Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnie badania wyszły dobrze. Żadnych leków nie zażywam, jedynie leki ziołowe na uspokojenie - typu neospasmina. Mam zamiar wybrać się do psychologa, ale nie wiem kiedy bo matura zbliża się wielkimi krokami i ciężko jest zagospodarować czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich "NERWUSÓW" Jestem nowa na forum, choć bardzo często wchodzę na tego rodzaju strony, bardzo mi to pomaga. Tak jak i wy chorujecie na nerwice , to mnie też dopadło. Moja historia zaczyna się 2 lata wstecz. Podobnie jak FIOLETOWA KROWA która przeżyła chorobę i śmierć swego taty, u mnie było podobnie. Tata choruje na serce, miał zator płucny to wszystko działo się w domu. Stracił przytomność, oddech, wymagał reanimacji. Jestem dumna że dałam rade że zachowałam trzeźwość umysłu i go uratowałam. Lecz choć wtedy byłam twarda i silna, to po 2 miesiącach odezwała się nerwica,pamiętam to uczucie to było straszne. Kołatanie serca, pocenie się , wysokie ciśnienie, zimno na przemian z ciepłem zaczynającym się od czubka głowy po palce od nóg , drżenie rąk i całego ciała, ogromne pragnienie piłam wodę litrami i często latałam do łazienki, ucisk w gardle i wiele innych rzeczy. Tak na prawdę nie wiedziałam co mi było byłam przerażono. Pojechałam na pogotowie a tam pan "lekarz" powiedział że takie coś to nie choroba że sobie wmawiam i wymyślam i zajmuje mu czas. Byłam w szoku bo tak na prawdę nie powiedział nic co by mnie uspokoiło. W krótkim czasie doszło do kolejnego ataku umierania. Kolejna wizyta na pogotowiu bardzo miły i sympatyczny lekarz , dokładnie mnie przebadał i stwierdził że to nic strasznego , że to po prostu nerwica, i powinnam udać się do specjalisty czyli psychiatry. Porobiłam wszystkie możliwe badania- wszystko ok. Udałam się do psychiatry porozmawiałam , dostałam leki brałam przez 4 miesiące. Pomogły i pani psychiatra stwierdziła że mogę po woli je odstawiać. To było rok temu od tamtego czasu nauczyłam się dawać radę z atakami. Nie zawsze wychodziło i nie zawsze byłam silniejsza od nerwicy, oczywiście przez ten okres cały objawy nie które ustępowały , a nie które miałam pierwszy raz takie jak drętwienie rąk , nóg , ust, zawroty głowy. duszności. Chyba nauczyłam się żyć z "moją" nerwicą. Czasami jest łatwo zapanować nad sobą, lecz są momenty, napady że ona jest silniejsza. Mi pomaga zajęcie umysłu czymś innym rozmowa z osobą bliską , praca, prace domowe. Życzę wam osóbki nerwowe nie poddawajcie się temu strasznemu uczuciu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie objawy to twoja normalna reakcja na stres, tez tak miałem dość niedawno, chociaż u mnie to było takie bardziej zmienne. Duszności zastępowane były nudnościami, potem drgawkami itd...

 

Myśl tworzy emocję, a emocje takie objawy.

 

Utworzyło się u ciebie "błędne koło". Boisz się lęku, więc pojawiają się objawy somatyczne, które produkują lęk, który powoduje objawy somatyczne itd itd.

 

Polecam psychologa, takie przypadki leczy się terapią. Sporo ludzi ma podobne problemy z lękiem przed lękiem:P.

Lekom mówie NIE, bo otępiają i nie leczą przyczyny. Poza tym będą droższe niż terapia, która moze trwać ok 2 miesięcy, a branie leków może trwać w nieskończoność.

 

Te lęki są do przełamania! Walcz z nimi, pokonuj, a jeszcze o nich zapomnisz!

