Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.II


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

rober6666, Pamiętasz jak trąbiłam na temat terapii?

 

Monika1974, ja jednak obstaje przy swoim. Skopane dziecinstwo owszem, to jest wspolny mianownik, ale ja uwazam, ze byl to po prostu zapalnik powstania choroby (poza czynnikami genetycznymi oczywiscie) i pracowanie nad "wybaczaczaniem sobie i innym" do niczego nie prowadzi. Co ja mam sobie wybaczac? Ze wzywalem milicje, jak ten sk.... bil matke? Raczej sie za to chwale, ze bedac tak malym dzieciakiem potrafilem odpowiednio zareagowac. A on? Niech sczeznie w piekle!

Co u mnie- nadchodza leki od roznych przyjaciol, od wczoraj dzieki Wioli zaczalem brac znowu stabilizator nastroju, do tego na wieczór Ketrel i rabo Abilify, Abilify to jest cud a nie lek. Poraz trzeci totalnie odmienil mnie a przez to moje zycie! I pomyslec, ze gdyby nie natychmiastowa reakcja przyjaciol, juz by mnie nie bylo...Dzisiaj nawet wariowalem z malym synkiem brata, poraz pierwszy w ogole od wyjazdu z Polski. No po prostu nie moge sie nadziwic, jak jedna malenka tableteczka, i to neuroleptyk w dodatku, potrafi odmienic zycie. I nawet nie biore Paroxetyny, bo nie mam juz od 4 dni. A bralem przez 7 miesiecy i musialem niestety odstawic z dnia na dzien bo nie bylo wyjscia.

A co u Was?

Wiesz dlaczego mieliśmy skopane dzieciństwo? Myślałem, że jesteś na tyle inteligentny, aby samemu do tego dojść. Nasz rodzić albo już był chory na czad albo był tego bliski. Wtedy nie było tylu lekarzy psychiatrów. Zresztą kto by do nich szedł? Lekarstwem była wódka, która w połączeniu nawet z początkami czad dawała makabryczne skutki. Rafał ja do własnego Ojca skoczyłem z nożem w wieku 12 lat broniąc Matki. Rano ojciec mnie i matkę przepraszał, ale były to jakieś zaczątki czadu.Ja do tej pory nie piję alkoholu, ponieważ nie wiem do końca jak będę się zachowywał, po zerwaniu się tzw. filmu. Wtedy każda faza jest możliwa. Szczególnie agresja. Niepotrzebna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rambo trafil w sedno sprawy.Moja babka ze strony ojca miala powazne problemy z psychika (chad lub schiza).Najpierw unikal tematu ale jak zaczalem sie dopytywac wszystko wyszlo i dopiero wtedy sie przyznal.On sam przez lata "leczyl sie" jak Rambo wspomnial - alkoholem a moj wujek (brat ojca) mial takze nerwice czy depre.U mnie prawdziwa jazda zaczela sie jak mialem ok 12-13 lat (problemy w szkole podstawowej a pozniej jego picie gdy bylem w sredniej).Do tego moje problemy ze zdrowiem i wyszlo jak wyszlo.

W tej chwili ojciec nie pije od ok 7 lat i wszystko sie ulozylo.Niestety moj stan pomimo iz w domu jest w miare ok jest daleki od normalnosci.

 

Ale zeby nie bylo negatywnie.Ka-Po milego wypadu zycze i dobrze ze u Ciebie lepiej.

Ja rowniez wybywam tyle tylko ze na rower z kumplem.Planujemy zrobic do wieczora ok 60-80km jak sie uda a wieczorkiem impreza w gronie znajomych.Musze tylko podtrzymac dobra faze i niewazne czy to bedzie benzo czy cos innego.Zaczelo sie pozytywnie i mam nadzieje ze przynajmniej do jutra samopoczucie sie utrzyma.

 

Miniaa trzymaj sie jakos.

 

Pozdrowki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie pełna remisja choroby. Mam czad z przewagą depresji. Manii nie miałem nigdy, tylko hipomanię. Pracuję już czwarty miesiąc po przebrnięciu przeez ubiegłoroczną depresję. Myślałem, że jak zwykle gdy pracuje zaczne wpadać w hipomanię. Na razie nic takiego się nie dzieje.

Odmówiłem awansu w pracy z obawy aby nie wpaść w hipo.

Uwielbiam ten stan, ale wiem też, że nieuchronnie przyjdzie po nim depresja. Im dłużej będzie trwała remisja, tym dłużej hipomania. Cykl ten może u mnie trwać kilka lat.

Na depresję mam sposoby, w najgorszym razie pójdę do szpitala.

