Skocz do zawartości
Nerwica.com

Derealizacja. Depersonalizacja.


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Już 3 tygodnie....

 

Biorę Anafranil 75 mg na dobę przedtem 30 mg i do tego 10 mg Rudotelu i 0,25 mg Afobamu

 

Jest trochę lepiej... ale jeszcze nie jest tak jak powinno :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was,

Zdobyłem się w końcu na to żeby się tu zarejestrować i chyba, co dla mnie w tym najważniejsze, głośno przyznać się przed samym sobą, że czas poszukać pomocy.

Patrzę na wszystko dookoła, a tego tam nie ma. Jest jakaś wizualizacja, którą w jakiś sposób przetwarza mój umysł, ale nie ja. W zasadzie nie dostrzegam nic - wszystko jest takie bezbarwne, nienamacalne, a ja powodowany narastającym lękiem oddalam się od tego wszystkiego coraz bardziej. Z każdym dniem dalej i dalej i tak od 10 lat. Pusto w sercu, pusto w głowie, żadnych myśli, uczuć, odruchów. Tępe spojrzenie bez analizy, bez zauważenia, bez kontaktu z tym prawdopodobnie istniejącym światem. Jak w chwili gdy się zamyślisz i Cię wtedy nie ma, tylko że już tak cały czas. Od wielu lat. I nie umiem się już ocknąć, pstryknąć i wrócić. Nie, ja jestem cały czas jakby obok pędzącego świata, tylko, że on pędzi, a ja stoję. Stoję i wegetuję - nie mam potrzeb, uczuć, bliskich, jestem otępiały w każdym aspekcie człowieczentwa. Dzień za dniem, życie leci, a ja jakbym jużw nim nie brał udziału, jakbym zrobił już wszystko co było do zrobienia i czekał. Tylko nie wiem na co -to i tak wszystko jedno.

A było inaczej - najlepszy w szkole, w nauce, w sporcie, w kontaktach, dusza towarzystwa, plany - realizacja. Mistrz Polski w bieganiu. Czego się nie dotknął zamieniał w sukces. Dla siebie, dla otoczenia. Teraz sam, wokół mnie trzy osoby, które są, akceptuje je i tyle. Nie wplywają na moje życie, tak jak ja nie wpływam na życie ich. Są - dzięki nim mam gdzie mieszkać, co zjeść, dzięki nim mogę dalej wegetować. Mam gdzieś w głowie świadomość, że powinni coś dla mnie znaczyć, są mi bliscy, ale moje cialo, umysł i serce tego nie czują.

Od 10 lat sotopniowo, coraz bardziej i bardziej ten stan się pogłębia. Po prostu jestem i tyle - to wszystko co mogę powiedzieć o swoim życiu. Nie mam potrzeb, planów życiowych, nie widzę jak to życie się potoczy.

Straciłem teoretycznie wymarzoną pracę, ale i tak to bez znaczenia bo da mnie nie miało to żadnej wartości.

Jedyne co czuje to strach, nieustanne napięcie, stres i niepokój. Pewność siebie? Co to takiego? I tak nic mi się nie uda, nie dam rady, wszyscy są lepsi ode mnie. Przy próbie podjęcia rozmowy od razu wiem, że jestem głupszy, nic nie rozumiem i nikt mnie nie zaakceptuje. Każdy widzi we mnie nieudacznika i wypaloną namiastkę człowieka.

Te myśli są ze mną cały czas - w dzień, w nocy gdy nie śpię, 24 na 7. Nie wiem co to spokój, nie pamiętam jak to jest położyć się i zasnąć... W ciszy i i z myślą, że jutro nowy wspaniały dzień.

