Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Natręctw - Moja historia, objawy, co zrobić...


madeline20

Rekomendowane odpowiedzi

Badziak, dzięki za link, chociaż temat znalazłam już wcześniej i po przeczytaniu kilku stron sobie odpuściłam - zaraz zaczęłam się zadręczać myślami, że co jeżeli uwierzę w objawy które ktoś przypisał schizofrenikom. Trochę chaotycznie to ujęłam, ale mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Któraś osoba napisała, że chory na schizofrenię myśli, że służby specjalne podtruwają mu jedzenie, skanują myśli - i ja automatycznie boję się, że uwierzę w coś podobnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nika.,

Nika to raczej wygada na newice, natrętne mysli(natrectwa myslowe) o kamerach czy truciznie poniewaz zdajesz sobie sprawę z absurdalności tych pomysłow. W innych przypadkach , które są zwiazane z psychozami cżlowiek przestaje zdawac sobie sprawę z absurdalności tych mysli tylko stają sie one dla niego faktem realnym w ktry wierzy. A ty wiesz ze to jest nieralne tylko myslisz o tym często czyli wychodzi,ze to nerwica natręctw jednak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy to objawy nerwicy natrectw ?

od jakiegos czasu zauwazylem u siebie dziwne objawy, otoz:

 

kiedy wracam do domu, czy to 'skads' czy to z np. imprezy(nie mowiac juz o tym, gdzie doszukuje sie kropki z soku, piwa, zabrudzen itp) - czyszcze swoja marynarke/kurtke/buty itp jezeli zobacze jakiekolwiek zabrudzenie itp.

 

doszukuje sie w swoich ubraniach niedoskonalosci: np zobaczylem ze kurtka jest trocha za duza, a spodnie troche za szersze - nie daje mi to spokoju... - wszystko powinno lezec idealnie...

 

lecze sie na chad - chloroprothiksen, neurotop.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich...prosze o porade!!

 

jestem nowym uzytkownikiem i mam pytanie do was?Stwierdzono u mnie nerwice sercowa,wystarczy ze bede martwic sie czy moj maz dojechal do pracy a na 2 dzien przez kilka godzin mam klucia serca. Dzisiaj jak szlam kapac dziecko, pomyslalam co by bylo gdybym wylala ten wrzatek na nia.Tak sie tych mysli wystraszylam, przeciez to nie jest normalne, teraz w glowie kolotaja mi sie czy aby jestem normalna. Caly czas o tym mysle, boje sie czy cos mi sie nie zaczyna dziac i nie wiem czy nie udac sie do spoecjalisty. To pierwsz taka moja mysl ale az strach pomyslec co dalej???

Czy ktos z was przezyl takie cos?

Boje sie sama siebie, bo przeciez kocham moje dziecko nad zycie i nigdy bym jej nic nie zrobila wiec czemu to pomyslalam???

 

-- 17 sie 2011, 20:06 --

 

mamtez takie cos ze mam przekonanie ze umre mlodo w wypadku, dlatego boje sie jezdzic samochodem.Niby jak trzeba to jade i jest ok, ale jak planuje jakis wyjazd to noc wczesniej mysle o tym czy nie bebe miec wypadku, czy dojade.Jak jezdze w miejsca znane w ktore jezdzilam to jest ok.Jak maz wyjezdza do pracy a jedzie 200 km to czesto leze i mysle ze mial wypadek i placze, wyobrazam sobie zycie bez niego, jak corka pyta sie mnie gdzie jest jej tatus, jak chodze na jego grob.Odkad pamietam wyobrazam sobie zanim pojde spac ze a to ja umieram lub ktos z rodziny, zaraz sie hamuje mowie sobie ze o czym ty myslisz??? jestes nienormalna???Nawet tak blahe sprawy ze zlamalam sobie reke lub noge, ale takie rzeczy gdzie jest bol i cierpienie i leze i placze jakby to bylo naprawde??

