Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pośmiejmy się z siebie


Alexandra

Rekomendowane odpowiedzi

Ja to generalnie mam bekę z tego tematu całkiem niezłą....czasem jak mi źle to wchodzę i czytam :great:

 

Nie wiem na której stronie, ale gdzieś było, ze ktoś miał atak na klopie i opisywał później jakie cyrki urządzał żeby tylko na prędkości postawić co trzeba i zmykać :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam przewagę myśli natrętnych, więc generalnie bałagan czy tam symetria mi nie przeszkadza ale czasem jak jestem w pomieszczeniu w którym wszystko jest równe i posprzątane a jedna rzecz leży krzywo to muszę ją poprawić, no i tak dziś stojąc w kolejce w aptece na ladzie leżały ulotki jakieś krzywo, więc ułożyłam je równo a taka baba przede mną za każdym razem jak się poruszyła uderzała torebką w te ulotki no i ja znowu je poprawiałam i tak ciagle. Baba za mną na prawdę dziwnie na mnie patrzyła.

 

Kiedyś też tak miałam, że wierzyłam w różne przesądy, tzn niby wiedziałam, że to tylko zabobony ale lepiej dmuchać na zimne. Najbardziej męczył mnie przesąd czarnego kota. Zawsze gdy ten przeszedł mi drogę, musiałam powiedzieć na głos "gdy Ci kot przebiegnie drogę nie mów, że to pech, kot Ci szczęście przynieść może jeśli tylko chcesz", moi znajomi patrzeli na mnie z politowaniem :) Wyleczyłam się z prawie wszystkich przesądów robiąc na przekór nim. Czyli gdy np. przeszedł mi ten kot to ja na siłę nie mówiłam tego głupiego wierszyka. Pozostał mi tylko jeden zabobon. Często gdy mówię, że coś mnie boli, np. głowa to mój chłopak odpowiada "moja babcia też tak miała 3 dni przed śmiercią". Zawsze każe mu to wypluć 3 razy. Nie potrafię sobie żartować ze śmierci. Albo czasem jak siedze na łóżku i chcę się położyć a mój chłopak np. siedzi na łóżku, to nigdy nie powiem mu "przesuń się bo chcę nogi wyciągnąć", bo wiadomo co potocznie oznacza termin "nogi wyciągnąć", zawsze mu mówię "przesuń się bo chcę nogi wyprostować.

 

ale jaja z tymi naszymi natręctwami

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam takie dziwne natręctwo z oszczędzaniem prądu. Rzecz tyczy się lodówki. Np. na śniadanie chcę zjeść parówkę i kanapkę z serem i ketchupem, na wstępie bardzo się pilnuję żeby wszystkie rzeczy wyjąć " na raz" żeby nie otwierać niepotrzebnie lodówki dwa razy.. A potem chować też muszę "na raz". Np. kiedy położę sobie już ser na kanapki, ale parówki jeszcze "dochodzą" w garnku i jeszcze nie są polane ketchupem a ja "zapominam" o swoim natręctwie i chcę schować ser do lodówki to przy otwarciu sobie przypominam, że powinnam schować wszystko na raz, zamykam lodówkę nie chowając sera, i dopiero jak sobie poleję ketchupem te cholerne parówki to dopiero wszystko chowam :D

 

Wiem, dziwne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mel89, uśmiałam się , ale nie zdziwiłam bo jakoś do mnie też by takie "dziwactwo" pasowało ;)Allah, zapraszam do siebie - własnie wszystkimi siłami staram się zmusić by pozmywać stertę naczyń w zlewie- nienawidzę tego robić a odkąd mąż ma rękę w gipsie niestety muszę :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie wiem czy to natręctwo ale nie mogę przełknąć śliny bez udawanego splunięcia tak żeby pecha wypluć żeby go nie mieć (jak byłem mały i mówiłem jakieś czarnowidztwa to dorośli mówili tfu tfu wypluj to słowo ) i tak mi zostało do dzisiaj mam 30 lat , nawet wśród ludzi czy podczas spotkania odwracam głowę albo zakrywam ręką usta i tfu tfu, Z początku udawałem że wypluwam tylko wtedy kiedy pomyślałem coś negatywnego a z czasem zacząłem to robić prewencyjnie za każdym przełknięciem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Obiad time.

