Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nadopiekuńcza matka - toksyczna matka !


Rekomendowane odpowiedzi

Próbowałam, ale to nie takie proste ot tak się wyprowadzić. Studiuję dziennie, nie pracuje. Zresztą mamusia już zapowiedziała, że jak się wyprowadzić, to odrazu wykupić mieszkanie i spłacać raty, z mężem oczywiście (narazie jestem sama). Wynajem nie wchodzi u niej w grę. Dopuki więc nie poznam mężczyzny, którego zaakceptuje mama i nie stanę z nim na ślubnym kobiercu, nie ma mowy o wyprowadzcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczynka24, no daj spokój. Naprawdę pozwolisz matce dyrygować swoim życiem? Chyba jak na razie dobrze na tym nie wychodzisz, tak?

Nie wiem ile lat studiów Ci zostało, ale ja na Twoim miejscu, myślałbym już o planowaniu wyprowadzki - nawet jeśli miałaby to być stancja (pokój lub kawalerka). Jeśli zostało Ci mało do końca studiów, to już zacznij teraz się rozglądać za pracą.

Poza tym - mamusia musi zaakceptować Twojego przyszłego męża? No ale to Ty będziesz z nim żyła czy Twoja matka?

No to ja nie chciałbym być tym Twoim "przyszłym mężem". :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was dziewczyny! Jak na ironię również mam 24 lata i problem z matczyną nadopiekuńczością. Moja mama wkręciła mnie w poważną nerwicę, spowodowała masę kompleksów i sprawiła, że tkwię w ciągłym poczuciu winy. Nigdy nie potrafiła mnie zaakceptować, wymyśliła sobie jakiś swój wymarzony obraz mojej osoby, a teraz ma ciągłe pretensje o to, że nijak mam się do tej wizji.

Zacznę może od tego, że zawsze byłam osobą skrytą, zamkniętą, nie miałam wielkiej potrzeby wywnętrzniania się przed kimkolwiek. To wszystko sprawiało, że nieustannie krytykowała mnie za to, że jestem dzika, aspołeczna, nieprzystosowana, że z innymi - normalnymi dziewczynami w moim wieku ona potrafi się dogadać, a ze mną nie. W końcu też stwierdziła, że jest to objaw mojej nienawiści i niewdzięczności w stosunku do niej. Czasami kiedy tego bardzo potrzebowałam, próbowałam jej się zwierzyć, ale jej psychologiczna reakcja zawsze była taka sama: "dorośniesz i zrozumiesz, że to, czym się teraz przejmujesz to głupstwa. Ja to dopiero miałam mlodosc, kiedy babcia non stop chorowała......Chciałabym mieć takie życie jak ty. A co byś zrobiła, gdybyś miała raka...." Po tych rozmowach miałam dziwne poczucie winy, dlatego przestałam zwracać się do niej ze swoimi problemami. Zresztą na wiele tematów nie zaczynam dyskusji, bo ona wszystko wie najlepiej i "jak dorosnę, to się przekonam, że miała rację". Seks jest dla niej grzechem, nawet ten małżeński, zakochać się w kimś to wstyd, bo to uwłacza kobiecej godności, jeśli z kimś "chodzić" to najwcześniej w wieku 20 lat. Wszystkie te poglądy sprawiały, że bałam się okazywać chłopakom zainteresowanie, bo gdyby się o tym dowiedziała, to wyzwałaby mnie od puszczalskich.

Przyjaciół nigdy nie miałam, bo mama sama wolała organizować mi czas, trwa to do dzisiaj. Kiedy sobie wymysli, że w weekend idziemy np. do lasu, to musimy tam iść, w przeciwnym razie jestem wyrodną córką, bo unikam matki. Na osiemnastkę do koleżanek mnie nie puściła, bo musiałabym u nich spać, a ona wolałaby żebym tego nie robiła. Na wszystkie wakacje jeździłam z nią, bo ona do 30-tki nie pozwoliłaby mi na wyjazd z koleżankami, a broń Boże z chłopakiem, za którego wyjsc powinnam dopiero po 30-tce, wtedy tez miejsce mógłby mieć mój "pierwszy raz", ale nie musi, bo jak już wspomniałam seks jest grzechem. Mieszkać z mamą też powinnam do śmierci, bo bardzo irytują ją młode małżeństwa, które chcą "iść na swoje."

