Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic - 7F


mała defetystka

Rekomendowane odpowiedzi

Namawiała mnie prawie dosłownie na ten oddział, mówiła, że to dla mnie szansa.

 

Eee, no to jak tak to już masz ten oddział jak w banku :)

Chyba możesz iść się pakować powoli.

 

A życiorys miałaś z tą samą kobietą, co ostatnią rozmowę?

 

Czy na życiorysie też już się czułaś namawiana na oddział?

Bo u mnie (na życiorysie) to tak sucho: pozadawane pytania, poopowiadałam o sobie i do widzenia. Bez wyrażania empatii, czy mówienia, że oddział to szansa dla mnie. Nic z tych rzeczy :(

Ciekawe, jak będzie za 3. razem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bez wyrażania empatii

ja tej empatii u lekarzy wręcz nienawidzę. wystarczy powiedzieć że mnie stary bzykał a już im się brwi zbiegają i mina na kota ze shreka

 

A z jaką reakcją ze strony terapeuty chciałabyś się spotkać, gdy mówisz o tym?

Czego byś oczekiwała?

Jeżeli nie mieliby czuć i okazywać wobec Ciebie empatii - to co?

Serio pytam.

 

To, co napisałaś, dla mnie jest WSTRZĄSAJĄCE. Poczułam autentyczne oburzenie i gniew na Twojego starego (mam opory, by tu użyć słowa Twój "ojciec", bo nie zasłużył), a wobec Ciebie ogromną chęć powiedzenia, że potwornie Ci współczuję, że Cię to spotkało. To współczuję oznacza, że jak o tym napisałaś, to automatycznie i szczerze zaczęłam myśleć, jak wielka rana to musi być, jakie straszne piekło, i poczułam ukłucie w sercu... Szczerze. Nie widziałam się w lustrze, jak to poczułam, ale moja mina byłaby taka gniewno-zrozpaczona-przerażona. Wkurw [czy takie słowa są dozwolone na forum?], że to Cię spotkało od kogoś, kto miał Ci dać szacunek i poczucie bezpieczeństwa.

 

nienawidzę tej ich litości

 

Słowa "litość" i litości (kogoś wobec mnie) także nie znoszę, bo kojarzy mi się z pogardą i postawą wyższościową. A ponadto mi się kojarzy (ale to już chore skojarzenie) z sadystą, który robi mi łaskę.

 

Natomiast empatię rozumiem jako okazanie tego, że ktoś szczerze staje po mojej stronie, po stronie mojego cierpienia i że solidaryzuje się wobec moich oprawców, że autentycznie czuje żal z powodu tego, co mi się przytrafiło. O ile czuję, że ta empatia jest szczera, a nie udawana (taka poza terapeuty) - bo to się wyczuwa na kilometr i jest to coś strasznego. Nie wiem, może to masz na myśli? Za taką sztuczną empatię to i ja dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy ja wiem czy w moim przypadku taka dosłowna empatia byłby dobra? czy chcę aby ktoś czuł to co ja? wątpię. wkurzyła mnie totalnie doc z lublina która jęczała na mój zły los i użalała się nade mną co niczego konkretnego do sprawy nie wnosi bo i tak mnie nie przyjęli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czy ja wiem czy w moim przypadku taka dosłowna empatia byłby dobra? czy chcę aby ktoś czuł to co ja?

 

Tego, co czujesz Ty, to nikt nie poczuje, ponieważ nie jest Tobą i to nie jemu się "to" działo.

A nawet jeśli ma podobne przejścia, to i tak pewnie inaczej to odczuwa, po swojemu.

(I to nie o to chodzi w empatii moim zdaniem).

Ale może poczuć coś w rodzaju szczerego solidaryzowania się z Tobą.

I złości na Twojego krzywdziciela.

Współ-bycia przy Tobie, gdy cierpisz - tak po ludzku.

Bez oceniania ciebie i usprawiedliwiania krzywdziciela.

 

wkurzyła mnie totalnie doc z lublina która jęczała na mój zły los i użalała się nade mną co niczego konkretnego do sprawy nie wnosi

 

Samo użalanie się nad kimś faktycznie nic nie wnosi. Jakaś głupia baba to pewnie była. Taka empatyczna postawa (szczerze empatyczna) powinna być tylko (i aż) bazą do tego, aby pomóc Ci w tym, co sobie sama robisz tu i teraz, pomóc Ci zmienić skutki tej traumy - katujesz swoje ciało, traktujesz siebie tak, jak ojciec Ciebie. Krótko mówiąc, tym zachowaniem ciągle bronisz go po części, a ranisz siebie. Terapeutka powinna Ci pomóc w tym, abyś przestała w końcu część wściekłości i pogardy z niego przerzucać na siebie i tym samym odzyskała szacunek do siebie samej i poczucie godności. To na tym polega pomoc, a nie na samym głaskaniu dla głaskania. Życzę Ci, abyś znalazła kogoś takiego, kto w końcu pomoże (jeśli chcesz tego). Też szukam takiej pomocy, obecnie na 7f... i też mam swój masakryczny ból, choć inny niż Twój.

 

Kurde, Kate, trzymaj się.

Idę spać.