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy powinnam udać się do psychologa? Kompletne zagubienie

Witam, z góry mówię, że nie wiedziałam w jakim temacie umieścić ten post dlatego piszę tutaj.

 

Od długiego czasu mogę zaobserwować u siebie problemy przede wszystkim na podłożu psychiki. Mam 17 lat, pierwsze, że tak powiem, poważne "objawy" miały miejsce u mnie w wieku 12/13 lat, kiedy dwa miesiące wakacji upłynęły mi na płaczu. Ja, która miałam poważne plany życiowe, nagle straciłam jakąkolwiek wiarę w ich powodzenie, nie widziałam sensu w swoim dalszym życiu, nic się nie liczyło, mówiąc dosadnie nic nie sprawiało mi radości. Mówiłam o tym swojej mamie, płakałam, wiedziała o moim stanie, ale nie poczyniła dalszych kroków. Kiedy rozpoczęła się szkoła powoli dochodziłam do siebie, miałam zajęcia, nie płakałam już tak często.

 

Jednak od tamtej pory każde stresujące wydarzenie w moim życiu znowu strząsało mnie w przepaść. Początkowo stałam się uległa wobec innych ludzi - nawet będąc przez nich krzywdzona nie odpowiadałam na atak, unikałam konfrontacji. Tylko po to żeby oszczędzić sobie nerwy ulegałam przed nimi, nie umiałam się postawić, obronić.

Mw. rok temu pojawiły się moje problemy z nerwicą natręctw - po 1000 razy sprawdzałam czy kuchenka jest wyłączona, czy drzwi i okna zamknięte. Wytworzyłam tysiące rytuałów, które wykonywałam codziennie, zdając sobie sprawę, że są bezcelowe, mimo wszystko nie zaprzestawałam nim. Roiłam sobie, że jeśli czegoś nie zrobię, to coś się stanie. Czasami wykańczało mnie to fizycznie i psychicznie - płakałam z bólu, kiedy po raz 10 w nocy wstawałam w łóżku i sprawdzałam wszystko od nowa. Również nie otrzymałam pomocy psychologa.

 

Jednak do pewnego czasu te gorsze chwile przychodziły mw. raz na rok na okres miesiąca, dwóch, po czym przechodziły. Jednak teraz moje huśtawki niezwykle się nasiliły, w jednej chwili płaczę, a 15 minut później czuję, że mam siłę do życia.

 

Mam kłopoty z utrzymywaniem znajomości. Po pewnym czasie wydaje mi się, że ten ktoś nie chce przebywać w moim towarzystwe, więc ja sama stawałam się zimna, bałam się, że niedługo ten ktoś mnie skrzywdzi. Miałam jeden moment w życiu kiedy zerwałam wszystkie znajomości, czując, że tak będzie lepiej...

Jednak cały czas zdaję sobie sprawę, że samotność to to, czego boję się najbardziej na świecie, potrzebuję kogoś, kto po prostu powie mi, że pomoże mi żyć. Najgorsze, że nie wierzę,że spotkam tego kogoś, mam wrażenie, że sama nie radzę sobie z życiem, nie umiem nim kierować, jestem na skraju wytrzymałości.

Dwa razy w życiu przecięłam skórę na nadgarstku nożyczkami, jednak zdaję sobie sprawę, że to był krzyk o pomoc - cięłam tak, żeby nie zostwić blizn, ale dawało mi to ulgę.

Boję się życia, przyszłości, tego, że zostanę sama. To tak boli, że mam ochotę krzyczeć i płakać - ale wiem, że to tylko pogorszy sprawę. Chciałabym odzyskać wiarę w to, że wszystko mi się ułoży, że będę potrafiła poradzić sobie sama ze sobą...

 

Odpowiadając na możliwe pytania - tak, w moim dziecisństwie wydarzyło się kilka sytuacji, które można zakwalifikować jako traumatyczne...

