Skocz do zawartości
Nerwica.com

Emocje w nerwicy...


kukubara

Rekomendowane odpowiedzi

ja narazie sie izoluje (zresztą cholera wie czy ja sie izoluje świadomie czy tylko tak mi sie wydaja) fakt faktem ze juz rzadko ktos do mnie sie odzywa, ale to moze zabrzmi dziwnie, ale izoluje sie od znajomych, ostatnio nawet jeżdze autobusem słuchając muzyki i obserwuje ludzi hmmm (??) dziwne, tak sobie mysle ze izolacja na pewien czas (teoretycznie) powinna pokazać coś z innej strony,patrzymy sie na cos z dystansu...i jak wyżej pisaliście ze sprawdza sie najbliżysz o ile takich sie ma (własnie) cholera wie, zobacze co bedzie dalej, w kazdym bądź razie, zapisze sobie w kalendarzu i wejde tu za jakis czas i zobacze co i jak

 

a to wszystko przez te nasze milion mysli na sekundę 24 godziny na dobę....,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wierzę w życie po śmierci, bo faktycznie jeśliby śmierć była końcem wszystkiego, to życie nie miałoby sensu. Chyba coraz mocniej wierzę też w reinkarnację.

 

Co jest sensem życia? Według mnie sensem życia jest nieustający rozwój duszy. Żyjąc, mamy okazję uczyć się i stawać coraz lepszą i mądrzejszą istotą i to właśnie te najgorsze, najsmutniejesze doświadczenia życiowe uczą nas najwięcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez dlugo mialam podobne podejscie do Twojego... dochodze jednak do wniosku ze lepiej jest jednak wierzyc niz nie, po pozwala naprawde przezwyciezyc lek przed smiercia... staram sie znow uwierzyc, ale to nie takie proste. mam wrazenie ze dla niektorych ludzi wiara jest oczywista, niepodwazalna, a ja ciagle musze sie starac uwierzyc we wszystko od nowa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja dwa razy w życiu się odizolowałam i dwa razy wracałam do moich przyjaciół, jednak po powrocie już nie jest tak samo... Już rok próbuję wszystko naprawić a spotyka mnie tylko obojętność i niezrozumienie z ich strony. Boli mnie to tak bardzo ze juz powoli przestaje wierzyc ze to sie zmieni.. mam ochote odejsc znow - tym razem na zawsze! Wyjechac na Wyspy i juz nigdy o nich nie myslec.. nigdy!

Jestesmy skazani na niezrozumienie w naszej izolacji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Snaefidur, mnie tez to ni dziwi.Bo jak zrozumiec kogos kto najpierw ucieka, potem wraca...I znowu ucieka... kto z niewiadomych przyczyn (z punktu widzenia osoby zdrowej) nie chce sie spotykac, rozmawiac, albo udaje ze Cie nie widzi...? Ja sama siebie nie rozumiem i najgorsze jest to, ze nie moge wymagac tego od innych - bo oni nie wiedza co sie tak naprawde z nami dzieje i dlaczego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem całkowicie twoje lęki,kiedy napadają mnie wątpliwości dostaję napadu paniki,że tak naprawde nie istnieję,że nie ma mnie prawdziwej osoby ,że jestem tylko wynikiem zwojów nerwów i gdy one umierają umieramy i my, ja jestem bardzo wierząca, ale mimo to czasem mam takie wątpliwości , które są po prostu spowodowane tym,że mamy mózg i on każe nam myśleć racjonalnie, wiesz co bym Ci radziła?Ponieważ jesteś osobą niewykluczającą wiary lecz poszukującą, dowiedz się gdzie w twoim mieście są spotkania stoważyszenia Odnowy w Duchu Swiętym i wybierz się na nie, ja na jednym takim spotkaniu dostałam mase racjonalnych dowodów ,że Bóg istnieje, w postaci uzdrowionych, ciężko chorych ludzi,od kiedy ja mocno wierzę, moja choroba i moje lęki wyglądają znacznie inaczej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich :). Odkurzę trochę ten topik bo nie mam sensu zakładać nowego.

Parę miesięcy temu rozstałam się z moim chłopakiem i wszystko wskazywało na to, że się już z tym faktem pogodziłam. Nie kontaktowaliśmy się bo tak było mi łatwiej, ale ostatnio odezwał sie na gg. Dosłownie w jednej sekundzie z radosnej, uśmiechniętej dziewczyny stałam się roztrzęsioną, zimną galaretką. Nie mogłam spać póżniej przez całą noc, trzesąc się z zimna i nerwów pod kołdrą. Rozmawialiśmy dosłownie chwilę, zapytał tylko jak się mam i takie tam, a mi sie wydawało, że wszystko co mówi, mówi żeby mnie zranić. Na drugi dzień przeczytałam "na zimno" całą naszą rozmowę i nie bylo tam nic co mogło by mnie zranić!