Myślę jednak, że mi to nie grozi. Chodzę regularnie do psychiatry prywatnie (ordynatorka oddziału na którym leżałem). W ten sposób zabezpieczam się na przyszłość, gdybym musiał zawitać w szpitalu.

Wiecie jakie to przyjemne uczucie być zdrowym? Kiedyś będąc młodym potrafiłem bez lekarstw przetrzymać depresję, teraz nie ma na to żadnych szans.

 

 

Kochana Kasiu trzymaj się i nie poddawaj. Nie wiem co Ci doradzić. Mój czad jest inny i prostszy - nie mam tak szybkich zmian faz choroby.

Pozdrawiam również obydwu Rafałów. Trzymajcie się chłopcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim około trzydziestu. Po prostu nie chodziłem do psychiatrów. Potrafiłem przetrzymać lecząc się alkoholem i chudnąc w tym czasie strasznie.

Nie chce mi się nawet wspominać tego okresu. Był straszny. Doprowadziło mnie to do próby samobójczej. W Rybniku stwierdzili u mnie czad, który z upływem lat niestety pogłębia się. Moje całe zachowanie i czyny skierowane są na to, aby wpaść w hipomanię.

Pieniędzy mam na tyle, że nie muszę pracować. Niestety każda taka próba niepracowania i stabilizacja mojego życia, kończy się depresją lub subdepresją.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początku dziękuję Rambo123 za normalną i na temat kontynuację dyskusji.

U mnie CHAD zdiagnozowali jakieś 1,5 roku od zachorowania.

Najśmieszniejsze jest to, , że wcześniej doktorek z oddziału na którym jestem { na szczęście go juz tu nie ma } wrzucał we mnie rozmaite SSRI od których świrowałem. Gdy mówiłem, że po lekach jest jeszcze gorzej, wściekł sie i powiedział , że mi żadne nie sa potrzebne, gdyż jestem zdrowy.

.....a 3 miechy po szpitalu pierwsza mania lub hipomania...

Dobrze , że go tu teraz juz nie ma, bo chyba odmówiłbym zgody, na to, aby on był moim lekarzem prowadzącym.....Po co ma leczyć zdrowego?

Czuję się średnio.

Czyli zwyczajnie , tak jak od kilku lat

Pozdrawiam

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie ponownie.

Byłam u drugiego lekarza. Rozmawiałam z nim prawie godzinę. W głębi ducha miałam nadzieję, że powie: "Proszę nie panikować, to żadna chad, po prostu miała pani trudne dzieciństwo, proszę kontynuować terapię" i tyle. Ale oczywiście tak się nie stało.

Na początek zlecił mi eeg i zapisał Seronil i Chlorprothixen. Powiedział, że gdybym mimo leku nie mogła spać w nocy albo miała wzmożoną aktywność, mam do niego natychmiast dzwonić. Więc jednak będę diagnozowana pod kątem chad.

No i tyle w sumie..

Jestem przybita. Ale moja dewiza brzmi: "To przejściowe" ;)

Pozdrawiam wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj czytając przepiękną książkę znalazłam ważny cytat dla nas, wyciągnięty z kontekstu troszkę, zupełnie do czegoś innego się odnosił, ale ja odniosłam go do nas:

Kiedy mówię "w górze" lub "w dole", jest to twierdzenie, które już domaga się wyjaśnienia, gdyż "w górze" i "w dole" istnieją tylko w myśli, tylko w abstrakcji. Sam świat nie zna żadnego "w górze" i "w dole".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie was wszystkich znalazlem to forum i jesli nie macie nic przeciwko to napisze rowniez cos o swoim CHADKU...

 

tak wiec od okolo roku stwierdzono u mnie CHAD, mialem dosyc silny epizod maniakalny wygladal on tak ze mialem strasznie wiele pomyslow na wszystko praktycznie, i strasznie dazylem do realizacji oczywiscie nie wszystko bylo takie proste jakby sie wydalwalo ale ja tak twierdzilem bynajmniej, nawet na czesc rzeczy wzialem kredyt... trafilem do szpitala na 3 tyg azeby mnie wyregulowali, na poczatek oczywiscie w pasy i haloperidol czy jak to sie pisze i pozniej jakies inne prochy. Po wyjsciu ze szpitala zostalem na depakine 500 rano jedna i wieczorem jedna oraz ketrel 25mg wieczorem x 1. Powiem wam ze przytylem przez to wszystko ponad 10 kg w czasie zimy czulem sie jak niedzwiadek... spalem calymi dniami doslownie. Ogolnie po tych tabletach czuje sie w miare ok, pozatym ze jest sie czlowiekowi ciezko skupic na czymkolwiek, najchetniej by sie przespalo cale zycie bo we snie czlowiek czuje sie bezpiecznie.