 

Z góry dziękuję, jeżeli ktoś to przeczytał i mi odpowie. Czy powinnam udać się do psychologa? Czy skierowanie do niego może dać mi lekarz pediatra?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpowiadając na możliwe pytania - tak, w moim dziecisństwie wydarzyło się kilka sytuacji, które można zakwalifikować jako traumatyczne...

Jakiego typu to były sytuacje?

Najważniejsze to te dwie:

Pierwsze 10 lat mojego życia widywałam się z tatą tylko kilka razy w roku, a kiedy wrócił na stałe przekonałam się, że ma problemy alkoholowe. Pod wpływem nie stawał się agresywny, nie krzyczał, ale zdarzało Mu się oskarżać mnie o rzeczy które nie były moją winą, co powodowało, że stawałam się zagubiona, przestawałam ufać ludziom

 

Jako może 5latka byłam zmuszona do rozebrania się przed starszymi kolegami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum!

 

Z góry dziękuję, jeżeli ktoś to przeczytał i mi odpowie. Czy powinnam udać się do psychologa? Czy skierowanie do niego może dać mi lekarz pediatra?

Najlepiej,żebyś rozpoczęła terapię, tzw. sesje terapeutyczne, najlepiej prowadzone przez psychoterapeutę. A skierowanie powinien wystawić psychiatra. Wtedy będzie na NFZ. Nie jesteś pełnoletnia więc nie wiem, ale pewnie z mamą musisz pójść pierwszy raz do psychiatry w ramach NFZ.

Jeśli pójdziesz do psychoterapeuty prywatnie, nie potrzebujesz skierowania.

 

Rzeczywiście Twoje doświadcznia życiowe, relacje z rodzicami mogły mieć wpływ na Twoje dzisiejsze trudności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za odpowiedzi, chociaż naujgorsze jest to, że kiedy zdecyduję się już iść, zapisać, to się boję, wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku... Jednak w tym momencie zastanawiałam się, czy nie mogłabym udać się do psychologa/psychiatry sama - nie chcę zawracać tym głowy mojej mamie... Może mnie nie przyjąć, jeżeli przyjdę sama?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozsypana, moze zorientuj się , zapytaj w Poradni Zdrowia Psychicznego o to. Ale wydaje mi się,że jeśli jesteś niepełnoletnia, więc musisz pójść z opiekunem prawnym.

 

-- 18 sie 2011, 09:00 --

 

agnes1_1981, Masz takie natręctwa myślowe. Powodem jest nieświadomy lęk.

Wybierz się do psychiatry, a potem do psychoterapeuty by zacząć leczyć się z tych trudności.

 

adhab, Wg naukowców nn często bywa wiązana z perfekcjonizmem, który sam w sobie też, zdaniem znawców, może stanowić jednostkę chorobową. Patologiczni perfekcjoniści nigdy nie osiągają w życiu satysfakcji, ponieważ nic nie jest dla nich dostatecznie dobre; proste czynności zajmują im mnóstwo czasu. Drżą na myśl o popełnieniu błędu i potrafią ganić siebie nawet całymi dniami z powodu np. niewłaściwie użytego wyrazu.

Chodzisz na psychoterapię?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że pewnie nikomu nie chce się słuchać moich wynurzeń, ale trudno. Ostatnio sporo analizuję te swoje natręctwa i coraz bardziej się boję, że mogę mieć schizofrenię. Np. jak byłam młodsza, to hm...masturbowałam się gdy byłam sama w domu i czasem myślałam co byłoby gdyby ktoś nagrał to i wrzucił do sieci, albo w domu były kamery. Przy czym zdawałam sobie sprawę z tego, że absurdalne i nierealne.

