Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

a ogóle to złościć sie na rodziców?! no gdzież przecież oni święci, Bogowie, toż to grzech! więc trzeba to połknąć do środka i najlepiej o tym nie wiedzieć...

z tego co czytałam i nasłuchałam sie od mojej terapeutki to niestety ale większość rodziców nie potrafi kochać swoich dzieci.... kochają tylko obrazek w swojej głowie a kiedy pociecha z róznych względów nie jest tożsama z tym obrazkiem to zabierają miłość i dają odrzucenie i dezaprobatę, zresztą to co zabrali to była miłość warunkowa, którą miłością nazwać trudno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja myślę, że szczerze je kochają, tylko chcąc dla nich (a może i dla siebie) dobrze sprawiają, że dzieci czują się niechciane, gorsza itp. Właśnie mi się przypomniało jak byłam w 1-3 podstawówki i zaprosiłam koleżanki na urodziny i mama zrobiła nam jakiś quiz i moje 2 koleżanki ta wszystko wiedziały a ja nie i moja mama mi gadała, że one to takie mądre,mają wiedzę ogólną o świecie i czemu ja nie mam. zresztą ogólnie często porównywała mnie do tych 'idealnych' dzieci, moich koleżanek, dzieci jej koleżanek a mnie to złościło i zawsze dawałam przykłąd jakichś gorszych ode mnie dzieci to mówiła, że zawsze lepiej się porównywać do tych lepszych.

tak mi się jakoś wzięło na żale ;)

wgl przykro mi teraz, bo moi rodzice jadą sobie na rocznicę ślubu do Paryża, no i wszystko fajnie,niech jadą, tylko że nie będzie ich akurat w pierwszy dzień moich matur :( no ale może przesadzam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co ? ja studiuję pedagogikę i psychologię. Mówicie o rodzicach i wychowaniu ... ten temat mam już trochę obeznany. Powiem wam , że jakbyście się tak zaczęły wgłębiać w to jak rodzice powinni prawidłowo wychowywać dzieci to stwierdziłybyście , że wasze wychowanie bardzo odbiegało od tej "określanej normy".

Stąd też mogę powiedzieć , że wiele konfliktów wewnętrznych mamy z dzieciństwa ... nie które zawdzięczamy naszym rodzicom , a nie które same sobie . Ale reasumując to wszystko zaczyna się w dzieciństwie.To rodzice jako pierwsi wpajają nam normy i wartości wg nich dla nas właściwe. I od tego wszystko się zaczyna . I zgodzę się z zalamka87 , że to prawda . Rodzice często myślą , że są nieomylni i wszystko co robią jest właściwe.

 

A co do osób zdrowych to powinniśmy się cieszyć z ich sukcesu. Wydaje mi się tylko , że osoby zdrowe nie chętnie wracają do tego z czym tak długo się zmagały ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ogóle to złościć sie na rodziców?! no gdzież przecież oni święci, Bogowie, toż to grzech! więc trzeba to połknąć do środka i najlepiej o tym nie wiedzieć...

Dopiero psycholog mi to uświadomił. Cały czas żyłam w przekonaniu, że moja matka jest idealna a to ja jestem złym dzieckiem któremu jest źle. Bo przecież nie miałam prawa do tego aby było mi źle. Analizując z terapeutką moje dzieciństwo powoli odkrywam obrzydliwe zachowanie mojej mamy.

Coś w tym jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

porównywanie swojego dziecka z innymi uważam po prostu za głupie, pomijając to że wymagając od dzieci samych 5 i 6 oraz szerokiej wiedzy rodzice próbują podbudować własne niskie poczucie wartości, chcąc swoje braki zrekompensować osiągnięciami dziecka żeby móc sie nimi pochwalić (osiągnięciami dziecka), to tzw zewnątrzsterowane poczucie własnej wartości czyli takie które niestety ma sporo ludzi: jestem super jak moje dziecko ma dobre oceny, jest grzeczne i moge o nim opowiadać innym jakie to jest wybitne i że ma tysiąc zajęć poza szkołą, jestem super jak mam super przystojnego męża, jak dostanę awans, jak mam ekstra ciuch i jak jeżdżę za granicę na wakacje... a to czy dziecko 7-9 lat posiada wiedzę ogólną i interesuje się wieloma rzeczami zależy od rodziców i od tego czy zachęcają dziecko do twórczego i kreatywnego rozwoju, czy potrafią zaciekawić wspaniałym ciekawym światem czy do niego zniechęcają

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ogóle to złościć sie na rodziców?! no gdzież przecież oni święci, Bogowie, toż to grzech! więc trzeba to połknąć do środka i najlepiej o tym nie wiedzieć...