Ostatnimi czasy zaczalem poglebiac swoja wiedze na temat mojej dolegliwosci i sporo opinii wyczytalem, ze bardzo maly % ludzi zdrowieje calkowicie i nie musi brac tablet juz wiecej... do tego ludzie potrafia byc ogromnie uciazliwi dla swoich rodzin oraz zon czy tez mezow w pozniejszym stadium choroby przy kolejnych nawrotach. Stad zadaje sobie pytanie jak to bedzie nie chcialbym byc kula u nogi dla swojej rodziny cholera :/ i mam wiele obaw co do zwiazku z kobieta :( nie ma sensu zebym sie wiazal a pozniej nie daj Bog sie rodzina ze mna meczyla...

 

 

Pozdrawiam was serdecznie 3majcie sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chadowy chadowiec jak masz dobrze ustawione leki i nie podkręcasz sobie dodatkowo nastroju remisja może trwać parę lat. Ja miałem tak,że przez siedem lat był względny spokój czyli drobne hipo i depresja około miesiąca w roku czyli prawie miodzio :D . Dwa lata temu coś się spierdaczyło i nie było tak sympatycznie :hide: . Chciałem to przetrzymać i to był błąd bo niepotrzebnie się męczyłem-mogło nie być różowo. Pogadałem szczerze z Doktorem, nastąpiła korekta leków i wyszedłem bardzo szybciutko. Teraz jest OK i ... zobaczymy co będzie dalej. Waplo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma sie czego bac.IMO jezeli zostalo sie prawidlowo zdiagnozowanym w dosc krotkim czasie,to tylko moga wyniknac z tego pozytywy.Sama diagnoza przy zaburzeniach psychicznych tak na prawde ma na celu okreslenie schematu leczenia.Jezeli bedzie on szybko wzdrozony w zycie to stan chorego moze sie na prawde szybko poprawic.

 

U mnie przełomem byla wlasciwa diagnoza.Moze nie jest rozowo,ale na obecnym zestawie lekow moge jakos funkcjonowac co np kilka lat temu przeychodzilo mi z ogromna trudnoscia.

Martwi mnie jedynie uzaleznienie od benzo.Nie zwiekszam dawek ale tez nie moge zejsc w dol.

Jezeli koniecznie trzeba bedzie to w zimie bede sie staral zchodzic.Jak nie w domu to na oddziale.Najchetniej zostalbym jednak na podtrzymujacej abym nie musial przechodzic tego piekla po raz kolejny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

U mnie dół.

Nieodłączna i raczej bardzo przeważająca część choroby.

Szlag by trafił.

Te wszystkie kolorowe pastylki, o których pewnie lekarze nawet wiedzą , że mało co dają wogóle się nie sprawdzają.

Ale tak sobie myślę-jak ja mam sie czuć, skoro za płotem szpitala czekają na mnie demony problemów tak wielkich, że nawet w pełni zdrowego człowieka mogłyby rozszarpać na strzępy i szybciutko wyekspediować z załamaniem nerwowym lub chorobą psychiczna do psychiatryka??

Ja wiem , że one się czają i ostrzą sobie zęby na mnie, czasami, nawet pod postacią milicji, która bardzo często wjeżdża na teren szpitala , co zważywszy na ostatnie czasy ma prawo mnie niepokoić....

Stres , stres i stres.

Kiedy ja od niego odpocznę?

Męczy mnie juz ten szpital. Mam świadomośc, że każdy przeżyty dzień tutaj odbiera mi jeden dzień z życia , jakie mi pozostało , a może byc ich juz niewiele.

Czas wnet wychodzić stąd.

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę, bo mam do Was ważne pytanie:

Czy bez trudności informujecie otoczenie o swojej chorobie? Ja mam wątpliwości, czy podzielić się tym "newsem" z rodziną. Wie tylko moja najukochańsza siostra. Wie mąż i przyjaciele. Reszta.. wolałabym, żeby nie wiedziała. Jak z tym u Was jest?

 

Nie ogarniam...

Byłam parę tygodni temu w Krakowie (sprawy służbowe) i tradycyjnie spotkałam się z przyjaciółką, która tam mieszka. Opowiadamy sobie o różnych rzeczach, zawodowych, prywatnych, zmartwiła się tymi moimi fiksami w głowie, sama opowiedziała o swoich i na koniec dorzuciła pointę w postaci znanego wszystkim dowcipu, który pozwalam sobie zacytować:

"Dwa koty idą przez pustynię i jeden mówi do drugiego: Ech, stary, normalnie nie ogarniam tej kuwety!!"

