Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Nerwica lękowa, żołądka, dysforia. Czy da się z tym normalnie żyć?

 

Witam, mam 17lat więc jestem dość młody lecz mimo to... Niestety mam nerwice. Co gorsze jest to, że nie tylko mam nerwice lękowo-depresyjną(o ile tak to się nazywa) z dysforią ale także nerwice żołądka oraz napięciowe bóle głowy przewlekłe. Kombinacja tych chorób to istna mieszanka wybuchowa!

W moim przypadku samo myślenie wprowadza mnie w stan lęku. Zawsze tak jest że np. chce coś zrobić (nieważne co) i punktem krytycznym jest to że zaczynam o tym myśleć, bo puki chce coś zrobić pod wpływem emocji to jest w miarę dobrze, ale jak zacznę myśleć i rozmyślać to od razu napada mnie wątpliwość niepewność pesymizm i uczucie lęku które w miarę myślenia potęguje sie i zniechęca do działania. A przy tym oczywiście daje o sobie znać nerwica żołądka która dodatkowo potęguje nerwy i tworzy się błędne kołe między nerwicą lękową a nerwicą żołądka ponieważ na wzajem się te choroby pożywkują. Moją jedyną ucieczką od tego całego stanu jest rozkojarzenie i przywiązanie uwagi do czegoś innego, rozmyślenie, ale... uwierzcie mi że to nie jest łatwe ponieważ to próba kontroli nad własną podświadomością. Uwierzcie mi że to błędne koło o którym mówiłem jest zabójcze! Jeśli w porę nie przestane myśleć o lęku jest jak już mówiłem coraz gorzej. Ostatnio tak zacząłem się przejmować że chciałem(akurat jadąc na rowerze) wpaść pod koła jakiegoś tira! A godzinę wczesniej czułem się normalnie.

Niedługo pójdę w końcu do psychologa lecz choć na pewno to zrobie to wcześniej bardzo nie chciałem. Dlaczego? Wstyd to nie wszystko... nie chciałem stracić do końca swojej "dumy". Nerwice mam od 5lat co najmniej lecz przyczyny szukałem zawsze w sobie i dopiero od pół roku wiem że to nerwica a właściwie dwie. Wracając do mojej dumy... czułem że trace ją od lat. To że nie byłem i nie czułem się fajny wśród rówieśników, a dla mnie (jako że jestem ambitny choć tego niewidać przez te nerwice) jest to upokażające i niszczące moją dume. Rodzicom też nie chcem powiedzieć z tego samego względu. Nie chcę stracić jej resztek(dumy) lecz to że ostatnio miałem myśli samobójcze przeważa sprawę. Wolał bym się zabić niż chodzić po psychologach i żyć w upokorzeniu ale są też moi rodzice. Tracili zdrowie po to żebym zarobić na wszystko co mam. Moje życie może już jest przegrane ale nie moge tego zrobić rodzicom. Chciałbym wierzyć w to że się wylecze lecz wiem że mam na to jakieś 1% szans. Moja przeszłość to piekło którego nie życzył bym najgorszemu wrogowi.

Tu chciałbym się zwrócić do was z pytaniem. Czy normalne życie z leczoną nerwicą jest wgl możliwe? I czy wizyta u psychologa (czy też psychotdrapełty) daje dużo? A i dużo się słyszy o nieskuteczności leków na nerwice lecz jeśli komuś pomogły to proszę o tym napisac.

Z góry dzięki za odpowiedzi!tworzy się błędne kołe między nerwicą lękową a nerwicą żołądka ponieważ na wzajem się te choroby pożywkują. Moją jedyną ucieczką od tego całego stanu jest rozkojarzenie i przywiązanie uwagi do czegoś innego, rozmyślenie, ale... uwierzcie mi że to nie jest łatwe ponieważ to próba kontroli nad własną podświadomością. Uwierzcie mi że to błędne koło o którym mówiłem jest zabójcze! Jeśli w porę nie przestane myśleć o lęku jest jak już mówiłem coraz gorzej. Ostatnio tak zacząłem się przejmować że chciałem(akurat jadąc na rowerze) wpaść pod koła jakiegoś tira! A godzinę wczesniej czułem się normalnie.

Niedługo pójdę w końcu do psychologa lecz choć na pewno to zrobie to wcześniej bardzo nie chciałem. Dlaczego? Wstyd to nie wszystko... nie chciałem stracić do końca swojej "dumy". Nerwice mam od 5lat co najmniej lecz przyczyny szukałem zawsze w sobie i dopiero od pół roku wiem że to nerwica a właściwie dwie. Wracając do mojej dumy... czułem że trace ją od lat. To że nie byłem i nie czułem się fajny wśród rówieśników, a dla mnie (jako że jestem ambitny choć tego niewidać przez te nerwice) jest to upokażające i niszczące moją dume. Rodzicom też nie chcem powiedzieć z tego samego względu. Nie chcę stracić jej resztek(dumy) lecz to że ostatnio miałem myśli samobójcze przeważa sprawę. Wolał bym się zabić niż chodzić po psychologach i żyć w upokorzeniu ale są też moi rodzice. Tracili zdrowie po to żebym zarobić na wszystko co mam. Moje życie może już jest przegrane ale nie moge tego zrobić rodzicom. Chciałbym wierzyć w to że się wylecze lecz wiem że mam na to jakieś 1% szans. Moja przeszłość to piekło którego nie życzył bym najgorszemu wrogowi.

Tu chciałbym się zwrócić do was z pytaniem. Czy normalne życie z leczoną nerwicą jest wgl możliwe? I czy wizyta u psychologa (czy też psychotdrapełty) daje dużo? A i dużo się słyszy o nieskuteczności leków na nerwice lecz jeśli komuś pomogły to proszę o tym napisac.