Pomóżcie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musze przyznac,że mnie zaniepokoiłeś i uświadomiłeś jednocześnie. Czytając twój post zobaczyłam scenopis swojego życia. Sprawą oczywistą jest to, że nie możemy się zamknąc w tym kloszu do końca życia,tylko jak się z niego wydostac... Mysle,że leki nas z tego nie wyciągną,problem siedzi w naszej głowie i wydaje mi się,żę przyczyną są różnego rodzaju fobie i lęki z którymi mieliśmy kiedyś do czynienia. I chyba najlpszym lekarstwem byłaboby rozprawienie się z tymi myślami(podzielenie się nimi).Tylko jak to zrobic kiedy nie ma nikogo kto chciałby cię wysłuchac. Ostatnio próbowałam oznajmic bliskim,że mam ze sobą problem,ze nie moge się odnalesc. Znajomi odebrali to jako żart, stwierdzili,że się wygłupiam i nie tylko ja mam problemy. Kazali mi się otrząsnąc i wrocic do rzeczywistosci. W zeszłym roku miałam ostre załamanie nerwowe. Codziennie przeżywałam ogromny lęk, który nie pozwalal mi normalnei funkcjonowac. Zawsze miałam problemy ze stresem,ale to co wtedy przeżywałam było chyba zwieńczeniem i kumulacjom wszytskich napięc z przeszłości. W końcu po kilku miesiącach katowania ciała i umysłu wybrałam się do psychologa. Po kilku wizytach psycholog zaproponowala mi pomoc psychiatry,w akcie desperacji rzuciłam się na głęboką wodę i grzecznie spożywałam wszytskie przypisane mi leki. No i właśnie od tamtego momentu zaczęła się wegetacja. Tabletka wyzbyła u mnie poczucie lęku ale wniosła za sobą nowe objawy:otępienie apatie podejrzany spokój. Nie potrafiłam sobie z tym poradzic,musze się przyznac,że nawet nei pamietam dobrze tego okresu czasu . W końcu zrezygnowałam z tabletek,od tamtej pory przestałam chodzic do psychologa i psychiatry,coś we mnei pękło, nie miałam już siły. Zrobiłam to także ze względu na moją mame, wiedziałam,że sobie z tym nie radzi, więc zaczęłam udawac i oszukiwac samą siebie,że wszystko jest już w porządku. Zaniepokoiło mnie to,że poczucie tego odłużenia i odrealnienia nie ustało. Czy to jest efekt uboczny tabletek albo przyzwyczajenia organizmu do takiego stanu...? Obecnie jestem tak zagubiona i odalienowana,że nie potrafie zapanowac nad swoimi problemami, przez to ranie innych bo oni odbierają to zupełnie inaczej niż ja, myślą,że nie obchodzą mnie ich problemy,a mi przecież starsznie na nich zależy. Michale, ja też od tej pory czuje się bardzo samotna, mam wrażenie,że dla wszystkich stałam się obojętna, bo po co komu taki przyjaciel, który praktycznie ''nie istnieje''. Moje życie diametralnie się zmieniło, powoli trace wiare w swoje możliwości i umiejętności. Strasznie się boje co będzie dalej bo chce realizowac swoje marzenia i miec wokoł siebie bliskich,ale nie wiem czy jest to możliwe skoro z trudem potrafie sprostac jednemu wyzwaniu.. Czy wasze dolegliwości się z czasem pogłębiały? Korzystacie z jakiejś pomocy psychologicznej?

Pzdr.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem tutaj nowa:)

Postanowiłam w końcu zarejestrować się na jakimś forum, bo już chyba dłużej sama z moim problemem nie wytrzymam.Trzy lata temu moje idealne życie się zawaliło, zaczęło mi się wszystko walić na głowę: bolesne rozstanie, wyrzucenie ze studiów, kłopoty finansowe i choroba taty.Uciekałam od problemów w imprezowy styl życia :alkohol, czasami narkotyki, balowanie co noc itd. Po jakimś czasie jednak odzyskałam równowagę. Moje życie naprawiło się dosłownie w każdej dziedzinie i chociaż nie wierzyłam, że kiedykolwiek będzie lepiej to było jeszcze lepiej niż przedtem. Cieszyłam się każdą chwilą w dodatku spełniałam swoje marzenia byłam duszą towarzystwa, mój telefon nigdy nie milknął, prawdziwa ,,królowa życia".

Jakieś dwa miesiące temu wyjechałam na tydzień do Włoch ze znajomymi. I chociaż już uporałam się z nałogami, zdarzało mi się na tym wyjeździe popijać i popalać jointy.Pod koniec wyjazdu poczułam się jakoś słabo. Organizm prawdopodobnie był wykończony, ale ja popadłam w panikę, że umrę.To było okropne, serce zaczęło mi bić potwornie szybko, zaczęłam się trząść na całym ciele i byłam pewna, że umrę.Lekarz który do mnie przyjechał nie potrafił mówić po angielsku, powiedział tylko : nervoso, i dął mi jakieś krople uspokajające.

Następnego dnia myślałam, ze to koniec, czułam się dobrze. Ale w drodze powrotnej to znowu wróciło:ciemność, mrok, przekonanie, że umrę, że będzie wypadek, że się rozbijemy.Oczywiście dojechaliśmy bezpiecznie:)

Po tych dwóch incydentach zaczęłam mieć ataki lęku w nocy.Budziłam się i panicznie bałam śmierci, choroby psychicznej.Cała się trzęsłam ze strachu, pociły mi się ręce, nagle robiło zimno.zaczęły mnie nawiedzać myśli na temat sensu życia, istnienie, tego czy jest Bóg i jakieś ,,życie po". Lęki zaczęły przybierać na sile i po jakimś czasie już cały dzień to za mną chodziło.