 

Ja właśnie ostatnio "nie ogarniam kuwety" i wszystkim, którzy też nie ogarniają, życzę szybkiej stabilizacji.

 

Zawalona pracą, terminami, odkładam wszystko na "za chwilę", "jutro", "pojutrze", "W przyszłym tygodniu to już na pewno", tracę przyjaciół, klientów, zaufanie męża i syna, zadręczam się niepospłacanymi ratami i - mimo nawarstwienia tej góry problemów - nie potrafię się zmobilizować do pracy. Porobię trzy - cztery godziny i jestem wykończona... Kiedy to się skończy?....

Biorę nowe leki od kilku dni i - póki co - nic się nie zmieniło. Wiem, że potrzeba czasu. Ale ja nie mam czasu. Powinnam siedzieć w pracowni i zasuwać po 10 h na dobę co najmniej, żeby się powyrabiać na zakrętach. Ale nie mam siły. Koszmar, który mnie dopadł, nie kończy się wraz z dzwonkiem budzika...

Trzymajcie się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

skalamax mam idealnie to samo tyle tylko ze ja nie mam az tylu obowiazkow na glowie.Planuje sobie cos i przewaznie tego nie realizuje dalej stojac w miejscu i odkladajac do "jutra".Czym wiecej odkladam tym gorzej sie z tym czuje i koło sie zamyka.Rodzina wie o mojej chorobie ale uwazaja ze "przesadzam" i moze tlumacze sie bo jestem leniwy.

 

Co do mojej choroby,to nie rozpowiadam tego dookola.Wie tylko moja rodzina i jeden moj kumpel.Większosc znajomych dawno sie poobrazała.Jak probuje wyjasnic,to nie przyjmuja do wiadomosci traktujac to co mówie jako głupią wymówke.Generalnie to ostatnio przestalem sie nawet tlumaczyc,bo jak sie okazuje wiekszosc "przyjaciol" to ograniczone osoby nie wyrazajace nawet checi zrozumienia.

Mam kilku kumpli,ktorzy mi zostali i wiem ze moge na nich polegac.Reszcie fikcyjnych przyjaciol po kolei dziekuje za znajomosc (albo oni mnie).

 

Poza tym jest pewna czesc osob (ograniczonych+złośliwych) ktore w obliczu takiego wyznania moga probowac pozniej to wykorzystac przeciwko nam wiec zanim cos powiemy warto sie dwa razy zastanowic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tydzień temu dowiedziałam się, że mąż mojej przyjaciółki uważa, że ja nie jestem chora, tylko wymyśliłam to sobie.

 

Hehe skad ja znam to zachowanie :smile: .W pracy uwazaja mnie za "poukladanego" goscia ktory ma glowe na karku.Spokojnego ale w razie W pewnego siebie i potrafiacego postawic na swoim (ehhh te moje zdolnosci aktorskie ;) ).Szczerze,to tez sie nie przejmuje co o mnie mysla inni dopoki nie zaczna sie zachowywac natarczywie (ale docinki na temat mojej choroby nie zdarzyly mi sie jeszcze nigdy).

 

Dobrze ze lepiej u Ciebie.Moze w Twoim przypadku psychoterapia zda egzamin wiec pewnie trzeba sie tego trzymac.Oby bylo coraz lepiej.

 

Powodzonka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę, bo mam do Was ważne pytanie:

Czy bez trudności informujecie otoczenie o swojej chorobie? Ja mam wątpliwości, czy podzielić się tym "newsem" z rodziną. Wie tylko moja najukochańsza siostra. Wie mąż i przyjaciele. Reszta.. wolałabym, żeby nie wiedziała. Jak z tym u Was jest?

 

Nie ogarniam...

Byłam parę tygodni temu w Krakowie (sprawy służbowe) i tradycyjnie spotkałam się z przyjaciółką, która tam mieszka. Opowiadamy sobie o różnych rzeczach, zawodowych, prywatnych, zmartwiła się tymi moimi fiksami w głowie, sama opowiedziała o swoich i na koniec dorzuciła pointę w postaci znanego wszystkim dowcipu, który pozwalam sobie zacytować:

"Dwa koty idą przez pustynię i jeden mówi do drugiego: Ech, stary, normalnie nie ogarniam tej kuwety!!"

 

Ja właśnie ostatnio "nie ogarniam kuwety" i wszystkim, którzy też nie ogarniają, życzę szybkiej stabilizacji.