Wchodzę do kuchni, zamiast zrobić sobie obiad to przekładam wszystkie rzeczy, naczynia, itp tak żeby stały "po mojemu". Potem biorę z szafki talerz, kubek mały na wodę, kubek duży na kawę, widelec, nóż, łyżeczkę do kawy, chusteczkę jednorazową do wycierania ust w czasie jedzenia (jak ich nie ma to ręcznik papierowy), układam wszystko w odpowiednim układzie na stole... w między czasie nalewam wodę do czajnika elektrycznego, wcześniej zawsze wylewając "starą", nalewam mniej-więcej do 0,5l i odlewam trochę, tak żeby było akurat na kawę. Jak odleję za dużo to od nowa... robię/podgrzewam obiad (raczej to drugie, bo kucharz ze mnie żaden), kontrolując temperaturę, a w między czasie, jak widzę, że jedzenie jest "stabilne" zaczynam ustawiać piloty na stole (mamy "duży" pokój połączony z kuchnią) w porządku od najdłuższego do najkrótszego, ale zawsze w tym momencie biję się z myślami, czy nie powinny przypadkiem stać odwrotnie i testuję różne konfiguracje... ale po chwili łapię się na tym, że za długo chyba się obiad podgrzewał no i szlag mnie trafia jak widzę, że coś się przypaliło (na ryż mam taki sposób, że nalewam trochę wody do garnka, niewiele, dzięki temu w czasie podgrzewania woda odparowuje, a ryż się nie przylepia do spodu - polecam!), jakoś ogarniam te garnki, tak żeby wszystkie stały już na zimnych fajerkach, w tym momencie włączam czajnik z wodą na kawę, potem nakładam sobie jedzenie - przeważnie najpierw mięso, potem ryż/inny dodatek. Gdy już wszystko jest gotowe zabieram się za przyprawy, po soli niestety muszę umyć palce, bo jak tego nie zrobię to ta sól zostanie na kubku od kawy... jak już jedzenie jest gotowe to niosę talerz na stół, w międzyczasie woda się ugotuje to otwieram "klapę" czajnika, żeby trochę wystygła (bo rozpuszczalnej się nie zalewa wrzątkiem!), wyciągam słoik z kawą i "pojemnik" z cukrem, niosę wszystko na stół, wsypuję 2 i pół łyżeczki kawy do kubka, 2 łyżeczki cukry, mieszam wszystko "na sucho", odstawiam słoik z kawą i cukrem dokładnie tam gdzie stał wcześniej, czekam jeszcze chwilę aż woda trochę ostygnie (ale zawsze na oko), zalewam kawę, mieszam 20 razy w prawo, potem tyle samo razy w lewo i potem jeszcze 4 razy w prawo, żeby tak już zostało (po wyjęciu łyżeczki zawszę przez jakiś czas się taka mieszanina kręci, to normalne, ale ja lubię jak się kręci w prawo). No i teraz najtrudniejsze - zanoszę kubek z kawą do swojego pokoju, tak żeby nic nie wylać (a przeważnie już mi się ręce trzęsą), stawiam kubek przed monitorem komputera na uprzednio przygotowanym talerzu "własnym" (który trzymam zawsze u siebie w szafie w pokoju, wyjmuje tylko go na kawę), otwieram okno w pokoju i wracam do kuchni i nalewam wody do mniejszego kubka.

Teraz wreszcie mogę zacząć jeść. Nie będę tu opisywał tego całego procesu, który generalnie niczym szczególnym się nie wyróżnia, no może poza tym, że po każdym kęsie wycieram usta chusteczką, którą co kilka "wytarć" (nie umiem w tym momencie znaleźć lepszego słowa) składam na drugą stronę.

Po skończeniu jedzenia odstawiam talerz do zlewu, sztućce kładę obok, chusteczkę wyrzucam do śmietnika i idę do łazienki umyć ręce i wypłukać jamę ustną z resztek jedzenia.

Wracam do swojego pokoju i zajmuję się czymś innym przy komputerze popijając kawę.

 

Fajnie co? Tyle "zabiegów" dla zwykłego obiadu. Oczywiście to nie wszystkie czynności, które wykonuje, ale nie ma sensu pisać wszystkiego, bo zajęło by mi to 3 razy więcej tekstu. Skupiłem się na tych najważniejszych. Najgorsze, że ta rutyna powtarza się praktycznie codziennie. Od kilku lat. Sorry za taki długi post, ale musiałem gdzieś się wygadać. Ostatnio miałem małe załamanie nerwowe (przynajmniej tak to sobie tłumaczę) i doszedłem do wniosku, że tylko w ten sposób jakoś mogę zacząć leczyć moja nerwicę natręctw.

A wybrałem ten temat, bo dzisiaj pierwszy raz zacząłem komuś opowiadać o swoich natręctwach samemu się przy tym śmiejąc. Może ktoś to przeczyta, a jak nie to trudno, w każdym razie mi to pomaga.

