Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica, a wasi bliscy


tg--ice

Rekomendowane odpowiedzi

Jak dajecie sobie rade w pracy, na uczelni etc... Mi się szykuje praca, do tego praca z ludźmi i dojazdy jakieś 60km, na samą myśl robi mi się słabo, goraco i zaczyna telepać. Wiadomo w domu można iść się położyć, przeczekać, a w pracy co? Powiem przyjdź Pan później bo mam atak? Do urzędu nawet nie moge iść spokojnie, bo jak tylko wejde szukam krzesła. Jak sobie radzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jeśli chodzi o pracę to raczej chyba nie ma konkretnego sposobu żeby jakoś to przetrwać. (chyba że o nim nie wiem) Wiem natomiast że mi pomaga po prostu kompletne odizolowanie i bezwarunkowe skupienie się na powierzonych zadaniach. Po prostu zapomnienie że mam nerwicę i się źle czuję, ale wyczyszczenie sobie mózgu niemyślenie o niczym innym. Raz mi się to udaje, a raz nie...

 

Manka

Nie wiem co by ci tu poradzić. Miałem podobnie, tylko że to ja zasypywałem się obowiązkami, po prostu chciałem pracować jak najwięcej. Z jego punktu widzenia chyba powstaje swego rodzaju ściana, którą on buduje poprzez pracę. Chyba chce po prostu uciec od tego wszystkiego. Kiedyś doszliśmy do wniosku, że nasi partnerzy nigdy nas do końca nie zrozumieją, bo nie mają nerwicy, i chyba on po części to rozumie. Dlatego ucieka w świat pracy gdzie może uda mu się przeczekać ten trudny okres. W pracy człowiek po prostu odreagowywuje i chyba o to chodzi, tak mi się wydaje...Pamiętaj że my jesteśmy tylko facetami, i praca jest czymś w czym możemy o wszystkim zapomnieć...Mamy prostą instrukcję obsługi, rozmowa to chyba dla nas coś trudnego, my musimy działać, a nie gadać...U nas musi być wszystko w praktyce, a nie w teorii itp..

 

A u mnie to raczej nic nowego. Staram się jakoś z tym wszystkim żyć. Po prostu od tabletki do tabletki. Niestety ostatnio jakoś pogorszyły się moje stosunki z rodzicami (a kiedy były dobre?).

Może to częściowo z mojej winy. Po prostu chyba w końcu zrozumiałem że niezależnie co bym robił,i nieważne jak bym się starał, to i tak jak przyjdzie co do czego to i tak będzie na mnie.I tak będę najgorszy. Więc poco się starać. Zaczynam robić to na co mam ochotę, ale czy dobrze na tym wyjdę to czas pokaże. Do tego jakoś ostatnio po południami łapie mnie jakaś dziwna depresja, jestem dość przygnębiony tym wszystkim. Miejmy nadzieję że to minie. Tłumaczę sobie to tym ,że teraz moja nerwica pokazała prawdziwe oblicze, bo tak mi się wydaje że wzięła się z depresji, i powoli chyba docieram do jej sedna...zobaczymy czy mam rację....oby

 

Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąca, bo nie wiem jak u was, ale u mnie upał... :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam , u mnie wczoraj prawi związek się nie posypał , bo doszło do ostrej wymiany zdań , na szczęście miłość za wygraną nie dała ... I dzisiaj już jest w porządku . Ale ja się czuje mimo wszystko jak w jakiejś traumie , ładnie wszystko znowu jest nawet słoneczko świecić zaczęło , a ja chodzę jak zombi ... zombi ... zombi . Nie wiem co jest nie tak normalnie czuję się jakbym nie wybudziła się z ciężkiego snu. Ale nie jest z drugiej strony tak tragicznie bo jeszcze przejawiam resztki człowieczeństwa , śmieje się i płacze na przemian :mrgreen: Mam ochotę się wyrwać stad jak najdalej chwile odpocząć , już nie długo , w czwartek kończę sesję ... Biorę ze sobą moje zwierzątko : leniwca :mrgreen: i wyruszam z nim na weekend się zresetować, bo potrzeba mi tego jak cholera.

