tak przebrnęłam przez technikum.

Gdy poszłam na studia poznałam przyjaciółkę, osobę, której mogłam się zwierzyć. Zaprowadziła mnie do psychologa. Chodziłam tam przez rok, ale te wizyty nic nie dały. Po prostu Pani psycholog choć bardzo miła nie potrafiła do mnie dotrzeć, a ja ni umiałam jej o tym powiedzieć.

4 lata temu spotkał mnie kolejny cios, zmarł mój dziadek. Byłam przy nim w szpitalu do ostatniej chwili, widziałam jak się dusił. I wszystko wróciło przez tydzień nie jadłam, chodziłam od lekarza do lekarza robiłam różne badania i nic. A ja ie mogłam nic przełknąć. Byłam wtedy z rodzicami bo mój obecny mąż (wtedy narzeczony) musiał wyjechać. Kiedy wrócił i zabrał mnie do domu, zaczęłam jeść jogurty i kefiry i pomału wracałam do równowag. Bardzo wtedy pomógł mi mój brat, był ze mną przy śmierci dziadka wiedział co przeżywam. Myślałam, że z czasem będzie lepiej, ale nie jest. Do tej pory gdy jestem sama w domu czuje się źle, nie mogę jeść.

Mój mąż wie o wszystkim (wiedział jak tylko zaczęliśmy się spotykać, niczego przed nim nie ukrywałam) chciałby mi pomóc. Ale zdrowy człowiek nigdy nie zrozumie chorego. A ja staram się z tym walczyć, przecież nie mogę za każdym razem jak wydaje mi się, że coś mi jest wzywać pogotowia. A nie mogę normalnie funkcjonować. Sama już prawie nie wychodzę z domu. Mam nawet problem z pójściem do sklepu. Jestem załamana Chcemy starać się o dziecko ale jaki to ma sens z moimi lękami. Jakie będzie miało życie.

Od 3 lat szukam pracy, ale nie wychodząc z domu to trudne. Wiem, że już dawno powinnam zacząć terapie ale nie mogę się zdobyć. Nie stać nie na prywatne leczenie. Boje się, że kolejny psycholog znów okaże się nie trafiony. Proszę o pomoc, o już nie wiem co robić. Mieszkam w Łodzi. Może ktoś zna dobrego psychologa, który mógł by mi pomóc. Lekarze uważają, że to wszystko wymysły, a ja oddałbym wszystko żeby normalnie przeżyć dzień, bez lęku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Wydaje mi się, że bez pomocy psychiatry się nie obejdzie. To tam powinnaś szukać pomocy. Lekarz zapisz Ci odpowiednie lekki i skieruje na psychoterapię podczas której czekać Cię będzie wiele pracy. Nie ma na co czekać, czas ruszyć się i działać, aby poprawić jakość swojego życia. Tylko nie przekładaj wizyty na 'jutro' które nigdy nie nastąpi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Za wyjątkiem terapi to faktycznie idz do lekarza , są skuteczne leki na takie stany.

jeszcze jeden taki post i się pożegnamy.

 

 

NIE PRZEKONUJ KOGOŚ DO CZEGOŚ O CZYM NIE MASZ ZIELONEGO POJĘCIA I NIE MASZ ABSOLUTNEJ GWARANCJI ŻE MU POMOŻE (LEKI) LUB NIE (TERAPIA).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Majcher, znam ten problem.U mnie oprócz dłoni to jest całe ciało.W szpitalu musieli mi podać tabletkę do ust i w ten sam sposób wodę do popicia bo mi "chodzą" ręce,nie przesadzam,na pół metra.Pamiętam też,że przy nakładaniu obiadu cała brukselka,garnek,wylądowała na podłodze,wiadomo,brukselka to "kulki"więc łatwo się potoczyły :mrgreen: .

Mi bardzo pomogły leki:spamilian na lęki i mirtor na fobie społeczną,a wcześniej brałam propranolol który jest bardziej typowy na taką dolegliwość i nic.

Do tej pory zdarzają mi się "ataki"i cały czas dygoczą mi lekko ręce,ale nie skupiam się na tym tak bardzo.Przy lęku przed trzęsącymi się rękoma trzęsą się jeszcze bardzie.Zauważyłeś? Samemu można się tak "nakręcać".

Myślę,ze powinieneś się udać do psychiatry,aby otrzymać pomoc "tak na szybko" i zacząć z powrotem korzystać z terapii.Tylko dzięki terapii masz szanse na pozbycie się problemu na stałe,albo zminimalizowania dolegliwości.

Powodzenia

U mnie też takie drżenie miałem całego ciała przy wystąpieniach publicznych, ale pomógł mi propranolol... nie wiem w zasadzie co on daje, bo po łyknięciu kilku tabletek nie czuję w zasadzie żadnej różnicy w samopoczuciu, a jednak pomaga dużo, bo gdy przychodzi do wystąpienia, to mimo tego, iż stres nawarstwia się tygodniami i osiąga punkt kulminacyjny tuż przed wystąpieniem, to w zasadzie jak już zaczynam coś prezentować, to drżenia nie ma i stres i lęk opada praktycznie całkowicie w jednej chwili. Niestety środek mi się skończył... muszę pójść do internisty i się dowiedzieć czy mi przepisze... w końcu to tylko tabletki po 10mg a nie 200 czy tam ile. Mimo wszystko ja jestem przeciwnikiem brania leków... uważam, że jeżeli nie uda się zmienić czegoś w głowie, to leki na nic nie pomogą, a jedynie przyćmią pewne objawy. Także jak brałem, to tylko bezpośrednio przed wystąpieniami i nigdy regularnie aby się organizm nie przyzwyczaił.