Z góry dzięki za odpowiedzi!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu chciałbym się zwrócić do was z pytaniem. Czy normalne życie z leczoną nerwicą jest wgl możliwe?

Tak, tylko psychoterapia wymaga czasu, nie ma od razu efektów.

I czy wizyta u psychologa (czy też psychotdrapełty) daje dużo?

Najlepiej poszukaj psychoterapeuty z certyfikatem, który superwizuje swoją pracę.

Psycholog to nie to samo co psychoterapeuta.

Przeczytaj proszę poniższe wątki.

jak-wyglada-wizyta-u-psychologa-psychiatry-psychoterapeuty-t584-1666.html

psychoterapia-dziala-czekam-na-ka-dego-posta-z-wasza-opinia-t4853-1484.html

A i dużo się słyszy o nieskuteczności leków na nerwice lecz jeśli komuś pomogły to proszę o tym napisac.

Leki nie usuwają przyczyny zaburzenia jakim jest nerwica.

Mogą wyciszyć, uspokoić.

Z góry dzięki za odpowiedzi!

Proszę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

driver.

Tak z nerwica jak najbardziej da sie zyc. Ja na nia choruje od 4go roku zycia i jak widac nadal zyje i funkcjonuje. Nigdy jednak nie przyjmowalam na nia zadnych lekow. Zawsze staralam sie walczyc do konca bez pomocy farmakologii. Jedyne co moge Ci zaproponwac to tzw. pozytywne myslenie. Kiedy czuje to znajome uczuczucie w zoladku powtarzam sobie, ze wszystko jest w porzadku, ze jestem od tego silniejsza. Moja terapeutka swietnie okreslila moje leki. Powiedziala mi tak: Wyobraz sobie,ze te leki to potwor z szafy,ktorego tak starsznie sie balals jako dziecko. Przeciez wiesz ze on nie istnieje a jednak boisz sie go panicznie, trzesac sie i placzac pod koldra. Twoje leki to taki potwor, ktorego nigdy nie widzialas a jednak smiertelnie sie go boisz. Otworz "szafe" i przekonaj sie ze nic tam nie ma.

Z dnia na dzien czuje sie lepiej. Sa tez gorsze dni, kiedy budze sie nieswoja i nerwowa. Wtedy powtarzam sobie, ze wszystko bedzie ok, ze mam wspaniala rodzine, dach nad glowa, przyjaciol, ktorzy mnie wspieraja i ,ze sa na swiecie ludzie, ktorzy naprawde maja sie o co martwic i maja prawo miec depresje. To mi bardzo pomaga. Teraz jestes w tzw. czarnym dole. Widzisz wszystko w czarnych barwach i jestes nieszczesliwy, ze musisz sie z tym borykac. Powtarzasz sobie Dlaczego ja? Ale sa na swiecie ludzie smiertelnie chorzy, ktorzy nie maja juz na nic wplywu. Ty musisz sie nauczyc nie reagowac na nerwice i po prostu powiedziec jej zeby sie ODCHRZANILA i juz.

Zycze Ci wytrwalosci i powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

protege,

 

Od: 08 sie 2011, 19:26

Posty: 2

Czesc wszystkim.

Po przeczytaniu kilku postow postanowilam sie zalogowac i podzielic moimi doswiadczeniami z nerwica lekowa.

Na nerwice choruje od 4-tego roku zycia (!) Odkad pamietam zawsze balam sie zostawac sama, panicznie balam sie smierci, i od zawsze roznei glupoty przychodza mi do glowy i zamieniaja sie w leki. Dodam, ze nigdy nie bralam na to lekow. Staram sie walczyc samemu ale ostatnio powoli sie poddaje.

Do tego dochodza straszne dolegliwosci zoladkowe. Potrafie nie jesc przez kilka dni. Juz nie wspominajac od klasycznych dusznosciach, omdlewaniu itd.

 

Powiem ci ze moje objawy sa bardzo podobne do twoich, z tym ,ze ja nie umiem nie jesc przez kilka dni poniewaz jestem głodna, ale potrafię nawet zwymiotowac czasami tak mnie meczy zoładek czasami.I ma te objawy od lat , nie mam tez na szczęscie dusznosci takich powaznych i omdlewania, ale jak byłam młodsza to mialam tkaie fazy ,bliskie omdleniu, Czyli robilo mi sie nagle czarno przed oczami i potrafiłam tak nawet sie zamulic i zatoczyc ale nigdy nie zemdlałam. to minelo na szczęscie pare lat temu i na razie nie wraca, ale i tak miałam to całe lata. moze dajemy sobie rade poniewaz mamy to od dizecka i jest nam to bardziej znane i potrafimy to zakceptowac a ajk ktos nie mial nigdy i nagle trach to dostaje jakiegos obłedu po prostu, gdyy takie cos zrobiło mi sie w zyciu doorsłym to pewnie ym była przerazona np. te moje waksy zołądkowe a tak to juz znam i wiem i akceptuje. no i byłysmy dziecmi te sprawy ze smiercia tez sa mi znajome o których pisałaś, ech. Po prostu dla mnie jest to coś co jest utrudnia zycie , ale jest to dla nie ozna powiedziec codziennoscia i moze dlatego dajemy rade.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tu znowu ja.