No ja ostatnio troszkę się leniłam , praktycznie cały ten tydzień ale to nie było takie lenistwo jak "działanie na ostatniej kresce baterii". Całe dwie noce nie spałam , nie wiem czemu , po prostu było mi trudno . A dzisiaj trochę pasuje się pouczyć , i trochę przespać :mrgreen: Bo normalnie czuję się jak w proszku , dziwna trauma się mnie trzyma której jeszcze nie wiem jak mam mam przepędzić. Tak że życzę wam wszystkim spokojnej niedzieli. Napiszę jak się trochę ogarnę i będę mieć chwilę czasu , bo teraz to piszę tak na szybcika ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozmowa to chyba dla nas coś trudnego, my musimy działać, a nie gadać...U nas musi być wszystko w praktyce, a nie w teorii itp..

To chyba stałam się facetem 8)

U mnie jest zupełnie odwrotnie, ja nie chce już gadać, chcę jakiegoś działania.. A otrzymuje słowa, które no kurde przepraszam.. ale nie są takie ważne dla mnie, bo co z tego, że się mówi i nic poza tym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

u mnie najbliższa rodzina, szczególnie matka, z którą mieszkam jak twierdzi nie rozumie mojego stanu i to zresztą widać. Natomiast kiedy u innych osób coś się dzieje to jest chętna pomagać, wie wtedy co powiedzieć, gdzie się udać...

Od nie dawna jestem z kimś, trwa to niespełna 2 miesiące i zdarzają mi się przy nim dolegliwości, co mnie zdziwiło nie ucieka ode mnie, twierdzi, że mimo nerwicy chce być ze mną. Ale boję się, boję się, że marnuje czas przy mnie, że będzie nieszczęśliwy. Ja unikam ludzi, miejsc zatłoczonych, nie wszędzie jestem z nim w stanie wyjść, pojechać:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram

Obcym ludziom jest dużo łatwiej pomóc, a przynajmniej tak się im wydaje. Bo w końcu ktoś inny jest kimś obcym, i mimo złej pomocy nim pozostanie, natomiast gdy się źle pomoże komuś bliskiemu, to następstwa tego mogą być katastrofalne.

A jeśli chodzi o sprawę związków, to chyba wszyscy tutaj mamy podobne odczucia i problem co ty. Wszyscy uważamy, że drugie osoby mogą tylko przy nas zmarnować czas. Ja byłem w trochę innej sytuacji, byłem już dość długo z kimś, gdy moja nerwica się ujawniła.

Przetrwaliśmy to.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja właśnie nie chciałam wchodzić w związek przez moje zaburzenia. To był okres kiedy spotykałam się wieloma chłopakami, ale z żadnym nie byłam w związku. Jak już się robiło choć trochę poważnie, wiałam. Niby wszystko okej, ale czegoś po czasie brakowało. No ale udało się. Nie powiedziałam od razu. kachek27, zależy co dla kogo znaczy długo, dla mnie rok to już mega długo :mrgreen: Dobrze, że Twój partner wie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam sama od kiedy dowiedziałam się o nerwicy, owszem szukałam partnera ale szukałam kogoś kto chociaż zrozumie mój problem, bo wiedziałam, że nie będzie łatwo a teraz jak już poznałam to się boję. i tak się zastanawiam, że boję się chyba najbardziej odrzucenia, a może właśnie tych silnych i przyjemnych uczuć których tak dawno nie zaznałam

buu swojemu musiałam powiedzieć juz na drugiej randce bo to wtedy złapały mnie pierwsze dolegliwości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

i tak się zastanawiam, że boję się chyba najbardziej odrzucenia, a może właśnie tych silnych i przyjemnych uczuć których tak dawno nie zaznałam

Myślę, że obie te kwestie są istotne. Lepiej nie dopuścić do czegoś, trzymać na dystans niż przyjąć ewentualne odrzucenie. Co do przyjemnych uczuć.. jak jest dobrze to po jakimś czasie włącza mi się jakaś lampka ostrzegawcza 'coś tu jest nie tak. tak długo, dobrze? mi?'

Ale spójrz na to tak, że zaryzykowałaś, spróbowałaś. Powiedziałaś, choć nie wiedziałaś jak on zareaguje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ,

cholera udało się przebrnęłam sesję i mam już wakacje od dwóch godzin ;] !!!