 

Zawalona pracą, terminami, odkładam wszystko na "za chwilę", "jutro", "pojutrze", "W przyszłym tygodniu to już na pewno", tracę przyjaciół, klientów, zaufanie męża i syna, zadręczam się niepospłacanymi ratami i - mimo nawarstwienia tej góry problemów - nie potrafię się zmobilizować do pracy. Porobię trzy - cztery godziny i jestem wykończona... Kiedy to się skończy?....

Biorę nowe leki od kilku dni i - póki co - nic się nie zmieniło. Wiem, że potrzeba czasu. Ale ja nie mam czasu. Powinnam siedzieć w pracowni i zasuwać po 10 h na dobę co najmniej, żeby się powyrabiać na zakrętach. Ale nie mam siły. Koszmar, który mnie dopadł, nie kończy się wraz z dzwonkiem budzika...

Trzymajcie się.

 

 

 

 

 

 

To o czym piszesz często towarzyszy naszej chorobie a nazywa się prokrastynacja. Odkładanie spraw na póżniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Jestem w kukułczym gnieździe juz prawie 4 tygodnie.....

W końcu zacząłem mieć częsty kontakt z terapeutką, która w dodatku zna i poważa moja "wolnościową" terapeutkę z Instytutu Ericksona. Baaaa, ta moja szpitalna nawet się szkoli w terapii ericksonowskiej właśnie w Katowicach, celem uzyskania certyfikatu.

Dużo mi dają sesje z Nią. Bardzo dużo.

Pokazała mi kilka tricków, dzięki którym uwierzyłem, że pod przykrywka derealizacji naprawdę jestem dalej bystry i mam rzutki umysł z niezłą pamięcią....

Ale.....ja juz czuję nieodpartą chęc powrotu do domu.

W poniedziałek będe o tym rozmawiał i obstawał przy swoim.

Ja od listopada zeszłego roku w domu z Synkiem i Żona byłem raptem 40-50 dni....a mamy połowę czerwca...

Wszyscy, a głównie ja ,są tym stanem rzeczy juz zmęczeni

Ka_Po

Mi osobiście nie podoba sie ten Twój oddział z tego co słyszę.

Przypomina mi moj pobyt na dziennym, gdzie ordynator-chyba kretyn- stwierdził , że żadne leki nie sa mi potrzebne,hehehe....a po kilku tygodniach miałem piękną hipomanię i faktycznie juz wtedy żadne leki nie były mi potrzebne hehehehehe , aż do momentu kiedy spadłem na ryj....

Pozdrawiam

Robert

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm calkiem fajne podejscie.

Ka-Po na jakim oddziale jestes ze tak fajnie tam macie?Dobrze ze jakos dajesz rade.Trzymam kciuki!

 

 

Mnie zaczynaja draznic typowe problemy zwyklych smiertelnikow.Jestem na etapie oswajania sie z mysla swojej kruchej egzystencji.Co to wogole oznacza "byc zdrowym" ?

Jak dlugo jestesmy w stanie "odraczać" swoją egzekucje,ktora i tak kiedys musi nastąpić?

Ogarnia mnie obojetnosc a sprawy fizycznej egzystencji i problemy ludzi twardo stąpających na ziemi z kazdym dniem wydaja mi sie coraz bardziej smieszne.

 

Bylem dzisiaj na miescie i grupa malolatow robila zadyme i prała jak popadlo po kolei klientow.Wkur.rwia mnie takie zachowanie.Zlali kilku kolesi dla zasady.Szkoda ze nie bylem w gronie znajomych i szkoda ze pilem alkohol,ktory wydluza czas reakcji i robi ze mnie jeszcze wiekszego debila niz jestem w rzeczywistosci.

Jakiej "rzeczywistosci",co ja mowie?Projekcji mojego chorego mózgu,ktora z rzeczywistoscia nie ma nic wspolnego!

 

BTW mam nadzieje ze nasz dobry kolega espirit dostal dluzszego bana i szybko nie wroci.

Po ostatnich zajsciach odrzuca mnie od tego forum.Sa tutaj dobrzy i wartosciowi ludzie ale jak widac niektorym po prostu odbiło całkowicie co zniecheca do pisania.

 

Nie zebym sie obawial czegos lub kogos,ale wyzywanie innych i umawianie sie na "ustawki" to jakas abstrakcja.

 

Niektorzy pomylili to forum z forum dla dresow i kiboli,ktorzy przez swoje "dokonania" i "osiągniecia" probuja sie jakos dowartosciowac.

 

Z drugiej strony to dobrze,ze poznalo sie ludzi z tej innej,"prawdziwej" strony.

 

Dobrze ze admini czuwaja nas sprawa i banują osoby,ktore tolują.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×