 

W moim przypadku, tego drżenia przy jedzeniu to chyba jeszcze nikt nie zaobserwował, bo nie widziałem u nikogo znajomego żadnego zdziwienia czy też zaciekawienia, a i nikt nic nie mówił... tyle, że ja się bardzo kontroluję i właśnie o tym o czym napisałaś... samoistnie się nakręcam i nie potrafię o tym nie myśleć, w tym jest problem, wiem, że jak bym nie myślał to problemu by nie było, ale ja to w ogóle jestem typem takiego myśliciela i człowieka analizującego wszędzie wszystko bardzo dokładnie... Przykładowo, jak więcej wypiję, to problemu nie ma, bo wtedy w ogóle o tym nie myślę... problem w tym, że ja rzadko kiedy piję coś mocniejszego od oranżady :P

 

Wyluzować się... hmm to ciężka sprawa, nie wiem jak to zrobić. Czuję się wyluzowany przy dobrych znajomych i częściowo rodzinie, a jednak przy jedzeniu problem i tak występuje, bo pierwsze o czym myślę na okoliczność spożywania jakiegoś posiłku wspólnie (przy takim które wymaga używania sztućców, jeżeli chodzi o jakieś jedzenie kanapek, picie z butelek czy puszek to problem nie występuje), to czy moje ręce sobie poradzą czy też nie)...

Pamiętam, jak miałem praktyki studenckie i miałem odebrać telefon czy tam do kogoś zadzwonić... tak się wtedy zestresowałem, że nie mogłem numeru wpisać... do tej pory nie wiem czemu mnie to wtedy napadło... na szczęście, byłem sam w pokoju.

 

Z tą gitarą to w ogóle u mnie jest porażka, gram od kilku lat, uwielbiam to... i brakuje mi gry z kimś innym, bo jednak samemu się tak człowiek nie rozwija. Jednakże przez mą dolegliwość, nie mogę z kimś innym grać... Grałem przez jakiś czas z kilkoma ziomkami, jakoś dawałem sobie radę, aż pewnego razu zacząłem za dużo myśleć o tym drżeniu i było po zabawie, tak mi się ręka prawa zaczęła trząść, że nie mogłem... Oni byli na tyle w porządku, że nie robili żadnych problemów... tyle tylko, że ja od początku nie mogłem się zebrać do gry z nimi i mówiłem im o tym otwarcie, że się stresuję i nic z tego nie będzie. Mimo, iż jakieś koncertowanie itp. to była by świetna sprawa, to ja nie mogę nawet się zebrać aby grać bez publiki...

 

Ogólnie rzecz ujmując, zauważyłem, że stresuje się bardzo wieloma sytuacjami w których muszę się stykać z różnymi ludźmi. Stres ten jednak ma zwyczaj przechodzić, gdy już jestem w trakcie jakiejś z tych sytuacji, bądź też zaczynam się widywać z danymi osobami regularnie. Problem tych ręcznych trzęsawek jednak nie ustępuje.

 

-- 05 paź 2011, 16:07 --

 

Poszedł bym na jakąś terapie jeżeli nie będę miał wyjścia... tyle tylko, że odstraszają mnie te roczne terminy oczekiwania... a na prywatne wizyty mnie nie stać. Do poprzedniej terapeutki nie pójdę, bo moim zdaniem za szybko skończyłem tam chodzić (powiedziała mi, że nie muszę już chodzić, no chyba, że bardzo chcę, ale ona takiej potrzeby nie widzi) i jakoś wydaje mi się, że za mało drążyła temat. Z drugiej strony jednak, nie wiem kompletnie gdzie się zapisać, aby trafić na jakiegoś konkretnego specjalistę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam... nie wiem w zasadzie co mi dolega... Główny problem który zainspirował mnie do stworzenia tego wątku to trzęsące się ręce... Odkąd pamiętam, trzęsły mi się ręce... ale tylko trochę i to nie jest dla mnie problemem, jednakże od jakiegoś czasu mam cholernie irytującą dolegliwość... mianowicie trzęsą mi się one przy spożywaniu posiłków czy przenoszeniu szklanek talerzy itp... czasami nasila się to tak bardzo, że po prostu nie mogę nic podnieść, bo bym to wypuścił. Gdy jestem sam, problemu nie ma, gdy jestem z kimś to jest bardzo ciężko... w zasadzie powinienem rezygnować ze wszystkich posiłków z innymi ludźmi, bo to trzęsienie się dłoni jest po prostu nie do zniesienia... jeszcze ze 2 lata temu, nie miałem tego problemu... nie wiem czemu on się pojawił. Już nawet wśród rodziny czuję się źle, nie mówiąc o ludziach obcych... Gdy idę coś z kimś zjeść, to nigdy nie biorę nic płynnego, bo wiem jak się to skończy, w przypadku posiłków niepłynnych jeszcze jakoś panuję nad widelcami... ale czasami też nie jest najlepiej... Chciał bym się od tego uwolnić, bo mam i tak skąpe życie towarzyskie, a co dopiero jak zrezygnuję z niego całkowicie... zresztą to trzęsienie rąk występuje także w innych dziedzinach. Nie mogę np. grać normalnie na gitarze gdy ktoś obcy na mnie patrzy, no nie jestem po prostu w stanie, bo dłonie mi się trzęsą. Nie wspomnę o wystąpieniach publicznych których z racji studiów miałem sporo... (aczkolwiek z tym problemem chyba jako tako się uporałem, byłem kilka razy u terapeuty w tej sprawie z jakieś 2 lata temu i może trochę mi to pomogło).

