Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ataki (jak wyglądają, jak sobie radzimy)


cicha woda

Rekomendowane odpowiedzi

Mam problem który męczy mnie już od dzieciństwa ( mam 17 lat) ...

kiedyś pojechałam do kuzynki na noc, nie wiem chyba się czymś zatrułam i zle się poczułam tak że musiałam wrócić do domu... od tamtej nocy na samą myśl ze mam gdzieś jechać boli mnie brzuch ... kilka razy nocowałam poza domem ale za każdym razem nie mogłam wgl spać zle się czulam .... Już nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, sama nie daje rady... kupiłam jakieś tableki na sen ale one nic nie daja ... nie jade na żadne wycieczki szkole, nie wyjedżam na wakcje ...

Jak mam sobie z tym poradzić ? Minie to kiedyś ? Proszę o pomoc .

Z tego co piszesz wnioskuję że przeszłaś atak panicznego lęku. Nie wydedukuję co go spowodowało, ponieważ owe zatrucie nie musiało być wcale zatruciem. Pytasz czy to minie? Jeśli męczy Cię tak jak opisujesz, powinnaś wyruszyć prostą droga do psychologa na terapię, która nauczy Cię panować nad tym lękiem i zrozumieć dlaczego w ogóle się pojawia. Lek na sen niczego nie zmieni..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję za odpowiedź.

Jest tak że do pewnego momentu nic mi nie jest (kiedy o tym nie myśle) ale kiedy zacznę wmawiać sobie ze będzie mi na pewno niedobrze to zaczyna się cały `koszmar`... w te wkacje pojechalam na 2 dni z koleżanka do babci bo chciałam to przezwyciężyć i myślalam, że wszystko minie ( już raz mialam taki przypadek przed szkołą, kiedy tylko wchodziłam do niej zle się czulam tak samo jak teraz kiedy gdzieś jadę i kilka razy wracalam od razu do domu, ale sama to przezwyciężyłam po prostu skupiłam się na czymś innym i wszystko mineło w przeciągu 2 tygodni)... W 1 noc powiem szczerze tylko przez jakieś 10 min miałam napad lęku, potem zaczełam rozmawiać śmiać się z kuznką i zapomniałam o tym, nic mi nie było jakoś nawet potem zasnęłam (na siłę, bo chciałam już mieć noc za sobą) ale w 2 noc już było gorzej ... co prawda juz chcialam wracać do domu, zadzwoniłam do mamy, ale jednak nie poddałam się i z trudem ale zasnełam..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ja tez mam nerwice serca jak i lekowa,nie wejde do kosciola do sklepu bo kreci sie zaraz w glowie nogi mi sie trzesa ,rece,powietrza brakuje:-( teraz od tygodnia jestem na zwolnieniu lekarskim jutro tez ide do lekarza ,mam uszkodzone nerwy mialam atak w pracy :-( juz nie daje rady z ta netwica pozdr:-(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem nowy na forum. Od jakiegoś czasu przeglądam Wasze forum w celu jakiegoś sensownego rozwiązania dot. mojej głupiej nerwicy. W sumie już się z nią oswoiłem ale są sytuacje kiedy wręcz jej nienawidzę... A co za tym idzie zaczynam nienawidzieć siebie za to, że to mam a to już nie jest za fajne.

 

Od początku.

Ja chyba mam to tak naprawdę od 3 lat? Coś koło tego. Wtedy nawet nie wiedziałem, że to mam. Zaczęło się tym, że w szkole zaczęło mnie mdlić (chyba od antybiotyku) no i zgłosiłem się pani, żeby wyjść szybko do toalety. No i wysłała mnie tam z kumplem. Niczym jednak nie zwymiotowałem. Miałem jedynie nudności życia i raz jak już miało "coś" wylecieć to przydusiło mnie na maksa i... Nic poza tym. Nie za ciekawy początek, szczególnie jak ktoś coś w tej chwili je i to czyta. Będzie trochę litania ale nie mogę już i muszę to gdzieś przelać i zasięgnąć jakiejś logicznej porady, bo wariuję.

 

Kontynuując.