Chyba na prawdę muszę pójść do psychologa. Z dnia na dzień dowiaduje się o sobie więcej. Wiele czytam o nerwicy i mam lekki zamęt w głowie co do objawów a jej przyczyn. Owszem, internet czasem kłamie ale to raczej nie przypadek że od dziecka jestem "zagorzałym" perfekcjonistom. Perfekcjonizm jest jednym z głównych przejawów nerwicy lecz z drugiej strony sam z siebie perfekcjonizm może doprowadzić do depresji i myśli samobójczych. W moim przypadku się to zgadza w 100%. No i te zaburzenia odżywiania. Nie myślcie sobie, że wszystko co wyczytuje w internecie dopasowuje do siebie. Na pewne bardzo niepokojące symptomy zwracałem uwagę jeszcze lata przed tym jak niedawno czytałem właśnie o nich. Choć wiem, że to prawie niemożliwe to pewne FAKTY wskazują na to że miałem depresje, później nerwice, a od wielu lat mam także nerwice żołądka... coś mi tu nie pasuje. Dlatego też muszę iść do psychologa i wyjaśnić wszystko. Nerwice żołądka mam na pewno bo robiłem liczne badania żołądka i było wszystko w normie, a mój żołądek mocno reaguje nawet na NAJMNIEJSZE nerwy. Tak więc jedyne pytanie: "nerwica czy depresja?".

Jeśli ktoś ma lub miał podobne objawy dotyczące np. perfekcjonizmu, depresji albo już rozwiązał już ten problem bardzo proszę o tym napisać do mnie. Z góry dziękuję.

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

protege, bardzo podoba mi się metafora Twojej terapeutki. Samo sedno, choć ja powiedziałabym "otwórz szafę i zobacz co w niej jest... może złość, może smutek, brak pewności siebie..." - ja boję się tego wszystkiego i uciekam pod kołdrę wyobrażając sobie potwora. Ale czas uchylać drzwi szafy...

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sleeping pill.

jestem niesamowita szczesciara, ze trafilam na taka terapeutke. Kobieta ma "jaja";) Nie owija w bawelne i stara przedstawic mi swiat takim jakim jest. Nie jest kolorowo, ale nie jest tez az tak zle zeby zawijala sie w kokon i sparalizowana wyczekiwala nastepnego dnia. Kiedys nie prowadzilam samochodu bo sie balam ze cos mi sie stanie i zabije siebie i innych w trakcie jazdy. Teraz smigam bo wiem ze nie mam innego wyjscia. Dziecko do szkoly, na pilke nozna, na basen, na zakupy. To wszystko musi byc zrobione, bo nikt tego za mnie nie zalatwi. Moje leki i fobie sa nierealne, wrecz GLUPIE. Nie ma ich i juz. Otwieram szafe z lekkim lekiem ale nie panikuje juz i nie uciekam pod koldre. Dzisiaj jest dzisiaj, a o jutro bede sie martwic jutro.

Zycze Ci szybkiego powrotu do "normalnosci". Ale co to jest normalnosc? Jak to moja terapeutka powiedziala "Twoja normalnosc jest zupelnie inna niz moja czy twojego sasiada. Gdybysmy byli tacy sami, to dopiero bysmy wariowali"

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

protege,

no wlasnie ja to wiem niby wszystko i sobie radzę ,ale i tak jest raz lepeij raz gorzzej czaem jest tak ze jak młody Bóg a później inaczej. Czasem jest tak ,ze zupelnie dobrze a za chwilę juz nie, czasm nie ma czego po pare lat i nagle wraca , ale da sie z tym życ ogolnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was serdecznie :).

Zacznę może od tego, że forum odwiedzam regularnie od kilku miesięcy i wszystkie posty, które przeczytałam utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie jestem z moimi problemami odosobniona (za co serdecznie Wam dziękuję). Dodatkowo podnoszą na duchu i dają nadzieję na powrót do 'normalności'.

Postanowiłam więc podzielić się również moją historią, chyba głównie dlatego, że jedynie tutaj mogę odnaleźć zrozumienie, którego tak często w codziennym życiu brakuje.

 

Mam 21 lat. Właśnie szczęśliwie skończyłam 2 rok studiów (filologia angielska). Na nerwicę lękową cierpię od 16 roku życia (pierwszy atak 23 lutego 2006r. upamiętniony wpisem w pamiętniku :D). Co zabawne (a raczej nierozsądne) walczę z nią całkiem sama, a diagnozę postawił nikt inny jak doktor google ;). Zdaję sobie sprawę, że najwyższy czas skorzystać z pomocy specjalisty ale nadal naiwnie wierzę, że człowiek jest w stanie poradzić sobie z tym cholerstwem sam, choćby miało to trwać jeszcze kilka lat. Nie zamierzam się więc poddać :).

 

Odkąd pamiętam, zawsze byłam neurotyczką. Nawet w dzieciństwie liczyłam się z ewentualnym upadkiem, czy złamaniem kończyny,zamiast beztrosko wspinać się z innymi dzieciakami po drzewach, czy też rozbijać na rowerach. Tak więc już wtedy swą kruchością, nieśmiałością i przesadną delikatnością wyróżniałam się wśród rówieśników :D. Nigdy mi te cechy szczególnie nie przeszkadzały, gdyż czerpałam przyjemność z innych aktywności, a sprawność fizyczna nie warunkowała na szczęście sympatii dzieci na podwórku.

Nie będę jednak przynudzać, a przejdę do konkretów - mimo moich małych lęków/słabości zawsze byłam osobą przebojową, towarzyską pewną siebie, otoczoną grupką przyjaciółek. W szkole radziłam sobie świetnie -brałam udział we wszystkich możliwych konkursach, zawsze odbierałam świadectwo z wyróżnieniem, uczęszczałam na przeróżne zajęcia pozalekcyjne nie tylko dla siebie ale również po to, aby sprawić radość rodzicom. Właśnie, rodzicom.

