Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zrozumienie przez partnera


Rekomendowane odpowiedzi

Problem polega na tym, ze ona nie traktuje mojego stanu jako choroby. Wszystko, tylko nie choroba! Jest rak, angina, zapalenie pluc, ale depresja nie istnieje, to usprawiedliwienie lenistwa i zwykla wymowka. Wiec jak ma mnie zrozumiec, skoro nie wierzy w chorobe?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zeby partner nas zrozumial jest jedyna rada:pomoc lekarza-pod warunkiem ze mamy kochajacego partnera-wtedy zrozumie-bo nikt nigdy nie pojmie co to jest depresja do poki nie przezyje jej sam-nikt nigdy tego nie zrozumie!!!to jest to samo jak nie zrozumie nikt straty ukochanej osoby,smierci kogos bliskiego..nie pojmie poki nie doswiadczy sam w swym zyciu tekiej straty..moze nam wspolczuc ale nigdy przenigdy nie bedzie wiedzial co sie dzieje w srodku w duszy czlowieka ktory jest w centrum tego wszystkiego-to jedyna prawda ktora potwierdzi kazdy kto przezyl tragedie.Lekarz psychiatra lub psycholog-pod warunkiem ze jest to dobry lekarz ktoremu lezy na sercu nas los potrafi wytlumaczyc partnerowi dlaczego tak strasznie nie mozemy sie odnalesc w swiecie-dlaczego zycie boli,dlaczego nie chcemy wstawac,jesc...zyc..-Wytlumaczy ze kochamy naszych partnerow ale sami tego nie wiemy bo choroba zabiera nam zdolnosc jakiegokolwiek uczucia,wspolczucia-jest nam wszystko tak obrzydliwie obojetne,ach tam,bo po co?dla kogo?niema sensu,nie warto,mam to gdzies,przespie to by mniej bolalo,nic mnie nie obchodzi,chce ciszy...spokoju.chce odejsc by juz nie ranic!!! tacy jestesmy-a nasz partner cierpi z boku bo niema pojecia co sie z nami dzieje-ma nadzieje ze to nam przejdzie,ze przesadzamy,mysli ze to zly dzien,ze mamy gorszy humor-nie pojmuje ze my wogole nie mamy humoru-ze nie mamy ochoty oddychac bo oddech sprawia bol a kazdy nowy dzien przynosi tragedie bo znow trzeba udawac ze sie zyje...

 

[ Dodano: Pią Gru 08, 2006 6:58 pm ]

michal33

Michal ja mysle ze zona Cie poprostu nie kocha,to przykre ale prawdziwe...nie zachowuje sie tak osoba ktorej twoje zdrowie lezy na sercu,ktora kocha,jest obok na zawsze-na dobre i zle-ale mysle tez ze moze tak sie dzieje bo Ona poprostu nie rozumie tej choroby-ty sam nie wytlumaczysz Jej tego co sie z Toba dzieje,nie jestes w stanie bo Ona zawsze powie ze wymyslasz ,co Ciebie doprowadzi do coraz mocniejszej depresji bo skoro nie zrozumie Cie ukochana osoba to po co nam zrozumienie innych?...musisz poprosic swego lekarza o pomoc,jesli to nie pomoze,mysle ze Ona nie to-ze Cie nie zrozumie- ale poprostu nie bedzie chciala zrozumiec bo Cie poprostu nie kocha:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

u mnie jest całkiem tak, jak u gusi. Nie łudzę się już, że mnie zrozumie, że wyciągnie rękę, pomoże.

 

Nauczyłam, się żyć w jakiejś skorupie, jednostronnie nieprzepuszczalnej, niestety. Z zewnątrz dochodzą do mnie bodźce ze zdwojoną, a czasem strojoną, siłą, na zewnątrz nie wydostaje się nic. I w sumie nie dziwię mu się, kiedy widzi wiecznie skrzywioną kobietę, bez chęci do zrobienia czegokolwiek, choć naprawdę się staram, z wiecznymi znakami zapytania w myślach, sowach i uczynkach. to niewiarygodne, jak mogłam stać si człowiekiem niepotrafiącym podjąć żadnej decyzji.

 

Czasem mam do niego żal, czasem jestem wściekła, że czegoś ode mnie chce, a czasem jest mi po prostu wszystko jedno.

 

Zamykam się w swoim świecie. Najbardziej boli mnie wrażenie, ze nie pasuję do tego świata.

