Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

błagam pomóżcie mi! wiem, że ludzie, którzy mają nerwice, mają lepsze i gorsze dni. Ale ja już funkcjonować nie potrafię. W autobusie mam paranoje, że zaraz zemdleje, ręcę mi drżą, ogólnie czuję lęk. A domu nie mogę jeść przy innych, bo mam wrażenie, że drżą mi ręcę, jak tak myślę to rzeczywiście tak się dzieje... już nie wspomnę o tym że serce mi wali jak oszalałe itd... pomocy, co możecie mi na to poradzić??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lot_nad_kukulczym, Pisałam przed chwilką w innym wątku na ten temat.

Zażywając same leki nie dojdzie się do równowagi, może chwilowo, a problemy mogą wrócić. Polecam psychoterapię, jako metodę dojscia do przyczyny i źródła nerwicy lękowej, leczenia skutków w późniejszym czasie. A nie tuszowania objawów i skutków. Dobry psychoterapeuta!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki wielkie za radę. Właśnie zrobiłam olbrzymi, jak dla mnie krok do przodu. Mianowicie pokonałam swoje lenistwo i niechęć wyjścia z domu i byłam na pierwszej rozmowie u psychologa. W zasadzie nie dowiedziałam się niczego nowego, to bardziej ja opowiadałam o swoich problemach. Psycholog skierował mnie do psychiatry, mówił, że w moim przypadku najlepsza będzie, po paru spotkaniach indywidualnych z psychiatrą, terapia grupowa. Dziś czuję się lepiej, chociaż jak zaczęłam mówić psychologowi o moich problemach, objawach itd. to dostałam ataku lęku. Nagle myślałam, że zemdleję. Ale pózniej było już coraz lepiej. Teraz wierzę, że da się z tego wyleczyć, mam przynajmniej taką nadzieję. Bardzo mi pomogły metody, które wyczytałam na blogu "Historia pewnej nerwicy". Stronę tę znalazłam dzięki temu forum i którymś tam wątku. Polecam!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heloł

 

Moja historia z nerwica zaczeła sie w sumie nie wiem kiedy. pewnie długo wczesniej zanim zorientowałam sie o co chodzi.

 

W domu moim "rodzinnym" nie pamietam w sumie zeby było fajnie. Nie pamietam zeby sie przytulali do siebie rodzice. Ani nic w tym stylu. Ale nie było tez jakos strasznie źle. jezdzilismy do rodziny na wakacje. Spedzałysmy z siostra czas z mama przy liscie przebojów niedzwieckiego. Pisze bo to akurat bardzo zapadło mi w pamiec:) Potem mama straciła prace a ojciec nierób z kopalni poszedł na rente bo mu sie nie chciał pracowac. I jak mam zaczeła potem pracowac zeby spłacic wszystkie długi na dwa etaty to zaczeły sie w domu awantury. Ojciec zaczał wiecej chlac piwa pewnie z nudów siedzenia w domu. Wiecznie miał do nas pretensje o wszystko. I zawsze patrzył sopde łba z wzrokiem mordercy jak spadła mi łyżka ze stołu albo cos w tym stylu. Potem zaczał bic matke. Po trzech latach niezłego koszmaru mam sie w koncu z nami wyprowadziła do babci.

 

Juz wtedy pewnie miałm nerwice ale kto w latach 80/90 myslał o tym zeby zaprowadzic dziecko do psychologa.

 

Pamietam ze przez cały okres dzieciństwa i dojrzewania miewałam takie napady ze nie umiałam wziąsc oddechu głebokiego i takie tam. Niby nic ale to juz przeciez nerwica. Nawet nie był sie komu poskarzyc bo matki w domu juz nie było prawie w ogole bo albo w pracy albo na studiach kótre w miedzyczasie rozpoczeła. Nigdy nie było sie komu zwierzyc.

 

 

Potem po szkole zaczełam pracy. Parszywa zreszta i do dzisiaj w niej sie mecze. Potem poznałam mojego meza. Po ślubie miewałam juz małe jazdy alew jeszcze nie wiedziałam ze to nerwica. Np bałam sie ze ze mam AIDS albo znowu nie umiałam nabrac powietrza ale myslalam ze to z bolu miesni od noszenia w pracy. Zreszta jeszcze wtedy duzo sie u mnie dział wiec nie było czasu na jakies głupie myslenie.