 

A w ogóle to bardzo się ciesze, że znalazłem to forum.

Ale żeby nie przedłużać (jak ja to lubię robić) zbieram się do spania (tak, o tej porze).

 

Pozdrawiam wszystkich, którzy podchodzą do swoich obsesji na luzie (a przynajmniej próbują, tak jak ja) i nie boją się o tym mówić i śmiać się z tego - bo to naprawdę pomaga!

 

Edit:

Jeszcze bym tu długo siedział poprawiając swoje wypociny, bo to moja kolejna obsesja, ale jako że postanowiłem sobie zacząć walczyć z tym, to poprawię jedynie to co na czerwono słownik przeglądarki mi podkreśli i postaram się nie myśleć już o tym, czy przypadkiem gdzieś nie ma literówki. Bo przeważnie to nad poprawkami każdego postu na forum (a udzielam się na wielu, głównie komputerowych) siedzę dłużej niż nad zredagowaniem samego tekstu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednym z moich natręctw( chyba najbardziej dokuczliwych) jest dotykanie czegoś po kilka( zazwyczaj 8) razy. Jako, że jestem jeszcze uczniem, w dodatku dopiero kończę gimnazjum przyszło mi niedawno pisać wypracowanie na języku polskim. Bardzo nie lubię stawiać kropek( o, ileż wysiłku musiałam włożyć w to, żeby napisać tą wiadomość!), ale wiadomo, polski- trzeba, bo od razu spadnie mi ocena, jeszcze nie zrozumie sensu zdania i dostanę jedynkę, a tego wolałabym uniknąć. Dobrą( przynajmniej dla mnie) metodą jest robienie tego błyskawicznie( tak, aby mózg nie wmawiał mi, że jeszcze 2 do 4, potem kolejne cztery do ośmiu i tak dalej). Niestety nie udało mi się szybko ukończyć pracy, więc zostałam z nauczycielką sama w klasie, oczywiście "mając wenę" i starając się jak najszybciej pisać. Już sam fakt, ze zostałam na przerwie wzbudził w nauczycielce pewne wątpliwości( nie wiem jak to dokładniej opisać), ale jej mina, zaraz po kilkukrotnym uderzeniu piórem w jedno miejsce( wyglądało to chyba tak, jakbym grała piórem na bębenku, spieszyłam się, trudno było być delikatną), była nie do zapomnienia. Często też się zdarza, że muszę koniecznie coś zrobić( na przykład dotknąć jeszcze 4 razy piłki dopiero co odstawionej do szafki) i w tym momencie napotykam wzrok nauczyciela, lub jakiejś innej osoby. Wątpliwość, która pojawia się na mojej twarzy i w pewnym sensie zawstydzenie( z miny obserwatora wnioskuję, że wcześniejszą serię już widział) musi być wspaniałe. Muszę również biec, oddalać się od zamykających się drzwi( jeśli zamykają się szczelnie, koszmar jest z lodówką). Mieszkam w bloku i codziennie muszę wbiec na około 5 schodków( docieram na parter), najlepiej jest, kiedy ostatni, długim skokiem uda się mi się zjawić na schodach prowadzących na pierwsze piętro nim drzwi się zamkną, w tym momencie oczywiście zwalniam, jeśli uznam, że wszystko jest w porządku. Jako, że blok jest duży, zazwyczaj po drodze kogoś spotykam, lub nawet prawie na kogoś wpadam( chociażby niedawno, ledwo wyhamowałam przed dziewczyną siedzącą an schodach. Nie wiem skąd ona się tam wzięła, niestety zdarza mi się też "coś" widzieć i nie jestem pewna obrazu, który ukazuje mi się przed oczami, ale jeśli była prawdziwą osobą, to z jej perspektywy sytuacja musiała wyglądać zabawnie :) Być może jeszcze tu kiedyś napiszę, pamiętam zabawne historie związane z przymusem mówienia, ale póki co, boję się, że ktoś mnie rozpozna, a wolałabym tego uniknąć. Pozdrawiam, znowugaszeswiatlo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam kilka stron i naprawdę można się nieźle pośmiać, chociaż wiem, że dla innych nie są to zabawne sprawy.