I zmotywuj się do jakiejść aktywności:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ewela20007 - fajnie ze sobie radzisz :) miło usłyszeć że ktos pokonuje to wstrętne chorubsko :)

 

fioletowa krowa - pomysl jak najszybciej o terapii,leki są tylko na uśpienie na jakiś czas nerwicy a i tak objawy calkiem przy lekach nie znikają, bez terapii i tak się nie obejdzie, a nerwica nie leczona albo uspiona wraca z podwojona siłą - wiem coś o tym;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musimy sobie radzić, nie mamy wyjścia. Ja w czasie ataku tłumacze sobie że to tylko film ;) zaraz minie i będzie ok, że ludzie umierają a z tym po prostu się żyje. Mnie stwierdzenia lekarzy pt ''to tylko nerwica'' zaczynają już śmieszyć, spróbowałby przeżyć jeden taki nasz atak, nawet najsłabszy, wtedy możemy pogadać.

jakubkowa ja nie mam pojęcia jak to dziadostwo mogłoby wrócić ze zdwojoną siłą...musiałbym chyba już umrzeć. Ale wybieram się, wybieram

Czy Wasi znajomy też się od Was odsuneli? Bo się boicie, bo nie chcecie gdzieś wyjść? Ja mam ich coraz mniej. Na szczęście mam psa który zmusza mnie do wyjścia na dwór 3x dziennie, to chyba też jakaś terapia ;)

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja miałam podczas pierwszego leczenia kilka lat temu dużo znajomych, niestety się wypłukali, fajnie jest wtedy zobaczyć na kim mozesz polegac, powiedzenie ze prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie wtedy sie sprawdza...:(

 

teraz leczac sie juz ponownie , wiem ze nie kazdemu mozna o tym opowiedziec bo nikt kto sie nie spotkal z nerwica nas nie zrozumie ale moze wesprzec, niestety takich przyjaciol mamy bardzo malo :(

 

teraz tez mam etap ze nie wychodze z domu nigdzie bo sie boje, a w domu sama tez boje sie przebywac....oj masakra ta nerwica, i tez mnie wkurza jak słysze: to tylko nerwica albo weź się w garsc - najgorsze co moze byc :(

 

a co do nasilenia ataków to kiedys miałam mniejsze objawy i myslałam ze gorzej juz byc nie moze, teraz mam takie ataki ze nie przypuszczałam ze nerwica moze az tak dac w dupe - straszna choroba, czesto marze i chcialabym jej nie miec, juz nie pamietam kiedy sie tak swobodnie normalnie czułam - moje najwieksze marzenie :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O mojej chorobie wie tylko mąż i najbliższa przyjaciółka która niestety jest daleko, reszte znajomych sama odsunełam, wydawało mi sie że oni widzą co siedzi w mojej głowie i widzą co się ze mną dzieje.

Ale mam nadzieję że przestane uciekać, przecież trzeba żyć z ludźmi, dzisiaj poszłam na spacer-to jest mój sukces i potrafie już nawet cieszyć się z takich małych kroków.

A tacletek dalej nie wziełam :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

jestem nowa na forum. Mam 23 lata i cholerny lęk.

Lęk przed zostaniem samej w domu. Założyłam alarm, podpisałam umowę z firmą ochroniarską. Pilot antynapadowy trzymam pod poduszką. To wszystko nieważne. Cały czas boję się że ktoś i tak wejdzie do domu. Nie jest to lęk przed śmiercią.

Dom jest nowy, nie zdążyłam jeszcze zrobić w nim schodów więc korzystam z parteru. Mieszkam w nim ze swoim dzieckiem, które ma 7mcy.

Gdy tylko usłyszę jakiś nieznany mi dźwięk, kulę się w sobie, zaczynam się trząść i płakać. Nie mam pojęcia dlaczego tak mi się dzieje. Boję się poruszać po domu, nawet iść do toalety. Nie mogę wyjść na taras bo mam wrażenie, że ktoś jest w domu i jak ja tylko z niego wyjdę to zamknie drzwi od wewnątrz.

Nie wiem jak sobie z tym poradzić.