 

Nawet jak znalazłam to forum, ucieszył się i słowami: nareszcie będziesz mogła się wygadać, zakończył rozmowę.

Może jestem niesprawiedliwa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Zamykam się w swoim świecie. Najbardziej boli mnie wrażenie, ze nie pasuję do tego świata.

 

Mój mąż kiedyś zupełnie nie rozumiał mojej choroby. Najgorsze były momenty, kiedy moje złe samopoczucie i niemozność radzenia sobie z najprostrzymi czynnościami, odbierał jako lenistwo.

No bo niby jak wytłumaczyć komuś, że juz samo ranne wstawanie jest problemem, że tuż po przebudzeniu niema się siły na nic, że nic człowieka nie cieszy a w środku tak strasznie coś boli a my niewiemy co?

starałam się mu tłumaczyć że się bardzo źle czuje, a jedyną odpowiedz jaką słyszałam to "Idź do lekarza jak sie źle czujesz!"

 

Więc poszłam... dwa tygodnie lekarz szukał przyczyny mego złego samopoczucia, w końcu skierował do szpitala. Tam znowu badania wyniki w normie a ja nadal tkwie w mym bólu! po dwóch tygodniach stwierdzili że jestem zdrowa i juz prawie miałam wypis w ręce, i nagle ze zdenerwowania że nikt niewie co mi jest zrobiło mi się niedobrze i ze stresu zaczełam wymiotować.

Pani doktor zleciła jeszcze z tego powodu gastroskopie i wtedy wyszło szydło z worka!! po tym badaniu okazało się że mam nadżerki a rany krwotoczne które są przyczyną silnej nerwicy.

Po tym badaniu przyszła pani doktor i zapytała czy wyrażam zgodę na rozmowe z psychiatrą. Nagle tysiąc myśli w głowie których nie byłam w stanie ułożyć całość i tylko jeden słyszalny wyraźny wewnetrzny głos mówiący "ONI MAJą CIę ZA WARIATKE!!!"

Po konsultacji z psychiatrą okazało się że cierbie na nerwice i depresje.

Mój mąż przyjął to do wiadomości, ja starałam mu sie wyjaśnić na czym ta choroba polega, on udawał że rozumie ale nadal nie rozumiał nic!!

Przez jakiś czas psychotropy, wydawało mi się że jest wszystko ok, więc pastylki odstawione.

 

Za jakiś czas moje problemy powróciły, tylko że ja już wiedziałam co mi jest! poinformowałam o tym mojego małżonka ale wydaje mi się że znowu nie potraktował mojej choroby powaznie!!

 

Potem kilka przykrych sytuacji w głowie coraz wiekszy bałagan, no i wkońcu nadeszło najgorsze!!

 

nie chciało mi się już zyć a myśli że i tak na tym świecie nie ma ze mnie żadnego pozytku, były silniejsze niż strach przed śmiercią!!

 

Zrobiłam to!! A reszte pamiętam jak przez mgłe, płaczący mąż wzywający pogotowie i słowo depresja!!

 

Jak widzicie udało mi się skoro tu z Wami jestem! a zawdzięczam to mojemu męzowi, który własnie po tym incydecie naprawde chciał zrozumieć moją chorobę.

 

to miało miejsce ponad rok temu, a ja nadal sie lecze bo kiedy już jest dobrze to moja depresja powraca jak bumerang. Jest jednak mała róznica, mój mąż naprawde jest ze mną i z moją chorobą, i choć wiem że nadal jej do końca nie pojmuje, to traktuje ją poważnie i wspira mnie najlepiej jak potrafi.

Bo prawda niestety jest bolesna, ale człowiek zdrowy nigdy do końca nie zrozumie naszej choroby, może jedynie z Nami w tej chorobie trwać i tak jak my wierzyć że będziemy silniejsi niż ona!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nareszcie będziesz mogła się wygadać, zakończył rozmowę.

Widzisz kawa...Ty usłyszałas to,ja z kolei słysze:Idź do tych idiotów bo tylko tam Cię zrozumieją :?

Kretyn!!!

Uciekam ,bo zaraz kochany mąż wraca z pracy i trzeba mu podac cieplutki obiadek....ech...

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja takze nie mam partnera ale za to mam cos znacznie wazniejszego: prawdziwych przyjaciol.