U mnie jakoś żyję , nerwica jak nerwica , o sobie daje znać ale nie walczę z nią tylko jasno i spontanicznie się jej "poddaję". Wiem , że jak zacznę taką wewnętrzną przepychankę typu , "przestań , nie myśl tak , nie rób tak" , to tylko będzie gorzej , nasili się . A tak akceptuję to i idzie do przodu :mrgreen:

Mówicie o związkach ? Mój partner wie , ale jak mu się czasem przyglądam to czasami mam wrażenie , że guzik go to interesuje co ja myślę czy przeżywam . Któraś z was pisała o ucieczce , "Wianiu" :mrgreen: Szczerze to miewałam takie chwile nie raz nie dwa , ostatnio wróciły , wracają częściej . Wraca też tęsknota za utopijnymi marzeniami , które albo się nie spełnią albo spaliły na panewce już dawno temu , a ja nadal do nich wracam .

 

Eh ... idę się zrelaksować :mrgreen: Wszystkim życzę również spokojnego , miłego dnia .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kachek27, u mnie od jakichś 2 miesięcy jest z tym ciężko. Może to też przez stany depresyjne w które popadłam. Potraciłam kilka znajomości. Przedtem było lepiej. Chociaż zdarzało się, że miewałam jakieś opory. To też zależy o jakie wyjście chodzi, gdzie, z kim. Właśnie często sprawiało mi trudność wyjście gdzieś z partnerem np do jego znajomych, czułam się dziwnie obco, napięta. Jeśli już najgorzej jest przed samym wyjściem. Jak się już zmuszę potem stopniowo mija, chociaż też nie zawsze. Ale robię to co Ty zmuszam się, chociaż nie zawsze mam na to siłę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam , tak czytam co tu piszecie i widzę , że mamy wspólne problemy . Ja bardzo lubię przebywać między ludźmi , a przynajmniej poza domem . Ale często sprawia mi to wielką trudność . To wyjście z domu , analizuję każdą sytuację jaka może mi się przydarzyć , jednak gdy już się na to odważę wszystko pomału mija.

 

Jeśli chodzi o jakieś dolegliwości to mam to samo co buu często gdy rano wstaje muszę gdzieś wyjść i nie tylko wtedy , ale także przy jakiejś stresującej sytuacji rośnie mi puls , pojawia się ból brzuch , mdłości i o tętnie nie wspomnę ale to już od nie dawna .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, moi bliscy wiedzą, że choruję na nerwicę, ale nie próbują mnie zrozumieć. Nie chcą wysłuchać, nie chcą nic więcej się dowiedzieć o tej chorobie. Szczególnie boli to ze strony osoby, z którą jestem od 12 lat. Ostatnio się między nami wiele psuje, również przez moją chorobę, a jednak jeśli próbuję coś wytłumaczyć to przesadzam, albo muszę wziąć się w garść. W takich chwilach odechciewa się życia. Jestem ze swoją chorobą zupełnie sama, choć otoczona ludźmi. Czasem wydaje mi się, że sobie poradzę, że jestem już silna, a potem... jakieś słowo, gest i wszystko wraca ze zdwojoną siłą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alexandra74

Witaj. Większość ludzi tutaj ma podobne problemy co ty. Problemy z bliskimi. Niestety większość bliskich gdy dowiaduje się o nasze chorobie, to po prostu umywa ręce. Dla ludzi z poza świata nerwicy jest ona po prostu niezrozumiała. Mówią ,,weź jakieś tabletki uspokajające i nie marudź". A dla nas jest to coś najgorszego co może być. Ale jak już pisałem to wynika tylko i wyłącznie z niezrozumienia choroby, z niechęci innych do jej poznania.Mamy wrażenie że zostaliśmy sami na świecie. Od innych oczekujemy pomocy, ale tak na prawdę oni tylko mogą nam udzielić wsparcia, a nie pomocy, niestety pomóc to możemy tylko i wyłącznie sobie sami....

 

Witam wszystkich

U mnie ostatnio to w zasadzie nic szczególnego.Praca, dom i jak zwykle uczucie takiego bezsensu w życiu. Po prostu dzień za dniem i nic więcej, aż się zbiera na wymioty od tej nudy...

