Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nasze małe i wielkie sukcesy !! :)


Aga1

Rekomendowane odpowiedzi

Obniżyłem o ok. połowę zażywany Lorazepam , świat częściej jest realniejszy ( na początku nawet czasem przekraczałem 10 mg/dobę ) - obecnie 2-4 .

Jeszcze tylko muszę jakoś wyeliminować część wypijanego piwa... rano 1 mg , + ew. pifko , jak robię 2 ,, po południu często znów z 1-2 , na noc lora ( 1-2 ) ... :(

Ostatnio widze , że bardzo powoli , ale może kiedys yuda mi się w miarę ustabilizować jakoś w miarę - normatywną - stronę mojej Psyhe .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Okey, od dzisiaj uważam za rozpoczęty drugi etap mojego wyjścia z tego bagna ; ) Pierwszy etap był bardzo trudny, trwał od maja zeszłego roku. Czego dokonałem ? Przede wszystkim :

- Zaczałem stawiać się na nogi, psychoterpia (co prawda krótka) dała mi solidne fundamenty, a ja nich buduję siebie od nowa :smile: Zaczynam się lubić, wiele rzeczy zmieniłem w myśleniu, których myślałem że nie będę w stanie, nad wieloma mam zamiar jeszcze pracować dzielnie, zacząłem żyć w zgodzie ze sobą, zamiast walcząc z niepodzielającymi mojego podejścia otoczeniem czy rodziną, olewając ich i idąc z podniesioną głową do przodu, życie jest po to, żeby się z niego cieszyć !

- Nauczyłem się kontrolować wszelkie lęki pozasercowe, a także zaczynają być postępy z lękami sercowymi, to będzie jedna z rzeczy do solidej pracy kolejnym etapie, kardiofobia mnie dobija i trzeba coś z tym zrobić ;)

 

Oraz wiele mniejszych kroczków do przodu ;)

 

Co teraz planuję ? Dalszą pracę nad sobą, nad lękami, jestem dobrej myśli !:)

 

Pozdrawiam! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja postanowiłam pojechać w tym roku do jednego z ośrodków leczenia nerwic i podjąć solidną terapię. Mam dosyć tego,że strach rządzi moim życiem, dyktuje warunki i ogranicza. Jestem zdeterminowana i psychicznie przygotowana :great:

Chcę Wam życzyć w nowym roku przede wszystkim pogody ducha- tak mimo wszystko i wbrew wszystkiemu oraz wiary w to,że bedzie dobrze :]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Największym sukcesem jest oderwanie mojego bardzo dobrego kolegi od narkotyków!

Jestem bardzo dumna, że razem dajemy sobie radę ;) On z brakiem narkotyków ja z depresją.

Jeszcze tylko muszę postarać się przezwyciężyć samookaleczanie ;/ Ale dam radę ;)

Mam wsparcie i mam terapeutę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nie wiem czy to sukces, Piotrek mówi że tak :mrgreen:

wczoraj poszliśmy na spacer. w połowie dostałam takiego ataku że wzięłam klucze od P. i zaczęłam biec do domu. przy furtce od parku zatrzymałam się i wróciłam do niego, potem poszliśmy do parku, który był bliżej domu tam spędziliśmy 20 min i potem jeszcze kolejne 20 czy 30 z innymi pieskami na boisku pod domem :great:

ale i tak jestem zła na siebie za to że uciekłam..jak to się nazywało? umniejszanie pozytywów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedzcie mi, czy jak wyzdrowieję to będę takim natrętnym udawanym optymistą (jak choćby Grażyna Dobroń), czy normalnym gościem? Czy będę wracał moimi myślami do "analizowania", będę się doszukiwał drugiego dna i nigdy do końca nie uwolnie się od moich przekonań?

 

A teraz sukces.

Nie oceniam doniosłości mojego problemu, w każdym razie mogę z tym żyć i żyję, mimo, że czuję się bardzo niekomfortowo. Ale o sukcesie. Sama decyzja o podjęciu leczenia / terapii, ciągłe telefony i umawianie się na wizyty (właściwie to poważna ofensywa z mojej strony) sprawia, że nie mogę się doczekać każdego spotkania. Ale mimo wszystko jestem racjonalistą. W każdym razie sukcesem jest to, że zacząłem SAMEMU bardzo trafnie opisywać siebie, analizować i wskazywać na konkretne problemy, konkretne wady, które chce usunąć. Uświadomienie sobie różnych rzeczy sprawia, że włącza mi się zalążek intuicji i samemu mogę świadomie korygować swoje zachowanie, myślenie, odbieranie świata, relacje z innymi. Kroczek narazie mały. Dzisiaj się nawet lepiej czułem sam w swoim ciele i w relacji do innych.