 

Teraz też mam podobne myśli, ale wiem, że to ja je sobie nakręcam i, że to, że np. mam w domu kamerę jest wytworem mojej fantazji i tak naprawdę jej nie ma. Ale często o tym myślę. I cholernie boję się 1 wizyty u psychiatry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Jestem DDA i borykam się z natręctwami od zawsze. Obecnie dokuczają mi znacznie mniej. Pewnie jednak jeszcze długo nie powiem, że jestem do nich wolna. Mam ogromną potrzebę mówienia o moich problemach, jednak „na żywo” robić tego nie potrafię. Od pewnego czasu chodzę na terapię. Skutki są minimalne, ale przynajmniej tu mogę mówić o sobie otwarcie. Gdyby ktoś potrzebował, chciał (podobnie jak ja) pogadać (o problemach i nie tylko), to podaję nr mojego GG. Jeżeli ta forma komunikacji jest na forum zakazana, to z góry przepraszam.

 

-- 19 sie 2011, 18:51 --

 

Oczywiście o czymś musiałam zapomnieć. Jakie to typowe :) GG: ...........................

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fish-ka, ciężko jest powstrzymać emocje, w tym przypadku złe emocje. To zależy również od tego, co spowodowało u Ciebie ten napad złości. Trudno określić jednoznacznie, jak można sobie z tym poradzić. Każdy może mieć swój sposób. Mi czasami pomaga spacer czy muzyka. Kiedyś włożyłam słuchawki, wsłuchiwałam się w dźwięki, na które wcześniej nie zwracałam większej uwagi mimo tego, że wielokrotnie już słuchałam tego utwóru. Uspokoiłam się w miarę szybko. Sedno w tym, aby zapomnieć o powodzie, który doprowadza do szału, skupić się na czymś zupełnie innym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fish-ka, ciężko jest powstrzymać emocje, w tym przypadku złe emocje. To zależy również od tego, co spowodowało u Ciebie ten napad złości. Trudno określić jednoznacznie, jak można sobie z tym poradzić. Każdy może mieć swój sposób. Mi czasami pomaga spacer czy muzyka. Kiedyś włożyłam słuchawki, wsłuchiwałam się w dźwięki, na które wcześniej nie zwracałam większej uwagi mimo tego, że wielokrotnie już słuchałam tego utwóru. Uspokoiłam się w miarę szybko. Sedno w tym, aby zapomnieć o powodzie, który doprowadza do szału, skupić się na czymś zupełnie innym.

Dzięki za odpowiedz. Ja chyba zmęczyłam się kierowaniem złych emocji do środka ku sobie. Powstało takie błędne koło: złość na siebie-natręctwa-złość na siebie itd. Teraz próbuje to 'przekierować" bo ile można się pastwić nad samym sobą. Skoro jestem zła dla siebie to dlaczego mam być dobra dla innych i wyrzucam tą złość...;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fish-ka, ukrywanie w sobie wszystkich emocji też nie jest najlepszym rozwiązaniem. To prędzej czy później zacznie źle oddziaływać na Ciebie. Dobrze, jeżeli masz zaufaną osobę, z którą możesz porozmawiać, wygadać jej się, wyrzucić to z siebie.

"koro jestem zła dla siebie to dlaczego mam być dobra dla innych"... Inni też mogą ucierpieć na tym, szczególnie Twoi bliscy, bo nastawienie do nich zmieni się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lekko przerażone. czy ja to mam?

 