Po szczęści obwiniam ich za mój obecny stan (choć wiem, nie powinnam) głównie przez te wszystkie awantury, których świadkiem byłam od dzieciństwa (jestem jedynaczką), krzywdzące słowa "jedynie ze względu na ciebie nie weźmiemy rozwodu", jak i ich ogromne wymagania względem mnie. Niestety pochodzę z rodziny, gdzie każde niepowodzenie było zawsze ganione, czy nawet karane, każda słabość psychiczna wyśmiewana stąd też moje przekonanie, że mimo wszystko nie mogę się rozkleić tylko zacisnąć zęby i sama sobie radzić z własnymi problemami. Tak więc udawało mi się to całkiem nieźle przez 16 lat.

 

Pierwszy poważny atak paniki dopadł mnie w kościele, podczas jednego ze spotkań przed bierzmowaniem. Pamiętam to wydarzenie doskonale, tak jakby był to punkt kulminacyjny w moim życiu, po którym zaczęłam postrzegać rzeczywistość zupełnie inaczej. Tak jak u większości - zawroty głowy, mdłości, problem z przełykaniem śliny, wrażenie, jakby wszystko wokół kręciło się w niesamowicie szybkim tempie, a ja uwięziona na tej 'karuzeli' nie mogę powiedzieć 'stop' bo wiem, że nikt nie jest w stanie mi pomóc. Od tego momentu zaczął się ten ciągły strach przed... strachem, przed brakiem możliwości ucieczki (mimo świadomości, że zawsze przecież istnieje) i do tej pory tkwię w tej pętli pamiętając ze szczegółami sytuację, od której wszystko się zaczęło. Jako 16-latka nie miałam właściwie pojęcia, czym jest nerwica jednak coraz częstsze napady lęku przed zwykłym wyjściem z domu, że już o jeździe autobusem, czy wizycie w kościele nie wspomnę (bo zrobi mi się słabo, zemdleję, umrę, narobię sobie wstydu, nikt mi nie pomoże - jak widać powody całkiem irracjonalne ;) ) sprawiły, że w końcu doktor google skojarzył objawy z tajemniczym zaburzeniem o nazwie "nerwica lękowa".

Oswoiłam się z tym podczytując historie innych ludzi, którzy na to cierpią, faszerując się przed wyjściem melisą, Validolem i innymi tabletkami ziołowymi z wiarą, że na pewno mi one pomogą :D.

Zapytacie pewnie czemu nie skorzystałam z pomocy terapeuty.

Wstydziłam się. Raz, że moje wyobrażenie wizyty u psychologa/psychiatry nie miało wtedy nic wspólnego z rzeczywistością, a pacjenci kojarzyli się raczej z tymi z 'Lotu nad kukułczym gniazdem' :D, dwa, że nawet gdy z płaczem prosiłam matkę o pomoc opowiadając jej o tym co się ze mną dzieje, słyszałam "nie wymyślaj sobie problemów jeśli ich nie masz", dlatego uznałam, że skoro nie mam nawet wsparcia rodzicielki, to tym bardziej nie pomoże mi obcy człowiek.

Właśnie, wsparcie. Do tej pory nikt ze znajomych, przyjaciół, członków rodziny nie ma pojęcia co mi dolega, bo akurat stany lękowe, czy nagłe ataki paniki zdecydowanie łatwiej jest maskować niż depresję. A ja niestety przez ostatnie 5 lat stałam się prawdziwym mistrzem kamuflażu :).Czasami jednak dołuje mnie świadomość, że nikt nawet nie stara się mnie zrozumieć, że już o zwykłym przytuleniu i słowach "razem damy radę, głowa do góry' nie wspomnę, bo chyba tego brakuje mi najbardziej.

Walczyłam dzielnie przez trzy lata. Poszłam do dobrego liceum, poznałam mnóstwo nowych ludzi, całkowicie oddałam się nowym pasjom, jakimi były fotografia i kino. Byłam całkowicie zaabsorbowana innymi zajęciami i tak naprawdę nie miałam czasu, aby koncentrować się na własnych lękach. Zakochałam się :).Z czasem podróż autokarem nie była już problemem, odważyłam się na wypad do Hiszpanii z całkiem obcymi ludźmi i dosłownie czułam, że zdrowieję. Będąc w klasie maturalnej nawet egzaminy nie wydawały mi się straszne, znowu podchodziłam do wszystkiego na luzie, dostałam się na wymarzony kierunek, zawierałam wciąż nowe znajomości i cieszyłam się życiem jak dobre kilka lat wcześniej.

Kryzys nastąpił w połowie pierwszego roku studiów, gdy pewnego dnia uświadomiłam sobie, jaka samotna w rzeczywistości jestem. Po prawie 4 latach, zostałam odrzucona przez chłopaka, którego kochałam, separacja rodziców, zawał babci, wszyscy przyjaciele/znajomi porozjeżdżali się po Polsce, od rodziny dzieliło mnie ponad 200 km, dlatego myśl, że "tak naprawdę nikogo już nie mam" wywołała kolejny atak paniki. Z czasem wszystko zaczęło się znowu powtarzać - lęki przed wyjściem na uczelnię, wyjściem do sklepu, jazdą autobusem (bo przecież zrobi mi się słabo, zemdleję, umrę itd. a nikt mi nie pomoże bo nikogo tutaj nie mam). Po powrocie do domu na wakacje nerwica wróciła na dobre, w dodatku w towarzystwie dwóch koleżanek - depersonalizacji i derealizacji :D.

