Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

wiem, wiem..tylko, że mnie to męczy, chodzi to za mną, poza tym nie chciałabym się nad tym zastanawiac na codzień tylko cieszyc sie tym wszystkim co mam tak jak kiedyś.. nie miałam żadnych obaw, a teraz te myśli czy tego chce czy nie mnie atakuja..;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie.. kiedy potencjalnie zostało stwierdzone, co jest przyczyną NN.. co dalej ? Psychoterapeuta rzeczywiście odkrył źródło problemu, ale niezbyt wiem co dalej, prosiłem o jakieś rady, ale prawdę mówiąc dokopaliśmy się do korzeni, ale nie wiadomo jak je usunąć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no więc, dziś rano zażyłam pierwszą tabletkę anafranilu 10mg.. no i nie wydaje mi się żeby ona mogła jakkolwiek zmienic cos, ani na gorsze, ani na lepsze.. ale ja się chyba sama nakręciłam tym, że objawy nerwicy mogą się nasilic i już pojawiły mi się myśli, że po leczeniu i tak zostawię mojego partnera, że nie wierzę w moc tych leków.. i dostałam jakichś wyrzutów sumienia, że jestem beznadziejna, bo musze wzmagac się lekami i nie potrafię normalnie kochac.. a wczoraj z nadzieją patrzyłam na to wszystko..aż się popłakałam, co nie zdarzało mi się przez ostatni miesiąc..;(;(

 

-- 24 maja 2011, 10:19 --

 

chyba strasznie boję sie brac tego leku, no ale jak nie to, to co mi moze pomóc?;> może warto spróbowac ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krzywy92

 

jak na moje, to pytanie powinieneś zadać swojemu terapeucie... To jak od teraz będzie pracował z Tobą Twój terapeuta zależy od technik jakimi się posługuje w swojej pracy. Jeżeli macie już przyczynę ZOK-u to np. powinien poprowadzić Cie do zmierzenia się ze swoimi emocjami, tak by mogły ulec wygaszeniu-to pomoże w odzyskaniu równowagi a Ty dzięki temu będziesz mógł spojrzeć na problem z innej strony...Tak na prawdę rozpoznanie problemu to dopiero początek Twojej przygody teraz tak na prawdę zaczniesz się leczyć.W jaki sposób zależy od tego co tam znaleźliście :) a tym, że terapeuta nie udzielił Ci żadnych rad w ogóle się nie przejmuj to też tylko człowiek, a zapewne jego praca jest pod superwizją, więc tak na prawdę nad Tobą pracuje jeszcze gro specjalistów :)na pewno dojdziecie do jakiegoś rozwiązania:)

.

pozdrawiam i 3mam kciukasy :D

 

A czujesz, że odnalezienie przyczyny jakoś Ci pomogło?jest Ci lżej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I 60% osób straciło wiarę, że może sobie z tym poradzić.

Źle mówisz, bo każdy z nas powinien być świadomy, że sam kieruje własnym życiem, a nie "coś". Jeśli miałbym się temu poddać to "coś" już dawno zrujnowałoby mi życie. Z trzeba walczyć, a nie akceptować i zostawić w spokoju - może przejdzie, może nie. A jak się to zostawi, to prawdę mówiąc mało komu będzie lepiej, bo będzie świadomy, że się poddał, nie może nic zrobić i poddaje się tym lękom. Ja cierpię na nn od 4-5 lat i do tej pory miałem ok 7 nawrotów nn. Ze wszystkimi sobie poradziłem i żyłem normalnie, bez lęków, mysli itp. Teraz kiedy znowu wróciło, ponownie z tym walczę i widzę ogromną zmianę, jest coraz lepiej. W tym temacie wypowiadają się osoby, które tak samo sobie z tym poradziły. Więc nie odbieraj nadziei tym, którzy niezbyt wiedzą co robić, bo chociażby ja jestem przykładem, że rzeczywiście można to w jakiś sposób zwyciężyć.

 

zagubiona, właśnie niezbyt wiem czy ta terapia ma sens.. niby odkryliśmy to, ale nic się dalej nie rusza, już potencjalnie ma być koniec terapii. A tutaj niby dopiero się zaczyna.. sam niezbyt wiem, co z tym zrobić..