Myślę, że to wszystko ma związek z tym, że ogólnie czuję duży stres gdy mam iść do ludzi których nie znam... bardzo ciężko odnaleźć mi się wśród nowych ludzi, czuję się przy nich zestresowany i nieswój (tylko to też jest sprawa dziwna... bo z jednej strony jestem w stanie bez problemu nawiązać kontakt z kimś obcym gdy tego nie zaplanowałem i nie wiedziałem, że do tego dojdzie np. gdy tankuję na stacji, czy ktoś o coś zapyta na ulicy, lub też z ekspedientką w sklepie). Może wpływ na to ma też chyba nie zbyt wielka pewność siebie i kompletny brak doświadczeń z kobietami (nie mówię o rozmowach koleżeńskich). Dodam, że mam 22 lata. Mam tego wszystkiego dosyć, mam wyjście albo zamknąć się w czterech ścianach i zrezygnować ze wszystkiego albo... no właśnie i tu nie wiem co robić, bo z jednej strony lubię spotykać się z ludźmi, wymieniać doświadczenia i poglądy... z drugiej jednak się tego boję...

 

 

 

Wydaje mi sie ze problem tkwi w twoim strachu przed ludzmi ktory powstal gdzies po drodze w zyciu. Nic z niczego chyba nie powstaje..wiec zapytaj siebie przedewszystkim jakie relacje miales z rodzicami bo to tez wazne. Rodzice odgrywaja bardzo wazna role w zyciu dziecka i ma to wielki wplyw na ich rozwoj. Czy relacje z rodzicami byly zaburzone? czy gdzies byly zaduze oczekiwania? czy tez gdzies zrodzili w tobie twoje wlasne oczekiwania? z ktorymi naprzyklad nie umialas sobie poradzic? Czy byla przemoc?

Pytam poniewaz twoj strach przed ludzmi wydaje mi sie strachem przed ocena, strachem ze nie bedziesz na wysokosci ich oczekiwan, ze gdzies bedziesz sie czul skompromitowany, nie chciany, lub wysmiany. A wlasnie takie odczucia czasami sa powiazane wlasnie z wychowaniem, to jak rodzice nami kierowali, jak nas traktowali i co od nas oczekiwali...

JEsli dziecinstwo miales zdrowe i relacje byly dobre to moze jest inna przyczyna ktora tez wiaze sie z czyms z przeszlosci.

Co mozna zrobic?

pzredewszystkim nie chowac sie bo mysle ze te obawy beda sie nasilac

Oswajac sie wlasnie z otoczeniem, starac sie nie zwracac uwagi na rece tylko na relacjach z ludzmi.

Narazie koncentrujesz sie na rekach, na tym ze sie trzesa, znalazles sobie cos co odwraca uwage od ludzi , a ludzie obcy kojarza ci sie z czyms nieprzyjemnym czyli strachem. A strach pojawil sie w postaci trzesienia. Wazne jest by pomalu isc w kierunku ludzi gdzie zbudujesz ten mostek pomiedzy niepewnoscia a soba. Dzieki temu ze bedziesz wlasnie wychodzic, budowal zdrowe relacje z ludzmi i oswajal sie, twoja pewnosc siebie wzrosnie w koncu. Pewnosc siebie tez mozesz budowac na terapi:) ktora jak wspominales pomagala:)

W pewnym momencie twoj strach zacznie sie zamieniac w pewnosc siebie, w wysoka samoocene gdzie juz nie bedziesz sie bac co kto pomysli o twoim graniu. Zacznij sobie moze organizowac spotkania z bliskimi narazie znajomymi przy ktorych wlasnie zagrasz na gitarze i ich pozytywne slowa cie tez umocnia. Stopniowo zwiekszaj sobie publicznosc nie tylko wgiarze ale i w jedzeniu. A co najwazniejsze staraj sie poznawac ludzi gdzie twoj obraz ich i siebie pomalu bedzie sie zmienial. Mysle ze glownym zrodlem jest twoj strach przed samym soba tez..ze nie spelnisz roli ktora myslisz ze jest wymagana przez ciebie. Pamietaj jestes godny tego by cie poznac i masz sile to przezwyciezyc! musisz uwierzyc w siebie a to sie stanie w czasie. Wszystko poddaje sie zmianom ale nie dzis, nie jutro, tylko w czasie....czas pozwala nam sie zmienic. Musisz sobie zaufac i nauczyc sie akceptacji wlasnego ja. Wierze ze ci sie uda:)

