Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mój dzisiejszy dzień


daablenart

Rekomendowane odpowiedzi

przejeba*e

 

dziś było sympatycznie, ale się zjeb*ło

 

 

matka zmusiła mnie, żebym weszła z nią z kotem do weterynarza ( niestety miał tasiemca i trzeba było go odrobaczyć) i co???

kto siedział za biurkiem??

 

mój znajomy :(

jeszcze w warszawce razem studiowaliśmy

wylali go ( o rok wcześniej niż mnie)

przeniósł się do olsztyna na zootechnikę gdzie zrobił przez 3 lata inżyniera po czym przeszedł na wetę

w tym czasie ja zaczęłam studiować w olsztynie

mniejsza z tym..

 

udał, że mnie nie pamięta :-|

 

po prostu bardzo mi przykro..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sunset, byliśmy razem ponad 3 lata. Psuło się między nami od bardzo dawna, momentami było bardzo toksycznie... Bardzo. On męczył się też ze mną i moją nerwicą, ja męczyłam się z tym, że on mnie nie rozumie i wymaga. Tak będzie lepiej, chociaż zaczyna mi być ciężko... Muszę to odchorować. Lęki mnie chwytają, ale to uzasadnione akurat dziś...

 

Kur*a czy ja jeszcze w ogóle umiem być sama? Muszę sobie przypomnieć, jak to jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od paru dni czuje sie beznadziejnie. Nagle zwalila sie masa problemow na glowe. Mam problem z psychoterapeuta, kazala mi sie zastanowic nad sensem tej terapii i czuje ze chce mnie wypieprzyc bo raz jej nie posluchalam a z drugiej strony mam do niej coraz wiecej zastrzezen i rzeczywiscie zastanawiam sie czy terapeuty nie zmienic ale boje sie ze nikt juz mi nie pomoze bo tamtej cholernie wierzylam,

mam cholerny problem z matka, musze wyprowadzic sie z domu bo jest cholernie toksyczny, ciagle wyzwiska ze strony matki, od kurew i szmat, od dobrego pol roku jestem w depresji i slysze 'rady' zebym sie zabila, musze sie wyrwac ale to boli,

musze przerwac studia, nie daje rady studiowac, boje sie wychodzic z domu, spac, wszystko jest do kitu, nie wiem co bede robic,

jutro mam konfrontacje na policji z chlopakiem ktory mnie meczyl psychicznie i pobil,

psychoterapeutka dala mi nr do niej zeby dzwonic jakby co a jak zadzwonilam tylko mnie opierdolila ze jest swieto i nie bedzie mi przez telefon terapii robic,

nie daje juz rady, mam dola jak sam skurwysyn...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Agnieszko, ja też jestem w dziwnym związku. Nadal jestem. Bo wydaje mi się, że to się sypie. On męczy się ze mną, ja męczę się z nim. Nawet nie mogę mu powiedzieć, że źle się czuje. Jemu się wydaje, że nad tym idzie zapanować, że ja po prostu nie chcę się dobrze czuć. Chciałabym go zostawić, ale nie potrafię. Problem tkwi w tym, że cholernie boję się być sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sunset, ja też cholernie boję się być sama. Dlatego też to tak długo trwało, a powinno się zakończyć już z rok temu...

Jestem właśnie przerażona i na skraju ataku paniki, ale wiem, że tak być musi. Trzeba to odchorować, a potem wszystko się ułoży.

Wierzę, że gdzieś czeka na mnie jeszcze ktoś kto mnie pokocha i zrozumie. Na Ciebie też na pewno. Ze związku powinno czerpać się radość, jeśli jest on pozbawiony pozytywów i sprawia więcej smutku i cierpienia niż szczęścia to nie ma sensu tego ciągnąć...

 

[Dodane po edycji:]

 

Ja kocham tego chłopaka... Ale wiem, że nic z nas nie będzie. To była męczarnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten post wkleilam wczoraj jak sie balam ze terapeuta mnie wywali:

"Witam.

Mam cholerny problem, a moze nawet nie cholerny ale ja sie nim strasznie przejmuje.

Otoz 2 dni temu bardzo poklocilam sie z matka i nie mialam gdzie isc. Zadzwonilam do mojej pani dr i psychoterapeutki jednoczesnie, bedacej ordynatorka oddzialu psychiatrycznego w Kielcach zeby mnie przyjela na oddzial bo do domu nie wroce. Uzgodnilam z nia, ze bede u niej do Poniedzialku a po wyjsciu szukam sobie nowego mieszkania bo matka nie chce podjac terapii ani lekami ani psychoterapii a mieszkac sie z nia nadal nie da. Wiele razy obiecywala zmiane ale nic to nie dawalo.

Wczoraj pogodzilam sie jednak z matka, obiecala sie zglosic do lekarza, tym razem jej wierze. Moze to glupota ale wydaje mi sie, ze to jednak dlatego ze ja dobrze znam i wiem ze tym razem sie zmieni.

Problem w tym ze moja lekarka byla bardzo przeciwna temu wyjsciu ale ja strasznie tesknilam i plakalam za domem, za matka, przez to co sie stalo, strasznie sie chcialam z nia pogodzic i byc juz caly czas blisko niej. Moze to glupie ale ja zawsze po klotniach niesamowicie lgne do czlowieka a to moja matka, moj dom, wierze ze sie zmieni.

Pani doktor byla bardzo przeciwna, ja jednak sie uparlam, ze wyjde. Powiedziala, ze w takim razie mam sie zastanowic czy jest sens z ta terapia. Nie wiem, ja to odebralam tak jakby kazala mi spadac z tej terapii a mi na niej bardzo zalezy... Strasznie sie denerwuje ze mnie wywali bo jakos jej zaufalam i wydaje mi sie ze jak ona mi nie pomoze to juz mi nikt nie pomoze... Ale co w tym zlego, ze chce byc w domu, wierze matce??