 

Wszystko było ow miaredo czasu mojej ciąży i i pewnych informacji w telewizji ze kobiety w ciazy najczesciej umieraja na zatory płucny. I zaczeła sie cała spirala lęku która trwa do dzis w mocniejszym lub mniej mocnym nasielniu. Zaraz po porodzie było bardzo źle. Tym bradziej ze duzo nosiłam dziecko i bolały mnie miesnie i klatka piersiowa. wiec od razu małam zawał lub zator of corse. Potem latem sie jakos pozbierałm i juz było w miare bez wiekszych ataków i natretnych mysli. Po roku od porodu wróciłam do pracy z wesołym nastawienie. Ale niestety po dwuch tygodniach zmarła bliska mi osobo młoda w ciagu 3 tygodni na chłoniaka i zaczeło sie od pocztaku. Osoba ktora zmarła była dodatkowo partnerem mojej mamy wiec doszło opieka nad nia itd.

 

Coraz bardziej dojrzewam do tego zeby isc do psychoterapełty. Mam nadzieje ze w konu tam dojde.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

tak jest. pora powaznie porozmawiać z kimś kto zna sporo sposóbow aby człowiekowi nakreslić rozwiązanie.

Może się czegoś boisz/balaś/coś wywarło na tobie spore negatywne wrazenie ??

Ja mam "nerwicę" totalny lęk, polączony z bólami brzucha, takim ogólnym ściskiem kl.piersiowej...;/

no i masa tych myśli negatywnych zalewajacychmój mózg (to wszystko po mojej pierwszej rozmowie o prace. ;/ nastawiona byłam pozytywnie, ale na miejscu spotkalam samych niekompetentnych ludzi którzy zwyczajnie zjechali mnie po rowni ;/ teraz nie potrafie się nie bac idąc np. do biura pracy ;/ dochodza do tego też inne cvzynniki które ni były ode mnie zależne... )

 

koszmar.

 

spróbuj uderzyć do specjalisty :)

poszukaj w sieci najlepszego w okolicy.

i ratuj siebie.

 

 

Pozdrawiam.

Karolina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Moja historia( wydaje mi sie) ze zaczela sie od 2008r kiedy wlasnie przezylam zatorowosc plucna mialam wtedy 20 lat. objawialo sie u mnie uciskiem w klatce piersiowej dusznoscia wrecz problemem z oddychaniem ale nie takim jak mam teraz( tzw klucha w gardle i uczucie jakby takiego zatkania) ale taka dusznosc z wnetrza organizmu nie potrafie inaczej tego wyjasnic ale roznica jest mniejsza o to. pamietam ze w piatek szlam do szkoly, bieglam na autobus a raczej podbieglam i tak strasznie sie zmeczylam i mowie sobie ale mam slaba kondycje no nic bylam wrocilam, w sobote wyszlam z psem zrobilam kolko na okolo bloku i zaczelam strasznie kaszlec poza tym ten ucisk w klatce i oddech jakbym przebiegla spory odcinek, w domu usiadlam pare glebszych oddechow i tak sobie mysle pewnie mam zapalenie oskrzeli albo pluc w poniedzialek pojde do lekarza nie chcialam panikowac bo moja mama zawsze mowi ze jestem przewrazliwiona na swoim punkcie, hipochondryczka i w ogole tym bardziej ze pracowala wtedy za granica to po co dzwonic i ja martwic. na miejscu byl moj chlopak i jakos mnie wspieral. niedziela- caly dzien przelezalam ciezko mi sie nawet mowilo bo jak mowilam to sie strasznie meczylam. w poniedzialek wstalam umylam zeby z trudem ubralam sie i poszlam do przychodni ktora mam w odleglosci 300m od domu szlam jak babulka conajmniej 90letnia czyli po pol kroczku az w koncu stanelam bo tak mi si ekrecilo w glowie i niestety zrobilo sie glucho ciemno a juz upadku nie pamietam, pamietam jak mnie kobieta za reke szarpala i pytala czy mi pomoc ale najpierw to uslyszalam taki moj ciezki oddech ludzie wezwali karetke pojechalam mierzyli cisnienie chyba nie bylo najgorsze za to serce bilo za szybko puls byl 125 jak lezalam dali mi na miejscu tabletki, zastrzyk i kroplowke na uspokojenie serducha po czym za ok 10 15 min mialam juz ok 40 i ponizej bo im prawie odjechalam( i "dzieki" temu incydentowi mam wielki strach przed braniem jakiegokolwiek leku oprocz witamin i lekow ziolowych ew. p/bolowych). po 10 dniach wyszlam ze szpitala ale dopiero zaczela sie moja historia ciagle badania (oczywiscie caly czas na lekach) leczylam sie w akademii medycznej poradnia hematologii w kazdym razie nie postawili mi jednoznacznej diagnozy stwierdzili ze najprawdopodobniej bylo to od tabletek antykoncepcyjnych. kazdemu lekarzowi jak mowie o przebytej chorobie to robie wielkie wrazenie a tym samym daja mi do zrozumienia ze tak na prawde nasza medycyna nie jest na tyle rozwinieta zeby mi postawic diagnoze. przepraszam ze sie rozpisalam ale teraz po krotce napisze o dalszych mych losach...