Zaczęło mi towarzyszyć uczucie odrealnienia, braku jedności rozumu, ciała i emocji plus zadawanie sobie najbardziej absurdalnych pytań w stylu "dlaczego żyjemy?", "czy ja istnieję?", "czy świat istnieje? czy to co widzimy jest, jak to Allan Poe określił 'snem we śnie?'", "jak powstają myśli" itp. Mój głos nagle stał się obcy ("jak to jest, że powiedziałam to, co pomyślałam?"), podobnie jak odbicie w lustrze. Do tego paniczny lęk przed chorobą psychiczną i rozwijająca się hipochondria. Poczucie sztuczności relacji z innymi ludźmi, kontrola każdej mojej odpowiedzi ("bo czy na pewno jest ona moja?"), każdej reakcji, każdego ruchu. Nagle wszystko zaczęło wydawać mi się dziwne, percepcja zmieniła się gwałtownie o 180 stopni, wszystko co do tej pory było jasne, teraz stało się wielką tajemnicą, której oczywiście nigdy nie odkryję ;).

W tym stanie żyję już od roku. A raczej egzystuję, obserwując tylko jak życie ucieka mi przez palce...

 

Ale wiecie co? Mimo częstych dołków, pesymistycznych myśli, że już nigdy z tego nie wyjdę, że nie dam już dłużej rady, a to wszystko nie ma sensu, uważam, że warto walczyć. Wchodzę właśnie w nowy związek z mężczyzną, który po wysłuchaniu mojej opowieści wyznał, że w jego oczach zawsze byłam zupełnym przeciwieństwem osoby, którą mu opisałam. Bo przecież oprócz naszego nerwicowego "ja", istnieje jeszcze ja-kochające, poszukujące szczęścia, dające z siebie wiele innym i to właśnie tak bliscy nas postrzegają. Grunt to robić stopniowe porządki w naszych głowach i wierzyć, że uda nam się pokonać wszystko. Bo czy za 30 lat będziemy pamiętać te wszystkie stresujące sytuacje? Będziemy jedynie żałować tego, czego nie zrobiliśmy przez tę ograniczającą pętlę strachu.

 

Przepraszam, że tak się rozpisałam ale to właśnie jeden z tych dni, gdy skupiam się znowu na swoich uczuciach, lękach (nerwica to niestety baardzo egoistyczna choroba ;) ) i takie wyrzucenie z siebie wszystkiego przyniosło mi pewną ulgę.

Pozdrawiam wszystkich.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum. Głowa do góry, razem damy radę! Przytulę przy okazji, a na razie musisz zadowolić się wirtualnym przytulasem. :D

 

Przebrnąłem przez tekst. Jest jasny i zrozumiały. Jeden wniosek: masz 21 lat, więc jesteś już dużą dziewczynką i trzeba pomyśleć, aby wziąć tyle ile się da w swoje ręce. To Twoje życie i nikt za Ciebie go nie przeżyje. Należy Ci się solidna psychoterapia i głęboko wierzę, że wyjdziesz na prostą. Czym szybciej tym lepiej. Jeśli trafisz na dobrego psychoterapeutę to powinien oczyścić Cię z przeszłości, która wyraźnie na Tobie ciąży i determinuje lęki. Ułożysz to sobie w głowie, postawisz gdzieś grubą krechę i do przodu.

 

nerwica to niestety baardzo egoistyczna choroba

To dość karkołomne twierdzenie. Egoizm jest chorobą samą w sobie, która trawi świat. We mnie jakoś zawsze bardziej uderzały nieszczęścia innych niż moje własne, a przynajmniej na równi. Nie czuję się w tym jakiś bardzo odosobniony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

To moj pierwszy post na tym forum, mam kilka pytan odnosnie tej paskudnej nerwicy i mam nadzieje, ze znajdzie sie jakas mila osobka ktora mi na nie odpowie.

Moje normalnie zycie skonczylo sie jakies dwa miesiace temu- od tego czasu nie pamietam jak to jest czuc sie normalnie. A moje objawy w wiekszosci sa raczej somatyczne.

Chodze od lekarza do lekarza i jestem tylko ciagle splawiana bo niby nic mi nie jest-stres i tyle. Zapisala sie juz do psychiatry ale na wizyte musze czekac az do 29sierpnia.

Chcem sie was zapytac, czy ktos z was mial cos takiego, ze czul sie zle 24h na dobe przez dwa miesiace?

U mnie zaczelo sie od tego, ze przez pierwszy tydzien czulam ciagle ucisk w kladce piersiowej non-stop, potem doszly zawroty glowy(dwa tygodnie w lozku lezalam bo nie moglam sie podniesc) nastepnie, te dziwne uczucie blokady w karku-nie moglam uniesc glowy, i drzenie glowy a raczej calego ciala, potem wrazenie jakby laskotania w glowie cos jakby ktos mi wlozyl rece w mozg i laskotal(wiem, ze to dziwnie brzmi ale tak to wlasnie czulam) juz nie wspomne o lekach, drgawkach i omdleniach oraz atakach paniki podczas ktorych mysle, ze zaraz serce mi wyskoczy i poprostu zejde.

Wszystkie te objawy przychodzily stopniowo- z dnia na dzien cos nowego, a teraz w ciagu dnia pojawiaja sie ciagle na zmiane. Ucisk w kladce, uszach i laskotanie w glowie nie opuszcza mnie ani na chwile.

Typowe ataki mialam 4 razy, pierwsze dwa oczywiscie skoczyly sie na pogotowiu a nastepne dwa jakos opanowalam przy pomocy hydroxyzyny.

Powiedzcie mi czy przy nerwicy oprocz lękow i naglych atakow to jest normalne zeby tak non-stop czuc sie zle? Ja juz nie wiem co sie ze mna dzieje....

Z gory dziekuje za odpowiedz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

annabel lee.