 

zycze ci pozytywnych wrazen i graj:) nie pzrestawaj..ja kiedys tez gralam na gitarze i niestety przestalam ...i zaluje;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Relacje z rodzicami hmm... to jest temat rzeka... wielu pewnie uznało by właśnie te relacje za główny powód moich problemów. Ojciec alkoholik... zmarł kilka lat temu, odkąd byłem niemowlakiem to pił i z czasem lał matkę, ja nigdy nie doświadczyłem z jego strony przemocy fizycznej i psychicznej raczej też nie (czułem przed nim duży respekt i się go bałem, no ale w zasadzie on nic nie robił). Nie mieszkał ze mną prawie wcale, nie miałem nigdy z nim większego kontaktu mimo, iż się z nim widywałem, znałem go słabo (w zasadzie nie wiem czy ktoś go znał dobrze, taki to był typ). Matka z czasem też zaczęła pić, pojawiały się problemy finansowe, złe decyzje, w rezultacie jakoś jak byłem na przełomie gimnazjum/liceum były też próby samobójcze (wtedy zacząłem się obawiać o swoją przyszłość, bo nie byłem pełnoletni i nie miałem możliwości podejmowania decyzji administracyjnych ). Do dziś jej nie znoszę mimo, iż myślę, że najgorsze ma za sobą, bo poznała parę lat temu kogoś i powoli zaczęło się to wszystko normować, nawet próbuje być miłą dobra, aczkolwiek ja nie chcę mieć z nią żadnych bliższych relacji, z braku wyboru muszę z nią mieszkać. Dla mnie 99% podejmowanych przez nią decyzji jest złych i katastrofalnych w skutkach. Ogólnie rzecz biorąc, powiedziałem sobie już dawno temu, że nigdy nie będę taki jak moi rodzice. Ja jednak nie jestem przekonany, co do tego, że to moi rodzice są przyczyną mej prawdopodobnej fobii społecznej. Fakt, jak ktoś z normalnego domu to czyta, to pewnie może to tak wyglądać na pierwszy rzut oka, lecz ja dawałem sobie z tym wszystkim całkiem dobrze rade, nie przeżywałem w zasadzie żadnych załamań. Z tego co pamiętam problemy z wystąpieniami publicznymi, w tym czytaniem prac domowych, recytowaniu wierszy, zaczęły się u mnie jakoś na początku gimnazjum, a problemy rodzinne były od zawsze... Zdaje się, że w pierwszej klasie (tutaj muszę wspomnieć, że jako dziecko, czy tam w przedszkolu czy podstawówce byłem bardzo otwarty... uwielbiałem recytować wierszyki przy całej klasie, czytać na głos, chodzić do tablicy, zgłaszać się do odpowiedzi, zaczepiać starszych ludzi i rozmawiać z nimi o byle czym (na osiedlu zawsze znały mnie różne emerytki, bo często z nimi siedziałem na ławkach... w zasadzie z tym rozmawianiem, to sporo zostało mi do dziś, bo lubię czasem zamienić parę zdań z kimś kompletnie obcym z kim już więcej się prawdopodobnie nie spotkam i zazwyczaj jest to ktoś starszy, zawsze byłem bardziej otwarty w stosunku do ludzi starszych ode mnie...) Miałem z tym pamiętam problem na zajęciach z języka polskiego i nie wiem czy to nie od momentu, jak nauczycielka mnie zdzieliła za zrzuconą doniczkę której to notabene nie zrzuciłem ja, a ziomek który ze mną siedział, nie wiem czy to rzeczywiście miało decydujący wpływ, ale to wydarzenie pamiętam, więc biorę je pod uwagę.

Myślę, że duży wpływ miało na mnie jedno złożone niepowodzenie o którym chyba jeszcze nigdzie nie wspominałem. Jakoś w środku liceum, zakochałem się na zabój w dziewczynie poznanej przez grę internetową... Zależało mi na tyle, że po iluś tam miesiącach do niej pojechałem do innego miasta nie wiedząc jak wygląda itp... jak już byłem na miejscu, to okazało się, że ona wcale nie przyszła na to spotkanie... ale ja się wtedy nie poddałem i nie lada główkując i składając wszelkie znane mi fakty dotarłem do niej i spotkaliśmy się w innym miejscu. Od tego momentu zacząłem ją regularnie odwiedzać... problem w tym, że ona regularnie mnie we wszystkim wykorzystywała i robiła nadzieje, a ja wszystko puszczałem jej płazem i na wszystko pozwalałem robiąc z siebie nie wiadomo co... nie będę nawet pisał na co się godziłem, bo to jest po prostu przykre. Faktem jest, że po iluś tam miesiącach znajomości, może nawet kilkunastu... zdecydowała się, że chce ze mną zerwać kontakt... wtedy się praktycznie załamałem, zaniedbałem się fizycznie, uzależniłem całkowicie od gier, nie przesypiając setek nocy, zaniedbałem znajomych, rodzinę, szkołę, straciłem na prawdę wiele chwil, jakoś jednak się w końcu z tego otrząsnąłem, zrozumiałem jak głupi byłem, że trzeba pewne sprawy poukładać i pozmieniać... To był raczej najgorszy okres w moim życiu i do dziś odczuwam jego skutki. Jednakże od tamtego momentu, nie jestem już taki sam, nie pozwalam sobie w kaszę dmuchać, nie jestem życzliwy, mam bardzo duży dystans do ludzi a już w szczególności do kobiet które mi się podobają, zawsze gdy jakaś za ładnie się uśmiecha, to próbuję się doszukiwać jaki ma w tym interes (najczęściej długo mi nie trzeba, aby do tego dojść... lata praktyki czynią swoje heh), jednocześnie z każdym miesiącem coraz gorzej znoszę samotności, brak możliwości przytulenia się do jakiejś dziewczyny. Jestem praktycznie pewien, że jak bym tej samotności nie odczuwał to i me lęki nie nasilały by się i jakiś taki optymistycznie nastawiony i szczęśliwy bym był.