Poszłam do psychiatry, ale nie przepisał mi leków.Jedynie Hydroxyzinum w razie konieczności.Niestety nie czułam ,że on mnie rozumie, miałam wrażenie jakby mnie zbywał.Po dwóch wizytach zrezygnowałam z leczenia.

Jednocześnie pomimo lęków starałam się prowadzić normalne życie. Chodzić na uczelnie, na imprezy, spotykać z ludźmi, chodzić na randki. Zaczęłam się spotykać z kimś bardziej ,,na poważnie" i czułam już o wiele lepiej. Starałam się dawać płynąć złym myślom, ale je racjonalizować, argumentować pozytywnie, chociaż to było trudne.Zapisałam się na psychoterapie, ale na razie byłam tylko raz na spotkaniu.Już myślałam, że wszystko jest dobrze bo zaczynałam czuć się lepiej i ataków lęku już prawie w ogóle nie miałam.

Ale nagle pojawiło się coś gorszego ( a moze tak samo okropnego) czyli derealizacja i depersonalizacja w pełnej formie. Wszystko jest jakby senne, nierzeczywiste a ja nie czuję się do końca sobą.Tak jakby ktoś inny za mnie myślał i funkcjonował. Nie widzę już za bardzo sensu w życiu. Jeszce do niedawna miałam tyle zainteresowań, rozwijałam sie intelektualnie. Teraz kompletnie nic: zero uczuć, ani radości ani ekscytacji, po prostu nic.I ten strach, że zaraz oszaleję, zwariuję, stracę kontakt z rzeczywistością.To jest okropne!

Ufff...ale się rozpisałam, wiem:)

W każdym razie patrząc na forum, dochodzi do mnie , że niektórzy cierpią na to latami.Więc czy to w ogóle można wyleczyć i czy można się poczuć ,,normalnie", znowu sobą? I jak myślicie, czy u mnie to tylko kolejny etap przejściowy, czy może się tylko pogorszyć, bo boję się, ze niedługo nie będę w stanie funkcjonować, położę się w łóżku i już z niego nie wstanę....Zastanawiam się też czy brać jakieś tabletki, może chociaż antydepresanty czy może psychoterapia jednak pomoże.Będę wdzięczna jak ktoś odpisze.

Pozdrawiam:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc. ja tez jestem tutaj nowa. przeczytalam twoj list i.............kurcze mialam jakis czas temu problemy troche podobne do Twoich ale i inne też. teraz czuje sie o niebo lepiej i wlasnie dlatego ze poszlam na psychoterapie. osobiscie bardzo polecam chociaz na poczatku jest ciezko ale jak przejdzie sie ten pierwszy czas to potem naprawde wszystko sie zmienia. moja terapeutke polecam wszystkim. bardzo mi pomogla. wlasciwie wszystko sie zmienilo na lepsze. dzisiaj smieje sie i ze swojej depresji i lekow. po prostu inna ja. także na psychoterapie!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich forumowiczów. Postanowiłem się podzielić znowu moimi dolegliwościami. W moim życiu znów nastał ciężki okres, mianowicie po prawie 2 letniej przerwie od DD i nerwicy, powróciła do mnie jak bumerang :( Jak pisałem w e wcześniejszych postach radziłem sobie bez lekarstw i lekarzy i mam nadzieje trwać w tym nadal. jednak teraz znowu mnie dobija to paskudne choróbsko :( Przez nią tracę pewność siebie. Teraz męczy mnie coś takiego że wszystko jest ok, a nagle w jednym monecie zaczynają mnie przeszywać myśli że zaraz zwariuje że tracę kontakt z rzeczywistością i trwa to z dużym nasileniem chwilę, potem odpuszcza. Ale i tak potem trzyma mnie ten cholerny niepokój, napięcie. Ostatnio żyję z DD i znowu muszę z tym walczyć każdego dnia.

Pozdrowienia dla wszystkich !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja dzisiaj (właśnie teraz) mam derealizację, chyba pierwszy raz od miesiąca :D

ale mam to gdzieś... Fajne uczucie nawet, wszystko takie dziwne i myśli nie można pozbierać...

Ciekawe kiedy przejdzie, bo już mnie wkurza...

Chyba przez jakiś lek na zawroty głowy dostałem tej derealizacji

ale śmieszne uczucie...:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze to nie dobrze bo przez ostatnie kilka tygodni wmawiałam sobie że to przez pogode mam zawroty i całodzienne bóle głowy (jakiś halny czy coś).