Nie mniej, lepiej mi jak się dowiedziałem co jest powodem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie zastanawiaj sioe co by bylo gdyby..... szkoda czasu na dywagacje.... moze bys sie załamal(a) a moze nie , a moze by sie znalazl ktos inny , a moze nie, amoze nie przestaniuesz kochac, milosc to nie benzyna ze sie tak po prostu konczy , jesli kogos sie kocha to sie kocha

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krzywy92

 

hyymm ale Twój terapeuta uważa, że już zrobił co miał do zrobienia?kurcze przecież Wy dopiero zaczynacie!weź go okrzycz! :)

 

zmiana terapeuty to też bezsensu, bo musiałbyś wałkować temat od początku...W każdym razie nie rezygnuj z terapii, długo już na nią uczęszczasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam do was pytanie; czy potraficie przezywac orgazm? mój lęk przed utratą kontroli jest tak silny że odkąd jestem z facetem nigdy go nie mialam. miałam go tylko jak byłam dzieckiem i nastolatką (sama ze sobą) :( potem już nie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm.. sama nie wiem jak zacząć. to wszystko jest skomplikowane. Może skupię się na istocie problemu: jestem w związku ponad rok. Zależy mi na moim chłopaku, lubię z Nim przebywać, jest dla mnie bardzo ważny.. tylko drogę do pełni szczęścia zakłócają mi ciągle natrętne myśli, które nieustannie powracają.. mianowicie dotyczą one tego, jak on jest widziany w oczach innych.. Ciągle tylko widzę w innych ludziach jakieś podśmiewanie się, kpinę. Np.: kiedy ktoś patrzy na nasze zdjęcie, pewnie zwyczajnie się uśmiecha, a w mojej głowie rodzi się już tysiąc myśli, typu: na pewno śmieje się z niego, pewnie z Nim jest coś nie tak.. Albo kiedy idziemy razem, ktoś się śmieje, ja już myślę, że pewnie z niego.. Ja wiem, że to może w pierwszym momencie wyglądać tak, że może mi na Nim nie zależy, że to moje zdanie powinno być najważniejsze. Ale ja to wiem, i wiem że mi na Nim naprawdę zależy, ale nie potrafię zmienić swojego sposobu myślenia :( to jest takie męczące.. Dodam, że mój chłopak jest raczej osobą nieśmiałą, nie jest duszą towarzystwa, nie ma wielu znajomych.. Ale twierdzi, że teraz osiągnał pełnię szczęścia, bo ma mnie. A ja.. ja też naprawdę chciałabym być szczęśliwa, tak w 100%, ale ciągle to powraca: "a jak widzą go inni, a pewnie się z niego śmieją", itd, itp.. I co więcej, wielu moich bliskich naprawdę utwierdza mnie w tym, że to bardzo fajny i wartościowy facet. A ja mam do tego stopnia skrzywione myślenie, że jeśli ktoś wypowiada się dobrze na Jego temat, ja myślę: "pewnie kłamie, tylko tak mówi, pewnie myśli co innego" :(

 

Dodam może jeszcze, że kiedyś miałam takie coś na swoim punkcie, że przejmowałam się bardzo opinią innych. Teraz, jeśli chodzi o mnie, jest już dużo lepiej, mało kiedy się przejmuję.. Ale przeszło to całkiem na relacje w moim związku. Potrafi mi to psuć humor na całe dnie i zatruć całkowicie myśli..

Na koniec dodam że wcześniej miałam też problemy z natrętnymi myślami, ale na innych podłożach, np. sprawdzanie czegoś po kilkanaście razy.

 

Dodam jeszcze, że to ciągłe zastanawianie się, jak widzą go inni, wpędziło mnie w efekcie w totalne wątpliwości odnośnie naszego związku. Bo skoro szukam ciągle akceptacji u innych, to może mi na Nim rzeczywiście nie zależy? Czy ktoś, kto kocha, tak bardzo patrzy na innych? I teraz dodatkowo własnie pogrążam się w zastanawianiu.. Kocham, czy nie? Mam takie mieszane uczucia- czasem jest super, po prostu patrzę na Niego, mam motyle w brzuchu, czuję się szczęśliwa.. a czasem, myślę: czy to w ogóle ma sens..? Dodam jeszcze na koniec, że unikam wspólnego wychodzenia gdzieś.. boję się po prostu jakiś znaków braku akceptacji od ludzi, które wiem, że jeśli zauważę, wpędzą mnie w totalne przygnębienie..