Zakupy tez najlepiej jak robię z nią, bo jak sama sobie coś kupie, to po jakims czasie wyrzuca mi, że jest mi do niczego nie potrzebna. Kończę studia, wobec czego ta nazywa mnie "wielką studentką", która ma za nic swoja słabiej wykształconą matkę. Ja cenię sobie samodzielnosc i chociaż odrobinę niezależności, a ona je odrzuca, bo chce stale kontrolowac moje życie. Nie podobało jej się, że chciałam znaleźć sobie pracę i do dzisiaj twierdzi, ze ona znajdzie mi lepszą, bo w tej mało zarabiam. Od jakiegoś czasu myślę o przeprowadzce, ale wiem, ze grozi to tym, że w końcu się mnie wyrzecze. Zresztą pełne usamodzielnienie wymaga odwagi, której ja zwyczajnie nie posiadam.

Ostatnio nie było jej kilka dni, a ja psychicznie odpoczęłam jak nigdy dotąd. Po powrocie ponownie zaczął się hałas, krzyk, pretensje.

Ale że kij ma dwa końce, to muszę przyznać, że to wszystko nie tylko bierze się z jej władczej natury, ale z tego że mnie kocha i za bardzo nie wie, jak z tą miłością sobie poradzić. Zajmuje się tymi wszystkimi domowymi obowiązkami (choć w większości niepotrzebnymi) i ogólnie po swojemu stara mi się w jakiś sposób ułatwić życie (choć coraz częściej mi to wypomina). Nie wiem, ale czuję wokół siebie bluszcz, który sprawia, że cieżko mi się oddycha. Poniekąd mam też poczucie winy, ostatnio bowiem mama stwierdziła, że cieszy się, że jej w ogole nie kocham i nie potrzebuję, bo ona właśnie tego chciała. Ale żadne logiczne argumenty do niej nie trafiają. Wydaje mi się, że ona na siłę próbuje robić z siebie męczennicę, że lubi się nad sobą użalać, nie patrząc i nigdy nie zastanawiając się nad tym, co ja czuję. Nigdy zresztą jakiś szczególny sposób się tym nie interesowała. To co jest dobre dla niej, jest dobre dla mnie. I to jej życiowe credo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwariowałyście? 24 lata to wiek odcinania pępowiny i to dlatego tak wam żle w domu.

Wasze dzieci będą to samo robiły, nagle zobaczą, jak jesteście złe.

Ja to przechodziłam, teraz przechodzą to moje dzieci.

Nie ma powodu do niepokoju, trzeba tylko zająć myśli czymś innym.

 

A do kościoła chodzicie?

Mnie to pomaga najbardziej i spowiedź.

Wszystko ze mnie schodzi w kościele. Oddaję to Bogu i niech On się martwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno tu nie pisałam, w tym moim wątku, ale po ostatnich wydarzeniach czuję że muszę...

Od tej ostatniej kłótni co pisałam (o weselu) minęło sporo czasu i było jak w bajce: obiadki, deserki, lenistwo, wspólne pogaduchy. Aż do wczoraj. Może zacznę od tego, że ciągle śni mi się jeden sen: że babcia z mamą ( a szczególnie babcia) ściągają ze mnie ubrania siłą. Nie ma to absolutnie podtekstu seksualnego, po prostu jest w tym przemoc, agresja i naruszenie intymności. Ostatnio (już nie w śnie) stała się taka sytuacja, że babcia… siłą weszła mi do łazienki !Bo się zdenerwowała i chciała na mnie pokrzyczeć akurat w momencie, kiedy ja się załatwiałam. Ja zaczęłam krzyczeć „czyś ty zwariowała” (czego potem miałam strasznie żałować) i zakrywałam się ręką, a drugą ręką próbowałam zamknąć drzwi od łazienki, ale babcia je trzymała i trwało to tak parę chwil. Potem jak stamtąd wyszłam to oberwałam z plaskacza po ręku. Nie bolało, ale poczułam się taka zlekceważona… Świadkiem wszystkiego była mama. Najgorsze jednak miało nastąpić: na drugi dzień była „rozmowa”, której ja nie chciałam rozpoczynać, chciałam po prostu darować to babci, bo rozmowy z mamą i babcią nic nie dają. Ale one się uparły, i… oberwało mi się, że obraziłam babcię, mówiąc „czyś ty zwariowała”. Babcia oczywiście szlochała, matka wrzeszczała, awantura jakbym nie wiem co zrobiła, a to ja czułam się pokrzywdzona. I wtedy chyba pierwszy raz w życiu tak leciutko się postawiłam. Zawsze albo milczałam, albo przyznawałam, że źle zrobiłam, mimo że nie czułam się winna, ale wczoraj powiedziałam, że .. nie przeproszę! I to bardzo je zdenerwowało…

