Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć Wam Wszystkim - bardzo się cieszę, ze znalazłam to forum, mam nadzieję, że tutaj ktoś zozumie co się ze mna dzieje i że to wszystko to zachowanie nie zalezy ode mnie. Tak, Marto podobnie jak ty mam napady duszności. Dzisiaj prawie cały dzień miałm DUSZNOSC, myślałam, ze przejdzie, ratowałam się jak moglam, wmawiałam sobie , że to zaraz minie - ale niestety. Stwierdziłam, że muszę iśc do lekarza, że to na pewno nie nerwica - jak stwierdził inny lekarz - tylko coś z sercem. Niestety lekarz potwierdził poprzednią dignozę, zrobił EKG i powiedzialł, że serce po propranolu uspokoiło się - ale objawy nerwicy jeszcze sie utrzymują i dopisał Hydroźyzinum, poza tym biore jeszcze Afobam. Lekarz powiedział, że jezeli po tych lekach objawy duszności i lęku o wlasne zdrowie, życie i lęk przed smiercią itp, itd bedą się utrzymywać to muszę udać się do psychiatry. Będę z wami w kontakcie zobaczymy jak będzie przebiegać to moje leczenie, ale z tego co tutaj wyczytałam to chyba nie bedzie takie proste i szybkie - (czy ja znowu sobie to wszystko wmawiam - a może będzie szybko i dobrze?)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj Moniczko, Moniczko...szkoda słów....Skoro nie ufasz opini lekarzy (w tym przypadku psychiatry) to o czym my mówimy. Powiedzmy sobie szczerze, Ty chcesz miec psychozę lub chorobe psychiczną....po prostu sama na siebie zrzucasz taki ciezar.... Najpierw białaczka, później stwardnienie rozsiane....a teraz przyszedł czas na chorobe psychiczną.....

Najlepiej zrobisz jak znajdziesz sobie pracę, taką ze zmiana 12-sto godzinną i to nie przy biurku.....tylko najlepiej w polu...po całym dniu takiej orki..nie bedziesz miała siły na rozmyślanie.... To wg mnie najlepsza terapia dla Ciebie.... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ktos kto pisze ze ma nerwice od 20 lat ,nie zdaje sobie z sprawy chyba z jej istnienia ,podobnie zreszta jak jam sam,dopiero jak stan sie pogorszy i jestes na dnie tak jak ja teraz,widzisz jak długo na to pracowałes,ale nie nazwałbym tych 20 lat nerwicą,tylko preludium do najgorszego okresu .Nie chce nikogo straszyc,ale sam widze jak mi niszczy zdrowie,nie chodzi tylko o objawy ale o trwałe ubytki na zdrowiu,ktore ona czyni, trochhe w tym napewno hipochondryka ,ale nie wiem ile.Mi udało sie zdiagnozowac nerwice bardzo szybko ,ktora zaczeła sie od napadow panicznego leku ,teraz mam wszystkie objawy somatyczne,zreszta koszmarne.Uwarzam ze nieleczona nerwica zniszczy komus zycie doszczetnie ,dlatego trzeba podjac terapie jak najszybciej ,bo same tabletki nie pomogą,mi pomagały w pierwszej fazie lekow,bezobjawowej ,Wazne jest wsparcie osob bliskich,bez tego chyba by mnie juz nie było.U mnie wiara przeplata sie z totalna niewiarą,wszyscy mi mowia ze trzeba poczekac na wyniki leczenia,a ja im nie moge uwierzyc,no wiadomo dochodzi depresja,ale gdzies mam ukryta nadzieje ze jak sie przemecze to ja pokonam ,choc napewno nie na 100 %,,zreszta tego nawet nie chce,wystarczy mi 80 %.Wniosek mam taki po dopiero krotkim leczeniu i obserwacji ,iz wielu z nas po prostu chce miec nerwice i sie meczyc z nia,a sami o tym nie wiedza,ja juz to wiem i to mnie przeraza,bo najgorzej jest stoczyc walke z własnym sobą.Bo nerwica przychodzi ,kiedy nie chcesz byc juz starym soba,a nie umiesz lub nie chcesz byc nowym sobą,i dlatego toczysz to błedne kolo objawow i leków.Chciałbym w przyszłosci napisac jak pokonalem nerwice ,to moje marzenie,jedyne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Deuniu kochana codziennie mysle sobie,że bedzie lepiej i nie tylko przy polykaniu tabletki!juz nauczylam sie,że kiedy dopada mnie lęk i panika poprostu zamykam oczy i czekam...czekam az to minie!szczerze mowiac mam juz dosyc tego,że codziennie musze sie zamartwiac 'a jak bedzie jutro.jak sobie poradze' juz niewiem skad czerpac sily!pozdrawiam cie cieplo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesć

 

Mam pytanie .