Jeśli możecie to poradźcie coś...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej naftalka :)

 

a powiedz czy miałaś jakiś incydent z napadem czy włamaniem wcześniej? Może to jest tym spowodowane?

 

Bo jeśli nie to na pewno masz nerwicę lekową :( ja mam tez taki lęk, ale ja się boję ze jak jestem sama to ze cos mi sie stanie i co wtedy z dzieckiem ( moje ma 5 miesięcy ;) )do tego mam kupe objawów somatycznych które wyłączają mnie z życia całkiem :(

 

Piszesz ze masz dziecko 7mies. , jesteś sama z tym dzieciątkiem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej ;)

 

Półtora roku temu mieliśmy włamanie do samochodu, który stał pod samymi drzwiami. Nic nie słyszeliśmy a złodziej był wyjątkowo bezczelny zostawiając to co mu się nie przydało pod drzwiami i na dachu auta.

Dwa i pół roku temu w wynajmowanym mieszkaniu, zdarzyło się coś takiego: obudziłam się w nocy ( co normalnie nigdy mi się nie zdarza) i poszłam do łazienki. Zdziwiło mnie to że szuflady od komody były otwarte, myślałam że to ja w roztargnieniu nie zmknęłam. Natomiast kiedy weszłam do kuchni byłam w szoku jak zobaczyłam że wszystkie szafki są otwarte. Drzwi były zamkniete. Mnie nigdy nie zdarzało się lunatykować. Do dzisiaj nie wiem co o tym sądzić.

Z ojcem dziecka to długa historia. Oszustwa, zdrady... jest ojcem dochodzącym. Nie chce z nim mieszkać bo to dla mnie dodatkowe nerwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na wstępie napiszę może kilka słów jak się zapoczątkowała moja nieprzyjemna historia z chorobą. Chce Wam opisać objawy i dolegliwości jakie miałem oraz prosić o opinię czy dobrze siebie zdiagnozowałem.

 

Od 18 roku życia dużo imprezowałem (teraz skończę 26 lat). Początkowo piłem i brałem środki typu ectasy bądź amfetamina w dużych ilościach ale tylko na imprezach. Po za imprezami lubiłem sobie zapalić marichuanę. Jednak dopóki byłem młody nie miałem pracy (uczyłem się) czyli nie miałem kasy więc to było w umiarkowanym stopniu. Cały czas dużo ćwiczyłem na siłowni oczywiście wchodziły to w grę sterydy anaboliczne.

 

Kolejny etap rozpoczął się po studiach. Praca umożliwiła mi większe spożycie tych środków. Na każdej imprezie byłem postrzegany za osobę która przyjmuje największe dawki wszystkiego. Nie odczuwałem jednak z tego powodu jakiś dołków, lęków problemów etc. Zawsze się dobrze czułem. Czasem narozrabiałem na imprezie ale ogólnie wszystko ok.

 

Problemy zaczęły się około 2 lata temu. Zaczynałem trochę przeginać aż w końcu doszło do traumy. Pewnego razu przesadziłem z amfetaminą, alkoholem, marichuaną zaprawiając się wiagrą i po długim udanym stosunku trafiłem do szpitala z arytmią. Do tej pory czuje się jakbym to przeżywał od nowa. To dziwne uczucie bicia serca osłabienie. Ciągle mi się przypomina strach przed utratą życia droga do szpitala. Na szczęście wypłukali mnie doszedłem do siebie i na drugi dzień wyszedłem ze szpitala.

 

Obiecałem sobie że od tej pory nie będę przesadzał. Nie tykałem alkoholu, narkotyków, nawet łyka.

 

Problemy zaczęły się po dwóch tygodniach. Nagłe kołatania serca, strach przed utratą życia, ściskanie w klatce. Na początku kilka takich napadów ale nie znacznych. Kolejny większy skończył się karetką pogotowia. Jak tylko ona była na miejscu automatycznie lepiej się czułem. Na ekg nic nie wyszło. Dostałem kroplówkę z ketanolem i było ok.