Byłem ostatnio u mojego psychologa, powiedziałem mu że ostatnio mnie łapie jakaś deprecha, a on na to wytłumaczył mi jakie są prawdziwe objawy depresji, i że przesadzam. Powiedział mi że już nie mam nerwicy, i że bardzo się z nią zżyłem. Nie wiem, może faktycznie sobie to wszystko wkręcam.....

 

-- 23 cze 2011, 12:11 --

 

BUU

A o co chodzi z tym kryzysem? Gorsze dni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję. Cóż, nie oczekuję pomocy, tylko zrozumienia dla moich stanów. Że nie jest to tylko mój wymysł i kaprys. Że mówienie - weź się w garść, działa odwrotnie. Dojrzałam do tego, żeby walczyć o siebie. Ale bliscy są mi do tego potrzebni choćby po to, żeby nie przeszkadzali.

Pozdrawiam Wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem ostatnio u mojego psychologa, powiedziałem mu że ostatnio mnie łapie jakaś deprecha, a on na to wytłumaczył mi jakie są prawdziwe objawy depresji, i że przesadzam. Powiedział mi że już nie mam nerwicy, i że bardzo się z nią zżyłem. Nie wiem, może faktycznie sobie to wszystko wkręcam.....

Jesteś z nią zżyty, ale już jej nie masz? Nie rozumiem.. Stwierdził, że wyzdrowiałeś, na jakiej podstawie?

To terapia czy takie 'zwykłe' spotkania z psychologiem?

 

BUU

A o co chodzi z tym kryzysem? Gorsze dni?

Tak. Siedzę sobie siedzę i nagle wybucham płaczem. Już się nie łapię. Totalny bezsens i pustka:(

Dziś znów dzwoniłam do kolejnej sprawdzonej przychodni, nic nieobiecujący termin na konsultacje: połowa sierpnia. Pięknie:(

Wszyscy teraz wyjeżdżają, mają urlopy.. A ja tak bardzo chcę coś zrobić, coś zacząć, ruszyć w jakikolwiek sposób. Potrzebuję tego.

Postanowiłam podchodzić do życia bardziej empirycznie. Cholera ciężko. Co chwila wkradają się czarne myśli, serce wali, oddech się spłyca i od nowa.

Kiedyś byłam taka spontaniczna, odważna, barwna.

 

P.S. A i zapomniałabym spytać jak tam sprawa z wyjazdem, wiadomo już coś? ;)

 

Alexandra74, tak, pierwszym krokiem jest komunikat dla innych. Podkreślenie waszej bliskości i nawiązanie między innymi z tego powodu do potrzeby wsparcia. Nie zrozumienia, wzięcia ciężaru, ale właśnie wsparcia. Wzajemnego. I czekać na odpowiedź zwrotną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, moi bliscy wiedzą, że choruję na nerwicę, ale nie próbują mnie zrozumieć. Nie chcą wysłuchać, nie chcą nic więcej się dowiedzieć o tej chorobie. Szczególnie boli to ze strony osoby, z którą jestem od 12 lat. Ostatnio się między nami wiele psuje, również przez moją chorobę, a jednak jeśli próbuję coś wytłumaczyć to przesadzam, albo muszę wziąć się w garść. W takich chwilach odechciewa się życia. Jestem ze swoją chorobą zupełnie sama, choć otoczona ludźmi. Czasem wydaje mi się, że sobie poradzę, że jestem już silna, a potem... jakieś słowo, gest i wszystko wraca ze zdwojoną siłą.

 

Jestem w podobnej sytuacji....jestem sama...z tym ze ja zrobiłam chyba błąd bo nikomu nie mówie ze sie leczę... :(

uwazają ze mam zły charakter jestem rozchisteryzowana lub agresywna...słysze weź sie w garsć bo dzieciom szkodzisz....to łykam leki i wszyscy sie ciesza ze sie wzięłam w garsć...moj mąż potrafi powiedziec w towarzystwie moja zona wariatka ma cała apteke psychotropów w w domu...choc nic nie widzi bo wszytsko chowam...po latach nie mam juz ochoty na jego wsparcie na jego zrozumienie na niego....to tylko pogłębia moje depresje i jest coraz gorzej :( nie widze juz wyjscia z tego zaklętego kręgu, nerwic wszelkiego rodzaju, depresji i dysfunkcji mnie całej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×