Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja depresja/historia/objawy


neurosis78

Rekomendowane odpowiedzi

Chyba nadszedł ten moment, a w zasadzie nigdy o nim nie myslalam....nie myslałam że tak bedzie,nigdy nie zakładałam na forum swoich tematów ....no chyba że w off-topicu.

W zasadzie to bardzo trudno pisac mi o sobie....bo ja taka dziwna jestem że zawsze uwazam ze jestem :" na ostatnim miejscu".

Ok,taka jestem ,mnie to nie przeszkadza...

Cholera ,pewnie ten temet usuniety zostanie,ale nie chce mi sie nawet szukac..

Mam problem i tyle,a polega on na braku wiary we własne siły,mozliwości..

Tylko dlaczego cholera słysze wiecznie:(od męża--ach co bedę sciemniac,pije :? )Ty jestes debilem ,nic w życiu nie osiagnęłaś,masz tylko to forum ( a nie ma o nim zielonego pojecia).....zawsze najgorsza......za co??? :cry:

Za to że urodziłam mu syna?za to że przez 10 lat jestem przykładną żoną i matką?Za to że starałam się ze wszystkich sił?

Kurcze jak to boli........

Przestałam wierzyc we wszystko...w swoje wyleczenie,w szczęscie,w siebie..

Nie pisze tego dlatego by ktoś mi wspólczół,nie,pisze aby to z siebie wyrzucic...jest mi teraz tak bardzo cięzko...........

Pewnie wielu z Was zmieni o mnie zdanie ,ale ja juz taka jestem -szczera do bólu......no poprostu debil ,który nie zastanawia sie co pisze....

Tak słysze na codzień i tak juz zostanie....

Nie umiem sobie juz radzic,zawsze chce byc dla wszystkich kumplem,tak ,nawet mąz nie traktuje mnie jak żonę a raczej jako kumpla,bo zawsze kurcze staram sie nim byc.....

Jesssu ,chyba naprawde jestem walnięta...tak mowią moi znajomi(Aga Ty jestes za dobra),ale ja nie umiem inaczej ,no poprostu nie umiem.........

Boje sie bardzo wszystkiego ,zycie mi sie p******i,ie mialam deprechy nigdy ,ale teraz chyba to własnie nadchodzi.....

Tak bardzo sie boję..

Mam w glowie metlik ,niewiem co zrobic ze soba,jestem uzalezniona od faceta który mnie nie szanuje,a na wszystko patrzy mój synek :cry:

Gdyby nie ta "choroba",mysle że byłoby inaczej////ale ona jest.

Duzo by pisac...

I tak juz nieźle się pożaliłam ,ale czuję że tu własne mogę...

Pozdrawiam..

[/img]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gusiu weź się wkońcu w garść. Mąż pewnie Cię kocha ale także jest mu ciężko skoro swoje smutki topi w butelce. Wkońcu każdy człowiek ma swoją granicę wytrzymałości. Trzeba mu wybaczyć, a te ciągle wracające słowa to natręctwo. Wiesz za tydzień będę w pobliżu to zajdę do Ciebie i Cię wyciągnę z chaty. Bez względu na to czy tego chcesz czy nie i skoczymy to Twojego mężunia (jego miejsca pracy) ... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gusia, miałam wrażenie, że czytam o sobie. Odkąd pamiętam ciągle słyszałam same złe rzeczy na swój temat. Zawsze byłam ta najgorsza, nieudacznica, wredota, wszystko co złe zawsze było przeze mnie. Tak przez wiele lat wmawiali mi moi najbliźsi. No i uwierzyłam w to. Byłam święcie przekonana, że nic mi się nie należy, że nic w życiu nie osiągnę, że powinno było się mnie uśpić zaraz po urodzeniu. Męczyłam się tak przez wiele lat.

Ale to już minęło. Wiem, że taka nie jestem. Potrafię się obronić. Potrafię powiedzieć NIE. Ale do tego potrzebna mi była terapia i wsparcie męża. No właśnie. Twój mąż musi mieć wielki problem ze sobą, skoro tak Cię traktuje. Powinniście razem iść na terapię. Wiem, że to się łatwo mówi, ale nie możesz pozwolić by to trwało nadal. Jeśli on Cię kocha, jeśli mu na tobie zależy to powinien się zgodzić. Jeśli nie, to musisz się od niego uwolnić. Cięzko jest podejmować takie decyzje ale jeszcze gorzej jest żyć w takim związku. Twój mąż znęca się nad Tobą. To jest przemoc, dręczenie psychiczne. Musisz coś z tym zrobić póki jest jeszcze w Tobie choć troszkę tej osoby, która wie, że coś jest nie tak. Walcz, bo jak przestaniesz walczyć to zginiesz. Nie jesteś taka jak mówi Twój mąż, nie wierz mu i broń się przed tym z całych sił. Musi Ci się udać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gusiu - strasznie przykro że Cię takie coś spotyka. Tyle Twoich postów przeczytałam i tyle razy Twoje słowa mi pomogły, że nie mozesz być debilem. Jesteś świetną kobitką - szkoda że Twój mąż Cię nie docenia.