 

Te bóle i nerwy i lęki nie dawały mi spać. Pewnego razu pojechałem do szpitala. Znów kompleks badań i przyjęli mnie na oddział na szczegółowe badania (na podstawie tylko moich dolegliwości, ekg, rentgen, badania ok). W szpitalu zrobili mi kompleks wszystkich badań: ECHO, holter, próba wysiłkowa, badania krwi i moczu. Wszystko wyszło ok.

 

Sprawa ucichła. Wróciłem do normalnego trybu, po jakimś czasie wróciłem do sporadycznego picia alkoholu. Potem znów do narkotyków. Na początku spokojnie. Potem się przyczaiłem i waliłem więcej. Któregoś razu dostałem napadu pod wpływem że znów mi się coś dzieje. Byłem przekonany że ze mną jest źle - szpital - nic nie wyszło

 

Po kilku takich akcjach było mi wstyd. Patrzyli na mnie jak na narkomana. Któregoś razu zdecydowałem się odciąć od tego. Poszedłem do psychiatry dostałem leki i przestałem. Nie na długo bo po miesiącu znów wróciłem do wszystkiego. Szedłem poimprezować a na koniec brałem tritico na sen. Piłem co raz więcej i więcej. Jakieś ostatnie miesiące picą piłem codziennie. Wódkę i piwa w dużych ilościach. W tygodniu często 0,5 w weekandy 1l to spokojnie (weekandowe maratony mogły się zamykać w 2l może wiecej). Do tego czasem narkotyki. Nie ważne co byle była bomba.

 

Po ostatnim wybryku 3 miesiące temu znów trafiłem do szpitala po spożyciu narkotyków alkoholu i wiagry. Raz na samym ekg. Lekarz powiedział mi że nic mi nie jest. Dolegliwości znikły z jego słowami. To żeby tego było mało tydzień później przesadziłem kolejny raz. Tym razem płukanie. Wtedy powiedziałem sobie "NIE".

 

Leczenie rozpoczęło się 2 miesiące temu (psychiatra, psycholog - leki nie specjalnie pramolan doraźnie (nie działa na mnie chyba) plus mam uczyć się kontrolować lęki oddechem). Do tej pory nie wypiłem ani łyka alkoholu ani grama narkotyku ani innych substancji psychoaktywnych. Jest tego druga strona medalu. Czuję się fatalnie. Akcję z szybkim biciem serca i wydawało ni się że mam zawał miałem raz. Teraz natomiast mam zawroty głowy. Napadowe, głównie wieczorne zawroty głowy szumy uszne strach przed utratą życia. Dodatkowo jak przestałem się faszerować dokuczał mi żołądek. Zdiagnozowali mi refluks żołądkowy. Teraz się zastanawiam czy te zawroty są związane z refluksem? Czy aby wszystko jest ok? może jednak nie mam lęków odstawiennych tylko coś mi faktycznie dolega. Te dolegliwości nie dają mi pracować i funkcjonować. Nie chce mi się wychodzić z domu. Nie chcę iść do ludzi. Śpię po 10h. Najchętniej bym spędził czas w łóżku. Z rana wydaje mi się że jest ok, wieczorem nagle mnie dopadnie i znów to samo. Lekkość w głowie (zawroty), ogromny strach przed śmiercią. Nałogowo czytam o wszystkich dolegliwościach. Czytam fora i wikipedię oglądam filmy o zawałach. Dalej nie mam 100% pewności że to atak nerwicowy. Nie wiem jak to sprawdzić. Z kolei refluks powoduje błędne koło bo wywołuje mi te dolegliwości. Czy jest ktoś kto też tak nabroił jak ja? Może udać się do neurologa?

 

Jeśli to sprawa psychiczna to ile to może jeszcze potrwać!?

 

 

Z góry dziękuję za opinię i pozdrawiam.

 

-- 08 lut 2011, 20:53 --

 

Nootropil to lek zawierający piracetam. Jest b. dobry. Odżywia mózg. Powoduje większe przyswajanie tlenu i glukozy. Zwykle stosuje się po wylewach dla regenreacji mózgu. Proponuje dawkę 1000 mg.