 

W 2009r mialam przypuszczenia tetniaka mozgu tzn nie ja sobie wymyslilam tylko lekarze bo przyjechalam do nich z anizokoria(czyli nierownoscia zrenic) moja byla na prawde duza wiec mnie tym przypuszczeniem zalamali.

przez te incydenty zaczelam byc akltycznie przewrazliwiona na swoim punkcie czesto mierzylam sobie cisnienie jak bylam poza domem to liczylam sobie puls, patrzalam w lustro to sprawdzalam czy zrenice sa rowne, nie zamykalam sie w lazience jakbym np zemdlala, balam sie zamykac oczy przy myciu glowy i tak sama po malu sie rozkrecalam w tych moich lekach.

w tym roku wyjechal moj chlopak za granice na 2 miesiace ja bylam w domu z mama ktora malo ze mna rozmawia z reszta nie jest nawet przecietnym sluchaczem:) oczywiscie chodzilam do pracy lecz od 2010 r mialam problemy z kregoslupem i dostalam sie w koncu na rehabilitacje na ktora dostalam 2 tyg zwolnienia podczas ktorego zlapalam infekcje goraczka zatoki zawalone kaszel itp. i od tego zaczela sie moja nerwica nasilac nie moglam spac to gralam w luxora zeby sie zajac czyms innym dusznosci nagle pocenie sie panika i oczywiscie lek przed zatorowoscia i smiercia.

teraz od ponad miesiaca jest moj chlopak i ciagle mnie wspiera i mowi mi ze to sa nerwy i ze to co sie dzieje to jest we mnie i nie powinnam brac lekow bo to nie jest wyjscie i ja go popieram poniewaz jesli sami sobie z problemem nie poradzimy to tabletki juz tego na pewno nie rozwiaza a moga uzaleznic. moim problemem jest tez to ze jak o tym opowiadam to placze i ogolnie duzo placze, 8go bylam u pani psychiatry i przez 3/4 wizyty plakalam ale wiedzialam ze tak bedzie bo jestem wrazliwa osoba i nie powiem zebym nie uzalala sie nad soba. poza tym w moim zyciu na prawde duzo sie dzialo ojciec bil matke, mama przeszla 2 depresje z proba samobojstwa i ja przy tym bylam chociaz bylam moze za mala zeby kumac ale gdzies to w glowie zostalo, czesto matka ze mna spala bo bala sie ojca ze ja pobije jak wroci, uciekala z nami do kolezanek na pare nocy w koncu sie rozwiedli ale nie raz budzilam sie z koszmarem ze matka krzyczy. moj brat od 8 roku zycia jezdzil do szpitala mial bardzo duzo operacji i na niego skupiali sie rodzice dziadkowie wujostwo nawet kiedys powiedzialam ze tez chciala bym byc chora zeby wszyscy mnie tak kochali teraz wiem ze dziecku ktore jest chore poswieca sie wiecej uwagi ale dzieci nie musza tego rozumiec i czuja sie odepchniete.