 

Z perspektywy czasu wydaje mi sie, ze w czasie depresjii zbyt duza nadzieje poklada sie w mozliwosci uleczenie wlasnie przez ta druga osobe i przez milosc. Tak jakby wciaga sie partnera w nasza chorobe, a jednoczesnie strach przed samotnoscia i niezaspokajanie potrzeb w zwiazku powoduja dodatkowe frustracje i stany depresyjne.

Teraz wiem, ze walke z choroba trzeba podjac samemu, nikt nawet najblizsza osoba nic za nas nie zrobi, a to ze partner jest wyrozumialy, jest przyjacielem itd....pewnie pomaga ale jestem przekonana , ze nie leczy, a czasem tylko "maskuje" chorobe.

Wiem jedno, trzeba walczyc o siebie bez wzgledu na to czy jest obok ktos kto nas kocha czy tez nie. Na zwiazkach i na milosci zycie sie nie konczy, jest to wazny element naszej egzystencji ale nie jedyny. Konflikty z najblizszymi takze czesto sa efektem choroby, moze warto tez o tym pamietac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój partner nie musiał mi mówić, żebym wzięła sie w garsc, pokazywał mi to. Kompletnie mnie nie rozumiał a jego wspieranie ograniczalo sie tylko do pocieszania mnie, czyli do czegos co mozna uzyskac jak najmniejszym wysiłkiem. Juz z nim nie jestem i dobrze mi z tym, mam nadzieje, że inni maja bardziej optymistyczne historie. Pozdrwiam goraco.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam szczescie-dzieki temu forum-moj partner zrozumiel wiele i robi wszystko by mi pomagac i jest juz lepiej-chodzi ze mna do lekarza,sam czyta duzo o takich problemach-poprostu kocha mnie calym soba i zalezy mu bym byla szczesliwa i zdrowsza bo zdrowa nie bede-ale bym czula sie dobrze przy nim a on ze mna-bo czasem naprawde ciezko ze mna wytrzymac i sama o tym wiem!-jestem juz spokojniejsza bo wiem ze bedzie dobrze!!!!!pozdrawiam wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć...wiecie co a mnie sie wydaje że nawet najwspanialszy mąż czy przyjaciel po jakimś dłuższym "pobycie" z osobą schorowaną dochodzi do wniosku że jgo pomoc jest "nieskuteczna" Mój mąż jest naprawde kochanym facetem i zawsze starał sie mnie rozumieć. Na początku stawał na wysokości zadania naprawde widziałam w jego oczach troske i chęci pomagania mnie. Z czasem trwa to jednak na tyle długo że nawet najbardziej cierpliwy i wyrozumiały czlowiek poprostu gaśnie. Mąż/żona zdaje sobie sprawe że to co dla nas robi nam poprostu nie pomaga. Mój mąż teraz róznież "stoi z boku" jednak nie przeszkadza mi w tym powolnym wychodzeniu i nie przyśpiesza mnie jakimiś głupimi tekstami. Może to właśnie o to chodzi. Cieżko jest zdrowemu zrozumieć chorego..czasami zdrowy nie jest w stanie zrozumieć zdrowego. Wszyscy tu jesteśmy spragnieni czyjegoś zainteresowania i zaangażowania w nasze problemy ale pomóc możemy tylko my sobie sami. Przerzucanie odpowiedzialności na partnera pogarsza tylko nasze relacje z nim. Największą pomocą jest dowód że są z nami każdego dnia i nie kopią nas i nie ingerują ..czekają cierpliwie...Pomijam partnerów którzy w ogóle są nieobecni lub nam ubliżają. Może to my powinniśmy być bardziej wyrozumiali czasami wymagamy zbyt wiele dajć w zamian naprawde mało....pozdrawiam serdecznie;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może Makcia masz rację?Może za bardzo wymagamy opieki od naszych bliskich bo "jesteśmy chorzy" i zachowujemy się jak małe dzieci.Ale my właśnie potrzebujemy zainteresowania, wsparcia, słów że będzie dobrze.Jednak to my musimy mieć w sobie siłę do walki z chorobą.Każde wyjście jest dobre,każdy z nas potrzebuje czegoś wtedy innego.Najważniejsze jednak by nitk nas nie poniżał nie ubliżał nam i czuli że jest ktoś kto nas rozumie.Tak jak tutaj...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja sama nie wiem, moj facet wiele lat stal za mna, znosil moje "jazdy" nie wiedzielismy jeszcze wtedy co sie ze mna dzieje..wychodzil z imprez bo plakalam,zabieral mnie do mamy"bo tylko ona pomoze", sluchal i pomagal,tlumaczyl i zapewnial w milosci.wiele lat.i chyba juz nie ma sily. chce miec partnera w zwiazku i przestac byc ojcem, chce wsparcia i ramienia a nie slabego dziecka...troche go rozumiem bo ja juz sama z soba troche nie wytrzymuje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój małżonek zapytany czy chce zobaczyć stronę o depresji (objawy, leczenie, itp.) stanowczo odmówił. Wie, że mam depresję, ale trochę traktuje to jak tabu. Nigdy nie podejmuje tematu. Wczoraj zaskoczył mnie co prawda wyrozumiałością (popełniłam dość poważny błąd w dokumentach, możemy mieć kłopoty), zwłaszcza że ja zareagowałam płaczem (jak zwykle), ale zdarzają się inne sytuacje... Czasem podczas kłótni potrafi powiedzieć że jestem "czubek". To bardzo boli...Zarzuca lenistwo, ospałość. bałagan i brak przebojowości... I niby życzy mi zdrowia, ale nie rozumie, że czasem umycie okien to dla mnie jak zdobycie everestu... A przebojowa nigdy nie byłam... Czasem chciałabym aby mnie lepiej zrozumiał... Jestem dla niego jak dziecko, czasem mnie tak traktuje - przytuli, wytrze nosek i zapłakane oczka... Wie o moich myślach samobójczych, ale wtedy widzę u niego kompletny brak zrozumienia (bo przecież mam dla kogo żyć!...). Nieraz boję się mówić mu o swoich odczuciach, uczuciach, bo i tak ON MNIE NIE ZROZUMIE, ale czy wówczas jestem uczciwa? czy udawanie że jest ok jest w porządku?