Nie daj sobie wmowić, że jesteś nic nie warta.

Zawsze byłam ta najgorsza, nieudacznica, wredota, wszystko co złe zawsze było przeze mnie. Tak przez wiele lat wmawiali mi moi najbliźsi. No i uwierzyłam w to.

niestety to tak jak u mnie.

Ehh, znowu zapomniałam co mam napisać :(

To napisze tylko, że mam ogromną nadzieję, że będzie lepiej i że się nie poddasz i będziesz walczyć. TRZYMAJ SIĘ!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maiev ma racje jak bys byla debilem to bys nie pisala tak swietnie i nie doradzala ludziom, nie mysl tak o sobie nigdy!ja tez mam problem z tym ze zawsze w zwiazkach to ja jestem tym kozlem ofiarnym, zawsze wszystko jest przezemnie, i tak sobie to wmowilem ze przez 2 lata nie dopuszczam mysli , ze moge byc z kims!! wiesz ale zauwazylem jedno jak bedziesz sie sama dowartosciowywac mowic sobie , ze wcale tak nie jest, nie jestem debilem jestem swietna kobita, i jestem z siebie dumna za to kim jestem -ludzie tez benda Cie tak odbierac!nie daj o sobie tak mowic swojemu mezowi- powiedz kurwa mam juz dosc!Powiedziec ci szczeze bardzo cenie sobie twoje posty! :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie?Rano wstałam i naprawdę byłąm w szoku że ktoś odpowiedział na mój post.DZiękuję WAm z całego serca,jesteście kochani.

Malcolm,troszkę solidarnośc męską widac w tym co piszesz,ale to chyba normalne ;)

Wiesz za tydzień będę w pobliżu to zajdę do Ciebie i Cię wyciągnę z chaty.

Dobrze wiesz że jest to niemożliwe....

Lusi,świetnie napisane-wielkie dzięki :P

Widzisz?Ja również potrafię mówic -NIE-ale kurcze....no w tej sytuacji niebardzo... :?

 

To jest przemoc, dręczenie psychiczne.

Wielokrotnie słyszałam:"I tak Cie psychicznie zniszczę"

Jesli chodzi o terapie..hmm,miałam zalecona przez psychologa(rodzinną),wynikająca ze złej komunikacji z małżonkiem właśnie.

Zostałam wyśmiana,poza tym usłyszałam że poszłam się pożalic do psychologa....co mnie smieszy ,bo naprawde na jego temat nie bylo prawie NIC.Tak jak pisałam ,zawsze winie za wszystko siebie,więc dlaczego miałabym mówic o Nim???

maiev

Tyle Twoich postów przeczytałam i tyle razy Twoje słowa mi pomogły

Zawsze sie starałam ,i zawsze pisze szczerze-od serca...

Teraz tak sobie myslę że możecie pomyslec żę to wszystko wielka ściema-NIE :!: DZiękuję maiev

hyte,tak ,wiem że jesli sama nie bedę siebie szanowac,ludzie również będą mnie tak postrzegac...musze coś z tym zrobic.

Dzieki za ciepłe słowa.(acha,a ku**a mac mówię codziennie ,a nawet krzyczę ;) )Ja to jestem dopiero choleryk...mozliwe że trudno ze mną życ??? :?

Nawet nie wiecie jak bardzo jestem Wam wdzieczna za to wszystko co usłyszałam.

Glupio mi tylko od rana,bo w sumie to takie żalenie się,a ja bardzo nie lubię jak ktoś nade mną sie lituje...

No i co jeszcze?Źle sie czuję bo........obrobiłam d**ę swojemu facetowi :cry:

Nigdy tego nie robię...

No nic-stało się...ale mi lżej.

Bardzo bym tez chciała aby ON to przeczytał,niestety to niemożliwe.. :cry:

Pozdrawiam Was gorąco i jeszcze raż WIELKIE PODZIEKOWANIA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze sie starałam ,i zawsze pisze szczerze-od serca...

Teraz tak sobie myslę że możecie pomyslec żę to wszystko wielka ściema-NIE

Gusiu Wiem, że piszesz szczerze. Nigdy nie miałam wątpliwości.