pewnie wiekszosc z Was nie przeczyta mojej historii i jeszcze duzo moglabym tutaj pisac ale zawsze sobie tlumacze nawet tej psychiatrze ze sa osoby ktore maja gorzej i daja rade, wiem ze nie mam az tak zle ale czasami czlowieka przerastaja problemy i czara goryczy sie przelewa... pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:( od poczatku tygodnia czuje się na krawedzi ataku nerwicy. Trzesa mi się rece, boli mnie brzuch, ściska mnie w glowie, mam natretne mysli, serce mi kołacze, ogolnie czuje się lekowo .. dłuzszy okres było dosyc dobrze a tu nagle pf. cos sie zepsuło. Boje sie, że nerwica znów zdominuje Moje zycie codzienne i bedzie tak jak kiedys. Mam na mysli to, że znow zaczne bac sie wychodzić do pracy, do ludzi, do znajomych. :? zaszyje sie jak kret a tego starałbym się uniknąc.

Jeżeli chodzi o te przeczucia to nauczylem się przeczuwać/ wyczuwać Swój nadchodzacy lekowy nastrój. Jeżeli kilka dni wczesniej duzo mysle o pracy, Swoich zainteresowaniach, o przyszłosci - w takim kontekscie, że czuje jak mi to ucieka to znaczy, że w niedługim czasie znów odezwie się nerwica. Zagmatwane to, ale mniej_wiecej mozna cos z tego zrozumieć. .., zeby było jeszcze jasniej to podam konkretny przykład: jak wiadomo Moja praca i zarazem najwieksze zainteresowanie to mechanika samochodowa/ samochody/ i wszystko co z tym zwiazane. Ogólnie jeżeli mam dobry humor traktuje to jako zwykla prace/ zainteresowanie jak kazde inne natomiast gdy czuje sie lekowo (jakby to powiedziec) traktuje to jako jeszcze wiekszy powod do leku i zdołowanie. .. bo przecież jakbym juz nie wyszedł z nerwicy to tyle jest jeszcze rzeczy, których chciałbym się nauczyć, które chciałbym poznać i przezyć. Jest tyle ciekawostek, ..

Jeżeli ktoś nie rozumie Mojego problemu to nie wiem jak lepiej wytłumaczyć i nakreslić to co chciałem w tym poscie przekazać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, wiem o co Ci chodzi, ja czuję podobnie. Ja lubię podróżować a tak na dobrą sprawę dopiero co zacząłem od kilku lat. Raz ,że wcześniej nie miałem na to środków ani czasu , dwa zamiast wybierać nowe miejsca jeździłem przez 15 lat w jedno miejsce do Hiszpanii a zimą co roku do Egiptu. Teraz wszystko miało się zmienić, mieliśmy polecieć w tym roku do Tajlandii w planie były też Chiny a póki co mam problem wybrać się 10km do marketu na zakupy. Tyle,że nie myślę ,że mógłbym z tego nie wyjść. Medycyna i farmakologia/farmaceutyka robi ciągle postępy, poza tym wierzę w siebie i w terapię która mnie czeka. Tego na razie się trzymam i niech tak będzie.

 

Jeśli wiara czyni cuda to ja wierzę ,że się uda :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

Moja "choroba" prześladuje mnie już od ok. 10 lat. Jestem na etapie 3 terapii. Niestety zawsze kiedy już mam odstawione leki i zaczynam się czuć lepiej, kończę terapię i myślę, że nerwicę mam już za sobą, ona powraca jak bumerang.

Dzięki terapiom mogę funkcjonować, ale co to za życie...Owszem chodzę do pracy, w weekendy uczę się a w wolnym czasie spotykam z ludzmi. Jednak LĘK jest zawsze obecny. Nie wiem co zle robię. Często myślę, że mam lepszy dzień, czuję się spokojnie a tu nagle atak...Cały czas walczę z natłkoiem myśli, który chyba najbardziej mi przeszkadza, bo do objawów biologicznych już się przyzwyczaiłam.

Prawdopodobnie fakt, że jestem "chora" od wielu lat nie pozwala mi się do końca pozbyć lęków. To wszystko jest tak głęboko zakorzebione, że naprawdę trudno jest z tego wyjść. I tutaj rada dla osób, które dopiero zaczynają zmagać się z nerwicą. Nie lekceważcie problemu, bo im dłużej będziecie zwlekać z terapią tym ciężej będzie w przyszłości. Kujcie żelazo póki gorące.