Dopiero psycholog mi to uświadomił. Cały czas żyłam w przekonaniu, że moja matka jest idealna a to ja jestem złym dzieckiem któremu jest źle. Bo przecież nie miałam prawa do tego aby było mi źle. Analizując z terapeutką moje dzieciństwo powoli odkrywam obrzydliwe zachowanie mojej mamy.

Coś w tym jest.

 

to bardzo dobrze że do tego doszłyście, mi też było ciężko ale teraz wiem że na tym świat sie nie kończy, złapałam dystans i bardziej chłodno oceniam postępowanie mojej mamy, co nie znaczy że jestem na nią obrażona czy coś, trudno stało sie i tyle, ale krytyczna ocena jest bardzo potrzebna :smile:

pewnie że są normalni rodzice, np uważam że moja kuzynka 30 lat (co prawda już młodsze pokolenie) jest naprawdę dobrą matką ( bo sama nie ma zrytej psychiki), przy tym jest bardzo asertywna, ale tak naturalnie z niej to wypływa ( nie po jakichś tam terapiach), jest spokojna i dzięki Bogu nie lękowa i bardzo zachęca dziecko do samodzielności i nie wymierza sprawiedliwości klapsami, to co chce wyegzekwować argumentuje spokojnie i rzeczowo i co najważniejsze jest konsekwentna, a dziecko jest radosne i samodzielne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co,ja po prostu nie umiem być w związku. łatwiej mi kochać na odległość, nie potrafię zmierzyć się z prawdziwym związkiem. przed chwilą 'zerwałam' (o ile można to tak nazwać,dlatego dałam w cudzysłowie) z moim chłopakiem. po prostu już nie miałam siły i powiedziałam, że chcę żebyśmy byli przyjaciółmi tylko a on, że ok no i siedział sobie spokojnie. no i jakoś tak nie mogłam zdzierżyć, że się nie przejął i tak nie mogłam się skupić na tym,co robiłam, ciągle się odwracałam, w końcu się przytuliłam, coś tam. i wtedy mnie taki spokój ogarnął i uczucie, że jest mi bliski,wspaniały, tak mi dobrze i nie chcę go stracić. nie chcę stracić,ale jednak nie byłam pewna czy chcę wrócić,bo wiedziałam, że razem z powrotem znów zaczną się pytania i niepewność i ja nie potrafię z związku być, łatwiej mi na odległość, kiedy czuję się spokojna, wolna i niezależna. będąc w związku czuję się jakbym była zniewolona i traciła własne 'ja'. to wszystko jest dziwne i skomplikowane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piikipokis to naprawdę Ty ? :D tu apsik84 (teraz pod nickiem apsik, bo tamto mi zbanowali... ;) ), pamiętasz mnie może? dawno temu na tym wątku dyskutowałyśmy często próbując podnieść się na duchu.... sporo czasu minęło, zastanawiałam się jak sobie radzisz przez te lata :)

 

Dla pocieszenia dla wszystkich: wyszłam za mąż :D za tego jedynego, o którego prowadziłam walkę z NN... generalnie te problemy zupełnie zniknęły... co prawda NN nie daje się zapomnieć... jak mam trochę więcej czasu wolnego to automatycznie czarne myśli mnie dopadają... o różnym charakterze... na szczęście nie jest to już kocham czy nie kocham :) bo to póki co był najgorszy etap tej choroby... da się żyć - nawet szczęśliwie :D byle mieć dużo pracy a mało czasu na myślenie :) często tu wchodzę, kiedy mam obniżony nastrój - żeby przypomnieć sobie, że nic takiego się nie dzieje, że to tylko (aż) choroba, z której w pewnym stopniu da się wyjść :)

 

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, szczególnie Ciebie piko... :) myślę, że dużo Ci zawdzięczam, gdyż dzięki temu wątkowi przetrwałam :)

 

życzę dużo sił do walki i wiary, że uda się Wam wygrać z NN :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!!!!!