Nie wiem już co mam robić, jak rzucę wszystko i przestanę do babci przychodzić, to utonę w poczuciu winy i ich wyrzutach, jak będę dalej do niej przychodziła, to zwariuję psychicznie! Te kobiety mnie wykańczają! Ich się nie da skłonić do konstruktywnej rozmowy, one zawsze znajdą winę we mnie, jak ja mam cuć wsparcie w mamie, jak ona będąc świadkiem babci karygodnego zachowania, winę widzi we mnie, bo broniąc się w ferworze zdarzeń, niechcący wykrzyknęły mi się obraźliwe słowa „zwariowałaś”.

Taki miałam bojowy nastrój po ostatnim wpisie, wszyscy radzili mi znaleźć pracę, szukałam, poddałam się po kilku nieudanych próbach, odpłynęłam w sielance i lenistwie, teraz wraca piekło…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że zaczynam powoli się uwalniać, przynajmniej psychicznie. Bardzo powoli. Ale ostatnio jakoś tak pełna optymizmu jestem, chyba po tym, jak zrozumiałam, że mam taki charakter, że wystarczy mi skromne życie, od pierwszego do pierwszego, zaciskając pasa. Dlatego też mogę sobie pozwolić na uwolnienie się, na jakąś skromną posadę za niewielkie pieniądze i wynajmowanie kawalerki, potrafie zrezygnować z rarytasów, jakie mam w domu rodzinnym, obiadków, deserków, atrakcji...

 

Zaplanowałam już, że jak tylko znajde w miarę stałą pracę, to wyprowadzam się, wynajmę jakiś kąt. Dobrze, że nie gonie za dostatnim życiem, bo wtedy trudniej byłoby mi się uwolnić od mamy i jej pensji :D

 

joannab7, powiedz coś więcej. Może coś Ci doradzę:) W końcu mam to już naprawde przepracowane na własnym przykładzie

:roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu wróciły problemy:( Było spokojnie przez jakiś czas, jak nic nie "wymyślałam" jak to mówi moja mama no ale już spokojnie nie jest.

 

Otóż dostałam znakomitą propozycje pracy za granicą, dobrze płatną, w ramach stażu więc tylko 3 miesiące, z zakwaterowaniem, wszystko sprawdzone, pod nos podstawione, grzech nie skorzystać. No i zachciało mi się wyjechać, bo jestem młoda i mam czas teraz na tego typu "doświadczenia". Ale moja mama z babcią nie chce się pogodzić z tym faktem:( Mama się popłakała i zaczęła szlochać nad swoim losem, że "widocznie to jest jej pisane, że uciekam od nich, że robie jej straszną krzywdę, że tak już musi być, że na nią trafiło...."

 

Niby rozumiem, że ona nie ma innych zainteresowań, jak tylko moje życie i kierowanie mną, że będzie jej po prostu smutno zostać sama z babcią na te kilka miesięcy, jak mogę tak wysłuchiwać jej żalów i nie zwariować, ale z drugiej strony... ja jestem już baaardzo dorosła, chcę troszeczkę decydować o sobie, mam ochotę jechać i wiem, że to mi otworzy wiele możliwości...

 

Nie wiem co mam zrobić. Czuję się winna, jakbym jej nóż wbijała w serce, ale z kolei nie mogę ciągle ze wszystkiego rezygnować dla niej, bo ona się o mnie panicznie boi.