Stad moje pytanie... Czy psychoterapeutka moze mi powiedziec ze nie widzi sensu tej terapii i, ze tak powiem, kazac mi spadac nawet gdybym chciala na niej zostac?

Cholernie sie tym denerwuje..

Pewnie problem wydumany ale my, depresjo-lękowcy zawsze sobie jakis powod do zmartwien znajdziemy ;D"

 

A ten dzisiaj, jak sie zastanawiam czy rzeczywiscie nie lepiej go zmienic:

"Witam.

Coraz bardziej sie zastanawiam czy nie zmienic terapeuty. Ta do ktorej chodze jest empatyczna, usmiechnieta ale:

1) raz nie zgodzilam sie z jej zdaniem i kazala mi sie zastanowic nad sensem terapii. Czy terapia nie powinna polegac przede wszystkim na dzialaniu na emocjach i na tym ze sama podejmuje pewne decyzje a nie tylko sie biernie slucham? A gdzie bezwarunkowa akceptacja potrzebna w wypadku terapii?

2) Daje mi swoj telefon zebym dzwonila jak bede miala problem a jak mam to mnie opierdala ze jest swieto a przeciez przez telefon mi terapii nie zrobi.To po co daje skoro mnie opieprza?

3) Spotkania z nia sa raz na jakies 3 tygodnie. Nie wiem, lekarz do ktorego kiedys chodzilam bardzo sie dziwil ze stanowczo za rzadko i to dziwne. Jak uwazacie?

Boli mnie to bo tej kobiecie swego czasu bardzo zaufalam i duzo powiedzialam a ona teraz kazala mi sie zastanowic nad sensem terapii i poczulam sie jakby kazala mi spadac ale coraz wiecej rzeczy mi sie nie podoba wiec moze pierwsze wrazenie bylo mylne i powinnam zmienic terapeute?

U tamtej nadal niby jestem w terapii ale....

nie wiem...

mam zaburzenia lękowe polaczone z depresją, leczy mnie podobnie terapia poznawczo - behawioralna.

Co zrobilibyscie na moim miejscu??"

 

Problem tylko w tym ze ja juz lezac u niej na oddziale uwazalam, ze jest taka empatyczna, tak wczwa sie w pacjenta i ze jak ona mi nie pomoze to nikt inny.

A teraz nie wiem juz nic i cholernie sie denerwuje.

 

Co byscie zrobili na moim miejscu??

Moglby mi ktos pomoc??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gosiavongosia, Na Twoim miejscu słuchałabym się "głosu serca" Nie ma sensu terapia z którą miałabyś się męczyć. Owszem, Warto czasami zęby zacisnąć i zawierzyć poradom, ale - jeśli przez długi już czas jest coraz gorzej - nie warto się męczyć. Może intencje ma dobre Twoja terapeutka, ale w zły sposób chce tą terapię prowadzić? Nie wiem, bo ciężko mi oceniać mając tak mało informacji jak to wszystko wygląda. A raz na 3 tygodnie - jest mało. Ale niestety często stosowane odległości czasowe. Kiedyś z jedną psycholog udało mi się wynegocjować raz na 2 tygodnie :smile:

Decyzję jednak musisz sama podjąć - my możemy jedynie podzielić się swoimi opiniami.

 

Agnieszka_1988, tak jak pisałam w temacie Re: Jak się dziś czujecie? Umiecie to opisać? Nic tylko polecić Ci piosenki Tamary... Owszem, każdemu pasuje co innego i inaczej piosenki odbiera, ale może by Ci się spodobały... Pisze i śpiewa tak kobieco.

 

Coś Wam powiem dziewczyny - ja z samotnością nie mam problemów - bardzo ją lubię i dobrze się w niej czuję - a i tak mam problem z zostawieniem mojego kochanego... A jest naprawdę źle... Gratuluję Ci Agnieszko podjęcia, jak to mówią, "męskiej decyzji". Okropnie jest na początku. Znam osobę, która też nie znosi samotności, ale nie miała wyboru, bo on ją zostawił. Strasznie to przeżyła. ale z czasem odżyła i nawet lepiej teraz się czuje niż wtedy z nim... Więc, trzeba tylko przetrwać ten pierwszy ból i pustkę, Agnieszko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale jakie porady?

Porada to cos do czego sie moge zastosowac albo nie.

A jezeli ktos kaze mi sie zastanowic nad terapia bo raz mialam inne zdanie to juz jest rozkaz a nie porada.

Ta sytuacja wyniknela ostatnio ale mam coraz wiecej watpliwosci.

Problem tylko w tym ze swego czasu uznalam ja za Boga, "jak ona mi nie pomoze to juz nikt"...

a teraz nie wiem czy bede potrafila zaufac innemu terapeucie a do tej mam coraz wiecej zastrzezen

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okropnie jest na początku. Znam osobę, która też nie znosi samotności, ale nie miała wyboru, bo on ją zostawił. Strasznie to przeżyła. ale z czasem odżyła i nawet lepiej teraz się czuje niż wtedy z nim... Więc, trzeba tylko przetrwać ten pierwszy ból i pustkę...

 

Czuję, że moje "przeżycie" tego nie będzie proste. Już mną telepie... Wiedziałam, że tak będzie. To jak odwyk. Muszę jakoś zapanować nad swoimi emocjami, bo się wykończę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

maksinek, jacas, może jakieś rady, jak w miarę bezboleśnie to przetrwać? :mrgreen:

Na stan kryzysowy mam Afobam w torebce, ale wolałabym poradzić sobie z tym bólem bez wspomagaczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×