 

 

Witam Cie Apsik!!!!!!!!!!!!!! :))))) Strasznie sie ciesze, ze wszystko sie ulozylo pomyslnie :) Czesto zastanawialam sie co u Ciebie:) Zycze Tobie i Twojemu malozonkowi szczescia! Pamietaj nawet jak ten syf bedzie sie chcial wrasc zajmij sie czyms to odpusci:) Apsik jesli jeszcze tu wejdziesz jestem ciekawa jak to bylo, kiedy dokladnie wyszlas za maz?:) I dziekuje za mile slowa, ale sadze ze to nasza sila i nadzieja jest tu najwazniejsza:)

 

 

 

Nie bylo mnie kochani pare dni, poniewaz ciagle trafialam na jakas awarie, potem wyjechalam i tak dzis zawitalam. Pragne wam oznajmic ze troche odpuscilo! A nawet bardzo! Owszem przychodza mysli ale ODRAZU wymyslam sobie inne zajecie, kieruje mysli na inny tor :) Poki co nie chce zapeszac..... Meczy mnie za to wiele innych rzeczy, choroby, lęki różnorakie, ale tak jak APSIK mowi: trzeba sie czyms zajac! I ja od kilku dni to praktykuje:)

 

Kurcze ciekawa jestem jak to z ta moja glowa bedzie, ja tam wieze ze Bog mi pomoga jak juz jest fatalnie:P Oj marze aby chociaz jeden dzien byl dla mnie beztroski:).... heh.........

 

 

 

Napiszcie koniecznie co u Was , co was trapi! Pozdrawiam serdecznie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej wszytskim

mam dla was swietna wiadomosc

wczoraj wszytsko w moim zyciu sie odmienilo...zrozumialam co stracilam wkoncu....wrocilam do mojego bylego chociaz nie bylo to latwe dlatego ze on nie chcial bal sie ze znowu go zostawie..i wiem ze go kocham...chce byc z nim szczesliwa ...dam mu teraz wszytsko...chce z nim zalozyc rodzine...kocham go

zrozumialam to wszytsko tylko i wylacznie dlatego ze ruszylo mnie to ze moj byl byly spotyka sie z kims( ja tez sie spotykalam) i ruszylo mnie to zabolalo sed=rduszko ze ktos moze mi go sprzatnac sprzed nosa takiego faceta....nie widze w nim zadnych wad niczego jest idealny...czuje sie jakbym sie zakochala w nim od nowa....

pozdrawiam was i dziewczyny wierzcie w to ze kiedys przyjdzie taki fajny dzien i u was...trzymajcie za nas kciuki.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich,

 

dziękuję piko... ja wyszłam za mąż już trochę ponad pół roku temu :) i jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, że podjęłam tą decyzje i wierzcie mi, że i Wy tak będziecie czuć... bo samo bycie na tym forum jest niesamowitym dowodem na to że chcemy walczyć sami z sobą dla innego człowieka i o innego człowieka, a to jest miłość :) zaręczyliśmy się półtora roku przed ślubem i przyznam, że był to spokojny okres jeśli chodzi o natręctwa...