 

Niby wiem, że jestem dorosła i powinnam jechać, nie patrząc na mamy histerie, ale ja się czuję okropnie winna, jakbym własną matkę krzywdziła... Przecież ona nie ma żadnego życia poza moim życiem...

 

Czy ja jestem potworem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz z kolei słyszałam jak mama z babcią rozmawiają, że nie będą gotować nic na święta, że nie dadzą mi prezentu, bo po co to wszystko… Zawsze jak robiłam coś im nie na rękę to groziły mi, że ich dobroć się skończy. Mam wrażenie ta ich dobroć nie jest „darmowa”, tylko na zasadzie: „jak będziesz nam posłuszna to będziemy ci pomagać”. Eh, i jak to się cieszyć:(

 

[Dodane po edycji:]

 

Tak, linka, wyjadę ale czy głupie 3 miesiące fajnej pracy są warte tego co ja teraz przeżywam i będe przeżywała przez najbliższy czas? Tych nerwów i wojen z nimi? Zresztą i tak będe musiała wrócić nigdzie indziej jak do nich...

 

Zresztą tak mnie zniechęciły, roztoczyły przede mną taką wizję straszności, że będe tego żałowała, że nie poradze sobie, i co mi się tam napewno stanie za krzywda, że ja już zaczynam się poważnie bać, czy dam radę:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczynka24, moim zdaniem jest warte....bo przez te 3 miesiące dojdziesz do siebie i nauczysz się ile jesteś warta, że potrafisz sobie sama radzić, jesteś zdolną dorosłą inteligentną kobietą i tak trzeba cię traktować. Może matka zrozumie, że skończyło się jej władanie nad tobą, że już nie jesteś dzieckiem.....

Nie pojedziesz to nigdy się tego nie dowiesz....co czeka na ciebie tam....

Poza tym, to świetne doświadczenie zawodowe !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Linka. Będę się starała sprzeciwić się im, ale boję się, bo kiedyś była podobna sytuacja, postawiłam na swoim, to babcia usiadła kolo mnie, zaczęła lać łzy i błagać mnie, żebym tego nie robiła. Jak na złość, to była pierwsza w moim życiu samodzielnie podjęta decyzja i nieudana:( No i oczywiście teraz jest wypominanie, że mi się i tak nie uda tak jak wtedy. Niby wiem, że jeden błąd nie powinien kłaść się cieniem na całe moje życie, tym bardziej, że wtedy to była zupełnie inna sytuacja.

Bardzo mnie odstręcza ta myśl, że mama z babcią mogą znowu nade mna szlochać i błagać o zostanie, to straszny ciężar psychiczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie… chcę więc wyjechać na 4 miesiące, a moja nadopiekuńcza mamusia przy kolacji Wigilijnej usłyszała w telewizji, że żołnierze wyjechali na misje na pół roku i ich DZIECI Z ZONAMI tęsknią i przeżywają. I oczywiście musiał paść komentarz: „taaak, ludzie przeżywają, jak ktoś wyjedzie na pół roku…” Matko, jak można to porównywać, ojcowie dzieci, męzowie są na ryzykownej, trudnej misji, niemal ocieraja się o wojne, a ona mi to porównuje do mojej sytuacji…. I płacz, i wzbudzanie poczucia winy. Paranoja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyno jedź i nie oglądaj się za siebie one nie umrą z tego powodu? Potem przez całe życie będziesz żałowała tego że nie wykorzystałaś takiej super szansy, a one trzęsą portkami że sie nie daj Boziu usamodzielnisz, ale tak właśnie ma być i co najważniejsze kiedy będziesz mieć swoją kasę wytrącisz im argumet z ręki, będą mogły ci naskoczyć :)

nie wiem czy znasz książkę Szantaż emocjonalny Susan Forward, wg mnie jest rewelacyjna i myślę że powinna stać się twoją Biblią

 

oto fragment:

"odpowiadając na kilka pytań, możesz

szybko ocenić, czy twoje poczucie winy jest uzasadnione czy też wyolbrzymione.

 

• Czy to, co zrobiłeś lub chcesz zrobić, jest złośliwe?

• Czy to, co zrobiłeś lub chcesz zrobić, jest okrutne?

• Czy to, co zrobiłeś lub chcesz zrobić, stanowi nadużycie?