Na szczęście mam pomoc męża, który jest zawsze przy mnie i nigdy nie narzeka (chociaż ma powody!). Jednakże blokada, której sama nie rozumiem, nie pozwala mi na to aby cieszyć się życiem. Czuję się ograniczana. Jest tyle rzeczy, które chciałabym robić a nie mogę bo po prostu się boję lub nie chce mi się. W tak smutny sposób tracę najlepsze lata mojego życia.

Chcialabym mieć dziecko ale się boję, że przez nerwicę uszkodzę płód. Chciałabym sie rozwijać zawodowo ale boję się, że będę się za bardzo stresować, przez co ataki będą się częściej pojawiać. Cały czas studiuję, mam duży potencjał ale często nie chce mi się po prostu uczyć. W zasadzie to boję się wszystkiego...

Cały czas wierzę, że będzie lepiej. Widzę poprawę, ale wystarczy mały stres, niewyspanie, zmęczenie aby nerwica głośno się przypomniała.

 

Cieszę się, że odnalazłam to forum. W jakiś sposób uspokaja mnie fakt, że nie jestem sama i że to co przeżywam nie jest obłędem...

 

Walczmy. Ja do tej pory się nie poddałam, czego i Wam wszystkim życzę.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nerwicowa są komentarze na forum , które niosą nadzieję ale są też takie które ją odbierają. Twój zalicza się do tych drugich :( . Jak sobie przypominam początki nerwicy to miały one miejsce 20 lat wstecz i do tej pory nie wiedziałem ,że to właśnie nerwica i chyba dzięki temu normalnie z tym żyłem. Ostatnimi czasy miałem 4-5 napadów paniki i lęku w ciągu pół roku. Teraz kiedy wiem ,że to nerwica , żyję w ciągłym strachu i nie bardzo sobie wyobrażam jak to może zmienić terapia. Chyba bardziej wierzę w leki, co prawda od kilku tygodni biorę bioxetin i nie bardzo mi pomaga ale np. po xanax mam natychmiastową poprawę (wiem ,że to nie jest rozwiązanie, a wręcz przeciwnie). Oczywiście terapię mam w planie ale kiepsko to widzę :? czytając komentarze ludzi takich jak Ty. Wygląda na to ,że to choroba nieuleczalna i trzeba się z tym pogodzić a terapia i leki służą tylko łagodzeniu przebiegu i objawów choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Michale,

 

Nie sądziłam, że tak dołująco mogę brzmieć. Przepraszam, jeśli kogoś to wpędziło w większą bezradność. Ale niestety to jest moja prawdziwa historia.

Cały czas chcę wierzyc, że będzie lepiej, ale jest gdzięś głeboko zakorzeniony lęk, który jak diabełek siada na ramieniu i się ze mnie śmieje. Czytam wypowiedzi osób i widzę swoją chorobę w różnych stadiach i mam nadzieję, że najgorsze mam za sobą. Teraz może być już tylko lepiej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Wróciłem na forum po prawie 5 latach (tylko pod innym nickiem) W skrócie moja historia wygląda następująco:

5 lat temu uświadomiłem sobie, że się ze mną źle dzieje-apatia i poszedłem do losowo wybranego psychiatry, który zapisał mi aurex. Źle się czułem po 1 tabletce (20 mg) i go odstawiłem, bo nie mogłem spać, niepokój, lęki itp. Niestety po kilku/kilkunastu dniach od wzięcia tabletki wypiłem 4 piwa. W nocy obudził mnie KOSZMAR (wszystko to co po aurexie tylko x10+inne bonusy) Myślę, że aurex mi rozregulowałem biochemię mózgu, a alkohol dokończył dzieła...Po tych akcjach, które trwały 3 dni prawie non-stop (był weekend i jakieś świeto), poszedłem do swojego neurologa, który zapisał mi asentrę i xanax. Asentra postawiła mnie na nogi, umożliwiła mi w miarę normalne funkcjonowanie. Na początku leczenia asentrą były chyba wszystkie skutki uboczne,ale z xanaxem jakoś poszło. Później było róźnie, ale do wytrzymania: rozregulowane jelita, bóle głowy, poranny niepokój,ciągłe zmęczenie,bóle stawów. Asentra mnie wyciszyła i pozwoliła wrócić do normalności, cokolwiek to znaczy. Brałem ją 1-1,5 roku i odstawiłem bez problemów schodząc z spokojnie dawką. Przez 2-3 lata od ostawienia było ok. Chociaż też miałem różne dni. Doszło mi wiele stresu co kumulowało się każdego dnia i dało o osobie znać jakoś na początku tego roku. Głównie mój stres alarmował mnie w postaci objawów somatycznych: wysokie tętno (90-120), kłucie w łydkach i pod żebrami, ból żołądka, napięciowe bóle głowy, nerwowość ciężka do opanowania, poranny galop myśli,spadek masy ciała (ok. 10% w ciągu roku), bóle w przedramionach i udach, skurcze mięśni,lekkie zaburzenia widzenia, lekka przejściowa deralizacja, ciągle było mi zimno. Samopoczucie przez ostatnie kilkanaście miesięcy było const. czyli ani dobre ani złe. Cały czas takie samo+plus częsty brak motywacji. W trakcie stresu oczywiście waliło mi tętno, bolała mnie głowa, drobny niepokój, ale żadnych lęków i innych przykrych rzeczy nie doświadczałem. Bardzo mnie zaniepokoiły silne zawroty głowy od początku lutego br. Zdecydowałem się na wizytę do mojego neurologa, ponieważ tętno nie chciało się ustabilizować, ostatnio miałem dużo stresu i rodzinka mnie namówiła, bo martwią się o mój apatyczny nastrój i moje zawroty głowy. 1,5 tygodnia temu stawiłem się u mojego neurologa z tomografią komputerową głowy i badaniami krwi i w sumie ok. Na tomografii wyszła malutka torbiel, ale podobno mogę mieć ją od dzieciństwa i taka skaza w niczym nie przeszkadza, ani nic nie zmienia w pracy mózgu. Lekarz zapisał mi eliceę 5 mg i zomiren 0,5 mg. Tydzień temu wziąłem w sobotę rano 1 tabl. elicei i niestety to czego już zapomniałem wróciło: lęki, niepokój, uczucie bezradności, lęk przed zrobieniem sobie krzywdy spowodowanym uczucie braku kontroli nad swoimi myślami, bezsenność, pocenie się, nerwowość,szumy w uszach - innymi słowami KOSZMAR. 1 eliceę wziąłem jeszcze w niedzielę. Zomiren wziąłem tylko przez pierwsze 2 dni na noc,żeby zasnąć. Od prawie tygodnia nie biorę leków, ale niestety nie powróciłem do "formy" z przed tamtej soboty. Najbardziej męczą mnie i niepokoją te myśli/lęki o zrobieniu sobie krzywdy. Wcześniej nigdy sobie nic nie zrobiłem i nie zrobie, ale taka bezradność i uczucie braku kontroli nad myślami nie jest miłe. W środę jestem zapisany do dobrego psychiatry, z którym muszę porozmawiać o lekach, bo widzę, że jestem wyjątkowo wrażliwy na SSRI. Przed wzięciem elicei miałem plany, żeby wziąć się za siebie (głównie sport), ale teraz muszę chyba przeczekać jak mi to rozregulowanie przejdzie i najważniejsza jest konsultacja z lekarzem. Macie doświadczenia, po jakim czasie mogę wrócić do formy z przed tygodnia (jeśli to jeszcze możliwe)? Jestem pewny, że te 2 tabl. elicei podrażniły mi receptory lub inne części mózgu i jestem ciekaw kiedy mi to się ustabilizuje (do formy z przed tygodnia)? Napiszę to pytanie jeszcze w dziale LEKI, bo wiele osób przez to wypracowanie może nie przebrnąć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi JamesRS,

 

Niestety nie mam doswiadczenia w braniu roznych lekow. Ja od poczatku dostawalam Lexapro i zawsze skutkowało. Natłok myśli oraz myśli, że sobie coś zrobię są mi niestety dobrze znane...Nie powinieneś się tym przejmować. Zwykła reakcja mózgu, chociaż bolesna. Dzięki terapii potrafię na to spojrzeć z dystansem, ale nie zawsze wychodzi.

Psychiatry nie polecam, ponieważ nie sa dobrymi terapeutami. Psycholodzy dużo bardziej rozumieją nerwice. Takie przynajmniej jest moje dozwiadczenie. Ja chodzę do psychiatry raz w m-cu aby kontrolować dawki leków ale problemy omawiam u psychologa.