 

u mnie ostatnio przewija się NN w dziwnej formie, bo choroba nie umie sobie przyjąć żadnej maski :P mam tylko obniżony nastrój i czuję się depresyjnie - dziś w nocy obudziło mnie walenie serca, jak kiedyś... ale kurcze, tak jakbym nie miała powodów, wszystko jest niby ok ale nie jest ok... takie to dziwne... próbuję pracować ostatnio nad sobą i zmienić kilka rzeczy, dużo myślę nad źródłem choroby i analizuje - może to wywołuje ogromny lęk we mnie... mam jednak nadzieję, że już wkrótce znów odpuści i wyjdę z tego silniejsza :)

 

też macie tak, że jak te okropne lęki przejdą i jest już lepiej, to wtedy nie umiecie sobie jakby "przypomnieć" uczuć i emocji, jakie towarzyszą NN w tych najbardziej przykrych momentach? ten stan jest taki dziwny, bo gdy go już nie ma i wszystko wraca do normy to nie umiem opisać, jak się wtedy czułam, a kiedy tylko to wraca to jest jak koszmar jakiś...

 

piko mam nadzieję, że nie przerywasz terapii i będziesz nadal chodzić

Anq24 - gratulacje i tak trzymaj i w złych momentach czytaj sobie to co napisałaś powyżej i przypominaj sobie jak czujesz się właśnie teraz, bo to jest szczere i autentyczne :) mam koleżankę, która 2 czy 3 razy zrywała i wracała do swojego ukochanego, a upewniła się o swojej miłości wlasnie kiedy zobaczyła inną u jego boku :P i... szczęśliwie są już małżeństwem :D

 

pozdrawiam Was wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Apsik :) Miło się czyta osoby takie jak Ty :) Pomijając oczywisty fakt, że to bardzo podnosi na duchu, kiedy się słyszy, że ktoś z tego wyszedł i jest szczęśliwy to samo to, że ludzie się kochają, chcą być ze sobą i walczą, a nie rozstają jak połowa społeczeństwa, jest wspaniałe i zawsze mnie cieszy :)

 

Tak, ja dokładnie tak mam, że nie mogę sobie przypomnieć. Teraz zaczęłam chodzić do psychologa i mój stan się poprawił dziwnym trafem (już gdzieś około 2 tygodnie chyba jest dobrze) i jak mam tam iść to nie mam pojęcia co mam tej kobiecie mówić, naprawdę. Wręcz wchodzę na forum i czytam jakieś stare posty, strony na których były opisane te same objawy,bo nie mogę sobie przypomnieć jak to było, a taka terapia to trochę bez sensu :/ a chodzić chcę, bo nie czuję się też wcale tak rewelacyjnie. Właśnie tak jak napisałaś, tak dziwnie. Jestem trochę spięta cały czas, czuję, że coś tam siedzi, nie patrzę na świat, na ludzi tak jak kiedyś, kiedy wszystko ze mną było w porządku, ostatnio to zauważyłam. Ale jednocześnie nic a nic nie rozkminiam, nie przychodzą mi myśli do głowy, nie mam ochoty, chociaż z facetem też nie jest tak jak być powinno, tzn nie ma jakiejś wielkiej radości, uczucia szczęścia, nie mam ochoty np.na całowanie i inne tego typu rzeczy, wręcz mam wrażenie, że nastała jakaś taka nuda między nami... i zaczęłam się bać, że po prostu przyzwyczaiłam się do tego, że jest źle, mój organizm się broni, bo już nie ma siły na to wszystko. Więc sama nie wiem jak się czuję, ale wcale nie dobrze. Dziwne...

 

Anq24, ja też gratuluję i cieszę się bardzo, że jednak jesteście razem :) Życzę Ci z całego serca, żeby to już nie wróciło, a jeśli nawet to żebyś pamiętała o tym, że to choroba i z tą wiedzą skuteczniej walczyła :) Ja nieraz jak było ze mną całkiem dobrze,siadałam obok mojego chłopaka i mu mówiłam, że jeśli kiedykolwiek znowu zacznę się zachowywać jak wcześniej to żeby mnie nie słuchał i pamiętał, że to nie ja tylko choroba, żeby pamiętał to lepiej niż ja i przypominał mi, jeśli zapomnę :) i robi to, zawsze przypomina :) jestem pewna, że dasz radę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki dziewczyny za slowa...jest cudownie..bylismy wczoraj na basenie we wrocku bylo super...jak za starcyh dawnych czasow....zrozumialam wszytsko w odpowiednim momencie...