witam. przez przypadek natrafiłam na forum o nerwicy natręctw. i właśnie dotarło do mnie że chyba to mam:( i przeraziłam się trochę. od dziecka byłam osobą nerwową, wiecznie przyspieszone tętno i te sprawy, często się unoszę, krzyczę (ale moi bliscy też tak w sumie mają mogłam odziedziczyć:)) nieświadomie nawet, pamiętam też że w wieku kilku lat rodzice przez to tętno zabrali mnie do kardiologa i stwierdził że to wszystko na tle nerwowym. zmarłam wtedy mi babcia i to się zaczęło. ale do rzeczy. pamiętam że zaczęło się mi to jak miałam 7,8 lat właśnie po śmierci babci. i na pewno na dzień dzisiejszy jest mniej intensywne. ba, z 5 razy mniej intensywne. pamiętam że zaczęły mi się jakieś jazdy że muszę np. spojrzeć gdzieś 8 razy, nie wiem czemu akurat 8, ale 8 i już. o_O potem przemieniło mi się to ogólnie w liczbę parzystą, doszedł dotyk różnych przedmiotów, też musiałam to robić parzyście bo inaczej miałam lęki że coś złego się stanie. fuck to chore wiem. ale miałam tak. dzisiaj też tak mam, ale tylko jeśli chodzi o jakieś przedmioty których dawno nie dotykałam np. jak jestem u babci w domu i daliby mi zabawkę z dzieciństwa to bałabym się jej wziąć, albo wzięłabym ją np 2 razy bo dawno jej nie dotykałam i musi być dwa. żeby zachować równowagę czy coś. takie jazdy nie nękają mnie na co dzień ale owszem zdarzają się i zaczęło mnie to przerażać po tym jak się oczytałam na temat tych natręctw... w życiu temu nikomu nie mówiłam, boję się że ktoś mi powie że wydziwiam albo że jestem nienormalna. zawsze byłam dobrą osobą, uczennicą, kończę studia, nie mam jakoś wielkich kontaktów z ludzmi chociaż fakt jestem nieśmiała i staram się czasem udawać wyluzowaną a duchu się trzęsę że z kimś rozmawiam, jakiś taki dyskomfort czuję.. ponadto od zawsze towarzyszył mi lęk o bliskie osoby. jestem z chłopakiem 8 lat i dawniej też się bardziej bałam i teraz mniej ale pamiętam że panicznie, że coś mu się stanie myślałam o tym non stop. wykańczało mnie to. w dodatku mam głupie przyzwyczajenia np. od lat powtarzam te same czynności choćby nawet jak mówię pacierz to te same modlitwy itp. nic nie przestawiam kolejność musi być zachowana. kuchenkę gazową też oczywiście sprawdzam, czasem muszę się wrócić sprawdzić ze 2 razy drzwi chociaż wiem że zamknięte. w ogóle to sama myśl że to komuś powiedziałam napawa mnie lękiem. że coś się stanie że złego że to wyjawiłam. czy ja jestem normalna i każdy człowiek ma czasem takie jazdy? podkreślam jeszcze raz że generalnie żyję normalnie, tylko tych kilka przyzwyczajeń nie umiem się wyzbyć (np czasem z tym dotykaniem przedmiotów kilka razy...) choć naprawdę widzę że z wiekiem wielu się wybyłam. samo przeszło. przejdą pozostałe? proszę o odpowiedź.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

OCD zdiagnozowano mi 7 lat temu. Wtedy przeżywałem apogeum objawów. Przeszedłem dwukrotnie psychoterapię i leczenie sertraliną. Objawy okresowo złagodniały, ale nawracają. Teraz chcę przejść kolejne leczenie. Ta choroba naprawdę męczy. Staram się żyć nie zwracając uwagi na nią, ale nie jest to łatwe tym bardziej że nie chodzi tylko o czynności natrętne i obsesje ale też o uczucie niepewności w różnych codziennych sytuacjach, trudność w podejmowaniu decyzji. Żwracam się ostatnio ku Bogu, żeby pozwolił mi zrozumieć sens tej choroby i nauczył mnie żyć pomimo niej.

woj*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

olympuska, Witaj. Nerwicę natręctw diagnozuje specjalista-psychiatra/psychoterapeuta.

Nieleczona nn często wraca, w sumie zawsze nasilona.

Myślę, że jeśli czujesz się dyskomfortowo z powodu wyżej opisanych czynności, które musisz powtarzać, czujesz wewnętrzny przymus ich wykonywania, warto odwiedzić lekarza. Dobrze byłoby, gdybyś rozpoczęła terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Proszę o wybaczenie z góry, gdyż nie czytałem postów wyżej, przeczytałem tylko parę pierwszych stron, by zorientować się, czy trafiłem na dobre forum.