W zasadzie jak tak teraz się dobrze zastanowię, to chyba właśnie jakoś po tym nieszczęsnym okresie zaczęło mi się to z tymi trzęsącymi rękami przy jedzeniu, bo jak tak sobie przypomnę, to przed tym, jeździłem regularnie na jakieś uczty rodzinne, komunie, chrzciny, spotkania w restauracjach itp. i nie miałem z tym problemu, zaś przestałem jeździć jak uzależniłem się od gier... (eh ta moja rachuba czasu... nigdy nie byłem w tym mocny :D wynika w takim razie z tej małej analizy, że problem ten istnieje od około 4 lat.

 

Póki co spróbuję terapii Dr Richardsa... trochę poczytałem o tym, nic mi nie szkodzi spróbować, a może coś mi to da, bo nie chcę odczuwać tego co odczuwam teraz nawet nie wychodząc z domu... O ile w okresie wakacyjnym byłem jakoś tak bardziej spokojny, to teraz jak zaczął się rok akademicki i przyjdzie mi znowu do odbębniania prezentacji (przejdę przez nie jak już do nich dojdzie... ale ile miesięcy stresu mnie czeka zanim do nich dojdzie...) i odnajdywania się wśród nowych ludzi (nowa grupa w 90% żeńska...), to towarzyszy mi bezustanne nieopisane wewnętrzne poczucie niepokoju... nawet w tej chwili.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

staram się pokonywać swoje lęki... ostatnimi czasy zaczęłam brać udział w przedstawieniach szkolnych, nawet mi się spodobało.. przed występem bardzo się denerwuję i zapominam tekstu- ale to stres- lecz kiedy wychodzę zaczynam krzyczeń w myślach i wykonuję wyuczone ruchy na próbach..myślę, że są inne sposoby niż psychotropy... ale boję się, że to powróci ze zdwojoną siłą, choć teraz jest spokój. Gdy jestem wyluzowana i spokojna, zajęta czym innym to nie mam czasu o tym myśleć co się ze mną dzieje...jestem chyba jakąś desperatką..

 

-- 05 paź 2011, 23:02 --

 

ostatnio dzieje się tak, że jak coś powiem to to się dzieje, lub pomyślę...Ostatnio rozmawiałam z moją koleżanką o takim jednym chłopaku..zaczynałam jej mówić co on zrobi..i dziś rano mi napisała smsa, że znowu się spełniła moja "przepowiednia"...ze mną jest coś nie w ten deseń..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....

Sama nie wiem czemu piszę tu...

Może dlatego, że szukam ostatecznej pomocy...

Może ktoś okaże mi łaskę...

Nie chyba, nie dlatego...

Piszę, bo życie jest jak nić pajęczyny- ktoś nieostrożny może ją zerwać..

Zwątpienie w mnie rośnie..vanitas, vanitas..

Marność nad marnościami i wszystko marność..

Robię minę tylko do złej gry, myślę, że fajna jestem, a tu co...

Szkolne, życie..Dla kogoś to norma, spotkanie z kolegami, koleżankami, lekcje..oceny...

Te dwie ostatnie rzeczy mnie przerażają...sprawiają w drgania, każdą komórkę mego ciała...

Mam ochotę, przerwać tą udrękę...

Samobójstwo ucieczką dla tchórzów..Odwagą dla śmierci..

Bo jaki człowiek jest silny sprawić cierpienie samemu sobie i bliskim..-ja nie..

Próbowałam- nie dałam rady..

Tak...

Jestem jak płomyk na zapałce-wypalam się, a potem zgasnę i zostanie po mnie tylko obłok, zapach i szczątki..

Jestem pesymistką, optymistką i realistką w jednej osobie..

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samo to ze doswiadczyles jak twoj tata naduzywal alkoholu u bil matke jest samo w sobie trauma dla dziecka. I twoj respect do niego byc moze byl ze strachu? Picie mamy tez sie pozniej przyczynilo do obawy pzred zyciem. BO wkoncu ty stales sie szybko dorosly w jakims sensie..stala przed toba mozliwosc wielkiej odpowiedzialnosci, mlody chlopak w wielkim swiecie i wzasadzie mozna powiedziec nie gotowy jeszcze na tak wielki swiat. Byc moze ten strach z dziecinstwa gdzies sie w tobie zaplatal..mogl nie byc widoczny przez laata ale ujawnil sie po czasie. Strach ktory ma dzis jakas postac, ksztalt.