Nasze uczucia już dwukrotnie zostały wystawione na bardzo ciężką próbę... Czy depresja jest trzecią próbą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój mąż nie przejawia ani grama dobrej woli w chęci zrozumienia mnie.

Wczoraj wróciłam z pracy i miałam wielką potrzebę przytulenia się do niego i wypłakania w mankiet. Wchodzę do domu a on do mnie: coś taka zła? Więc zaczynam mówić, może zbyt ostro ale chciałam jak najszybciej to wszystko wyrzucić z siebie. A co mój mąż na to? Najechał na mnie! Najzwyczajniej w świecie mnie opieprzył! Poszłam do kuchni i wyłam godzinę - nawet do mnie nie zajrzał. Nie odezwał się do mnie do końca dnia.

Mam wrażenie, że on się po prostu boi, że to go przerasta, że jest bezradny jak dziecko. Ale dlaczego nie robi nic, żeby się czegoś o tym wszystkim dowiedzieć? Dlaczego nie chce mnie nawet wysłuchać?

Nie mam nikogo z kim mogłabym pogadać.

Jedynie tutaj mogę wylać swe żale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lusi u mnie niestety jest identycznie...

Wiem jak to boli...

Najblizsza osoba ,której chcialoby sie powiedziec wszystko .lekcewazy temat...ech...

Jak sobie popłacze ,słyszę że się nad sobą użalam,a to nieprawda...

Widzisz Lusi,u mnie stalo sie cos takiego..,zalozyłam "pancerz",nie słuchasz?nie interesuje Cie to?....nie to nie!

I jestem tutaj..tez nie wiem czy to do końca dobre..ale mi pomaga.

Kiedys bardzo sie obwiniałam za forum ,ale psycholog stwierdziła----"jesli pomaga-nie żalowac sobie".

Wiesz co bym chciała?

I nawet o to prosiłam...

Aby poczytał to co tu piszę...myslę że poznałby mnie...

Pamietasz pewnie mój historyczny post ....(w depresjii) :oops: ,tak bardzo chciałam by go przeczytał......cos Ty!!

Zostalo olane....ech...

Nie mam na to żadnego pomyslu.... :cry:

Pozdrawiam Lusi,trzymaj się dzielnie:*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popłakałam się

 

Jest mi tak cholernie ciężko.

Mam dość udawania, że wszysko jest w porządku. Przez pół życia udawałam i co z tego mam - nerwicę. A teraz kiedy chcę być szczera i mówić o swoich uczuciach, najbliższa mi osoba nie chce tego słuchać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×