Przeczytalam Twoj post i poczulam sie jakbym znalazla duga JA. U mnie w domu tez nie bylo kolorowo. Moj ojciec jest alkoholikiem a nalogowo pil przez pierwsze 12 lat mojego zycia. Nie musze wyjasniac, ze dziecinstwo to bylo pieklo. U mnie zaczelo sie od nerwicy zoladka. Wymioty, biegunka itd. Zawsze zylam w stresie, bo kiedy zegar pokazywal 6;00 a jego nie bylo w domu to wiedzialam, ze nie wroci trzezwy i na pewno bedzie z tego ogromna awantura. Nie moglam spac. Udawalam wyczekujac pod koldra kiedy wroci. Kiedy slyszalam klucz w drzwiach a raczej szamotanine z nimi zastygalam bezruchu i nie moglam zlapac tchu. Wyobraz sobie wiec, zyc w takiej psychozie przez 12 lat. Moj tato to najwspanialszy czlowiek na ziemi. Bardzo sie kochamy i od kad nie pije swiat jest piekny i kolorowy, ale co sie stalo to sie nie odstanie. Moja mama tez nigdy nie potrafila mnie wesprzec. "Wez sie za nauke i do roboty, a nie pierdoly ci w glowie". Pamietam,ze jak na ironie to moj tato pierwszy wyciagnal do mnie reke i zaprowadzil mnie do lekarza. Wtedy zostalam zdiagnozowana z nerwica wegetatywna i przepisano mi Xanax, ale on tylko mnie usypial i nie bylam w stanie normalnie funkcjonowac w szkole. I znowu mama " Ona to robi bo nie chce jej sie uczyc!!" W koncu lekarz zalecil terapie i ta pomogla jak reka odjal. Przez dlugie lata mialam z tym spokoj i nagle wszstko wrocilo ok 1.5 roku temu. Mam juz wlasna rodzine i jestem na swoim i nagle wielkie BUM!! Chodze na terapie, ale ta nie pomaga mi tak szybko jak tamta. Mimo tego staram sie myslec pozytywnie i to pomaga mi najbardziej. Wmawiam sobie ze to wszystko nie istnieje i moge byc szczesliwa. Zacznij myslec pozytywnie i idz na terapie to naprawde pomaga.

pozdrawiam i zycie wytrwalosci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bimbaa poszukaj sobie terapii - to Ci pomoże zrozumieć dlaczego tak sie stało w Twoim życiu, skąd się bierze taki nastrój lęki bezsens.

Nic nie dziej się bez przyczyny, to xe tak sie stało wynika zapewne z jakiś doświadczeń w Twoim zyciu.

 

Wiele kobiet ma depresje poporodową...

Nerwica często wyzwala się w trudnych momentach, pod wplywem wielkiego stresu, w Twoim przypadku był to trudny poród.

 

trzymaj sie ciepło .

witam

jestem tu piewszy raz, nie bylam jeszcze u lekaza wiec nie jestem zdiagnozowana, jakos zawsze cos wymysle zeby nie isc, wydaje mi sie ze mam nerwice lekowa ale nie mam do konca pewnosci, opisze swoja sytuacje, podejrzenia co do choroby pojawily sie kilka miesiecy temu, po urodzeniu dzieci przeprowadzcce a takrze przez ciezka sytuacje z tesciami ( nie trawia mnie ale przed ludzmi udaja ze jestesmy szczesliwa rodzina ) bylam dosc napieta ale zwalilam to na obecna sytuacje i wiezylam ze jak wszystko sie unormuje to uspokoja sie tez moje nerwy, w pewnym momecie nojawily sie leki, kiedy wieczorem pies sasiadow zaszczeka czuje sie jakby mi mialo serce z piersi wyskoczyc,boje sie chyba wszystkiego co mozliwe: smierci, choroby, smierci bliskich i ich choroby, konca siwiata, duchow i demonow, ktore wyobraznia mi podsowa kiedy cienie ruszaja sie na drodze, boje sie strasznie strachu, sama mysl o kolejnym napadzie leku wywoluje u mnie pocenie, kolatanie serca i nudnosci, boje sie reakcji otoczenia, nie powiedzialam o tym nikomu jestem z tym na razie sama pracuje zeby powiedziec mezowi i zeby w koncu isc do lekaza , boje sie ze moge nie upilnowac dzieci, w sytuacjach kiedy cos sie im stanie najpierw zamieram a dopiero po kilku sekundach zaczynam dzialac, placze kiedy to pisze placze kiedy widze cos smutnego ale tez kiedy widze np.male kotki, obgryzam paznokcie i nie potrafie sie powstrzymac tak jakbym sama nie decydowala o wlasnym ciele, przestalam o siebie dbac tak jak kiedys, mam hustawki nastrojow czesto wybucham gniewem, chyba cierpie na bezsennosc bo kiedy klade sie spac zaczynam sie bac ze juz sie nie obudze i nie moge zasnac mecze sie tak kilka godz ale znalazlam rozwiazanie czytan do 12 czasem 2 w nocy i po prostu potem padam ( zasypiam szybciej niz zaczne myslec o zasypianiu ) boje sie tez panicznie burzy i wiatru a kiedys kochalam obserwowac te zjawiska, teraz zeby przetrwac noc z burza lub wiatrem musze zakladac stopery do uszu, kiedys mialam cos jakby ataki paniki ale slabe i sama zaczelam nad nimi panowac cwiczacoddechy i unikajac migoczacych swiatel przy ktorych dostawalam ataku tyle ze mialam wtedy moze 14/15 lat i nikt nigdy nie dowiedzial sie o tym, teraz tak jakby wrocilo albo sie przebudzilo tyle ze ze zdwojona albo ze strojona sila, mialam tez kilka sytuacji kiedy bylam zdenerwowana z konkretnego powodu i czulam jak ( chyba ) tchawica mi sie zamyka i nie moglam zlapac tchu, okropne doswiadczenie, po prostu sie dusilam, czesto mam tez gule w gardle mimo ze rozmowa nie jest w cale nerwowa, ciegle zagrozenie, strach juz samo to mnie przeraza, tak jak boje sie ze leki zrobia ze mnie jakies przymulone zabi, nie wiem juz co mam robic, nie wiem tez czy za psychologa czy chyba raczej psychiatre trzeba placic bo mnie nie stac na drogie wizyty lekarskie, mam nadzieje ze w koncu odwaze sie na wizyte lekarska tylko ze nie chce nikomu na razie o tym mowic a nie bede miala tez przy kim dzieci zostawic, sytuacja pasowa, cos w koncu zrobic bede musiala, prosze pomuzcie, bo pierwszy raz prosze o pomoc i moge sie juz nie odwazyc...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich bardzo serdecznie!