 

 

No właśnie tylko za każdym razem mam sobie zdawać sprawę z tego że to nie mój konieć tylko głupia nerwica? może jakiś lek jest w stanie mi pomóc. Dalej nie mam pewności. Przeszkadza mi to w życiu codziennym bardzo.

 

-- 08 lut 2011, 20:59 --

 

dziwne rzeczy się dzieją na tym forum ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie będę pisał,że masz to na własne życzenie, ale tak właśnie jest. dobrze, że rzuciłeś alkohol i narkotyki. trzymam kciuki żebyś to tego już nie wracał. a nerwica, no cóż... może się ciągnąć latami... dobrze,że jesteś pod opieką psychologa. on wie najlepiej jak Ci pomóc. trzymaj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnego razu przesadziłem z amfetaminą, alkoholem, marichuaną zaprawiając się wiagrą i po długim udanym stosunku trafiłem do szpitala z arytmią.

Niezły mix. Nie masz jakiegoś instynktu samozachowawczego? Co ja myślę? Myślę że nerwica to najlepsza rzecz jaka mogła ci się przytrafić, bo dzięki niej będziesz miał motywację żeby wyjść z alkoholu i narkotyków. Nerwica jest strasznie męcząca, ale uważam że masz szczęście że to jedyna choroba jaką ci dał taki styl życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, chciałem opowiedzieć trochę o moich problemach związanych ze zdrowiem.

Zaczęło się to dawno temu, chyba już w I liceum, czyli jakieś 5-6lat temu.

Początkowo były to problemy z oddychaniem, siedziałem na zajęciach i w sumie nie czułem czy oddycham czy nie, nie była to duszność tylko lęk przed tym, że chyba za słabo oddycham.

W nocy przed zaśnięciem również były problemy, leżałem i zastanawiałem się czy oddycham, myślałem czy jak zasnę to będę oddychał czy też nie... Te objawy i lęki pojawiły się stosunkowo nagle ale jakoś sobie z nimi radziłem.

W okresie późniejszym już po liceum, zaraz na I roku studiów pojawił się nocny atak duszności, przyjechała karetka wpisano mi podejrzenie zespołu preekscytajcji WPW. Zaczęły się niekończące wizyty u lekarzy i trwają do dziś...

Jeżeli chodzi o kardiologa to stwierdzono, że mam wypadający płatek zastawki mitralnej i lekko skrócony odstęp PQ w EKG.

Problemy trwają do dziś z różnym nasileniem.

Głównymi objawami podczas napadów są:

- duszności, ciągła potrzeba wzięcia głębokiego oddechu, ziewanie, podczas silnych ataków ledwo oddycham i mi ciemno w oczach,

- przytkany nos, ucisk w klatce piersiowej, gardle, uczucie jakby lekkiego pieczenia w gardle przy nabieraniu powietrza,

- drżenie mięśni, niepokój, lęk przed uduszeniem

- zimne poty

- skurcze mięśni, czuję je nawet w brzuchu

- mrowienie dłoni i twarzy

- w momencie pojawienia się lęków wiecznie pełny pęcherz

Zauważyłem, że najgorsze ataki miałem w domu, wieczorem siedząc przy komputerze czy też śpiąc. W krótkim czasie wyrobiłem sobie lęk przed wieczornym siedzeniem w domu a nawet spaniem (kładę się stosunkowo późno, żeby jak najszybciej zasnąć), to chore wiem... Podobnie jest w autobusie czy Kościele, pojawiają się duszności i automatycznie staram się unikać tych miejsc, co prawdopodobnie tylko pogarsza sytuację.

Ogólnie chciałbym się Was poradzić, z leków biorę BETO ZK 50 ( 1 rano i polówkę wieczorem) z uspokajających ziołową nalewkę Antynervinum i w skrajnych przypadkach Hydroxyzynę.

Ogólnie problemy pojawiają się w 95% przypadków gdy siedzę w domu, gdy nie mam co robić i każdy objaw wyolbrzymiam zaraz sobie wyobrażam że mam jakąś poważną chorobę i zaczynają się ataki.