Nie litujemy się nad Tobą, tylko próbujemy dodać Ci otuchy, żebyś zobaczyła że nie jesteś sama. :) pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielokrotnie słyszałam:"I tak Cie psychicznie zniszczę"

To juz przesada i to wielka. Jest potworny! ... Przepraszam ale inne, mniej drastyczne slowo nie przychodzi mi do glowy. Smutne jest to, ze gdy ma sie wielki wewnetrzny problem a sprawe pogarsza otoczenie nikt inny nie moze ustabilizowac/polepszyc nam otoczenia - tylko my. Jak to mowia "kazdy sobie rzepke skropie" ... czasem zdarza sie cud ale zazwyczaj jak my sami nic nie zmienimy to samo z siebie albo za sprawa czyjejs pomocy nic sie nie zmieni a w tym stanie mozna trwac i trwac ... smutne to jest Gusiu co piszesz :( Pamietaj, ze nadal Ty jestes panią swego losu i wbrew niektorym pozorom nadal mozesz bardzo ale to bardzo wiele!

Gusiu kazdy musi sie czasem wyzalic ... ludzka rzecz i niech Ci nie bedzie glupio nooo ;) No i wiesz mysle, ze kazdemu tu zalezy na Twoim szczesciu i kazdy ma nadzieje na jak najszybsza poprawe Twej sytuacji droga Gusiu.

Apropo debila - wszystko zalezy od punkt widzenia pojedynczego czlowieka. Mam kumpa na ktorego czasem mowia debil ale on to odbija "debil ale za to jaki fajny debil". Jest wielkim czlowiekiem z wielka dusza ale niktorzy poprosty tego nie dostrzegaja ... niestety tak czasem jest :( Tak wiec wszystko zalezy od pojedynczego punktu widzenia.

Pozdrawiam Cie goraco i zycze szybkiego wyprostowania sie drogi ktora kroczysz!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Plejady,dziekuję za słowa otuchy...

Naprawdę bardzo Dziękuję.

Wiecie co?NAwet nie zdajecie sobie sprawy z tego (a może zdajecie) jak takie czytane słowa potrafią podnieśc na duchu.

Jakoś bardzo dziś czułam się pewna siebie,mało wychodzę z domu przez ten lęk przed lękiem , ale dzisiaj....kurcze generalnie jestem z siebie dumna,łaziłam sobie wszedzie ,jakaś dziwnie szczęśliwa.

Oczywiscie w domku jak zawsze,kurde mialam się nie odzywac,ale co poradze na to jak nie potrafię???

Powiedziałam tylko-"Jesli będziesz gotowy na to by porozmawiac ,pamiętaj że możemy to zrobic zawsze".ECho........

Zobaczymy........

Dziekuje Wam kochani za to że jestescie.Naprawde nie wiem jak wyrazic swoją wdziecznosc..........

Pozdrawiam gusia

 

Ps.Najgorsze jest to że patrzę na niego i tak bardzo mi go szkoda...... :cry: Nie chodzi o alcohol,chodzi mi o to że ja nie umiem nienawidziec ,a chyba powinnam....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem Ci, żebyś go zostawiła, nie powiem Ci, żebyś z nim była. Powiem Ci, żebyś przez 10 minut przez tydzień nie robiła nic innego jak patrzyła w lustro. Jak masz taką możliwość to zamknij się w pokoju, wyłącz radio i telewizor i patrz w lustro. Jeżeli nie możesz wytrzymać 10 minut, to patrz przez 5, 2, nawet minute. Z czasem zaczeniesz sie zastanawiać, przyjdą jeszcze gorsze myśli, wtedy spróbuj uśmiechnąć się do swojego odbicia. Mi to kiedyś pomagało, nie na długo, ale...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dodam tylko kawałek tego co czuję i uważam, czytając Wasze wypowiedzi.

Jest się z osobą, przy której czujemy się pewnie, bezpiecznie, czujemy się kochani i akceptowani tacy jakimi jesteśmy, atrakcyjni (bo wygląd ma znaczenie:).Żeby nie wiadomo co się działo, ukochany/ukaochana będzie przy nas i odwrotnie. Z odwzajemnieniem. Pobieramy się lub nie, wedle uznania, by być szczęsliwymi.

 

Wniosek sam mi się nasuwa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio przeżywam kryzys swojego wnętrza, jestem bez pracy ale nie jest to problem ponieważ o prace jest łatwiej niż w roku 2002 mam z bezrobociem doświadczenie i nie pierwszy raz doświadczam upokorzenia związanego z brakiem pracy jak i z pracą u złego pracodawcy.

Obecnie kończe kurs prawa jazdy kat.B egzamin mam w styczniu nowego roku, i w sumie nie przejmuje się oblaniem egzaminu a raczej swoją reakcją na egzamin, nazwałbym to obawami.