 

A pomógł w tym udział we wczorajszej "imprezie". Co tam, że czerstwa, że nie taka zajebista. Ale spotkanie, próba rozmowy z innymi, przebywanie. Takiego czegoś było mi trzeba. Próbuję stanąć w prawdzie. Nie udawać, ale jednocześnie nie naprzykrzać się zbytnio innym swoją małociekawą i smutnawą osobą. Wiem, że to początek drogi. Obojętne co o mnie myślą, ważne że mogłem przebywać z nimi. Uświadamiam sobie, że jest tylu ludzi na świecie, że jeśli kogoś do siebie zrażę, ktoś mnie nie lubi lub cokolwiek --> jest mnóstwo innych osób, może nawet ciekawszych od paznanych przeze mnie dotychczas. Zacząłem sobie uświadamiać, że inni też mają problemy i nawet zacząłem podejrzewać jakie. To akurat ma swoje minusy, ale ma też plusy - dało kolejną okazję zobaczyć, że ludzie wyglądający na kompeltnie normalnych, też mają problemy, autozachamowania, kompleksy, braki etc. Pozwoliło poczuć się trochę normlaniejszym.

 

 

Chodzi o to, że sama "groźba" pójścia do psychoterapeuty sprawiła, że sam zacząłem sobie pomagać i jakby - zdrowieć (?) Bo narazie byłem tylko u psychiatry, który mnie skierował na terapię indywidualną. Dzwonię, umawiam się i nie mogę się doczekać pierwszej wizyty u psychoterapeutki właśnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika, świetne pytania postawiłaś, serio. O to chodzi, o pytanie o tożsamość. Jaki jestem naprawdę - czy to, co chcę usunąć - naprawdę mi przeszkadza i naprawdę ja chcę to usunąć - czy uważam, że powinienem to usunąć - bo tak każe obraz dzisiejszego człowieka lansowany przez media - piękny, młody, towarzyski itd itd. i zmuszam się, żeby to usunąć. Mam nadzieję, że wiesz o czym, trochę pokrętnie piszę.

 

Mam jeszcze inne przekonanie, które mnie mocno ogranicza. Bowiem uważam, że człowiek za jakiego narazie się uważam, czyli brzydki fizycznie, z pretensjonalnym charakterem i innymi wadami - nie ma prawa zachowywać się jak "młody, dynamiczny". Właściwie nie ma prawa napastować innych ludzi swoim towarzystwem, bo mają lepsze (poczucie własnej wartości) i nie ma prawa brnąć po marzenia, bo jakoś "NIE WYPADA (takiemu)" ... takie dziwne przekonanie mam. Że powinienem siedzieć na dupie i gapić się w sufit, ewentualnie marzyć sobie tylko w zaciszu pokoju, bo natura nie predestynuje mnie do osiągnięcia sukcesu na miarę innych - przede wszystkim ładniejszych i przystojniejszych. To się liczy w dzisiejszym, ale nie tylko, świecie. Takim łatwiej nawiązywać relacje, przyjaźnie, wszystko łatwiej, bo wyglądają sympatycznie i pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Tak już jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednocześnie mam takiego znajomego z Niemiec, ktory wygląda dokładnie jak ja, a nawet gorzej i jednocześnie ma wielu przyjaciół jest towarzyski i super normalny (inna mentalność). Ale jednocześnie myślę, że są osoby, które nie traktują go poważnie z tego tylko względu, że nie jest super przystojny, jest rudy i generalnie odbiega od stereotypowego chłopaka (brunet, wysportowany, uśmiechnięty i takie tam). Jednym słowem - musi przez to tracić jakieś szanse, tak już jest. Smutne. Tylko, że ja jestem tego świadom, dlatego "nie pozwalam sobie na wiele". "Bo nie wypada mi".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pokonałam atak paniki na spacerze....

 

i po tym ataku i wcześniejszym ataku histerii jestem wymęczona...i nadal chce mi się ryczeć.

 

 

hm jeśli mogę doradzić to nie walcz z nimi i ich nie zwalczaj (wiem to bardzo trudne - sama się tydzień uczyłam aby opanować swoje powstrzymywanie)

i zobaczysz coś co Cie zadziwi mianowicie - panika nie będzie wieksza od tej którą odczuwasz - trzeba się jej poddać - jak się nauczysz pozwalać jej przebiegać z czasem ataki będą słabsze bo przestaniesz się jej bać - a mówię serio serio gdy się jej poddasz ona nie wzrośnie - będziesz czuła to co czujesz

a ataki paniki są bezpieczne nic podczas nich Ci się nie stanie

 

polecam książkę "strach i paniczny lęk - mity a rzeczywistość"

i psychoterapie

 

dzięki temu wyszłam z domu :)

wcześniej terapeutka musiała przyjeżdżać do mnie do domu - teraz ja o niej dojeżdżam i nawet nie obawiam się tego wyjścia - dla was coś normalnego - dla mnie OGROMNY SUKCES - w takim już beznadziejnym stanie byłam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

banocik, do mnie terapeuta też będzie teraz przyjeżdżał do domu..wiesz pokonałam w takim sensie że wytrzymałam do końca- nie uciekłam. ale wiem o co Ci chodzi, mam inną książkę " Lęki i fobie" ale tam też piszą w ten sposób, żeby nie unikać ataków,a nawet się na nie wystawiać i nie starać się ich zwalczać. :)

Super że Ci się udało, może mi tez się uda...:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedzcie mi, czy jak wyzdrowieję to będę takim natrętnym udawanym optymistą (jak choćby Grażyna Dobroń), czy normalnym gościem?