• Czy to, co zrobiłeś lub chcesz zrobić, obraża kogoś czy poniża?

• Czy to, co zrobiłeś lub chcesz zrobić, jest krzywdzące dla drugiej

osoby?

Jeśli odpowiesz „tak" na którekolwiek z tych pytań, to poczucie

winy, jakiego doświadczasz, jest uzasadnione, o ile towarzyszy mu skrucha,

a nie nienawiść do siebie. Szacunek dla swojej integralności oznacza

też branie odpowiedzialności za własne zachowanie i wynagradzanie

szkód. Popełnianie błędów nie czyni z ciebie moralnego potwora.

Ale jeśli, podobnie jak Allen, robisz coś, co jest dla ciebie zdrowe,

i nie próbujesz skrzywdzić drugiej osoby ani odebrać jej czegoś, to twoje

poczucie winy jest nieuzasadnione i należy się z nim skonfrontować.

Dopóki tego nie zrobimy, nadmierne poczucie winy może tak zadomowić

się w naszym życiu, że staje się jak tapeta - stanowi tło naszego

codziennego życia."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Susan Forward czytam (jestem w trakcie), ale inny tytuł: “Toksyczni rodzice”. Dzięki za info, następna książka za jaką się biorę, to ta, o której Ty mi napisałaś :uklon: :*

Nie wiem, czy to coś pomaga w moim przypadku. Nie wiem, czy odpowiedź na pytanie „ Czy robisz coś okrutnego?” nie brzmi czasem „tak”:( Dla mojej mamy to jest okrutne, że ja nie chcę żyć tak jak ona. Widzę jak ona to przeżywa, jak płacze po nocach, zwierza się babci…

Na święta życzyłam jej, żeby znalazła sobie jakieś zajęcie, hobby ( w domyśle oczywiście żeby zajęła się czymś zamiast mnie…). Ona mi, żebym zrobiła magisterkę i miała męża i dzieci. Jak ja ją strasznie zawiodę, bo ani mi w głowie płodzić, czy kształcić się dalej, jak i tak nie będę pracować w zawodzie. Wiem, że chciałaby wnuki, dużą rodzinę, „mężczyznę” w rodzinie, jak to mówi, czyli mojego potencjalnego partnera (sama sobie raczej nie szuka), żeby było nas więcej, a nie mniej (jak ja odejdę z domu).

Ale ja nie wyobrażam sobie w ten sposób mojego życia. Chciałabym robić coś innego, niż powiększać rodzinę, niańczyć dzieci. Jestem odludkiem i samotnikiem, wiem jakim dziwadłem jestem w jej oczach, jak ona z obrzydzeniem na mnie patrzy, nieraz mi to mówiła. Ile razy mi wypomina, że nie chciałaby wiele, tylko normalną córkę, taką jak ludzie mają dookoła, że zakładają rodziny, żyją wspólnie wszyscy i cieszą się. Wiem, jak ona sobie to wyobraża, bo relacje jakie ma z moja babcią są wręcz… nieprzeciętne. Szczycą się tym, że są jak siostry syjamskie, myślą w tym samym momencie o tych samych rzeczach, boli je ta sama część ciała, maja podobne schorzenia. Przeżywają, gdy mają się rozstać nawet na krótki czas, co dla mnie jest jakieś… dziwne i chyba nawet niezdrowe. Mama pewnie chciałaby na starość to samo, tylko, że ze mną. Wiąże pewnie ze mną duże nadzieje, myśli, że jej życie polepszy się, gdy powiększę rodzinę, ale ja po prostu… nie chcę. Chce uciec jak najdalej.