 

Dość długo nosiłam się z zamiarem opisania objawów swojej choroby. Psychiatra, do którego po długich bataliach z mamą zgodziłam się pójść stwierdził u mnie nerwicę lękową połączoną z nerwicą natręctw.

 

Główną rolę w mojej przypadłości odgrywają właśnie natręctwa, cykliczne stany, w których wmawiam sobie, że ktoś z mojej rodziny umrze, że stracę swojego chłopaka,bo zachoruje on na śmiertelną chorobę, że zamkną mnie do więzienia,bo ktoś wrobi mnie w zabójstwo lub też że sama zabiłam jakiegoś człowieka. Zabiłam - a później tego nie pamiętam,bo na pewno jestem chora psychicznie. Te właśnie natręctwa powodują mój wieczny strach przed wychodzeniem z domu, kontaktami z nowymi ludźmi, bo wiem, że każda taka sytuacja sprawi, że wymyślę kilka kolejnych historyjek, które będą mi spędzać sen z powiek. Co ważne, zdaję sobie sprawę, że fizycznie nie jestem w stanie zrobić krzywdy drugiej osobie, jestem na to za słaba, poza tym nie mam skłonności do krzywdzenia innych osób, staram się pomagać ludziom i nikomu nie wchodzić w drogę, dlatego właśnie te myśli atakują mnie.

 

Przyjmuję obecnie Parogen i doraźnie Xanax. Xanax pomaga mi w sytuacjach bardzo stresowych, pozwala na chwilę ukoić skołatane nerwy a także objawy fizyczne jak trzęsące się ręce, pocenie i przyspieszone tętno. Jednak Parogen pomagał przez pierwszy miesiąc, teraz biorę drugie opakowanie i niestety dostrzegam raczej pogorszenie stanu swojego zdrowia. Zastanawiam się z czego to wynika, czy lek już na mnie nie działa...

 

Drodzy Forumowicze, przejrzałam tutaj wiele postów, ale wszystkich nie sposób było przeczytać. Powiedzcie, czy Wy też borykacie się ze zbliżonymi objawami, czy ja jestem jakimś wyjątkiem...

 

Przyznam, że powoli mnie to przerasta, liczyłam na cud po wizycie u psychiatry, który jednak nie nastąpił...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inesss000, ja odczuwałam objawy dłużej niż dwa miesiące, jak to określiłas 24h/dobę.

Na początku brałam leki, a potem psychoterapia.

Dziekuje za szybka odpowiedz .

Ja poprostu nadal niedowierzam, ze mam nerwice-te ciagle utrzymujace sie objawy...to jest najgorsze!!! Nie mozna normalnie funkcjonowac!!!

To jest nie do pojecia jak z dnia na dzien to paskudztwo potrafi czlowiekowi zycie zrujnowac!

Dorze ze jest forum takie jak to.

magdam22-- Ja tez ciegle miewam natretne mysli. Z poczatku balam sie wstac z lozka bo myslalam, ze jesli to zrobie to zemdleje. Potem ciagle myslalam o tym, ze napewno jestem smiertelnie chora. ciagle cos se wkrecam-ostatnio powariowalam od moich dwoch zepsutych zebow-wkrecilam sobie, ze napewno te wszystkie objawy sa od zebow, ze pewnie dostane zakarzenia i umre. w koncu zdecydowalam sie na usuniecie, ale w internecie znalazlam 3 przypadki smierci po wyrwaniu zeba wiec juz bylam pewna, ze i mi sie to przytrafi.

Stoczylam ogromna walke z sama soba ale tydzien temu udalo mi sie dotrzec do chirurga i dzieki bogu usuneli mi to bez zadnych powiklan. Bylam z siebie dumna, ze to zrobilam!!!

Niestety najwiekszy lek towarzyszy mi non-stop od poczatku jest to lek przed byciem sama, a wlasciwie sama z dzieckiem. boje sie wtedy, ze zemdleje a dziecko zostanie samo w domu badz na ulicy bez opieki, nie boje sie o siebie tylko o dziecko!! To jest okropne od dwoch miesiecy nie wyszlam z dzieckiem sama z domu. mieszkam z babcia i tylko ona mnie rozumie, nie zostawia nas ani na chwile samych. Nie wiem teraz jak mam dalej zyc!!!! Najgorsze jest to ze codziennie mam pelno objawowo somatycznych ktore jeszcze bardziej wszystko utrudniaja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A wyleczona nerwica oznacza własnie m.in panowanie nad sobą, świadomość tego co się robi.