 

Haha, rozbawiłeś mnie :D Nie kojarzę kto to Grażyna Dobroń, ale w mediach wszyscy trochę udają, chyba nie ma co się w ogóle porównywać... Ale do sedna: czasem tak jest że poczujesz się odrobinkę tylko lepiej i masz napad hurraoptymizmu, ale to szybko mija. Choroba zmienia człowieka. Myślę, że uczy myśleć rozsądnie i realnie, liczyć się z różnymi rzeczami. Ja po depresji jestem chyba bardziej realistką. Czasem udaję optymistkę bo są takie sytuacje, że ludzie tego potrzebują - kogoś kto będzie wierzył za nich i poprawiał im humor. Ale to rzadko się zdarza. Jeśli chcesz być normalnym gościem, to będziesz.

 

 

Obojętne co o mnie myślą, ważne że mogłem przebywać z nimi.

 

Jak dobrze to rozumiem! Przebywanie wśród ludzi to dla mnie najlepsza terapia. :great:

 

Ale jednocześnie myślę, że są osoby, które nie traktują go poważnie z tego tylko względu, że nie jest super przystojny, jest rudy i generalnie odbiega od stereotypowego chłopaka (brunet, wysportowany, uśmiechnięty i takie tam). Jednym słowem - musi przez to tracić jakieś szanse, tak już jest. Smutne. Tylko, że ja jestem tego świadom, dlatego "nie pozwalam sobie na wiele". "Bo nie wypada mi".

 

Bez sensu myślenie. Większość ludzi będzie Cię traktowała tak jak im na to pozwolisz. Uważasz, że nie zasługujesz na szczęście, to widać, ludzie będą Cię tak odbierać i tak traktować. Wyobraź sobie kogoś, kto nie jest super przystojny ani nawet niezbyt ciekawy, ale zachowuje się tak jakby był królem życia. Ludzie myślą, że skoro się tak zachowuje, to musi być w nim coś fascynującego, czego nie widać od razu. I jest - charakter. Przynajmniej ja to sobie tak tłumaczę ;) Nie muszę mieć racji. Ale to Ty tworzysz siebie w dużym stopniu, poprzez Twoje działanie. Więc działaj tak żeby mieć to czego pragniesz ;)

 

A co do poznawania siebie... To chyba najtrudniejsza rzecz z jaką teraz się zmagam... :roll: Zastanawiam się kim jestem, ile we mnie schematów i udawania a ile mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

soulfly89 dziękuję za odpowiedź :)

 

Mam duży problem z poznaniem siebie, do tego dopiero czekam na pierwszą wizytę u psychoterapeutki. A myślę, że to będzie długo trwać, zanim poznam siebie. A ja muszę już to zrobić! 4 lata straconych na studiach, na ich zmienianiu, zawalaniu wystarczy! Jestem już tak stary, że nie mogę sobie na to pozwolić, to mój ostateczny dzwonek. Jeszcze jedna zawalona sesja i koniec. Nie znajde nawet pracy, nie spojrze bardzo dawnym znajomym oczy ze wstydu, ani rodzinie. Będę nikim. Ja muszę poradzić sobie już, natychmiast, w tej chwili. Nie mogę czekać, aż terapia da efekty za 2 lata, bo za 2 lata ja sie obudze z ręką w nocniku, albo w ogóle już nie będę miał nawet nocnika :(

 

A jak czasem sie zastanawiam, co miałbym robić w życiu to mnie krew zalewa. Na różne rzeczy jestem za stary, na takie które bym chciał (zostać menagerem, organizatorem) być może nie mam predyspozycji, a reszte uważam za prace patologiczne / pozbawione sensu / nie przynoszące satysfakcji. Co ciekawe za jedyną pożyteczną i sensowną uważam prace przy łopacie. Człowiek przynajmniej coś robi, jest sens i widzi efekt. Tylko jeśli wylądowałbym w takiej pracy to bym poniósł klęske. W szkole same szóstki, ambicje i oczekiwania moje i otoczenia, postrzeganie przez otoczenie jako kujon, a tu ląduje przy łopacie. Masakra, prawda? :(

 

Ostatecznie myślę sobie na pocieszenie, że kluczem jest uspokojenie siebie i dobre relacje z innymi. Wtedy każde zajęcie idzie łatwiej. Nawet takie, w którym nie widzimy sensu ani przyjemności. A może właśnie dlatego nie widzimy w jaimś zajęciu sensu ani przyjemności, bo nie mamy sensu własnego życia ani dobrych relacji z innymi? Ehhh dżizas. Czas ucieka, nie mam czasu! Inni już pracują, osiągają sukcesy, a ja jestem w dupie :why:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×