Jezeli lęki sa uciazliwe to najpierw wycisz je lekami a potem szukaj wlasnego wyjscia. Kazdy ma inny sposob, ja swojego jeszcze nie odnalazlam (a trwa to 10 lat), ale wytrwale szukam.

 

Zycze wytrwalosci

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, od pół roku biorę Citabax 20, zaczynałam od połówki, w tej chwili zjechałam z półtorej do jednej i będę brać coraz mniej. Jednak coś jest nie tak, jeszcze 2 m-ce temu czułam się znakomiciem teraz coraz częściej mi źle, budzę się każdej nocy, a raczej budzi mnie lęk o śmierci, nawet nie zdążę się dobudzić dobrze, a już mam w głowie myśl, że po co żyć, i tak umrzemy wszyscy, po co się starać, denerwować, i tak to nie ma sensu, bo skończymy pod ziemią... i tak co noc.. Nie mam wpływu na to co mi włazi do glowy. Mam już dosyć, nie chciałabym prosić lekarza o zwiększenie dawki z powrotem, bo po półtorej tabletce byłam silnie elektryczna, wszystko mi leciało z rąk, wszystko chciałam szybko, dużo, ale to było też wkurzające. Już sama nie weim, co robić, wiem, że ze mną nie jest chyba tak źle, jak z niektórymi z Was, ale chcę chociaż pogadać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

basia1978, wspomagasz się tylko lekami? Porozmawiaj o tym wszystkim z lekarzem przy najbliższej wizycie, może zaproponuje coś innego niż zwiększanie dawki bo jak sama piszesz nie działało to na Ciebie zbyt dobrze. Leki pomagają, ale to nie wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam.

 

Od ponad miesiąca mam dziwne objawy.

 

A wszystko się zaczeło od kursów zawodowych..

Zaczełem jezdzić do dużego miasta na te kursy i tam się zawsze źle czułem(nie pewnie,kołatanie serca,drętwne nogi,dusznosci złe samopoczucie) kursy miałem przez miesiąc i je ledwo zdałem..A objawy mam do dziś dzień..

A teraz coś o mnie:

A mianowicie mam 17 lat 65 kg wagi 170 cm wzrostu

Moje objawy to bóle głowy,drętwienie nóg i lewej ręki..kołatanie serca,dusznosci,zawroty głowy..ogólne złe samopoczucie.zaburzenia wzroku.

Byłem w szpitalu i wszystkie wyniki mam dobre..

Może to wskazywać na nerwicę gdyż dolegliwosci mam gdy wychodzę z domu,oglądam telewizję..itd

Czuję że uleciało ze mnie życie..i się cały czas tym martwię.

W najbliższym czasie udam się do psychiatry gdyż niema już innego ratunku..

Często siedzę sam w pokoju albo śpie bo niemam na nic siły..

Kiedyś byłem inny..

Chodziłem z kumplami na miasto,pograć w piłke..ogólnie dużo czasu spędzałem ze znajomymi.

Teraz nic mnie nie cieszy,niechce wychodzić do kumpli ani nawet do szkoły(choć bardzo lubie moją szłołe hehe )

Niemam problemów z nikim i i niczym..i niemam też czym się martwić bo prowadziłem normalny tryp życia(bezproblemowy ;) )

Chciałbym dodać że nie pije alkoholu,nigdy nie brałem żadnych narkotyków,dopalaczy,czy trawy ;p

Za to pale papierosy ale myśle że to dużego znaczenia niema..bo zazwyczaj pale 5-10 dziennie.I nie wpływa to jakoś na moje samopoczucie..

 

Ciągle się tym martwię..nie mogę nigdzie wyjsc bo odrazu mam te dolegliwosci i się denerwuję..zresztą w domu też mam ale mniejsze..

 

Spółczuję osobą które mają to samo co ja,bo to naprawdę cieżke do ogarnięcia...

A na tym forum pewnie się takie osoby znajdą

 

Chciałbym wrócić do normalnego trybu życia gdyż zbliżają się wakację i chciałbym gdzieś pojechać,ale w mojej obecnej sytuacji niema mowy o jakichkolwiek wyjazdach..