 

A co to za wyleczenie jak panujesz nad soba kontrolujesz sie a lęki są tylko w mniejszym natęzeniu sa od czasu do czasu a w stresie sie pogłebiaja. Załatwienie pewnych spraw kosztuje cie 10 razy wiecej niz u innych ludzi. Wyleczony jestes wtedy jak leki nie odbiegaja od średniej krajowej i nie przeszkadzaja w zyciu. Uzyskanie takiego stanu jest raczej niemozliwe to mozna jedynie zminmalizowac z lekami badź bez leków , ale zupełnie wyleczyć sie nie da to sie odezwie w penych stuacjach zawsze , nawet jak jest spokój przez dłuzszy czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Inesss000, moja mama kiedy ja byłam mała miała dokładnie to samo i przez długi czas borykała się z agorafobią. W sytuacjach jednak, kiedy np. trzeba było iść ze mną do lekarza lub załatwić bardzo ważna sprawę, potrafiła się zmobilizować. To dało jej siłę do dalszej walki z tym paskudztwem. Ostatecznym rozwiązaniem była dla niej hipnoza i choć mi nerwica uderzyła na nieco innym już tle, to sama zastanawiam się nad tą metodą terapii. W związku z tym mam pytanie, czy ktoś z Was juz tego próbował i ewentualnie gdzie można szukać takiej pomocy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja diagnoza

Dzisiaj byłam u mojej lekarki. Od początku leczenia myślałam, że mam nerwicę. Jednak dziś zapytałam o moje rozpoznanie i o dziwo usłyszałam, że mam przewlekłe zaburzenia lękowe. Czy to jest to samo co nerwica? Czy jak myślicie?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co mi jest ?

 

Witam wszystkich.

Od dłuższego czasu zastanowiłam się czy rejestrować się na forum i powiedzieć komuś o moim problemie. W końcu stwierdziłam, że może i lepiej wyrzucić to z siebie, poznać czyjąś opinię na ten temat. (Mam 20 lat)

 

Od zawsze miałam problemy z zasypianiem, w nocy wiecznie odczuwałam lęk przed samotnością w ciemności, przed tym, że ktoś może do mnie wejść, coś mi zrobić (chociaż dom oczywiście pozamykany, groźny pies biegający koło niego). Było to drażniące, jednak nie niepokoiło mnie to, twierdziłam, że dużo osób tak ma.

Od kilku (kilkunastu?) miesięcy jednak męczą mnie inne lęki, bardzo irracjonalne. Nie zdarza się to codziennie, ale kilka razy w tygodniu. Czasami czuję lekki lęk przed czymś, czego nie potrafię zidentyfikować. Po prostu bez powodu. Bałam się przejść kilka metrów od ogrodzenia do domu, biło mi mocniej serce, bałam się, że coś się nagle złego wydarzy.

Od około 4 miesięcy często boję się o...życie mojej rodziny i bliskich. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Kiedy słyszę karetkę ogarnia mnie lęk, że ktoś z mojej rodziny miał straszny wypadek. Kiedy ktoś się spóźnia, panikuję. Kiedy wchodzę do pokoju babci (która jak na babcię jest dość młoda i w dobrej formie i zdrowiu), boję się, że zastanę ją nieżywą. Wiem, że to brzmi głupio, ale czasami nasuwają mi się przez chwilę takie myśli, z których nie mogę się uwolnić i im bardziej chcę o tym nie myśleć, tym bardziej uderza mnie to ze wszystkich stron. Jednak zawsze w końcu uda mi się to "odgonić" i po niedługim czasie zapominam już o tym.

Ostatnio wracałam od kogoś samochodem w nocy, sama, krótka droga - około kilometra. Było bardzo ciemno, latarnie się nie paliły, a mnie w połowie drogi ogarnął ogromny lęk, że coś się stanie. Kiedy dojechałam do domu bałam się wysiąść.

Mój samochód miał ostatnio kilka usterek, a ja, jeżdżąc nim, często prowadzę w stresie, że auto no nie wiem...wybuchnie? Nie jest to żaden bardzo silny stres, jednak nie mogę się pozbyć takich myśli.

 

Jeszcze kilka faktów, nie wiem, czy są one jakoś związane z tematem nerwicy, ale na wszelki wypadek podam.

- bardzo szybko się denerwuję, wybucham

- uważam się za silną osobę, ale kiedy jestem zła, nawet lekko wrzucona czymś, łzy napływają mi do oczu i chce mi się płakać. Najgorsze są sytuacje w towarzystwie, czasami ktoś powie mi coś głupiego, ja się złoszczę, i jeśli czuję, że łzy zaczynają napływać, staram się to z całej siły pohamować, co daje odwrotny skutek. Czasami przy tym trudniej mi się oddycha.

- w powyższych sytuacjach bardzo silnie się pocę (głównie na twarzy). W każdej, nawet lekko stresującej sytuacji z mojego czoła aż kapie. Kiedy zaczynam czuć, że moja twarz staje się mokra, wstydzę się tego, zaczynam denerwować, i z każdą sekundą jest gorzej.

- mam często wysokie ciśnienie

- mój tata jest alkoholikiem. Nie chcę się za bardzo o tym rozpisywać, ale sporo z tego względu przeżyłam. Bałam się o jego życie, bałam się o każdy dzień. Bałam się jakiegokolwiek krzyku w domu. Wiem, że bardzo to przeżywałam, czułam, że uderza mi to silnie na psychikę. Były krótkie chwile, kiedy z nerwów robiło mi się ciemno przed oczami, moją głowę nachodziło miliony myśli, a zarazem wyłączałam się na wszystko wokół.

 

Przepraszam, że aż tak się rozpisałam, ale chciałam wszystko wyrzucić z siebie. Zdaję sobie sprawę, że niektóre opisane przeze mnie rzeczy mogą brzmieć dziwnie, ale nie umiałam tego ubrać dobrze w słowa.

 

Te problemy nie są może dla mnie ogromne, utrudniające w dużym stopniu funkcjonowanie, jednak czuję, że coś chyba troszeczkę jest nie tak ?

 

Liczę na odpowiedzi, pozdrawiam.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×