 

Może nie do końca jasno opisałam swój problem, może trochę chaotycznie, ale mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto będzie mi w stanie pomóc.. Nie chcę popsuć tak wartościowej relacji przez jakieś chore myśli i urojenia. :(

 

bardzo proszę o odpowiedz, o pomoc...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

W tym temacie udzielałam się już dawno temu pod innym loginem. Czas mija, a ja widzę, że przybywa nas na forum - mimo że nasz problem z 'niekochaniem' wydaje się bardzo dziwny i rzadko spotykany; na pewno większość z Was boi się tak jak ja dzielić z kimkolwiek swoim lękiem ze strachu przed usłyszeniem najgorszego. Prawdę mówiąc, my przed samymi sobą boimy się skonfrontować z lękiem, wypieramy się wielu rzeczy, wierzymy w bzdury, chorujemy, a choroba niestety celuje w najcenniejsze dla nas sprawy ... Mam nadzieję, że mój post spotka się ze zrozumieniem i doda niektórym otuchy ! ;)

 

Dzisiaj jestem trochę starsza. Związek z chłopakiem, co do którego te wątpliwości poczułam po raz pierwszy, skończył się ok 2 lat temu. I uwaga - powodem nie była nerwica bezpośrednio ! Zamieszkaliśmy razem, nie dogadaliśmy się w wielu sprawach, On potrzebował czegoś nowego, ja chyba też. To on chciał zerwać. Całkiem niedawno bardzo chciał wrócić, ale nie potrafiłam drugi raz wejść w to samo. Minęło. Tak bywa. ;)

 

Przez te dwa lata spotykałam się z kilkoma mężczyznami. Popełniłam też kilka błędów w relacjach, które wiem z czego mniej więcej mogą wynikać. Zdaję sobie sprawę z wielu dziur do załatania, z braków w poczuciu własnej wartości; wiem, że jestem neurotyczką, bo za bardzo się przejmuję, potrafię analizować różne kwestie po milion razy, a lęk towarzyszy mi podczas codziennych czynności. Boję się odrzucenia, krytyki. Potrzebuję spokoju, poczucia bezpieczeństwa, miłości. ;) I wierzcie mi, wyglądam na zdrową, normalną, radosną osobę ! ;) Wiem też, że nie bez znaczenia jest moja sytuacja rodzinna, nie miałam wzorca związku, rodziny w ogóle. To przykre sprawy.

 

Od pół roku jestem z Kimś Nowym I Zupełnie Wyjątkowym. Zakochałam się na zabój, mogłam nie spać po nocach, zaniedbałam studia, z X. marzymy o zamieszkaniu razem, dostaniu się na studia weterynaryjne, chcemy być razem.

I co ? Ja od kilku dni panikuję, że on przecież nie jest kimś wyjątkowym, skupiam się na jego wadach, jestem zdania, że ja nie umiem kochać, że nie zasługuję na Jego dobroć i uczucie, że nic nie czuję. ;)

 

Potwierdza się więc teza, że zmiana partnera nie jest rozwiązaniem oraz że choroba sama w sobie trafia w to, co wcześniej było wszystkim. Czy wierzę w to, czego się tak bardzo boję ? Nie ! I ani mi się śni płakać czy odchodzić od X. ;) Lękam się i nie ukrywam tego, ale walczę, czytam o tym co mogłoby mi pomóc, słucham serca, które jednak chce być X. jak najbliżej, nawet kiedy jestem w trakcie `głębokiej analizy` jego osoby ! ;)

 

Kochani, wszystko będzie okej. Nie chcę czytać o tym, że ktoś się poddaje !

 

Pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

matilda,

dziękuję Ci za te słowa. Mam dokładnie ten sam tok myślenia, że nie chodzi o zmianę partnera ale swojego myślenia. I chciałam w to wierzyć, alee co ja biedny żuczek mogłam :( zaraz pojawiały się myśli : HAHA OSZUKUJESZ SIĘ- NIE CHCESZ ZNAC PRAWDY... jednak jak już dwie osoby mówią, żę jesteś pijany to połóż się spać ii utwierdzłaś mnie w moim przekonaniu :)

Trzymam kciuki za Ciebie i Twojego Lubego :)

=* SZCZĘŚCIA bo wbrew wszystkiemu miłości nie musimy sobie życzyć!!:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zagubiona13, trzymam za Ciebie kciuki Kochana !!! ;)

 

Nerwica to jest w ogóle bardzo sprytny przeciwnik. Najgorzej jest wtedy kiedy myśli ustępują na chwilę, by za moment zacząć od nowa to samo ... Nie wiem jak to działa u Was, ale np. ja myślę sobie, że w ogóle nie umiem kochać, że muszę być chora psychicznie albo że wmawiam sobie to uczucie, bo mój mężczyzna jest taki wspaniały, że chcę z Nim być za wszelką cenę. Takie myśli męczą najbardziej. ;/

 

W poprzednim związku, kiedy dopadły mnie te myśli, potrafiłam bez przerwy siedzieć na portalach, czytać o tym, czym jest miłość lub płakać, całe dnie. Czułam się wyczerpana. Tym razem nie chcę stracić nikogo z powodu choroby.