Zdarzenie to skłoniło mnie do poszukania podobnych reakcji w przeszłości i owszem zdarzało sie. Nigdy nie sądziłam, że mogłabym mieć jakieś problemy psychiczne, nie mam trudności z nawiązywaniem kontaktu (ok, jestem troche nieśmiała), mam przyjaciół, raczej optymistycznie staram się patrzeć na świat, znajomi mają mnie za osobę wesołą i otwartą, akceptuję siebie. Więc co jest? Pisze to w tym temacie bo problem Martusi wydaje mi się bliski, też miewam fazki, że nikt mnie nie kocha, że jestem zdana tylko na siebie itp., ale za chwilę smieję sie sama z siebie i mówie sobie dość tych bzdur! . Jestem ciekawa co o tym myślicie i czy waszym zdaniem powinnam szukać pomocy u psychologa.

Aha , oczywiście mogłabym zaakceptować moje "wyskoki", ale w takim stanie w ogóle nie myśle racjonalnie i zdażało mi się mówić rzeczy, które raniły moich bliskich...hmmm... myśle, że nawet to mogło doprowadzić do mojego rozstania z moim chłopcem... wiec sami rozumiecie, wolałabym, żeby takie akcje sie nie zdarzały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Normalka.Ja zazwyczaj szukalam zaczepki rano.I nie powiem lepiej mi sie robilo jak sobie troche pokrzyczalam.Nie wiem jak moje slonko to znosilo ma naprawde duzo cierpliwosci do mnie.Na jego miejscu dawno bym zwariowala i dlatego tez mam czasami wyrzuty sumienia. Ale czego sie wkoncu nie robi dla bliskich ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też tak miałam - teraz troche mniej - wydzierałąm się na wszystkich. Czasem sobie zasłużyli, ale czasem nie. sama byłam na siebie wkurzona, że się tak zachowuję, ale to było silniejsze ode mnie.

Bałam się że nikt mnie nie będzie lubił, że nikt mnie nie ruzumie.

Ale zmieniłam się i nadal się zmieniam. Nauczyłam się rozmawiać z ludżmi szczerze i otwarcie. Nie zawsze mi się udaje ale staram się.

To tak jak ja. Tylko że jeszcze nie jestem na tym etapie. Jeszcze się tak nie zmieniłam. Mam nadzieje że mi się uda. Na razie jest lepiej. I tak zawsze będę trochę złośliwa - bo tak lubię. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To na pewno jest trudne do zniesienia przez otoczenie,ale może w ten sposób pozbywacie się złych emocji.Podobno swietnie robi rzucanie jakimis przedmiotami(nie żartuję).Jest to z jednej strony dobry objaw,a z drugiej zbyt uciążliwy.No cóż-zamkniete koło,jak wszystko w nerwicy :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez miewam taki stan i to dosć często, dosłownie wyżywam się na najbliższych, podziwiam na przykład swojego chłopaka za cierpliwość i zyczliwość wobec mojego zachowania. To jest chyba próba rozładowania emocji, wyrzucenia jakiegoś żalu z siebie, a może też trochę bezsilność, bo jak człowiek jest właśnie bezsilny i zdaje sobie z tego sprawę, wówczas nie wiedząc jak temu zaradzić po prostu jest wściekły, zły.. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc.Zalozylem nowy topic,zeby moc pwoeidziec czego zaluje najbardziej i dac tez Wam na to szanse.Mam nadzieje,ze nie bylo takiego tematu.Ja najbardziej zaluje,ze zaczalem cpac.Gdybym tylko mogl cofnac czas.Jestem pewny,ze tak pierdolona nerwica tak bardzo rozwinela sie przez dragi.Kiedys to wszystko ignorowalem,mialem dziwne mysli,ze cos mi jest,wymyslalem sobie rozne choroby,ale nie na taka skale.Co najwazniejsze umialem normalnie myslec.Przed chwila mialem taki straszny bol w okolicach brzucha.Nie bolal mnie zoladek,ale pulswoalo mi tak dziwnie w jego obrebie.Mialem takie cos pierwszy raz i nie wiem czy to kolejny objaw nerwicy czy jestem na cos chory?Jak ja mam z tym Zyc?Musze jechac teraz do miasta i modle sie,zeby to nie wrocilo!Chce znowu cieszyc sie Zyciem,smiac z byle czego,chce zeby bylo jak dawniej!Ale w glebi duszy wiem,ze to nie wroci.Ze nawet jesli bedzie lepiej to nigdy nie bedzie juz tak samo!To jest koszmar.Kazda nadzieja ktora mam na wyzdrowienie to nie w kolejnych nowych objawach tego skurwysynstwa!Czy zawsze juz bede sie bal,ze wychodzac z domu zwariuje,zemdleje,powiem cos glupiego,zaczne krzyczec albo cos mi sie stanie?Kurwa!Chce isc do lekarza,ale nie moge sie pozbierac,moze sa jakies domowe sposoby,aby wroci do siebie,zapomniec,zeby sie polepszylo?Prosze,pomozcie mi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze Grzybku nie mysl juz o tych dragach bo... moglo to sie skonczyc duzo gorzej. ciesz sie ze to "tylko" nerwica bo niektorzy po narkotykach zapadaja na choroby psychiczne, psychozy i schizofrenie. wiec akurat nerwica nie jest taka jeszcze najgorsza ;)poza tym dragi tylko mozliwe ze pomogly wywolac nerwice ale ona prawdopodobnie i tak by sie pojawila..