Zamierzam się wybrać do psychologa, poleciłby mi ktoś jakiegoś dobrego w Warszawie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

 

Mam problem i nie wiem, jak sobie z nim poradzić.

Jestem bardzo wrażliwą osobą, odkąd pamiętam przejmowałam się wszystkim, aż za nadto. Martwię się swoimi problemami, a jak by tego było mało, przeżywam niemalże równie intensywnie problemy swoich najbliższych.

Kilka miesięcy temu doświadczyłam czegoś, co rozłożyło mnie emocjonalnie na łopatki. Mam wrażenie, ze przechodziłam przez depresję. Z tego trwającego kilka miesięcy dołka wyrwało mnie, jakieś 3 miesiące temu, bardzo pozytywne, niespodziewane wydarzenie. Negatywne emocje się uspokoiły, a może raczej uśpiły, bo mimo względnej równowagi emocjonalnej, co jakiś czas, mniej więcej raz/dwa razy w miesiącu dopadały mnie te znane mi dobrze doły, trzymały dzień, czasem kilka dni i znowu wracłam do pozornej równowagi.

Ostatnio, znowu moje życie zaczęło się komplikować, mam bardzo wiele problemów, z którymi borykam się od lat, do tego na bieżąco dochodzą nowe. Tym razem są to problemy w związku. Każdy ma problemy, to ludzkie, wiem. Ale trzeba umieć sobie z nimi radzić. Ja po prostu nie umiem. Nie wiem, co mam zrobić ze sobą i swoją głową, bo ani ona, ani cały mój organizm długo takiej huśtawki nie wytrzymają...

Sytuacja wygląda tak, że mam kilka dobrych dni, dni, kiedy nawet zdarza mi się optymistycznie myśleć (z natury jestem pesymistką), po czym, mała, niepozorna rzecz jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. To może być coś dotyczącego problemów w związku, ale równie dobrze każdy inny stresor, naprawdę, nawet niewielki. Mam problemy z zasypianiem, odczuwam pulsujący tępy ból głowy, ostry ból brzucha, apetyt spada mi do zera, chudnę w oczach, odczuwam silny ucisk na klatkę piersiową - boli mnie serce i czuję się tak, jakby ktoś położył mi ciężki kamień na klatce piersiowej, dusi mnie w gardle i nawet po kilku nieprzespanych nocach nie mogę wyłączyć myślenia. Organizm jest już wyczerpany, ale myśli nadal drążą problem czy problemy, co gorsza, to same czarne myśli, nigdy nic konstruktywnego, wizualizuję sobie mimo woli jakieś czarne scenariusze. Snuję najróżniejsze domysły i zamęczam się własnymi myślami... Mam też od czasu do czasu napady irracjonalnego lęku. Wtedy również odczuwam ucisk klatki piersiowej i duszenie w gardle. Kiedy uda mi się usnąć, zdarza mi się budzić zlana potem i przerażona, niczym konkretnym, tak po prostu... Taki stan potrafi trwać nawet kilka dni. Nie mogę się na niczym innym wtedy skupić, problem stanowi obejrzenie 30 min programu informacyjnego czy przeczytanie kilku zdań. Zazwyczaj, potem okazuje się, że rzecz, która aktualnie wywołała tak silną reakcję, wcale nie była tego warta, zazwyczaj okazuje się, że wyolbrzymiłam problem, że sama sobie dopowiedziałam pewne rzeczy i stworzyłam potwora, podczas, gdy to może był mały straszek...

Jestem nauczycielką, pracuję umysłowo i nie mogę sobie pozwolić na tego typu regularne 'wyłączenia'... Staram się z tym walczyć, racjonalizować, zmuszać do pozytywnego myślenia, afirmować, ale to mnie przerasta. Jestem bardzo zmęczona.

Czy mogę sobie z tymi problemami poradzić sama..? Jak..?

 

Będę wdzięczna za wszelkie komentarze.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×