Czy jak wstajecie rano to pierwsze o czym myślicie to nerwica?

Ja jak wstaje to pierwsze o czym myśle to to kiedy zacznie mnie bolec głowa, kiedy zaczną sie zawroty.

Oczywiście odrazu wmawiam sobie ze nigdy z tego nie wyjdę , ze bede sie meczył do konca moich dni....

Nie wiem jak moge to zmienic.

Ten strach jest silniejszy odemnie.....

Macie jakies spsoby (o ile tez Was to spotyka)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od jakiegos czasu mam podobnie, ale dzis uswiadomilam sobie ze dotarlam wlasnie do glownej przyczyny mojej nerwicy - zdaje sie ze jest to szkola; i tak tez rano nie mialam sily wstac z lozka - myslalam ze umieram, a po tym co sobie uswiadomilam wstalam, i wszystko jakby mniej boli..

oczywiscie u Ciebie moze to byc cos zupelnie innego, ale zwykle jest jedna taka rzecz, ktora napedza najwiecej stresu - bo te wszystkie objawy moga byc sygnalami, ze jest jakas sytuacja przed ktora chca Cie uchronic czyniac 'chorym'

oczywiscie moge sie mylic ;)

pozdrawiam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć!

to u NAS jest zupełnie normalne, jeśli wiesz, co i kogo mam na myśli.

Ale ja tak dokładniej po obudzeniu zadręczam się pytaniami w stylu : czy dzisiaj znowu wydarzy się coś przykrego? czy naprawdę muszę tak żyć? kiedy znowu spanikuję?

Ogólnie to zdaję sobie takie pytania retoryczne... Gorzej, gdy złapie mnie "tylko" wielka panika i lęk w nocy, gdy nie mogę zasnąć...

A co ja na to wszystko robię? Jak narazie nic, staram się nie zwracać na to większej uwagi, stosuję autosugestie że będzie ok, ale.. czy pomaga?

Nie wiem.

 

zdaje sie ze jest to szkola

Dla mnie to po prostu NOWY DZIEŃ. Szkoła pewnie też ma w tym swój udział, ale ja się boję wstawać, żyć...

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ano, ogólnie tym charakteryzuje się ta choroba, że całe nasze życie przemienia w oczekiwanie na kolejny atak..wcześniej czy później do takiego przykrego stanu musi dojść, bo na tym polega właśnie autosugestia..a raczej błędne koło autosugestii...im więcej o tym myślisz, tym więcej przykrych rzeczy będziesz doświadczał...jedyne wyjście, jeżeli nie możesz o tym przestać myśleć..zająć się czymś...

 

Ja wiem, ze jest ciężko..czasem przełamanie się zajmuje mi ok godziny..robię coś..a i tak przez pierwsze godziny nie myślę o niczym innym jak o swojej śmiertelnej :? chorobie..w końcu jednak te głupie myśli ustępują...muszą ustąpić..zawsze tak jest.. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak właśnie jest, jak napisał czerwony. Chociaż czasem, jak się naprawdę śpieszę do pracy, to zapominam o nerwicy lub nie zdążam zaczekać na pierwsze objawy... najgorzej jest z czasem wolnym...