 

po drugie mozna wyjsc z nerwicy bez pomocy lekarza oczywiscie, bez brania lekow ale trzeba sobie uswiadomic jeden fakt. nerwica to konflikty wewnatrz nas i rozwiazanie ich to jedyny problem na wyl;eczenie wiec z ta wiedza mozna samemu nad soba pracowac. jak ktos mysli ze pomoze mu melisa albo przelezenie w lozku to sie myli niestety.. chociaz byloby o wiele latwiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co,ja wolalbym nie czytac juz o jebanych psychozach,schzofreniach itp.Doluje mnie to.Nerwice mialem od dziecka,ale nie az tak silna,wtedy Zylem i cieszylem sie Zyciem,Ciesze sie,ze cpalem tylko te 7 miesiecy,mialem kilka naprawde mocnych faz,ale juz nigdy do tego gowna nie wroce!Pozdrawiam

 

 

Grzybek..przestań używać wulgarnych słów.

*mod.atrucha

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konflikt wewnętrzny to ja mam np. jak mam isc i się wytłumaczyć, zmusić do niemiłej rozmowy, powiedzieć komuś, co mu się z pewnością nie spodoba. I wiem, że muszę... I tego nie robię.. I cierpię myśląc o tym, nakręcam się i jeszcze bardziej chcę, i jeszcze mniej mogę..

Konflikt...

Ale czy wewnętrzny??

Ogarnia cały świat, choć podobno rozgrywa się we mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BBB dziekuje za wszystkie wpisy w tym temacie.

 

Zgadzam sie, ze Freud mialby z Nami duuuuzo pracy ;-)

 

Dowiedzialam sie od nowej Psycholog, ze np.moj konflikt wewnetrzny, to stale starania o to, by dostosowac sie do kazdego rozmowcy, jego oczekiwan, wyobrazen o mnie. Balansowanie pomiedzy kompleksem nizszosci, a wyzszosci, tzn.ja boje sie, ze ktos uzna mnie za ''slabsza'' od niego lub ''lepsza'', i w skutek tego zaatakuje, czyli zrani, osmieszy, zakpi, wydrwi, zdoluje... Zawsze chce byc taka jak druga strona, a nigdy nie jestem soba, czyli taka jaka chce byc.

 

Uogolniajac-mam bbb nadszarpniete poczucie wlasnej wartosci, a to wynosimy z dziecinstwa.

 

Sporo Osob tu o tym pisze.

 

Cholernie przykro i trudno to sobie powiedziec, ale tak jest-swiadomie lub nie-dostalismy piekny bagaz na zycie od najblizszych...

 

Konflikt wewnetrzny pojawia sie rowniez przy ''zderzeniu'' realiow, w ktorych tkwimy, a naszego pomyslu na to, jak chcielibysmy zyc, czyli np. macierzynstwo, malzenstwo, a my widzimy, ze to jednak nie tak, ze potrzebujemy troche oddechu, chwili dla siebie.

 

Brak akceptacji swojego wygladu tez rodzi konflikt wewnetrzny, ktory przerzuca sie na sfere psychologiczna.

 

Co z tego, ze uwaza sie mnie za atrakcyjna, ladna, a nawet bardzo, skoro ja tego nie widze, i zawsze chcialam miec dlugie blond wlosy...

Sobie zawsze wydaje sie koszmarnie brzydka, ale taki obraz siebie tez wynioslam z domu.