 

Tyle miałem do opisania,mam nadzieję że ktoś mi coś doradzi.....

 

Pozdrawiam i Dzięki za odpowiedzi

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marcol13, Lęk. Masz lęki przed wyjściem z domu. Prawdopodobnie jesteś lękowcem, a wyjazd mógł przyspieszyć objawy nerwicowe. Tak myślę.

Dobrze,że zamierzasz pójść do specjalisty. Poproś o skierowanie na sesje terapeutyczne. Lepiej dmuchać na zimne.

 

W domu też się niepewnię czuję ..ale poza domem to się bardzo nasila..choć jak pisałem niemam żadnych problemów z nikim

W domu jest spokojnie i mam fajną rodzinke hehe xD

Jestem już umówiony do psychiatry może jakieś psychotropy pomogą...

 

Dzięki wielkie za odpowiedź..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marcol13, Nie sądzę,żeby psychotropy pomogły, może z początku i też nie można ich brać bezkarnie.

Z jakiegoś powodu boisz się opuszczać dom, opuszczać miasto........

Prowadziłeś bezproblemowy tryb życia....co to znaczy?

Bo może być tak,że pojawiły się trudności, a Ty sobie z nimi nie potrafisz radzić.

A jak Twoje relacje rodzicami?

 

marcol13, jeśli odpisujesz osobie, która jest nad Tobą, nie musisz cytować całej wypowiedzi, chyba ,że to cytat wybranego fragmentu. Kliknij tylko na nick tej osoby, a ta osoba będzie wiedziała,że jej odpisujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974,

 

A więc własnie że niemam powodu żeby się czegoś bać..

To mnie napada samo,te kołatanie serca,nogi mi drżą itd.

Ja się kompletnie niczego nie boje a właściwie jestem nawet odważny bo zawsze się pchałem do ludzi..skakałem nawet na bandżi i się nie bałem wogóle i to było 2 lata temu..Teraz za nic bym nie skoczył..nawet na wesołe miasteczko bym się nie wbił..

Od tego miesiąca mam te stany nerwowe,dzisiaj poszłem do sklepu i to samo..czyli nogi,szybkie tętno i niepewnośc.To sie samo z siebie bierze.

Bezproblemowy tryp życia czyli zawsze byłem spokojny,niemam z nikim problemów,w szkole też niemam(niemiałem do tej pory)Już miesiąc mnie w szkole nie było bo po prostu czuję ten lęk.

Relację z rodzicami mam dobre,wspierają mnie zawszę,pomagają z tym choć już sami rozkładają ręce...

Trudności niemam żadnych...Myśle tylko o tym żeby się oderwać od tego lęku i lecieć do przodu ale niedaję rady poprostu.............

 

Mam 17 lat a czuję że życie już się skończyło..zero chęci do czegokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

marcol13, A czego boisz się najbardziej? Tych objawów? Że serce kołacze, nogi Tobie drżą? Bo jeśli tego.....to poczytaj moze na temat hipochondrii.

Ale pod przykrywką hipochondrii też skrywają się lęki , obawy.

Dlatego powinieneś chcieć pójść na psychoterapię, to wiele wyjaśni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974,

 

Ogólnie mam złe samopoczucie,objawów się nie boję choć się tym przejmuję troche bo wiem że to przez tą nerwicę czy te lęki..

Poprostu jak gdzieś pójde to się niepewnie czuję (jakby ktoś miał mnie zabić)..

 

Neurolog w szpitalu mi mówił że jak psychika jest słaba to i organizm jest słaby..

Zrobił bym wszystko żeby było normalnie jak kiedyś...

Często mi łzy same lecą bo niemam już siły walczyć z tym wszystkim..

Chciałbym dostać jakiegoś porządnego kopa żeby było idealnie,bez złych myśli,bez żadnych objawów i żebym czuł to życie.

Teraz to naprawdę aż sie żyć niechce

Chciałbym dodać że nawet filmów też nie oglądam bo jak są jakieś drastyczne też mam dziwne napady...A kiedyś to lubiałem mocne kino..;D

 

A do psychiatry jak pisałem mam już wizytę więc może coś doradzi.....

 

Nawet mam takie wrażenie że na to nic mi nie pomoże i będzie tak do końca życia...

Aż sie żyć niechce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×