Ale doskonale ją rozumiem, i pewnie dla niej taka córka, to „coś okrutnego”… Więc o ile wyjechać raczej już zdecydowałam, to wyrzutów sumienia raczej nigdy się nie pozbędę…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tak twoja mama pewnie odpowiedziała by "tak" na każde z tych pytań, tylko że obiektywnie to jest normalne, jak najbardziej,czy gdyby twoje dziecko taką szansę miało ty zachowywałabyś się tak jak matka, czy raczej powiedziałbyś: kochanie, jestem z ciebie dumna, jedź rozwijaj się, matka da se rade :) albo gdyby przyjaciółka zwierzyłaby ci się z takiego problemu... twoje plany nie naruszają obiektywnych norm i zasad, a jedynie wynaturzone zasady twojej matki, ona tobą manipuluje jak chce, nauczyła się tego że gdy szlocha, tak bardzo "cierpi", gra na emocjach, poczuciu winy - ty ulegniesz, dlatego musisz zmienić ten schemat, ten wzór wg którego ona działa, zaprzestań zwierzania się, mówienia o planach bo tylko dajesz pokarm, punkt zaczepienia i dalszego ględzenia, tak samo z tłumaczeniem się, wtedy gra cały czas się toczy, dajesz kolejne punkty zaczepienia, najlepsza jest tu niedefensywna komunikacja (to naprawdę trudne, gdy masz ochotę dopiec matce) ale ona będzie walić grochem o ścianę kiedy na każdą zaczepkę będziesz odpowiadać np tak: przykro mi że tak myślisz, porozmawiamy jak się uspokoisz (gdy zaczyna sie drzeć ty mówisz to i wychodzisz nie dajesz jej się), rozumiem że tak to widzisz, to ciekawe, możliwe - takie bezpłciowe teksty :) musisz zacząć mówić STOP kiedy ona zaczyna traktować ciebie - dorosłą kobietę jak gówniarę: nie życzę sobie żebyś mówiła do mnie tym tonem, nie będziemy tak rozmawiać, nie pozwolę żebyś mnie obrażała, groźby, krzyki, łzy już nigdy na nic się nie zdadzą i wychodzisz, wiem że ona może łazić za tobą, ale masz być stanowcza, nie kulić się, patrzeć prosto w oczy i mówić głośno, stanowczo ale spokojnie, można popróbować do lustra, wtedy już można powtarzać jeden komunikat bez przerwy: do niczego nie dojdziamy jesli będziesz mnie obrażać

 

[Dodane po edycji:]

 

a związek twojej mamy z babcią jest wg mnie toksycznym uzależnieniem i przez to twoja matka tez nie chce szukać faceta w obawie że pozbawi czegoś własną matkę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja mama z babcią są inne niż reszta świata, zawsze wydawało mi się, że są inne. I dlatego to, co będzie opisywane we wszystkich mądrych podręcznikach i co będą mówili mądrzy ludzie a także zwykli ludzie, zawsze będzie inne, niż to, co sądzą one. One po prostu są mocno skrzywdzone przez życie i widzą wszystko zupełnie inaczej. Moja „ucieczka”, czy też przeciwstawienie się im, a już najbardziej odejście będzie dla nich poważnym ciosem i jestem pewna, że wspominając wszystkie okrutne wydarzenia w ich życiu postawią je w jednym szeregu z moim odejściem. I może nawet będzie je trochę cieszyć, że jestem gdzieś tam szczęśliwa, ale tylko trochę i tylko przez chwilkę.

A ja to rozumiem, bo to wszystko, co pisane jest na tym forum i cała rzeczywistość nijak nie współgra z tym, co jest wewnątrz mojego domu. Będę jednak mimo wszystko walczyła o niezależność, może kiedyś mama zrozumie…

P.S. naprawdę to forum i Wy mi dużo daje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to co piszesz jest przerażające... twoje odejście będzie poważnym ciosem? to normalne że dorosły człowiek pragnie samodzielności i niezależności i wyprowadza się z domu, zdrowy dom zachęca dorosłe dziecko do podjęcia wyzwań i do rozwoju, jeśli dalej będziesz usprawiedliwiać ich zachowanie (cierpienie , skrzywdzenie), to z dużym prawdopodobieństwem powielisz ten schemat i za parę lat będziesz nieszczęśliwą starą panną, która siedzi z matką i razem użalają się nad złem tego świata, to straszne ile trucizny one wlały ci do głowy... nie obraź się ale ten tok myślenia który masz, mam wrażenie że nie jest nawet twój