Z odpornością na stres nie jest u mnie tak żle, wytrzymuję ale przeszkadza mi to pragnę do życia podchodzić bezstresowo być dobrym w tym co robie i co lubie robić i jednocześnie wykonywać wszystko co do mnie należy jak najlepiej ale bez stresu.

Z własnego doświadczenia wiem że każdy stres jest zły, nie dajcie sobie wmówić że stres dzieli się na ten pozytywny i negatywny, stres jest tylko jeden - to emocje i strach.

Człowiek bez stresu lepiej funkcjonuje, myśli twórczo i swobodnie, jest przyjażny dla otoczenia, miałem do czynienia z ludżmi zestresowanymi z których większość była zła.

Sam obecnie świadom że poszukuję pracy która mnie nie doprowadzi do depresji (wyzysk i niemiła atmosfera) odczuwam lęk przed przyszłością, nie patrze w przyszłość nawet nie śmiem patrzeć i nie śmiałem nigdy ponieważ terażniejszość była/jest absurdalna- człowiek się nie liczy.

Irytuje mnie to że ludzi którzy pragną pracować w dobrej atmosferze i nie chcą być wykorzystywani są zwymyślani od leserów i nierobów, a czy znalazło się określenie dla ludzi którzy dają się poniżać i pracują za najniższe stawki mimo iż mają czasem do wyboru lepszą opcje?

Każde myślenie o pracy, przyszłości jest dla mnie bólem, uciekam od tego i bezskutecznie, budzę się w nocy i napadają mnie czarne myśli - to jest jak horror który nigdy się nie kończy...

Kiedyś oglądało się dreszczowce, w nocy wypociło się i rano budził ładny słoneczny dzień nie mający nic wspólnego z tym co się widziało...

Leczę się jeszcze z pracy w poprzedniej firmie ze snem w nocy lepiej ale niestety spię przeważnie po 5-6 godzin, bywało że 4h albo budziłem się o 3 w nocy i już do rana nie spałem i reszte dnia a nawet tygodnia chodziłem obolały psychicznie, wrażliwy na każdą uwagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dark,podpisuję się pod twoimi spostrzeżeniami obiema rękami.Dobrze wiem o czym mówisz :(

I super spostrzeżenie z tym,że nam się wmawia,że stres może być pozytywny-oczywiście,że totalna bzdura.Ale czlowieka,który musi pracowac traktuje sie jak maszynę,marionetkę,więc każda wmówiona głupota spełnia istotna rolę w rękach tego,kto pociąga za sznurki.Trzymaj się cieplutko,jeszcze się podniesiemy z tego dołka!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pracodawca jest jak swieta krowa, moze robic tyle ile pzwala mu prawo.

a prawo jest ustalane pod pracodawce, instytucje od rejestru bezrobotnych sa bezsilne ich dzialanośc ogranicza się tylko do szce rejestrowania bezrobotnych, szkolenia i staże to fikcja, pracodawca jest rad że ma stazyste/stke ze 400zł ne miesiąc, po co tworzyć etat jak taniej mnie wychodzi zatrudnienie stazysty/stki, to nic innego jAk UKŁAD MIĘDZY PRYWATNYMI pRZEDSIĘBIORCAmI A uRZĘDEM.

I jak tu myslec o przyszlosci skoro terażniejszość jest absurdem.

Człowiek się nie liczy, jest nie podmiotem a przedmiotem.

Więcej ofert pracy ale pracodawca nadal nie szanuje człowieka.

co jeszcze musi się stać, a stres jest jak kop w d.. nie mobilizuje w sensie pozytywnym.

Traktowanie dziś-kopem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie boję się opowiedzieć o swoim życiu.

Moje problemy zaczęły się już chyba w podstawówce, dzieci się ze mnie śmiały, obrażały (mówiły, że jestem gruba, że jestem świnią).

Od tamtego czasu zrozumiałam też, że ludzie są bardzo interesowni.

Postrzegana byłam jako osoba silna, przywódcza, władcza i radosna.

Pomimo problemów z tuszą, z rówieśnikami byłam zawsze pogodna. Około 5 klasy (czyli wiek mniej więcej 13 lat) zaczęłam mieć stany lękowe, przed śmiercią, utratą bliskich. Bardzo mocno i gorliwie się modliłam pomogło, ale później odeszłam trochę od swojej mocnej wiary.

Miałam przyjaciółkę, najpierw to ja dominowałam, byłam dla niej tak jakby ochraniaczem. Później dziewczyna zmieniła do mnie podejście, zaczęła wykorzystywać moją naiwność, ośmieszała mnie, "używała" mnie jako przyjaciółki od czasu do czasu. To bardzi bolało, nie umiałam się jej przeciwstawić. W gimnazjum było podobnie, obrażano mnie, wyśmiewano. Nie umiałam zrozumieć czemu ludzie są okrutni dla innych. Później sama się przekonałam, że okrutność w stosunku do innych to dobry lek na moje złe samopoczucie.