-------------

tak na marginesie, zastanawiam się, jeśli np. 100 000 Polaków ma nerwicę spowodowaną np. kancerofobią, to te 100000 jest takimi specjalistami od wczesnej diagnostyki nowotworów, że onkolodzy mogą być dumni... :))

 

J

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

Post będzie trochę długi,dlatego rozumiem że tylko wytrwali dotrą do końca...Jestem nowy,aczkolwiek temat nerwicy nie jest mi obcy ;). Moim problemem jest "reakcja nerwicowa" towarzysząca mojemu jak to określiła pani psycholog "okresowi uwalniania się od domu". Słyszałem kiedyś teorię,że większość chorób typu depresja,nerwica jest spowodowanych : zła rodzina,stres,problemy itd itp (nie ograniczam,wymieniam jednak główne) u mnie jakby spojrzeć jest odwrotnie,dzieciństwo miałem wspaniałe,zawsze byłem wrażliwym facetem ale nie przejmowałem się raczej rzeczami typu szkoła,obowiązki,wszystko traktowałem light'owo ;). Byłem i jestem trochę takim "niegrzecznym chłopcem",imprezy,kiedyś drobne przekręty,różne dziwne często nielegalne akcje jednak z dewizą "nie szkodzić drugiemu" ;). Teraz trochę historii...w wieku 9 lat opuścił nas (Mnie,Mamę,Brata) Ojciec, nadal się widywaliśmy,spędzaliśmy razem czas,ale mieszkał już gdzie indziej. Od tej pory to Mama była główną osobą która utrzymywała dom,dbała o Nas i kierowała nami, razem z bratem skończyliśmy dobre szkoły,dostaliśmy się na studia (On niestety przerwał i łącznie z dniem dzisiejszym pracuje) Ja studiuję do dziś (III rok),zawsze mieliśmy wszystko czego tylko było nam trzeba,mama pracowała na nas ile sił,i żyła naszym szczęściem...Miała wielu adoratorów;),jednak zawsze ważniejszy był Dom i My,i nie było tu czasu na mężczyznę... Sama w wieku 19 lat nie miała już nikogo na świecie - moja babcia wtedy umarła,a "dziadek" odszedł od nich dużo dużo wcześniej,mama została sama z 12 letnim bratem którego musiała utrzymać,pilnować...a sama jeszcze studiowała.. stąd też była bardzo opiekuńcza wobec nas..dbała żebyśmy mieli wszystko i żyli szczęśliwie.. Z czasem dzieci które mają wszystko i robią co chcą, przestają doceniać to co dostały, przestaliśmy cokolwiek robić w domu bo i tak mama to robi (choćby nie wiem jak zmordowana wróciła),częste kłótnie zakończone Jej płaczem...mama nie jest już tak stanowcza jak kiedyś i pozwalamy sobie w domu na dużo więcej niż powinniśmy...bez większych konsekwencji. Problem ze mną zaczął się w styczniu roku 2006 [a więc miałem nieskończone 21 lat]... kiedy to zaczęło się we mnie pojawiać jakieś dziwne napięcie którego nie rozumiałem powodowało ono że nie chciało mi się jeść i było bardzo nieprzyjemne...a pojawiać się zaczęło właśnie w "domowe dni" kiedy siedziałem nic nie robiąc w domu... Długo nie czekałem tylko poleciałem do psychologa żeby "pogadać". Diagnoza : Kryzys usamodzielnienia [nigdy nie wierzyłem w takie bajki,że w ogóle coś się dzieje poza naszą świadomością]. Ponieważ objawy nie były poważne,pani psycholog uznała wizytę jako interwencję kryzysową i powiedziała że przejdzie.. Nie przeszło ;) trafiłem do innej psycholog która bez wiedzy o poprzedniej wizycie też stwierdziła że jest to ten magiczny "kryzys". Sprawa wyglądała tak, siedziałem w domu - i w pewnym momencie czułem że MUSZĘ wyjść do ludzi...spotkać się z kimś...głowa podpowiadała mi że tego chcę i tak rozładuję to napięcie które się we mnie gromadziło..i często tak się działo wychodziłem ..spotykałem się z przyjaciółmi i było ok..czasem natomiast w drugą stronę..będąc w "świecie zewnętrznym" pojawiało się napięcie które mogłem zredukować albo szybko spotykając się z kimś,albo wracając do domu... Oczywiście podjąłem terapię z panią psycholog,rozmawialiśmy o różnych różnych rzeczach,i dużo się dowiedziałem o sobie..które dostrzegłem dopiero teraz..że martwię się strasznie o dom,o to jak mama sobie poradzi kiedy zostanie sama,że nie ma nikogo,że brat jest bardziej olewający niż Ja i ma wszystko gdzieś co się dzieje w domu a mama jest taka słaba..Czułem że to Ja muszę ponaprawiać parę spraw w domu,i wszystko brałem strasznie od siebie..terapia trwała 3,5 mca [czułem się lepiej,ale miałem obawę że to za krótko trochę] i uznaliśmy że mogę spróbować radzić sobie sam. Było nawet ok...napięcie pojawiało się ale mniejsze,i jakoś sobie z nim radziłem,gdy spędzałem dużo czasu poza domem żyłem normalnie,całe wakacje pracowałem bez większych problemów...Teraz gdy skończyłem pracę,wraca szkoła i "stare życie" znów się do mnie dobiera..dlatego nie czekam tylko na dniach lecę pogadać z panią shrink.. To jest tak,że rozrywają mnie dwa światy - ten zewnętrzny który mnie ciągnie do siebie,i ten świat domu...który uważam za bezpieczny,który przyciąga mnie moim dzieciństwem i stabilizacją. Problem w tym,że Ja nie chcę się dać,otrzymałem wiele od domu,dzięki temu jestem dobrym człowiekiem,ale w przyszłości chcę mieć rodzinę,własny dom,dzieci... mamę którą będe odwiedzał...[tak chciałbym żeby nie była sama...] a moja podświadomość chyba tego nie rozumie - i stąd ten stan napięcia...