 

Ps - A czytałaś A.Miller?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Namawiała mnie prawie dosłownie na ten oddział, mówiła, że to dla mnie szansa.

 

Eee, no to jak tak to już masz ten oddział jak w banku :)

Chyba możesz iść się pakować powoli.

 

A życiorys miałaś z tą samą kobietą, co ostatnią rozmowę?

 

Czy na życiorysie też już się czułaś namawiana na oddział?

Bo u mnie (na życiorysie) to tak sucho: pozadawane pytania, poopowiadałam o sobie i do widzenia. Bez wyrażania empatii, czy mówienia, że oddział to szansa dla mnie. Nic z tych rzeczy :(

Ciekawe, jak będzie za 3. razem.

 

Życiorys miałam z oddziałową. Nie należy się spodziewać od niej jakiejś empatii szczególnej, też był to u mnie suchy wywiad.

Decyzję podejmie ordynatorka na 4 spotkaniu.

Na rozmowie z psychoterapeutką - jeśli będziesz miała tą co ja - powinno Ci się podobać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Życiorys miałam z oddziałową.

 

To ja nie z oddziałową.

 

 

Na rozmowie z psychoterapeutką - jeśli będziesz miała tą co ja - powinno Ci się podobać.

 

No cóż, pozostaje mi czekać kilka dni i się okaże. Ale oni pewnie przydzielają do poszczególnych osób kogo innego, bo cały czas ta sama osoba pewnie by się zamęczyła ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ponoć na miejsce średnio czeka się pół roku, nawet 13 miesięcy :shock:

 

Kite, to raczej dotyczy całej procedury przyjęcia: w sensie najpierw czekanie na pierwszą konsultację - zazwyczaj dostaje się termin za pół roku (tyle, że ten czas można znacznie skrócić dzwoniąc i dopytując się o wolny wcześniejszy termin). No a potem przechodzenie kolejnych rozmów parę tygodni trwa. A jak się przejdzie wszystkie 4 konsultacje i Cię zakwalifikują to się czeka ze 2-3 tygodnie na przyjęcie. Tyle przynajmniej czekały wszystko osoby, o których czytałam: krótko. Kiedyś grupy były zamknięte, a teraz sporo osób wypada z leczenia i miejsca się zwalniają. Ale z drugiej strony naprawdę wielkie tłumy starają się o przyjęcie... Ty w końcu się zapisałaś tam czy nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie to dość szybko idzie. Aż za szybko!

 

U mnie w takim razie to ekspres.

Dzwonię o pierwszy wolny termin: za 4 dni.

Druga konsultacja: proszę przyjść jutro.

A w pon. znów jadę do Kraka na 3. konsultację.

Zastanawiam się, czy chcą mnie mieć szybko czy szybko mnie spławić.

Obstawiam to drugie - i tak im nie zależy na mnie, więc po co badać motywację...

a ja determinację mam, chcę bardzo być zdrowa!

jak nie Kraków to inna terapia, im szybciej będę wiedziała, na czym stoję, tym lepiej dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O, to już za miesiąc. Wiesz, że jeśli chcesz to możesz spróbować przyśpieszyć pierwszą kwalifikację?

U mnie nie wyrazili zgody na 2 tygodniowy pobyt diagnostyczny, choć pytałam o to.

Ale i tak poszli mi na rękę, co było miłe.

W sumie nie jestem z baaardzo daleka, w porównaniu do osób, które są np. z Trójmiasta lub Suwałk...

Niecałe 5 godzin drogi mam do Kraka.

Ty dalej?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korba, ja już po. Nie miałam tej terapeutki, co Ty. Moja konsultacja wyglądała KOMPLETNIE inaczej od Twojej. W połowie maja jadę ostatni raz.

 

Kite, nie znam nikogo, kto całkowicie wyzdrowiałby po 7f, pół roku to trochę za mało czasu. Ale rozmawiałam z jedną dziewczyną, której bardzo dużo to dało, praktycznie uratowało życie (i obecnie funkcjonuje normalnie, a dalej chodzi na indywidualną) i czytałam bloga innej, o której można (?) powiedzieć, że prawie całkowicie (a może całkowicie?) wyzdrowiała. W każdym razie obie czują, że odzyskały prawdziwą tożsamość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bez przerwy odczuwam napięcie,raz większe raz mniejsze..i to jest mój najgorszy,najgłówniejszy objaw...ale pomimo tego czuję,że mam dość dobry humor...jeste bez leków..nadzieje pokładam w terapii...tylko wkurza mnie to,że od tego stresu wygląd się z deczka się niszczy;P..a przed chorobą było tak piękniee..;P;/

 

-- 19 kwi 2011, 07:34 --

 

no bo wolałabym,aby tam nie było żadnych innych oddziałów oprócz właśnie tego F7...wiesz o co chodzi...ja mam coś takiego,że jak widzę,albo słyszę jakieś przykre rzeczy to się nakręcam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ritka7x, ale musisz się nastawić że będziesz słyszeć przykre rzeczy. ja na terapii w lublinie musiałam na grupie opowiadać jak to mnie ojciec molestował, ba! nawet odgrywaliśmy scenki z udziałem innego pacjenta w roli mojego "starego". myślisz że to dla nich było miłe? wątpię. terapia to terapia trzeba wszystko przerobić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×