Oddalałam się od przyjaciółki, w trakcie wyszło także kilka nieprzyjemnych spraw.

W ostatniej klasie gimnazjum poznałam nowych przyjaciół, było wspaniale, czułam się przy nich jak w innym świecie, do czasu.

W 1 klasie liceum ludzie zaczęli mnie szanować, liczyć się z moim zdaniem. A ja po raz kolejny popadłam w fanatyzm nad nowa przyjaźnią dałam się sterować, raniłam innych ludzi którym na mnie zależało.

Ten rok był dla mnie okropny, najpierw mój tato trafił do szpitala z zawałem, później wyjechałam na upragnione wakacje do kuzynki do USA, na jej ślub. Czas spędzony tam był odskocznią byl lekiem na wszystko, przyjechała ciocia chrzestna mojej kuzynki, która nie widziała od 13 lat, w dzień śluby ciocie zabrała karetka. Okazało się, że miała wylew do mózgu, leżała 4 dni w szpitalu w agonii aż zmarła.

Przychodziłam do niej z rodziną codziennie, byłam taka szczęśliwa, że się z nią spotkam, że też tu przyjechała, że pogodziła się z moim tatą, że teraz nasza rodziną będzie razem. Widziałam jak powoli umiera, jak wygląda okropnie w szpitalu, patrzyłam na nią i obwiniałam się za to, że umiera, za to, że kilka dni temu narzekałam, że ona narzeka, że powinna być szczęśliwa. Pojawiły się stany lękowe, nie chciałam spać w pokoju, w którym ona spała wcześniej, nie umiałam sobie poradzić z przeświadczeniem, że to moja wina, że tak mi wstyd. Czułam jej zapach, widziałam jej twarz. Patrzyłam jak moja kuzynka 2 dni po ślubie sie załamuje, widziałam jak jej matka a siostra tej cioci popada w ciężką depresje, przeżywałam to z nimi, czułam, że jestem komuś potrzebna. Nigdy nie zapomnę tego szpitala, lekarzy którzy patrzyli na nas, jak by wiedzieli, z politowaniem, nawet rozumiałam terminy, które wypowiadał ten lekarz po angielsku, nie zapomnę księdza który odprawiał ostatnie namaszczenie po litewsku. To tak bardzo boli, zetknięcie się tego szczęścia z tym bólem, tego poczucia spełnienia i miejsca w świecie z brutalna rzeczywistością. Wtedy tam na wakacjach poznałam chłopaka, był dla mnie idealny, musiałam wyjechać, w dzień kremacji cioci, musiałam patrzeć na tą tragedie z bliska, jej mąż przyleciał tam w dwa dni widziałam jak cierpiał, jej córka, która deportowali z US nie mogła przyjechać nie dali jej wizy, wiedziałam jak cierpi.

Ten ból jest we mnie do dziś. Wróciłam do kraju i wtedy od nowa się zaczęło, zobaczyłam jak jestem tu obca, że moi przyjaciele nie są dla mnie tak naprawdę przyjaciółmi, zamykam się w sobie, płacze w pokoju, mam wyimaginowany świat, często kłamie, żyje myślą, że tam wrócę, że będę tam komuś potrzebna. Moja mama mówi mi ciągle, że jestem gruba, że nie mam silnej woli, że jestem beznadziejna, ludzie tylko przybijaja kolejne gwoździe do mojej trumny. Patrzą na mnie, wiem co myślą, że jestem okropna, śmieją się ze mnie.

A ja mam maskę, maskę osoby radosnej, uśmiecham się, żartuje a w środku wszystko we mnie umiera. Weekendy spędzam samotnie, w szkole siadam często sama z boku i obserwuje. Mój przyjaciel mnie obraża, nie interesują się już mną, oskarżył mnie o rozbicie jego związku. Jestem dla nich potrzebna wtedy kiedy czegoś chcą, czuje, że dużo ludzi mnie kłamie, mówiąc, że jestem potrzebna a tak naprawdę nawet nie mają ochoty w szkole podejść do mnie i zagadać. To ja zawsze pierwsza łapie za telefon, odzywam się a później czuje ten ból, czuje, że jestem wyalienowana, że mają mnie dość, nie czuję się swobodnie w niczym towarzystwie, nie umiem się wysłowić. Uroiłam sobie choroby, wiem, że jestem beznadziejna, wszystko psuje.