Piszesz ze nie chcesz miec bliskich relacji z mama...i wcale sie nie dziwie bo to sa normalne odczucia po tym co przeszedles, straciles ojca z ktorym nie byles blisko i w jakims sensie mame, nie fizycznie ale emocjonalnie. Poczules sie napewno sam wtym wszystkim, brakowalo ci stabilnosci w domu, bezpieczenstwa, poczucie domu, rodziny. Najwazniejsza role odgrywaja rodzice a ich jakby brakowalo, te zdrowe relacje zaburzone zostaly lub zawsze byly. I teraz widze ze byc moze masz strach przed zblizeniem sie do mamy, bo gdzies jest poczucie ze ona cie bardzo zawiodla, jako mama. I teraz ja wiaze ten strach wlasnie przed porzuceniem..strach przed kolejnym zawodem, kolejna nie udana tak? Tak samo jest strach w twoim codziennym zyciu ze ty nie spelniasz wystarczajacej roli aby byc akceptowanym. Juz raz byles porzucony emocjonalnie lub mozna powiedziec fizycznie i teraz znow nie chcesz aby to kolejny raz sie stalow postaci wlasnie wysmiania ciebie publicznie. Dziecko nie koniecznie mysi pokazywac zalamania wtedy , byc moze wyparles wszystko...i po latach dopiero to powraca aktywuje sie. Ja sama nie jestem z zdrowego domu chociaz mialam wszystko...ale najwazniejszej rzeczy nie...i dzis wiem ktore czesci mojego zycia sie przyczynily do dzisiejszych dni i lat. Byc moze szukasz innej przyczyny bo nie akceptujesz do konca faktu ze to rzeczywiscie mnialo miejsce w twoim zyciu..Ja naprzyklad uwazam ze to jest przyczyna ale nie jestem zadnym psychologiem. Mowie z doswiadczenia i z tego co czytalam.

Ja tak samo lubie osoby starsze:) i rozmawiam z obcymi babciami:) bo czasem sa takie sytuacje i to mi sie podoba.

 

z ta doniczka, tez moze sie w jakims stopniu przyczynic ale nie myslalabym ze az w takim stopniu...mysle ze ona jedynie dodaje do tej fobi ale nie jest glownym powodem no ja tak mysle.

Ok ten incydent z dziewczyna mysle ze jest spowodowane tym ze ty miales niskie poczucie wartosci i dales soba dlatego pomiatac...nie robiles tego swiadomie oczywiscie. Czasem ludzie z takiego domu wlasnie wpadaja w zwiazki niezdrowe i daja soba pomiatac bo podswiadomie czuja ze na to zasluzyli, albo wlasnie tylko to znaja i przyciagaja do siebie kolejne takie niezdrowe relacje gdzie sa ofiarami. Dlatego tez wydaje mi sie ze jestes DDA/DDD, moze poczytaj wlasnie o tym i moze znajdziesz cos co pasuje do ciebie. Sam zwiazek z ta dziewczyna nie mysle ze jest powodem fobi spolecznej a raczej powodem tego co mialo miejsce w dziecinstwie. I chce dodac ze masz takie uprzedzenie do kobiet byc moze wlasnie z tego ze popierwsze mama cie zawiodla jako kobieta/matka, i tamta dziewczyna ktora cie zranila i wykorztala..i teraz twoj obraz kobiety jest nieco znieksztalcony tak? masz poczucie ze kazda kobieta rani. Te dwa zdarzenia byly dla ciebie intensywne i dzis starasz sie uchronic przed zly, przed tym by znow ktos ciebie zawiodl, wysmial, wytykal i zranil...Wtedy powstaja tez mysli ze sie nie zasluguje na dobro i dlatego szukasz pulapki jakiejs w kazdym usmiechu dobrym gescie bo az nie dowiary prawda ze ta dziewczyna moze ciebie bezinteresownie nawet pokochac.

Twoja ucieczka od bolu byly gry komputerowe , czy zastapiles to czyms innym na dzien dzisiejszy?? moze gra na gitarze?

Mysle ze te obawy wkoncu ustapia po czasie ale to wymaga czasu i tej terapi na ktora sie zdecydujesz i pamietaj ze prawie kazdy kto daje przemowy sie denerwuje no chyba ze to kocha:) ale tez sa pozytywne nerwy:) Moze jak zaczniesz niedlugo terapie to zanim bedziesz dawal przed klasa pzremowy bedziesz juz na innym etapie emocji? i myslenia, dlatego nie warto planowac co bedzie..bo czasem my siebie sami zaskakujemy:)

 

Jestes madrym utalentowanym chlopakiem i wiem ze ci sie uda!

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wilandra jesteś kolejnym wrażliwcem który nabawił się lęków. Zwykli ludzie tego nie mają bo by nie przeżyli. My jesteśmy twardziele i dlatego możemy sobie z tym poradzić. Sama nie dasz rady jednak, zasuwaj do lekarza i na terapię, ale już!