Codzień modlę się żeby wszystko się ułożyło, żeby kiedyś rzeczywistością stał się obraz w którym będę dorosłym facetem z rodziną i obowiązkami, który nie zapomni o matce która dała mu tyle miłości i będzie NORMALNIE ją odwiedzał widząc szczęśliwie starzejącą się kobietę [najchętniej widziałbym ją z jakimś fajnym starszym panem;)]. Wiem,że sama modlitwa nie pomoże,i że muszę pracować nad sobą.To fakt,co mówi pani psycholog , ten stan nie jest taką głęboką nerwicą,nie mam zawrotów głowy,nawet gdy napięcie mnie dorwie,nie mam problemów z wyjściem na zewnątrz..objawy somatyczne to : brak apetytu,i delikatne ściskanie w żołądku...ale jest to bardzo bardzo nieprzyjemne....przykre i nikomu tego nie życzę. Nie mam zamiaru się poddać,będę próbował każdej możliwości aby wojna w mojej głowie ustała...Będę walczył,bo życie jest piękne,a nadzieja jest bo słyszałem że wielu ludzi już pokonało nerwicę...a więc NADZIEJA jest...

 

Pozdrawiam i życzę NAM wytrwałości..

[/b]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jestem na oddziale psychoterapii juz 4 tygodnie.. i niestety jest jeszcze gorzeń.. nie miałam tak starsznych leków jak teraz.. ciągle kręci mi sie w głowie... na oddziale czuje straszne napięcie cos w stylu padaczki wewnętrznej... nie moge spać.. poza tym na samą myśl ze mam tam wwrócic w poniedziałek odrazu płacze.. najgorsze jest to ze jak tam szłam to nie czułam sie az tak źle///na zajęciach nie moge sie skupić bo mam tak straszne napady lęku.. nie dostajemy żadnych leków tylko słysze "przejdzie Ci..."ja jestem wykończona... mam myśli samobójcze.. i najchętniej bym skończyła ze sobą raz na zawsze...mama na mnie naciska ona poprostu nie rozumie ze ja sie tam męczę..:(Prosze was o rade bo wy jedyni jestescie mnie w stanie zrozumieć... Co ja mam zrobic??? z jednej strony chce sie leczyć ale takiem kosztem jak teraz??? :cry::cry::cry::cry: [/i]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem co przeżywasz. Sam byłem w ośrodku tyle że nie wytrzymałem za długo bo tylko 1 dzień.teraz tego bardzo żałuję.Ale pomyślałem przecież że ja tam jestem po to by sie wyleczyć z tego i że objawy muszą towarzyszyć mi przez pewien okres bo przecież nie znikna wraz z chwilą przekroczenia drzwi ośrodka.

Moja rada: pomyśl jak będziesz sie czuła po ukończeniu terapii, może sie wyleczysz....A jak jeszcze bedą jakieś objawy to będziesz dumna z tego że potrafiłas skończyć terapie!!!

Wiem jednbak co to są objawy i walka z nimi............:(

Powodzenia:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Tak jak już wczesniej ktoś napisał ważne jest żeby chodzic na wykłady a nie zamykać się w domu i stale się usprawiedliwiać!