Moja mama mnie nie zna, nie wie nic o mnie, nie chce wiedzieć, nie ma dla mnie czasu, zawsze mnie zbywa. Często mówi że jestem wredna i perfidna. Wiem, że mnie kocha, ale... Tato jest bardzo chory a jest dla mnie kimś bardzo ważnym, widzę jak cierpi. W rodzinie mamy przypadki alkoholizmu, rodzina się często kłuci, odeszłam od rodziny. Nie chadzam do babci nie rozmawiam z rodzicami, nie spotykam się ze znajomymi, a jak już to nie czuje się swobodnie. Umieram w środku, załamuje się, sylwestra spędzę samotnie bo nikt nie chciał się ze mną bawić. Jestem gruba i na dodatek zauważyłam, że inteligencja też nie jest moją mocną stroną. Miałam tak wielkie plany i ambicje, teraz boje się, że przez to wszystko nie osiągnę zaplanowanych celów. Jedyne co mam to wiara, coraz silniejsza.

Z bólem to wszystko napisałam a i tak jest to kropla w morzu zdarzeń.

Mam nadzieje, że ktoś choć to przeczyta.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię doskonale. I sama przeszłam niejedno. Alkoholizm ojca który niedawno odszedł z tego świata bo zginął w wypadku samochodowym. I zero wsparcia ze strony mamy. Ciągle byłam sama pomimo otaczających mnie ludzi. Sama musiałam borykać się ze swoimi problemami. Trzy lata temu poznałam moją miłość i pomimo mego zachowania samotnej i zamkniętej w sobie staram się otwierać i zrobić wszystko byśmy byli szczęśliwi. Nie zawsze mi się to udaje już wiele razy się rozstawaliśmy ale wciąż jesteśmy razem bo bez siebie nie umiemy żyć. Wiem że tym Cię nie pocieszę ale chciałam Ci powiedzieć że w życiu zdaży się coś co pozwoli Nam odbić się od dna i wskaże Nam cel dla którego warto żyć.Postaraj się odszukać tę małą iskierkę w sobie i dąż do swego szczęścia. Nie rezygnuj ze swych planów i marzeń! Głowa do góry!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj. Bardzo duzo przeżyłaś. Niestety, ja też (choć nie aż tak wiele),ale nie chcę o tym mówić.

że inteligencja też nie jest moją mocną stroną

nie myśl tak. też sobie tak myslałam - nie wiedziałam że jestem chora i nagle czułam się jak jakiś przygłup. Uwierz w siebie. Jesteś gruba? nawet jeśli to co. Wiesz ile mam grubych znajomych i nikt z nich nie szydzi. Tylko staraj się tak nie przejmować swoją wagą - a jeśli Ci przeszkadza to postaraj się troszkę to zmienić. Wygląd nie jest najważniejszy. Ja jestem chuda i też czasem nie mogę na siebie patrzeć - ale odganiam te mysli jak tylko się da. przeciez nie jest najważniejsze, że mam tyle a tyle kilo.

wiem, że jestem beznadziejna, wszystko psuje.

i to tez nieprawda. nikt nie jest beznadziejny.

Też miałam takich znajomych, ale wiesz co. Nie chcę ich znać. Takich ludzi jest pełno. Niech sobie żyją gdzies ale nie udaja że sa moimi przyjaciółmi. Ja ich nie potrzebuję. rozejrzyj się wokół. może jest ktoś na kogo nie zwracasz uwagi a on okaże się dla ciebie lepszym przyjacielem niż inni. Piszę tak, bo mnie coś takiego spotkało.

Skoro nosisz maskę osoby radosnej, pewnej siebie i przebojowej to ktoś niesmiały może się bać do ciebie odezwać, podejść. A może właśnie taki ktoś jest gdzieś blisko.

I uwierz mi. maski nie zawsze są dobre. na moja nabrałą się nawet moja rodzina i dlatego teraz się leczę. Za bardzo udawałam kogos kim nie jestem. Powoli ją zrzucam, jestem szczera i ....jest lepiej. Spróbuj pokazać jaka jesteś naprawdę. I walcz. To Twoje zycie i spróbuj sie nim cieszyć. To niełatwe, ale nie jesteś sama. Masz nas. Trzymaj się mocno.