Od tamtego czasu jak gdzieś wchodziłem to czułem taki ucisk poniżej mostka, na całym miejscu gdzie kończą się żebra i jest taka "miękka dziura". Nie wiem jak opisać. Środek brzucha. Trochę powyżej pępka. Np wchodzę do klasy i od razu ten ucisk i myśl "o kur**, będę rzygał, o nie... Cholera..." itp. Ale jakoś nigdy mi się to nie zdarzyło. Dwa lata później zatrułem się nikotyną. Spaliłem swoje, usiadłem do kompa i tak się czuję nie za fajnie. Pikawka nawala jak w ruskim czołgu. Przyłożyłem rękę do klatki piersiowej i takie myśli: "umrę, po mnie. Co teraz? Ja nie chcę! Ja muszę żyć! Dla mojej dziewczyny, dla mnie, dla nas, dla rodziców...". Do tego oddech tak zchrzaniony, że masakra. Oddychałem jakby na połowę płuc. Jakby była tam jakaś zastawka. Wiadomo. Po zatruciu nikotyną układ oddechowy dostaje po dupie nieźle. Zerwałem się od kompa, poszedłem do lekarza. Wchodzę i takie: "dzień dobry, chciałbym się pilnie widzieć z pania doktor." Panie się na mnie spojrzały i takie "o co mu chodzi?". Kazały usiąść i czekać na swoją kolej. "Nie dożyję" - myślałem. Posiedziałem może z 5 minut i spowrotem do nich i, że ja muszę tam prędko wejść, bo czasem umrę. Pani była miła i mnie wpuściła. Powiedziałem co zaszło i padł werdykt: "Zatrułeś się nikotyną". Przedtem jednak zmierzono mi ciśnienie i panie oczy wielkie, bo co ja sobie zrobiłem i jak. Coś koło 200 chyba było. Wzięto mnie na zastrzyk podczas którego chyba z milion razy zapytałem się "czy nie umrę", na co dostałem odpowiedzi, że nie. Po tym, pani doktor poradziła, żeby dużo wody pić i na świeżym powietrzu dużo to nazajutrz będzie dobrze. No niekoniecznie. Czułem się nadal źle. "Może ja mam raka? Może jakieś inne choróbsko? Spieprzyłem swój układ oddechowy. Co teraz?" No kurde. Do lekarza codziennie nie będę chodził to też zignorowałem. W dzień jakoś zleciało. W nocy natomiast... Leżę i wsłuchuję się w siebie. W pewnym momencie nie wiedziałem co mi jest, zacząłem panikować. Miałem drgawki. Stwierdziłem, że mam wszystko gdzieś. Idę jutro do lekarza i niech się dzieje co chce. Poszedłem. Powiedziałem co i jak. "Masz nerwicę lękową" - na pocżątku ulżyło mi jak cholera. Ale nie na długo. Do dzisiaj mam napadu lęku. Nie skierowane w żadną stronę. Tak po prostu. Zacząłem wariować. Bałem się jeść, pić; dusiłem się jedzieniem. Wkręcało mi się wszystko. Do czasu aż przeczytałem TĘ STRONĘ. Myślałem, że skoro nastawię się, że to tylko nerwica, że będę to olewał to przejdzie. Powiedziałem o wszystkim dziewczynie. Pomogła mi. Udało mi się to zwalczyć do tego stopnia, że na dzień dzisiejszy dotknę tylko tego miejsca na środku brzucha i gdy czuję, że jest ono napiete to jest takie: "Pff, nerwica. Olać". Ale to jest chore. Jak się tego pozbyć całkiem? Już myślałem, żeby do psychologa się zapisać ale jak ma mnie nafaszerować tabsami to ja dziękuję. Co do lęku. Np boję się zapalić, czy wypić trochę więcej. A chciałbym. Palenie rzuciłem i nie wrócę do niego ale chciałbym się pozbyć tego lęku. W ogóle nerwicy. Co mam zrobić? Ja już nie wiem. Mi się skończyły wszystkie pomysły. Kiedyś tak nie było. Było luźno, normalnie. Myślało się "wyje**ne na zdrowie, jakoś będzie" i pełen luz, zero żadnych jakichś tam lęków. A teraz... Coś się we mnie zmieniło. A ja nie wiem co. Chciałbym być taki jak kiedyś. Bez tego. Bez nerwicy.

Albo przykład. Wchodzę do kogoś do domu i ucisk na środku brzucha, nudności i ja wiem, że to jest lęk. Powtarzam sobie, że "uspokój się, nikt cię nie zje człowieku". Ale za dużo to nie pomaga.

 

Ludzie, pomocy, bo ja już naprawdę nie mogę. Czuję, że jestem blisko pozbycia się tego całkiem ale już nie wiem co dalej.

 

Niektórzy z Was pewnie mają o wiele gorzej ode mnie i na pewno spojrzą z dystansem na moje "użalanie się nad sobą" ale naprawdę kupę roboty odwaliłem sam. O mojej dziewczynie nie wspomnę. Przy niej czuję się całkiem sobą i nie mam ataków. A jak mam, to się przytulę i od razu ustępuje.

 

Bynajmniej, zbaczam z tematu. Co mam dalej zrobić? Co o tym myślicie? Błagam, pomocy...

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O! To ja się jeszcze dopiszę trochę.

 

Np. Teraz wypiłem sobie jedno piwko. I wiadomo, jak to alkohol. Znieczula. Teraz np nie czuję totalnie nic. Czuję się zdrowy. Ale wiem, że od jutra będzie to samo. I to jest nie za fajne.

 

@BB1

Ja próbowałem przetlenieniem organizmu (opisane na tym forum). I uwierz mi, że nie jest to za fajne. Nigdy więcej! Zresztą po cholerę to wywoływać na siłę skoro i tak dostatecznie się z tym namęczysz. Jak na mnie to te ataki 'same z siebie' są chore. Najlepiej byłoby się ich całkiem pozbyć ale od razu nie da rady niestety.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiola, nie. To jest dobra metoda dlatego że najprawdopodobniej nie uda Ci się go wywołać. Atak paniki powstaje wtedy kiedy go nie chcesz i nie jesteś pewna co będzie. Jeżeli będziesz próbowała go wywołać sama on się nie zjawi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jak Ci drętwieje ta kończyna to skup się wtedy na niej i spróbuj żeby mocniej zdrętwiała, nie myślami czy wyobrażeniami tylko fizycznie zaciśnięciem kończyny w taki fizyczny sposób.

 

ja tak miałem np. jak piłem ze szklanki cos to mi się głowa sztywno ruszla ale jak probowalem wtedy to wymusić fizycznie to przestawalo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×