Musimy świadomie wchodzić w nasze lęki,gdy boimy sie wychodzic z domu to powinnismy robić wszystko zeby sie przełamać ,powiedziec sobie,ze potrafię!

To jest pewna forma leczenia !Nie zawsze bedzie nam dobrze poza domem,beda dni gorsze i lepsze,takie co dają nadzięję!

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Po przeczytaniu Twojego posta powiem szczerze "szczęka mi opadła" ,bo rzadko się zdarza,żeby facet w Twoim wieku był tak wrażliwy ,tak logicznie myślący i mający tyle siły w Tobie.Naprawde pełen podziw.Ja mam 22 lata i też nerwice i też w dużej mierze jest to spowodowane relacjami rodzinnymi i co za tym idzie kryzysem odpowiedzialności jak to napisałeś (jeśli coś przekręciłam to sorki),w każdym bądz razie bardzo się domyślam jak się teraz czujesz.Wiesz wydaje mi się że mamy troche utrudnione życie przez nerwice,ale jest to tylko kolejny płotek w naszym biegu który musimy pokonać.W każdym bądz razie troche mnie podniosło na duchu to co napisałeś...dzięki.Pozdrawiam.Magnolia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Kasiu! W ciągu ostatnich trzech tygodni głowa bolała mnie codziennie. Myślałam że sie wykończe bo wciąż wydawało mi sie że to "coś poważnego". Najlepszą metodą aby to sprawdzić postaraj sie zająć czymś co pozwala ci sie 'wyłączyć" na chwilke. Jeśli przez ten czas nie będziesz myślała o tym że cie boli i nie będziesz odczuwała żadnych dolegliwości to na pewno nerwica. Nie martw sie jeśli akurat nie masz teraz żadnych powodów do nerwów bo ta "choroba" zaskakuje nas nawet wtdy gdy nie ma powodów aby sie "dołować' Jeśli na tomografii wyszło ci że wszystko ok to na pewno tak jest. Wynik tego badania jest długo ważny. A głowa może boleć na przykład od zęba. zatok lub zwykłego przeziębienia. Uwierz mi czym rzadziej będziesz o tym myślała to minie. Chociaż wiem że to trudne to jednak wykonywalne. Mnie głowa przestała boleć 3 dni temu:) chociaż tak jak Ci napisałam od 3 tygodni wydawało mi sie że to jest koniec...Pozdrawiam Cie serdecznie i życze Ci abyś zapomniała o Bólu. Sam fakt że sie nad tym zastanawiasz świadczy o nerwicy..jeśli ktoś jest naprawde chory nie dopuszcza takiej myśli do świadomości. A od nerwicy sie nie umiera:). uwierz mi żyje z nią kilkanaście lat:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no niestety ja też tak mam i oniczym innym nie myślę tylko o nerwicy. nie lubie rano wstawać bo boję się każdego kolejnego dnia, co sie wydarzy i czy dostanę atku czy też nie. czasami o tym zapominam zwłaszcza jak jestem zajęta albo jak nie jestem sama. ale czasmi cały dzień o tym myślę i czekam na atak i wsłuchuję się w swój organizm jak głupia. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kochani, od 3 tyg biore lexapro. Zeszly tydzien wydawal mi sie cudowny, zaczelam wierzyc, ze juz bedzie ok. Niestety wczoraj w pracy poczulam zdenerwowanie, kontrolowane, ale jednak, bylo mi zimno i zle...

zawsze wtedy wydaje mi sie, ze sen bedzie najlepszym ukojeniem- niestety, nie moge zasnac, wybudzam sie bo ok godzinie z walacym sercem, miotam sie po lozku, mecze sie strasznie, czuje sie jak w czasie wysokiej goraczki :( wzielam o 2 25mg hydroksyzyny, ale nie pomogla. Rano czulam sie ledwo zywa i mam dosc.