 

[ Dodano: Sro Gru 27, 2006 2:50 pm ]

aha i wiem że to nie jest specjalnie mądre co napisałam ,ale jakoś tak nie mogę sie "wyrazić"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak.... ten okres Twojego życia dotyczący podstawowki bardzo przypomina mi moja historie, mialam niemalze identycznie. Ci ludzie do tej pory nie wiedza jaka krzywdę Ci wyrządzili i nigdy sie nie dowiedza, musisz o tym pamietac. Masz trudniej bo to teraz Ty musisz dać sobie radę z tym wszystkim. Myślę, że Twoja mama kocha Cię ale widzisz...rodzice bardzo często wypierają pewne rzeczy ze swiadomosci, to ich taki system obbronny mozna powiedziec. Wiem z doświadczenia, że bardzo czesto jestesmy zdani tylko na siebie, mimo iż rodzic moze pomóc Ci finansowo np. to jednak pewne decyzje w zyciu, w tym przypadku mam na mysli leczenie sie, musisz podejmowac sama. Pamietaj, ze mimo wszystko rodzice to tylko ludzie, niektore rzeczy ich poprostu przerastaja i wola nie widziec kłopotów.

Jesli chodzi o choroby to niestety tutaj chyba nie da sie napisac niczego madrego, bo ja sama nie wiem co by sie ze mna stalo, gdybym byla na Twoim miejscu. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrafią być okrutni a z tego okrucieństwa, które spotyka nas codziennie nikt ich nie rozlicza.

 

Dzieciaki potrafią być szczególnie okrutne a rodzice niesamowicie ślepi.

 

Kiedy byłam w podstawówce na moim osiedlu mieszkał chłopak z którym chodziłam do klasy. Był słaby ze wszystkiego, nadpobudliwy, niegrzeczny. I tylko w moim towarzystwie zmieniał się nie do poznania. Wystarczyło, że powiedziałam żeby był spokojny a on siadał i przepraszał. Cud :/

 

Wszyscy uznali, że mam na niego bardzo dobry wpływ i powinniśmy spędzać sporo czasu (nauczyciele tak uznali, jego rodzice, psycholog a na koniec też moim rodzice - doszli do wniosku, że nic nie stracę a mogę komuś pomóc). Wszyscy tak bardzo chcieli mu pomóc, że zapomnieli o mnie.

 

Bo to ze mnie szydzono później w klasie, jako z koleżanki idioty, przygłupa i debila. A poczucie robienia czegoś dobrego szybko się zmieniło. Kilka razy mówiłam o tym rodzicom. Ale nic się nie zmieniło. Oni nie rozumieli jak to jest, kiedy dzieciaki dokuczają.

 

Nie jest winą dzieci, że nie myślą jak dorośli ludzie - ostatecznie nigdy nie byli dorośli. Winą dorosłych jest, że nie potrafią myśleć jak dzieci - ten etap przecież przeżyli.

 

Trzeba jakoś nabrać do tego wszystkiego dystansu. Pamiętam, że jakiś czas temu mój kolega powiedział, że jestem "królową śniegu" - zimna ja lód, jakbym niczego nie czuła.

Może to jest jakiś sposób.

 

Aroniu - nie znam cię i pewnie nigdy się nie poznamy. Może i dobrze, bo dzięki temu łatwiej powiedzieć niektóre rzeczy.

Ale szkoła już się skończyła, podstawówka przeminęła a dzieciaki zapomniały. Skoda, że my nie potrafimy zapomnieć ot tak.

 

Czas zdjąć maskę i przekonać się kto stoi po twojej stronie.

Moja ulubiona metafora, "stanęłam po drugiej stronie rzeki własnego szaleństwa, zatopiłam wszystkie tratwy i czekałam. Dopłynęli do mnie tylko ci, którym mogę zaufać, tylko ci, którzy chcą stanąć obok mnie. To nie jest twierdza, nie bronię im powrotów ale za każde przybycie uściskam ich i głęboko będę wierzyć, że ktoś zdecyduje się zostać. Nie jednego sama zatopię, wielu zawróci ale nie mam żalu, ja też długo tutaj płynęłam".

 

no i tyle

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, jestem nowym członkiem tego forum, chociaż może i nie, bo uczestniczę w waszym życiu na forum już 2 dni, tylko się nie udzielałem. Chce opisać swoją historię, jak wielu z was szukam porad bo do psychologa jak na razie nie mam zamiaru iść.

 