Nie ważne czy lekarz Ci pomoże, bo jak wiem z doświadczenia to nie pomoże, nie ważne czy terapeuta Ci pomoże, bo tu też nie ma gwarancji. Ważne, że zaczniesz działać. Posprawdzasz setki ślepych uliczek i w końcu znajdziesz tę właściwą. Ale działaj, siedzeniem tylko nakręcasz lęki.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Wilandra,

Ja też mam 32 lata i problemy podobne do twoich. Nie mam silnych objawów somatycznych , raczej psychiczne, bardzo izoluję się od otoczenia. Nie mam dzieci i chociaz staramy się o nie z mężem od wielu lat , nic z tego nie wychodzi . A ja boję się ... iść do lekarza. Nie tylko dlatego ,że przeraźliwie boję sie licznych badań i upokorzeń , ale także dlatego ,że nie jestem pewna czy ja chce mieć dziecko... Mam podobny dylemat co ty, no bo jak ma cierpieć całe życie tak jak ja to jaki to ma sens. Nie pracuję od przeszło 5 lat i nie szukam pracy . Także sama widzisz , że jesteśmy pod kilkoma względami podobne do siebie :smile:

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to dziewczyny musicie sobie same odpowiedzieć na jedno, proste pytanie; czy jesteście szczęśliwe i czy obecna sytuacja życiowa Wam się podoba czy nie? Jeżeli chcecie coś w swoim życiu zmienić, trzeba zrobić ten jeden krok i być dobrej myśli (w sensie nie pójść do lekarza dla świętego spokoju, a dla siebie, aby uzyskać fachową pomoc).

Powiem Wam z własnego doświadczenia. Zwlekałem z lekarzem około roku mając pewne obawy (a to że będą kolejne badania, "głupie testy" czy też że wezmą mnie za czubka). I dodam, że żałuję, że tak długo zwlekałem, szkoda było się męczyć tyle czasu. Także wybór należy do Was dziewczyny, albo zostajecie przy tym co jest, albo robicie pierwszy krok ku wolności :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za słowa otuchy. Wiem, że siedzenie i nic nie robienie nie pomoże. Ale może znacie jakieś adresy psychologów? W piątek byłam u lekarza zrobię badania i zobaczę co dalej. Ostatnio badania robiłam jakieś 4 lata temu, więc nie zaszkodzi. U mnie na osiedlu otworzyli ową przychodnię, wiem, że tam jest psycholog...zobaczymy.

 

-- 08 paź 2011, 16:40 --

 

Witaj Wilandra,

Ja też mam 32 lata i problemy podobne do twoich. Nie mam silnych objawów somatycznych , raczej psychiczne, bardzo izoluję się od otoczenia. Nie mam dzieci i chociaz staramy się o nie z mężem od wielu lat , nic z tego nie wychodzi . A ja boję się ... iść do lekarza. Nie tylko dlatego ,że przeraźliwie boję sie licznych badań i upokorzeń , ale także dlatego ,że nie jestem pewna czy ja chce mieć dziecko... Mam podobny dylemat co ty, no bo jak ma cierpieć całe życie tak jak ja to jaki to ma sens. Nie pracuję od przeszło 5 lat i nie szukam pracy . Także sama widzisz , że jesteśmy pod kilkoma względami podobne do siebie :smile:

pozdrawiam

 

Doskonale Cię rozumiem, ale nie poddawaj się walcz dla samej siebie, dla lepszego jutra. Ja walczę każdego dnia i jak już muszę wyjść zbieram wszystkie pokłady energii i wychodzę. Nastawiam się psychicznie. Czasem nie jest to łatwe, człowiek szuka różnych wymówek żeby jednak nie wyjść z domu, ale są sytuacje kiedy trzeba. Jak pracowałam wiedziałam, że żadnej wymówki nie ma, trzeba się zebrać i iść do pracy. Tam byłam między ludźmi. Oczywiście miałam problem największy z powrotem, czasem mąż po mnie przyjechał ale zawsze jakoś dotarłam :D:smile: Musisz spróbować walczyć, bo jeśli faktycznie zajdziesz w ciąże to wizyta u lekarza Cię nie ominie. Nie wiem jakie masz doświadczenia z lekarzami ale powiem Ci, że ja nie dawno miałam problemy z nadżerką, bałam się zabiegu. Ale dałam radę i jest ok jestem zdrowa. A to najważniejsze żeby zmniejszyć swoje lęki. Jestem z Tobą. Walcz dla siebie i swojej rodziny. Ja też będę. :smile: głowa do góry

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym zrobił na Twoim miejscu tak; idź do lekarza pierwszego kontaktu, opowiedz mu o swoich dolegliwościach. Zapewne lekarz i tak Ci da podstawowe badania jeżeli nie miałaś ich robionych dla świętego spokoju. Jak tylko okaże się, że wszystko ok, to idź do psychiatry, który zadecyduje co zrobić dalej. Wyjścia są dwa; albo dostaniesz jakieś "lżejsze" leki i skierowanie do psychologa/psychoterapeuty, albo skończy się tylko na tym drugim. Na pewno jak udasz się do psychiatry to on będzie wiedział doskonale który psycholog jest dobry w Twojej okolicy.