 

macie podobnie? czy nawet jesli lek na nas dobrze dziala tez zdarzaja sie takie beznadziejne dni i noce? wystarczyl dzien, zeby zniszczyc mi cala radosc zeszlego tygodnia:((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 16 lat i w tym roku ukonczylma gimnazjum!Zawsze uczylam sie znakomicie- zalezalo mi na dobrych ocenach i wzorowej opinii u innych. Dostalam sie do najlepszego liceum w moim miescie, ale w sumie poszlam tam pod namowa innych. Zreszta sama sobie wmawialam, ze ta szkola najlepiej przygotuje mnie do matury i po niej o wiele latwiej bedzie mi dostac sie na studia. Nigdy nie mialm problemu z nauka, wiadomo nikt nie lubi sie uczyc(ja tez), ale zeby cos w zyciu osiagnac trzeba troche nad soba i swoim wyksztalceniem popracowac. Jednak wraz z rozpoczeciem roku szkolnego zaczal sie koszmar w moim zyciu! Nauka zaczela sprawiac mi trudnosci, mialam obawy ze nie poradze sobie w nowej szkole, ze to nie jest miejsce dla mnie, na dodatek do klasy nie tarfilam z nikim znajomym(jestem osoba niesmiala, wstydliwa i malo otwarta, dlatego to bylo dla mnie dodatkowe utrudnienie). Przychodzac do domu caly czas ryczalam, w ogole nie moglam zabrac sie za lekcje, gdy tylko mialam cos zrobic od razu pojawiala sie panika. Ranki byly okropne- mysl ze zaraz musze isc do szkoly, na dodatek nieprzygotowana(wczesniej raczej mi sie to nie zdazalo) mnie przerazala. W koncu opuscialm jeden dzien, potem kolejny i jeszcze jeden az przeciagnelo sie do dwoch tygodni. W tym czasie podjelam decyzje o przeniesieniu do gorszej szkoly, gdzie mialam pelno znajomych. Jednak nie do konca bylam pewna swej decyzji, balam sie, ze pozniej moge tego zalowac, wiedzialam, ze trace szanse i ze wiele osob chetnie by sie ze mna zamienilo, ale mialm juz dosc stresow i cierpienia(juz nie wspomne o tym, ze sprawialm takze bol blsikim, gdyz marwtili sie o mnie). W nowej szkole mam mase zaleglosci, oczywiscie zdawalam sobie sprawe, ze tak bedzie ale mialam nadzieje, ze jakos sie z tym uporam! Jak widac myslilam sie! Material jaki musze nadrobic mnie przeraza, na dodatek nie chce mi sie uczyc widzac ile tego jest! Nie wiem co sie ze mna dzieje ale jakos nie moge zabrac sie za nauke, gdy tylko probuje to robic od razu panikuje i rycze! Wydaje mi sie, ze mam wstret do nauki, ze ksiazki "parza". Najchetniej w ogole bym sie nie uczyla i nie chodzila do szkoly, jednak chcialbym cos w zyciu osiagnac i zdobyc wyzsze wyksztalcenie- byc z tego dumna i zdobyc prace, ktora bedzie sprawiala mi radosc! Bylam juz u psychologa i innego lekarza, mam przepisane jakies leki (biore je juz od dwoch tygodni) ale nic nie pomagaja! Juz kompletnie nie wiem co robic! Jak nie bede sie uczyc to zawale rok a tego nie chce!!! Na dodatek przysparzam tez duzo stresu bliskim, boli mnie to, ze cierpia przeze mnie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć agniecha1 - odpowiadam ci na twoje pytanie - po Afobamie czuję się normalnie, wogóle po wszystkich lekach czuję sie dobrze - miewałam swędzenie przeważnie całej twarzy, ale to jeszcze przed lekami i przed tym jak sie dowiedzialam, że mam nerwicę. Dziś na przykład caly dzien czułam sie bardzo dobrze, nie wiem czy to psychika zadzialała czy moje problemy bedą zblizac się do końca. Bedę w kontakcie i czekam na odpowiedzi od was. Pa . POZDRAWIAM....... :lol::lol::lol: ŻYCIE JEST PIĘNE A NERWICA JEST JAK OWOC KÓRY MOŻNA ZGNIESĆ W DŁONI TO PRZECIEŻ MY RZĄDZIMY NASZYM CIALEM A NIE ONA - POWTARZAM TO SOBIE CAŁY CZAS JAK SIĘ ZBLIŻA - pomaga - polecam ;)

 

[ Dodano: Sob Paź 14, 2006 9:21 pm ]

Czy Afobam na pewno uzależnia, ktos to tu napisał, ja go biorę 2x dziennie, jezeli tak to czy mam o tym porozmawiac z lekatrzem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×