Całe moje życie jest jakieś popieprzone. Na początku, gdy zacząłem chodzić do podstawówki mój tata zaczął ode mnie wymagać za wiele, oczekiwał że będę się doskonale uczył co oczywiście się nie działo. Wtedy chciałem sprostać tym wymaganiom ale się nie udawało, on wiec często krzyczał, bił i rozwalał meble gdy wpadł w szał. Wtedy prócz tego, że czułem się fatalnie zaobserwowałem dziwne natręctwo u siebie, gdy piłem cokolwiek, musiałem koniecznie brać albo 6, albo 8 łyków. To natręctwo jednak przeszło. Gdy zaczęło się gimnazjum tata nadal miał duże wymagania, ale na szczęście wtedy miałem już 13 lat i zdawałem sobie sprawę że jest pokurwio.ny. Przez większość czasu czuł się źle przez to że źle mi idzie w szkole i zamknął się w sobie dając mi raczej spokój. W szkole uczniowie się nade mną znęcali przez całe 3 lata byłem maltretowany psychicznie i lekko bity (popychanie kopanie itp.) Wtedy zaczął się alkohol, fajki. Na początku piłem umiarkowanie, tutaj jednak upatrzyłem sobie kolejny tick czy jakby to nazwać. Musiałem palić papierosy, koniecznie trzy. Nie lubiłem ich i prawie wymiotowałem ale i tak co jakiś czas musiałem koniecznie 3 spalić jedne po drugim. Kolejny feler to było to, że miałem wkodowane takie coś, że gdy chciałem zrobić coś dziwnego to po prostu musiałem to zrobić. Zwykli ludzie mówią, że chyba otrują nauczycielkę, ale ja jak sobie coś ubzdurałem to nawet jeśli bardzo nie chciałem musiałem to zrobić, głównie rzeczy bardzo chore np. podtruwałem nauczycieli dodając coś do kawy albo kradłem różne rzeczy w sklepach, nie dla tego, że to było jakieś fajne, tyko dla tego, że jakiś głos mi kazał robić rzeczy nienormalne. Na dobre zaczęło się gdy wykopali mnie ze szkoły za wódkę i przeniosłem się do LO internetowego. Polega to na tym, że siedzi się i uczy w domu. Wtedy to mój nastrój z bardzo złego obniżył się na tragiczny. Miałem bóle w klatce piersiowej, bóle głowy i inne objawy depresji, bałem się ludzi, nawet w sklepie się bałem się stać w kolejce, ciągle bałem się że mi coś zrobią. Gdy byłem sam w domu co najmniej raz na minutę musiałem sprawdzać czy zamek jest zamknięty. Doszły do tego problemy z alkoholem i papierosami. Jak już wypiłem ze 3 piwa to coś kazało mi już pić na umur. W wakacje sam kupowałem sobie piwa i gdy byłem sam w domu to cały tydzień, dzień w dzień żygałem przez nadmiar alkoholu, który piłem .Łączyłem oczywiście papierosy z alkoholem (a po nawet 2 papierosach już chce mi się wymiotować), katowałem swój organizm. Do tego doszedł taki dziwny tick z masturbacją. Coś kazało mi wychodzić około wieczorem na takie pola podczas zimy, rozbierać się na tych polach i masturbowac Az do wytrysku. Raz była taka zawieja, że miałem problemy ze znalezieniem potem ubrań, bo mi je snieg zawiał. Pyzatym nigdy w życiu nie mogłem spełnić swoich podszeb emocjonalnych związanych z posiadaniem dziewczyny, bo jestem bardzo niesmiały i wrażliwy, nie umiem podrywać dziewczyn, w sumie nie miałem żadnej nigdy a mam 19 lat więc boję się, że miłość z dorosłymi kobietami będzie nieosiągalna, bo niemam w ogóle żadnych doświadczeń, chociaż to nie stanowi aż tak dużego problemu, zawsze można znaleźć odpowiednia osobe. Okropnie męczę się na tym świecie, zacząłe się ciąć i robiłem to z miesiąc ale przestałem, widok krwi dawał tylko doraźną ulgę. Nie chcę, żebyście brali mnie za jakiegoś potwora. W głębi duszy jestem wrażliwym chłopakiem, mam mało przyjaciół, ale mam. Interesuję się wieloma rzeczami np. jazdą konną, literaturą, lubię poznawać nowych ludzi, chociaż jestem niesmiały i podobno jestem dobrym słuchaczem można na mnie liczyć w potrzebie. Tak więc obok tych wszystkich wynaturzeń jednocześnie tli się we mnie normalne życie. Życie jest jednak głównie pasmem cierpień i naprawdę nie wiem czy wizyta u psychologa cokolwiek da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szumwiatruoporanku nie zrozum mnie źle, ale myślę że w Twoim przypadku powinieneś zwrócić sie do psychiatry. Zdiagnozować chorobę i podjąć leczenie....nie ma na co czekać...

To podtruwanie nauczycieli, głosy w głowie i masturbowanie sie na polu nie są typowymi objawami nerwicy....Moja rada.....Jak najszybciej do specjalisty....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ty masz problem z brakiem pracy, ja z jej nadmiarem + 1000 innych. Ale spostrzeżenia mamy podobne.

 

[ Dodano: Pon Sty 01, 2007 1:07 pm ]

Kryzys wnętrza można przeżywać też przy tym nadmiarze. Zastanawiam się, czy nie robię za dużo dla pieniędzy. Ale w ten sposób oddalam się choć trochę od innych problemów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×