Przy okazji - cześć jestem tu nowa =P

Nie zdawałam sobie sprawy z tego że istnieje coś takiego jak derealizacja. Może mam to już od tak dawna że się przyzwyczaiłam... Szczerze mówiąc jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Najczęściej gapie się tępo w niebo - ono jest zawsze takie samo nie zależnie jak bardzo nierealne staje się to co mnie otacza (heh choć czasem się kręci). Mam przez to tylko mały problem z wchodzeniem pod samochody...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tęsknię do DD - to zawsze było dla mnie pozytywnym objawem nerwicy. Emocje, które wtedy wydawały się pojęciem abstrakcyjnym. Całkowita i oczyszczająca obojętność. Żadnego lęku - bo czym wtedy wydawał się lęk? Słowem z dziwnym, niezrozumiałym znaczeniem. Rozmarzyłam się :105:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszka_1988, nie wiem, dlaczego tak jest. Wtedy moje poczucie ja jest nikłe i nieokreślone, nie czuję wtedy po prostu nic, taka pustka. Właściwie nie potrafię wtedy zrozumieć, dlaczego jeszcze parę minut temu coś czułam? (Bo wydaje mi się wtedy, że pewien czas temu wszystko było inaczej.) Jako jest coś czuć? A może to przed chwilą był tylko sen? I kolejna setka dziwnych, ale niezbyt ważnych pytań, wtedy wszystko zdaje się niezbyt ważne.

Guzik, oczywiście. Podczas DD moje ciało jest odległą formą, z którą jestem jakoś dziwnie związana, dzięki czemu mogę nim ruszać. Brak poczucia szczególnej przynależności do niego powoduje, że zdaję sobie sprawę, że nie wiem, co mam z nim w ogóle robić i w ogóle po co, z jakiej racji. Dziwne to wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje jest takie zdanie:

DD to nie tylko lęk, to cała masa przykrych objawów. To natrętne mysli, to przerażenie, to strach, to panika, to najgorsze g***o jakie mi się dotychczas przytrafiło. A najgorsze jest to, że sam tego nie moge pojąć, choćby nie wiem co. To stan jakbym nabił w rure całą plantację trawy .. i upalił to w jeden dzien. Po 6 miesiącach codziennej walki z DD powoli udaje mi się to wszystko ogarniac. Jest duzo lepiej, uf. .., ale coś za coś. Psuje Sobie wątrobę lekami w zamian za uczucie normalności ..

Nie chcę tu nawijać trzy po trzy, ale to wszystko mnie zmieniło ..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

allusiaz dzięki za radę, mam nadzieje, że psychoterapia pomoże, bo naprawdę nie chce brać leków. chociaż czasami czuję, się tak fatalnie, że chętnie zapodałabym jakiegoś antydepresanta:)cieszę się, że tobie pomogło, dobrze wiedzieć, że jednak niektórzy z tego wychodzą :)

mnie najbardziej wkur****ą te myśli które mnie nachodzą, np. jak to jest, że ja istnieje?że mam świadomość, co jest po śmierci , itd.i zaraz z tymi myślami dochodzi do mnie, że normalni ludzie takich myśli przecież nie mają, więc na pewno już zwariowałam zaraz stracę kontakt z rzeczywistością, nie będę wiedziała co się ze mną dzieje, no i wpadam w atak lęku.

a po ataku jest uczucie DD i tak jak pisze LukLuk czuję się jak po zjaraniu, ale raczej to fajne nie jest :(

chociaż zauwazyłam, że jak naprawdę nie skupiam się na tym i nie myślę o tym obsesyjnie to przez chwilę udaje mi sie poczuć normalnie, jak dawna ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam ochotę pójść do psychiatry i błagać go o pomoc, to mnie wykańcza, może i z lękiem można żyć ale w takiej kupie nie! To jakiś inny wymiar, jakieś zawieszenie pomiędzy byciem a nie byciem, ta płynność, ta dal, jak ja mam tak funkcjonować? ;( ;( Nie chcę tego syfu, nikt kto tego nie przeżywał chyba nie jest w stanie tego zrozumieć, nikt by nawet nie zgadł że mnie wyrzuca, że ja w takim odrealnieniu trwam, że to jest męka, że nie mam już siły, i jak się tłumaczyć? Wolałabym aby mi zjadło trochę wątroby w zamian za wolność od tego czegoś. Wątroba się regeneruje a nie sieje spustoszenie, w takim stanie to nawet nie wiem czy można powiedzieć że się żyje. To jakieś zawieszenie w próżni czucia z własnym lękiem i obawami, jakąś niemożnością i tą dalą która nie pozwala być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×