 

Teraz opiszę moje natręctwa:

 

1) Najbardziej nie dają mi spokoju myśli, czy wszystko zabrałam. Potrafię kilka razy sprawdzać zawartość torebki. I np. wyciągnę sakiewkę, sprawdzę, że mam w środku pieniądze, ale i tak jeszcze kilka razy muszę ją otworzyć, żeby na pewno się upewnić, czy pieniądze jednak tam są... Podobnie jest z drzwiami i z ubikacją, potrafię się wrócić i sprawdzić, czy naprawdę spłukałam... :hide:

 

2) Utrapieniem są też dla mnie myśli, czy to co przeczytałam naprawdę tym jest. Np. czytam napisaną wiadomość i muszę to powtórzyć kilka razy, żeby być pewną, że wszystko jest ok, że nie ma błędu, że to na serio to, co chciałam napisać...

 

3) Pojawiają mi się też myśli o czymś złym, np. o jakimś wypadku i nie mogę przestać o tym myśleć; kiedyś kilka razy musiałam przekląć w myślach, żeby odegnać te myśli lub zaśpiewać jakąś piosenkę, teraz wystarczy, że powiem sobie "lalalala" i jest ok. :mrgreen:

 

4) Na schody muszę wchodzić zawsze prawą nogą, bo wtedy będę miała szczęście, tak samo jak po drodze spotkam jakichś znajomych ludzi, nawet takich co znam tylko z widzenia, to wtedy też będę miała szczęście np. na egzaminie.

 

To są chyba wszystkie moje aktualne natręctwa, ale miałam też inne:

 

5) Nawiązując do punktu 2, w szkole miałam tego typu problem, że jak nauczyciel czytała, kto jakie dostał oceny to na początku było ok, np. o dostałam 4, ale potem pojawiały mi się natrętne myśli, że a może źle usłyszałam? albo - a może nauczyciel się pomylił i tak naprawdę dostałam 1?

 

6) Musiałam też chodzić po całych płytkach chodnikowych, nie mogłam stawać na tych łączeniach lub na złamanych.

 

7) Kiedyś musiałam powtarzać czynności 6 razy, potem zaczęło mnie to męczyć i zmniejszyłam do 3, teraz mi to minęło.

 

8) Jak czytałam forum to musiałam kończyć na 3, 6, 9 numerze strony, teraz staram się to kontrolować.

 

Jakichś zabawnych historii nie mam, pewnie kilka razy inni widzieli jak sprawdzałam po kilka razy torbę, np. w tramwaju. :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja to mam problem jak biorę torebkę to kilkanaście razy sprawdzam czy wszystko w niej mam. :P

Pomadek biorę trzy :roll: To samo takie dziwne jak widzę coś to patrzę na to z góry na dół z dołu do góry i po skosie ,Kupując zawsze sprawdzam skład danej rzeczy .Aha i zawsze muszę mieć wodę koło łózka . :roll:

Ale to aż tak nie utrudnia życia. Da się żyć z tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja biorę lek, którego skutkiem ubocznym jest zapominanie. I zdarza się często gęsto, że jak go wezmę to za chwilę już nie pamiętam czy go już brałem czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

psyche., ja tez mam różne dziwne nawyki np. muszę mieć wszystko dokładnie poustawiane i sprawdzam tez coś z 10 razy i zastanawiam się czasem czy nie mam nerwicy, ale nie bo ja tylko mam tak, aby się upewnić czy zrobiłam coś tak jak trzeba na 100%

 

-- 07 mar 2011, 17:26 --

 

psyche., No może :D. Takie nawyki, ale to niczego mi nie utrudnia, więc nie trzeba tego leczyć. Gorzej jest z jednym lękiem(nie licząc lęku wysokości, bo ja go pokonuje), chociaż staram się z nim walczyć. Nie jest tak źle, bo wystarczy z rok, albo 2 lata to może go pokonam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a Ja mam taki badziew, że jak odkładam np. laptopa to bede go odkładał do tego czasu aż poczuje wewnętrznie, że dobrze lezy na stole/ biurku/ itd.

tak samo jest ze szklanka, telefonem, portfelem, zapalniczką, ..

 

a pamiętam kiedyś taką sytuacje. Był okres w moim zyciu kiedy miałem tiki (mruganie oczami). Wsiadałem do autobusu usiadłem na siedzeniu a obok mnie usiadła jakaś dziewuszka. I tak pech chciał, że naszły mnie te tiki xD .. Ona chyba pomyslała, że puszczam do niej oczko i zaczęła puszcząc też w moją stronę .. :pirate: i w dodatku zawstydzona usmiechała się do mnie. :pirate::zonk: zjarałem cegłe i wysiadłem na najbliższym przystanku. Chciałem dodać, ze miałem wtedy z 16 lat i wcale nie garnąłem się do dziewczyn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×