dziewczyny wierze w to ze u was tez przyjdzie taki moment...jakis punkt zwrotny...

widzicie same co ja mialam w tej glowie porpstu moja glowa chyba juz nie dawala rady i powiedziala stop koniec :-)

trzymajcie sie ....ale tej stronie zawdzeiczam duzo bo wspierala mnie w trudnych momentach :-) buzka dla was laseczki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie tragedia:( ledwo co pisze, mam takiego doła.... a bylo tak fajnie juz.... ja pierdziele czemu to mnie nęka :( juz dosyc mam, dzis wracalam do domu i az sie krztrusilam :( co robic? Psycholog sie na mnie jak na debilke patrzy, Apsik wiesz ja mam identycznie ze jak jest dobrze nie potrafie przypomiec sobie jakie to odczucie jak bylo zle :( zazdroszcze Ci z calego serca, ja sie chyba nerwowo w koncu wykoncze.

 

-- 03 lut 2011, 22:23 --

 

Apsik prosze cie pomoz mi, jak ty sie tego pozbylas:( ja juz nie wyrabiam nerwowo, nie mam juz sil, nie wiem czy to ze np mam teraz tudne kobiece dni ma wplyw na moje odczucia;/ jestem zalamana psychicznie juz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej wszystkim,

 

no niestety wyjść z tego proste nie jest, co same wiecie... no bo to choróbsko jest wstrętne i nigdy o tym nie zapominajcie! Taki rak duszy :/ ...szczerze mówiąc ja nie do końca wiem jak mi się to udało. Trzymałam się tego, że na pewno chcę zostać z moim ukochanym, choćbym miała zwariować... mi baaaardzo pomogły leki, myślę ze one były punktem zwrotnym... bo psychoterapia bez nich nie dawała mi zbyt wiele (tylko świadomość, że w końcu coś z tym robię! :) )... ja prawie 2 lata brałam leki, one mnie uspokoiły... wiecie co, myślę że bardzo dużo wpłynęło też to, że poszłam do pracy - zmiana środowiska, nowi ludzie, znajomości, trochę stresów z tym związanych (z takimi przyziemnymi rzeczami) skupiły moją uwagę dość mocno, ale oczywiście już po wzmocnieniu się lekami i odzyskaniu tej pierwszej równowagi...

 

piko tak trudne kobiece dni na pewno mają wpływ... wydaje mi się, że choroba też, wszystko - nawet pogoda :)

 

Ana24 tak jestem z wrocławia - jeśli potrzebujesz znajdę czas, nie ma sprawy :) daj znać na priv to się dogadamy :)

 

pozdrawiam Was mocno

 

Dziewczyny trzymajcie się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apsik ciesze sie ze sie udalo, gdy jest tragicznie mysle wtedy o tobie ze dobrze sie skonczylo.... i o swoich dobrych dniach....

 

 

Co u Was kochani? Jak mijaja wam dni? Są jakies przeblyski normalnosci??

 

 

Ana jestem ciekawa jak Ty sobie radzisz teraz? Mam nadzieje ze nie poddajesz sie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piki... hmm radze sobie srednio.... jak pewnie wiesz moj 1 facet z którym byłam 8 lat odszedl bo nie wytrzymał mojej choroby....po roku przerwy zaczełam się spotykac z K i to z Nim biore ślub....watpliwosci byly od poczatku....przez miesiac byłam na haju ( myslalam ze sie zakochałam) i tylko wtedy nie miałam jazd....a teraz wrociło..... jestm od 4 miesiecy w terapii indywidualnej....jest ciezko bo poruszam trudnych kwestii i dowiaduje sie takich rzeczy ze az strach sie przyznac...funkcjonuje na etapie kilkumiesiecznego noworodka... nie mam jazd tylko jak jestem w ramionach mojego K, jak tylko ide do pracy zaczyna się.....tym trudniej jest mi bo nie jestem zakochana..... o wszytko wydaje się takie normalne zwykłe powszednie..... ale jak powiedziała mi moja psych to lepiej bo tak się naucze prawdziwej miłosci...i powiedziała jeszcze cos wazniejszego.... ze gdyby zdrowy człowiek miał takie mysli tak ja to pewnie by odszedł, a skoro ja nie odchodze de facto (czyli sa jakies racjonalne zdrowe przesłanki by byc u jego boku) to dowod na to ze chce z nim byc....