nie wiem gdzieś mi umknęło czy chodzisz do psychologa? myślę że koniecznie powinnaś, w takich problemach dobra jest terapia grupowa, sama chodzę i bardzo sobie chwalę, u mnie akurat grupa jest właśnie skonstruowana głównie z dorosłych dzieci toksycznych, nadopiekuńczych matek i ojców... człowiek wtedy widzi o kurcze on/ ona ma dokładnie tak jak ja, całe zdania argumenty, schemat zachowania bardzo podobne i wspólne szukanie wyjścia z problemu, odgrywanie scenek, asertywnych rozmów, odpowiedzi, określamy swoje mechanizmy działania, próbujemy oszacować co się może stać z nami w przyszłości, jakie skutki toksyczna relacja z matką/ojcem przyniesie w relacjach z innymi ludźmi

naprawdę szczerze polecam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zalamka87, moja mama z babcią wcale nie powiedziałyby, że moje usamodzielnienie będzie poważnym ciosem. One po prostu już zaplanowały mi, że mam znaleźć porządnego faceta z kasą, uwiesić się na nim, wziąć z nim mieszkanie na raty i wtedy mogę sobie odejść. Oczywiście nie poza miasto. No i mama nauczyła mnie żeby zawsze liczyć na kogoś: „miej dużo dzieci, bo potem na starość ci pomogą, miej męża, bo zginiesz w życiu”. A to mi się nie podoba, czuję że mam bardziej niezależny charakter, tylko nie zostało to wydobyte.

Poza tym jest mi podwójnie ciężko odejść, bo mama z babcią naprawdę myślą, że są idealne. W okresie mojego dorastania było rzeczywiście wyraźnie widoczne, że robiły źle, mama podejrzewam przechodziła jakąś nerwicę i po prostu znęcała się nade mną psychicznie, myślę, że o tym wie. Ale teraz już tego nie robi w tak bezpośredni sposób. Jak jej przypominam, to co było, to się denerwuje, że wyciągam brudy sprzed lat. Tak więc jak powiedziałam, nie jestem krzywdzona bezpośrednio, bo nie ma komentarzy typu: „musisz mi wszystko mówić, bo jak nie, to…”, ale zamiast tego one po prostu z zaciekawieniem wypytują o szczegóły, raczej w atmosferze uprzejmości i zawsze moje sprawy są na tapecie. Gdy odmawiam „zwierzania się”, dopiero wtedy się obrażają, więc po prostu niby to nie jest na siłę, ale zwierzać się muszę! Tak samo nigdy nie powiedzą: „musisz z nami być i już”, tylko po prostu wmawiają mi, że to, że chce jechać akurat tam jest źle, że przecież mogę się usamodzielniać, ale „nie w ten sposób i nie tak szybko”.

Zalamka87, tak, mama z babcią karmiły mnie smutkiem od wczesnego dzieciństwa, tak naprawdę ja nawet tego nie zauważałam, zdałam sobie z tego sprawę, dopiero jak któregoś razu podsuszałam jak mama mówiła do babci: „ta dziewczyna ciągle słyszy od nas narzekania i smutki, od rana do wieczora”…

Mama nie robi mi już nawet awantur, że chcę wyjechać, tylko po prostu płacze po nocach, chodzi załamana cały dzień i to chyba nawet wcale nie demonstracyjnie.

Do psychologa chodziłam kilka razy, ale wydałam na to mnóstwo kasy i nie pomogło. Raczej nie chciałabym terapii grupowej, tylko bym się męczyła. A na prywatną mnie nie stać. Na NFZ byłam u psychiatry, ale takie warunki jak tam są, to ja dziękuję, czekałam od 6 rano do 11 i odbyłam półgodzinną wizytę, gdzie chciałam pokazać lekarzowi nagranie zrobione podczas jednej z kłótni, to powiedział, że dziś już nie ma czasu, bo zaraz następna pacjentka i w ogóle nie podobało mi się to…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak biała manipulacja jest najgorsza bo działa tak samo a kat może się wszystkiego wyprzeć

 

[Dodane po edycji:]

 

po co cały czas to usprawiedliwiasz, w taki sposób nigdy się nie uwolnisz, wiesz jak ja potrzebowałam psychiatry to przez rok siedziałam w poczekalni po 3-4 godziny bo nie było numerków tylko po kolei jak kto przyszedł....na terapie poszły ogromne pieniądze ( moja mama jest kasjerką i mamy malutką rentę po tacie) więc wiesz.... ale to była absolutna konieczność

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×