 

Od jakiegoś czasu mam maniakalne myśli. Nie potrafię sobie z nimi poradzić. Po przeanalizowaniu stwierdziłem, że te myśli pojawiały się już dużo wcześniej, ale zawsze jakoś przechodziły. Wydaje mi się, że zaczęło się to w I klasie gimnazjum, lecz szczerze bez powodu. Zacząłem wymyślać sobie, że po co żyć i dlaczego istniejemy skoro i tak ...umrzemy choćbyśmy nie wiem co robili. Wmawiało mi się to spory czas , ciągle myślało i analizowało, musiało przejść , bo dokładnie już tego nie pamiętam. Następnie przypominam sobie noże. Tak...bałem się mieć w ręce nóż, bo myślałem , że coś sobie nim zrobię, bałem się, że leżą na szafce , zwykłe noże do masła, ale jednak, mogłem sobie coś zrobić, a nóż do chleba ostrzejszy to już masakra. Później chodząc czasem nocą do kuchni po cukier (cukrzykiem jestem) mózg mówił mi, że mogę zrobić coś złego, że przecież jest noc a w pokoju śpią rodzice i że są bezbronni a ja mogę coś im zrobić, może mi odbić i mogę stać się szaleńcem. Oczywiście karciłem się w myślach za to i próbowałem od tego odgonić, też trwało to jakiś czas.

 

Zrobiłem teraz ,,enter" bo chciałbym , żeby ktoś mi odpowiedział, czy to zachowanie które opiszę też podchodzi pod jakąś nerwicę, czy cokolwiek. Mianowicie, miałem baaaaardzo długie okresy, w których bałem się wychodzić z domu, ciągle mówiłem sobie, że mogę umrzeć i ciągle miałem wysokie tętno. Sam nie wiem, czy bałem się , że mogę umrzeć, bo miałem wysokie tętno, czy miałem wysokie tętno, bo bałem się umrzeć... W każdym bądź razie miałem robione badania u kardiologa, byłem na pogotowiu, ale to już było bardzo dawno temu. Byłem w szpitalu na to. Nic, nic nie wykryto z sercem, więc serce nadal mocno waliło, a ja obawiałem się zrobić najmniejszy krok. Dojeżdżałem do liceum autobusem i gdy już oporządziłem się z rana i czekałem , by wyjść na przystanek serce waliło mi jak młotem, byłem na przystanku ztresowałem się , że ten bus przyjedzie, a ja wejdę w tłum ludzi , bałem się tego tłumu, wtedy zawsze mialem mega walenie serca. Były okresy, że bałem się iść do lazienki umyć, bo tak mi walilo serce i tak sie bałem, że zginę. Wydaję mi się, że w pewnym stopniu do dzisiaj coś mi z tego zostało, bowiem jeśli mam jechać choćby niedaleko, by pochodzić po parku mam jakiś mały stres , nie zawsze, ale zdaża się. W każdym bądź razie to już nie te tragiczne rzeczy co kiedyś.

 

Ale wracając do myśli...moje myśli dotyczą ostatnimi czasy ukochanej. Mówiłem jej o urojeniach mojego mózgu, że to on wymyśla, że większość rzeczy, które mnie wkurzają myśli on nie ja i że nie potrafię już sobie z tym radzić, jest coraz gorzej. Ukochana zapewnia mnie ciąglę, że to rozumie i wygramy z tym, lecz wracając do sedna...nie potrafię jednoznacznie określić o czym myśli mój mózg. Raz jest to strach, że stracę najbliższą osobę, bo zrobię coś głupiego, że powiem, że nie chcę jej, że coś tam w tym stylu. Jest to cholernie uciążliwe , zwłaszcza jeśli to wmawianie trwa jedną, drugą , trzecia godzine dobe itp.....później mózg zabierze się za szukanie innych spraw, a to problem, że np w sklepach nie stoimy przy jednym straganie tzn, że do siebie nie pasujemy bo przecież, jak możemy oglądać inne interesujące nas rzeczy ( niedorzeczność, a po prostu nie da się tego usunąć z mózgu), a to mnie w jakiś magiczny sposób zdradza, chociaż ja doskonale wiem, że tak nie ma, doskonale zdaję sobie sprawę, że wszystko jest w porządku, że to jest ta jedyna osoba, wiem to na nieskończoność procent , sęk w tym, że jest to już dla mnie męczące , tragicznie, nie potrafię spokojnie sobie siedzieć i puścić mózgu w samopas. Gdy słucham muzyki na jutjubie, muszę co chwilę przerywać, (tzn głownie w nocy kiedy siedzę i myślę) , żeby przeanalizować sobie jakieś bzdury, wypłoszyć z mózgu bzdurne myśli, ale mimo, że co chwilę zatrzymuję muzykę mimo, że tłumaczę i kłocę się z włąsną głową nic to nie daje, on swoje. Muszę też przerywać czytanie książki , by sobie w mózgu coś poukładać, dopiero potem mogę czytać dalej, ale potem znów przerwa itp. (Oczywiście nie ma tak za każdym razem, ale raz dziennie max raz na 2 dni musi się to zdażyć).