 

Powodzenia w drodze ku wolności ;)

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem jak określić mój problem, bo jest bardzo rozległy... Boję się ludzi: kiedy mam wyjść z domu w miejscu w którym studiuję, nie obędzie się bez stresu, bólu brzucha, przyspieszonego bicia serca. Każdy człowiek, którego napotkam na swojej drodze, wydaje mi się być lepszy, niż ja. Kiedy dojdą do tego jeszcze spojrzenia, to czuję, że ten ktoś traktuje mnie jak jakieś dziwadło, gardzi mną. Stąd poznawanie ludzi w moim wypadku jest niemożliwe, nigdy sam z siebie nie podejdę do kogoś i nie zagadam. Oczywiście omijam szerokim łukiem miejsca, gdzie ludzie przychodzą dla rozrywki (kluby, puby, bary), ale najtrudniejsza dla mnie jest samotna jazda autobusem miejskim. Nie wiem skąd to się bierze, ale na samą myśl dostaję skrętu kiszek. Jakkolwiek ważną sprawę miałbym do załatwienia, potrafię ją olać, żeby tylko nie wsiadać do autobusu. Po każdym dniu spędzonym w centrum miasta czy w miejscach, gdzie jest wielu ludzi, wieczór wygląda zawsze tak samo: przygnębiony zamykam się w pokoju, zastanawiając się: czy jest sens się jeszcze męczyć?'. Niby wiem, że musi być sposób, żeby się wyzbyć tych lęków, ale z drugiej strony sobie myślę, że nigdy nie dorównam innym, zawsze będę tym gorszym. Każdego dnia nachodzą mnie myśli samobójcze, bo jestem świadom tego, że kolejny dzień będzie tak samo beznadziejny jak poprzedni... będę musiał znowu pójść na uczelnię, rozmawiać z ludźmi, których prawie nie znam... Potrafię na miesiąc zniknąć, wyjechać do rodzinnego miasta, tylko po to, żeby ukryć się na łonie natury, gdzie nie ma TYCH spojrzeń, miejskiego hałasu, nikt niczego ode mnie nie wymaga... Nie pamiętam, kiedy ostatnio położyłem się spać, nie martwiąc się czymś. Uzależnienie od nikotyny, częste spożywanie alkoholu, a teraz jeszcze ochota na coś mocniejszego, tylko po to, aby się znieczulić... Nie mam już ani siły, ani pomysłów, jak na własną rękę walczyć z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alkohol i nikotyna nie jest rozwiązaniem. Od kiedy pojawiły się u Ciebie takie lęki? Bo domyślam się, że z nimi się nie urodziłeś ;) Warto dotrzeć do przyczyn takiego stanu rzeczy. Musisz sobie przypomnieć kiedy zaczęły się pierwsze objawy, jakie są czynniki jeszcze wpływają na złe samopoczucie (oprócz tych ludzi), etc, etc. Jeżeli sobie na tyle nie radzisz z tym, że myślisz o samobójstwie to zaufaj chociaż jednej osobie w postaci psychologa, który pomoże Ci rozwiązać ten problem.

 

Pozdr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Używki nie są rozwiązaniem, wiem, ale w tej chwili oprócz samotności są jedynym lekarstwem'.

 

Zaczęło się to już w podstawówce, w 4 klasie. Pamiętam, że zacząłem się stopniowo odcinać od nich wszystkich, bo za bardzo się różniliśmy: nie bawiły mnie ich zabawy, ich rozmowy wydawały mi się infantylne, odstawałem od nich. Niechętnie chodziłem na zajęcia, jeździłem na wycieczki, nie czułem się w towarzystwie tych wszystkich dzieciaków dobrze. Ja wolałem gdzieś się zaszyć i rozmyślać o czymś co akurat mnie zainteresowało, czego nie potrafili zrozumieć inni. Z roku na roku co raz bardziej oddalałem się od większości z nich, aż zorientowałem się, że nie potrafię z nimi normalnie rozmawiać. Mimo to, iż mnie nie rozumieli, to raczej byłem lubiany w szkole, dopiero w późniejszym czasie zaczęły się pojawiać przykre sytuacje, znęcanie się psychiczne i fizyczne. Nie wiem skąd to się wzięło, bo w czasie liceum ciągle szydzono ze mnie, szturchano, ale miałem to gdzieś, nie przejmowałem się. Wszystko wypłynęło dopiero rok temu, moja odporność gdzieś zniknęła...

 

Żyję z dnia na dzień... tylko nie w dobrym sensie, a złym. Każdego dnia szukam powodu żeby żyć, a kiedy mi go zabraknie, ubieram się i idę w kierunku mostu, lecz po drodze zawsze zdarzy się coś, przez co zawrócę do domu. Ostatnio takim prztyczkiem w nos była rozmowa z jakimś bezdomnym, który chciał pożyczyć 5 złotych. Niby nic, ale kiedy zobaczysz, jak wielkie problemy mają inni, robi Ci się wstyd, że chcesz kończyć życie z powodu swoich własnych niepowodzeń.

 

Psycholog - jasne... ale nie wiem czy potrafiłbym powiedzieć mu co tak naprawdę mi dolega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×