To ja chcę być przy ukochanym, a nie nerwica !

 

Być może idealizuję swojego partnera, ale mimo że w głowie gromadzi mi się tysiąc myśli na temat tego, że On nie jest dla mnie, ja wiem, że trafiłam na dobrego, czułego, odpowiedzialnego człowieka.

 

Ufff ... Bywa ciężko. Ale głowa do góry ! Ludzie zdradzają, kłamią i nie mają wyrzutów sumienia, a my martwimy się, że nie kochamy, podczas gdy zależy nam na drugiej osobie jak na nikim innym. ;)

 

pozdrawiam !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!! Wpadłam na taki pomysł żeby poprawić nam wszystkim samopoczucie i żebyśmy wszyscy raz na zawsze wyleczyli się z tego paskudnego natręctwa.

 

Pomysł jest taki albo w tym temacie albo w nowo założonym pod nazwą "terapia naszego problemu" albo innym zaproponowanym przez nas tu zgromadzonych wypisali wszystkie nasze myśli które przychodzą nam na ten paskudny temat o "co gdybym przestała kochać"...

Wszyscy mam nadzieję wiemy że to jest tylko natręctwo myślowe, ja jestem o tym przekonana bo jest nas tylu w tym temacie jedno przychodzą inni odchodzą a potem wracają itp. Później żebyśmy wypisali nasze wspólne cechy które charakteryzują nasz problem... teraz będę strzelać DDA, uzależnienie psychiczne od naszych partnerów, lęk przed wiązaniem się na stałe przed założeniem rodziny, nie zaspokajanie naszych potrzeb przez naszych partnerów, kochanie za bardzo, mechanizm obronny na to że możemy ich stracić itp...

 

Wydaje mi się że wiele nas łączy temat natręctwa, strach przed nim, kto nas lepiej rozumie niż my sami którzy przeżywają to samo na co dzień i to ze boimy się tego samego i to że kochamy co jest niezaprzeczalne, to że nerwica właśnie uderzyła w to co naprawę kochamy czyli w naszych biednych facetów i nasze biedne dziewczyny...

 

Sądzę tez, że możemy sobie naprawę pomóc przeanalizować to wszystko od początku do końca, gdy to wszystko przegadamy, zobaczymy że łączy nas nie tylko temat natręctwa ale i też jego podłoże tak myślę... Gdy czytam wasze posty a robię to od kilku lat czasami tez się udzielam (jakis rok temu) to tak jakbym czytała swoje myśli. DLATEGO UWAŻAM ŻE MOŻEMY SOBIE POMÓC SAMI.

Obecnie chodzę na terapie ale nie rozmawiam o tym problemie zbyt wiele bo może się boje usłyszeć najgorszego...

Kiedyś powiedziałam o tym na wizycie u psychiatry i usłyszałam że życie jest różne i że nasz umysł się zmienia a co za tym idzie lepiej się nie wiązać na stałe bo możemy się odkochać.... teraz to już się boje oddzywać bo wiem że nie spotkam się ze zrozumieniem kogoś kto tego nie przeżył na własnej skórze...

 

Nie wiem co myślicie na temat tego pomysłu czekam na każdego posta z Waszą opinią czy zakładamy nowy temat a ten zostawiamy na tzw "jęczarnię i wyżalenie się czy piszemy wszystko tutaj. Nie wiem też czy w ogóle jesteście za tym pomysłem czy to co tutaj piszemy w tym temacie jest wystarczająco uspokajające dla nas??

 

piikipokis witam się serdecznie znowu w temacie, bardzo mi przykro że musiałaś do nas wrócić ale z drugiej strony miło mi spotkać żywą legendę, założycielkę tego tematu, która dała mi wiarę i uświadomiła mi że to tylko natręctwo myślowe i lęk... i że nie tylko ja tam mam, także bardzo Ci za to dziękuje i miło mi Cię poznać bo znam Cię tylko z tego co czytałam godzinami zapłakana kilka lat tamu...

 

Czekam na Waszą opinię i witam Was po roku nieobecności...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×