 

Zastanawiam się , czy jest to nerwica natręctw, choć wydaje mi się, że cóż by innego. Wiem, że moje myśli są bzdurne, nie pasujące do mnie, kłocące się ze mna, najgorsze jest to, że mówię sobie, aha trzeba to zmienić, bo przecież zamkną cię w wariatkowie i mówię sobie, że od dziś natrętną myśl chowam i będzie dobrze, po czym mój kochany móżdżek wmawia mi, że skoro chowam te myśli to coś jest na rzeczy (zależy o czym tam akurat wymyślił sobie , żeby...myśleć, analizować) i skoro coś jest na rzeczy to muszę wrócić do myślenia o tym, albo też bywa tak, że gdy mam te parę minut jasny czysty umysł, to mózg nagle budzi się i mówi, że skoro jest tak jasno i czysto to nie może długo trwać, bo te myśli i tak zaraz nadejdą.

 

Powtarza się to w kółko, nie radzę sobie z nimi , nawracają , nie można ich odepchnąć, moja ukochana wie o tym, ale ja sam w środku mam poczucie winy, że ranię ją takimi myślami, których nie chcę, których się brzydzę i które chce usunąć w siną dal, a także siebie ranię nimi. Te okropne myśli są zagłuszone, gdy znajduję się z ukochaną , wtedy umysł mam jakby znów jasny , zdarza się, że przebywając z lubą coś mnie natknie i muszę to z nią przedyskutować bo inaczej oszaleję z tym w mózgu. I znów jest w porządku. Wychodzę dalej ukochanej, myśli nawracają. To jest gorsze niż więzienie, to jest więzienie z torturami.

 

W dodatku nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale jestem osoba na ogół pogodną, fakt jestem trochę nerwowy, ale uwielbiam się śmiać, co zresztą dużo robię, dowcipkować i tak dalej, lecz po tych harcach śmiechu, myśli napadają i sielanka się kończy.

 

Proszę o jakieś wskazówki, o rady, o cokolwiek, bo oszaleję. Zaczynam studia za miesiąc i obawiam się, że to może być straszne, mniej czasu z ukochaną więcej w podróżach autobusami z myślami rozwalającymi mózg, jak to przetrwać? A propos przypomniało mi się, jeszcze w 3 LO na klasówkach miałem takie chwile, że musiałem przerwać rozwiązywanie testu, by mózg mógł sobie jakiś temat przeanalizować.

 

Podsumowując głowny problem leży w tym, że nie chcę ranić ani ukochanej, ani siebie tymi myślami, wiem, że ona to rozumie, ale jednak. W dodatku trudno odczuwać szczęście, gdy mózg ciagle szuka jakies wady w zwiazku i tak dalej, mimo, że JA nie mózg wiem, ze to a to mi nieprzeszkadza, że to akceptuję, a to kocham. To jest dramat ...