ogólnie jest ciezko.... bo ciesza mnie tylko silne doznania i uczucia.... jedno jest pewne sa chwile momenty ze gdy mysle ze by go nie było robi mi sie naprawde nieprzyjemnie.K zna moja chorobe zna ryzyko.... ciesze sie ze podejmuje to wyzwanie bycia ze mna. trudno jest trwac bo kiedy pojawia sie mysl zze to nie to, ze chyba nie kocham ,ze moze trezba odejsc wiem ze straciłabym bardzo wartosciowego człowieka... bo prawdziwa miłość to gotowośc to dzielenia się zyciem z kims bliskim a nie ulotne och ach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A powiedzcie mi jak u Was ze zblizeniami? Macie na nie ochote czy musicie ze tak powiem ta ochote wymusic? Bo ja czesto nie mam ochoty i ja wymuszam i pozniej jest okej.. Jednak czesto tez jest tak ze mowie mu zostaw przestan mnie to wkurza itp;/ To doprwadza moj mozg do analizowania i nn bo znowu mysle ze moze to przez brak uczucia itp:/ Na szczescie nie mam tego az tak czesto a analizowanie nie trwa dlugo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, a wiec to jednak nigdy nie mija tak do konca? :( ale wiesz,spokojnie,nawet moj chlopak,ktory jest zdrowy czasem mowi ze nie chce mu sie chocby calowac czy mysli mu uciekaja :)

 

a mi znow gorzej. nawet o tym nie mysle ale mam taki balagan w glowie,ze nie wytrzymuje a nie wiem o co chodzi :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkie...

 

U mnie-źle..

Wczoraj wróciłam z gór,byłam z kumplką i moim..Było baaardzo ciężko.Co mnie przeraża? Nie pamiętam kiedy ostatni raz sie całowaliśmy,mam 17 lat a czuję się jak w jakimś starym małżenstwie.Nie miałam tam nawet ochoty z nim spać,wię spaliśmy oddzielnie.Większośc czasu poświecałam mojej kumpeli niż jemu.Straszne uczucie bałam się,ze co chwile coś głupiego powie przy niej,zrobi z siebie idiote..Ja go ogolnie uważąm chyba za jakiegos debila.Dtrażnią mnie jego przytulanki,słodkie słowka..Co chwila mówiłam ,mu 'skończ,nie rob tak'... A kiedy mieliśmy robić sobie wspolne zdjęcie..uciekalam.. Gdy wrócilam do domu,cieszyłam sie ,ze jestem sama(JESTEM STRASZNA) To wszystko wygląda jak jedno wielkie znudzenie.!!!!

Niedawno znajoma para po 3 latach zerwała ze sobą,bo uznali,ze coś wygaslo i tyle. Nie powiem co za maniane wtedy miałam w głowie! Kiedy kolezanka powiedziała mi'ale Twoj M jest kochany,dobrze z nim masz'. Odpowiedzialam "Proszę Cię..własnie to mnie wkurza'. Czuje...ze wszystko się kończy...Nic mnie nie cieszy.. Gdy widzę pary zakochane myśle 'Bożę jak ja ta mogłam,jak mogłam tak sie tulic z moim i mnie to nie denerwowalo,ze wcale nie chce zeby bylo jak dawniej,bo to okropne. Jaki on byl glupi,a ja tego nie widzialam.' -Przeciez to jest jednoznaczne!...Jak tu zyc?Jak nie zwariowac..

Nie pamiętam kiedy ostatni raz było mniedzy nami czule,miło...

Już nie mowie o zblizajacych sie walentynkach...Boje sie..

 

-- 14 lut 2011, 21:35 --

 

dziwnie tak czekać jak ktoś odpowie..Tak wiem,ze jak jest wam lepiej to tu nie wchodzicie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×