 

Wedlug mnie, konflikt wewnetrzny to nie zrealizowane marzenia, wyparcie sie siebie na rzecz obsesyjnej potrzeby akceptacji, to tak, jakby nasze zycie zalezalo od innych i nasz dobry obraz siebie tez.

 

Zamkniete kolo.

 

Czy Ktos ma pomysl jak z tego wyjsc?

 

A.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj po przeczytaniu Twojego postu az mnie zatkalo :? To nie do pomyslenia jak mozesz godzic sie na tak zle traktowanie !!!! Jak Twoj chlopak dlugo jeszcze zamierza Cie ponizac,wyzywac przeciez to jakis tyran,a nie czlowiek z ktorym mozna dzielic wspolne zycie.Ty jestes chora,a on chyba jeszcze bardziej,jemu takze przydalaby sie wizyta u specjalisty bo widocznie nie umie zapanowac nad swoimi emocjami.Na Twoim miejscu juz dawno dalabym sobie spokoj z czlowiekiem,ktory Ciebie nie rozumie,co z tego,ze byl przy Tobie jak czulas sie zle jezdzil po lekarzach,jak przez niego powiekszasz swoje leki.Ty potrzebujesz spokoju,a nie takich sytuacji,powinnas ich raczej unikac gdyz to poglebia chorobe.Co do Twoich rodzicow to bez komentarza,cos rozumiem z tej sytuacji bo moja mama tez nie chce uwierzyc,ze jestem na taka chorobe chora jak nerwica lekowa,twierdzi,ze mam jakies fanaberie zaszywam sie w domu i nigdzie nie chce wychodzic.Niestety ale ludzie zdrowi malo rozumieja nas chorych,dla nich nasze problemy sa blache bo nigdy sie w takiej sytuacji nie znalezli.Ja mam kochajacego meza,w kazdej sytuacji mnie wspiera,rozmawia gdy jest mi bardzo zle i stara sie abym wkonu wyzdrowiala, to w jego rekaw moge sie wyplakac i opowiedziec o wszystkim co mnie nurtuje i co mi sprawia trudnosci.To wlasnie on- zdrowy czlowiek potrafi zrozumiec.Tobie tez takiego faceta zycze,nie licz na to,ze Twoj chlopak sie zmieni,tez kiedys mialam do czynienia z takim facetem ale niestety juz nie mam,teraz meczy sie z nim inna kobieta,ktora jest ponizana i chodzi z sincami pod oczyma.Radze Ci przemysl to sobie nie wolno kogos bic i ponizac,spojrz na swiat z innej perspektywy.Trzymaj sie i zycze Ci wszystkiego dobrego.....pa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie mnie męczy koszmarna emocjonalna pustka. W ogóle nie czuję siebie, nie moge dogrzebać sie do emocji, które pod pustką się kryją. Nie mogę ich poczuć i odreagować. Jestem wyczerpany, marzę o chwili spokoju i odpoczynku. Bywacie puści?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mnie tez meczy pustka emocjonalna, natomiast ze swoja niewiara juz sie pogodzilam i juz mnei nie meczy pytanie o sens istnienia bo...jakiegos glebszego sensu nie ma, tak samo jak nie ma jakiegos glebszego sensu w istnieniu zwierzat- poza przedluzeniem istnienia gatunku. A jaki jest sens przedluzania gatunku? Zaden, bo wiele juz gatunkow istaniolo na swiecie i wyginelo, wiec jak widac nie mialy wiekszego sensu. Moze jakis tam biologiczny, ale na pewno nie duchowy. Oczywiscie jest to tlyko moje skromne zdanie:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam w sobie bardzo silne przekonanie, że śmierć kończy wszystko

A czy masz bardzo silną gwarancję, że śmierć kończy wszystko? Słyszałeś o śmierci klinicznej? Ludzie zapamiętują różne rzeczy z takiego zdarzenia, czasem trudne do wytłumaczenia, zaskakujące - poszukaj sam w internecie o tym. Więc jeżeli coś takiego się zdarza, to już jest pewien mały dowód na to że coś jest po tej drugiej stronie.

bo...jakiegos glebszego sensu nie ma, tak samo jak nie ma jakiegos glebszego sensu w istnieniu zwierzat- poza przedluzeniem istnienia gatunku

Przedłużenie gatunku swoją drogą - to instynkt. Ale każdy z nas posiada duszę i uczucia, które z przedłużeniem gatunku nie mają nic wspólnego. I nic więcej o tym nie napiszę bo nie mam co pisać. Po prostu piernik nie ma nic do wiatraka. Moim zdaniem nie można aż w takim stopniu łączyć ze sobą życia biologicznego i sfery duchowej człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×