 

Jak pisałem wyżej, proszę o rady, czy to faktycznie rozwijąca się nerwica itd. W dodatku obawiam się iść do psychiatry, obawiam się uzależnienia od leków, albo obawiam się, że leki zrobią ze mnie totalnego czubka. Z drugiej strony wiem, że dłużej tak nie pociągnę, zaczynam tracić kontrolę nad tym ,, które myśli należą do mnie, a które już nie.

 

Prosze mi wybaczyć ten elaborat, ale rozmawiałem o tym tylko z ukochaną, bo powiedzmy sobie szczerze ktoż więcej by mi uwierzył? Rodzice są kochani, ale nie sądze, by poważnie potraktowali takie coś, przecież ludzie z nerwicą pewnie sami zauważają, że gdyby to oni byli zdrowi, a ktoś im to opowiadał to trudno byłoby im to pojąć.

 

PS. Myślicie, że bardzo krótki sen 3-4-5 godzin , ma wpływ na nasilające się natrętne myśli? W wakacje,czy wolne śpię o wiele dłużej, ale....w nietypowych porach, nie pójdę spać o 23-24-1 , lecz dobrze po 3-4-5 tak jak teraz zresztą jest 6 ,a ja dopiero się kładę. W każdym bądź razie czuję się wiecznie przemęczony, lecz mam wrażenie, że krótszy sen jeszcze bardziej nasila te bzdury.

 

Przepraszam jeszcze raz i pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Jestem tu nowa i szukam rad u bardziej doświadczonych forumowiczów. Mój mąż od 7 lat choruje na NN. Były okresy lepsze i gorsze. Teraz jest straszny, trwa od 8 miesięcy. Mąż na myśli na tematy związane z cmentarzami, kostnicami, śmiercią itp (jeżeli nie zrobi tego czy tamtego to nasza córka będzie lezała w trumnie Itp) . Mimo leków i psychoterapii nie poprawia mu się, a nawet pogarsza, dołączyła się depresja. Co gorsze, ja też już wysiadam. Cała sytuacja zaczyna się odbijać na dzieciach. Przyznam szczerze że zaczęłam myśleć nawet o rozwodzie bo już nie daję rady. Czy ktoś z Was ma podobny przypadek? Jak pomóc mężowi? Czy kogoś z Was tak długo trzymała ta choroba i jak dał sobie radę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurczewola ,również choruję na NN. od bardzo dłuższego czasu.Jak wspomniałaś ta choroba ma swoje niże i wyże -sprawa oczywista i jasna.Jeśli Twojemu mężowi nie pomagają ani leki ani psychoterapia ,a do tego jest jeszcze gorzej ,powiem Ci tylko to,co ja wtedy robię.ALE jest to moją OSTATECZNOŚCIĄ,która zastosowałem kilka razy w życiu w najgorszych okresach choroby.Przeczytałem o tym dosyć dawno w książce prof. Kingi Wiśniewskiej Roszkowskiej "Rewitalizacja i długowieczność"-(str.153-154)i wielu innych mądrych książkach o dosłownie CUDOWNYM wpływie GŁODÓWKI ZDROWOTNEJ na osłabienie natręctw. >>> Powoli odstawiam wtedy leki do zera i piję tylko wodę i soki przez (najdłużej wytrzymalem 7 dni).W trakcie głodówki natręctwa się nawet nasilają, ale po głodówce jest lepiej ,NIEPORÓWNYWALNIE LEPIEJ. Jest to ciężka terapia ,ale ZAWSZE skuteczna!!! Ścisłe posty na samej wodzie przez okres rzędu 30-40 dni wierzę są w stanie Zupełnie wyleczyć tę chorobę.Cóż niestety nie stać mnie na taki superdyskonfort i łykam tę cholernie "dobrą" chemię latami bo i łatwiej i ciekawiej i zawsze coś nowego , coś dzieje się pod deklem.A głodówka zdrowotna to dopiero męka prawdziwa,pustka boleśnie bolesna ,a może nawet przez okres swego trwania gorsza od choroby.Jednak radzę spróbować Twojemu mężowi,jak Mu już nic nie pomaga.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×